Projekt ok³adki: Dariusz B³oñski Redakcja: Andrzej Zasieczny Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: Zespó³
...
26 downloads
556 Views
680KB Size
Report
This content was uploaded by our users and we assume good faith they have the permission to share this book. If you own the copyright to this book and it is wrongfully on our website, we offer a simple DMCA procedure to remove your content from our site. Start by pressing the button below!
Report copyright / DMCA form
Projekt ok³adki: Dariusz B³oñski Redakcja: Andrzej Zasieczny Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: Zespó³
by Robert Kwiatkowski, Warszawa 2005
ISBN 83–921737-2-4 Myœl¹cym samodzielnie
www.robertkwiatkowski.pl
Sk³ad i ³amanie: MAGRAF s.c., Bydgoszcz Druk i oprawa: Rzeszowskie Zak³ady Graficzne
4
5
Od pocz¹tku 2003 roku Polska ¿y³a afer¹ Rywina. Prasa poœwiêca³a jej po kilka kolumn dziennie. W dziennikach radiowych i telewizyjnych zajmowa³a czêsto po³owê czasu antenowego. Media kipia³y. Wczeœniej, ju¿ pod koniec 2002 roku, w warszawskich salonach wyczuwa³o siê ten nieokreœlony, ale wszechogarniaj¹cy stan wyczekiwania, który unosi³ siê nad g³owami rozplotkowanych sto³ecznych elit. Na co? Na artyku³ w „Gazecie Wyborczej”, relacjê z wizyty znanego producenta filmowego u s³awnego redaktora naczelnego tej gazety. Z ust do ust podawano sobie kolejne, coraz bardziej pikantne szczegó³y. „Warszawka” domaga³a siê nowego, wielkiego skandalu. Afera od pocz¹tku by³a nieŸle kreowana; potêgowano napiêcie wokó³ niej, gromadzono materia³, by mog³a eksplodowaæ na wielk¹ skalê, jakiej oczekiwano. Ci, którzy pasjonuj¹ siê œledzeniem tego typu rozdmuchanych do absurdalnych granic afer – nie nudzili siê. Gdy ogieñ sensacji wygasa³, natychmiast dorzucano nowe w¹tki, które na nowo rozpala³y emocje, wci¹ga³y ludzi i instytucje. W trwaj¹cym bez koñca przedstawieniu z Lwem Rywinem – pocz¹tkowo w roli g³ównej, potem tylko w tle – co rusz mieliœmy nowe,
6
7
sensacyjne akty i fakty z ¿ycia „wy¿szych sfer”: politycznych i medialnych elit III Rzeczpospolitej. O sprawie Rywina zapisano ju¿ tysi¹ce stron. Jeœli pod uwagê wzi¹æ wyniki sonda¿y, to na jej temat w³asne zdanie maj¹ prawie wszyscy. Sêdzia sprawozdawca Ewa Grochowska-Szmitkowska w uzasadnieniu wyroku w sprawie przeciwko Lwu Rywinowi, jaka toczy³a siê przed S¹dem Okrêgowym w Warszawie, tak to zilustrowa³a: „Stañczyk, m¹dry b³azen króla Zygmunta Starego, wypowiedzia³ kiedyœ opiniê, ¿e w Polsce najwiêcej jest lekarzy, kiedy bowiem udaj¹c, ¿e bol¹ go zêby spacerowa³ po Krakowie, prawie ka¿dy napotkany przezeñ cz³owiek udziela³ mu porady, jak zwalczyæ tê dolegliwoœæ. Dziœ opinia Stañczyka zdaje siê traciæ na aktualnoœci. Obecnie œmia³o powiedzieæ mo¿na, ¿e w Polsce najliczniejsz¹ grup¹ zawodow¹ s¹ sêdziowie. Dowodem na prawdziwoœæ tej tezy jest fakt, ¿e prawie ka¿dy, kto coœ w Polsce znaczy lub znaczyæ chcia³by, wyda³ ju¿ wyrok w sprawie, której dotyczy niniejsze postêpowanie. W takich w³aœnie realiach przysz³o orzekaæ tutejszemu S¹dowi Okrêgowemu”. Niemal ka¿dy, w takiej czy innej formie, uwa¿a³ za stosowne zabraæ g³os na ten temat. £amy prasy, programy radiowe i telewizyjne pe³ne