HISTORYCZNE
BITWY
MIROSŁAW NAGIELSKI
WARSZAWA 1656
L
BELLONA WARSZAWA
Ilustracja na okładce: Bartłomiej Drejewicz Redaktor merytoryczny: Bogusław Brodecki Redaktor techniczny: Elżbieta Bryś Korekta: Anna Olszowska, Hanna Rybak Wydanie poprawione,i uzupełnione i
^
'
'
■
© Copyright by Mi Nagielskii, Warszawa 2009 © Copyright by BellcWSprjlkaf Akcyjna, Warszawa 2009 Miojika Biblioteka Publiczna WROCŁAW
A4000547142A
4 000547142 Kii. SsrffiWBko 7!
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek z rabatem. www.ksiegamia.bellona.pt Nasz adres: Bellona SA ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa Dział Wysyłki: tel. 022 457 03 06, 022 652 27 01 fax 022 620 42 71 e-mail:
[email protected] www.bellona.pl
Druk i oprawa: Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o. 90-520 Łódź, ul Gdańska 130
ISBN 978-83-11-11532-3
WSTĘP Bitwa warszawska, stoczona na równinie praskiej 28-30 lipca 1656 r. między sprzymierzonymi siłami szwedzko--brandenburskimi a oddziałami polsko-litewskimi, zasługuje na szczególną uwagę nie tylko ze względu na jej efekty, które okazały się dla obu stron nader skromne w stosunku do oczekiwań, ale głównie z uwagi na siły obu stron biorące udział w tej kampanii i szereg nowych rozwiązań taktycznych sposobów walki. Szwedzi zaskoczyli stronę polską obejściem jej szyku całą swoją armią, marszem flankowym, zmuszając Jana Kazimierza do przegrupowania wszystkich sił własnych. Jak zareagowała strona polska i czy w tej nowej sytuacji można było przeciwstawić się sprzymierzonym, dysponującym przewagą tak w artylerii, jak i w sile ognia regimentów pieszych i dragonii - to główne cele pracy przedstawiającej nie tylko bitwę warszawską, lecz całą kampanię 1656 r., łącznie z przygotowaniami do odzyskania stolicy, jej oblężeniem, a także wydarzeniami, które nastąpiły już po wycofaniu się polskich oddziałów na skutek przegranej batalii pod Warszawą. Mimo iż działania wojenne przesłaniają wydarzenia po-lityczno-dyplomatyczne tego okresu, te ostatnie miały jednak istotny wpływ na operacje 1656 r. Przez cały ten okres obie strony prowadziły intensywną akcję dyplomatyczną w celu pozyskania sprzymierzeńców, o co szczególnie za-
6 biegała Rzeczpospolita osamotniona w walce ze Szwecją i pozostająca od 1654 r. w stanie wojny z Rosją. Wydarzenia wojenne 1656 r. miały również ogromny wpływ na rokowania prowadzone przez polskich komisarzy z Rosją (traktat przymierza w Niemieży z 3 XI 1656) i Austrią (układ z 1 XII 1656), które zmieniały istniejący układ sił w środkowo-wschodniej Europie. Kampania warszawska przyniosła zwycięstwo sprzymierzonym, którzy natychmiast przystąpili do przedstawiania jej wyników całej Europie, zamierzając wyzyskać sukces propagandowo. Ukazało się wiele gazetek ulotnych, relacjonujących trzydniowe zmagania, podkreślających jednocześnie wkład oddziałów brandenburskich w zwycięstwo Karola X Gustawa na polach praskich. Jedną z nich była: „Relation oder wahrhaftiger Bericht, wie es auf Seiten kurfurstlichen Durchlaucht von Brandenburg bei der wider die Polen und Tataren vor Warschau erhalte-nen Victoria zugegangen"1. Aby podkreślić zasługi armii elektorskiej i jej dowódcy, wielu wyższych oficerów pruskich przystąpiło do sporządzania własnoręcznych relacji z pola bitwy. Należeli do nich m.in.: Wolrad Waldeck2, jego brat Jerzy Fryderyk Waldeck3, a nawet sam Fryderyk Wilhelm4. Nie pozostali w tyle Szwedzi, czego przykładem są relacje księcia Adolfa Jana, brata królewskiego5, i Erika Dahlbergha6. 'B. m. w., po 31 VII 1656, B. Naród., nr Mf. A 320. J.G. D r o y s e n, Die Schłacht von Warschau 1656, Leipzig 1863, zał. nr3,s. 124-127. 3 Zob. Bruchstiicke einer Relation Georg Friedrich Waldecks iiber die Schłacht von Warschau, w: A. R i e s e, Die dreitdgige Schłacht bei Warschau 28, 29 und 30 Juli 1656, Breslau 1870, zał. 6, s. 211-212. 4 Droysen, op.cit., zał. 1, s. 109-112. 5 J.L. C a r 1 b o m, Tre dagars slaget vid Warschau, Stockholm 1906, s. 203. 6 Zob. Handschriftlicher Bericht Dahlberg's, w: R i e s e, op.cit., zał. 2, s. 201-207. 2
7
Polacy natomiast niezbyt chemie powracali do batalii, w wyniku której musieli opuścić Warszawę. W korespondencji króla, jak i pozostałych dostojników na czele z kanclerzem koronnym Stefanem Korycińskim i podkanclerzym Andrzejem Trzebickim, nie znajdziemy dokładnego opisu bitwy warszawskiej, lecz jedynie wyjaśnienia, jak doszło do przegranej, i luźne uwagi o jej rzeczywistych rozmiarach. Strona polska, wobec rokowań z Moskwą i Austrią, starała się pomniejszać znaczenie tej kampanii, bagatelizując poniesione straty. Widać to wyraźnie w korespondencji do polskich komisarzy, pertraktujących w Niemieży o rozejm z przedstawicielami cara Aleksego Michajłowicza7. Dopiero w 1688 r. wydano dzieło Wespazjana Kochowskiego, Annalium Poloniae climacłer secundus z obszernym opisem działań polsko-szwedzkich okresu Potopu. Na szczególną jednak uwagę zasługuje praca Samuela Pufendorfa, De rebus a Carolo Gustavo Sveciae rege ge-stis, commentariorum Hbri septem elegantissimis tabulis aeneis exornati cum triplici indece, Norimbergae 1696, wraz ze świetnymi rycinami i planami sytuacyjnymi Erika Dahlbergha. O jej poczytności świadczy fakt, iż wkrótce przetłumaczono to dzieło na język francuski i niemiecki. Dla nas największą wartość mają trzy plany poświęcone bitwie warszawskiej, gdzie w legendach autor opisał drobiazgowo oddziały armii sprzymierzonych. Wiemy, iż autor brał udział w tej bitwie i stąd znał dobrze uszykowanie wojsk szwedzko-brandenburskich w poszczególnych fazach batalii warszawskiej. Opracowanie Pufendorfa stanowi do dzisiaj podstawowe źródło epoki przy opracowywaniu tego tematu. 7
Jan Kazimierz do komisarzy polskich z Garwolina 3 VIII i z Lublina 23 VIII 1656, B. Czart., rkps 149, nr 77, rkps 386, k. 127-130.
8 Dopiero wraz z rocznicą 200-lecia wydarzeń historycy rozpoczęli ich dogłębną analizę. Należy wymienić prace Juliusa Mankella8 i Johanna Gustava Droysena9. Ten ostatni w aneksie zamieścił wiele źródeł bezpośrednio odnoszących się do bitwy warszawskiej, głównie dotyczących udziału w niej wojsk sprzymierzonych - na szczególną uwagę zasługują relacje Jerzego Barkmanna, rezydenta gdańskiego przy osobie Jana Kazimierza. Praca ta, choć wykorzystująca wiele źródeł dotąd nieznanych, stanowiła jednocześnie apologię elektora i jego podkomendnych. Jeszcze dalej w tym kierunku poszedł August Riese, autor wielce kontrowersyjnej pracy o batalii warszawskiej10. Jego poglądy na temat staropolskiej sztuki wojennej grzeszyły anachronizmem, co wykazał już Konstanty Górski w pracy Trzydniowa bitwa pod Warszawą, „Biblioteka Warszawska", 1.1,1887. Autor ten nie kwestionował w zasadzie rekonstrukcji wydarzeń poczynionej przez Riesego, lecz uzupełnił obraz batalii, wykorzystując polskie archiwalia tej epoki. Z innych prac poświęconych temu zagadnieniu na uwagę zasługuje szkic gen. Wojciecha Chrzanowskiego, znanego topografa, kartografa i pisarza wojskowego. Znając dobrze teren bitwy, przedstawił zmagania obu stron przede wszystkim na podstawie dzieła Pufendorfa". Zainteresowanie polskich historyków dziejami Warszawy spowodowało, iż wielu z nich podjęło temat trzydnios
J. Mankell, Berattelser om svenska krigshistoriens markvardi-gaste faltslag, z. III, Stockholm 1859. 9 Droysen, op.cit., wśród 11 załączników (s. 109-152) znajduje my spis wojsk sprzymierzonych, biorących udział w batalii warszaw skiej, wraz z „ordre de bataille" z 29 VII 1656, zał. nr 10, s. 138-141. 10 R i e s e , op.cit., wraz z załącznikami źródłowymi, s. 198-213. 1 Druk w: Lettres de Pierre Des 8oyers, secretaire de la reine de Pologne Marie-Louise de Gonzague, Berlin 1859, s. 219-226.
9 wych zmagań na Pradze, jak choćby Jan Wegner, Adam Kersten czy też Stanisław Herbst, który zajmował się dziejami wojny polsko-szwedzkiej. Od czasów Górskiego brak jednak całościowego opracowania tej kampanii, gdyż trudno za takie uznać artykuł Herbsta, poświęcony batalii warszawskiej12. Znacznie więcej uwagi problematyce zmagań polsko-szwedzkich poświęcili historycy szwedzcy na czele z Larsem Tersmedenem13. Z innych prac należy wymienić publikacje Arne Stade14, Hansa Landberga15 czy Jonasa Hedberga16. Zawierają one wiele cennego materiału, dotyczącego organizacji, liczebności i uzbrojenia oddziałów szwedzkich, jak też finansowania działań i zaopatrywania garnizonów przez Szwedów. Oczywiście czytelnikowi przedstawiono nie tylko wydarzenia militarne 1656 r., ale także przyczyny konfliktu pol-sko-szwedzkiego wraz z charakterystyką złożonych stosunków politycznych w tej części Europy. Rozmowy dyplomatyczne z rezydentami państw obcych w Rzeczypospolitej, rokowania polskich dyplomatów z Austrią i Moskwą miały 12
S. H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą 28-30 VII 1656 r.t w: Wojnapolsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973, s. 296-330. 13 L. Tersmeden, Karl X Gustavs Garden 1654-1660, w: Sartryck ur Kungl. Svea Livgardes Historia, t. III, cz. 2, Stockhotm 1967; tenże, Carl X Gusta/s Arme 1654-1657. Styrka och dislokation, w: Carl X Gustaf-Studier, t. VIII, pod red. A. S t a d e , Kristianstad 1979, s. 163-276. 14 A. S t a d e , Erik Dahlbergh och Carl X Gusta/s krigshistoria, w: CarlX Gustaf-Studier, t. IV, Stockholm 1969. 15 H. Landberg, Finansowanie wojny i zaopatrywanie garni zonów. Szwedzki zarząd okupacyjny w Krakowie i Toruniu podczas wojny polskiej Karola X Gustawa, w: „Studia i Materiały do Historii Wojskowości" (dalej cyt. „SMHW"), t. XIX, cz. 2, Warszawa 1973, s. 171-216. 16 J. H e d b e r g, Carl X Gustafs artilleri, w: Carl X Gustaf-Studier, pod red, A, S t a d e, t, VIII, Kristianstad 1979, s. 277-343.
10 istotny wpływ na działania militarne. Zauważmy bowiem, że wiele opisywanych zjawisk było nierozłącznie związanych z wydarzeniami wojennymi, wpływając niejednokrotnie na ich przebieg - i odwrotnie, zmagania na polach bitew korygowały proces żmudnych przetargów dyplomatycznych.
RZECZPOSPOLITA POWSTAJE
Na początku 1656 r. niemal cała Rzeczpospolita znajdowała się w rękach Szwedów. Broniły się jedynie w Prusach Królewskich Gdańsk, Puck i Malbork, ale już w lutym wróg opanował Gdańską Głowę, a w marcu Malbork. Szwedzi zajęli zatem niemal całe koryto Wisły, pozostawiając w rękach polskich Gdańsk z Wisłoujściem. Dla Karola X Gustawa opanowanie koryta Wisły miało kapitalne znaczenie. W wielu miastach nadwiślańskich (Toruń, Warszawa, Sandomierz, Kraków) skoncentrowano znaczne siły. Z ośrodków tych mogli Szwedzi prowadzić działania przeciwko odradzającym się siłom Rzeczypospolitej we wszystkich kierunkach. Opanowanie przepraw wiślanych stwarzało swobodę manewru armiom polowym przeciwnika po obu stronach Wisły. Jednocześnie ta najważniejsza arteria komunikacyjna Rzeczypospolitej odgrywała istotną rolę w systemie zaopatrywania sił manewrowych i licznych garnizonów szwedzkich. Słusznie zauważył Wespazjan Kochowski, znany dziejopis XVII wieku, iż bez silnej artylerii i licznych oddziałów zaciągu cudzoziemskiego trudno było Polakom rozerwać szwedzki system obronny oparty o naturalne przeszkody: „o ile Szwedzi siedząc w widłach rzek czuli się bezpieczniej, o tyle Polacy pozbawieni piechoty, dział i sprzętu
12 oblężniczego nie mogli doprowadzić do kończenia wojny tak, jak się spodziewali i jak sobie tego życzyli"1. System obronny Karola X Gustawa opierał się głównie opradoliny. Tworzyły go pasma silnie umocnionych twierdz: Łęczyca, Łowicz, Nowy Dwór i Tykocin w centrum kraju, dalej na północ Pułtusk, Ostrołęka i Rajgród, wreszcie Bydgoszcz, Toruń i Brodnica2. Szwedzi opanowali również większość przepraw, i to nie tylko przez Wisłę, ale i inne rzeki, jak Warta, Bug czy Narew. Nad wieloma z nich wybudowali fortyfikacje ziemne i obsadzili je silnymi garnizonami. Był to system tzw. czynnej obrony zajętych prowincji Rzeczypospolitej, zakładający likwidowanie sił przeciwnika dzięki stałej kontroli terenu przez armie polowe, garnizony wielkich miast i miasteczek. Oczywiście zdawał on egzamin, dopóki Szwedzi mieli do czynienia z drobnymi oddziałami powstańców, ale nie mógł spełnić swej funkcji, gdy działania rozpoczęła regularna armia koronna. Wykorzystując znaczne rozproszenie oddziałów szwedzkich, których ponad połowa stanowiła załogi twierdz i miast Rzeczypospolitej, strona polska przystąpiła do ofensywy. Sygnał do walki ze Szwedami dało nie tylko zawiązanie konfederacji w Tyszowcach (29 XII 1655) czy udana obrona Jasnej Góry, obleganej przez oddziały gen. Burcharda Mullera, ale przede wszystkim powrót do ojczyzny Jana Kazimierza. Polski monarcha już 1 stycznia 1656 r. znajdował się w Lubowli, 4 stycznia w Krośnie, aby w połowie tego miesiąca stanąć w Łańcucie, gdzie doszło do oficjalnego porozumienia króla z hetmanami. 1 W. Kochowski, Lata Potopu 1655-1657, wyd. A. Kersten, Warszawa 1966, s. 154. 2 S. Herbst, Wojna obronna 1655-1660, w: Polska w okresie drugiej wojny północnej 1655-1660, t. II, Warszawa 1957, s. 70; por. J. Wimmer, Przegląd operacji w wojnie polsko-szwedzkiej 1655-1660, w: Wojnapolsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973, s. 158.
13 Orszak królewski kierował się do Lwowa, gdzie dotarł Jan Kazimierz ok. 10 lutego. Dwa dni wcześniej w Samborze monarcha potwierdził nadanie wojsku litewskiemu dóbr po zdrajcy Januszu Radziwille. Sytuacja była trudna, gdyż Polacy mieli mało piechoty i artylerii. Dlatego sformowanie nowej armii regularnej, zdolnej skutecznie przeciwstawić się Szwedom, było koniecznością. Zaciąg odbywał się początkowo głównie w województwach południowych, niezajętych przez przeciwnika, m.in. w ruskim, bełskim, wołyńskim i lubelskim. Jan Kazimierz zdawał sobie sprawę, iż celem ataku Karola X Gustawa będzie Lwów, gdzie koncentrowano siły do wiosennej kampanii 1656 r. Dlatego już 17 stycznia nakazał, aby regimentarz litewski Paweł Sapieha kierował się spod Brześcia Litewskiego na Sandomierz. Strona polska zamierzała jak najszybciej rozpocząć działania na tych obszarach, które opanowane były przez Szwedów. Chodziło nie tylko o wybranie rekruta do nowo powstających pułków jazdy i regimentów, ale przede wszystkim zamierzano, rozpowszechniając uniwersały królewskie, rzucić hasło powstania całego społeczeństwa Rzeczypospolitej przeciwko najeźdźcom. Do województw krakowskiego i sandomierskiego wysłano płk. Gabriela Wojniłłowicza i regimentarza Stefana Czarnieckiego w sile kilku tysięcy jazdy i dragonii. Mimo klęski pod Gołębiem (18 lutego) podstawowe zadanie zostało wykonane. Konfederacja szlachty województwa sandomierskiego podjęła uchwały o pospolitym ruszeniu, a także powołaniu rekrutów łanowych i dymowych. Osiągnięto też sukcesy militarne - opanowano przeprawy wiślane pod Zawichostem i Solcem, zdobywając słabo umocnione zamki3. 3 J. Teodorczyk, Wyprawa zimowa Czarnieckiego 1-20II1656 r. Bitwa pod Gołębiem, w: Wojna polsko-szwedzka..., s. 276-277.
14 Z samego województwa sandomierskiego wyruszyły tysiące szlachty i chłopskich rekrutów, gotowych do walki ze Szwedami. Przeprowadzono także przez Wisłę wielką liczbę koni, które posłużyły do zaciągu kilkunastu nowych chorągwi jazdy w pierwszym kwartale 1656 r. Wielu jednak rekrutów wywodziło się spośród biedoty wiejskiej i małomiasteczkowej Sandomierszczyzny, jak też z „elementu luźnego". Z obawy przed tymi ludźmi magistrat lwowski nie zdecydował się wpuścić czarniecczyków w obręb miasta. Na tym tle doszło nawet do rozruchów w nowo sformowanych chorągwiach i próby opanowania miasta siłą. W końcu przybyłe oddziały rozłożono na zgliszczach spalonych przedmieść. 6 marca pod Lwowem kasztelan kijowski prezentował przyprowadzone chorągwie, które szacowano na ok. 10 tys. ludzi. W rzeczywistości wraz z dywizją Czarnieckiego siły te nie przekraczały 6 tys. żołnierzy w 75 chorągwiach. Wzmocniły one znacznie zgrupowanie lwowskie Jana Kazimierza, przygotowujące się do odparcia spodziewanej ofensywy Szwedów. Położenie Karola X Gustawa pogarszało się z miesiąca na miesiąc. Nie tylko dopuścił do pojawienia się oddziałów Czarnieckiego na lewym brzegu Wisły, ale nie udało się szwedzkiemu monarsze całkowicie rozbić sił regimentarza pod Gołębiem. Polacy wycofali się w kierunku Końskowoli i Kurowa. Już jednak 19 lutego miało dojść do następnej potyczki w okolicy Łysobyk, w której Szwedzi ponieśli dotkliwe straty. Na pomoc grupie Stanisława Witowskiego, który prowadził rekrutów i zebrany prowiant, przybyły także chorągwie litewskie, zapewne z pułku pisarza polnego litewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego. Wymknięcie się wojsk Czarnieckiego i obawy przed wzrastającym w siły zgrupowaniem lwowskim spowodowały, iż Karol X Gustaw zdecydował się już wówczas do-
15
puścić elektora do udziału w rozbiorze Rzeczypospolitej. W liście pisanym w dniu bitwy gołąbskiej, 18 lutego, ofiarowywał Fryderykowi Wilhelmowi, w zamian za przysłanie swych oddziałów, dwa województwa wielkopolskie: poznańskie i kaliskie. Cztery dni później dodawał województwo sieradzkie i ziemię wieluńską4. Chodziło Karolowi przede wszystkim o powstrzymanie Litwinów Pawła Sapiehy, zdążających spod Tykocina w Sandomierskie, gdzie mieli połączyć się z oddziałami Czarnieckiego. Pisał także szwedzki monarcha do Bohdana Chmielnickiego i starszyzny kozackiej, proponując im zawarcie przymierza ze Szwecją. Chodziło o skłonienie Kozaków do zerwania kontaktów z Janem Kazimierzem. Tymczasem szwedzki monarcha, odesławszy część jazdy do Warszawy, zdecydował się ruszyć w kierunku Lublina. Miasto, pozostawione bez odpowiednio silnej załogi, poddało się i przyjęło szwedzką protekcję. Spod Lublina rozpoczęli Szwedzi marsz na Zamość, siedzibę Jana „Sobiepana" Zamoyskiego. Opanowanie twierdzy nie tylko ułatwiałoby kontynuowanie operacji lwowskiej, zabezpieczając tyły, ale ugruntowałoby władzę Karola X Gustawa w dorzeczu Wieprza i Bugu. Blokowano również w ten sposób drogę w kierunku Lwowa wojsku litewskiemu śpieszącemu na pomoc Janowi Kazimierzowi. Już 25 lutego jazda szwedzka pod komendą feldmarszałka Roberta Douglasa stanęła pod murami Zamościa. Dwa dni później przybył sam szwedzki monarcha, żądając natychmiastowej kapitulacji. Mimo wielkich obietnic, czynionych podczaszemu koronnemu, ten odmówił przyjęcia szwedzkiej protekcji. Nie pomogło ostrzeliwanie miasta w nocy z 27 na 28 lutego, nie pomogły też per4
L. K u b a 1 a, Wojna szwedzka w roku 1655 i 1656, Lwów b. r. w., s. 278-279; Teodorczyk, op.d?., s. 294.
16 swazje posłów, m.in. Jerzego Forgella i pisarza koronnego Jana Sapiehy, na próżno przekonujących Zamoyskiego o konieczności poddania się Szwedom. Nie mając sprzętu oblężniczego do prowadzenia regularnego oblężenia, obawiając się pozostających w okolicy chorągwi Czarnieckiego, Karol zdecydował się pozostawić Zamość w spokoju, tym bardziej iż nadchodziła pora odwilży, uniemożliwiająca szybkie manewry jego oddziałom. Król szwedzki obawiał się również nadejścia całej armii litewskiej pod komendą Pawła Sapiehy, która, choć odparta spod obleganego Tykocina przez Bogusława Radziwiłła, powoli posuwała się na południe; już w początkach marca Litwini znajdowali się w Bielsku Podlaskim. Oczywiście Karol X Gustaw, rezygnując z uderzenia na siedzibę Jana Kazimierza, zakładał, iż zmiana kierunku marszruty jego oddziałów stanowi jedynie chwilowe odłożenie ofensywy do czasu wyjaśnienia stanowiska, pozostających jeszcze w służbie szwedzkiej, polskich sił komputowych. Zaskoczeniem dla Karola była zdecydowana odmowa przyjęcia jego protekcji przez Jana Zamoyskiego, który w odpowiedzi na list Arvida Wittenberga z 2 marca miał odpowiedzieć, iż: „Co się tyczy poddania miasta, to stoi temu na przeszkodzie wierność, którą przysiągłem JKMci Janowi Kazimierzowi, obranemu sobie monarsze i pomazańcowi; niewzruszonym moim postanowieniem jest bronić Zamościa aż do końca, choćby mnie to miało kosztować ruinę ojcowizny, a nawet utratę życia"5. Taka postawa musiała wielce zadziwić Karola, przywykłego do uległości polskiej magnaterii, tym bardziej że w obozie szwedzkim nadal znajdowało się wielu polskich rotmistrzów na czele z Sapiehą, Zbrożkiem i Kalińskim. 5 Kochowski op.cit, s. 146; A. W i t u s i k, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamoyskiej, Lublin 1978, s. 187-189.
17 Jak pisał jeden z profesorów Akademii Zamojskiej, Bazyli Rudomicz, Szwedzi już 1 marca odstąpili spod Zamościa, z zemsty jednak za zlekceważenie własnego monarchy spalili wiele wsi podczaszego koronnego. Zimowo-wiosenna wyprawa Karola, mająca na celu rozbicie polskiego ugrupowania pod Lwowem, załamała się już w początkach marca. Po odmowie poddania się Zamościa Szwedzi kontynuowali marsz w kierunku Tomaszowa. Pod Bełżcem 3 marca szwedzki monarcha zdecydował się na zmianę planu. Wpłynęły na to przede wszystkim wiadomości uzyskane z innych prowincji Rzeczypospolitej, będących dotąd pod protekcją szwedzką. Już 2 lutego, stojący na czele królewskiego pułku jazdy litewskiej, Połubiński, porzucając służbę szwedzką, ruszył w kierunku Bielska do sił konfederatów Pawła Sapiehy, oblegających Tykocin. Wkrótce, nocą z 23 na 24 lutego, gros sił koronnych pod komendą chorążego Aleksandra Koniecpolskiego poszło w ślady wojsk pisarza polnego litewskiego. Oddziały te z północnego Mazowsza rozpoczęły marsz w kierunku Lwowa, gdzie dotarły na początku marca. Karol wiedział również, iż obok grupy Czarnieckiego, obserwującego jego ruchy, część Litwinów Połubińskie-go dotarła już do Lwowa (2000-2500 jazdy) i lada dzień zostanie skierowana przeciwko jego oddziałom. Dlatego zdecydował się na marsz w kierunku Sanu, docierając 11 marca do Jarosławia. Po niepowodzeniu wyprawy na Przemyśl, który Szwedzi próbowali bezskutecznie zdobyć, Karol podjął jedyną słuszną decyzję odwrotu na północ, w dół Sanu i Wisły. Dalszy marsz Szwedów w kierunku Lwowa, na co liczyli Polacy, mógł doprowadzić do całkowitego pogromu oddziałów Karola. Na rozkaz Jana Kazimierza pod mury Lwowa przybyły vliie tylko oddziały Czarnieckiego, ale w drodze znajdowa,; ły się też chorągwie powracające z Mazowsza i Podlasia.
18 Oddziały te wraz z siłami skoncentrowanymi przez króla pod Lwowem stanowiły zbyt silne zgrupowanie, aby Karol ryzykował dalsze posuwanie się w kierunku miasta. Siły te wraz z pospolitym ruszeniem i świeżo przyprowadzonymi ochotnikami Czarnieckiego szacowano na ok. 22-24 tys. ludzi. Optymizm, jaki towarzyszył otoczeniu Jana Kazimierza, odzwierciedla list sekretarza Des Noy-ersa z 23 marca z Głogówka: „Jeżeli Bóg pozwoli, że się król szwedzki nie cofnie i że jeszcze o jeden dzień marszu naprzód się posunie, mamy nadzieję z chwałą zakończyć wojnę"6. Odwrót szwedzkich oddziałów przez Puszczę Sandomierską odbywał się w bardzo trudnych warunkach. Maszerujących żołnierzy atakowali nie tylko partyzanci chłopscy, ale i regularne oddziały Czarnieckiego. 28 marca próba opanowania obozu szwedzkiego pod Niskiem zakończyła się niepowodzeniem na skutek opieszałości Litwinów. Wreszcie 30 marca ścigani Szwedzi dotarli do wideł Wisły i Sanu w okolicy Sandomierza. Miasto jednak było już opanowane przez oddziały marszałka koronnego Jerzego Lubomirskiego. Bronił się natomiast zamek pod komendą płk. Dawida Sinclaira. W trakcie przemarszu opuściły Szwedów ostatnie polskie oddziały pod dowództwem pisarza polnego koronnego Jana Sapiehy. Nieudaną kampanię zimowo-wiosenną szwedzkiego monarchy przypieczętowała klęska margrabiego ba-deńskiego Fryderyka pod Warką, ale dla działań polsko--szwedzkich w tym okresie szczególnie istotne były operacje w widłach Wisły i Sanu. Mogły one rozstrzygnąć losy tej wojny. Szwedzi, zamierzając kierować się w stronę Warszawy, przykładali duże znaczenie do utrzymania San6
P. Des Noyers, Lettres... secretaire de la reine de Pologne Marie Louise de Gonzague, pour a 1 'histoire de Pologne et de Suede de 1655 a 1659, Berlin 1859, s. 119.
19 domierza i przeprawy znajdującej się w pobliżu tego miasta. Już w trakcie marszu w dół Sanu szwedzki monarcha wysłał z Jarosławia działa i amunicję, aby w ten sposób wzmocnić garnizon w Sandomierzu i przyśpieszyć przemarsz własnych oddziałów. Jednocześnie nakazał załodze szwedzkiej, aby przystąpiła do budowy mostu na Wiśle. Strona polska słusznie oceniła, iż Szwedzi nie będą kierowali się na Kraków, lecz ku Warszawie, spławiając drogą wodną tabory i artylerię. Jeszcze na naradzie w Grochowicach koło Przemyśla (19 III) Czarniecki wraz z Lubomirskim zdecydowali się nawet oblegać armię Karola X Gustawa w Jarosławiu, zamierzając ściągnąć ze Lwowa piechotę. Nagły wymarsz Szwedów z Jarosławia 22 marca przekreślił te plany, więc na następnej naradzie tegoż dnia w Głuchowie obaj polscy dowódcy postanowili, iż Czarniecki będzie ścigał Karola X Gustawa, nękając jego oddziały podczas pochodu, a Lubomirski skieruje się na Sandomierz w celu opanowania miasta i zamku przed nadejściem szwedzkiego monarchy. Jak wspomniano, ten ostatni zadanie wykonał tylko połowicznie. Po starciach pod Rudnikiem i Niskiem polscy dowódcy, widząc, iż rozbicie oddziałów szwedzkich w bezpośrednim starciu nie jest możliwe, zdecydowali się na ograniczenie swobody manewru przeciwnika, zmierzając do zablokowania armii Karola X Gustawa w widłach Wisły i Sanu, a następnie jej wygłodzenia i zniszczenia. Ze strony polskiej w działaniach uczestniczyły trzy zgrupowania pod komendą Czarnieckiego, Lubomirskiego i Sapiehy. Wkrótce oddziały Czarnieckiego dotarły pod Sandomierz, blokując miasto od północnego zachodu. Pozostałe chorągwie pod komendą Jacka Szemberka, Aleksandra Koniecpolskiego i Jana Sapiehy rozłożono na południowy wschód od Baranowa. Sam Czarniecki już 2 kwietnia przeszedł Wisłę, stając pod murami Sandomierza. Siły mar-
20
szałka koronnego przekroczyły Wisłę na wysokości Osie-ka. Strona polska uniemożliwiła Szwedom dostarczanie posiłków zarówno prawym, jak i lewym brzegiem Wisły, pozostawiając im możliwość korzystania jedynie z drogi wodnej. Gdy 29 marca pojawiły się za Sanem pierwsze chorągwie litewskie Pawła Sapiehy, położenie Karola stało się niezmiernie trudne. Siły polsko-litewskie miały trzykrotną przewagę nad Szwedami, i to nawet nie licząc mas pospolitego ruszenia i partyzantów chłopskich. Wiadomości o osaczeniu Karola jeszcze bardziej zachęciły ludność do walki ze Szwedami. Uniwersały do chłopów kierował nie tylko Jan Kazimierz, ale także lokalni polscy dowódcy. Sam Stefan Czarniecki jeszcze spod Grochowie wydał 20 marca manifest do ludu wiejskiego, wzywający go do walki ze Szwedami w imię wspólnoty narodowej i religijnej. Szczególnie podkreślał obowiązek obrony świętej religii katolickiej przeciw heretykom. Uniwersał kasztelana kijowskiego groził śmiercią tym spośród braci szlacheckiej, którzy usiłowaliby przeszkodzić chłopom w walce ze Szwedami: „Pobudzam tedy i ja wszystkich, chwałę Bożą miłujących, do zemszczenia się tak wielkich krzywd Bożych, deklarując wójtom i wszystkiemu pospólstwu, aby powstawszy z orężami swymi, nieprzyjaciela niszczyli i gdzieby się jeno pokazał, żadnemu nie folgowali, śmiercią złość ich nagradzając. A jeżeliby do tego panowie poddanym swoim lubo urzędnicy ich drogę zagradzali, zabraniając im znosić nieprzyjaciela, takowy i na substancyjej szwankować (i) śmiercią pieczętować będzie"7. Podobne uniwersały wydał również Lubomirski do mieszkańców wsi i miasteczek nad Sanem, wzywając 7
S. S z c z o t k a , Chłopi obrońcami niepodległości Polski w okresie Potopu, Kraków 1946, s. 134.
21 ich do „kupienia się" w swych włościach w celu walki ze Szwedami. W jednym z nich czytamy: „Rozkazuję wam, abyście pomniąc coście Panu Bogu, wierze świętej katolickiej w tym Państwie od tak wieluset lat chwalebnie kwitnącej i JKMci Panu tej Korony powinni, wszyscy jako najprędzej i podług przemożenia, mężnie kupili się" pod komendę Sebastiana Paradowskiego8. Nie pomogły odezwy Karola, nakazujące chłopom powstrzymanie się od wszelkich wystąpień zbrojnych przeciwko jego żołnierzom. Szlachta i jej poddani masowo zaczęli gromadzić się nad Sanem i Wisłą, pobudzeni uniwersałami. Jak donosił pod koniec marca wojewoda poznański Jan Leszczyński, przedstawiając ostatnie potyczki ze Szwedami: „co się tego czasu stało jeszcze particularie nie wiem, ale musiało się coś stać znacznego, bo i chłopów gwałt szło do przepraw i szlachty"9. Tymczasem Szwedzi, którzy już 30 marca dotarli do wideł Wisły i Sanu, następnego dnia podjęli próbę przeprawy przez Wisłę pod Sandomierzem. Pomimo iż miasto znajdowało się już w polskich rękach, na zamku broniła się załoga szwedzka pod komendą Sinclaira. Wszelkie próby przeprowadzenia żołnierzy na lewy brzeg Wisły wobec ostrzału spełzły na niczym. W tej sytuacji Karol podjął decyzję wycofania oblężonego garnizonu, wysyłając w nocy kilka szkut pod zamek. Jednocześnie nakazano komendantowi zdetonowanie ładunków wybuchowych na zamku, gdy Polacy rzucą się do ponownego szturmu opuszczonych pozycji. Tak opisywał w swym pamiętniku działania pod Sandomierzem uczestnik tych wydarzeń Hieronim Chrystian Holsten, będący wówczas w służbie szwedzkiej: 8
J. Lubomirski do szlachty „po tej i tamtej stronie Wisły i Sanu" z obozu pod Kańczugą 22 III 1656, BPAN Kraków, rkps 2254, k. 477. ' J. Leszczyński do ks. Schonchoffa z Częstochowy 9 VIII 1656, B. Czart., rkps 384, s. 444-447.
22
„Polacy rozłożyli się po drugiej stronie Wisły, a my po tej, tak że mogliśmy tylko ostrzeliwać się z artylerii. Ponieważ nie czuliśmy się tak mocni, by przejść na drugą stronę, pobić ich i tak pomóc zamkowi, przez cały czas posyłaliśmy nocą na tamtą stronę po kilka łodzi i statków z rozkazem, by, gdy wszystko będzie gotowe (gdy będą podłożone miny - przyp. M.8.), nocą wycofali się na naszą stronę, co też się stało"10. W chwili wybuchu na zamku znajdowało się kilkuset ochotników, głównie chłopów, którzy wbrew rozkazowi Czarnieckiego rzucili się na rabunek. Zamiast spodziewanych łupów, znaleźli śmierć w ruinach zamku, którego znaczna część wyleciała w powietrze, grzebiąc - ku uciesze Szwedów - spragnionych bogactw ochotników. Oczywiście Szwedzi nie pozostawali bezczynnie w zlewisku obu rzek, lecz rozpoczęli przygotowania do przeprawy przez San. Dla odwrócenia uwagi przeciwnika, Karol ruszył 3 kwietnia pod Baranów, gdzie stacjonowały chorągwie z pułku Jana Sapiehy, które kilka dni temu przybyły do obozu Czarnieckiego. Na nieubezpieczonych i niespodziewających się ataku żołnierzy uderzyła rajtaria szwedzka, zmuszając kwarcianych do ucieczki. Kilka chorągwi rozbito, lecz szwedzki monarcha mógł się przekonać, iż gros sił polskich znajduje się już na lewym brzegu Wisły, pod Sandomierzem. Nie udało się Szwedom zmusić sił polsko-litewskich do opuszczenia swych stanowisk, mimo iż Karol, sugerując, że szuka przeprawy powyżej Baranowa, starał się odciągnąć Polaków od miejsc, gdzie przygotowywano przeprawy dla wojska. Wraz z przybyciem szwedzkiego monarchy ponownie w widły Wisły i Sanu wielu sądziło, iż los armii Karola X Gustawa jest 10
H.Ch. H o 1 s t e n, Przygody wojenne 1655-1660, wyd. T. W a s i -1 e w s k i, Warszawa 1980, s. 39.
23
już przesądzony. Szwedzi, otoczeni ze wszystkich stron przez przeważające siły, ucierpieli także od wezbranych wód Wisły, „gdyż przez cały ten czas musieli leżeć we wodzie, od której ich okopy usypane nie broniły'"1. Położenie szwedzkiej armii, choć trudne, nie było wcale tak beznadziejne, jak to przedstawiają polscy pamiętni-karze. Pamiętajmy, iż drogą wodną stale przesyłano Karolowi posiłki z Warszawy i miast pruskich. Pisał o tym Wespazjan Kochowski: „Statkami wiślanymi przybyło mu na pomoc prawie trzy tysiące ludzi ściągniętych z różnych załóg"12. Od dawna gen. Robert Douglas ściągał do obozu szwedzkiego, znajdujące się na Sanie, środki przeprawowe (komięgi, tratwy) w celu budowy mostu łodziowego. Właśnie te środki przeprawowe umożliwiły szwedzkiemu monarsze załadować na nie żołnierzy i zdobyć przyczółek na prawym brzegu Sanu. Rankiem 5 kwietnia wszystkie oddziały szwedzkie były już przeprawione. W tym samym czasie, gdy Karol przygotowywał swych żołnierzy do decydującej walki o opanowanie przeprawy na Sanie, losy, idącej na odsiecz Szwedom armii margrabiego badeńskiego Fryderyka, były przesądzone. Z chwilą wymarszu spod Sandomierza 4 kwietnia sił polskich (ok. 8 tys. żołnierzy) pod komendą Lubomirskiego i Czarnieckiego nie ulegało wątpliwości, iż dojdzie do starcia ze znacznie słabszymi siłami margrabiego13. Wysłany na odsiecz Karolowi X Gustawowi korpus Fryderyka von Baden-Durlach, złożony głównie z rajtarii "Des Noyers, op.cit., s. 133. 12 Kochowski, op.cit., s. 161. 13 Zob. L. P o d h o r o d e c k i , Bitwa pod Warką (7IV1656 r), „Stu dia i Materiały do Historii Sztuki Wojennej", t. II, Warszawa 1956, s. 300-323; A. K e r s t e n, Stefan Czarniecki, Warszawa 1963, s. 284285.
24 i dragonii w sile około 2,5 tys. żołnierzy, posuwał się wolno lewym brzegiem Wisły, tocząc stale drobne potyczki w Puszczy Radomskiej z oddziałami partyzantów chłopskich. Dlatego dopiero późnym wieczorem 3 kwietnia dotarł do Janowca, gdzie zastał margrabiego rozkaz szwedzkiego monarchy, aby natychmiast wracał z powrotem do Warszawy. Widzimy więc, że oba zgrupowania rozpoczęły marsz w kierunku stolicy 4 kwietnia spod Sandomierza i Janowca, a dystans pomiędzy tymi miejscowościami wynosił niemal 80 kilometrów, co przy ówczesnych traktach, na dodatek zalanych wskutek roztopów wiosennych, zwiększało szanse oddziałów szwedzkich. Margrabia Fryderyk popełnił jednak podczas przemarszu przez Kozienice wiele istotnych błędów. Nie tylko stracił czas, oczekując idącego z Radomia rotmistrza Rit-tera, obciążonego licznymi taborami, ale, jak się wydaje, zlekceważył ostrzeżenia nie tylko Karola, lecz i królewskiego brata, księcia Adolfa Jana. Podczas gdy polskie oddziały przebyły w dwie doby dystans 80 kilometrów spod Sandomierza pod Zwoleń, Szwedzi znajdowali się wciąż nad brzegami Pilicy. Zamiast natychmiast, zgodnie z rozkazami, kierować się ku Warszawie, stracono kilkanaście godzin podczas przeprawy taborów przez Pilicę; główne siły margrabiego oczekiwały wtedy bezczynnie pod Warką na zakończenie przeprawy bagaży Rittera. Gdyby Fryderyk podjął decyzję poświęcenia załogi radomskiej i rozpoczął marsz w kierunku stolicy już w nocy z 6 na 7 kwietnia, nie ulega wątpliwości, iż Szwedzi uniknęliby bitwy, cało docierając do Warszawy. Dla margrabiego ostrzeżeniem winno być niemal całkowite rozbicie jego ariergardy pod dowództwem Tórnskjólda w okolicy Kozienic. Rozbitkowie musieli przecież donieść mu, iż Polacy znajdują się w pobliżu jego ugrupowania. Nie zmieniło to jednak planów szwedzkiego dowództwa, gdyż
25
dopiero nad ranem 7 kwietnia zerwano most na Pilicy i straż tylna rozpoczęła marsz w kierunku Czerska za siłami głównymi. Tymczasem pościg kierowany przez Czarnieckiego, trwający już przeszło trzy doby, sowicie się opłacił. Rankiem 7 kwietnia pierwsze polskie patrole dotarły nad Pilicę i szybko uporały się z posterunkami szwedzkimi. Straże pozostawione dla ochrony przeprawy były zbyt słabe, aby nie dopuścić do sforsowania rzeki przez oddziały Czarnieckiego, tym bardziej że Polacy znaleźli bród powyżej miejsca, gdzie znajdowała się rajtaria szwedzka. Po krótkiej walce oddziały osłaniające pochód kolumny marszowej margrabiego zostały zniesione. W chwili, gdy toczyły się walki nad Pilicą, gros sił marszałka koronnego Lubomirskiego kontynuowało pościg za Szwedami, kierując się w stronę Piaseczna. Wkrótce szwedzka straż tylna znalazła się w zasięgu wzroku polskich żołnierzy. W pierwszej fazie bitwy husaria Lubomirskiego doszczętnie rozbiła dragonie Rittera, a następnie wraz z pozostałymi chorągwiami uderzyła na zgrupowanie margrabiego Fryderyka, przygotowującego się do nieuchronnego starcia. Obrał on zresztą słusznie wariant obronny, mając obecnie zaledwie 2500 żołnierzy. Dlatego uformował swoje oddziały w zwartym i głębokim szyku, opartym o las. Jednocześnie pozostawił ukrytych w lesie ok. 600 dragonów, którzy mieli ogniem muszkietowym odrzucić atakujące polskie chorągwie. Siły Fryderyka zostały uszykowane w dwa rzuty, nie licząc oddziału pozostawionego w lesie. Marszałek koronny, nie czekając na przybycie głównych sił Czarnieckiego, uderzył, pragnąc do chwili nadejścia posiłków walką związać siły szwedzkie. Pierwszy atak przeprowadzony przez chorągwie husarskie, lekkie i dragonie Lubomirskiego nie przyniósł spodziewanych
26 efektów, a Szwedzi po odparciu szarzy przeszli nawet do kontrataku, spychając oddziały polskie w kierunku Warki. Dopiero przybycie posiłków zmieniło radykalnie sytuację. Po naprawionym moście na Pilicy przeprowadził Czarniecki pozostałe trzy pułki jazdy: królewski pod komendą samego kasztelana kijowskiego, hetmański pod Machowskim i Witowskiego. Z chwilą przeprawiania się sił głównych Czarnieckiego przewaga strony polskiej była niemal trzykrotna. Ponieważ Fryderyk oparł tyły swojego ugrupowania o las, otoczenie wroga było niemożliwe; w rachubę wchodziło tylko rozbicie oddziałów margrabiego atakiem frontalnym. Pozostawało przygotować atak przełamujący, który rozbiłby broniące się przed skrajem lasu oddziały szwedzkie. Ten wariant wybrali obaj polscy wodzowie, mając olbrzymią przewagę nad przeciwnikiem. Siły ich bowiem szacuje się obecnie na ok. 8 tys. żołnierzy, a odliczając tych, którzy nie zdążyli się przeprawić przez Pilicę, jak i tych, którzy rzucili się na rabunek taborów margrabiego, należy stwierdzić, iż ponad 6 tys. brało udział w ostatniej fazie bitwy pod Warką, mając naprzeciw siebie ok. 2,5 tys. żołnierzy szwedzkich. W skład sił polskich, biorących udział w bitwie pod Warką, wchodziło 10 pułków jazdy koronnej, w tym kilka chorągwi husarskich użytych do natychmiastowej szarży na zgrupowanie margrabiego14. Husaria, wsparta przez dragonie i pozostałe chorągwie pancerne, miała rozerwać szyki zwartych szeregów rajtarii szwedzkiej, co też nastąpiło. W ciągu kilku minut szyki 14
Siły uczestniczące w bitwie wareckiej omawiają: T. Nowak, Kampania wielkopolska Czarnieckiego i Lubomirskiego w r. 1656, w: „Rocznik Gdański", t. XI, Gdańsk 1938, s. 72; P o d h o r o d e c k i, op.cit., s, 305-307; Ker sten, op.cit., s. 283; J. Wimmer, Wojsko polskie w drugiej polowie XVII w., Warszawa 1965, s. 103.
27
wojska szwedzkiego zostały przełamane, a na spieszoną dragonie runęły nie tylko polskie chorągwie, ale także uciekający rajtarzy, którzy tratowali zasadzonych w lesie własnych dragonów. Większość z nich została wycięta przez chłopów, którzy, zgromadzeni wokół lasu, wyłapywali uciekających. Fryderyk z pozostałymi przy życiu Szwedami rozpoczął wycofywać się w kierunku Czerska, inni wybrali trakt warszawski, kierując się na Chynów. Margrabia na czele kompanii dragonów szczęśliwie dotarł do Czerska, który pozostawiono w spokoju z braku dział, amunicji i piechoty. Pościg za rozbitymi szwadronami szwedzkimi trwał niemal do wieczora, a kilka chorągwi dotarło nawet pod Ujazdów. Wywołało to ogromny popłoch wśród załogi obsadzającej Warszawę. Wiele chorągwi powróciło pod Warkę dopiero kilka dni po bitwie, wyłapując w okolicy zdezorientowane grupy szwedzkich uciekinierów. Dwaj uczestnicy kampanii wareckiej, których relacje zachowały się - Mikołaj Jemiołowski i Jakub Łoś, słusznie zauważyli, iż główny ciężar walki ze Szwedami spoczywał na rotach husarii. Towarzysz chorągwi pancernej Myszkowskiego Jakub Łoś zarzucił jednak wodzom wyprawy duży błąd, tj. wypuszczenie ze słabo obwarowanego zamku czerskiego wodza całego wrogiego ugrupowania i jego najbliższego otoczenia na czele z gen. Karolem Chrystianem Schlippenbachem. Oto, co pisał pamiętnikarz o starciu pod Warką: „Potkali się nasi mężnie, osobliwie usaryja tamże prze-łomawszy jazdę (szwedzką-przyp. M. 8.), w pogoń drudzy; cóż że się piechota broniła w boru, tę zapaliwszy bór łatwo pobili i tak mało co uszło onego wojska. Aleć i tam nie umieli nasi szczęścia zażyć; albowiem one książątka do Czerska do zameczka prawie pustego uciekli, a nasi im dali pokój, przenocowawszy odeszli; mogąc ich wziąć
28 za jedne godzinę, dali ujechać do Warszawy, w której był Wittenberg na praesidium"15. Sąd naszego pamiętnikarza o własnym dowództwie wydaje się nazbyt krytyczny. Obawa przed działaniami silnego garnizonu warszawskiego, mogącego w każdej chwili przyjść z odsieczą oblężonym, spowodowała „otrąbienie" przez obu polskich wodzów natychmiastowego powrotu pod Warkę. Większość chorągwi, biorących udział w pościgu, już 8 kwietnia znajdowała się ponownie nad Pilicą. Tym bardziej należało szybko zebrać rozproszone po okolicy oddziały, iż zgodnie z planem, ustalonym z hetmanem litewskim, koroniarze winni byli ponownie powrócić w widły Wisły i Sanu, aby tu całkowicie rozgromić pięciotysięczny korpus Karola X Gustawa. Obawa, czy Sapieha poradzi sobie ze Szwedami, nakazywała szybki odwrót spod Warki w stronę Sandomierza. Okazało się jednak, iż nie będzie już konieczny wobec wydostania się szwedzkiego monarchy z pułapki. Bitwa warecka, poprzedzająca działania, jakie rozegrały się w następnych miesiącach pod Warszawą, odegrała istotną rolę w ewolucji poglądów strony polskiej na temat sposobów i dalszych planów prowadzenia wojny ze Szwedami. Wykazała, że możliwe jest pokonanie Szwedów także w otwartym polu, a w walce na białą broń rajtaria przeciwnika nie może mierzyć się z polską jazdą. Dobrze zwłaszcza zaprezentowała się husaria, której impetu natarcia nie mogli wytrzymać Szwedzi. Umiejętne użycie pozostałych chorągwi jazdy przypieczętowało zwycięstwo. Oczywiście Szwedzi nie mieli pod Warką ani piechoty (dlatego spieszyli dragonów), ani artylerii. Dlatego tak łatwo udało się Polakom przełamać szyki margrabiego. 15
Pamiętniki Łosia, towarzysza chorągwi pancernej Władysława margrabi Myszkowskiego, wojewody krakowskiego..., wyd. Ż e g o t a Pauli, Kraków 1858, s. 13.
29 Kampania warecka podniosła również znacznie morale wojska polskiego. Do kwietnia 1656 r. dowódcy chorągwi komputowych nie decydowali się na stoczenie generalnej batalii ze Szwedami, stosując metody tzw. wojny szarpanej. Porażki pod Żarnowem, Wojniczem czy ostatnio pod Gołębiem upewniały stronę polską, iż taktyka ta jest słuszna. Zwycięstwo nad zgrupowaniem Fryderyka zdawało się przeczyć tym założeniom. Podniosło ono na duchu nie tylko towarzystwo chorągiewne, ponoszące dotąd w starciach ze Szwedami same porażki, ale również zachęciło masy ludowe do wystąpień. Jednocześnie w otoczeniu Jana Kazimierza zaczęło przeważać zdanie, iż armia Karola X Gustawa wcale nie jest niezwyciężona. Dlatego rozpoczęto pośpieszne przygotowania do letniej kampanii 1656 r., w której zamierzano wyzwolić stolicę Rzeczypospolitej i wyprzeć Szwedów z centralnych prowincji państwa. Bitwa pod Warką stanowiła ostatni etap nieudanej kampanii szwedzkiego monarchy, skierowanej przeciwko lwowskiemu zgrupowaniu Jana Kazimierza. Obie strony stanęły przed pytaniem: co dalej? Już pod Warką obaj wodzowie wyprawy dowiedzieli się, iż Karola nie zastaną w widłach Wisły i Sanu, gdyż, korzystając z wymarszu głównych sił koronnych, wymknął się z osaczenia. Natychmiast zwołano radę wojenną, która miała zadecydować o kierunku dalszych działań koronia-rzy. Starły się dwie koncepcje prowadzenia kampanii. Lubomirski stał na stanowisku, aby skierować się ze wszystkimi siłami przeciwko przetrzebionej i upadłej na duchu armii Karola, gdyż „w jednym królu (szwedzkim -przyp. M. 8.) summa rerum wygrałaby się, ani posiłki mogłyby mu znikąd przyjść, warecką klęską przestraszone"16. Marszałek koronny skłonny był nawet wydać Szwedom walną 16
Cyt. za: N o w a k, Kampania wielkopolska..., s. 89-90.
30
bitwę, licząc na znaczną przewagę sił własnych, upojonych zwycięstwem wareckim. Natomiast Czarniecki uważał, iż zmierzenie się z Karolem nie jest jeszcze możliwe. Przestrzegał jednocześnie przed trudnościami w przeprawie na drugi brzeg Wisły. Forsował projekt wyprawy do Wielkopolski, aby „posiłki szwedzkie, jeśliby się gdzie okazały znosić i prezydia szwedzkie, ile być może odbierać, a co większa już szlachtę tameczną już Szwedowi podlegać i onego za Pana mieć nawykłą, od zawziętej odwodzić imprezy, a do poddaństwa poprzysiężonego królowi Kazimierzowi przywodzić, a ktoby był uparty, koniecznie do poparcia wojny z Szwedem przymusić"17. Przeniesienie działań wojennych do Wielkopolski nie tylko winno wesprzeć szlachtę poznańską i kaliską, która już 15 marca zawiązała konfederację antyszwedzką, ale miało na celu zniszczenie drobnych oddziałów przeciwnika, stacjonujących w miastach i miasteczkach tej prowincji. Zakładano również uzyskanie od gdańszczan koniecznej podczas oblężeń piechoty i artylerii, którą strona polska nie dysponowała. Wbrew zdaniu Lubomirskiego i jego stronników kasztelan kijowski zdołał przeforsować swój plan, lecz stało się to powodem oziębienia przyjaznych dotąd stosunków pomiędzy wodzami. Plan Czarnieckiego był najlepszym, jaki mogło realizować w ówczesnych warunkach zgrupowanie wareckie, lecz spotkał się z krytyką wielu nieprzychylnych kasztelanowi osobistości w otoczeniu Jana Kazimierza. Odzwierciedleniem poglądów przeciwników kampanii wielkopolskiej są oskarżenia kilku kronikarzy kierowane pod adresem Czarnieckiego, iż przegapiono moment dogodny 17 Pamiętnik Mikołaja Jemiolowskiego, towarzysza lekkiej chorągwi, ziemianina województwa belzkiego... (dalej cyt. Jemiołowski), wyd. A. Bielowski, Lwów 1850, s. 92.
31 do zniszczenia całej armii szwedzkiej i szybkiego zakończenia wojny. Wawrzyniec Rudawski pisał, iż „zły to był plan i przez Europę powszechnie ganiony; zostawiwszy króla szwedzkiego w sercu Rzeczypospolitej, w odległe zapędzać się prowincje, które sam król Gustaw niezawodnie za okup własny by ustąpił"18. Sam Jan Kazimierz, po uzyskaniu dokładnych relacji o wydarzeniach pod Sandomierzem i Warką, zażądał od kasztelana kijowskiego podania powodów, dla których przeniesiono działania wojenne na zachód, pozostawiając Litwinów w Lubelskiem. Czarniecki w liście z Turku z 15 maja następująco przedstawiał swój pogląd w odniesieniu do zaniechania pościgu za armią Karola X Gustawa: „Skończona warecka nie miała podobieństwa, abyśmy króla (szwedzkiego -przyp. M. 8.) przejąć mogli, będąc od siebie przez Wisłę, bo ani szkut, ani sposobu przebycia Wisły dla wielkości wody nie było"19. Z chwilą przybycia pozostałych czterech pułków koronnych spod Sandomierza (Jana Sapiehy, Michała Zbroż-ka, Seweryna Kalińskiego i Aleksandra Koniecpolskiego razem ok. 17 chorągwi) siły przeznaczone do nowej kampanii wzrosły do 12 tys. regularnej jazdy. Wraz z kilkoma skwadronami dragonii i ok. 2-3 tys. rabarzy (uzbrojonej czeladzi i chłopów) jazda polska 9 kwietnia ruszyła w kierunku Grójca i Mszczonowa. Już 12 kwietnia pod Łowiczem doszło do spotkania z pułkiem szwedzkim Israela Ridderhielma, który konwojował tabory w kierunku Warszawy. Zdobyto tabor szwedzki, lecz zajęte jego grabieżą oddziały pozwoliły przeciwnikowi wycofać się do zamku 18
W. J. Rudawski, Historja Polska od śmierci Władysława IV aż do pokoju oliwskiego..., wyd. W. Spasowicz, Petersburg-Mohylew 1855, t. II, s. 91. 19 S. Czarniecki do JKMci z Turku 15 V 1656, cyt. za: Nowak, Kampania wielkopolska..., s. 152.
32
łowickiego, którego nie oblegano ze względu na brak piechoty i artylerii. Następnie ruszono w kierunku Torunia, docierając 17 kwietnia w pobliże miasta, „chcąc i mieszczan tamecznych ku Polakom doznać skłonności, i szwedzkiej, jeśliby jaka była, doświadczyć niegotowości. Oboje się nie powiodło, bo i most od Dybowa przystępu bronił do miasta, i przed mostem Szwedzi szańce wysypawszy mocno akcesu do mostu bronili"20. Próba opanowania z marszu Torunia, obsadzonego przez silną załogę, nie powiodła się, stąd ruszono w stronę Bydgoszczy. Stale wzmacniane przez pospolite ruszenie szlachty oddziały polskie 21 kwietnia dotarły do miasta. Natychmiast uderzyły dwa pułki jazdy pod komendą Jana Sapiehy i kasztelana sandomierskiego Witowskiego, i „za życzliwością mieszczan Polakom przychylnych" szybko opanowały miasto. Załoga zamku po dwóch dniach oblężenia poddała się. Odprowadzono ją pod eskortą do Poznania. 24 kwietnia zdecydowano się na dalszy marsz wzdłuż górnego biegu Noteci, zdobywając Nakło. Po obsadzeniu przepraw na Noteci i wysłaniu podjazdów w kierunku Tucholi, Świecia i Brodnicy, rozłożono zmęczone oddziały na odpoczynek. Dywizja kasztelana kijowskiego rozlokowała się w okolicach Piły, natomiast chorągwie Lubomirskiego wokół Łobżenicy. Jednocześnie polskie dowództwo rozpoczęło rozmowy z magistratem Gdańska, prosząc o przysłanie piechoty i artylerii w celu prowadzenia wspólnych działań na obszarze Prus Królewskich i Wielkopolski. W oczekiwaniu na odpowiedź gdańszczan dokonano niszczącego wypadu w kierunku Szczecinka. Czarniecki forsował wówczas projekt rozpoczęcia działań na Pomorzu Szwedzkim, lecz napotkał sprzeciw wśród wyższego doJ e mi o ł o ws k i , op.cit., s. 93.
33
wództwa chorągiewnego na czele z Lubomirskim. Dalsze plany polskiego dowództwa straciły aktualność na skutek nadejścia sił szwedzkich pod komendą królewskiego brata, księcia Adolfa Jana. Szwedzi, wydostawszy się z wideł Wisły i Sanu, już 14 kwietnia dotarli do Warszawy, gdzie oczekiwał na Karola X Gustawa korpus posiłkowy pod dowództwem feldmarszałka Karola Gustawa Wrangla i Filipa, palaty-na Sulzbachu. Po kilkudniowym odpoczynku 17 kwietnia szwedzki monarcha opuścił stolicę, kierując się w pogoń za oddziałami Czarnieckiego i Lubomirskiego. Stojąc na czele ok. 10 tys. dobrze wyszkolonych żołnierzy, dążył do generalnego starcia z Polakami. Zmęczone oddziały, złożone głównie z piechoty, posuwały się wolno. Po dotarciu 28 kwietnia do Pakości, przekazał Karol dowództwo nad głównymi siłami księciu Adolfowi Janowi, a sam na czele dwutysięcznego oddziału ruszył wraz z siłami Gustawa Ottona Stenbocka pod Gdańsk, pragnąc zmusić miasto wierne dotąd Janowi Kazimierzowi do uległości. Wiedząc, iż główne siły Polaków rozłożone są za Notecią, nakazał księciu, aby odciął im odwrót z Pomorza i za wszelką cenę doprowadził do starcia. Tymczasem polskie dowództwo na skutek napływających wieści o pochodzie samego Karola X Gustawa do Wielkopolski skoncentrowało ok. 3 maja wszystkie chorągwie w okolicy Piły, skąd ruszyły w kierunku Noteci. Następnego dnia przeprawiono oddziały pod Ujściem, kierując je na Oborniki. Nadal obaj polscy wodzowie sądzili, iż mają przed sobą główną armię pod komendą samego Karola. Omijając Poznań, oddziały koronne skierowały się na Gniezno, pod które przybyły 5 maja. Wkrótce okazało się, że nieprzyjaciel posuwa się w ślad za Polakami. Już 6 maja Adolf Jan osiągnął Jabłkowo, leżące w pobliżu Kłecka -ok. 15 kilometrów na północny wschód od Gniezna.
34
Starcie, do którego tak usilnie dążyli Szwedzi, było nieuchronne, zwłaszcza gdy Polacy zorientowali się, że na czele sił szwedzkich znajduje się jedynie brat królewski, a siły przeciwnika nie przekraczają 4 tys. jazdy i tysiąca pieszych (faktycznie siły szwedzkie przekraczały liczbę 6 tys. żołnierzy)21. Postanowili więc przyjąć bitwę. Skłaniało do tego dalsze wzmocnienie sił własnych. Sukcesy w pierwszej fazie wyprawy wielkopolskiej sprawiły, iż szlachta pod przewodnictwem Andrzeja Karola Grudzińskiego, wojewody kaliskiego, i Piotra Opalińskiego rozpoczęła działania przeciwko Szwedom. Ten pierwszy już 25 kwietnia stanął w Łobżenicy na czele chorągwi powiatowych swego województwa. Mając trzykrotną przewagę nad przeciwnikiem (10-12 tys. jazdy, 4-5 tys. pospolitego ruszenia i kilka tys. raba-rzy) polscy dowódcy rozpoczęli przygotowania do bitwy. Zamierzali wciągnąć Szwedów w pułapkę niedaleko przeprawy przez Wełniankę koło wsi Brzozogaj i zaatakować ich podczas forsowania rzeki jednocześnie z dwóch stron. W tym celu przeprawiono przez rzekę i ukryto w lesie cztery pułki jazdy pod komendą Jana Sapiehy, Dymitra Wiśniowieckiego, Jana Sobieskiego i Jakuba Potockiego. Miały one jednak uderzyć na Szwedów dopiero w chwili ich przeprawiania się przez Wełniankę. Najlepiej plan ten przedstawił Czarniecki w liście do króla z 10 maja: „Wojsko w zasadzkach dwóch położyłem i je lasem zakryłem. Pułki zaś pana strażnika wojskowego (Stanisława 21
Siły szwedzkie należy szacować na ponad 5 tys. jazdy i pewnąlicz-bę piechoty, razem na pewno ponad 6 tys. ludzi. Wykaz samej kawalerii ks. Adolfa Jana z 27 V 1656 r. podaje liczebność tylko jej szeregowych na 4024, ponadto 1017 bez koni, 211 odkomenderowanych, 1309 chorych i rannych, 452 zmarłych, 428 zabitych i 194 dezerterów razem 7635 bez uwzględnienia oficerów i podoficerów. Zob. L. Tersmeden, Armia Karola X Gustawa, w: „SMHW", t. XIX, cz. 2, Warszawa 1973, s. 161.
35
Mariusza Jaskólskiego) i pana starosty bohusławskiego (Jacka Szemberka) przodkiem na wymiot nieprzyjacielowi podałem, aby się był nieprzyjaciel za nimi zagnał, a ja z wojskiem wszystkim mógł go z przodu i z tyłu przez przeprawę do mnie przechodzącego zaatakować"22. Przy boku kasztelana kijowskiego znajdowały się pozostałe pułki jazdy i pospolite ruszenie. Plan wciągnięcia Szwedów w pułapkę nad przeprawą nie powiódł się z winy dowódców czterech wymienionych pułków, gdyż widząc trudną sytuację chorągwi Jaskólskiego i Szemberka, pośpieszyli im z pomocą. Tymczasem chorągwie te nie wytrzymały ataku oddziałów Wrangla, który, ścigając uciekających, rozpoczął przygotowania do przeprawy przez Wełniankę. Wobec obsadzenia przeprawy przez szwedzkąpiechotę, Czarniecki zdecydował się na pozostawienie sił Lubomirskiego na dotychczasowych pozycjach, a sam przeprawił się na czele dwóch pułków: Witowskiego i królewskiego, przez rzekę w okolicy Dębnicy. Atak na prawe skrzydło szwedzkie, którym dowodził Douglas, nie powiódł się. Kilkakrotnie ponawiane szarże nie zdołały złamać szyków szwedzkich. Stały ogień muszkietowy i działowy skutecznie powstrzymywał szarżujące chorągwie. Widząc zbliżające się regimenty rajtarii szwedzkiej, Czarniecki zdecydował się wydać rozkaz odwrotu, tym bardziej iż na pomoc Lubomirskiego, znajdującego się na przeciwległym brzegu Wełnianki, nie mógł liczyć. Ścigane chorągwie uciekły na prawy brzeg rzeki. Bitwa zakończyła się klęską Polaków, których straty szacowano nawet na kilka tys. zabitych i rannych. W rzeczywistości poległo ok. tysiąca żołnierzy. Działające w trzech odrębnych grupach polskie oddziały nie mogły przeciw22
S. Czarniecki do JKMci ze Środy 10 V 1656, cyt. za: N o w ak, Kampania wielkopolska..., s. 146-147.
36 stawić się przeciwnikowi dysponującemu sporą liczbą piechoty i silną artylerią. Ich brak był według Czarnieckiego głównąprzyczynąprzegranej: „Byśmy byli armaty co a piechoty mieli, albo też żeby był Pan Bóg ad mentem meam (według planu mego -przyp. M. 8.) umyśloną poszczęścił imprezę, uczyniłby się był nieprzyjacielowi koniec"23. Nie ulega wątpliwości, iż jedną z głównych przyczyn niepowodzenia pod Kłeckiem było zbyt szybkie uderzenie przeprawionych na lewy brzeg Wełnianki pułków jazdy. Wydaje się, iż na zachowaniu się tych chorągwi zaważył brak jednolitego dowództwa nad zgrupowaniem. Intrygować też musi szereg nowych nazwisk wśród dowódców poszczególnych pułków jazdy. Dowodzi to, iż w dowództwie chorągiewnym nastąpiły istotne zmiany. Wiemy, że pułki jazdy obejmowały różną liczbę chorągwi i niejednokrotnie podczas kampanii zmieniały swój skład. Często dochodziło również do ich wzmacniania lub osłabiania na korzyść innych w zależności od sytuacji i potrzeb. Dochodziło także do zmian i przetasowań dowódców pułków. Na czele kilku nowych pułków widzimy, od dawna dowodzących większymi zgrupowaniami jazdy, Jana Sobieskiego, Dymitra Wiśniowieckiego czy Jakuba Potockiego. Zapewne nowe przegrupowanie chorągwi i podział na pułki związany był z przyjęciem do służby tych rot, które podczas kampanii zimowo-wiosennej Karola opuściły służbę szwedzką, powracając pod władzę buławy. Odsądzono je od zasług za dwie ćwierci (IV kwartał 1655 i I kwartał 1656 r.). Dlatego być może utracili na krótko faktyczną komendę nad swymi pułkami Zbrożek czy Kaliński. Jednak obecność pułku tego ostatniego pod Warszawą może świadczyć, iż ponownie dowódcy ci stanęli na czele własnych chorągwi. Tamże, s. 147.
37 W walkach nad Wełnianką miały wziąć udział znajdujące się w straży przedniej pułki jazdy Szemberka i Zbrożka. Wydaje się jednak, iż obok pułku Szemberka w walkach uczestniczył pułk strażnika wojskowego Mariusza Stanisława Jaskólskiego, który nie był obecny na polu walki. Już bowiem w marcu Jan Kazimierz wysłał go spod Lwowa do chana po obiecane posiłki i dopiero w czerwcu pojawił się Jaskólski wraz z ordąpod murami Warszawy, obejmując faktyczną komendę nad swym pułkiem. Kto zatem dowodził pułkiem strażnika wojskowego? Może właśnie Zbrożek, który na pewno uczestniczył w tej kampanii. Oceniając kampanię kłecką, nie wydaje się, by rację miał Mikołaj Jemiołowski, który twierdził: „niezgodzie regimentarzów, co w samej rzeczy było, i niedostatkowi armaty, nieforemny progres tej potrzeby przyczytano"24. Pośrednio wskazuje on na marszałka koronnego jako winnego przegranej pod Kłeckiem. Lubomirski nie mógł sforsować silnie bronionej przeprawy, świadomie rezygnując z udzielenia pomocy oddziałom kasztelana kijowskiego. Forsowanie Wełnianki pod ogniem szwedzkiej piechoty mogło jedynie powiększyć straty własne. Z chwilą gdy zaskoczenie przeciwnika nie powiodło się, a oddziały polskie zostały podzielone na dwie grupy, pozostające na przeciwległych brzegach Wełnianki, decyzja Czarnieckiego ponownej przeprawy w celu ratowania cofających się sześciu pułków jazdy była słuszna, liczył bowiem, iż przewaga strony polskiej w jeździe umożliwi rozbicie mniej licznej kawalerii przeciwnika. Kilkakrotne szarże chorągwi Czarnieckiego nie zdołały rozerwać szyków szwedzkich, a przeciwuderzenie oddziałów Adolfa Jana odrzuciło atakujące polskie chorągwie. Wytworzona sytuacja była wielce niesprzyjająca dla strony polskiej, bo24
J e mi o ł o ws k i , op.cit., s. 95.