by³y wypowiedzi, zawieraj¹cych ogromny ³adunek emocji, s³ów potêpienia, sugestii, przypuszczeñ, podejrzeñ i oskar¿eñ. Emocje by³y rozpalone do bia³oœci. Dla wiêkszoœci ludzi by³ to konflikt elit i co najwy¿ej potwierdza³, ¿e s¹ one skorumpowane i zdemoralizowane do cna. Ma³o kto dostrzega³ tkwi¹cy za oskar¿eniem filmowca faktyczny przedmiot rozgrywaj¹cego siê publicznie konfliktu, sprawy o fundamentalnym znaczeniu. Tylko ludzie chc¹cy myœleæ samodzielnie wyczuwali, ¿e za fasad¹ oskar¿eñ, pomówieñ, insynua-
8
cji, tego ca³ego brudu, kry³a siê bezwzglêdna walka o rynek mediów. Dziennikarze mówi¹c o niej, ¿e to najwiêksza afera korupcyjna III RP, chyba rozmyœlnie pomijaj¹ znacznie wiêksze, realne przekrêty na du¿¹ skalê, a nie zachcianki. Zapominaj¹ choæby o skandalu z wekslami wystawionymi przez PKP na sumê blisko miliarda z³otych, czyli ponad 300 milionów USD czy aferze FOZZ (to wœród „œledczych” temat bardzo niepopularny), która przynios³a pañstwu straty szacowane przez prokuraturê na 350 milionów dolarów! Zbiegiem okolicznoœci oferta Rywina opiewa³a na dok³adnie 5% od tej sumy, przy czym pamiêtajmy, ¿e w odró¿nieniu od innych afer nie chodzi³o o pieni¹dze, które ktoœ ukrad³, b¹dŸ przyw³aszczy³, tylko o pieni¹dze, o których ktoœ mówi³, ale nie ich nie wzi¹³. Owo nadzwyczajne zaanga¿owanie mediów prywatnych jest zastanawiaj¹ce. Tym tropem chcia³bym poprowadziæ czytelników. Nie bêdê bezstronnym przewodnikiem. Fakty s¹ znane; ja proponujê inn¹ optykê, spojrzenie na aferê z innego punktu widzenia. Jako prezes TVP by³em tak¿e stron¹, wojowa³em na tej wojnie. Skoñczy³em na tarczy; przeciwnik walczy³ „wszystkimi mo¿liwymi œrodkami i sposobami”. W tej wojnie publiczna telewizja – najwiêksza przeszkoda na drodze do zmiany uk³adu si³ na rynku mediów i w walce politycznej – musia³a byæ pobita i podbita w pierwszej kolejnoœci.
9
O co walczono? Zdumiewaj¹ca korupcyjna propozycja znanego producenta filmowego by³a doskona³ym pretekstem do rozpêtania wojny o znacznie powa¿niejsz¹ stawkê ni¿ ¿¹dana ³apówka. Dziœ lepiej, bo z dystansu widaæ, ¿e osi¹ wydarzeñ by³a nie tyle afera Rywina, ile próba nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji – wielka nadzieja i przekleñstwo polskich mediów elektronicznych. Od pocz¹tku zamieni³a siê ona w bezwzglêdn¹ walkê o media, o ich kszta³t, polityczn¹ pozycjê i si³ê, a szerzej – o kszta³t polskiego systemu politycznego. Dziœ, po dwóch latach wielkiej wojny, nazwaæ go mo¿na demokracj¹ medialn¹. Gdyby nie d¹¿ono do osi¹gniêcia takiego celu, to sama afera, dla której punktem wyjœcia by³ pomys³ Rywina, skoñczy³aby siê bardzo szybko. Wiele œwiadczy³o o tym, ¿e na sprawie bardzo zale¿y prywatnym mediom i ich w³aœcicielom. Pracowicie przygotowywano podglebie, na którym zakwit³a prawdziwa „afera”, tylko kamuflowana korupcyjn¹ ofert¹. Wojna, zanim wybuch³a, tli³a siê, pêcznia³a konfliktami i wzajemnymi pretensjami szykuj¹cych siê do zwarcia stron. Póki co ka¿dy walczy³ o swoje po cichu, szuka³ sojuszników. Tylko media publiczne musia³y
10