38 wiem podzielone siły (grupy Czarnieckiego, Lubomirskiego i uciekające sześć pułków jazdy bez wspólnego dowództwa) nie mogły stawiać skutecznego oporu. Dlatego decyzja odwrotu była jedyną, jaką w tej sytuacji Czarniecki mógł podjąć, tym bardziej iż reszta chorągwi pod komendą Jerzego Lubomirskiego wycofywała się w kierunku Gniezna. Polacy cofali się przez Środę w kierunku Pleszewa, aby wkrótce dotrzeć do Uniejowa, gdzie 16 maja rozłożono oddziały na kilkudniowy odpoczynek. Postój ten był konieczny dla zaprowadzenia większej dyscypliny w oddziałach, które grabiły niemiłosiernie ludność, nie oszczędzając również dworów szlacheckich. Jak pisał Stanisław Wierzbowski, trudno było „opisać utrapienia od hołotej kwarcia-nych naszych. Niewypowiedziane ich zbrodnie, a spustoszenie wsiów i domów szlacheckich. To najcięższa, że im tak Szwedzi jako wojsko nasze nie dokuczyło"25. Obaj dowódcy ostro zabrali się do przywracania dyscypliny w oddziałach, wysyłając w teren po kilka chorągwie w celu pohamowania „swawolników". Skargi jednak na zachowanie żołnierzy w Wielkopolsce musiały dotrzeć do samego monarchy, gdyż kasztelan kijowski w liście do Jana Kazimierza ze Środy obiecywał, iż będzie „skromił swawolę" we własnych chorągwiach. Jednak poskromienie żołnierzy nie było sprawą prostą, gdyż służyli oni bez zapłaty, a sam Jan Kazimierz nie dysponował odpowiednimi funduszami na pokrycie wydatków nawet własnych oddziałów przybocznych. Pamiętajmy bowiem, iż dochody skarbu nadwornego w okresie wojny ze Szwecją i zajęcia znacznej części terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego przez Moskwę były minimalne. Od lipca 1656 r. do połowy marca 1659 r: wpłynęło do podskarbiego nadwor25
S. W i e r z b o w s k i , Konnotata wypadków od 1634 do 1669 r., wyd. J.K. Z a ł u s k i , Lipsk 1858, s. 100.
39 nego Macieja Rembowskiego zaledwie 546 tys. złotych polskich. Dochody króla z ekonomii przez trzy kolejne lata Potopu nie przekroczyły 600 tys. złotych, podczas gdy rokroczne dochody Jana Kazimierza w początkach lat pięćdziesiątych sięgały miliona złotych26. Z chwilą przybycia pospolitego ruszenia z Wielkopolski pod komendą Piotra Opalińskiego do obozu pod Uniejowem stało się wiadome, iż dojdzie wkrótce do rozdzielenia sił. Od dawna Czarniecki był zdecydowany przenieść działania na Pomorze, spodziewając się współdziałania z gdańszczanami, którzy dysponowali znaczną liczbą piechoty i dział. Kasztelan kijowski liczył też na pomoc Jakuba Weyhera, wojewody malborskiego, który stał na czele pospolitego ruszenia szlachty Prus Królewskich. Wraz z nim spodziewał się przy pomocy gdańszczan odciągnąć siły szwedzkie spod miasta, pod którego murami przebywał Karol X Gustaw. • Około 20 maja Czarniecki na czele 12 pułków jazdy ruszył z obozu pod Uniejowem w kierunku Bydgoszczy. Natomiast marszałek koronny wraz z pospolitym ruszeniem i dwoma pozostałymi pułkami (własnym i Szember-ka) pięć dni później pomaszerował na Łowicz. Z braku artylerii, Lubomirski nie zdecydował się oblegać Łęczycy. Pod zamkiem łowickim dywizja marszałka stała niemal dwa tygodnie, choć jej dowódca już 30 maja winien pojawić się w obozie ujazdowskim. Pozostałe oddziały wraz z pospolitym ruszeniem łęczyckim pod komendą chorążego łęczyckiego Łukasza Wierzbowskiego stanęły pod Warszawą w pierwszych dniach czerwca. Lubomirski miał przyprowadzić pod mury stolicy siły obliczane na 10 tys. ludzi; faktycznie nie przekraczały one 26
Archiwum Główne Akt Dawnych (dalej AGAD), Metryka Koronna nr 393, k. 169-170; por. B. Czart., rkps 1739.
40
7-8 tys. W ich skład wchodziło, obok dwóch pułków jazdy komputowej, pospolite ruszenie województw wielkopolskich: sieradzkiego i łęczyckiego. Inaczej potoczyły się losy zgrupowania kasztelana kijowskiego, które zmierzało do Prus Królewskich. Ruchy Czarnieckiego pilnie obserwował książę Adolf Jan, przebywający wraz ze swymi oddziałami w Pyzdrach. Zamierzał odciąć Polakom drogę do Gdańska, obsadzając przed ich nadejściem linię Noteci wraz z Bydgoszczą. Czarniecki był jednak szybszy, gdyż już 25 maja dotarł do Bydgoszczy, zajmując szaniec przy ujściu Brdy do Wisły. Wkrótce, w okolicach Nakła, doszło do połączenia się z Weyherem. Obaj dowódcy ruszyli w kierunku Kcyni i tam rozłożyli wojsko na odpoczynek. Polacy sądzili, iż są całkowicie bezpieczni, gdyż od Szwedów odgradzały ich rozlewiska Noteci. Tymczasem Szwedzi, mimo że ruszyli dwa dni później, szybko dotarli do Bydgoszczy, zdobywając ponownie miasto 26 maja. Dalsze ich działania zostały na pewien czas wstrzymane, gdyż Adolf Jan stracił orientację co do ruchów oddziałów Czarnieckiego. Podjazdy przynosiły sprzeczne wiadomości, wskazując na pobyt Polaków nawet w okolicach Koronowa i Tucholi. Dopiero skwadrony wysłane 30 maja w stronę Nakła ustaliły, iż Polacy obozują pod Kcynią. Następnego dnia sam Karol X Gustaw przybył do obozu szwedzkiego pod Bydgoszczą. Postanowiono niezwłocznie uderzyć na zgrupowanie kasztelana kijowskiego, a dopiero po rozbiciu Polaków szwedzki monarcha zamierzał przygotować odsiecz dla obleganej Warszawy. 1 czerwca armia szwedzka przeprawiła się przez Noteć pod Rymarzewem i zaskoczyła rozłożone po kwaterach chorągwie. Główne siły zostały zaalarmowane przez chorągwie oboźnego wojskowego Szymona Kaweckiego i straż-
41 nika wojskowego Mariusza Jaskólskiego, które pierwsze natknęły się na idącego w straży przedniej Wrangla. Bitwa pod Kcynią (1 VI 1656) zakończyła się klęską nieprzygotowanych do walki oddziałów polskich. Rzuciły się one do ucieczki, spowodowanej nie tylko zaskoczeniem, ale i przewagą liczebną Szwedów, gdyż na pewno nie zdołano zebrać na czas wszystkich sił rozłożonych w obozie. Barwnie opisuje tę rejteradę jeden z uczestników wydarzeń: „Szwedzi postrzegłwszy, że niewiele i to zmieszanych ludzi (bo także jak pod Gołębiem dwa czyli trzy pułki królewski i hetmański przy Czarnieckim były) armaty nie czekając sporzej na wojsko uderzyli i nierównie w większej potędze zostając, prędko go zmieszali i na przeprawę bardzo błotnistą napędzili i pewnie by byli w ludziach przy Czarnieckim będących szkodę uczynili, gdyby ich insze pułki pośledniej przychodząc, z tyłu napadłwszy, nie trwożyły i do odwrotu nie przywiodły. Dosyć jednak mając na tern, że Szwedom wstręt uczynili, sami się też co prędzej przeprawowali i za Czarnieckim już za przeprawą będącym spieszyli"27. Za uciekającymi pułkami rzucili się Szwedzi w pogoń, zadając Polakom znaczne straty. W ich ręce dostało się kilku wyższych oficerów wraz z wysłannikiem Jana Kazimierza - dworzaninem Janem Dominikiem Działyńskim. Jeszcze raz okazało się, że Szwedzi, dysponując dużą siłą ognia swej piechoty i dragonii, byli groźnym przeciwnikiem dla polskiej jazdy, uszykowanej płytko, bez wsparcia innych rodzajów broni. Pod Kcynią polskie chorągwie nie zdążyły się przygotować do walki, a już na karkach towarzystwa siedzieli rajtarzy szwedzcy. Potyczka wyka" J e m i o ł o w s k i , op.cit., s. 95-96; 99; Kersten, Stefan Czarniecki, s. 296.
42
zała, iż polska kawaleria nie była dla Szwedów tak groźna, jak to podkreśla na ogół literatura. Nie bez przyczyny tak Karol, jak i Adolf Jan dążyli do walnego starcia. Przegrana pod Kcynią odwiodła kasztelana kijowskiego od planów kontynuowania wyprawy pomorskiej, tym bardziej że w związku z rozkazem Jana Kazimierza musiał ruszać pod mury obleganej stolicy. Po zebraniu rozproszonych oddziałów Czarniecki nakazał pośpieszny marsz w kierunku Warszawy. Kiedy oddziały kasztelana dotarły do obozu Jana Kazimierza, nie wiemy; miał tam dotrzeć już 9 czerwca, prowadząc nieprawdopodobnie dużą liczbę żołnierzy, szacowaną na ok. 20 tys. zbrojnych, w tym wielu powstańców chłopskich z Kujaw. Dokładny wykaz sił przyprowadzonych przez regimen-tarza nie jest znany, lecz dużą część stanowiły luźne grupy złożone z czeladzi, chłopów i chorągwi powiatowych pospolitego ruszenia, które towarzyszyły Czarnieckiemu w trakcie całej jego wyprawy wielkopolskiej. Wielu z tych ludzi wzięło aktywny udział w oblężeniu Warszawy. Po rozproszeniu sił kasztelana kijowskiego Karol X Gustaw ponownie skierował się pod Gdańsk, kontynuując jego oblężenie. Zdobycie Grabin, umocnień pod Steble-wem, a także Gdańskiej Głowy upewniało monarchę, iż upadek Gdańska jest możliwy. Na odsiecz stolicy wysłał swego brata, który pod Nowym Dworem założył warowny obóz. Miał on stanowić odskocznię nowej operacji Karola, zmierzającej nie tylko do odblokowania załogi warszawskiej, ale rozbicia dużego zgrupowania wojsk polsko-litewskich rozłożonych pod murami stolicy.
ODZYSKANIE WARSZAWY Gdy wojska Karola X Gustawa wydostały się z wideł Wisły i Sanu, nie ulegało wątpliwości, że wojna ze Szwedami szybko się nie zakończy. Czy jednak Paweł Sapieha, nowo mianowany hetman wielki wojska litewskiego, mógł powstrzymać przeciwnika na przeprawach przed powrotem koroniarzy spod Warki? Mimo widocznych zaniedbań dowództwa litewskiego musimy dać odpowiedź negatywną. Nad Wisłą i Sanem pozostawiono zbyt słabe siły do blokowania króla szwedzkiego. Przewaga ogniowa Szwedów, liczny park pontonowy, a także umiejętność szybkiej budowy mostów łodziowych zadecydowały o wyniku działań. Słusznie pisał zatem kasztelan wojnicki Jan Wielopolski, iż główną przyczyną niepowodzenia Litwinów była mała liczba „ludu ognistego". Podobnie jak marszałek koronny Lubomirski zwracał on uwagę na brak piechoty cudzoziemskiej, stojącej bezczynnie pod Lwowem1. Mimo obietnic Jana Kazimierza, wzięła ona udział w walkach dopiero podczas oblężenia Warszawy. 1
Zob. „awizy (z 30 III 1656) z Padwi cztery mile od Sandomierza z listu jmp. Wojnickiego (kasztelana Jana Wielopolskiego) do jmp. wojewody sandomierskiego", AGAD Archiwum Radziwiłłowskie (dalej cyt.AR),dz. II, ks. XXI, s. 98.
44
6 kwietnia, po sforsowaniu Sanu przez całą armię, Karol załadował na trzy szkuty artylerię, amunicję oraz tabor i pod silnym konwojem piechoty wyprawił je Wisław kierunku Warszawy. Podobnie postąpił szwedzki monarcha 9 kwietnia, gdy w Kazimierzu załadował na szkuty piechotę, aby przekazać ją feldmarszałkowi Arvidowi Wit-tenbergowi - dowódcy załogi stolicy. W trakcie przemarszu Szwedzi ponownie wyprowadzili w pole Litwinów, gdyż po uchwyceniu przeprawy na Wieprzu pod Bobrownikami rozdzielili swe siły złożone głównie z jazdy, przekraczając 10 kwietnia rzekę pod Skokami. Sapieha zamiast ścigać główne siły Karola, zmylony rozdzieleniem sił przeciwnika, ruszył na Lublin. Podrażniony ostatnimi niepowodzeniami, wbrew układowi zawartemu z załogą miasta (ok. 600 Lapończyków), kazał wyciąć ją do nogi2. Dopiero spod Lublina na rozkaz królewski ruszyli Litwini ku Warszawie, stając na Pradze ok. 20 kwietnia. Karol X Gustaw przewidział jednak następne polskie uderzenie, kierując się szybko prawym brzegiem Wisły ku stolicy, gdzie przybył 13 kwietnia i natychmiast rozpoczął przygotowania obronne. Prowadzono wówczas zakrojone na szeroką skalę prace fortyfikacyjne, mające na celu podniesienie obronności miasta. Opuszczając 17 kwietnia Warszawę na czele ok. 10 tys. żołnierzy, pozostawiał Karol w jej murach silną załogę. Stolica była przecież ważnym węzłem komunikacyjnym, umożliwiającym łączność z garnizonami szwedzkimi na Podlasiu, Żmudzi i w Inflantach. Utrzymując Warszawę, Szwedzi mogli bezpiecznie prowadzić żeglugę wiślaną począwszy od Elbląga i Torunia po Kraków3. Tym należy tłumaczyć pozostawienie w Warszawie doświadczonego, znającego rzemiosło wojenne feldmarszałka Wittenberga. 2 3
Kub al a, op.cit, s. 291. Landberg, op.cit, s. 176-178.
45
jego zadaniem było również wywiezienie nagromadzonej przez ostatnie miesiące zdobyczy z wielu miast Rzeczypospolitej, m.in. z Krakowa, gdzie Wittenberg też pełnił funkcję komendanta miasta i sprowadził stamtąd do Warszawy olbrzymie łupy. Załadowane szkuty i barki czekały na podniesienie się stanu wód, co umożliwiałoby ich spław do Torunia, a następnie do Szwecji. W Warszawie podobno zgromadziło swe skarby wielu dygnitarzy szwedzkich, nie wyłączając polskich zdrajców na czele z Radziejowskim i koniuszym litewskim Bogusławem Radziwiłłem. Obawa przed utratą bogactw mogła skłonić załogę do upartej obrony w nadziei doczekania odsieczy króla szwedzkiego bądź jego brata - Adolfa Jana. Klęska pod Warką spowodowała, iż wśród garnizonu szwedzkiego zapanowała trwoga, a część dygnitarzy zamierzała opuścić miasto. Sam Radziejowski, usiłując wysłać kosztowne sprzęty do Torunia, opuścił Warszawę, lecz w towarzystwie nieufnie nastawionej ochrony, przydzielonej mu przez Benedykta Oxenstiernę „niby dla honoru, a w rzeczy zaś samej, żeby się im nie wymknął"4. Wraz z pojawieniem się Litwinów Pawła Sapiehy na prawym brzegu Wisły Szwedzi byli już pewni, że głównym celem polskiego dowództwa stanie się opanowanie stolicy. Od 24 kwietnia miasto było już zagrożone bezpośrednio przez jazdę litewską. Sapieha nie próbował oczywiście zdobywać Warszawy z braku artylerii i piechoty. Zadaniem Litwinów było blokowanie dróg prowadzących do miasta i utrudnianie dowozu żywności dla szwedzkiej załogi. Cierpiała z tego powodu jednak przede wszystkim ludność stolicy. 4
Relacje nuncjuszów apostolskich i innych osób o Polsce, wyd. E. Rykaczewski, t. II, Berlin-Poznań 1864, s. 296; por. J. Wegner, Warszawa w latach Potopu szwedzkiego 1655-1657, Wrocław 1957, s. 68.
46 Hetman litewski, przeprawiwszy niektóre chorągwie przez zbudowany w okolicach Solca most pontonowy, czekał na dalsze oddziały, które przybyły 26 kwietnia. Cztery dni później przeprawił na lewy brzeg Wisły większą część swego wojska w celu całkowitego zablokowania miasta. Podczas przeprawy doszło do utarczki z wysłanymi przez Wittenberga rajtarami, których Litwini „część pojmali, część ubili, na paszy koni pod tysiąc wzięli, wołów i bydła z sześćset"5. Jaka była liczebność wojska litewskiego, zgromadzonego pod murami Warszawy, nie wiemy. Źródła określają siły Litwinów od 4 do 12 tys. wraz z czeladzią obozową. Nie wszystkie jednak pułki litewskie znajdowały się wówczas pod Warszawą, stąd możemy przyjąć, że Sapieha wraz z pisarzem polnym litewskim Aleksandrem Hilarym Połubińskim dysponował początkowo 5-6 tys. ludzi, ale po przybyciu wkrótce pod stolicę hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego -już znacznie silniejszą armią. Również liczebność załogi szwedzkiej, mimo obfitej literatury, jest trudna do ustalenia. Polscy historycy oceniali jąna ok. 2 tys. żołnierzy wraz z obsługą artylerii i pocztami dygnitarzy szwedzkich. Historycy szwedzcy szacowali ją od 800 (Carlbom) do ponad 2000 ludzi (Carlson). Jan M. Wrangel w liście do ojca, Karola Gustawa Wrangla, pisał, iż z Warszawy wymaszerowało po kapitulacji miasta tylko 400 zdrowych i aż 1400 chorych Szwedów. Nie uwzględnił jednak zabitych podczas oblężenia i zmarłych z ran i chorób. Wiemy również, że kapitulacja dotyczyła tylko Szwedów, Finów i Niemców, którzy otrzymali tzw. wolny wymarsz („freien Abzug"), a nie Kurlandczyków, Inflantczyków czy Prusaków jako poddanych Jana Kazimierza6. 5
AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 120-121. C a r 1 b o m, op.cit, s. 34; F.F. Carlson, Geschichte Schwedens, t. IV, Gotha 1855, s. 142. 6
47 Według wyliczeń Georga Tessina w skład garnizonu warszawskiego miały wchodzić, z sił regularnych, kompanie czterech regimentów pieszych: margrafa Fryderyka von Baden-Durlach i pułkowników Jerzego Stadinga, Szymona Bolseya i Sebastiana Ludwika von Eytzena. Obok nich znajdujemy kilka kompanii piechoty polskiej z regimentu po księciu Januszu RadziwiUe, pod komendą Kurlandczyka Jana Lembike, który z początkiem 1656 r. przejął Adolf Jan. piechota ta w sile ok. 300 ludzi (według Rudawskiego nawet 600), dzięki nieuwadze chorągwi litewskich, dotarła do Warszawy, wzmacniając załogę szwedzką7. Jej wkroczenie w mury stolicy barwnie opisał Henryk Sienkiewicz, widząc we wkraczających żołnierzach rajtarów Bogusławowych. Jazdę szacowano natomiast na ok. 300 koni, a w jej skład mieli wchodzić rajtarzy regimentów gen. mjr. Jana Wrangla, płk. Ludwika Lówenhaupta czy płk. Jerzego Forgella z dawnego pułku Pontusa de la Gardie (razem ok. 1700 piechoty i 300 jazdy). Dopiero jednak najnowsze badania Larsa Tersmedena pozwalają na weryfikację wyżej przedstawionych ustaleń. W pracy tegoż autora Armia Karola X Gustawa w latach 1654-1657 znajdujemy bowiem skład załogi szwedzkiej w Warszawie z czerwca 1656 r., a więc z okresu, gdy stolica była już oblężona przez siły polsko-litewskie. W skład garnizonu wchodziło 898 rajtarów, 1275 piechurów i 311 dragonów - razem 2484 ludzi. Zestawienie całościowe garnizonu warszawskiego znajdzie czytelnik w jednym z aneksów8. 7
G. Tessin, Die Deutschen Regimenter der Krone Schweden, cz. I: Unter KarlX Gustaw (1654-1660), Koln-Graz 1965, zob. nr regimentów 29a, 206, 212, 215, 216, 216a; Rudawski, op.cit, s. 102; por. We g n e r, op.cit, s. 71. " T e r s m e d e n , Carl X Gustafs Arme 1654-1657, tabl. nr 10, s. 257. Wcześniej autor ten sądził, że garnizon warszawski liczył 1800 ludzi,Tersmeden,KarlXGustavs Garden 1654-1660, s. 284.
48
Mimo iż pod względem narodowościowym załoga nie była jednolita (Niemcy, Finowie, Szkoci, Polacy), przeważali jednak Szwedzi. Tak silna załoga szwedzka, pod dowództwem doświadczonego Wittenberga, mogła wytrzymać długotrwałe oblężenie i jedynie brak żywności oraz amunicji mógł jązmusić do szybszej kapitulacji. Do utrzymania stolicy przykładali Szwedzi wielkie znaczenie. Z miast opanowanych przez siły Karola X Gustawa w 1655 r. jedynie Kraków został obsadzony przez większe siły (3550 żołnierzy), ale jego utrzymanie decydowało o panowaniu Szwedów w całej Małopolsce i kontroli nad dorzeczem górnej Wisły. Dla przykładu w czerwcu 1656 r. załogę Elbląga stanowiło 1240 żołnierzy, Torunia 1974, a Poznania 1000. Pozostawienie w stolicy ponaddwuipółtysięcznej załogi sugerowało, iż Karol X Gustaw nie brał pod uwagę możliwości szybkiego zdobycia miasta przez siły Jana Kazimierza. Przygotowaniami do obrony miasta kierowała rada wojenna pod przewodnictwem Wittenberga, znanego ze swej twardości i srogości. Znany warszawski pamiętnikarz Franciszek Kazimierz Pruszowski nazwał go „Finem złym i okrutnym"9. Jednocześnie feldmarszałek odznaczał się wybitnymi zdolnościami wojskowymi, które potwierdził zarówno w wojnie 30-letniej, jak i w pierwszym roku wojny polsko-szwedzkiej. Z innych członków rady wojennej możemy wymienić Benedykta Oxenstiernę oraz prezesa administracji wojennej i najwyższego sądu wojskowego -Aleksandra Erskeina. Natomiast wśród dygnitarzy szwedzkich i wyższych oficerów obecnych wówczas w Warszawie widzimy: sekretarza stanu Wawrzyńca Cantherstena, gen. mjr. Jana Maurycego Wrangla, syna znanego feldmarszałka, pułkowników: Je9
Cyt. za: Wegner, op.cit., s. 72.
49 rzego Forgella, Ludwika Lówenhaupta, Piotra Hammar-skifilda, nadkomisarza Jana Baldwina Puchera (Puchara, Pucherta) czy komendanta stolicy Adama Wehera (Weyhe-ra)10- Wielu z nich nie zdążyło już opuścić miasta. Podobnie przedstawiała się sytuacja z damami szwedzkimi - żonami wielu wojskowych. W Warszawie przebywały wówczas: żona i siostra gen. Roberta Douglasa, żona gen. mjr. Jana Wrangla i wiele innych. Głównie one, w obawie o swą cześć i życie, domagały się od Witten-berga przystąpienia do rozmów z Polakami. Zgodnie jednak z rozkazem króla feldmarszałek mógł przystąpić do rozmów, za zgodą rady wojennej, gdyby nacisk Polaków okazał się tak silny, iż dalsza obrona byłaby bezcelowa. Wittenberg przed opuszczeniem miasta miał zburzyć jego fortyfikacje, ewakuując załogę wraz z nagromadzonymi skarbami. W najgorszym wypadku należało wynegocjować takie warunki kapitulacji, które pozwoliłyby na wywiezienie przygotowanych do spławu szkut. Przed końcem kwietnia, obok umacniania starych fortyfikacji miejskich, Szwedzi przystąpili do prac w wielu budowlach, np. klasztorze Dominikanów, kościele Św. Ducha, pałacu Biskupów Krakowskich czy przy Bramie Krakowskiej. Wzmocniono również na Krakowskim Przedmieściu klasztory i kościoły Bernardynek i Bernardynów, a także pałac Radziejowskiego. Jak pisał znany pamiętni-karz Joachim Jerlicz: „Wittenberg miasto Warszawę mocno obwarował, wkoło muru rowy, pale, poza palami ostróg i kobylice ustawił"1'. 10
Tagebuch des Generalen Patrick Gordon wahrend seiner Kriegsdienste unter Schweden undPolen vom Jahre 1655 bis 1661, und seines Aufenthals in Russlandvom Jahre 1661 bis 1669, wyd. M.C. Posselt, 1.1, Moskwa 1849, s. 62-63; por. A. Walewski, Historya wyzwolenia Polski *apanowania Jana Kazimierza (1655-1660), 11, Kraków 1866, s. 218. 1 J. J e r l i c z , Latopisiec albo kroniczka 1620-1673, wyd. K.W. Wójcicki, 1.1, Warszawa 1853, s. 182.
51 się na obronie szeregu masywnych budowli, które świetnie blokowały drogę atakującym w głąb miasta i w kierunku Zamku, gdzie znajdowała się kwatera Wittenberga. Nie oszczędzono wówczas także mieszkańców przedmieść, gdyż, aby oczyścić przedpole przed murami miejskimi, feldmarszałek rozkazał spalić część Krakowskiego Przedmieścia, ulice Długą, Senatorską, Freta i Mostową. Oto, co czytamy w pamiętniku Pruszowskiego: „Naprzód dnia 6 maja miasto dobrze osztakietowane i opatrzone amunicyją zamknął (Wittenberg - przyp. M. 8.) i uczyniwszy wycieczkę na Krakowskie Przedmieście zapalić je kazał i spalił, potem dwory na Senatorskiej ulicy i na wale, i Długą ulicę, dnia 7 maja Freta z Mostową ulicą"12. Podpalono również Nowe Miasto, aby teren ten nie został przez Polaków wykorzystany do skutecznej akcji ob-lężniczej. Na wieść, że Wittenberg szykując się do opuszczenia miasta, zamierza wysadzić w powietrze kilka kościołów wraz z Zamkiem, przerażeni mieszkańcy uciekali ze stolicy. Wśród uciekinierów znalazł się „szlachcic, nazwiskiem Butler", który natychmiast doniósł o tym Janowi Kazimierzowi. Według sekretarza królowej Ludwiki Marii, „król dowiedziawszy się o tym, wypuścił na wolność jeńca szwedzkiego i kazał przez niego powiedzieć Wittenbergo-wi, że jeśli dopuści się innych szkód oprócz tych; które prawo wojenne czynić pozwala dla obrony miasta, żadnemu Szwedowi pardonu dawać nie każe"13. Wraz ze zniszczeniem mostu łączącego Pragę z miastem położenie mieszkańców stolicy i załogi szwedzkiej znacznie się pogorszyło. Nie można było już bezkarnie zaopatrywać się w żywność i paszę dla koni. Blokada wojsk litewskich nie była jednak tak szczelna, aby przerwać całCyt. za: We g n e r, op.cit., s. 77. "Des 8oyers,Lettres..., 18 V 1656 r. z Głogówka, s. 168.
52
kowicie łączność załogi z siłami Karola X Gustawa. Wit-tenbergowi nie tylko udało się wysłać łodzią do Bydgoszczy hrabiego Schlippenbacha, ale, dzięki małej czujności Litwinów, lekceważących siłę załogi szwedzkiej, wprowadzono do Warszawy posiłki. W czasie jednej z wycieczek załogi uśpiono czujność Sapiehy, wprowadzając w mury miejskie dawną piechotę radziwiłłowską. Te nagłe wypady Szwedów na stanowiska Litwinów mocno dawały się im we znaki. Jednak bez piechoty i ciężkiej artylerii nie mógł Sapieha myśleć o przygotowaniach do szturmu, czekając na zapowiedziane posiłki od króla. W połowie maja przybyła wreszcie piechota pod komen-dąpułkowników Ernesta Magnusa Grotthauza (Grotthauze-na) i Wilhelma Butlera (1960 porcji, czyli ok. 1750 żołnierzy). Czekano jedynie na Jana Kazimierza, który 26 kwietnia opuścił Lwów, zmierzając w kierunku Warszawy. Grot-thauz zajął na kwaterę mocno zdewastowany przez Szwedów pałac przy Krakowskim Przedmieściu i stąd skierował piechotę na przedmieścia, przygotowując się do wstępnego szturmu stolicy. Miała w nim wziąć udział nieliczna dragonia i piechota litewska, tłumy zebranej okolicznej szlachty, ciurów i kilka tysięcy chłopów z kosami. Wreszcie 17 maja przypuszczono na mury stolicy sześciogodzinny szturm. Przeciwnik był jednak dobrze przygotowany do jego odparcia, zadając atakującym znaczne straty. Następnego dnia Szwedzi pod dowództwem płk. For-gella przeprowadzili udaną wycieczkę, zdobywając dwie armaty, kilka z nich zagważdżając i kilkudziesięciu Polaków biorąc do niewoli. Wszyscy czekali na przyjazd króla, sądząc iż samo pojawienie się polskiego monarchy skłoni dumnego Wit-tenberga do rezygnacji z dalszego oporu i otwarcia bram miejskich. Obecność Jana Kazimierza pod Warszawą była konieczna także ze względu na sytuację w wojsku
53
litewskim. Część towarzystwa zaczęła już wypowiadać służbę, a spory wśród chorągwi starego i nowego zaciągu dotyczyły przede wszystkim ograniczenia uprawnień żołnierzy do dóbr radziwiłłowskich, przekazanych wojsku litewskiemu po zdrajcy Januszu Radziwille. Sprawa była poważna, skoro jej rozwiązaniem zajęła się w obecności króla rada senatu. Już po opanowaniu stolicy dopuściła do tych dóbr wszystkie chorągwie litewskie, „które przed potrzebą warszawską były w służbie". Tymczasem Jan Kazimierz, który 12 maja był już w Zamościu, 30 tego miesiąca stanął na Pradze wraz z całym dworem, jazdą koronną i piechotą, którą świadkowie szacowali na 4 tys. ludzi. Poseł cesarza austriackiego Jan Chrystian Fragstein oceniał przybyłą z Janem Kazimierzem armię na 30 tys. konnych i 5 tys. piechoty z 16 działami, a towarzyszyć tym siłom koronnym miało aż 14 tys. Litwinów"14. W rzeczywistości król, wraz z towarzyszącą mu w drodze począwszy od Lwowa dywizją obu hetmanów, oddziałami Lubomirskiego przybyłymi spod Łowicza, jak i ciągle nieobecnymi siłami Czarnieckiego, dysponował najwyżej 15-16 tys. regularnej jazdy. Ogółem, wraz z jednostkami pieszymi zaciągu narodowego (nadworna piechota węgierska monarchy pod komendą Samuela Powier-skiego) i cudzoziemskiego (Grotthauz, Butler, Grodzicki i regiment Zamoyskiego), siły regularne zebrane pod Warszawą w czerwcu 1656 r. nie przekraczały 22-23 tys. ludzi. Wkrótce pod miastem zaczęły gromadzić się masy pospolitego ruszenia szlachty z towarzyszącą czeladzią i chłopstwem. Jan Wimmer, obliczając siły uczestniczące w oblężeniu Warszawy, szacuje zebrane pospolite ruszeJ.Ch. Fragstein do Reichsgrafa z obozu pod Warszawą 31 V 1656, HHSt. Archiv Wien, PI I (Polonica V - VIII), nr 67, f. 58-v.
54
nie, bez luźnej czeladzi i chłopstwa, na 25-30 tys. ludzi, co wydaje się liczbą prawdopodobną15. Jeśli do tych sił dołączymy wojsko litewskie pod komendą Sapiehy (6-7 tys.) i zebrane pod murami stolicy masy chłopskie, które także uczestniczyły w działaniach, to stwierdzimy, że pod stolicą zebrało się ponad 60 tys. ludzi. Oczywiście w wielu XIX-wiecznych opracowaniach spotykamy dane o wiele wyższe. Rudolf Damus mówi o stutysięcznej armii oblegającej Warszawę, a płk. August Riese, bezkrytycznie cytując przekazy źródłowe, stwierdził na ich podstawie, iż siły polsko-litewskie wraz z Tatarami mogły przekraczać nawet 200 tys. ludzi. Sam szacował je skromniej na 70-80 tys. żołnierzy16. Jeszcze tego samego dnia (30 V) część oddziałów koronnych przeszła Wisłę po moście łodziowym, postawionym przez Litwinów, i rozłożyła się w Ujazdowie. Monarcha zamieszkał w pałacu Ujazdowskim. Stąd nakazał kanclerzowi koronnemu Stefanowi Korycińskiemu, aby wysłał pismo do Wittenberga z wezwaniem do kapitulacji. Tenże listem z 2 czerwca proponował feldmarszałkowi honorowe warunki, jeśli Szwedzi natychmiast zdecydowaliby się otworzyć bramy miejskie. Stwierdzał ponadto: „Nie będzie to zatem z dyshonorem dla WMci, jeżeli wprzód nim Najjaśniejszy Król orężem to miasto zdobędzie, raczysz się udać do jego wspaniałości. Niech się bowiem WMść nie karmi nadzieją posiłków, bo drugie wojsko nasze, równie silne, strzeże i spotka każdego, ktoby chciał na coś podobnego się kusić"17. 15
J. Wimmer, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku, War szawa 1965, s. 106. 16 A. R i e s e , Die dreitdgige Schlacht bei Warschau, Breslau 1870, s. 67-68; R. D a m u s, Der erste nordische Krieg bis zur Schlacht bei Warschau, Danzig 1884, s. 94. "Rudawski, op.cit., t. II, s. 103.
55
Kanclerz miał oczywiście na myśli dywizję kasztelana kijowskiego, która nadal z posiłkami pruskimi wiązała znaczne siły szwedzkie na obszarze Pomorza i Wielkopolski. Wittenberg zdecydowanie odrzucił propozycję kapitulacji, oświadczając, iż „Mnie zaś powierzono bronić miasta, mam ufność w bożą pomoc w najsłuszniejszej sprawie JKMci Pana mego Najmiłościwszego i spodziewam się też od niego pomocy". Innego zdania byli dygnitarze szwedzcy na czele z Oxenstierną oraz przestraszone żony wyższych oficerów. Blokada majowa mocno dała się we znaki miastu. Panował głód, a oprócz rannych wielu było chorych na tzw. szwedzką febrę. Ze znanych osób zmarła wówczas żona gen. mjr. Jana Wrangla. Wobec odmowy poddania miasta mediacji pomiędzy stronami podjęli się niedawno przybyli do polskiego obozu dwaj posłowie cesarscy: baron Franciszek Lisola i hrabia Franciszek Euzebiusz Póttingen. Jednak próby ich okazały się bezowocne. Przybyły pod mury stolicy Jan Kazimierz „żadnej gotowości do szturmu nie zastał" i dopiero podczas jego obecności rozpoczęto przygotowania do generalnego ataku, sporządzając drabiny „i inne potrzeby do szturmu należące"18. Olbrzymie mrowie ludzi i koni należało umiejętnie rozłożyć wokół Warszawy. Pułki hetmanów Stanisława Rewery Potockiego i Stanisława Lanckorońskiego znajdowały się najbliżej osoby króla w obozie przy pałacu Ujazdowskim. Pospolite ruszenie zajęło pozycje wzdłuż brzegu Wisły, natomiast Litwini nadal przebywali na Pradze. Wszyscy autorzy, opisujący oblężenie stolicy, słusznie wskazują na ludowy charakter wielu oddziałów przybyłych pod Warszawę. We wszystkich ugrupowaniach jaz18
Awizy od jmp. Suchodolskiego z 20 VI 1656, AGAD AR, dz. II, ks-XXI,s. 133.