radziæ sobie same. Politycy, wra¿liwi na „g³os opinii publicznej” (a faktycznie zabiegaj¹cy o wzglêdy kilkunastu wp³ywowych w mediach osób), w „pragmatycznym” zaœlepieniu, w trosce o w³asny wizerunek publiczny, korzystne notowania w sonda¿ach opinii, zabiegali ka¿dy o swoje. Dla nich media to tylko instrumenty potrzebne do gry wyborczej. Publiczne czy prywatne, wszystko jedno, byle im ¿yczliwe. Dla mediów prywatnych kszta³t ustawy, przepisy reguluj¹ce sytuacjê na rynku, decydowa³ o ich pozycji biznesowej, przes¹dza³ o mo¿liwoœciach rozwojowych i, co tu ukrywaæ – du¿ych pieni¹dzach. Bardzo du¿ych pieni¹dzach! No i o najgroŸniejszym konkurencie do podzia³u zysków z reklam – TVP. Opinia publiczna niewiele wiedzia³a o konfrontacji na rynku mediów, która ju¿ wykracza³a poza spory o czysto rynkowym charakterze. O tym, ¿e szykuje siê skok na kasê co roku zape³niaj¹cej siê miliardem z³otych. Tyle bowiem co roku zasila bud¿et TVP z rynku reklam. Gdyby tak uda³o siê os³abiæ pozycjê rynkow¹ telewizji publicznej, a najlepiej pozbawiæ j¹ ustawowo prawa zarabiania – niech siê zajmie œci¹ganiem abonamentu i wyci¹ga, ile potrafi z dziury bud¿etowej – zwyciêskie zakoñczenie batalii by³oby ju¿ bliskie. O resztê powalczyliby miêdzy sob¹ najsilniejsi matadorzy: Agora – dominuj¹ca na rynku reklamy prasowej, rozgl¹daj¹ca siê za jak¹œ telewizj¹ do kupienia, ¿eby zainwestowaæ coraz wiêkszy kapita³; ITI – stale inwestuj¹cy w TVN, no i Piotr Solorz – w³aœciciel Polsatu. Czy prywatne telewizje chcia³y likwidacji telewizji publicznej? Nie, bo to by zaszkodzi³o ich interesom. Idea³em by³oby dla nich doprowadzenie mediów publicznych do stanu wegetacji, który nazywaj¹ spe³nianiem misji. Postulowano, by obecn¹ ofertê programow¹
11
TVP zast¹pi³ repertuar adresowany do elit. Wspania³omyœlnie przy tym godzono siê, by TVP zachowa³a swoje dotychczasowe czêstotliwoœci. Czy w trosce o kondycjê duchow¹ narodu i spo³eczeñstwa? Oczywiœcie nie, to pozory. Gdyby TVP splajtowa³a albo z innych powodów przesta³a u¿ywaæ czêstotliwoœci, na których nadaje, to mog³yby one zostaæ przejête i wykorzystane przez potê¿ne, œwiatowe koncerny medialne, przy których TVN i Polsat – nawet razem wziête – to maluchy. Mia³a swoj¹ kalkulacjê tak¿e Agora. Wydawana przez ni¹ „Gazeta Wyborcza”, w porównaniu z ogólnopolsk¹ stacj¹ telewizyjn¹, ma bardzo ograniczony zasiêg; kupuj¹c jedn¹ ze stacji telewizyjnych, b¹dŸ jeden z programów od TVP, Agora zyska³aby obok gazetowej „broni maszynowej”, polityczn¹ „broñ masowego ra¿enia”. I któ¿ by siê jej wówczas opar³? Dosz³o do nies³ychanego zjawiska: grupa ludzi bieg³ych w interesach, umiej¹cych liczyæ pieni¹dze, doprowadzi³a do tego, ¿e opinia publiczna, ¿e Sejm Rzeczypospolitej, da³y siê uwik³aæ w dzia³ania maj¹ce na celu obalenie nowelizacji ustawy o mediach „wszelkimi, dopuszczonymi przez prawo œrodkami”, co tak szczerze wyzna³a prezes Agory W. Rapaczyñski. Ten zamys³ wprowadzono w ¿ycie w sposób bezwzglêdny. Od pocz¹tku 2003 roku rz¹d by³ w³aœciwie sparali¿owany – w mediach nie istnia³y ¿adne problemy, którymi siê zajmowa³, bo pokazywano go niemal wy³¹cznie przez pryzmat afery. Warszawska prokuratura wprawdzie prowadzi³a wiele dochodzeñ, ale interesowano siê nimi tylko wówczas, gdy by³y kolejnym dowodem na korupcyjny i przestêpczy charakter rz¹dz¹cej ekipy.
12
Nowelizacja – racj¹ stanu TVP Media publiczne, a zw³aszcza TVP, ¿eby uwolniæ siê od dotychczasowych ograniczeñ i zyskaæ nowe mo¿liwoœci, potrzebowa³y przynajmniej nowelizacji ustawy. Starania o jej nowelizacjê zacz¹³em jeszcze za rz¹dów AWS. Preludium do nich by³y rozmowy i prace, jakie prowadzi³em od jesieni 2000 roku z ówczesnym przewodnicz¹cym Komisji Kultury i Œrodków Przekazu – Janem Mari¹ Jackowskim oraz wicedyrektorem jednego z departamentów Ministerstwa Skarbu Pañstwa – Danut¹ Szkopowicz. Koncentrowaliœmy siê wówczas na sprawach abonamentu, archiwach, kana³ach tematycznych, TV Polonia i oddzia³ach terenowych. Jak widaæ, ta wyliczanka bardzo jest podobna do tej, o której dyskutowano w trakcie prac nad nowelizacj¹ w KRRiT i która znalaz³a siê w tekœcie rz¹dowym. Inne rozwi¹zania, które proponowaliœmy, zmierza³y – zarówno w przypadku oddzia³ów terenowych TVP, jak i TV Polonia do – utworzenia fundacji z udzia³em odpowiednio samorz¹dów wojewódzkich oraz instytucji pañstwowych zainteresowanych Poloni¹ i Polakami ¿yj¹cymi za granic¹. Co do spraw, które póŸniej, wystêpuj¹c przed Komisj¹ Œledcz¹, nazwa³em racj¹ stanu TVP nie by³o
13
miêdzy nami ani ró¿nic, ani tym bardziej w¹tpliwoœci: media publiczne mia³y dysponowaæ skutecznie œci¹ganym abonamentem, mieæ wreszcie archiwa po Radiokomitecie na w³asnoœæ i móc uruchamiaæ kana³y tematyczne. Co ciekawe – i wa¿ne! – nie by³o wówczas w ogóle mowy o jakichkolwiek ograniczeniach reklamowych dla TVP – i nie by³o to przeoczenie. Ale mimo znacznego zbli¿enia stanowisk i pewnego zaawansowania nasza praca nie ujrza³a nigdy œwiat³a dziennego. Dlaczego? Bo AWS mia³ wewnêtrzne k³opoty i politycy, w obliczu zbli¿aj¹cych siê wyborów, co innego ni¿ ustawy mieli na g³owie. Mia³em jednak nadziejê, ¿e praca nie pójdzie na marne i ³atwiej mi bêdzie na ten temat rozmawiaæ z AWS po wyborach, by i oni poparli nowelizacjê. Jaki los spotka³ AWS jesieni¹ 2001 wszyscy wiemy – uzyskali mniej ni¿ 6% g³osów wyborców i nie uda³o im siê nawet wejœæ do Sejmu. Panowa³o wówczas powszechne przekonanie, ¿e ju¿ od jesieni krajem rz¹dziæ bêdzie SLD z L. Millerem i to oczywiœcie bez „pomocy” PSL. Pamiêæ o trudach koalicji z lat 1993–1997 by³a wtedy jeszcze bolesna i niewiele osób za PSL têskni³o. A w TVP pojawi³a siê nie tylko nadzieja, ale nawet pewnoœæ, ¿e uda siê rozwi¹zaæ te problemy, które wczeœniej ogranicza³y, jeœli nie parali¿owa³y mo¿liwoœci rozwoju telewizji publicznej. Czekaliœmy, kiedy w koñcu zapali siê dla nas „zielone œwiat³o”. Na media publiczne, sk³ada siê dziœ 17 regionalnych spó³ek – rozg³oœni Polskiego Radia, spó³ki: Polskie Radio (ogólnopolskie) oraz Telewizja Polska z 12 (wówczas, a 16 dziœ) oddzia³ami terenowymi. S¹ na tyle specyficznymi spó³kami prawa handlowego, ¿e o ich strukturze i sposobie dzia³ania decyduje nie tylko w³aœciciel, czyli Minister Skarbu Pañstwa, nie
14