56 dy miały przeważać elementy nieszlacheckie, w tym także w oddziałach przybyłych wraz z królem spod Lwowa. Z doborowych pułków regularnego żołnierza szwedzkie i pruskie relacje wymieniają trzy regimenty piechoty cudzoziemskiej, „gute alte Vólcker", pod komendą Krzysztofa Grodzickiego, Butlera i Grotthauza, a także duży pułk gwardii dragońskiej króla pod dowództwem Jana Henryka Bockuma. Grotthauzowi powierzył monarcha kierowanie oblężeniem stolicy jako generałowi artylerii koronnej. Natomiast piechotą kierował Wilhelm Butler, dowódca pieszej gwardii monarchy, wzmocnionej trzema kompaniami pieszymi przybyłymi pod Warszawę po kapitulacji Malborka. Pozostałe oddziały piesze były słabo uzbrojone i niekarne. Jak donosił jeden z uczestników wydarzeń pod Warszawą: „rządu nie masz, swawola wielka, większa część wojska na rabowaniu aniżeli (w) boju"19. Mocno dały się we znaki stronie polskiej trudności aprowizacyjne. Wyżywić taką masę ludzi w zniszczonym kraju, zwłaszcza zaś w ogołoconej przez załogę szwedzką z żywności okolicy miasta, było niezmiernie trudno. Jan Kazimierz rozważał przeniesienie działań wojennych do Wielkopolski i na Pomorze Gdańskie, prawdopodobnie namawiany do tego przez przybyłego 26 maja hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego. Pod stolicą miano pozostawić jedynie nieliczne oddziały do blokowania miasta. Rozterki króla były o tyle uzasadnione, iż nie nadchodziły ciężkie działa z Zamościa, a z dział polowych trudno było prowadzić skuteczny ogień. Dygnitarze zgromadzeni pod stolicą byli jednak innego zdania. Po tylu klęskach oręża polskiego w 1655 r. potrzebny był jakiś znaczący sukces w wojnie z Karolem X Gustawem. Nie bez znaczenia było także, iż w oblężo19
Tamże, s. 123; We g n e r, op.cit, s. 80.
57
nej Warszawie znajdowało się wielu najbliższych współpracowników króla szwedzkiego na czele z Erskeinem, Cantherstenem, a także kilkunastu znanych wojskowych. Szczupła załoga, słabe mury stolicy, jak i trudna sytuacja załogi (choroby, głód, dezercje) dawały podstawę do przypuszczeń, iż kapitulacja Warszawy jest kwestią tylko kilku dni. Twierdzono także, że na samą wieść o oswobodzeniu stolicy wiele innych miast podda się na sam widok wojsk polskich, a po zdobyciu Janowca wolna będzie arteria wiślana począwszy od Krakowa po Toruń, co umożliwi swobodne przemieszczanie się sił polskich na prawy lub lewy brzeg rzeki w zależności od okoliczności. Zdobycie Warszawy nie tylko podniosłoby autorytet polskiego monarchy w oczach własnego społeczeństwa, ale przede wszystkim istotnie wpłynęłoby na zmianę stosunku zagranicy do Rzeczypospolitej. Natomiast odstąpienie od murów stolicy spowodowałoby, iż „sława wojenna ucierpiałaby", a Jan Kazimierz „straciłby najpiękniejszą sposobność triumfowania nad nieprzyjacielem"20. Pamiętajmy, iż w obozie pod Warszawą znaleźli się nie tylko dyplomaci cesarscy (Lisola, Fragstein, Póttingen), francuscy (de Lumbres, d'A-vangour), ale, wkrótce później, także posłowie z Moskwy i Krymu. Rada wojenna była przekonana, że skarby nagromadzone w murach Warszawy wystarczą na opłacenie regularnego wojska, które domagało się pieniędzy. Pod wpływem otoczenia Jan Kazimierz porzucił plan wyprawy za Karolem X Gustawem na Pomorze i zajął się przygotowaniami do generalnego szturmu. Za radą Grodzickiego miano go przypuścić od strony północnej, za20 Lisola do cesarza Ferdynanda III z obozu pod Warszawą 3 VI 1656, w: A. P r i b r a m (wyd.), Die Berichte des kaiserlichen Gesand-ten Franz von Lisola aus den Jahren 1655-1660, „Archiv ósterreichi-sche Geschichte", t. LXX, Wien 1887, s. 172; por. Kuba 1 a, op.cit., s- 341- 342.
58 chodniej i południowej, wykorzystując zebrane pod murami stolicy masy ludowe. Główny wysiłek skoncentrowano na opanowaniu kilku budowli od strony południowo-za-chodniej, zwłaszcza pałaców na Krakowskim Przedmieściu, których opanowanie otwierało drogę do Zamku. Mimo iż Zamek był głównym punktem oporu Szwedów i stanowił istotne ogniwo w obwodzie murów miejskich, sądzono, że po opanowaniu zewnętrznych umocnień nieprzyjaciela na Krakowskim Przedmieściu Wittenberg będzie bardziej skłonny do kapitulacji. Dlatego główne siły skoncentrowano na tym kierunku, a planowane ataki od północy i zachodu na mury miejskie miały jedynie wiązać siły szwedzkie. Monarcha pragnął ocalić od bombardowania Zamek, i tak już mocno zdewastowany przez najeźdźcę. W celu lepszej koordynacji działań oblężniczych, Jan Kazimierz przeniósł swą rezydencję do pałacu podskarbiego koronnego Bogusława Leszczyńskiego. W myśl planu króla i Grodzickiego, sławnego obrońcy Kudaku i Lwowa przed wojskami Chmielnickiego i Buturlina, oddziały zajęły wyznaczone pozycje. Na wprost Bramy No-womiejskiej, kościoła św. Ducha i klasztoru Dominikanów stanęły chorągwie litewskie wraz z regimentem pieszym płk. Grotthauza. Węgierska piechota wojska litewskiego, zapewne pod dowództwem porucznika Iwanowskiego, zajęła stanowiska na placu Panny Marii. Od strony po-łudniowo-zachodniej blokowały miasto wojska koronne z pospolitym ruszeniem. Natomiast nadal część wojska litewskiego, przebywająca na Pradze, miała pilnować mostu, łączącego oba brzegi Wisły, a także mieć „pilne oko" na szkuty szwedzkie, stojące pod Zamkiem"21. 21
Nowiny z 31 maja z Głogówka 1656 r., AGAD AR dz. II, ks. XXI, s. 121.
59
Ustawiono również trzy baterie dział polowych średniego zasięgu, które połączono transzejami. Jedna bateria stanęła na Krakowskim Przedmieściu, druga z północno--zachodniej strony pałacu Biskupów Krakowskich, a trzecia w pobliżu klasztoru Dominikanów na Nowym Mieście, (zob. szkic). Sam generał artylerii koronnej zajął stanowisko w Ogrodzie Gdańskim. Oczywiście Szwedzi zorientowali się już wkrótce, że główne natarcie Polaków będzie skierowane na Krakowskie Przedmieście; stąd „w Kazanowskiego pałacu (wówczas już Radziejowskiego" -przyp. M. 8.) baterią urobili, a nasi w klasztorze mniszek francuskich, skąd ich macają"22. Grodzicki uporczywie kontynuował prace fortyfikacyjne, sypiąc szańce dla sprowadzonych dział. 3 czerwca Polacy otworzyli ogień z galerii rezydencji królewskiej na Krakowskim Przedmieściu (tj. pałacu Kazimierzowskiego) w kierunku pałacu Radziejowskiego. Zaniepokojone damy szwedzkie, córki oraz żony generałów i pułkowników, udały się nawet do Wittenberga z żądaniem poddania miasta „nie czekając extrema i furyjej polskiej", ale feldmarszałek, „mówiąc, że jeszcze nie mamy niewoli, obiecując succurs", odrzucił te propozycje. Dla dodania obecnym w Warszawie Szwedom otuchy, urządził 4 czerwca, tj. w dniu Zielonych Świątek, wycieczkę na stanowiska polskiej piechoty. Kierowała się ona w stronę Arsenału. Szwedzi zakładali, iż Polacy swoim zwyczajem po odprawieniu mszy popiją się i na stanowiskach nie będzie należytej straży. I rzeczywiście nie pomylili się. Znaczna część szlachty biesiadowała, a czeladź rozbiegła się po okolicy za furażem. Dwie kompanie jazdy i 200 piechurów płk. Forgella, nie napotykając większego 22
Zob. diariusz obozowy oblężenia stolicy pod datą 27 V 1656, AGADARdz. II, ks. XXI, s. 131-132.
60 oporu, wycięło śpiących w aproszach żołnierzy i opanowało jedną baterię. Zagwożdżono dwie armaty, a z pozostałymi rozpoczęto przemarsz do miejskiego przekopu. Dopiero energiczna akcja Grodzickiego doprowadziła do odebrania Szwedom przed Bramą Poboczną, znajdującą się u wylotu ul. Wąski Dunaj na Zawalną (obecnie Podwale), zagarniętych dział. Obie strony poniosły znaczne straty; zwłoki zabitych Szwedów na prośbę Wittenberga wydano w dniu następnym. Wydarzenia te nauczyły Polaków większej ostrożności, gdyż nie dali się już więcej zaskoczyć w tak łatwy sposób załodze szwedzkiej. Sytuacja oblężonych była coraz trudniejsza. Zdawał sobie z tego sprawę Karol X Gustaw, który otrzymywał dokładne meldunki o sytuacji w stolicy. Działania w Wielkopolsce i na Pomorzu nie przyniosły Szwedom oczekiwanych rezultatów. Pomimo przegranych pod Kłeckiem (7 V) i Kcynią (1 VI), oddziały polskie stale rosły w siłę na skutek przyłączania się partii pospolitego ruszenia, elementu luźnego i mas chłopskich, do których dotarły zapewne treści ślubowania lwowskiego Jana Kazimierza wraz z zapowiedzią, iż po zwycięstwie nad Szwedami polepszy dolę ludu. Pod Warszawą natomiast zaczęły gromadzić się coraz większe wojska regularne, np. siły Czarnieckiego przybyły 9 czerwca. Szwedzi, dla których najważniejszą wówczas sprawą było opanowanie Gdańska, a także zawarcie trwałego sojuszu z elektorem, nie zamierzali jednak pozostawić załogi Wittenberga bez pomocy. Już 6 czerwca spod Gdańska król szwedzki nakazał bratu, Adolfowi Janowi, wymarsz z Torunia pod Nowy Dwór Mazowiecki w celu uchwycenia przepraw na Narwi i Wiśle. Następnego dnia Szwedzi pod komendą królewskiego brata i feldmarszałka Karola Gustawa Wrangla ruszyli ku przeprawom. Tegoż dnia Karol X Gustaw wysłał gen. Roberta Douglasa do Pułtuska,
61 aby wzmocnić jego załogę. Idąc prawym brzegiem Wisły przez Dobrzyń, Płock, Wyszogród i Czerwińsk, książę Adolf Jan 13 czerwca dotarł nad Narew i założył tu, na polach wsi Modlin, warowny obóz. Wkrótce, po oczyszczeniu północnego Mazowsza z luźnych grup powstańców, do sił tych dołączyły oddziały Douglasa. Tymczasem pod Warszawą trwały gorączkowe przygotowania do szturmu. Już w nocy z 6 na 7 czerwca „nasi tak posunęli swe działa, że już do fosy się spuszczać zaczęli". Natomiast w środę „po Świątkach (tj. 7 czerwca -przyp. M. 8.), w ten dzień najpierw poczęli z dział bić tak potężnie z obu stron, że się w Ujazdowie okna trzęsły". Ta kanonada trwała aż do północy ze środy na czwartek. Nad ranem „o wtórej z północy" Jan Kazimierz rzucił na mury blisko 10 tys. hałastry, czyli chłopów, ciurów obozowych i pachołków z chorągwi towarzyskich, chciwych łupów i zawsze gotowych do akcji. Na wielu odcinkach szturmujący odnieśli znaczące sukcesy, opanowując mury w kilku miejscach, szczególnie od strony Nowego Miasta, lecz wobec braku posiłków musieli się wycofać. Jedna z grup, złożona z ok. 200 ludzi, nie mogąc się wycofać przez mury miejskie, schroniła się do jednego z magazynów szwedzkich „gdzieś na Krzywym Kole", gdzie została wycięta. Zdobyli jednak Polacy pałac Biskupów Krakowskich na ul. Miodowej, „bardzo potrzebny i sposobny do strzelania z dział". Szwedzi, wycofując się z niego, założyli miny, pozostawiając także duże ilości prochu, lecz do wybuchu nie doszło. Podczas walki na odsiecz walczącym Szwedom nadeszły inne ich oddziały ze Starej Warszawy „ale im nie posłużyło, gdyż ich tak nasi wystrzelali, że się ledwo który do miasta wrócił"23. Wówczas to uległ zniszczeniu
23
Zob. awizy od jmp. Suchodolskiego z 20 VI1656, j. w.
62 pałac Radziejowskiego, gdyż w wyniku ciągłego ostrzału z dział ustawionych w kościele Karmelitów poczynili w nim Polacy duże wyrwy. Podczas szturmu doszło do zatrważającego zdarzenia, które mogło zaważyć na jego wyniku i doprowadzić do znacznego osłabienia zapału ochotników szturmujących mury. Idąca za polską „hołotą", jak określał szturmujących rezydent gdański Jerzy Barkmann, piechota zaciągu cudzoziemskiego miała także prowadzić ogień muszkietowy i w ten sposób wspomagać „drapiących się na mury jednak kiedy nasi pod mury podstępować mieli, oni zdrajcy, gdy nasi już na mury weszli, ognia do nich potężnie dali, że ledwo się który na murze został"24. Mimo iż się później piechota ta poprawiła, Szwedzi z większą ochotą przystąpili do obrony murów miejskich. Czy był to przypadek, czy też zdrada „między niemiecką piechotą wojska naszego", autor nie wiedział. Sądzić należy, iż incydent ten zaszedł z powodu wielkiego zamieszania, związanego z walką na murach, i błędnej decyzji jednego z dowódców kompanii. Ponowiony szturm w dzień niedzielny po Świątkach, tj. 11 czerwca, także nie przyniósł znaczących sukcesów. Bez użycia ciężkiej artylerii, po którą posłano do Zamościa, nie można było myśleć o zdobyciu stolicy wobec nieugiętej postawy obrońców. Czekając na ciężkie działa, 15 czerwca w dzień Bożego Ciała urządzono w obozie polskim wspaniałą uroczystość. Przy huku dział i śpiewie całego wojska biskup poznański Wojciech Tolibowski odprawił uroczystą mszę. Wojsko stało w polu, w dwóch szeregach, począwszy od Nowego Światu do Ujazdowa. Następnie Jan Kazimierz ponowił śluby lwowskie. Obiecał, iż uwolni lud od nadmiernych ciężarów feudalnych, a także wypędzi arian z Rzeczy24
Tamże.
63 pospolitej. Śluby te miały wzmocnić autorytet monarchy wobec poddanych. Dwór królewski musiał liczyć się z nastrojami mas chłopskich zebranych pod Warszawą, które wobec braku piechoty regularnej mogły się przydać podczas szturmu. Ludwika Maria w liście do swojej przyjaciółki, pani de Choisy, pisała, iż „gdy się ta hałastra nastręczyła, Król JMść, który miał niewiele piechoty i rad był ją oszczędzać, przyjął chętnie tych ochotników"25. Oczywiście król i jego doradcy doskonale wiedzieli, że lud podniecony walką trudny jest do pokierowania i łatwo nie podda się obozowej dyscyplinie. Obawiano się, że stolica po udanym szturmie może paść łupem wielotysięcznych mas ludowych. Sam Jan Kazimierz, który miał w Warszawie dwa pałace, był zatrwożony perspektywą ograbienia miasta podczas szturmu. Stąd kilkakrotne próby podjęcia rozmów z Wittenbergiem. Także patrycjat Starej Warszawy z trwogą myślał o opanowaniu miasta przez zbrojne w kosy i spisy oddziały. Nie dziwi zatem opinia Pruszowskiego, gdy pisał: „gołota alias durowie i luźni ludzie, którzy nie tak byli chciwi chwały i sławy, jako łakomi zdobyczy, ostrząc zęby nie tak na Szwedy, jako na ubóstwo i substancyje miejskie, odpowiadając nie żywić ani jednej duszy"26. Wbrew zdaniu Rudawskiego, iż „pierwszy raz tedy zechciała Polska zaradzić uciskowi poddanych, pierwszy raz przyznała się do grzechu ściągającego gniew Boży, pierwszy raz litować się poczęła nad nędzarzami, na których od wieków spoczywało pognębienie"27, nie zamierzano oczywiście obalać podstaw ustroju feudalnego, lecz ograniczyć A. P r z e ź d z i e c k i (wyd.), Zdobycie Warszawy przez Szwedów r. 1656 opisane w listach królowej polskiej Maryi Ludwiki, zachowanych w rękopiśmie, „Biblioteka Warszawska", t. III, 1851, s. 202. 26
Wegner, op.cit., s. 90. "Rudawski, op.cit., t. II, s. 99.
64 najbardziej rażące ciężary. Sam najazd szwedzki próbowano przedstawić jako karę za nadmierny ucisk chłopstwa, ale przede wszystkim za stosowaną w praktyce tolerancję, także wobec arian. Stąd usiłowania zmierzające do nadania wojnie polsko-szwedzkiej charakteru wojny religijnej. Aspekty społeczne ślubowania we Lwowie i pod Warszawą szybko uległy zapomnieniu, natomiast punkt dotyczący wypędzenia arian z Rzeczypospolitej został zrealizowany w 1658 r. Dwór królewski obawiał się wybuchu powstania an-tyfeudalnego, skierowanego przeciwko szlachcie. Uniwersały Karola X Gustawa z 11 i 18 maja, skierowane do wszystkich stanów, wprost namawiały chłopów do wystąpień przeciwko wiarołomnej szlachcie, obiecując w zamian wolność osobistą, ziemię, a także dobra po pojmanych. Edykt z 18 maja nawoływał: „Postanawiamy, iż ktokolwiek ze szlachty trwającego w buncie przeciwko Nam szlachcica ujmie, zabije i żywego, czy też głowę Nam przedstawi, będzie mu się należeć, na prawie dziedzicznem, połowa dóbr dziedzicznych czy też ziemskich ujętego czy zabitego, w której posiadaniu zatwierdzić go przyrzekamy". Natomiast „gdy kmieć, chłop lub mieszczanin czy wieśniak, uporczywie w buncie trwającego szlachcica jakiego czy też głowę jego nam przedstawi, nie tylko nadajemy mu i dzieciom jego wolność osobistą i rolę przezeń uprawianą na wieczystość, lecz jeszcze damy mu, w ciągu lat sześciu, pobierać i używać rocznych intrat z dóbr dziedzicznych i ujętego czy zabitego pana jego, czy szlachcica"28. Niewielu jednak skorzystało z uniwersału króla szwedzkiego, a obecność wielotysięcznych mas pod Warszawą świadczyła, że lud opowiedział się za prawowitym monarchą. Tamże, s. 95.
65 W połowie czerwca do obozu polskiego dotarła wiadomość, iż książę Adolf Jan, którego oddziały rozłożyły się pod Modlinem, zamierza przekroczyć Narew i przyjść oblężonej załodze szwedzkiej z odsieczą. Spostrzeżono również, iż na rozkaz Wittenberga Szwedzi przygotowują statki do spławu, ładując je po brzegi zagrabionymi łupami. W celu sprawdzenia uzyskanych wiadomości Jan Kazimierz wysłał pod Nowy Dwór Stefana Czarnieckiego wraz z częścią sił litewskich. Za blokowanie zgrupowania modlińskiego odpowiadał wraz z kasztelanem kijowskim także Paweł Sapieha. Podjazdy wysłane w kierunku obozowisk przeciwnika potwierdziły, iż siły królewskiego brata są nieliczne i nie zagrażają armii polsko-litewskiej oblegającej stolicę. Dlatego Czarniecki ponownie przeprawił się na lewy brzeg Wisły i ruszył pod Warszawę, gdzie stanął 23 czerwca. Strona polska przystąpiła w tym czasie do budowy drugiego mostu na Wiśle, poniżej miasta, aby uchronić siły litewskie na prawym brzegu rzeki przed nagłym atakiem przeciwnika. Natomiast sam monarcha, chcąc zlustrować siły Adolfa Jana, zamierzał osobiście udać się na rekonesans pod Zakroczym. Tymczasem do obozu polskiego nadszedł list od zdrajcy, Hieronima Radziejowskiego, skierowany do jego dawnego przyjaciela, podkomorzego koronnego Gotharda Wilhelma Butlera. Ekspodkanclerzy prosił go o zorientowanie się, czy Jan Kazimierz wyrazi zgodę na wypuszczenie z oblężonej Warszawy dam szwedzkich, jeśli otrzyma oficjalną prośbę Adolfa Jana. W razie odmowy Radziejowski groził, iż Szwedzi nie tylko pozostaną głusi na wszelkie propozycje kapitulacyjne, ale pobudzi to ich do jeszcze większego oporu i zawziętości. Wskazywał także na możliwość rychłej odsieczy dla oblężonej załogi szwedzkiej.
66 Podkomorzy koronny za radą Jana Kazimierza odpisał 23 czerwca ekspodkanclerzemu, stanowczo odżegnując się od wszelkiej pomocy w tej sprawie. Jednocześnie nie bez złośliwości stwierdzał, iż „inter arma do nieprzyjacielskich łożnic amores wprowadzać" nie chce, mając na myśli przede wszystkim gen. Douglasa, zaniepokojonego o los żony pozostawionej w oblężonej Warszawie"29. W obozie polskim po otrzymaniu informacji, jak się okazało fałszywej, że przybyłe na pomoc Adolfowi Janowi siły pod komendą Douglasa rozpoczęły przeprawę przez Narew, postanowiono w nocy z 16 na 17 czerwca skierować dywizję marszałka koronnego Lubomirskiego na prawy brzeg Wisły w celu wzmocnienia sił litewskich, blokujących zgrupowanie szwedzkie pod Pomiechowem. Jak dodawał Des Noyers, sekretarz królowej Ludwiki Marii: „Wszyscy Polacy okazują wielką radość z przybycia przeciwnika i mają wielką ochotę stoczyć z nim walną bitwę"30. Oczywiście Szwedzi, nie mając wystarczających sił, ograniczyli się do umocnienia swoich dwóch obozów. Większy, księcia Adolfa Jana, założony był na polach wsi Modlin, natomiast mniejszy, przybyłego później gen. Douglasa, 4 kilometry dalej, u przeprawy przez Wkrę pod Pomiechowem. Oba te obozy, z wykonanymi szańcami przedmostowymi za Wisłą w Kazuniu i za Narwią na tzw. Kępie Szwedzkiej, zapewniały panowanie nad bardzo ważnym szlakiem komunikacyjnym. Obaj dowódcy mogli przygotowywać odsiecz dla Warszawy, będąc pewni, iż Polacy nie podejmą ryzyka natychmiastowego uderzenia na ich zgrupowanie. W ostateczności, wobec przeważają29
H. Radziejowski do podkomorzego koronnego Gotharda Wilhel ma Butlera z 21 VI1656 r. z obozu pod Nowym Dworem i respons na list tegoż z 23 VI tr., B. Czart., rkps 149, nr 60, 64, f. 201-v, 221-v. 30
Des Noyers.Iettres..., 2 VI 1656, s. 191.
67 cvch sił, mogli zniszczyć mosty i wycofać się następnie na płock i Czerwińsk. Nie bez znaczenia było i to, że oba obozy szachowały siły polskie oblegające Warszawę. Szwedzi mogli prowadzić działania w kierunku stolicy prawym lub lewym brzegiem Wisły w zależności od tego, czy przeprawią swe oddziały przez Wisłę, czy przez Narew. Słabość sił własnych, które dowódcy zgrupowania pod Nowym Dworem oceniali na ok. 6 tys., a także przesadzone wieści o siłach polskich, szacowanych na ponad 100 tys. ludzi wraz z pospolitym ruszeniem, spowodowały, iż Szwedzi pozostali w oszańcowanych obozach. Zdając sobie sprawę z krytycznego położenia załogi warszawskiej, czekali na rozkazy Karola X Gustawa. Ograniczyli się jedynie do wysyłania podjazdów w celu zdobycia paszy dla koni i żywności, a także do budowy mostów na Wiśle i Narwi. Tymczasem sytuacja w oblężonym mieście była coraz trudniejsza. Brakowało żywności, a choroby i coraz częstsze dezercje osłabiały morale żołnierzy Wittenberga. Jak pisał Des Noyers, „codziennie ucieka po kilkunastu żołnierzy z Warszawy, którzy powiadają, że Szwedzi już konie swe jedzą"31. Większość przekazów upatruje w dezerterach piechurów spod dawnego regimentu Radziwiłła, do których nieufnie odnosili się sami Szwedzi. Wśród uciekinierów mieli znajdować się także dawni podkomendni Jana Kazimierza z jego gwardii pieszej pod dowództwem Fromholda von Ludingshausen Wolfa, którzy zostali zagarnięci przez Szwedów w listopadzie 1655 r. Wielu z nich, wykorzystując przeprawę kilku skwadronów przez Narew 15 czerwca w celu obsadzenia przyczółka przedmostowe-go na brzegu praskim, ruszyło do polskiego obozu. 31
Tamże.
68 Wydarzenia pod Warszawą nie ograniczały się jedynie do prowadzenia działań oblężniczych. Jan Kazimierz i senatorowie właśnie pod murami stolicy prowadzili ożywione rozmowy dyplomatyczne z posłami państw obcych; król wysyłał także poselstwa do mocarstw ościennych. Stale trwały narady. Niejednokrotnie opinie króla i otaczających go senatorów były rozbieżne. Wielu dygnitarzy na czele z kanclerzem koronnym Stefanem Korycińskim uskarżało się, iż król ma odrębny pogląd na prowadzenie wojny i, co szczególnie drażniło możnych, przedkłada nade wszystko rady własnych dworaków32. Poczynania strony polskiej były obserwowane nie tylko przez dyplomację francuską na czele z Antonim de Lumbresem, ale i cesarską, z obecnym w obozie polskim Fragsteinem. Pod murami Warszawy przyjmował Jan Kazimierz posła cara Aleksego Michajłowicza wraz z czterema przedstawicielami wojska zaporoskiego przysłanymi przez Chmielnickiego. Do obozu polskiego dotarł również poseł chana krymskiego, Mechmeda IV, Mechmed Ali murza wraz z tłumaczem Romaszkiewiczem, znanym ze swych częstych misji do Bachczyseraju. Zostali oni wysłani nie tylko do polskiego monarchy z obietnicą rychłych posiłków, ale także do elektora brandenburskiego. Mechmed IV już w jarłyku z marca 1656 r. przestrzegał Fryderyka Wilhelma przed aliansem ze Szwedami. O wiele groźniejszy w tonie był jarłyk wieziony obecnie przez Mechmeda Ali murze. Poseł chański został przyjęty przez elektora, lecz zbyto go oświadczeniem, iż mimo prowadzonych rokowań z Karolem X Gustawem Prusacy nie udzielą mu posiłków do wojny z Rzecząpospolitą. Kurfurst 32
Zob. Zdanie JMP. kanclerza wielkiego koronnego około Rzeczypospolitej in octobri 1656 czy pokój z Moskwą stanowić i ligę przeciwko Szwedom zawiązać, w: J.K.. P l e b a ń s k i , Jan Kazimierz Waza, Maria Ludwika Gonzaga, Warszawa 1862, nr 4, s. 312-330.
nie wierzył, by Tatarzy mogli już wkrótce pojawić się nad Wisłą- W sytuacji, gdy rozmowy ze Szwedami wchodziły w decydującą fazę, nie zaprzątano sobie głowy groźbami chana. Niebawem czambuły tatarskie mocno miały dać się we znaki ludności Prus Książęcych"33. W czerwcu powrócił również wysłannik Jana Kazimierza do Moskwy - Piotr Galiński, marszałek orszański. Prowadził on, począwszy od kwietnia, negocjacje o zawieszenie działań wojennych na Litwie. Zgodnie z porozumieniem osiągniętym z bojarami: Bogdanem Chitrym i Ałmazem Iwanowem, na przełomie lipca i sierpnia miały się odbyć w Wilnie rozmowy polsko-rosyjskie. Do rozmów z Moskwą strona polska przykładała duże znaczenie, gdyż zawieszenie działań wojennych na wschodzie umożliwiało skoncentrowanie wszystkich sił do walki ze Szwedami. Dlatego Jan Kazimierz już w końcu czerwca kompletował wielkie poselstwo polskie do Wilna na rozmowy z Rosjanami. Des Noyers w liście z 27 czerwca z Głogówka donosił, iż „poseł moskiewski podczas audiencji, którą miał u króla, nalegał o wysłanie komisarzy do układania pokoju", w wyniku czego „wojewoda płocki (Jan Kazimierz Krasiński) i dwaj referendarze litewscy (Jan Dowgiałło Zawisza, biskup nominat wileński, i Cyprian Paweł Brzostowski) już się tam udali, to jest do Wilna"34. Była to błędna informacja, gdyż poselstwa jeszcze nie skompletowano, a instrukcję dlań przygotowano w kancelarii królewskiej dopiero 7 lipca, tj. tuż po zajęciu Warszawy przez siły polskie. J-G. Droysen, Die Schlacht von Warschau 1656, w: „Abhand-tangen der philologisch-historischen Classe der KOniglich-Sachsischen Gesellschaftder Wissenschaften", t. IV, z. IV, Leipzig 1863, s. 141; por. Kubal a, op.crt., s. 302. 34 D e s Noyers, Lettres..., 27 VI1656 r. z Głogówka, s. 193.
70
Złożona sytuacja międzynarodowa zaprzątała głowy polskiego monarchy i jego otoczenia. Wciąż oczekiwano na posiłki tatarskie, które znajdowały się w drodze pod komendą Subchan Ghazi agi. Wysłanie posiłków dla Polaków spowodowane było przeświadczeniem, że osamotniona Rzeczpospolita zawrze sojusz z Moskwą, czego mocno obawiał się chanat krymski. Dlatego wieści o nawiązaniu rokowań polsko-rosyjskich przyśpieszyły decyzję wezyra Sefer Ghazi agi, który wysłał natychmiast pod Warszawę posiłki tatarskie. Trudności dyplomacji polskiej wiosną 1656 r. związane były z kontrakcją Karola X Gustawa. Po nieudanej kampanii zimowo-wiosennej szwedzki monarcha zrozumiał, iż siłami samej Szwecji nie opanuje całej Rzeczypospolitej. Dyplomacja szwedzka zaczęła gorączkowo szukać sprzymierzeńców. Pod uwagę brani byli, oprócz elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma, Jerzy II Rakoczy, książę Siedmiogrodu, zawiedziony w staraniach o koronę polską, i Bohdan Chmielnicki. Trudności w rokowaniach z Holandią i Danią, które w obronie wolności żeglugi na Bałtyku wystąpiły aktywnie po stronie blokowanego przez Szwedów Gdańska, a także rozpoczęcie 17 maja przez Rosjan działań wojennych przeciwko Karolowi w Inflantach i Karelii, znacznie poprawiły sytuację Rzeczypospolitej. Szwedzki monarcha jak mógł przeszkadzał Polakom, aby nie dopuścić do dalszego wzmocnienia przeciwnika i utworzenia koalicji antyszwedzkiej. Tym należy tłumaczyć m.in. niepowodzenia polskich poselstw rokujących w kwietniu i maju 1656 r. z Kozakami. Podobnie sytuacja przedstawiała się w rozmowach z elektorem. Wkrótce po przybyciu pod Warszawę łowczego koronnego Teodora Maydla wysłał go Jan Kazimierz do Fryderyka Wilhelma, domagając się porzucenia Szwedów w zamian za pewne ulgi w wykonywaniu powinności
71 lennych z Prus Książęcych i obietnicę dziedziczenia tronu nolskiego 17 czerwca doszło w Bałdze do spotkania łowczego koronnego z elektorem, który jednak zdecydował się iuż na sojusz ze Szwedami. Powstanie tak silnego zgrupowania sił polskich pod Warszawą było na rękę kurfiirstowi, gdyż cena jego pomocy dla Karola X Gustawa zwiększała się. Poseł polski został wysłany do Królewca, aby nie asystował w Malborku przy bezpośrednich rozmowach pomiędzy królem szwedzkim a elektorem. Jak pisał Fryderyk Wilhelm do Waldecka: „Teraz Szwedzi będą mieli wkrótce takie siły przeciw sobie, którym sami nie podołają i będą bardziej skłonni do przyjęcia naszych warunków (suwerenność w Prusach -przyp. M. 8.). Nie zważaj, gdy będą udawać, że im na związku z nami mało zależy; wiemy dobrze, że im bardzo na tem zależy. Teraz jest sposobność, jaka nam się już później nigdy nie nadarzy"35. Konieczność wzmocnienia własnych sił przed wymarszem pod Warszawę spowodowała, iż Karol musiał pójść na duże ustępstwa. Na mocy traktatu malborskiego elektor nie otrzymał wprawdzie suwerenności w Prusach Książęcych (zamieniał tylko lennika, poddając się królowi szwedzkiemu), ale uzyskał aż cztery województwa wielkopolskie (poznańskie, kaliskie, łęczyckie i sieradzkie) wraz z ziemią wieluńską, które obsadziły załogi brandenburskie. Dla Rzeczypospolitej był to cios, gdyż sądzono, że osamotnieni Szwedzi będą skłonni do rozmów z Janem Kazimierzem na temat losu Prus. Przystąpienie Fryderyka Wilhelma właśnie w tym momencie do aliansu z Karolem X Gustawem znacznie przedłużało wojnę, komplikując i tak mocno powikłane stosunki dyplomatyczne w tej części Europy. 35 Fryderyk Wilhelm do Waldecka z Bałgi 22 VI 1656 r., w: Urkun-"en undAcktenstucke zur Geschichte des Kurfiirsten Friedrich Wilhelm vn Brandenburg, t. VII, Berlin 1877, s. 616; por. Kuba 1 a, op.cit., s. 334.
72
Zgodnie z układem brandenburska armia polowa pod wodzą kurfursta miała wziąć udział w nowej kampanii króla szwedzkiego, mającej na celu przyjście z odsieczą oblężonej załodze w Warszawie. Tymczasem Jan Kazimierz, który od 30 maja przebywał pod murami stolicy, zniecierpliwiony przedłużaniem się oblężenia, ponownie 26 czerwca wezwał Wittenberga do kapitulacji. W polskim obozie po rekonesansie Czarnieckiego i Litwinów zdawano sobie sprawę, iż Szwedzi nie mogą liczyć na szybką odsiecz. Także wieści o trudnej sytuacji załogi i przygotowaniach do opuszczenia oblężonego miasta drogą wodną, które otrzymał monarcha od przekradających się do polskiego obozu mieszczan ze Starej Warszawy, napawały otoczenie królewskie optymizmem. Nadal czekano na ciężkie działa z Zamościa i piechotę podczaszego koronnego, która była już w drodze. Bez względu na odpowiedź, król był zdecydowany na podjęcie energiczniejszych działań. Zgodnie z przewidywaniami feldmarszałek odmówił poddania Warszawy, stwierdzając, że istnieje jeszcze „bliska nadzieja posiłków", a obrona miasta jest nadal możliwa. Oxenstierna w liście do kanclerza koronnego Korycińskiego uznał za zbyteczne podawać powody odrzucenia polskiego ultimatum, gdyż na nie Wittenberg „obszerniej w liście swoim odpowiedział"36. Aby zyskać na czasie, Szwedzi prosili jedynie o zgodę Jana Kazimierza na wysłanie posła do króla szwedzkiego z przedstawieniem położenia miasta i zapytaniem o wolę monarchy co do kapitulacji. Gdy 27 czerwca przybyły długo oczekiwane działa z Zamościa i Lwowa wraz z 27 wozami amunicji, a także piechota, rozpoczęto przygotowania do generalnego Wegner, o/>.crt.,s. 88-89.
73 szturmu. Chcąc oszczędzić doborowe oddziały piechoty zaciągu cudzoziemskiego, Jan Kazimierz zdecydował się nonownie skorzystać z usług sił ochotniczych, w skład których wchodzili chłopi, plebs miejski i czeladź wielu chorągwi powiatowych i komputowych. Źródła mówią o 15 tys. ochotników, lecz ich liczbę należy nieco zredukować. Natychmiast przystąpiono do ustawiania przybyłych dział na wprost Bramy Nowomiejskiej, innych naprzeciw wału miejskiego i pałacu Radziejowskiego. W dalszym ciągu prowadzono roboty minerskie, gdyż „kilka min było bliskich ukończenia, które teraz założono cokolwiek wyżej, aby nie trafiły na wodę"37. Kiedy obie baterie zostały ustawione, na znak dany przez generała artylerii Grodzickiego rozpoczął się ostrzał miasta, a następnie na mury ruszyły masy zbrojne w kosy i piki, wspomagane przez piechotę Grotthauza. Główny atak przypuszczono na Bramę Nowomiejską, której bronił komendant Adam Weher (Weyher), lecz mimo poświęcenia szturmujących nie powiódł się. Jeden z oddziałów, który uderzył na magazyny zbożowe, został ponoć wycięty przez Szwedów do nogi. Trudno oszacować rozmiary strat, ale niepowodzenie to nie wpłynęło na osłabienie ducha walki atakującej czeladzi, którą z trudem udało się sprowadzić do obozu. Ciężkie walki toczyły się także koło kościoła św. Ducha, gdzie według Wespazjana Kochowskiego „Litwini odważnie wdzierali się na wały i forsowali rowy; z ich piechotą zmieszana była młodzież spod szlacheckich chorągwi, a także gromada obozowej hałastry, nie tyle liczna, co nieświadoma niebezpieczeństwa. Ludzie ci, podciąwszy rzędy ostrokołów, wtargnęli na zewnętrzne obwarowania, " D e s N o y e r s , Lettres..., 3 VII 1656 r. z Częstochowy, s. 197.
74 przy czym znaleźli się tacy, co na szczycie wału, strąciwszy z niego obrońców, zatknęli litewskie sztandary. Z obu stron polało się sporo krwi, ale więcej poległo naszych, ponieważ kule trafiały ich w niezakryte piersi, zwłaszcza koło kolumny Zygmunta, gdzie sądzili, że zawalony mur wypełnił wydrążenie wału, tymczasem zaś wpadli, na łeb, na szyję, na samo jego dno, a gdy się usiłowali wydrapać z rowu, nieprzyjacielskie posiłki strącały ich z jego urwistej krawędzi"38. Jak dodaje nasz pamiętnikarz, nie osłabiło to zapału atakujących i Wittenberg zorientował się, że sytuacja jest poważna. W dniu następnym ponownie wystąpił z prośbą do polskiego monarchy, aby mógł porozumieć się z Karolem X Gustawem. Oczywiście prośby tej nie uwzględniono, domagając się natychmiastowej kapitulacji. Łudząc się nadzieją odsieczy, feldmarszałek w liście z 28 czerwca jeszcze raz odrzucił żądanie poddania miasta. Nie zaprzestano zatem ostrzeliwać stolicy, kierując silny ogień artyleryjski na pałac Radziejowskiego, zachodni wał miejski i Bramę Nowomiejską. Z chwilą gdy dokonano wyłomu w pałacu ekspodkanc-lerzego, dowództwo polskie ogłosiło na 29 czerwca kolejny szturm, ponownie dopuszczając do walki chłopów i obozową hołotę. Już od rana na wyznaczonych stanowiskach zaczęły gromadzić się oddziały nieregularne, które oddano pod komendę towarzyszy jazdy pancernej. Gromadzono broń, drabiny, bosaki i inne przybory konieczne do szturmu, nie przerywając ostrzału miasta. Zaciężna piechota i dragonia miały początkowo stać w odwodzie i pilnować składu broni. Pół godziny po północy kilkanaście tysięcy ciurów, chłopów i czeladzi spod różnych chorągwi ruszyło na Kochowski,op.cit., s. 183-184.
75 mury, korzystając z faktu, iż największe polskie działo, zwane Smokiem, wybiło węgieł pałacu Radziejowskiego, pomimo odparcia atakujących przy Bramie Nowomiej-skiej przypuszczono szturm na pałac Radziejowskiego. Uciekający Szwedzi schronili się do klasztoru Bernardynów. Szturmującym przewodził towarzysz chorągwi pancernej kasztelana halickiego Aleksandra Cetnera -Andrzej Zalski"39. Nadal, mimo wycofania się Szwedów do klasztoru i kościoła mniszek, bronili się oni zawzięcie przy Bramie Nowomiejskiej, gdzie nacierała zaciężna piechota pod komendą Grotthauza. Dopiero gdy zdobyto szańce przy kościele św. Ducha i wycięto drewnianą palisadę otaczającą kościół, Szwedzi zaczęli się wycofywać. Gdyby Polacy nie rzucili się na rabunek, jak podkreślał Des Noyers, straty przeciwnika byłyby znacznie większe. Krótka chwila zwłoki dała czas szwedzkiemu dowództwu na zorganizowanie obrony przy Bramie Pobocznej, gdzie mimo kilkakrotnych ataków odparto szturmujących. Pogarszająca się sytuacja mocno zdenerwowała Wit-tenberga, który miał przybyć do pałacu Radziejowskiego o kulach. Widząc, iż nie utrzyma pałacu, „z przestrachu rzucił podpory i zaczął biegać jak gdyby zdrów i młody; od tego czasu już dobrze chodzi", jak pisała królowa Ludwika Maria do swej przyjaciółki pani Choisy40. Jednocześnie schorzały feldmarszałek długo nie mógł uwierzyć, iż jego doborowe oddziały pod dowództwem Weyhera, Forgella czy Hammarskjolda zostały wyparte ze stanowisk nie przez regularną piechotę polską, ale przez masy ludowe. „To go najbardziej boli, że ciury zwyciężyli". 39
Volumina Legum, wyd. J. Ohryzko, t. IV, Petersburg 1859, s. 266. 40 Ludwika Maria do P. de Choisy z Głogówka 27 VI 1656 r., W: P r z e ź d z i e c k i, op.cit., s. 202.
76 Mimo dalszych wyłomów w murach miejskich, szturm przerwano z uwagi na późną porę. Tylko obawa przed podłożonymi przez Szwedów minami skłoniła oddziały ochotnicze do zaprzestania walki, gdyż dowódcy nie byli już w stanie zaprowadzić dyscypliny w podległych im oddziałach. Świadkowie tych wydarzeń z uznaniem wyrażają się o biorących udział w szturmie ochotnikach. Wespa-zjan Kochowski, opisując atak na dawny pałac marszałka nadwornego koronnego, stwierdzał: „Kiedy dano znak do ataku, najpierw żołnierze, a następnie czeladź obozowa (którą nazywać ciurami albo hałastrą byłoby krzywdzące) ruszają naprzód, podsuwają się pod obwarowania (nagroda czekała na tych, co się dzielnie spiszą) i lekceważąc sobie niebezpieczeństwo, od razu forsują wysunięte umocnienia przed pałacem Kazanowskiego"41. Pełen podziwu dla postawy „ciurów, woźnic i inszej drobniejszej czeladzi" był także uczestnik walk pod Warszawą - towarzysz znaku pancernego Mikołaj Jemiołow-ski"42. Objaśnienia do mapy „Walki o odzyskanie Warszawy" 1. Zamek 2. Kolumna Zygmunta III Wazy 3. Klasztory: Bernardynów i Bernardynek 4. Pałac Adama Kazanowskiego (n. H. Radziejowskiego) 5. Kościół i klasztor Karmelitów Bosych 6. Kościół Wizytek 7. Pałac Kazimierzowski 8. Pałac Jerzego Ossolińskiego 9. Pałac Biskupów Krakowskich 10. Kościół i klasztor Dominikanów 11. Kościół św. Ducha 12. Kościół Najświętszej Marii Panny 41 42
Kocho wski, op.cit, s. 179. Jem i ołów ski, op.cit, s. 100.
:
i
78 dam, Oxenstierny i oficerów Wittenberg zgodził się rozpocząć rokowania z polskim monarchą o poddanie miasta. 30 czerwca o godz. 9 wysłał feldmarszałek do Jana Kazimierza trębacza z pismem, w którym prosił o zawieszenie broni „na dwie godziny w celu rozpoczęcia układów; pozwolono na nie - nie tak dla ocalenia niewinnych mieszczan przed rabunkiem, jak dla uniknięcia ognia, od którego miasto mogłoby spłonąć"43. Feldmarszałek zobowiązał się do wysłania komisarzy na rozmowy z kanclerzem koronnym Korycińskim. Wkrótce przybyli dwaj przedstawiciele: Wawrzyniec Canthersten i płk Jerzy Forgell. Pertraktacje odbywały się w pałacu zmarłego kanclerza Jerzego Ossolińskiego. Ze strony polskiej towarzyszyli Korycińskiemu znani dygnitarze polscy i litewscy: podkanclerzy koronny Andrzej Trzebicki, marszałek koronny Jerzy Lubomirski, wojewoda poznański Jan Leszczyński, hetman polny litewski Wincenty Gosiewski i Mikołaj Opaliński. Uzyskawszy kilkugodzinne zawieszenie broni, Szwedzi liczyli na dalsze przedłużanie rozmów, stawiając mocno wygórowane warunki. W myśl zaleceń Wittenberga chodziło im raczej o zwłokę, spodziewając się rychłej odsieczy Adolfa Jana. Komisarze szwedzcy żądali, oprócz dwóch tygodni czasu do namysłu, spełnienia szeregu innych postulatów. W ostateczności zgadzali się ustąpić z miasta, lecz z „bagażami, bronią i z 6-cią działami". Oczywiście strona polska nie mogła przyjąć takich warunków, stojąc na stanowisku bezwarunkowej kapitulacji. Rokowania nie posuwały się naprzód, mimo że obaj wysłannicy aż trzykrotnie przyjeżdżali do Jana Kazimierza, gdyż „ciągle obstawali przy tym, aby im wolno było zabrać bagaże, pieniądze i skarby Bogusława Radziwiłła"44. 43
Des Noyers, Lettres..., 3 VII 1656 r. z Częstochowy, s. 198. Zob: awizy spod Warszawy z 5 VII 1656, AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 170. 44
79 Wobec przedłużenia się rokowań do późnej nocy, król zatrzymał obu parlamentariuszy, bojąc się, aby ich w drodze powrotnej jakiś przykry wypadek nie spotkał. Było t0 konieczne wobec postawy ochotników przeciwnych wszelkim rokowaniom z załogą. Od wczesnych godzin rannych gromadzili się na stanowiskach ogniowych i gotowali do szturmu. Także wojsko, obawiając się, iż dwór pozwoli Szwedom na wywiezienie bezcennych bagaży ze stolicy, było przeciwne przedłużaniu rozmów z Wittenber-giem. Nawet w nocy z 30 czerwca na 1 lipca ochotnicy nie opuszczali szańców, dając do zrozumienia polskiemu dowództwu, iż są gotowi atakować w każdym momencie. Tym należy tłumaczyć, że Jan Kazimierz „fortiter stanął" i nie tylko nie ustąpił wobec propozycji szwedzkich, ale nakazał komisarzom wystosowanie listu do feldmarszałka; aby dał ostateczną odpowiedź w odniesieniu do poddania miasta 1 lipca, najpóźniej do godz. 7 rano. Polacy zgodzili się jedynie na to, aby Szwedzi zabrali podręczny bagaż i własne pieniądze. Rankiem Canther-sten i Forgell zabrali spisane warunki kapitulacji, które Wittenberg winien podpisać w ciągu pół godziny. W przeciwnym wypadku Polacy mieli przystąpić do ostatecznego szturmu. Po upływie ustalonego czasu, gdy nikt z załogi nie przybył do polskiego obozu, Jan Kazimierz nakazał Grodzickiemu rozpoczęcie ostrzału miasta i ogłosił atak na mury. Znakiem do ataku oddziałów ochotniczych i piechoty był wystrzał z dwóch armat. Z chwilą gdy pospólstwo rzuciło się w kierunku Bramy Nowomiejskiej, los załogi był już przesądzony. Na Zamku musiało wówczas panować duże zamieszanie, gdyż feldmarszałek nie zamierzał kapitulować na przedstawionych mu warunkach. Jak pisał Joachim Jerlicz w swym pamiętniku: „Tak był twardego serca Wittenberg, który sam chciał sobie zadać śmierć aniżeli się
80
poddać dobrowolnie"45. Lament dam szwedzkich na czele z generałową Douglasową i namowy całego otoczenia spowodowały jednak, iż zdecydował się poddać Warszawę. O dalszym oporze nie można było myśleć, gdyż żądne łupów oddziały, złożone z chłopów, czeladzi i elementu luźnego, z wielką gwałtownością atakowały ostatnie obiekty znajdujące się w rękach Szwedów. Wspomagały je siły regularne: piechota pod komendą Grotthauza, regiment gwardii pieszej Butlera i Grodzickiego. Po zdobyciu klasztoru Mniszek ruszono w kierunku Bramy Krakowskiej, gdzie przy kolumnie Zygmunta III doszło do zażartego boju z wycofującymi się Szwedami. Przedostający się przez wyłomy w Bramie Nowomiejskiej ochotnicy toczyli ciężkie walki z piechotą Adama Weyhera. Część Szwedów, nie widząc sensu dalszej walki, złożyła broń, ratując w ten sposób życie. Wówczas dopiero, rezygnując z dalszej walki, Wittenberg miał krzyknąć z okna zamkowego do trębacza, iż przystaje na wszystkie przedstawione mu warunki kapitulacji. Natychmiast wysłano do pałacu Ossolińskich komisarzy Adama Weyhera i Jerzego Forgella w celu podpisania aktu poddania miasta. Ze strony polskiej uczestniczyli w rozmowach obaj pieczętarze koronni wraz z wojewodą poznańskim. Wraz z przyjazdem szwedzkich komisarzy, wbrew zdaniu części otoczenia, król nakazał przerwanie działań wojennych. Zaniechano prowadzenia ostrzału artyleryjskiego. Król sądził, iż przeciąganie walki może doprowadzić do zguby nie tylko załogę szwedzką, ale i mieszkańców stolicy. Także znaczna część miasta mogłaby ulec zniszczeniu. Tak komentował decyzję monarchy Kochowski: „Albowiem coż będzie w mieście bezpieczne i co zdoła ocaleć, gdy raz 45
Cyt. za: We gn e r, op.cit., s. 93.
81 pozwoli się na wszystko mieczowi? Szwedzi zginą razem mieszczanami, wrogowie wraz z niewinnymi; poświęcone Bogu osoby i świeccy mieszkańcy, słaba płeć i nieświadome nieszczęścia dzieci bez różnicy zostaną przyprawieni o zgubę. Ta sama wściekłość wtargnie do miejsc świętych, przed chciwymi łupu rękami nie uchronią się bogactwa kościołów, skarbce publiczne ani prywatne majętności, a przy tym zwycięzcy, srożąc się, sami poniosą znaczne straty, gdyż Szwedzi, mężnie spojrzawszy w oczy przeznaczeniu, drogo będą oddawać swoje życie"46. Powstrzymać atakujące oddziały było niezmiernie trudno. Hetmana polnego litewskiego Gosiewskiego strącono z konia, a hetman polny koronny Stanisław Lancko-roński, „gdy zaciął kilku ochotników nahajką, ledwo nie został św. Szczepanem", gdyż „gęsto kamienie i obuchy za nim leciały, że ledwie uniósł życie"47. Także pod Stefanem Czarnieckim zabito konia. Tak nagłe wystąpienie oddziałów ochotniczych przeciwko własnym dowódcom należy tłumaczyć nieprzemyślanym oddaniem kilku salw przez zaciężne oddziały piechoty i dragonii królewskiej do atakującej „hołoty", która wbrew rozkazowi Jana Kazimierza nie zamierzała zaprzestać walki. To właśnie tak rozjątrzyło szturmujących, iż swą broń obrócili przeciwko dowódcom, którzy pozbawiali ich łupów i nagród. Dopiero interwencja obu hetmanów wielkich: Stanisława Rewery Potockiego i Pawła Sapiehy, uśmierzyła tumult, „obiecawszy im nagrodę od JKMci, po którą zaraz tumul-tarze po staremu poszli do Króla JMci circum circa pałac obstąpiwszy (Bogusława Leszczyńskiego, gdzie król przebywał w ostatniej fazie szturmu -przyp. M. 8.) z srogimi aklamacyjami". Kochowski, op.cit., s. 186. 47 Awizy spod Warszawy z 5 VII 1656 T.J. W., S. 170-172.
82 Wobec groźby znieważenia majestatu królewskiego, gdyż tłum krzyczał, iż wedrze się do wnętrza, Jan Kazimierz przyjął delegację, domagającą się kontynuowania szturmu.W zamian za pozostanie na stanowiskach monarcha obiecał wypłacić im 40 tys. złotych. Nie zdawano sobie sprawy, że kasy magistratu, jak i komendanta szwedzkiego, są puste. Ochotnicy jednak wcale nie zrezygnowali. Chęć pomszczenia zabitych towarzyszy, a także przesadne wieści o nagromadzonych skarbach w Warszawie, zrobiły swoje. Po wysłuchaniu relacji delegatów, którzy wrócili od króla, Jakiś niecnota do uspokojenia podał niecnotliwe medium płacić sobie towarami ormiańskimi". Hałastra rzuciła się na bazar ormiański, który znajdował się za kwaterą królewską na placu targowym. Obrabowano wówczas „kilkadziesiąt Ormian, w koszulach ich prawie tylko zostawiwszy i na sto tysięcy jakie szkody uczyniwszy"48. Jakub Łoś, towarzysz chorągwi pancernej Władysława Myszkowskiego, uczestnik szturmu Warszawy, szacował szkody Ormian jeszcze wyżej, bo na ponad 200 tys. Oczywiście ochotnicy nie poprzestaliby na tym, gdyby z rozkazu monarchy nie wysłano dla uśmierzenia tumultu hetmanów z kilkoma chorągwiami jazdy i regimentem gwardii pod komendą Butlera"49. I to nie powstrzymało części ochotników, więc natychmiast obsadzono regularną piechotą bramy Nowomiejską i Zamkową wraz z Zamkiem. Stała ona pod bronią całą noc z 1 na 2 lipca aż do południa, „broniąc przystępu hołocie, którzy się gwałtem do miasta napierali". 48
Tamże. Ciurowie zaś obaczywszy, że się na Warszawie nie dopuszczono im pożywić, Ormianów i bazar zrabowali. Uczyniono wtenczas szkody Ormianom na dwakroć sto tysięcy i od tego czasu prawie zniszczeli w towary tureckie", Pamiętniki Łosia, s. 16. 49
83 Z relacji tych wynika, iż gdyby nie powstrzymano atakujących, mogłoby dojść nie tylko do rzezi załogi i mieszczan, ale ogólnej grabieży miasta przez ochotników, których liczebność przesadnie obliczano na 20 tys. ludzi. Słusznie zatem zauważył Adam Kersten, iż „hołoty" obawiał się dwór królewski nie tylko dlatego, że mogła grabić, ale że będąc zawsze niechętną szlachcie i magnatom, opornie podporządkowywała się władzy buławy, a często wysuwała własne postulaty natury społeczno-ekonomicz-nej. Pod Warszawą, mimo iż na jej czele stało towarzystwo Spod pancernych znaków, co stwarzało pozory zorganizowania, była groźna nie tylko dla Szwedów. Anonimowy autor Początku wojny ze Szwedami Polaków następująco opisał wierszem wydarzenia z 1 lipca:50 Do tego się powrócą, kiedy traktowano, Z Wittenbergiem na podpis kondycyjej czekano. ; Król widząc, iże zwłóczyl, już się ku szturmowi ■■■ Miało, z dział bito bardzo ku Wittenbergowi 8ie zdało się już zwłóczyć, wysłał podpisane Traktaty przez trębacza zapieczętowane, Wzięli nasi trębacza, ledwie odwrócili Od szturmu ludzi chciwych, już na murach byli Miejskich i drudzy na odwrót, gdy tam bić kazano, Hetmana polnego tam zarazem ujrzano, Który pilno hamował, do szturmu zawziętych ■ Tam nie uszanowany od ludzi przeklętych, W swawoli zastarzałych, kamieńmi ciskali. Jako kiedy grad z nieba, gwałtownie się wali, Pan Bóg sam go wybawił, dopiero koronny przypadł, mając przy sobie niemało obrony i!'Z trudnością uhamował, gdy im obiecował *AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 250-256.
84 8agrodę, w krótkim czasie, jak im obiecował, Poszedł wszystek ten tumult, pałac otoczyli, Gdzie król, senatorowie, tam pospołu byli, Z pośrodku siebie posły, zarazem posłali kilkunastu do króla, drudzy kołem stali Jaka tych oracja panów posłów była, Wszyscy oraz wołali, mówiło ich siła, Bardzo głośno ochotę swą opowiadali, Do szturmu im broniono, przyczyny pytali. Król JMść im samże krótko podziękował, A nagrodę pojutrze pewną obiecował, Że im ex nunc nie dano, tumult uczynili, Między sobą takiego mądrego nabyli, Rzekł ten: Ormianie tu są tymi płaćmy sobie Towarami, zarazem skoczyli w tej dobie, Poszarpali chudaków, którym na tysięcy Sto szkody uczynili, lecz pono więcej Poszedłby był ten pożar, już Lesznianie byli w strachu, ale hetman z żołnierzem przybyli z chorągwiami, a noc też zaraz nastąpiła, Że ledwie się swawola ta uspokoiła. Tej nocy zaraz bramy dobrze opatrzono, Także wbiegać hołocie do miasta broniono. Było co z niemi robić nazajutrz, bo chcieli Koniecznie wpaść do miasta, ale gdy widzieli, Że już tam komisarze do miasta posłani, W Zamku byli od wojska i senatu dani, Ażeby wszystkie rzeczy porewidowali, Te, które Szwedzi mieli i porabowali. Tymczasem w pałacu Ossolińskich odbywały się rozmowy z komisarzami szwedzkimi. Przywieziony przez nich akt poddania miasta zawierał podpisy Wittenberga, Oxenstierny, Weyhera, Erskeina, Cantherstena i Forgella.
85 Warunki kapitulacji ujęto w 15 artykułach. Ich postanowienia były następujące: _ Feldmarszałek, Oxenstierna, Erskein oraz pozostali oficerowie i urzędnicy opuszczą miasto swobodnie i bezpiecznie. Załoga także opuści stolicę, eskortowana przez Polaków do Torunia, ale z zastrzeżeniem, że wolny wymarsz mają tylko rodowici Szwedzi i Finowie. Natomiast „poddani i wasale Najjaśniejszego Króla Polskiego (Kurlandczycy, Inflantczycy, Prusacy), którzy byli dotąd w mieście lub pod znakami szwedzkimi, zostaną na łasce Najjaśniejszego Króla Polskiego". Cudzoziemcom wolno będzie nadal pozostać w armii szwedzkiej lub przyjąć służbę w oddziałach polskich. - Po podpisaniu warunków kapitulacji załoga ma opuścić nazajutrz stolicę, a Polacy mają zająć trzy bramy miejskie, Zamek i klasztory leżące poza miastem. Oficerowie szwedzcy mieli pozostać w mieście jeszcze przez 3 dni w swych dotychczasowych gospodach, a po ich upływie muszą opuścić Warszawę. Załoga, która do czasu opuszczenia miasta ma przebywać w pałacu Ossolińskich, wyma-szeruje ze stolicy „z rozpuszczonemi chorągwiami, zapalo-nemi lontami, przy huku bębnów i z nabitą bronią". - Szwedzka załoga zostanie odprowadzona drogą wodną lub lądową do Torunia przez konwój złożony z dwustu jeźdźców, którym Wittenberg obiecał wolny powrót. - Wszystkie działa, znajdujące się na murach i w Zamku, pozostaną w Warszawie. - Chorzy i ranni żołnierze szwedzcy oraz osoby cywilne także zostaną wysłane drogą wodną do Torunia. Obłożnie chorzy pozostaną w stolicy do czasu wyzdrowienia, a następnie udadzą się do obozu Karola. Taki los czekał m -in. Benedykta Oxenstiernę i Jana Puchera. - Zwłoki poległych żołnierzy i oficerów mają być wywiezione „wodą czy lądem", lecz pod warunkiem, aby „pod
86 tym pozorem nie wywożono innych zabronionych rzeczy". - Z rzeczy osobistych mogli Szwedzi wywieźć tylko te przedmioty, które były ich własnością od dawna, tj. od chwili przybycia do Warszawy, co okazało się trudne do stwierdzenia. Wszelkie łupy zrabowane osobom prywatnym (mieszczanom warszawskim), jak i duchownym (pochodzące z kościołów i klasztorów), miały zostać zwrócone. Jan Kazimierz i komisarze mieli rozstrzygnąć, ile pieniędzy może wywieźć z miasta każdy Szwed, a do rozpoznania rzeczy zagrabionych powołana została przez monarchę komisja. - Szwedzkie damy wraz z dziećmi opuszczą miasto wraz z wyznaczoną ochroną. Feldmarszałek został zobowiązany do przekazania zakładników, aby także polskie kobiety pochwycone przez Szwedów na obszarze Prus Królewskich zostały uwolnione. - Koniuszemu litewskiemu Bogusławowi Radziwiłłowi jako zdrajcy, nadal popierającemu Karola X Gustawa, „odmówiono wszystkiego". - Strona polska żądała zwrotu zagrabionego archiwum koronnego i zbiorów biblioteki królewskiej, które miały zostać zwrócone. - Wszelkie długi zaciągnięte przez Szwedów obecnych w Warszawie podczas okupacji mają być spłacone. - Jeńcy polscy przebywający w Warszawie zostaną natychmiast uwolnieni. - Załoga szwedzka podczas opuszczania murów stolicy nie dopuści się żadnego podstępu. Chodziło o to, iż feldmarszałek często odgrażał się, że w ostateczności gotów jest wysadzić w powietrze siebie i załogę wraz z Zamkiem. Polacy obawiali się podłożenia przez Szwedów min podczas opuszczania przez nich miasta. Pamiętano dobrze, jaką niespodziankę zgotował płk Dawid Sinclair w Sandomierzu. -Wittenberg w swoim imieniu, jak i pozostałych ofice-
87 rów miał zaręczyć, iż wypuszczeni na wolność Szwedzi nie podniosą oręża przeciwko Rzeczypospolitej w okresie czterech miesięcy od podpisania aktu kapitulacji. Wszystkie powyższe artykuły miały być zaprzysiężone, co stanowiło podstawę swobodnego opuszczenia stolicy przez załogę szwedzką"51. Negocjacje ze Szwedami o poddanie miasta miały burzliwy przebieg, gdyż komisarze znajdowali się pod stałą presją kilkutysięcznej masy ochotników, którzy siłą byli powstrzymywani od kontynuowania walki. Wydarzenia z 1 lipca i kilku dni następnych, opisane wierszem, znajdujemy w silva rerum Zygmunta Stefana Koniecpolskiego. Oto obszerny fragment dotyczący warunków kapitulacji miasta, przedstawionych Wittenbergowi do podpisu52: Przez traktaty Wittemberg albowiem traktował, Z komisarzami polskimi to sobie warował, Aby on sam, Oxestiern, oficerowie, Wszyscy powychodzili wolno i Szwedowie Insze, i wojsko wszystko co w Warszawie było W oblężeniu, ażeby wolno wychodziło, Z tym dokładem, by tylko z narodu szwedzkiego Ludziom wyjście służyło, ale nie polskiego. Inszym narodom, które z Szwedami służyli, Wolno ze Szwedem iść, a którzy też służyli, Chętni do służby Króla a Pana naszego, Wolno każdemu czynić według zdania swego, Zęby ich do Torunia dwieście prowadziło Konnych naszych, aby im bezpieczniejsze było Przejście, a ci poddani Królestwa Polskiego, Co służyli pod Panem Królestwa Szwedzkiego, 8a łasce zostają Króla Pana swego. Zob. warunki poddania miasta Warszawy z 1 VII 1656, R u d a w s-k hop.cit., t. II, s. 104-107; por. We gn e r, op.cit., s. 95-97. 2 AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 156-159.
88 Jak zapieczętowane artykuły będą, Te do wiadomości wszystkich wojsk przybędą Wojsko szwedzkie z Warszawy zaraz niech wychodzi, Króla polskiego ludziom, na trzy bramy godzi Już się uniść i do Zamku, lecz przecie Szwedowie W gospodach swych, do trzech dni oficerowie, Którzy zechcą zostawać mogą, po skończeniu Trzech dni mają wychodzić, nie dając wytchnienia, Czas i wojsku wychodzić ma ku pałacowi Ossolińskiego zaraz, a owi gotowi To uczynić i wyszli, a tamże stanęli, Lepszej myśli niż w mieście, w tamtym miejscu byli, Rozciągnąwszy chorągwie i z zapalonemi Knotami, w bębny bijąc z rusznicami swemi, Kule w gębie trzymając sposobem wojennym, Żeby wyszli i z prochem z pulwersakiem pełnym, Ci od wojska naszego mają prowadzeni Być aż do Torunia, w zdrowiu stawieni. Gdy też i naszym dwiema stam toż warowano, Bezpieczeństwo od Szwedów mocno opisano, Chorzy, ranni, ażeby wodą ich puszczono, Wisłą do Torunia, by im iść nie broniono. A ci, którzy ruszyć się i jechać nie mogą, Którzy z ran i postrzałów mają boleść srogą, Ci aby do pierwszego zdrowia tu mieszkali, Lecząc się, a gdyby już z choroby powstali, Wolno im żeby było ze swemi powrócić, A każdemu do swojej ojczyzny się wrócić. Ciała umarłych, lubo wodą lub wozami, Aby im wolno wywieźć i z ichże rzeczami, Takim jednak sposobem, by nie wieziono Przy ciałach rzeczy, których im nie pozwolono, Sprzęty swoje i rzeczy, wozy, konie, szaty, Że wolno wywieźć Szwedom bez Polaków straty, Jednak te, które by jedno własne ich byli,
89 A łupem naszej polskiej najmniej nie pachnęli, A te rzeczy co szlachty także z dóbr złupione Kościelnych i królewskich, aby zostawiono Ornaty, złoto, srebro, na co wysadzeni Od Króla i od Szwedów, zaraz naznaczeni, Komisarze, ażeby tego pilnowali Co by łupów Szwedowie nic nie zabierali. Białegłowy, te wolno aby wypuszczono, O Radziejowskim także kilka przyniesiono Kondycyjej, ale o tym i nic mówić nie chcieli, Wszyscy jako zdrajcą Polski odbieżeli. Pisma wszystkie publiczne, aby powracali, A więźniów by z obu stron zaraz uwalniali. Obowiązują się też Wittemberg polskiemu Królowi, iż do niedziel czterech ku szwedzkiemu Wojsku się nie przyłączy z swoim gronem ludzi, Ani w nieprzyjaźń przeciw nam się nie pobudzi. Warunki kapitulacji były dla Szwedów zaszczytne, gdyż postanowiono wypuścić całą załogę, mimo iż poddała się dopiero podczas trwania szturmu. Szwedzi nie byli tak wspaniałomyślni, jak Jan Kazimierz pod Warszawą. Trzeba jednak przyznać, iż załoga zasłużyła na szacunek. Prawie 2500 żołnierzy powstrzymywało ponad miesiąc olbrzymie siły polsko-litewskie, które wraz z pospolitym ruszeniem szacowano na ponad 60 tys. ludzi. Dopiero brak nadziei na odsiecz i utrata kilku istotnych obiektów w mieście spowodowały, iż feldmarszałek zdecydował się kapitulować. Jak pisał Kochowski, „załoga, złożona z tysiąca dwustu żołnierzy, zgodnie z umową, została 1 lipca przeprowadzona do pałacu Ossolińskich, gdzie zaopatrzono ją w żywność na trzy dni"53. Wittenberg opuścił Zamek, zajęty przez pieKochowski, op.cit., s. 188. Przekaz ten sugeruje, że podczas oblężenia Szwedzi utracili ponad połowę załogi, co wydaje się jednak mało prawdopodobne.