tylko Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, ale tak¿e Sejm, Senat i Prezydent RP. Tylko bowiem zgoda tych trzech organów w³adzy pañstwowej mo¿e skutkowaæ uchwaleniem odpowiednich zmian w ustawie. Praktycznie znaczy to, ¿e obok rachunku ekonomicznego liczy siê równie¿ rachunek si³ politycznych, ¿e – jak w PRL – relacja ekonomia-polityka mo¿e ubezw³asnowolniaæ, decydowaæ o pozycji spó³ki na rynku. Wszystkie ograniczenia mo¿na by³o wyeliminowaæ tylko w jeden sposób: poprzez zmianê ustawy. Wydawa³o siê to oczywiste, ale nie dla polityków, którzy rynek medialny przekszta³cili w kolejne pole walki miêdzy sob¹. Jeœli uwzglêdniæ emocje, jakie towarzysz¹ telewizji, na której jak wiadomo zna siê prawie ka¿dy, a ju¿ na pewno ka¿dy polityk, to mo¿na bez przesady powiedzieæ, ¿e trudniej ni¿ prawo medialne jest zmieniæ tylko konstytucjê. Telewizji Polskiej brakowa³o przede wszystkim nowej oferty programowej, a tê mo¿na by³o tworzyæ na masow¹ skalê poprzez uruchomienie nowych kana³ów tematycznych. Niestety, bez zmian formalno-prawnych nawet najlepsze pomys³y nie mia³y szans realizacji. Dotychczasowa ustawa o radiofonii i telewizji nie przewidywa³a istnienia nowych programów telewizyjnych (czytaj: kana³ów tematycznych). A przede wszystkim, brakowa³o na to przedsiêwziêcie pieniêdzy, bo abonament p³aci³a ledwie po³owa zobowi¹zanych do tego obywateli i co dziesi¹ta firma. W nieco innej sytuacji ni¿ TVP by³y spó³ki Polskiego Radia. W zasadzie nie bra³y one udzia³u w sporach o ustawê, co zreszt¹ jest zrozumia³e. Dla przyk³adu: archiwa radiowe, w odró¿nieniu od telewizyjnych, nie budzi³y takich emocji, podobnie jak w³aœciwie nie protestowano przeciwko mo¿liwoœci uruchomienia no-
15
wych programów przez radiofoniê publiczn¹. Uchwalenie ustawy by³o znacznie wa¿niejsze dla TVP. Nic wiêc dziwnego, ¿e telewizjê publiczn¹ postrzegano jako g³ównego rywala na rynku i przeszkodê dla mediów prywatnych w osi¹ganiu przez nie wiêkszych dochodów. Jedynym wyj¹tkiem od tej regu³y by³a sprawa abonamentu. Publiczna radiofonia jest od niego zale¿na w ponad 80%, a TVP „tylko” w ponad 30%. Trzeba jednak podkreœliæ, ¿e mimo mniejszego zaanga¿owania, w bojach o ustawê Polskie Radio by³o zawsze lojalnym sojusznikiem. Jeœli szacunki KRRiT s¹ poprawne, to do spó³ek publicznej radiofonii i telewizji z powodu nie p³acenia abonamentu rocznie nie wp³ywa kilkaset milionów z³otych. Gdyby przyj¹æ, ¿e Krajowa Rada dzieli œrodki abonamentowe w proporcji 60:40 na korzyœæ TVP, to ³atwo wyliczyæ, ¿e rocznie, wskutek nieszczelnoœci systemu zbierania abonamentu, na co zreszt¹ TVP nie ma ¿adnego wp³ywu, media publiczne trac¹ ogromne kwoty. Telewizja publiczna, maj¹c co najmniej 200 mln z³otych wiêcej, z dnia na dzieñ upora³aby siê z utyskiwaniem na nadmiern¹ komercjalizacjê programów telewizyjnych, rozwi¹za³aby problemy TV Polonia, archiwów, radykalnie zwiêkszy³aby produkcjê polskich filmów telewizyjnych i teatru telewizji. Nie by³oby problemów ze zwiêkszeniem liczby audycji dla dzieci i tzw. m³odszej m³odzie¿y. Jednym s³owem, jak za dotkniêciem czarodziejskiej ró¿d¿ki mog³yby znikn¹æ te wszystkie braki, za które TVP by³a zawsze krytykowana. Uzyskiwanie wiêkszych wp³ywów z abonamentu by³o marzeniem moich poprzedników, moim, bêdzie zapewne i nastêpców. Oczywiœcie, rzecz nie w prezesach, tylko w pieni¹dzach. Rozwi¹zanie k³opotów od lat nêkaj¹cych TVP by³o w zasiêgu rêki. Gotów by³em walczyæ o nie do koñca, co potwierdzi³o siê a¿ nadto dos³ownie.
16
Dlatego trzeba albo wyj¹tkowej g³upoty (o co nie pos¹dzam),albo wyj¹tkowej tendencyjnoœci (czego jestem prawie pewien), by nie rozumieæ, ¿e zabiegaj¹c o kompromis wokó³ ustawy, czyli staraj¹c siê, by by³a ona przyjêta, aby abonament mo¿na by³o zbieraæ wed³ug nowych zasad ju¿ od nowego, 2003 roku, kierowa³em siê przede wszystkim interesem firmy, któr¹ zarz¹dza³em. Gdyby ustawê przyjêto w kszta³cie satysfakcjonuj¹cym TVP póŸniej, nie jesieni¹, lecz w grudniu 2002 roku, to wprawdzie nadal by³oby to dla TVP korzystne, ale 200 milionów z³otych wiêcej, jakie TVP mog³aby otrzymaæ w 2003 roku, przepad³oby bezpowrotnie, bo wówczas czêœæ ustawy dotycz¹ca abonamentu obowi¹zywa³aby nie od stycznia 2003, a od stycznia 2004 r. Niewa¿na by³a forma p³acenia: abonament mia³ byæ w³¹czony do zeznania podatkowego (wedle póŸniejszej wersji), a ca³y czas traktowany by³ jako parapodatek, bo jest nim w istocie. P³aci siê przecie¿ nie za ogl¹danie tego czy innego programu, ale za posiadanie jakiegokolwiek odbiornika radiowego b¹dŸ telewizyjnego. Mimo ¿e ustawa z 1992 o radiofonii i telewizji wyraŸnie mówi, ¿e zasoby archiwalne po Radiokomitecie nale¿y przekazaæ jednostkom publicznej radiofonii i telewizji, to do tej pory tego przepisu nie uda³o siê wyegzekwowaæ, a status formalnoprawny tych zasobów jest nieuregulowany. W moim programie dla TVP na najbli¿sze lata ich zapisanie na noœnikach cyfrowych oraz udostêpnienie, wzorem BBC, wszystkim zainteresowanym za poœrednictwem Internetu by³o przepustk¹ Telewizji Polskiej do naziemnej telewizji cyfrowej i istotn¹ czêœci¹ telewizyjnego wk³adu w polskie spo³eczeñstwo informacyjne. Po usankcjonowaniu praw w³asnoœci TVP do archiwów by³ego Radiokomitetu zamierza³em skorzystaæ
17
z zastrzyku pieniêdzy pochodz¹cych z abonamentu i podj¹æ bardziej intensywnie prace nad ich uporz¹dkowaniem i zarchiwizowaniem w postaci elektronicznej, a nastêpnie wybudowaæ przy ul. J.P. Woronicza oœrodek ³¹cz¹cy archiwa zgromadzone w centrali i w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. By³aby to baza dla stworzenia kana³ów tematycznych TVP. Ich oferta programowa sk³ada³aby siê z programów w³asnych, pochodzi³aby z zasobów archiwalnych TVP, od gêstej sieci korespondentów, oœrodków i redakcji terenowych Telewizji Polskiej. Aby to uczyniæ, nale¿a³o dopuœciæ w ustawie mo¿liwoœæ tworzenia przez TVP kana³ów tematycznych. Do czasu rozstrzygniêcia sporu z Ministrem Skarbu Pañstwa co do mo¿liwoœci uruchomienia tych kana³ów przez TVP wychodziliœmy z za³o¿enia, ¿e jeœli móg³ J. Zaorski jako szef Radiokomitetu – i chwa³a mu za to – uruchomiæ TV Polonia, to i my mo¿emy uruchomiæ kana³ wysokiej kultury, a mo¿e nawet i inne. Na ten cel mo¿na by³o przeznaczyæ czêœæ pieniêdzy od platformy satelitarnej Cyfra+, ale minister W¹sacz siê zapar³ i odmówi³ zgody na te plany. A potem, mimo ¿e rzecz wygl¹da³a lepiej ni¿ obiecuj¹co, sprzeciwi³ siê jako Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy planom przyst¹pienia TVP do Cyfry+. Projekt upad³ z powodów politycznych. Jak mi póŸniej relacjonowano, prze³o¿eni W¹sacza nie chcieli, by Michnik (Agora by³a wówczas udzia³owcem Cyfry+ i Canal+ Polska) do spó³ki z Kwiatkowskim uk³adali narodowi serwis informacyjny i program kulturalny. Wiem, ¿e to dziœ brzmi œmiesznie, ale informacja pochodzi z bardzo wiarygodnego Ÿród³a. Z planów uruchomienia kana³ów tematycznych zarz¹d ostatecznie wycofa³ siê, a pieni¹dze przeznaczone pierwotnie na Cyfrê+ zasili³y polsk¹ produkcjê fil-