90 chotę Grotthauza; dwa pozostałe pułki piechoty królewskiej (Butlera i Grodzickiego) obsadziły mury miejskie. Sam feldmarszałek przeniósł się do ratusza, pozostali pułkownicy skorzystali z gościnności mieszczan warszawskich. Podczas wymarszu załogi szwedzkiej do pałacu Ossolińskich nie obyło się bez kłótni, kto ma prawo odejść. Polacy, jak wspomniano, zgadzali się na opuszczenie stolicy tylko przez żołnierzy narodowości szwedzkiej. Natomiast w regimentach Karola X Gustawa, zaciąganych w Inflantach i na Pomorzu, służyło wielu poddanych polskiego monarchy. Dotyczyło to przede wszystkim części piechurów dawnego regimentu Janusza Radziwiłła, ale i innych. Wśród oficerów wspomnianej jednostki widzimy m.in. kilku Kurlandczyków: Jana Lembike, Jana Lebla, Wilhelma Jana i Mikołaja Korfów, Prusaków: Tobiasza Roppe-la, Jana Scharmeghara, Francuza Piotra Dellini i Polaka Jana Kazimierza Zelskiego - późniejszego majora dragonów54. Większości żołnierzy i oficerów tego regimentu zapewne nie wypuszczono, wcielając ich do polskich oddziałów zaciągu cudzoziemskiego. W następnych latach kilku kapitanów tej jednostki widzimy w gwardii konnej Jana Kazimierza pod komendą płk. Ernesta Jana Korfa. Chodzi tu o jego krewnych, którzy wówczas dostali się do niewoli, synów starosty orleńskiego Wilhelma Korfa-Wilhehna Jana i Mikołaja. W ich sprawie interweniował u samego Bogusława Radziwiłła ojciec, dawny sługa radziwiłłowski. Interwencja ta nie była konieczna, gdyż obaj podjęli wkrótce służbę w gwardii rajtarskiej Jana Kazimierza55. 54
Te s s i n, op.cit., 1.1, nr 215, s. 287. Zob. rolle popisowe leibregimentu gwardii konnej Jana Kazimie rza z lat 1658-1662, AGAD, Akta Skarbowo-Wojskowe (ASW), dz. 85, nr 87, s. 57-80, nr 92, s. 275-314, nr 93, s. 127-138. 55
91 W oblężeniu stolicy aktywny udział wzięły masy ludowe. To właśnie żołnierze pochodzenia plebejskiego wyparli Szwedów z ich stanowisk, zdobywając Warszawę. To nie oddziały regularne czy pospolite ruszenie narażały się na największe straty. Dlatego wielu ówczesnych poetów i pamiętnikarzy podkreślało zasługi i waleczność chłopów oraz czeladzi chorągiewnej w walce o odzyskanie Warszawy. Tak pisał o nich w poemacie Wojna Chocimska Wacław Potocki56: Szkoda ich lekceważyć, kędy co z zdobyczą, Pewnie ani postrzałów, ani ran nie liczą. Dali próbą odwagi w szwedzkiej onej wrzawie, Gdy szturmem Wittenberga dostali w Warszawie, Który wczoraj triumfy swoje mierzył w strychy, 8ie wojsko, nie żołnierze, Holik wziął go lichy. Niewiele przesadził zatem Jakub Łoś, pisząc że Polacy „samymi prawie ciurami wzięli Warszawę"57. Oswobodzona stolica przedstawiała widok żałosny: zniszczone mury i bramy miejskie, wiele zdewastowanych i spalonych dworów, pałaców oraz kościołów. Najbardziej ucierpiała dawna rezydencja Adama Kazanowskiego. Strasznie zniszczone były wnętrza Zamku Królewskiego. Des Noyers, opisujący Warszawę po zakończonej okupacji szwedzkiej, tak przedstawiał wygląd Zamku: „Szwedzi tak bardzo zanieczyścili zamek warszawski, że nie jest on zdatny do zamieszkania. Konie wprowadzali nawet do komnat trzeciego piętra, które są pełne gnoju i ciał poległych szwedzkich żołnierzy"58. Para królewska musiała zamieszkać w pałacu Ujazdowskim. W. P o t o c k i , Wojna Chocimska, wyd. A. Bruckner, Kraków 1924, s. 52. " Pamiętniki Łosia, s. 16. 58 Des Noyers, Lettres..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 212.
92 Z okazji oswobodzenia stolicy magistrat miejski, wdzięczny za uratowanie Starego Miasta przed zupełnym zniszczeniem, wybił pamiątkowy medal z wizerunkiem Jana Kazimierza i napisem: „Providentia Dei, virtute optimi Regis Varsavia a svecis liberata D. 1 Julii 1656"59.
Wegner, op.cit., s. 99.
W OSWOBODZONEJ STOLICY Z okazji zdobycia Warszawy odprawiono przy huku dział uroczystą mszę, w której uczestniczył Jan Kazimierz. Radość z odniesionego zwycięstwa nie mogła jednak przesłonić wielu problemów natury polityczno-militar-nej, piętrzących się przed polskim monarchą. Pierwszym problemem, jaki należało rozwiązać, była sprawa jeńców szwedzkich. Jak wiemy, już 1 lipca załogę zgromadzono w pałacu Ossolińskich. Tego samego dnia wyprawiono dziewięcioma szkutami do Nowego Dworu damy szwedzkie, a wśród nich żonę i siostrę Douglasa1. Wiele z nich próbowało ukryć cenne kosztowności, ale „komisarze królewscy, wzorem szwedzkim, osoby obojej płci wyjeżdżające trzęśli, nawet w opasaniu i na nogach wiele dostatków znajdując"2. Odprowadzał je dworzanin królewski, późniejszy starosta feliński Aleksander Wolf, który za swe usługi otrzymał od Szwedów cenną nagrodę. Gorzej wyglądała sytuacja ze zwolnieniem załogi szwedzkiej. Pomimo iż w akcie kapitulacji miała zagwarantowany wolny wymarsz z bronią w ręku i rozwinięTagebuch des Generalen Patrick Gordon..., s. 63; por. Kubala, opcit, s. 347. J e m i o ł o ws k i , op.cit., s. 101; Kubala, op.cit., s. 347.
94 tymi sztandarami, w obawie przed ekscesami i w celu zapewnienia bezpieczeństwa znajdującym się w murach Warszawy Szwedom, Jan Kazimierz nakazał zaniknięcie bram miejskich, a mury obsadzono silnymi strażami. Tak pisał o tych wydarzeniach mieszczanin warszawski Pru-szowski: „Bezpieczeństwu i wygodzie miasta wygadzając, a bardziej jeszcze Szwedów w mieście zostających, nie kazał (Jan Kazimierz -przyp. M. 8.) nikogo wpuszczać, aż kto by miał kartę własną ręką króla podpisaną"3. Wolny wjazd do miasta mieli jedynie senatorowie, wyżsi dowódcy wojskowi i komisarze. Zakazano również opuszczać stolicę bez zezwolenia królewskiego. Obostrzenia te wprowadzono w związku z pogróżkami plebsu, pospolitego ruszenia i żołnierzy, domagających się zatrzymania dowództwa szwedzkiego na czele z Wittenbergiem, a także w celu ochrony mieszczan przed rabunkiem i zapobieżenia ewentualnemu wywiezieniu przez Szwedów nagromadzonych skarbów. Wreszcie starano się uniknąć za wszelką cenę powtórzenia wydarzeń z 1 lipca, kiedy ochotnicy wymogli na królu szereg obietnic4. 2 lipca do pałacu Leszczyńskich, gdzie przebywał Jan Kazimierz, przybyli dwaj przedstawiciele magistratu: Ka zimierz Pruszowski, pisarz wójtowski Starej Warszawy i starszy gminny, oraz dostawca dworski Augustyn Orlemus. Ze znanych patrycjuszy nikt nie wyrażał ochoty sta wienia się przed majestatem królewskim w obawie przed wymówkami za pośpieszną kapitulację miasta we wrze śniu 1655 r. Obaj wysłannicy wystąpili z prośbą, aby król miał „na wiernych swoich poddanych wzgląd i baczenie, a przy traktatach, jeżeli jakie będą, mieć pomnienie ra3
Wegner, op.cit., s. 101; A. Kersten, Warszawa kazimierzow ska 1648-1668, Warszawa 1971, s. 278. 4 Sz czo t ka, op.cit., s. 233-234.
95 czvł"5- Nie znamy szczegółów audiencji. Wiemy jedynie, że król rozwiał złudzenia w odniesieniu do odszkodowań za poczynione przez Szwedów zniszczenia, gdyż jak stwierdził podkanclerzy koronny Trzebicki, „co się tycze szkód przez nieprzyjaciela poczynionych i okupu, to już nie do naprawy, ani tego nieprzyjaciel nagrodzić może"6. Oczywiście Jan Kazimierz zdawał sobie sprawę, iż wyegzekwowanie od Szwedów zwrotu zagrabionego mienia, archiwów i dzieł sztuki będzie niezwykle trudne. Następnego dnia, tj. w poniedziałek, do Zamku, gdzie przebywali znaczniejsi więźniowie, przybył stolnik sandomierski Jan Andrzej Morsztyn. W asystencj i kilku chorągwi odwiózł on Szwedów do pałacu Leszczyńskich, gdzie w otoczeniu senatorów, dworzan i szlachty oczekiwał na nich Jan Kazimierz. Do audiencji dopuszczono Wittenberga wraz z Oxenstierną, Forgellem, Cantherstenem i Weyherem. Król, pokazując im swą niechęć za tak późne poddanie miasta, „nic się z miejsca nie ruszył". Na to feldmarszałek odparł, iż poddali się tylko na skutek braku prochów oraz „płaczem i narzekaniem białych głów poruszeni"7. Dumne odpowiedzi feldmarszałka, który mocno dał się we znaki mieszczanom warszawskim, nie zrobiły dobrego wrażenia na słuchających. Tymczasem po wyjściu Szwedów przed obliczem monarchy stanęli przedstawiciele wojska i szlachty, domagając się zatrzymania jeńców, a przede wszystkim Wittenberga i Oxenstierny. Żądano, aby więźniów pod dobrą eskortą przewieziono do Zamościa lub Kamieńca Podolskiego. W petycji skierowanej do króla delegaci wskazywali, iż wypuszczeni na wol'f ' Wegner, op.crt., s. 102. I 6 Tamże; por. K e r s t e n, Warszawa kazimierzowska, s. 279; K. H o -' WS L.° ' Żywot Andrzeja Zawiszy Trzebickiego, biskupa krakow-f tiego i księcia siewierskiego, Kraków 1861, s. 36. Awizy spod Warszawy z 5 VII 1656 r.J.w., s. 170-172.
96 ność Szwedzi mogą być jeszcze groźniejsi niż dotychczas. Zdając sobie sprawę, że niewypełnienie zaprzysiężonych warunków postawi króla w kłopotliwej sytuacji, posłowie prosili, aby zmianę decyzji ogłoszono pod ich naciskiem i na nich zrzucono winę. W przeciwnym wypadku grożono buntem i wypowiedzeniem służby, ostrzegając jednocześnie, że następnego wystąpienia „hołoty" nie mają zamiaru uśmierzać. Z nastrojami wojska musiał się liczyć Jan Kazimierz, tym bardziej że łagodne warunki kapitulacji wywołały niezadowolenie nie tylko wśród hałastry, ale także pospolitego ruszenia. Część żołnierzy, pozbawiona łupu, zamierzała wraz z czeladzią zastąpić wychodzącym Szwedom drogę, aby pomóc polskim komisarzom w ich rewidowaniu. Jan Kazimierz zamierzał dotrzymać wszystkich warunków kapitulacji, lecz pod wpływem otoczenia i w obawie o życie wychodzących oficerów zgodził się na propozycje rady senatu. Feldmarszałek wraz z wyższym korpusem oficerskim miał być wywieziony do Zamościa, gdzie winien przebywać, „dopóki burza się nie uśmierzy"8. Sam Wittenberg, choć był zaskoczony decyzją polskiego monarchy, nie protestował w obawie o swoje życie. Wiedział, iż sam nie dotrzymał warunków kapitulacji Krakowa w październiku 1655 r., zatrzymując gwardię pieszą Jana Kazimierza pod komendą Fromholda Wolfa i dragonie Czarnieckiego. Oddziały te zmuszono następnie do służby pod sztandarami szwedzkimi i poprowadzono pod Jasną Górę. Kilku 8 Wegner, op.cit., s. 105. W pamiętniku z okresu pobytu Szwedów w Warszawie w 1656 r. czytamy, iż Wittenberg „sam upraszał Jana Kazimierza, aby mógł pozostać jako zakładnik na jego łasce wraz z 30 swemi oficerami" w obawie przed atakiem pospolitego ruszenia z Wielkopolski, A. Wejnert (wyd.), Starożytności Warszawy, t. V, Warszawa 1857, s. 301.
97 oficerów, na czele z Wolfem, wbrew wcześniejszym postanowieniom aresztowano. Dlatego feldmarszałek oświadczył jedynie z goryczą, iż „lepszą w słowie królewskim pokładał nadzieję"9. Trudności, jakie wynikły z zaprzysiężenia przez Jana Kazimierza traktatu ze Szwedami, dokładnie przedstawił anonimowy poeta. Znaczną rolę w tych wydarzeniach odegrali polscy komisarze: Ci, gdy do Wittenberga, w Zamek przyjechali, 8aprzód u niego, tego się upominali, By szwedzkie praesidium z miasta wyprowadził, Zaraz takim porządkiem on swój lud prowadził, Trzydzieści trzy chorągwie piechoty dość nędznej, Jedenaście kornetów jazdy nieforemnej, Do Ossolińskiego ich dworu prowadzono I tam ich do pewnego czasu zostawiono. Pod ten czas komisarze swej dość powinności czyniąc, rewidowali niepotrzebnych gości, Wittenberg z żalem wielkim prosił, aby chcieli Do ukontentowania, żeby insi byli, Wojska sposób*, a nie przez to sekwestrowanie, Szkatuł, skrzyń i tłumoków jego wytrząsanie. 8a to właśnie zaciągał, żeby był okupił, Pewną summa swe rzeczy, których moc nałupił, Swą szkatułę otworzył, wytrząsał szuflady, Było z trzysta czerwonych, chłop od żalu blady, Do decyzyjej wzięli Króla JMci Panowie komisarze, lecz jako nieprości, Skrzynie spieczętowali, noc też nastąpiła, Przy czym przez noc piechota, straż potężna była. aby znaleźli inny sposób do ukontentowania wojska. K u b a l a , op.cit., s. 349; Wegner, op.cit., s. 105.
98 W poniedziałek pan Morsztyn, stolnik sandomierski, Do Zamku jechał, żołnierz stał gotowo bliski, Po Wittenberga, Szwedów inszych prowadzili Do Króla JMci, gdzie i senat byli. Wittenberg, Forgiel, trzeci także Candistern, Czwarty komendant jakiś, piąty Oxestern, 8iziuchno się kłaniali, po obocz stojącym Stronach panom dworzanom, po cichu mruczącym, 8a złość Szwedów, a i prosto przed Majestat Pański, Surowo na nich pojrzał, lecz jak chrześcijański Pan (przecie nic się z miejsca nie ruszył) rzekł do nich, Ganiąc to wiarołomstwo przeciw Sobie u nich, I Rzeczypospolitej, ten upór ich ganił, Że się z poddaniem miasta dawniej nie poranił. Ten królowi pokornie bardzo odpowiedział, Wittenberg, o wszech sprawach naszych Pan nasz wiedział, Rozkazanie onego pilnie musielichmy, Zaczym wiary onemu dotrzymywalichmy Ale że czas odsieczy naznaczony minął, Więc afekt zacnych matron, w nas jeszcze nie zginął, Serca nasze rzewliwie a krwawo płakały, 8aszych, które lamentem swoim przerażały, Przed Majestatem Waszej Jasności padamy, 8ie wątpiąc, że łaskę od niej otrzymamy. Z animuszu Wittenberg bynajmniej nie spuścił, Znać było z cery jego. Ledwo nie wyrzucił Oxestern, też z oczu swych, bardzo na tyrana Pierwszy poszedł, lecz wtóry na skromnego Pana. Gdy tych więźniów do Zamku zaś odprowadzono, Królowi JMci o tym oznajmiono, łże przyszli posłowie od szlachty, wojskowi, A co mają w zleceniu, odprawić gotowi Od Braci, którzy koło w polu uczynili,
99 Z tym posłowie do Króla wyprawieni byli, Ażeby się spytali, czemu zawierano Traktaty przez* nich z Szwedy, w kupie ich widziano, Ażeby się Królowi z tym deklarowali, lże oni traktatów tych nie podpisali, 8ie chcą też o nich wiedzieć, a zatym prosili, I żeby ci więźniowie zatrzymani byli, Póki wojna trwać będzie, a gdy tę skończymy lub przez broń, bądź traktaty, pokój uczynimy 8a Rzeczypospolitej łasce zostać mają I Króla JMci, wtenczas ją uznają. A gdy takie poselstwo żołnierze czynili, Przeciwne temu dworskich sentencyje były, Lecz Król JMść przecie, tak się deklarował, Aby wojsko ukoił, pięknie im dziękował, łże statecznie wiary jemu dotrzymują, A Rzeczypospolitej dobro upatrują. Zatrzymać ich rozkaże, to kanclerz koronny Przyłożył, nie wiem jak sądzić obie strony Będą. Ale ojczyźnie z serca miłujący 8ie rozumieli, tylko tak a nie inaczej, By ten tyran, heretyk, wielce nieprzyjazny Kościołowi Bożemu, za swój nieuważny Postępek, zbrodnie wielkie, jeszcze zatrzymany, A do więzienia w ruskie kraje był za stary, Z Cretenzykami bowiem słuszna cretenzować", 8ie od rzeczy niewiernym słowa też nie chować, W niektórych punktach zaraz, bowiem się znać dali, Żydów, Szotów między swe ludzie namieszali, Więc i dostatki swoje pokryli subtelnie, bez, tj. bez zgody szlachty i żołnierzy. Z Kreteńczykami (znanymi w starożytności kłamcami) trudna rze °z traktować (w znaczeniu: dorównać im).
100 W ruśnice, w miejsca skryte pokładli fortelnie, Po(d) chorych złota, srebra, kosztownych nakładli Rzeczy, co nałupili, w kościołach pokradli. Panowie komisarzepotym przyjechali Do Zamku, tam niemało skrzyń pełnych zastali Po sklepach, gdzie stołowe srebro Radziwiłła Bogusława i skrzynia też królewska była, Ze srebrem stołowym i inszych bardzo wiele, Którego moc nabrali w domach i kościele10. Tego samego dnia do miasta wjechali w znacznej asystencji zbrojnych komisarze, wyznaczeni przez króla, senatorów i wojsko, do spisania i opieczętowania skarbów nagromadzonych przez Szwedów w Zamku. Wśród komisarzy, których było ok. trzydziestu, znajdujemy obu hetmanów koronnych, Potockiego i Lanckorońskiego, hetmana polnego litewskiego Gosiewskiego, kasztelana kijowskiego Czarnieckiego i wojewodę smoleńskiego Filipa Kazimierza Obuchowicza. Po opieczętowaniu skarbów, znajdujących się w Zamku, komisarze przystąpili do konfiskowania szwedzkich łupów. Wittenberg próbował przekupić kilku z nich, ale widocznie suma 300 czerwonych złotych, którą znaleziono w jednej z szuflad, nie mogła ukontentować aż tylu dygnitarzy. Pozostawiono więc tę sprawę do decyzji monarchy. Kiedy A. Wittenberg opuścił Warszawę wraz z pozostałymi oficerami szwedzkimi nie wiemy. Wraz z Larsem Canterstenem podskarbim królewskim, mjrem Johanem Moritzem Wranglem, porucznikami Wrangelfeldem i Peterem Hammarskjoldem oraz grafem Ludwikiem, przybyli około godz. 5 po południu do Zamościa z ciekawością wi10
AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 250-256.
101 tani przez mieszkańców miasta". Wielu z nich było wycieńczonych trudami obrony Warszawy, a następnie podróżą do twierdzy zamojskiej. Tym należy tłumaczyć, że nod datą 4 sierpnia 1656 r. nasz pamiętnikarz zanotował, iż zmarł Szwed graf Ludwik. Jednak w następnych latach nie tylko zawiązali oni przyjaźnie z mieszkańcami i dygnitarzami przebywającymi w Zamościu, ale także z samym rektorem Akademii, u którego często gościł szczególnie Peter Hammarskjold. Przykładowo B. Rudonicz 25 kwietnia 1658 opisał wspaniałą ucztę u mieszczanina zamojskiego Jakuba Berniego, na której obecni byli J.M. Wrangel, L. Canterstern oraz P. Hammarskjold; ten ostatni miał nawet ofiarować synowi rektora Kazimierzowi pierścionek z diamentem, zapewne zrabowany w trakcie walk w Rzeczpospolitej w pierwszych miesiącach ekspansji w Polsce. Nie wszystkim jednak wiodło się tak dobrze. A. Wittenberg, schorowany i stale liczący na odzyskanie wolności, nie uczestniczył w tych spotkaniach, narażając się nawet na uszczypliwe uwagi pod jego adresem swych szwedzkich kolegów. Nie doczekał się wyjścia z niewoli i zmarł w Zamościu 11 X 1657 r. „na wrzody w gardle" jak to zanotował B. Rudomicz12. Problem spisania zdobyczy zagrabionej w Rzeczypospolitej zasługuje na szczególną uwagę, gdyż opieszała działalność komisarzy przyczyniła się do osłabienia karności i ducha bojowego polskiej armii. Żołnierze przecież liczyli nie tylko, w zamian za wierną służbę, na skonfiskowane srebra i inne skarby Bogusława Radziwiłła oraz szwedzkich dygnitarzy. Armia domagała się wypłacenia zaległego żołdu, zapowiadając opuszczenie służby w wypadku nieB. Rudomicz, Efemeros czyli diariusz prywatny pisany w Zamościu w latach 1656-1672, cz. I (1656-1664); oprać. M.K. Kle-mentowski, W. F r o c h , Lublin 2002, s. 14. n Tamże, s. 59, 61.
102 spełnienia jej postulatów, tym bardziej że wartość nagromadzonych łupów szacowano na ponad 2 miliony złotych. Na komisarzach spoczywało zatem trudne zadanie wydzielenia przedmiotów, które wcześniej należały do kościołów i klasztorów, prywatnych właścicieli, tj. głównie posiadaczy rezydencji warszawskich, aby w ten sposób pozostałe dobra otaksować, przeznaczając je dla wojska. Jeszcze 27 lipca trwały prace komisarzy, skoro sekretarz królowej Des Noyers pisał, iż „zdobyczy tej zbierze się tyle, że na każdą polską chorągiew przypadnie około 5 tysięcy franków; wychodzi więc na to, że Szwedzi, nie mając szeląga na zapłacenie swego wojska, płacą teraz żołd naszej armii"13. Jednakże żołnierze nie otrzymali wiele z nagromadzonych bogactw; stąd skargi i posądzenia o kradzież pod adresem nie tylko komisarzy, ale i królowej Ludwiki Marii, która uczestniczyła w pracach komisji zaraz po przyjeździe do Warszawy. Jemiołowski pisał: „odpieczętowano potem od komisarzów skarby, ma li się prawda rzec i nie ubogie, miasto pożytku wojsku, niemało kłótni, ba i dalszych rozruchów nabawiły, bo kiedy bez kilka niedziel około podziału tych skarbów (o co wojsko dużo następowało) traktują, co zaraz osobliwie specjalniejszych rzeczy ubywało i każdy na swoje koło radę ciągnął komisarz, a było ich do tego ze trzydziestu"14. Towarzysz znaku pancernego Jakub Łoś jednym zdaniem skomentował prace komisji: „Siła obiecywano wojsku z tej zdobyczy, aleć to sami pobrali (komisarze -przyp. M. 8.), mało co wojsku dawszy fancików"15. Wespazjan Kochowski, spisujący swą kronikę wiele lat po kampanii warszawskiej, wprost oskarżał dygnitarzy 13
Des Noyers,Lettres..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 212. J e m i o ł o w s k i , op.cit., s. 101. 15 Pamiętniki Łosia, s. 16. 14
103 Rzeczypospolitej o kradzież, pisząc: „Cała ta niezmierzona masa ruchomości doszczętnie znikła w rękach ludzi, którzy ją mieli obrachować", podczas gdy „żołnierze czekali na przyrzeczone pieniężne podarki, ale praca komisarzy postępowała opieszale i jakaś tajemna siła, skryta w działaniach rachunkowych, powodowała, że bogactwa topniały w rękach rachmistrzów, jak śnieg od słońca. Skargi żołnierzy o rozkradanie skarbu przerwało później nadejście szwedzkiego króla"16. W rzeczywistości zamiast wypłaty należnego żołdu wypadło po 3 lub 4 złote na „każdego jeźdźca, a na jedną chorągiew senatorską z półtorasta koni, jedne tylko czarę srebrną rozdzielono, którą rozgniewane rycerstwo ofiarowało natychmiast swemu porucznikowi"17. Zapewne nie wszyscy z komisarzy przywłaszczyli sobie drogocenne kosztowności i wielu z nich zostało niesłusznie o to oskarżonych, lecz przy tego rodzaju działalności łatwo było o posądzenie, tym bardziej iż prace komisji podejrzanie przedłużały się, drażniąc i prowokując towarzystwo chorągiewne. Nie jest przy tym istotne, czy rzeczywiście w rękach komisarzy pozostało wiele kosztowności, ale atmosfera wokół tej kwestii odzwierciedla ogromną nieufność prostych żołnierzy do magnackich zwierzchników, gdyż w pracach komisji uczestniczyli trzej hetmani i kilku dowódców pułków. Nie napawało to optymizmem wobec zbliżającej się kampanii z samym Karolem X Gustawem. Tymczasem Szwedzi nie próżnowali. Mimo iż obaj szwedzcy dowódcy, pozostający w warownych obozach pod Modlinem i Pomiechowem, nie odważyli się przyjść 2 Pomocą oblężonej załodze Wittenberga, za wszelką cenę starali się utrzymać newralgiczny węzeł komunikacyjny |' K . o c h o w s ki , op.cit., s. 193. We Jnert,op.a7„ s. 303. i
104 Rzeczypospolitej nad ujściem Narwi do Wisły. Dlatego natychmiast przystąpili do odbudowy mostów łodziowych na Wiśle i Narwi. Wkrótce umocnili na tyle szańce przedmostowe za Wisłą (w Kazuniu) i za Narwią (Kępa Szwedzka), że znajdujące się naprzeciw chorągwie Czarnieckiego uznały za niecelowe atakowanie tych pozycji. Książę Adolf Jan był przekonany, że Polacy uderzą wkrótce na oba obozy, które blokowały wszelkie działania strony przeciwnej w kierunku północno-wschodnim (Prusy Książęce, Podlasie, Żmudź). Bezczynność kilkunastotysięcznej kawalerii pod murami Warszawy musi dziwić współczesnego czytelnika. Utrzymywanie ogromnej liczby koni w okolicach stolicy coraz bardziej wpływało na wyniszczenie tych rejonów, a ich pobyt o tyle był bezcelowy, iż w działaniach oblężni-czych mogła brać udział tylko piechota i dragonia. Te kilka dywizji kawalerii wraz z licznym pospolitym ruszeniem mogli i powinni Polacy rzucić na płn.-wsch. Mazowsze, aby w ten sposób okrążyć zgrupowanie pod Nowym Dworem i zmusić Szwedów do opuszczenia stanowisk. Tego zapewne obawiał się generalissimus, skoro w raporcie do Karola X Gustawa domagał się posiłków. Także atak sił polsko-litewskich na Prusy Książęce, wobec rozdzielenia sił przeciwnika, rokował duże nadzieje. Mógł on skłonić elektora do szybszego związania się z Karolem w obronie zagrożonego lenna, ale możliwe było także podjęcie konkretnych rozmów pomiędzy Fryderykiem Wilhelmem a Janem Kazimierzem. Niestety, strona polska nie podjęła działań ani w kierunku Podlasia, ani Prus Książęcych, pozostając w obozach pod Warszawą. Planując działania ofensywne w kierunku Warszawy, szwedzki monarcha nie mógł dopuścić do utraty dogodnych pozycji w widłach Wisły i Narwi. 16 czerwca wysłał bratu trzy nowo zwerbowane regimenty rajtarii i jeden pie-
105 choty pod komendą Karola Magnusa, margrabiego Baden--Durlach. Siły te dotarły w okolice Modlina ok. 3 lipca, już po upadku Warszawy. Po traktacie malborskim (25 VI 1656) Karol X Gustaw zbierał siły znajdujące się w Prusach Królewskich i na czele ok. 4 tys. ludzi ruszył w kierunku Pasłęka, gdzie ponownie spotkał się z Fryderykiem Wilhelmem. Ustalono tu wstępny plan działania przeciwko zgrupowaniu warszawskiemu. Następnie przez Łasin, Brodnicę, gdzie urządzono kilkudniowy postój, dotarł król szwedzki do Bryń-ska (4 VII). Tu otrzymał wiadomość o poddaniu się załogi szwedzkiej w Warszawie. Przez Kluczbork i Szreńsk, gdzie lustrował szwedzką kawalerię, 7 lipca dotarł do Płońska, aby następnego dnia przybyć do obozu swego brata pod Nowym Dworem. Sytuacja, jaką zastał, nie wróżyła Szwedom nic dobrego. Siły, jakimi dysponował Karol, tj. niecałe 10 tys. ludzi, nie pozwalały na samodzielną akcję przeciwko Polakom, choć szwedzki monarcha nosił się z zamiarem rozpoczęcia natychmiastowych działań przeciw oddziałom polsko-litewskim. Długotrwałe opady i brak paszy dla koni, wskutek ogołocenia okolicy przez podjazdy Gosiewskiego, zmusiły go do biernego oczekiwania na siły elektora. Szwedom, znajdującym się w obu obozach, na wypadek kapitulacji Warszawy Karol X Gustaw nakazywał początkowo wycofać się ku Szreńskowi. Dlatego Adolf Jan przystąpił do rozbierania mostów. Okazało się to niepotrzebne, gdyż wezbrane wody zerwały obie przeprawy (po\ 9 VII), a w obozie modlińskim stanął długo oczekiwany szwedzki monarcha. Węzeł modliński, którego Polacy nie zlikwidowali, bardzo przydał się przeciwnikowi. Nie tylko szachował siły Polskie pod Warszawą, ale umożliwił Szwedom opanowanie sytuacji na północnym Mazowszu i Podlasiu. Pamię-
106 tajmy, iż czerwcowe zagony sił litewskich pod komendą Gosiewskiego i Szemberka zadały Szwedom duże straty. Nadal jednak trzymali w swoich rękach wszystkie przeprawy na Narwi, które Polacy zamierzali opanować. Wysłany 25 czerwca na podjazd pułk Jacka Szemberka, łowczego podolskiego, zniósł kilka skwadronów szwedzkich, zagarniając również kilkaset koni. Duże szkody wyrządzały ugrupowaniu Adolfa Jana i Douglasa chorągwie litewskie, wysyłane nie tylko w celu blokowania obozów przeciwnika, ale także utrzymania komunikacji z oblegającym Tykocin pospolitym ruszeniem szlachty łomżyńskiej, wiskiej i podlaskiej. Blokada Tykocina trwała już ponad dwa miesiące, a uczestniczyły w niej także regularne siły litewskie pod komendą płk. Samuela Oskierki. Opanowanie tej pozycji przez siły litewskie utrudniałoby komunikację ze Żmudzią i Inflantami, więc Karol X Gustaw zaraz po przybyciu do obozu modlińskiego zdecydował się udzielić Tykocinowi pomocy. Aby podkreślić, jak dużą rolę w planach szwedzkich odgrywało opanowanie Podlasia i północnego Mazowsza, cofnijmy się do wydarzeń mających miejsce kilka miesięcy wcześniej. Pod koniec 1655 r. bowiem w rękach Szwedów znajdowała się niemal cała Korona poza województwami południowo-wschodnimi z Kamieńcem Podolskim i Lwowem. Nieudane oblężenie Jasnej Góry przez korpus gen. Burcharda Mullera, który wycofał się z 26/27 grudnia w kierunku Siewierza oraz zawiązanie 29 grudnia konfederacji w Tyszowcach przeciwko Szwedom, dopiero zwiastowało odwrócenie się losów tej wojny18. Powrót do ojczyzny Jana Kazimierza oraz nieudana kampania zimowo18 Zob. o rezultatach kampanii 1655 r. tej wojny u J. W i mm era, Przegląd operacji w wojnie polsko-szwedzkiej 1655-1660; w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973, s. 138-157.
107
.wiosenna Karola X Gustawa zakończona klęską wojsk szwedzkich pod Warką (7 IV 1656) otworzyła możliwości nodjęcia ofensywy przeciwko siłom szwedzkim rozlokowanym w większych miastach Rzeczypospolitej i kontrolujących arterię wiślaną począwszy od Krakowa po Toruń, dla Jana Kazimierza sprzyjającą okolicznością było to, że niemal cały naród chwycił za broń przeciwko szwedzkiemu najeźdźcy, a na Podlasiu działania przeciwko Radziwiłłom podjęły zbuntowane jego chorągwie, które opuściły hetmana wobec jego sojuszu ze Szwedami. Dramatyczną sytuację Litwinów pogarszała ofensywa kniaziów Semena Urusowa i Jurija Borjatińskiego na Brześć, który z trudnością obroniło zgrupowanie Pawła Sapiehy regimentarza sił litewskich19. Trudna sytuacja Litwinów naciskanych z jednej strony przez Moskwę, z drugiej przez Szwedów, pragnących odciągnąć Sapiehów od kontaktów z elektorem i dyplomacją moskiewską, skłoniła tak P. Sapiehę, jak i podkanclerzego lit. Kazimierza Leona Sapiehę do nawiązania ściślejszych kontaktów z Karolem X Gustawem20. Powrót króla oraz kierowane do szlachty podlaskiej or-dynanse, aby występowała przeciwko Szwedom, wiążąc się z regimentarzem wojsk litewskich P. Sapiehą zmieniły sytuację. Tym bardziej, że po śmierci Janusza Radziwiłła wakowała buława wielka litewska, do której wojewoda witebski nie był przecież jedynym kandydatem. Porzucenie służby szwedzkiej tak przez chorągwie koronne, jak litewskie było istotnym elementem decyzji Pawła Sapiehy, O walkach pod Brześciem i Wierzchowiczami sił litewskich P. Sapiehy najszerzej informuje praca J. Płosińskiego, Wyprawa kniazia Semena Urusowa na Brześć (listopad-grudzień 1655 r); w: „Mazowieckie Studia Humanistyczne", nr 1-2, r. 2003, s. 5-31. J. P ł o s i ń s k i , Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657; Zabrze 2006. s. 67-69; por. A. R a c h u b a, Paweł Sapieha wobec Szwecji i Jana Kazimierza (IX 1655-11 1656); w: Acta Baltico-Slavica, t. 11, Warszawa 1977, s. 88-91.
108 który na kolejne monity królewskie, aby stawał u jego boku 15 lub 16II1656 r. wysłał do króla pułk pisarza polnego lit. Aleksandra Hilarego Połubińskiego, a wkrótce główne siły litewskie ruszyły w kierunku Sanu w celu zablokowania armii Karola X Gustawa w widłach Wisły i Sanu21. Zanim jednak doszło do działań sił polsko-litewskich przeciwko Szwedom nad Wisłą, oddziały litewskie zgrupowane na Podlasiu zostały zaskoczone przez księcia Bogusława Radziwiłła, który po zniesieniu oddziału K. Pokłońskiego zmusił do odwrotu siły Krzysztofa Sapiehy blokujące Tykocin. Dnia 26 II 1656 r., po zwinięciu oblężenia przez Litwinów, Radziwiłł tryumfalnie wkroczył do twierdzy. Wówczas właśnie wymienił jej załogę, zabierając ze sobą niepewny regiment pieszy Jana Berka, który niemal dwa tygodnie pertraktował z Litwinami w sprawie kapitulacji, ustanawiając nowego komendanta twierdzy w osobie Bogusława Przypkowskiego22. Wyprawa księcia B. Radziwiłła nie powiodła się, choć w swej autobiografii pisał o szeregu zwycięstw nad konfederatami litewskimi. Czytamy bowiem o tryumfach koniuszego litewskiego, idącego pod Tykocin, aby go odblokować: „biegłem tedy do ciała (Janusza Radziwiłła - M.8.), ale przyjeżdżając do Kamieńca Mazowieckiego, dowiedziałem się, że młody J.M. Sapieha (Krzysztof) Tykocin obiegł. Zebrawszy tedy, com jeno mógł ludzi, szedłem na odsiecz Tykocinowi, żebym ciało nieboszczyka książęcia, nad którym się pastwić chciano, deliberował. Zemściłem się też nad Korotkiewiczem (Samuelem), który mi ludzi pod Zaszków był pobuntował, bom na głowę pułk jego w Choroszczy zniósł, tak że ledwo sam uszedł. Skąd do Warszawy idąc, wszystko dobrze 21 Zob. o tych walkach w pracy A. Kerstena, Stefan Czarniecki 1599-1665, Warszawa 1963, s. 277-283. 22 J. Płosiński, Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657, s. 80-82.
f
109
sprawiwszy, dowiedziałem się, że chorągiew sapieżyńska janowie będąca gotowała się napaść na mnie. Poprze-dziłem ją tedy i zniosłem wszytką"23. Oczywiście rzeczywistość była odmienna, gdyż choć księciu udało się opanować Janów Podlaski (9 marca 1656), to dwa dni później został pobity przez Litwinów wysłanych przez P. Sapiehę kierującego się z głównymi siłami na Brześć, a następnie do obozu królewskiego24. Nie wydają się jednak wiarygodne doniesienia, że książę zaledwie z kilkoma towarzyszami schronił się po dwóch dniach ucieczki w Tykocinie, skoro już 18 marca podjął kolejną wyprawę w celu połączenia się z posiłkami szwedzkimi, które prowadził płk Fabian Berens. Do połączenia doszło w Rogowie, skąd po przeprawie przez Bug pod Kamieńcem Litewskim miał rozbić grupę Samuela Łukomskiego, którego wziął do niewoli, zdobywając trzy sztandary chorągwi litewskich. Bitwa ta miała miejsce 30 lub 31 marca 1656 r.25. Dnia 1 kwietnia książę wysłał list do szlachty brzeskiej, strasząc ją presi-diami szwedzkimi w przypadku nieukorzenia się przed Karolem X Gustawem, którego wojska już Bug przechodzą. „I tak radzę, żebyście W.M. moi Miłościwi Panowie zostając sine sufficiente presidio z submisyją się swoją ozwali królowi Jego Miłości szwedzkiemu, który nie tylko następować nie każe, ale choć cum presiudicio województwa
Autobiografia Bogusława Radziwiłła, oprać. T. Wasilewski, Warszawa 1979, s. 137. 24 J- Płosiński, Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657, s. 85-89; P°r. W. Majewski, Potop szwedzki (1655-1660); w: Z dziejów wojskowych ziem północno-wschodnich Polski, cz. I, pod red. Z. K o s z -Wy, Białystok 1986, s. 87-88. Bitwę pod Kamieńcem Litewskim datuje na 30 III W. Majewski, * dzień później J. Płosiński; zob. J. Płosiński, Potop szwedzki na p °dlasiu 1655-1657, s. 86; W. Majewski, Potop szwedzki (1655-^OAs.88.
110 podlaskiego wojska swe wyprowadzi"26. Szlachta jednak, może traktując sprawę niepoważnie (1 kwietnia - prima aprilis), a z drugiej strony mając oparcie w siłach litewskich i fortecy brzeskiej, stanowczo odmówiła współpracy z Radziwiłłem i Szwedami. W liście do koniuszego litewskiego pisała szlachta, że „nam za Boga, za Pana i swobody nasze dulce et decorum było umierać. Nie wygasła taż ochota i teraz ad similes ausus, których documentum gęstymi nieprzyjaciół Króla, Pana naszego mogiłami te są pola. Te i W. Ks. M. admonebunt, abyś na województwo nasze oraz Ojczyznę, miłą matkę, nie następował"27. Brak poparcia szlachty i odejście z Podlasia posiłków szwedzkich F. Berensa zmusiło księcia do poniechania wszelkich prób blokady Brześcia i wycofania się przez Mielnik na Mińsk Mazowiecki, a następnie Warszawę, do której dotarł 17 kwietnia. Tu doszło do spotkania z Karolem X Gustawem dla opracowania planów dalszej walki z siłami Jana Kazimierza. Załogi pozostawione przez B. Radziwiłła w Mielniku, Nurcu i Janowie Podlaskim zostały bądź wycięte, bądź poddały się oddziałom litewskim wracającym znad Sanu. Przykładowo 27 kwietnia poddała się załoga Janowa Podlaskiego28. Ponownie inicjatywę przejęły oddziały litewskie, a około 11 maja płk Samuel Oskierka29 wraz ze swoim pułkiem i okoliczną szlachtą rozpoczął ponowną blokadę Tykocina, której posiłków w lutym skutecznie dostarczył koniuszy litewski Bogusław Radziwiłł. 26
B. Radziwiłł do szlachty województwa brzeskiego z Kamieńca Litewskiego 1 IV 1656; w: Autobiografia Bogusława Radziwiłła. s. 222-223. 21 Respons do Książęcia Jegomości od województwa brzeskiego z Brześcia Litewskiego 1 kwietnia 1656; tamże, s. 224-225. 28 W. M aj e w s k i, Potop szwedzki (1655-1660), s. 88. 29 T. Wasilewski, Oskierka Samuel; w: Polski Słownik Biogra ficzny, t. XXIV/2, Wrocław 1979, s. 362-365.
111 Wydarzeniom pod murami Tykocina warto poświęcić nieco uwagi, gdyż były one bacznie obserwowane przez obie strony konfliktu. Opanowanie bowiem tego regionu wraz z przeprawami na Narwi stwarzało dla polskiego dowództwa duże możliwości w rozwinięciu uderzenia na Prusy Książęce, co niepokoiło elektora wobec przygotowań do planowanej ofensywy na zgrupowanie warszawskie Jana Kazimierza. Około 11 maja płk. Samuela Oskier-kę30 widzimy pod murami Tykocina, który bezskutecznie z pospolitym ruszeniem szlachty próbuje zdobyć. Dla obu stron konfliktu Tykocin był ważnym punktem obronnym, ułatwiając przemieszczanie się oddziałów z Litwy poprzez Podlasie na północne Mazowsze. Stąd wieści o rozpoczętej blokadzie twierdzy mocno zaniepokoiły Bogusława Radziwiłła, a nie będąc pewny czy załoga wytrzyma nowe oblężenie, starał się w razie jego zdobycia zyskać przychylność dostojników litewskich na czele z jego krewnym Jerzym Karolem Hlebowiczem, starostą żmudzkim. Książę obawiał się, aby w ręce powstańców nie wpadły listy tak jego, jak i ś.p. Janusza Radziwiłła hetmana w. lit. do Karola X Gustawa i innych Szwedów, odsłaniające kulisy ugody kiejdańskiej. Stąd pisał do starosty żmudzkiego, aby sprzęt i majątek ruchomy oddano w ręce małżonki Hlebowicza z domu Radziwiłłówny, a „pieniędzy co było, tom z sobą wziął, wszystkie srebra najbardziej proszę, żeby skrzynia żelazna [ze] sprawami nie była od Jej Miłości pani siostry oddalona, także druga skrzynia dębowa, wielka, płaska, słuckiego snycerza roboty, w której nie •nasz nic nad listy niektóre prywatne"31. M
Tamże, s. 363-364. Radziwiłł do J.K. Hlebowicza z Malborka z maja lub czerwca , r> ! w: Autobiografia Bogusława Radziwiłła, oprać. T. W a s i 1 e w -8 H Warszawa 1979, s. 228-231.
112 Widzimy więc, że wiele archiwaliów nie zdążył B. Radziwiłł wywieźć z Tykocina wiosną tr. w trakcie pierwszego swego tamże pobytu. Działania S. Oskierki pod Tykocinem zaalarmowały także kwaterę Karola X Gustawa. W systemie bowiem komunikacyjnym przepraw na Narwi Tykocin odgrywał istotną rolę. Szwedzi obsadzili nie tylko Pułtusk, ale Różan, Ostrołękę, Łomżę oraz Wiznę, przejmując kontrolę nad dorzeczem Narwi i w ten sposób umożliwiając kontakt swych rozrzuconych korpusów od Żmudzi po płn. Mazowsze. Spodziewana utrata Tykocina byłaby bolesną stratą dla dowództwa szwedzkiego, umożliwiając jednocześnie Litwinom szachowanie garnizonów sił przeciwnika. Twierdza była dobrze przygotowana do obrony, gdyż koniuszy opuszczając Podlasie wiosną tr. wycofał piechotę z regimentu Jana Berka, zastępując janowymi żołnierzami pod dowództwem nowego komendanta, zaufanego sługi Bogusława Przypkowskie-go"32. Relacje, ilustrujące działania S. Oskierki pod murami Tykocina, szacowały przesadnie jego siły nawet na 18 tysięcy ludzi. W rzeczywistości dysponował swoim pułkiem i szlachtą pospolitego ruszenia podlaskiego, wiskiego i łomżyńskiego; razem około 2-3 tysięcy ludzi. Jednak współpraca ze szlachtą, począwszy od ścisłej blokady twierdzy faktycznie rozpoczętej od 9 czerwca, układała się od samego początku źle. Pułkownik siłą zmuszał szlachtę, aby stawiła się pod jego komendę do działań oblężniczych, a także do aprowizacji swego pułku. Stąd nie dziwi nas, iż dziesięcioty-godniowa blokada twierdzy nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Doszło nawet do tego, że dowódcy pospolitego ruszenia ziemi bielskiej Stanisław Lewicki i Władysław Ołdakowski zostali przez S. Oskierkę uwięzieni. Stałe jego 32 J. P ł o s i ń s k i, Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657, Zabrze 2006, s. 91.
113 konflikty z dowódcami chorągwi szlacheckiego pospolitego ruszenia zaowocowały tym, że szlachta wysłała posłów Ho Jana Kazimierza w osobach Stefana Niewiarowskiego i Krzysztofa Żelskiego ze skargą na pułkownika. Z obozu pod Warszawą 26 VI 1656 r. zawiadamiali szlachtę, zgromadzoną pod Tykocinem, o swym rychłym powrocie oraz o wyznaczemu icri komisarzami JKMci nad wszystkimi siłami blokującymi Tykocin. Działania delegacji szlacheckiej musiały dotrzeć do S. Oskierki, gdyż zdecydował się energiczniej prowadzić oblężenie, aby twierdza wpadła w jego ręce przed przybyciem komisarzy. W początkach lipca przeprowadził dwa szturmy, oba nieudane, przy czym w trakcie drugiego próbował zsynchronizować atak na mury z działaniami flotylli rzecznej na Narwi. Barki rzeczne zostały jednak zatopione ogniem artylerii zamkowej, a szturm odparty. Wkrótce płk S. Oskierka wyjechał do Jana Kazimierza do stolicy, wytłumaczyć się ze swych dotychczasowych działań pod Tykocinem, a komendę nad oddziałami objęli przybyli komisarze królewscy. Przebywająca pod murami Tykocina szlachta i żołnierze z pułku S. Oskierki nie przypuszczali, że przeciwnik przygotowuje kolejną wyprawę odsieczową dla obleganej twierdzy. Wobec projektowanej wyprawy sprzymierzonych na odsiecz oblężonej Warszawy Karol X Gustaw nie mógł pozostawić tak silnego zgrupowania na swojej północnej flance, które blokowało jednocześnie żeglugę na Narwi. Stąd w liście z 8 lipca do Fryderyka Wilhelma pisał, iż nakazał już organizację odsieczy B. Radziwiłłowi i dlatego konieczne jest wsparcie dla księcia od strony Ostrołęki w postaci choćby regimentu rajtarii Heinricha Wallenrod-ta Dzień później, w kolejnej korespondencji do elektora, szwedzki monarcha prosił go o wysłanie większego oddziału w sile 800-1000 ludzi, który blokowałby Litwinów
114 od północnego wschodu33. W skład korpusu idącego na odsiecz Tykocina pod komendą koniuszego litewskiego weszły obok jego sił także oddziały przekazane przez Karola X Gustawa pod dowództwem gen. Roberta Douglasa. Miał on prowadzić aż osiem regimentów rajtarii i dwa dra-gonii, z których większość możemy zidentyfikować: - regiment dragonii Georga Friedricha von Kanitza, - regiment dragonii księcia Bogusława Radziwiłła pod komendą Eberharda Puttkamera, -regiment rajtarii Arvida Wittenberga pod komendą ppłka Petera von Kissela, - regiment rajtarii Israela Ridderhjelma, - regiment rajtarii Roberta Douglasa, - regiment rajtarii Johanna von Waldecka"34. Razem siły prowadzone przez dowódców szwedzkiego monarchy liczyły nie więcej jak 3 tysiące żołnierzy z kilkoma działkami regimentowymi. Oddziały te ruszyły w nocy z 9/10 lipca spod Modlina w kierunku Pułtuska, gdzie dotarłszy, książę nakazał zniszczenie przeprawy przez Narew oraz wysłał dwa podjazdy dla ułowienia języka w stronę Ostrołęki i Kamieńca Mazowieckiego. Dowodzący podjazdem ostrołęckim E. Puttkamer, po dotarciu do tego miasta, spalił mosty na Narwi oraz schwytał kilku jeńców. W tym samym czasie B. Radziwiłł z Pułtuska maszerował już prawym brzegiem Narwi, zajmując kolejno Różan iWiznę. Dnia 13 lipca oddziały szwedzkie, po przeprawieniu się przez Narew, wyszły na trakt tykociński. Idący w awangardzie dragoni księcia pod Puttkamerem uderzyli 33 Karol X Gustaw do Fryderyka Wilhelma z 8 i 9 VII 1656 r. z obozu pod Nowym Dworem; w: Urkunden und Acktenstucke zur Geschichle des Kurfursten Friedrich Wilhelm von Brandenburg, t. VIII, BerlinLeipzigl879,s. 86-87. 34 Spis sił podaje J. P ł o s i ń s k i , Potop szwedzki na Podlasiu, s. 98.
115 na furażerów S. Oskierki, a rozbitkowie litewscy przynieśli wieści o nadciąganiu odsieczy pod mury Tykocina. Oblegających uratowała przytomność umysłu dowódcy tego oddziału picowników, którzy wycofując się, zniszczyli jedyną przeprawę na rzeczce Ślinie w okolicach Targoni, co zmusiło Szwedów do zaprzestania pogoni i naprawy mostu. Dało to kilka godzin czasu, aby oblegający mogli zawczasu zwinąć oblężenie. Zastępujący płk. S. Oskierkę komisarze JKMci: S. Niewiarowski i K. Żelski podjęli w tej sytuacji jedyną możliwą decyzję natychmiastowej rejterady spod Tykocina. Dalszy pobyt pospolitego ruszenia pod murami twierdzy groził rozbiciem ich sił. Zaskoczenie jednak tak nagłym pojawieniem się Szwedów z B. Radziwiłłem było duże, o czym świadczyły pozostawione tabory, których nie zdołano w tak krótkim czasie przygotować do wymarszu. Aby zmylić pogoń oddziałów szwedzkich, podzielono własne siły na dwie grupy. Jedna, południowa, miała kierować się na południowy wschód w kierunku Suraża, a druga, północna, na północny wschód. Już jednak w trakcie odbudowy mostu na rzeczce Śliń doniesiono koniuszemu, że nie uda się zaskoczyć Litwinów pod Tykocinem, gdyż rozpoczęli odwrót. Stąd natychmiast pchnął dwa regimenty: dragonii Georga Friedricha von Kanitza oraz rajtarię A. Wittenberga pod komendą Petera von Kiessela w kierunku Suraża, aby w ten sposób odciąć wycofujące się oddziały spod Tykocina. Do walki doszło na przeprawie pod dworem Szczawińskiego w odległości zaledwie 1,5 mili od twierdzy. Straty w ludziach nie były duże, a w ręce Szwedów wpadła część szlachty oblegającej Tykocin. Dopiero nad ranem przeciwnik zajął tabory porzucone pod twierdzą, zajmując kilkaset wozów z prowiantem, dwa działa spiżowe, wóz pełen nakownic i granatów ręcznych oraz inne „apparamenta wojenne". Za siłami płk. S. Oskierki miał ruszyć także re-
116 giment rajtarii Israela Ridderhjelma, ale Szwedzi nie mogli już poszczycić się większymi sukcesami, znosząc jedynie drobne partie pospolitego ruszenia. Zadanie postawione przed R. Douglasem i B. Radziwiłłem przez Karola X Gustawa zostało wykonane. W dniu 14 lipca książę koniuszy w towarzystwie oficerów szwedzkich, po przeprawie przez Narew, wkroczył w mury Tykocina hucznie z kanonadą artyleryjską witany przez komendanta załogi - Bogusława Przypkowskiego i zaufanego sługę radziwił-łowskiego - Jana Mierzeńskiego. Jeszcze tego samego dnia wysłał B. Radziwiłł raport do króla szwedzkiego, informując go o odblokowaniu Tykocina i pobiciu sił S. Oskierki. Sam rozłożył wokół twierdzy żołnierzy na krótki odpoczynek po kilkudniowym intensywnym przemarszu spod Modlina. Obaj dowódcy otrzymali stanowczy rozkaz Karola X Gustawa, aby natychmiast wracali do obozu generalnego pod Nowym Dworem wobec przygotowań do generalnej rozprawy z siłami polsko-litewskimi Jana Kazimierza. Stąd 17 lipca wczesnym rankiem B. Radziwiłł z R. Douglasem nakazali swym oddziałom wymarsz spod Tykocina, uwożąc ze sobą najcenniejsze rzeczy po hetmanie J. Radziwille, a przede wszystkim archiwum W. Ks. Lit. przechowywane przezeń w murach tykocińskich. Koniuszy litewski zdawał sobie sprawę, że wojna przybiera niekorzystny obrót dla Szwedów i być może jest to ostatnia okazja wywiezienia z Tykocina wszystkich precjozów i akt. Stąd aż trzy dni trwał jego pobyt w Tykocinie. Traktem przez Wiznę na Łomżę, Ostrołękę i Różan książę kierował się do Nowego Dworu. Dystans dzielący Tykocin od umocnień pod Nowym Dworem, tj. około 150 kilometrów przebyli Szwedzi zaledwie wciągu 5 dni35. Oddziały uczestniczące w operacji podlaskiej wzięły 35
W. M aj e w s k i, Potop szwedzki (1655-1660); w: Z dziejów wojskowych ziem północno-wschodnich Polski, cz.l, pod red. Z. Kosz-tyły, Białystok 1986, s. 90-92.
117 idział w bitwie warszawskiej, gdyż koniuszy litewski stajaj w obozie Karola X Gustawa już 22 lipca36. Zaskoczone 'Zybkością manewru przeciwnika dowództwo polskie nie jdołało zorganizować przeciwnatarcia i rozbić oddziałów 3 Radziwiłła, podążających spod Tykocina. Decyzja o wy-'łaniu hetmana polnego litewskiego W. Gosiewskiego na jdsiecz oblegającym była mocno spóźniona. Tymczasem wycofujący się spod Tykocina pułk S. Oskier-a 17 lipca dotarł do Brańska, który wraz z okolicami doszczętnie ograbił, nie wiedząc, że jego starostą nie jest już 3. Radziwiłł, a Jerzy Karol Hlebowicz, któremu przekazał to starostwo Jan Kazimierz za zasługi wojenne37. Natomiast aartie pospolitego ruszenia szlachty podlaskiej, wiskiej i łomżyńskiej rozpierzchły się do domowych pieleszy, czekając na dalszy rozwój wypadków. Już wkrótce pospolitacy ponownie staną pod bronią wraz z pojawieniem się sił litewskich hetmana polnego lit. W. Gosiewskiego. Jan Kazimierz bowiem już w dniu 16 lipca miał relacje z walk pod Tykocinem i aby wspomóc szlachtę i wzmocnić ich opór przeciwko Szwedom, zdecydował się wysłać Litwinów pod mury Pykocina. Jak już wspomnieliśmy, wysłanie tych sił w początkach lipca być może przyspieszyłoby zdobycie twierdzy oraz stworzyło groźną sytuację operacyjną dla armii szwedzko-brandenburskiej przygotowującej się do kampanii przeciwko zgrupowaniu warszawskiemu wojsk Jana Kazimierza. W zaistniałej sytuacji polski monarcha pozbawiał się ponaddwutysięcznej jazdy, która, jak się okazało, nie była w stanie ponownie dotrzeć pod Warszawę, aby wziąć udział w trzydniowej batalii z siłami sprzymierzonych. T. Wasilewski (wyd.), Bogusław Radziwiłł. Autobiografia, Warszawa 1979, s. 63; por. J. P ł o s i ń s k i, Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657, s. 183. O pobycie ludzi S. Oskierki w Brańsku pisze w swym diariuszu i„_ Chrapowicki, Diariusz, cz.l, oprać. T. W a s i l e w s k i , Warszawa 1978, s. 95.
118 Widzimy zatem, iż węzeł modliński nie tylko skutecznie powstrzymał Polaków od działań ofensywnych w kierunku północno-wschodnim, ale, po oczyszczeniu północnego Mazowsza i Podlasia z sił pospolitego ruszenia i partyzantki chłopskiej, Szwedzi poprzez odblokowanie Tykocina przywrócili komunikację z Podlasiem, Żmudzią, a także Inflantami, gdzie toczyli ciężkie walki z Rosjanami o Rygę. Dopiero teraz mógł Karol przystąpić do realizacji operacji warszawskiej, tym bardziej iż otrzymał od gen. mjr. Hansa Bóddekera dokładne informacje o przeciwniku. Bóddeker 10 lipca został wyprawiony z Zakroczymia na czele własnego regimentu rajtarii, lewym brzegiem Wisły, w celu rozpoznania stanowisk polskich. Miał zorientować się, czy gros sił koronnych znajduje się nadal na lewym brzegu rzeki. Bóddeker dotarł aż do Błonia, wywołując panikę wśród polskich dowódców, przekonanych, iż dojdzie wkrótce do walnej rozprawy ze Szwedami. Na wieść o nadciągającym przeciwniku ruszył w kierunku Zakroczymia sam Jan Kazimierz, zabierając ze sobą przede wszystkim pułki jazdy, stojące dotąd bezczynnie. Wobec wycofania się Szwedów polski monarcha, z braku artylerii, nie kusił się o opanowanie przedmościa pod Kazuniem. Widząc dobrze oszańcowany obóz Adolfa Jana powrócił spod Zakroczymia do Warszawy. W drodze powrotnej zabiegli mu drogę przedstawiciele magistratu Starej Warszawy i wręczyli 100 czerwonych złotych w jedwabnym woreczku. Zaskoczony tym darem Jan Kazimierz miał odpowiedzieć: „Nie potrzeba tego, niebożęta, nawydawaliście teraz dosyć, ale kiedyście tak ochotni, dajcie, nie mam ci teraz nic przy sobie w kieszeni, dziękuję wam"38. Wydarzenie to, które opisał Pruszowski, obrazuje, w jak trudnej sytuacji finansowej znajdował się monarcha. 38
Wegner, op.cit., s. 103; K e r s t e n , Warszawa kazimierzowska, s. 279.
119 Kilkakrotnie ogłaszano wyprawę na stanowiska Szwedów w widłach Wisły i Narwi, lecz do żadnej akcji nie doszło. Przeciwnik liczył się przecież z możliwością uderzenia Polaków na obozy pod Pomiechowem i Zakroczymiem, dlatego też Adolf Jan otrzymał zgodę na opuszczenie tych stanowisk w razie rozpoczęcia działań przez oddziały polsko-litewskie. Dlatego nie dziwi nas krytyka poczynań polskiego dowództwa, podjęta przez wojewodę poznańskiego Jana Leszczyńskiego: „Przyznać muszę wiele niewłaściwości z naszej strony, albo nie wiem, jak je nazwać, bo były przewidziane, ale im nie zapobieżono, bo to więcej niż pewne, że nie tylko Warszawa wzięta być mogła, ale i Douglas zniesiony albo znacznie zrujnowany"39. Sytuacja uległa radykalnej zmianie wraz z zerwaniem 9 lipca mostu pod Warszawą. Wezbrane wody Wisły zerwały także obie przeprawy łodziowe, wybudowane przez Szwedów pod Zakroczymiem i Nowym Dworem. Było to spowodowane ulewnymi deszczami, padało bowiem nieprzerwanie od 2 lipca, zniechęcając rozłożone oddziały do wszelkich działań wojennych. Jednak gdy Szwedzi po przybyciu Karola X Gustawa rozpoczęli usuwanie szkód, przystępując natychmiast do naprawy zerwanych przepraw, Polacy zwłóczyli z odbudową mostu na brzeg praski, oczekując poprawy pogody. Zniweczyło to plany polskiego dowództwa, które po rekonesansie Jana Kazimierza pod Zakroczymiem planowało uderzyć jednocześnie na oba obozy szwedzkie, korzystając z nieobecności sił elektor-skich. Część sił koronnych miała uderzyć lewym brzegiem Wisły na szańce przedmostowe pod Zakroczymiem, podczas gdy główne siły winny po stronie praskiej sforsować Narew i uderzyć na obóz Adolfa Jana. Jan Leszczyński do księdza Jerzego Schónhoffa z Częstochowy 9 VIII 1656 r., B. Czart., rkps 384, s. 444-447; zob. Wegner, op.cit, s-108.
120 Plan upadł, gdyż przerzucenie koroniarzy na prawy brzeg Wisły wobec zerwania mostu było już niemożliwe. W obawie przed rozbiciem Litwinów rozpoczęto wreszcie prace przygotowawcze nad budową mostu na prawy brzeg Wisły. Budowę nowej, łodziowej przeprawy rozpoczęto niedaleko ujścia rzeczki Drny do Wisły, na północ od Nowego Miasta, podczas gdy zniesiona przeprawa znajdowała się pod Ujazdowem. Z obu stron przystąpiono do kopania szańców przedmostowych. Tymczasem królowa Ludwika Maria 28 czerwca wyjechała z Głogówka, aby 1 lipca stanąć na ziemi polskiej. Towarzyszył jej liczny orszak40. Dziesięć dni później stanęła królowa w pałacu Ujazdowskim w Warszawie. 14 lipca pod Ujazdowem, w celu powitania monarchini, urządzono wspaniały przegląd wojska. Sekretarz Des Noyers pisał nawet, iż w powitaniu uczestniczyła pięćdziesięciotysięczna armia koronna, nie licząc Litwinów41. W polskim obozie czekano także na posiłki tatarskie, które w czerwcu tegoż roku wysłał Polakom na pomoc wezyr Sefer Ghazi aga. W połowie lipca orda znajdowała się pod Sokalem. Aby ustrzec mieszkańców tych okolic, przez które przechodzić mieli Tatarzy, od grabieży i zniszczeń, 16 lipca monarcha wysłał z obozu Aleksandra Koniecpolskiego wraz z jego pułkiem jazdy. Miał on zmusić dowódcę chańskiego, aby przyśpieszył swój pochód. Liczbę posiłkowego oddziału Tatarów budziackich szacowano bardzo różnie. Źródła wymieniają kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tys. szabel, lecz w rzeczywistości ich liczba nieco przekraczała 2 tys. konnych. Wkrótce Jan Kazimierz ponownie przynaglił wojewodę sandomierskiego do pośpiechu. Oto, co pisał doń 19 lipca: 40 41
Des N o y e r s , Lettres..., 3 VII 1656 r. z Częstochowy, s. 201. Tamże, 20 VII 1656 r., s. 204.
121 .Żądam, abyś od Łukowa gościniec im (Tatarom -przyp. M.8.) ku Stanisławowi wyprostował i tam stanąwszy, zatrzymał ordy, aby się nie dzieliły i zagonami się nie rozbiegały* a Subhan Kazi adze był powodem, żeby w lekkim poczcie przybył sam do boku naszego dla namowy, jako się pod nieprzyjaciela podemknąć"42. 16 lipca Jan Kazimierz nakazał hetmanowi polnemu litewskiemu Gosiewskiemu, którego chorągwie były rozlokowane w okolicy Wyszkowa, aby ruszył pod Tykocin. Wiemy, iż była to wyprawa spóźniona, gdyż na skutek ataku oddziałów radziwiłłowskich pospolite ruszenie już 13 lipca musiało odstąpić od oblężenia tej twierdzy. Szwedzi, mając obsadzone główne punkty oporu na linii Narwi, tj. Pułtusk, Ostrołękę i Tykocin, mogli czuć się pewnie. Obrona tej linii miała zdaniem dowództwa sprzymierzonych (tj. Szwedów i Brandenburczyków) uchronić Prusy Książęce przed nagłym wtargnięciem Litwinów. Tymczasem Gosiewski, którego siły oblicza się na ok. 2 tys. jazdy, po przekroczeniu Bugu pod Wyszkowem 21 lipca ruszył w kierunku Ostrołęki. Miasto opanowano 22 lub 23 lipca, a od pochwyconych jeńców dowiedziano się o wymarszu grupy Bogusława Radziwiłła parę dni wcześniej. Gosiewski ruszył w pościg za uchodzącymi lewym brzegiem Narwi, docierając ok. 24 lipca do Pułtuska. Litwini zdecydowali się na oblężenie miasta, wokół którego Szwedzi wznosili bastionowe fortyfikacje. Działania Litwinów były dla dowództwa sprzymierzonych sporym zaskoczeniem. Do obozu modlińskiego już 23 lipca dotarły wieści o wzięciu Ostrołęki przez hetmana polnego litewskiego. Karol X Gustaw zdawał sobie spra wę, iż wyprawa Litwinów może pokrzyżować jego plany L. Kubala, Wojna brandenburska i najazd Rakoczego w roku H56 i 1657, Lwów; b. r. w., s. 272-273.
122 odzyskania Warszawy. Szczególnie zaskoczony działalnością przeciwnika był elektor. Obawiał się nie tylko przecięcia linii komunikacyjnych łączących jego armię, zmierzającą pod Nowy Dwór, z Prusami, ale generalnej wyprawy wojsk polsko-litewskich na Prusy Książęce, którą strona polska mogła podjąć w odpowiedzi na traktat malborski. Szwedzki monarcha już nocą z 23 na 24 lipca wysłał w kierunku Płońska prawie 3 tys. rajtarii pod komendą Karola Gustawa Wrangla. Oddziały te, po połączeniu się z posiłkami brandenburskimi pod wodzą gen. lejtnanta Jerzego Fryderyka hrabiego Waldecka, miały na rozkaz Fryderyka Wilhelma zaatakować Litwinów, o których wiedziano, iż znajdują się pod Pułtuskiem. Obaj wodzowie oceniali sytuację jako bardzo poważną. Z chwilą otrzymania wiadomości o oblężeniu Pułtuska, rankiem 25 lipca ruszył Karol z całąjazdą(ok. 4-5 tys. żołnierzy) na odsiecz oblężonym. Akcja króla była tak sprawnie i szybko przeprowadzona, iż wyprzedził on, maszerujących pod mury Pułtuska, Wrangla i Waldecka. Nie udało się jednak Szwedom zaskoczyć Litwinów. Gosiewski, nie ryzykując starcia z przeważającymi siłami przeciwnika, przeprawił się przez Narew. Karol nadal próbował kontynuować pościg za Litwinami i w tym celu 26 lipca przeprawił się na lewy brzeg Narwi, jednak doścignięcie oddziałów Gosiewskiego okazało się niemożliwe; Szwedzi ruszyli z powrotem do obozu modlińskiego, gdzie dotarli w dniu następnym, tj. 27 lipca. Sukcesem hetmana polnego litewskiego było odciągnięcie znacznych sił sprzymierzonych z obozów pod Modlinem i Pomiechowem, a także zagarnięcie dużej liczby koni rajtarii szwedzkiej, które znajdowały się na pastwiskach pod Pomiechowem. Zagon Gosiewskiego, przeprowadzony przecież nielicznymi siłami, mocno zaniepokoił dowództwo sprzymierzonych. W obawie przed przecięciem linii komunikacyjnych
123 prusami, Podlasiem i Żmudzią zdecydowane było ono za wszelką cenę bronić linii Narwi i zniszczyć ugrupowanie przeciwnika. Tym należy tłumaczyć, że do walki z Litwinami skierowano całą jazdę sprzymierzonych43. Wypada żałować, iż dowództwo polskie tak późno podjęło decyzję rozpoczęcia działań przeciwko zgrupowaniu szwedzkiemu na polach modlińskich. Działania, jakie prowadzili Litwini Gosiewskiego, podjęte miesiąc wcześniej, mogły skłonić Adolfa Jana do natychmiastowego opuszczenia zajmowanych stanowisk i wycofania się w kierunku Szreńska. Z chwilą gdy Szwedzi, zmęczeni długotrwałym pościgiem za Litwinami, docierali do własnego obozu pod Nowym Dworem (27 VII), znajdowały się już tam główne siły elektora, które dotąd, w obawie przed zarazą i trudnościami aprowizacyjnymi, przebywały w Szereńsku i pod Szczytnem. Fryderyk Wilhelm dopiero 10 lipca wyszedł z Królewca na czele regimentów pieszych i artylerii. 14 lipca był już w Szreńsku, gdzie od dawna oczekiwała nań rajtaria pod komendą Waldecka. Następnie przez Raciąż elektor-scy skierowali się do Płońska, skąd Fryderyk Wilhelm wyruszył 19 lipca, stając tego samego dnia w obozie szwedzkim pod Nowym Dworem. Zapewne towarzyszyło mu kilka skwadronów rajtarii na czele z regimentem gwardii przybocznej pod komendą płk. Aleksandra von Spaen. W tymże dniu doszło do pierwszej narady wojennej z udziałem obu wodzów. Ustalono, iż działania wojenne przeciwko siłom polsko-litewskim rozpoczną się wtedy, gdy obie zerwane przeprawy mostowe będą gotowe. Czekano również na poprawę pogody, gdyż, jak zanotował w swoim diariuszu Jan Antoni Chrapowicki, aż do 21 lipca niemal bez przerwy padało, co nie sprzyjało szyb43
M aj e w s k i, Potop szwedzki, s. 89-93.
124 kiemu zakończeniu prac przez szwedzkich pontonierów. Utrzymanie tych przepraw było głównym celem Karola X Gustawa i elektora, gdyż doskonale osłaniało Prusy Książęce przed spodziewaną polską ofensywą. Dawało także znaczną przewagę strategiczną sprzymierzonym, ponieważ strona polska do końca nie wiedziała, czy przeciwnik zdecyduje się uderzyć na Warszawę lewym, czy prawym brzegiem Wisły. Na naradzie postanowiono również, iż główne uderzenie przeciwko Litwinom będzie skierowane prawym brzegiem Wisły. Ze względu na duże trudności z wyżywieniem tak dużej liczby ludzi i koni, w okolicy już ogołoconej z żywności przez Polaków, ustalono, iż główne siły elektora nie zostaną sprowadzone natychmiast do obozu modlińskiego, ale pozostaną zgrupowane w okolicach Płońska, oddalonego o ok. 30 km od głównych sił Karola X Gustawa. Ich sprowadzenie nie nastręczało trudności, gdyż w kilka godzin oddziały te mogły dołączyć do armii szwedzkiej, kierując się na Zakroczym, aby rozpocząć atak na stolicę lewym brzegiem Wisły, lub drogą Płońsk-Nasielsk-Po-miechówek, wybierając wariant ataku brzegiem praskim (na Litwinów)44. Armia elektorska maszerowała powoli, ale Fryderyk Wilhelm nie pośpieszał własnych oddziałów, gdyż król szwedzki zajęły był akcją przeciwko Litwinom Gosiewskiego i nie znajdował się aż do 27 lipca w obozie modlińskim. Wiedząc ponadto o trudnościach aprowizacyjnych Szwedów i o panujących w ich obozach chorobach, elektor spokojnie oczekiwał na maszerujące spod Szczytna oddziały. Wiedział, iż 44
R i e s e, Die dreitdgigeSchlacht bei Warschau, s. 12-13; K. G ó r -s k i; Trzydniowa bitwa pod Warszawą w: „Biblioteka Warszawska" 1887, t. I, s. 5; S. Herbst, Trzydniowa bitwa pod Warszawą 28-3(1 VII 1656 r., w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973, s. 302.