18
mow¹, gdzie przyda³y siê bardzo, pomagaj¹c przetrwaæ kinomatografii najtrudniejsze lata. My zaœ nie chcieliœmy, mimo zachêt ze strony KRRiT, ryzykowaæ zarzutów ze strony Najwy¿szej Izby Kontroli i Urzêdu Kontroli Skarbowej, ¿e wydajemy znaczne sumy pieniêdzy na cele nie wymienione w statucie spó³ki. Ostro¿noœæ op³aci³a siê, kiedy s¹d uzna³, ¿e w³aœciciel ma prawo zablokowaæ plany zarz¹du, a projekt Cyfra+ nie rozwija siê tak dobrze, jak chcieli jego pomys³odawcy. Uruchomienie kana³ów tematycznych stwarza³oby telewizji mo¿liwoœæ do zaprezentowania nowych pomys³ów programowych, wypróbowania nowych ludzi, ale przede wszystkim pozwoli³aby unikn¹æ oskar¿eñ, ¿e ró¿ne audycje emitowane s¹ zbyt póŸno. Nie warto dziœ, kiedy s¹ takie mo¿liwoœci emisji, spieraæ siê, czy Teatr Telewizji lepiej pokazywaæ o godz. 20.00, czy o godz. 21.00. Trzeba pokazywaæ tak czêsto, jak widz chce i o takiej porze, jaka mu odpowiada. Przy takim podejœciu kana³y tematyczne s¹ nieodzowne. Gdyby istnia³ jeden kana³ tematyczny, na przyk³ad „³amany”: dzieciêcy rano, a wysokiej kultury popo³udniu, to razem z regionalno-informacyjn¹ TVP 3 by³by 4 programy ogólnopolskie. Dokonuj¹c kompresji ich sygna³ów, mo¿na by mieæ pierwszy w Polsce pakiet programów naziemnej telewizji cyfrowej. Do tej podstawy mo¿na nastêpnie do³o¿yæ wszystko: od wiêkszej interaktywnoœci audycji pokazywanych w tradycyjnej telewizji po us³ugi bankowe. Operatorem takiego multipleksu by³yby media publiczne, a jego w³aœcicielem Skarb Pañstwa. By³aby to prawdziwie wiod¹ca si³a wprowadzaj¹ca do Polski spo³eczeñstwo informacyjne. Nie wystarcz¹ przecie¿ papierowe deklaracje i szumne zapowiedzi; ktoœ po wyst¹pieniach polityków powinien jeszcze zaoferowaæ
19
widzom (i klientom) us³ugê na tyle atrakcyjn¹, ¿eby dali siê przekonaæ do œwiata cyfrowej emisji. Do tego potrzebne by³o wprowadzenie regulacji precyzuj¹cych sposób przydzielania multipleksów, okreœlenie instytucji odpowiedzialnych za politykê koncesyjn¹ w tej mierze itd. Zak³adano (przynajmniej na pocz¹tku – potem, na etapie uzgodnieñ miêdzyresortowych, ten temat ca³kowicie znikn¹³ z nowelizacji), ¿e jeden z multipleksów media publiczne otrzymaj¹ bez udzia³u w przetargu i bez koniecznoœci podlegania polityce koncesyjnej KRRiT, to jest analogicznie do sposobu, w jaki obecnie media publiczne otrzymuj¹ czêstotliwoœci niezbêdne do nadawania. Do tych czterech zasadniczych postulatów dosz³y kolejne, dotycz¹ce wewnêtrznej struktury TVP. Proponowano wyodrêbnienie w formie fundacji TV Polonia i utworzenie z oddzia³ów terenowych TVP jednej spó³ki prawa handlowego, bêd¹cej w³asnoœci¹ TVP, a nazwanej Polska Telewizja Regionalna (PTR). W przypadku fundacji Telewizja Polonia chodzi³o o zdecydowane zwiêkszenie udzia³u w nadzorze i kontroli nad dzia³alnoœci¹ TV Polonia ró¿nych instytucji oraz organów w³adzy i administracji pañstwowej zwi¹zanych z aktywnoœci¹ miêdzynarodow¹ Polski. Kry³a siê za tym myœl, której podstaw¹ by³a zasada: ile w³adzy, tyle odpowiedzialnoœci. Maj¹c uprawnienia nadzorcze, si³¹ rzeczy uleg³aby zwiêkszeniu ich odpowiedzialnoœci za los stacji telewizyjnej, która s³u¿y przede wszystkim Polonii i Polakom mieszkaj¹cym za granic¹ i jako taka nie powinna byæ finansowana ani z reklam, ani tym bardziej z abonamentu p³aconego przez widzów w kraju. Chodzi³o wiêc o coœ znacznie wa¿niejszego ni¿ pieni¹dze: chcia³em, ¿eby decyzje (i odpowiedzialnoœæ)