125 bez jego pomocy Karol nie zdecyduje się rozpocząć kampanii przeciwko siłom Jana Kazimierza. Wraz z przybyciem monarchy szwedzkiego do obozu zdecydowano się tego samego dnia, tj. 27 lipca, rozpocząć przeprawę wojska przez Narew. Tym samym dowództwo sprzymierzonych rozpoczynało bitwę o odzyskanie Warszawy. W obozie polskim długo nie wierzono w możliwość walki z połączonymi siłami szwedzko-brandenburskimi. Wiemy, iż misja Majdla do kurfursta, mająca na celu odwieść go od zbrojnego wystąpienia przeciwko Rzeczypospolitej, zakończyła się niepowodzeniem, ale liczono jeszcze na mediację dyplomaty francuskiego de Lumbresa. Tenże, po rozmowach z obu wodzami sił sprzymierzonych, udał się do polskiego obozu. Przybył doń 20 lipca „i bez pomocy królowej odesłano by go z obozu i odmówiono mediacji francuskiej jako bardzo interesownego w popieraniu Szwedów", pisał sekretarz Ludwiki Marii Des Noyers45. Mediację utrudniło posłowi przybycie wysłannika tatarskiego wraz z wracającym z Krymu podczaszym chełmskim Janem Szumowskim, którzy donieśli o zbliżaniu się ordy pod Warszawę. Na propozycje Francuza Jan Kazimierz miał odpowiedzieć, że zbliżających się pod mury Stolicy Szwedów odda na śniadanie Tatarom, a samego elektora wyśle tam, gdzie nie zagląda ani słońce, ani księżyc4*. Poseł, straciwszy nadzieję nakłonienia pary królewskiej do rozmów pokojowych z Karolem X Gustawem, odjechał 28 lipca. Także wysłany przez cesarza Ferdynanda III do Karola, z propozycją mediacji pokojowej pomiędzy Szwecją a Rzecząpospolitą, hrabia Franciszek Euzebiusz Póttingen Został odprawiony z niczym. Prawdopodobnie dwór polski 45
Des Noyers, Le«ms..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 208. *•u t> a 1 a, Wojna brandenburska, s. 10.
i
126 liczył, że u boku Karola znajdą się jedynie nieliczne posiłki elektorskie, a on sam nie zdecyduje się poprowadzić osobiście głównych sił brandenburskich na Warszawę. Dziwi to tym bardziej, że kurfurst wysłał 11 lipca list do Jana Kazimierza z wypowiedzeniem wojny, a poselstwo Majdla, łowczego koronnego, nie odniosło pożądanego skutku. Być może polski monarcha łudził się, że jego ostra odpowiedź, nakazująca elektorowi w ciągu trzech dni ustąpić z granic Rzeczypospolitej pod karą utraty lenna, skłoni go do opuszczenia szeregów szwedzkich. 26 lipca Jan Kazimierz wysłał jeszcze jeden uniwersał do obywateli Księstwa Pruskiego, przebywających w szwedzkich obozach. Traktując ich jako poddanych, nakazywał, aby przed 10 sierpnia powrócili do swych domostw, pamiętając o przysiędze lennej i zobowiązaniach w stosunku do własnego Pana i Rzeczypospolitej. Uniwersał ten pozostał bez większego odzewu, gdyż nie spotykamy się z przejawami opuszczania obozu elektora w przededniu kampanii warszawskiej47. Odpowiedź Fryderyka Wilhelma z 27 lipca spod Zakro-czymia świadczyła, iż postawił na sojusz ze Szwedami, dążąc do walnej rozprawy z armią polsko-litewską. Konieczność zawarcia sojuszu z Karolem uzasadniał kurfurst przygotowaniami strony polskiej do zajęcia Prus Książęcych. Chodziło o rozkaz uderzenia na ziemie elektorskie w maju tegoż roku, jaki miał wydać Jan Kazimierz Czarnieckiemu. Oczywiście polski monarcha podkreślał, iż wyprawa wymierzona była przeciwko Szwedom, stacjonującym na obszarze Prus Królewskich. O prawdziwych intencjach dworu polskiego mógł elektora poinformować dworzanin królewski, Działyński, 47
Uniwersał Jana Kazimierza z 26 VII 1656 r. z Warszawy, AGAD Archiwum Koronne Warszawskie, dział szwedzki, nr lla/42.
127 wziety do niewoli pod Kcynią (1 VI), który przewoził korespondencję monarchy do kasztelana kijowskiego. Nie ulega także wątpliwości, iż elektorscy mieli swoich agentów w obozie pod Warszawą i byli informowani o zamysłach wyprawy na Prusy w celu ukarania wiarołomnego lennika już po zdobyciu stolicy48. Do konfrontacji parły zresztą obie strony, a wynikało to także ze szwedzkich planów operacyjnych. Natomiast w polskim obozie, zgodnie z relacjami uczestników bitwy warszawskiej, źle się działo. Stale dochodziło do burd i zamieszek wśród żołnierzy. Wojsko litewskie wysłał Jan Kazimierz pod Pułtusk również z tego powodu, aby choć chwilowo zażegnać spory wśród chorągwi starego i nowego zaciągu, dotyczące dóbr radziwiłłowskich. Po wielu kłótniach „stare" towarzystwo zgodziło się dopuścić nowo zaciągnięte chorągwie do udziału w dobrach po Januszu Radziwille. Wszystkich denerwowała działalność komisarzy, opieszale dzielących łupy szwedzkie. Atakowano nawet królową Ludwikę Marię, twierdząc iż „królowa między komisarzami zawsze przesiadywała i co się jej podobało najlepszego, bez respektu na wojsko, brała". Dlatego, jak pisał jeden z anonimowych świadków tych wydarzeń, „panowie żołnierze nasi leżą, piją, dobrą myślą się bawią, zapłaty wołają, bić się z nieprzyjacielem nie chcą, poty zapłaty nie zbiorą, na panów komisarzów narzekają, Króla JMci nie słuchają, podjazdów nie czynią, języka nie dostają, o potędze nieprzyjacielskiej się nie pytają49. Przykład dawali sami komisarze, którzy „więcej czasu bankietom i pijatykom pozwalając niż pracy", nie Zdążyli zakończyć rozdziału zdobyczy przed nadejściem Szwedów pod Warszawę. Wiele odzyskanych rzeczy sta48
K. e r s t e n, Stefan Czarniecki, s. 298-299. ZaWegnerem, op.cit., s. 108.
128 ło się ponownie łupem nieprzyjaciela. Także siły zebrane z tak dużym trudem dla odzyskania Warszawy topniały. Najpierw o zgodę na opuszczenie obozu poprosiła króla szlachta wielkopolska, gdyż - wystraszona uniwersałami Karola X Gustawa do chłopów - obawiała się buntu poddanych, którzy pod pozorem obrony ojczyzny mieli już rozpocząć rabunki w Wielkopolsce. W ślad za pospolitym ruszeniem wielkopolskim do domowych pieleszy ruszyła szlachta mazowiecka, łęczycka i kujawska. Pod Warszawą pozostała jedynie część pospolitego ruszenia z Mazowsza, Lubelskiego, Sandomierskiego i województw ruskich. Nie ulega wątpliwości, iż skupienie tak dużych sił pod murami stolicy nastręczało olbrzymich kłopotów z wyżywieniem ludzi i koni. O zaopatrzenie w wyniszczonej okolicy było coraz ciężej. Z trudnością zaopatrywano nawet regularne oddziały. Tymi głównie powodami tłumaczy wymarsz szlachty spod Warszawy Kochowski: „Niedostatek żywności, ile że zbiorowisko ludzi było ogromne, z dnia na dzień coraz bardziej dokuczał, a wielu złożonych było obozowymi chorobami. Przeciwdziałając złu, król postanowił uwolnić obóz od nieużytecznego ciężaru i pozwolił odejść przede wszystkim tym województwom, które miały u siebie zamki poobsadzane szwedzkimi załogami (Poznań, Kalisz, Łęczyca, Sieradz, Kraków)"50. W celu odzyskania Krakowa ruszył spod stolicy także Jerzy Lubomirski wraz ze swoją dywizją i pospolitym ruszeniem z Małopolski, w sile ok. 8 tys. ludzi. Wymarsz sił regularnych i pospolitego ruszenia z Małopolski pod wodzą J. Lubomirskiego zasługuje na bliższe przedstawienie, gdyż w składzie tych sił widzimy chorągwie starosty bohusławskiego Jacka Szemberka, a część relacji Kochowski, op.cit., s: 194.
izy
informujących o batalii warszawskiej widzi ten pułk pod Warszawą. W. Kochowski w swym Klimakterze poświęconym potopowi następująco opisał siły towarzyszące marszałkowi koronnemu pod Krakowem: „Przywiódł ze sobą szesnaście kwarcianych chorągwi, a towarzyszyli mu starosta bohusławski Jacek Szemberg, chorąży halicki Mikołaj Stanisławski, porucznik husarii Andrzej Sokol-nicki, Piotr Śladkowski, Marcin Dembicki, Władysław Lubowiecki i inni dowódcy. Nadto posiłkowała marszałka szlachta z województw krakowskiego, sandomierskiego i lubelskiego, a także górale i chłopi z Zawisła, w sumie więc jego wojsko liczyło do ośmiu tysięcy ludzi"51. J. Stolicki, opracowując oblężenie Krakowa przez J. Lubomirskiego w latach 1656-1657, zestawił siły, jakie znalazły się pod jego komendą. Z 16 chorągwi komputowych J. Lubomirskiego autor podał 14, które liczyły 1678 koni. Wśród nich znajdujemy chorągiew husarską marszałka w. kor. liczącą 205 koni, jego rotę kozacką liczącą 177 koni oraz dwie roty: pancerną i wołoską J. Szemberka, które wchodziły do pułku starosty bohusławskiego. W sumie szacował oddziały komputowe, zawodowe pod rozkazami Śreniawity na 1996 piechoty i 2685 koni jazdy oraz dragonii52. Jeśli uznamy, że autor relacji pt: ,Jielacyja co się dzieje w Polszczę aż ad diem 23 augusti 1656" (zob. aneks) pomylił się, wpisując do rejestru pułków tak J. Lubomirskiego, jak i J- Szemberka, które w lipcu miały opuścić Mazowsze, udając się w kierunku Krakowa, to i tak budzi zastrzeżenie liczebność pułku starosty bohusławskiego złożonego z 3 chorągwi. ! W znanym popisie żwanieckim z 1653 r. pułk ten złożony z 1
W. Kochowski, Lata potopu 1655-1657, Warszawa 1966, s. 243. JStolicki, Oblężenie Krakowa przez Jerzego Lubomirskiego w la-tQch 1 ^6-1657; w: „SMHW", t. Xl, Białystok 2003, s. 96-100.
130 jazdy lekkiej liczył aż 12 rot w sile 1481 koni53. Brak kilku chorągwi w obu pułkach wskazuje, że część chorągwi mogło znajdować się nadal pod komendą hetmanów w zgrupowaniu warszawskim. Czy jednak obaj dowódcy pozostawili jakieś roty ze swych pułków pod Warszawąjest mało prawdopodobne, a brak popisu wojska z tego okresu z podziałem na pułki jazdy uniemożliwia jednoznaczną odpowiedź w tym zakresie. Wydaje się jednak, że wobec zbliżającej się batalii generalnej z siłami sprzymierzonych, pozbawienie się ludu ognistego, w tym dragonii i piechoty samego J. Lubomirskiego było błędem, który potwierdziły działania szczególnie w trzecim dniu bitwy warszawskiej. Także część drobnej szlachty i czeladzi, nie mogąc liczyć na zaciągnięcie się pod królewskie sztandary, odeszła na drugą stronę Wisły i osiedliła się na Pradze. Łącznie obóz warszawski opuściło wówczas ponad 20 tys. ludzi. Istotnym osłabieniem było odejście oddziałów marszałka koronnego. W skład wojsk idących pod Kraków wchodziło 16 chorągwi komputowych, regiment pieszy pod komendą Mikołaja Konstantego Gizy, dawnego majora gwardii pieszej króla, dragonia Lubomirskiego i jego piechota polsko-węgierska. Razem te siły regularne liczyły ok. 4 tys. zaciężnych żołnierzy. Ich obecność, przede wszystkim piechoty i dragonii, przydałaby się bardzo, zwłaszcza drugiego dnia bitwy warszawskiej. Pozostałe pod Warszawą siły polsko-litewskie sięgały 40 tys. ludzi, w tym regularne przekraczały 25 tys. żołnierzy. W ich skład wchodziły jednostki koronne złożone z jazdy (16,5-17 tys. koni) i piechoty obu zaciągów (4,5 tys. porcji) oraz 5-7,5 tys. Litwinów. Pozostałe siły to pospolite ruszenie w liczbie ok. 10 tys. szlachty, oddziały ochotnicze (chłopi i czeladź obozowa) i Tatarzy (ponad 2 tys. ordyńców). 53
T. C i e s i e l s k i , M. N a g i e l s k i , Komputy wojska koronnego w latach 1651-1653: tamże, s. 270.
131 Redukowanie sił własnych, zwłaszcza regularnych, w obliczu nadciągającej armii sprzymierzonych, było błędem polskiego dowództwa. W odróżnieniu od przeciwnika nolskim oddziałom wyznaczono kilka zadań operacyjnych, m in- opanowanie kilku kluczowych ośrodków w Wielkopolsce i Małopolsce pod nieobecność polowych armii Karola X Gustawa. Polski plan działania przeciwko Szwedom, znajdującym się w obozach pod Modlinem i Pomiechowem, był znany od dawna. Strona polska zakładała uderzenie w dwóch kierunkach. Część wojska miała ruszyć lewym brzegiem Wisły na przyczółek mostowy pod Kazuniem, aby uniemożliwić Szwedom przeprawę przez Wisłę i zaatakowanie Warszawy. Główne siły po przeprawieniu się na brzeg praski, gdzie znajdowali się Litwini Sapiehy, miały sforsować Narew i zaatakować obozowiska Douglasa i Adolfa Jana przed połączeniem się oddziałów Karola z elektorem. Plan został zniweczony nie tylko na skutek warunków atmosferycznych (ciągłe opady), ale głównie z powodu opieszałości Jana Kazimierza. Słusznie zwrócił już uwagę Ludwik Kubala, iż stronę polską absorbowało zbyt wiele spraw, a sam król nie mógł pogodzić jednoczesnego prowadzenia działań wojennych i kontynuowania dialogu politycznego z Moskwą (wysłanie komisarzy do Wilna) i Szwecją (mediacja d'Avangoura i de Lumbresa)54. W żadnym wypadku nie należało wstrzymywać działań na niemal miesiąc, umożliwiając Karolowi koncentrację sił własnych i połączenie z oddziałami elektorskimi. Nie było również zgody w łonie polskiego dowództwa na temat kontynuowania wojny ze Szwedami. Podczas gdy król dążył do walnej rozprawy i to za wszelką cenę, wyko-•"zystując ostatnie sukcesy, a przede wszystkim zdobycie K u b a l a , Wojna brandenburska, s. 7.
132 Warszawy, inni opowiadali się za przeniesieniem działań do Prus, unikając bitwy z Karolem. Sam kasztelan kijowski Czarniecki, cieszący się poważaniem wśród żołnierzy i niższej kadry dowódczej, obawiał się o wyniki kampanii i radził prowadzić dalej działania podjazdowe. Spotkał się wówczas z gwałtowną repliką króla. Jan Kazimierz miał odpowiedzieć na radzie wojennej 27 lipca: „Wy, panowie, nie macie ochoty uczciwie walczyć, szarpana wojna dotychczas podobała się wam". Na replikę kasztelana, iż przyniosła ona duże korzyści Rzeczypospolitej, monarcha miał odpowiedzieć: „Położą głowę także i ci, którzy moich rozkazów słuchać nie będą"55. Wobec tak gwałtownej reakcji nikt nie oponował. Jeśli dialog ów, przekazany nam przez rezydenta gdańskiego Jerzego Barkmanna, uznamy za mało prawdopodobny, to jednak świadczył on o napiętej sytuacji wśród wyższego dowództwa i potwierdzał opinię, iż decyzje monarchy spotykały się ze sprzeciwem części korpusu oficerskiego. Nie stwarzało to dobrej atmosfery przed rozpoczynającą się batalią. Rady Czarnieckiego spowodowały, iż król nie skorzystał z usług jego chorągwi podczas dwóch pierwszych dni bitwy warszawskiej, a kasztelan kijowski pojawił się na Pradze dopiero wieczorem 29 lipca. Narada z 27 lipca zasługuje na uwagę, gdyż wziął w niej udział dowódca posiłkowego oddziału Tatarów bu-dziackich - Subchan Ghazi aga. Wraz z wojewodą sandomierskim Koniecpolskim, wysłanym dla powitania i doprowadzenia ordy pod Warszawę, stanął w obozie królewskim. Z ochroną, złożoną z kilkudziesięciu ordyńców, miał przeprawić się rankiem 27 lipca po ukończonym moście na brzeg warszawski. Podobno podzielał on pogląd 55
D r o y s e n , Die Schlacht von Warschau 1656, załącznik nr 11, s. 148; K u b a 1 a, Wojna brandenburska, s. 7.
133 Czarnieckiego, iż z tak „ognistą" armią nieprzyjacielską można walczyć jedynie metodą wojny szarpanej, poprzez wysyłanie w teren licznych podjazdów. Subchan Ghazi aga wyrażał zdziwienie, ,jak mogliśmy odesłać królowi szwedzkiemu żołnierzy, którzy bronili Warszawy, skoro 56 0n nam tak wiele razy swe słowo złamał" . Zgodnie z wcześniejszymi planami, Jan Kazimierz przeforsował rozpoczęcie działań wojennych przeciwko Szwedom, korzystając z rozdzielenia sił przeciwnika. Przybycie ordy, choć w liczbie daleko odbiegającej od oczekiwań strony polskiej, wzmocniło postanowienie Jana Kazimierza stoczenia walnej batalii ze Szwedami. Tak oto opisywał przybycie ordy pod mury stolicy świadek wydarzeń: Dwudziestego dnia siódmego lipca Tatarowie Pod Warszawą stanęli, a skoro to król wie, Wojsku kazał w szyku stać, zbyt triumfowano, 8a przyjazd ich z dział bito i ręcznie strzelano, Subchan Aga przez Wisłę w piąciset przejechał Koni, przeciw którem żołnierz nasz wyjechał. Był na audiencyjej, panowie hetmani Bankietowali dobrze ich, drudzy pobrani Od pułkowników inszych, wiele częstowano, Wieczorem zaś za Wisłę wszech zaprowadzono, Widzi wojsko, że się często przejeżdżają, Znieśli się z Tatarami, te nieprzyjaciela Szablą chcą gromić z Polskiej, a nie mówiąc wiela, Który w swoim okopie natenczas się bawił, Potymjako usłyszysz w oko się nam stawił51. Nadal jednak strona polska działała bez należytego rozpoznania przeciwnika, gdyż oprócz podjazdu Szemberka Des N o y e r s , Lettres..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 211; por. ^-Ub a 1 a, Wojna brandenburska, s. 12. 37 AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 254-255.
134 nie wysyłano innych chorągwi. Sądzono, że główne siły Brandenburczyków nadal przebywają pod Płońskiem. Plan Jana Kazimierza zakładał natychmiastową przeprawę głównych sił koronnych na prawy brzeg Wisły w celu zaatakowania obozu przeciwnika pod Nowym Dworem. Tatarom nakazano, aby przeprawili się przez Narew powyżej Nowego Dworu, pod Nieporętem, i w ten sposób osaczyli Szwedów. Dano im nie tylko kilkanaście chorągwi koronnych pod komendą Koniecpolskiego, ale i „wojsko litewskie jako ludzi ognistych, bo Tatarowie tego potrzebują pro assistentia"58. Czarniecki otrzymał zadanie ruszenia z wydzielonym oddziałem pod Zakroczym w celu zorientowania się, czy Szwedzi odbudowali już most przez Wisłę. Chodziło także o uniemożliwienie im ataku lewym brzegiem Wisły na tyły polskiej armii. Zdawano sobie bowiem sprawę ze strategicznego znaczenia tej pozycji. Szwedzi w wypadku wygranej mogli natychmiast przeprawić swe oddziały i ścigać uchodzącego przeciwnika, a w razie niepowodzenia przeprawa pod Zakroczymiem osłaniała ich odwrót, uniemożliwiając Polakom szybką przeprawę na prawy brzeg Wisły. Zgodnie z powziętymi decyzjami Subchan Ghazi aga ruszył do oddziałów znajdujących się w okolicy Okunie-wa, aby następnie skierować je na Nieporęt. Natomiast siły koronne rozpoczęły przygotowania do przeprawy na prawy brzeg Wisły, którą rozpoczęto w nocy z 27 na 28 lipca. Sam monarcha z obu hetmanami koronnymi Potockim i Lanckorońskim „przy pospolitych ruszeniach (województw ruskiego, wołyńskiego, bełskiego, lubelskiego 58
Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffa z Częstochowy 9 VIII 1656 T.J.W., s. 444; zob. K. e r s t e n Stefan Czarniecki, s. 307; H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą s. 303-304.
135 i podlaskiego -przyp. M. 8.) z piechotą, armatą dość dobrą przeprawił się rano w piątek (28 lipca)"59. Obu hetmanów musiała drażnić obecność generała majora cesarskiego Andersona, przysłanego polskiemu monarsze przez Ferdynanda III, na którego zdaniu wielce polegał Jan Kazimierz. Był on obok króla głównym autorem planu kampanii przeciwko Szwedom. Wielce pochlebnie, jako o mężu w rzeczach wojennych obeznanym, wyrażał się o Andersonie wojewoda poznański Jan Leszczyński. W dotychczasowych opracowaniach kampanii podkreśla się kilkakrotną przewagę sił polsko-litewskich nad armią sprzymierzonych. Liczebność sił podległych Janowi Kazimierzowi szacuje się począwszy od 39 tys. do niemal 200 tys.60. W rzeczywistości komputowa jazda koronna, która przeprawiła się na brzeg praski, nie przekraczała 15 tys. jeźdźców, gdyż kasztelan kijowski pozostał na brzegu warszawskim z ok. dwutysięcznym oddziałem kawalerii61. Obok nich znajdowali się Litwini, z których część posłano 59 Jan Leszczyński do księdza J. Schonhoffa z Częstochowy 9 VIII 1656 T.J.w., s. 445; J. Droysen, Die Schlacht von Warschau 1656, s. 44; Górski, op.cit., s. 229; L. Carlbom, Tre dagars slaget vid Warschau, Stockholm 1906, s. 148-149; Herbst, Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 310. 60 Tagebuch des Generalen Patrick Gordon..., s. 66 (armia polskolitewska szacowana na około 39 tys. ludzi); J. M a n k e 11, Berdttelser om svenska krigshistoriens Mdrkvdrdigaste fdltslag, z. 3, Stockholm 1859, s. 552-553; D r o y s e n , Die Schlacht von Warschau 1656, za łączniki nr 10, 11 (wykaz sił obu stron), s. 33^t0; R i e s e , Die dre'togige Schlacht bei Warschau, s. 16-17,26,41^42, 71-73 (zestawienia od 39 do 200 tys. ludzi); R. D a m u s, Der erste nordische Krieg bis zur Schlacht bei Warschau, w: „Zeitschrift des Westpreussischen Geschichtsvereins" z. 12, 1884, s. 98-101; G ó r s k i , op.cit., s. 18-19; C. Jany, Geschichte derKonigliche-Preussischen Armee, Berlin 1928, »■ 124-125 (oblicza siły Jana Kazimierza na 39-40 tys. żołnierzy). 61 Siły Czarnieckiego szacowali sprzymierzeni znacznie wyżej, bo na ok. 4-5 tys. jazdy, zob. Droysen, Die Schlacht von Warschau 1656, s. 146.
i
136 z Tatarami, a kilkanaście chorągwi pod komendą Gosiewskiego znajdowało się w okolicach Pułtuska, maszerując na Ciechanów. Stawiało to pod znakiem zapytania udział hetmana polnego litewskiego w batalii warszawskiej. W skład sił litewskich uczestniczących bezpośrednio w trzydniowej bitwie pod Warszawą wchodziło pięć pułków jazdy: królewski pod dowództwem pisarza polnego litewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego (795 koni), hetmana wielkiego litewskiego Pawła Sapiehy, podczaszego litewskiego Michała Kazimierza Radziwiłła, Krzysztofa Sapiehy i zmarłego wojewody smoleńskiego Filipa Krzysztofa Obuchowicza. Pułków wojska litewskiego było więcej, gdyż na ich czele obok Gosiewskiego, Samuela Oskierki czy chorążego nadwornego litewskiego Zygmunta Słuszki mogli stać pod Warszawą Michał Pac i Samuel Kmicic62. Z wielkości pułku królewskiego możemy wnioskować, iż pozostałe, z wyjątkiem hetmana wielkiego, nie przekraczały 500 koni. Dlatego Litwinów, którzy od dawna stacjonowali na polach praskich, należy szacować na ok. 4 tys. koni, a uwzględniając jednostki piesze i dragońskie, ich liczebność przekraczała 5 tys. żołnierzy. Wraz z dwutysięcznym oddziałem ordy i pospolitym ruszeniem wszystkie siły polsko-litewskie, które przeprawiły się na prawy brzeg Wisły, mogły liczyć ok. 34-36 tys. ludzi. Pamiętajmy także, iż Jan Kazimierz pozostawił zapewne w Warszawie, gdzie przebywała królowa i jej fraucymer, kilka rot piechoty polsko-węgierskiej, o udziale której w bitwie warszawskiej nie mamy żadnych wzmianek źródłowych63. 62 Zob. Regestr chorągwi, które wyszły z panem chorążym W. Ks. Lit. w 1655 r. z Litwy do Króla JMci, B. Czart., rkps 2247, s. 85-86; por. H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 304. 63 J. W i m m e r, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII w., s. 106 (ocenia siły polsko-litewskie na ok. 40 tys. ludzi); Herbst, Trzydnio wa bitwa pod Warszawą, s. 304 (36-40 tys. ludzi).
137 Uwzględniając natomiast siły kasztelana kijowskiego, skierowane pod Zakroczym, i oddziały Gosiewskiego, armia polsko-litewska nieznacznie przekraczała 40 tys. ludzi i koni, czyli dwukrotnie przewyższała liczebnością siły sprzymierzonych. Tymczasem w obozie przeciwnika, po przybyciu Fryderyka Wilhelma i dokonaniu przez Karola X Gustawa przeglądu wojska elektorskiego, obaj wodzowie udali się na naradę. Zaakceptowano plan ustalony znacznie wcześniej, już 19 lipca. Szwedzi chcieli zaskoczyć Litwinów rozłożonych na polach praskich. Plan wynikał z założenia, iż strona przeciwna nie wykorzysta swojej przewagi liczebnej wobec podziału armii polsko-litewskiej po obu stronach Wisły. Liczono, że Polacy nie będą mogli przerzucić znaczniejszych sił koronnych na pomoc Litwinom, gdyż nie odbudują na czas przeprawy łodziowej. Jeszcze 20 lipca Szwedzi otrzymali informacje, że trwa-jąintensywne prace przy budowie mostu. Mogli więc przypuszczać, że zastaną na brzegu praskim samych Litwinów Sapiehy, których rozbicie nie nastręczało większych kłopotów. Po zdobyciu przyczółka mostowego od strony Pragi i zniszczeniu mostu, sprzymierzeni mieli powrócić pod Modlin i po przeprawieniu się pod Zakroczymiem przez Wisłę rozpocząć główne uderzenie na gros sił koronnych skoncentrowanych pod Warszawą. Zamierzano zatem, korzystając z rozdzielenia sił przeciwnika, rozbić po kolei obie armie, wykorzystując odbudowane przeprawy łodziowe pod Zakroczymiem i Nowym Dworem. Wyprawa na Litwinów miała przebiegać szybko i sprawnie, jeśli zamierzano zakończyć kampanię w ciągu dwóch dni (28-29 VII). Dlatego pod Pragę sprzymierzeni mieli ruszyć bez taborów, z zapasem żywności Jedynie na trzy dni. Zakładano, iż dystans od Nowego °Woru do Pragi (ok. 30 km) piechota wraz z artylerią po-
138 Iową pokona w ciągu 8 godzin, a po krótkotrwałej walce oddziały powrócą pod Nowy Dwór jeszcze tego samego dnia (28 lipca). W obozie modlińskim obaj wodzowie pozostawili znaczne siły dla ochrony taborów, ciężkiej artylerii i zapasów żywności. Des Noyers wspomina o dwutysięcznej załodze, w skład której miały wchodzić trzy skwadrony rajtarów z regimentów Henryka Joachima Kometki, Dawida Sinclaira i Ernesta von Sehera, a także brygada piesza z regimentu Halsinge pod komendą płk. Lówenschil-da64. Załoga ta mogła być nawet większa, gdyż także kur-furst musiał pozostawić jakieś siły do ochrony własnych bagaży. Wieczorem 27 lipca na rozkaz Karola rozpoczęto przeprawę przez most na Narwi. Przede wszystkim przeprawiono kawalerię szwedzką, następnie artylerię i piechotę. Nad ranem most uległ rozerwaniu i jego odbudowa zajęła aż 4 godziny; dopiero wtedy przeprawę rozpoczęły siły elektorskie. Około południa dnia następnego cała armia sprzymierzonych znalazła się w okolicy Nowego Dworu na brzegu praskim, rozpoczynając marsz w kierunku stanowisk Litwinów. Zgodnie z ustaleniami Carlboma i Janego armia sprzymierzona nie przekraczała 18 tys. ludzi. W jej skład miało wchodzić 60 skwadronów konnicy (12 500 koni) i 15 brygad pieszych (5500 porcji). Dokładny skład sił szwedzko-brandenburskich znajdzie czytelnik w aneksie zamieszczonym na końcu tej pracy65. 64
D e s Noyers, Lettres..., 11 VIII 1656 r. z Łańcuta, s. 214; por. R i e s e, Die dreitagige Schlacht bei Warschau, s. 83; H e r b s t, Trzy dniowa bitwa pod Warszawą, s. 306. 65 Wykazy sił obu stron sporządzono na podstawie danych zamiesz czonych w pracach: Droysena, Mankella i Riesego, porównując je z planami Dahlbergha.
139 Gdy ostatnie oddziały jazdy brandenburskiej kończyły przeprawę pod Nowym Dworem, straż przednia sprzymierzonych docierała już do Jabłonny, wchodząc w kontakt bojowy z nielicznymi chorągwiami litewskimi. Rozpoczynał się trzydniowy bój o Warszawę.
PIERWSZE STARCIE (28 LIPCA) Oddziały kawalerii szwedzkiej rozpoczęły marsz spod Nowego Dworu dopiero ok. godz. 7-8 rano, gdyż musiały zaczekać na zakończenie odbudowy uszkodzonego mostu. Straż przednią stanowiło 300 konnych rajtarów gen. mjr. Claesa Totta. Wysłane przez niego podjazdy napotkały w lesie przed Jabłonną polskiego trębacza, wysłanego przez Jana Kazimierza z listem do Fryderyka Wilhelma, zawierającym odpowiedź polskiego monarchy na list elektora z 27 lipca. Król odrzucił pośrednictwo kurfursta w sporze polsko-szwedzkim i groził mu konsekwencjami za zbrojny najazd w granice Rzeczypospolitej. Posłańca oczywiście zatrzymano, aby Polacy nie zorientowali się, iż trwa marsz sprzymierzonych ku Pradze. Kolumna posuwała się traktem przez Suchocin, Skier-dy, Rajszewo na Jabłonnę. Tu właśnie szwedzka kawaleria zatrzymała się na posiłek, oczekując oddziałów brandenburskich i własnej piechoty z działami. Nagle do biwakujących żołnierzy „dotarł" poseł francuski de Lumbres, z którego pośrednictwa w konflikcie Jan Kazimierz zrezygnował. Nie ulega wątpliwości, iż przekazał on sprzymierzonym szereg informacji o stanie liczebnym sił polsko-litewskich, usytuowaniu obozu na Pradze, przybyciu posiłków tatarskich, a także, co było sporym zaskoczeniem
141 dla Karola X Gustawa1, o przeprawie wojska koronnego na brzeg praski. Zmieniona sytuacja wymagała podjęcia nowych decyzji. Karol X Gustaw przyjął z zadowoleniem fakt, że strona polska, stale uchylająca się od walnej rozprawy, przyjmie bitwę na polach praskich. Nie brał pod uwagę wariantu defensywnego, tj. cofnięcia oddziałów nad przeprawę pod Nowym Dworem i obrony warownych obozów. Polegając na doświadczeniu króla szwedzkiego, które nabył w trakcie dotychczasowych walk z Polakami; elektor zgodził się z decyzją Karola zachowania dotychczasowego planu operacji. Około południa zakończyła się przeprawa ostatnich regimentów brandenburskich, a w dwie godziny później czoło jazdy elektorskiej znajdowało się już pod Jabłonną. Kości zostały rzucone. Pod osłoną straży przedniej Totta obaj wodzowie przystąpili do ustawiania szyku armii według opracowanego graficznie schematu. Oddziały szwedzko--brandenburskie miały zająć 2,5-kilometrową przestrzeń pomiędzy lasem a skarpą tarasu nadwiślańskiego. W celu odróżnienia własnych żołnierzy od zaciężnej piechoty nieprzyjaciela nakazano im nałożyć na kapelusze słomiane wieńce i wydano hasło „Hjalp oss Jesus" - Wspomagaj nas Jezu2. Mimo iż w wielu pracach znajdujemy schematy ustawienia armii szwedzko-brandenburskiej, a znaczną pomocą służą ryciny i plany Erika Dahlbergha, nie udało się dotąd dokładnie zrekonstruować szyku wojsk sprzymierzonych pod Jabłonną. Jak istotnie różnią się źródła od siebie, świadczy porównanie zamieszczonych w niniejDroysen, Die Schlacht von Warschau 1656, s. 109; por. A. Wa-eWski, Historya wyzwolenia Polski za panowania Jana Kazimierza, 1655-1660,1.1, Kraków 1866, s. 245-246. Górski, op.cit., s. 223; H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warsza-*