20
w znacznie wiêkszym stopniu spoczywa³a na Senacie RP, szczególnie zobowi¹zanym do interesowania siê losami naszych rodaków za granic¹, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ówczesnej Pañstwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, stowarzyszeniach polonijnych. W koñcu za kilka, kilkanaœcie lat miliony Polaków bêd¹ mieszka³y i pracowa³y poza Polsk¹, na terenie Unii Europejskiej. Obowi¹zkiem pañstwa (i pañstwowych firm i instytucji takich, jak TVP) jest stworzenie im szansy na codzienny kontakt z ojczyzn¹, bie¿¹cy dostêp do narodowej kultury, jednym s³owem – udzia³ w ¿yciu swojego narodu. Ale pomys³ TV Polonia dzia³aj¹cej jak fundacja nie spodoba³ siê Krajowej Radzie, która nie uwzglêdni³a go w swoim projekcie. Podobne za³o¿enia przyœwieca³y pomys³owi utworzenia Polskiej Telewizji Regionalnej. Oddzia³y terenowe maj¹ swoj¹ specyfikê. Mo¿na by³o mieæ nadziejê, ¿e zebrane razem wygeneruj¹ nie tylko oszczêdnoœci, ale i nowe pomys³y na prezentacjê tematyki lokalnej, któr¹ przybli¿¹ swojej widowni, bo przecie¿ z myœl¹ o niej powstawa³y. Po wybuchu afery Rywina, zanim nie „odkryto” planów prywatyzacji TVP2, zw³aszcza J. Sellin uparcie twierdzi³, ¿e „postkomuniœci” na czele ze mn¹ pr¹ do bankructwa TVP, a jak firma bêdzie ju¿ na jego skraju, wtedy ciemne (czytaj: czerwone) si³y wykupi¹ oddzia³y terenowe TVP za bezcen. By³y to oczywiœcie jego pomys³y powsta³e pod wp³ywem krytycznych i niestety trafnych uwag sekretarza KRRiT W. Czarzastego co do efektywnoœci zarówno TVP, jak i zw³aszcza Polskiego Radia. Zdaniem Czarzastego, s¹ to firmy, które powinny zmniejszyæ zatrudnienie i uproœciæ strukturê. W tej sprawie zgadzaliœmy siê, chocia¿ uwa¿a³em ponadto, ¿e mediów publicznych nie powinno siê prywatyzowaæ nawet w czêœci.
21
Poza fundamentalnym jest jeszcze powód praktyczny; otó¿ jestem w stanie wyobraziæ sobie prywatyzacjê dowolnego fragmentu TVP, z wyj¹tkiem w³aœnie oddzia³ów terenowych. Dlaczego? OdpowiedŸ jest prosta: polityka. Czo³ówka polskiej polityki pokazuje siê w wielkich stacjach telewizyjnych, ca³a reszta, a i ci wielcy czasem tak¿e – w regionalnej telewizji i lokalnym radio. Parlamentarzyœci nigdy nie zaryzykowaliby, ¿eby kontrolê nad regionaln¹ telewizj¹ przej¹³ prywatny kapita³ – prêdzej zgodziliby siê ¿eby zbankrutowa³a, ni¿ dosta³a siê w „niepowo³ane” rêce. A wracaj¹c do Sellina: pomys³ ekspertów Platformy Obywatelskiej polegaj¹cy na pozbawieniu mediów publicznych abonamentu i w konsekwencji prywatyzacji, przedstawiony jesieni¹ 2004 roku, dwa lata po dyskusjach na ten temat w KRRiT, nie wywo³a³ ¿adnej jego publicznej reakcji. Sellin nie wys³a³ nawet do nikogo listu, co tak bardzo lubi. Nie wiadomo, czy teraz takie pomys³y ju¿ mu siê podobaj¹, czy dalej nie mo¿e otrz¹sn¹æ siê z szoku?
starcza³y zmiany dokonywane wewn¹trz. TVP sta³a w obliczu wyzwañ nie tyle ze strony konkurencji – z t¹ dawaliœmy sobie radê, lecz zwi¹zanych z przemianami na œwiatowym rynku mediów i nowych technologii. Jedno by³o jasne: bez zmiany ustawy nie ma mowy o rozwoju TVP; mo¿na mówiæ najwy¿ej o trwaniu, co prêdzej czy póŸniej skoñczy³oby siê klêsk¹. Do przodu pêdzi³a konkurencja (TVN), technologia, zbli¿a siê chwila, gdy w Polsce pojawi¹ siê prawdziwe wielkie koncerny dzia³aj¹ce w bran¿y mediów elektronicznych. Nie by³o powodu, by zwlekaæ. Bardzo zale¿a³o nam na uchwaleniu ustawy tak szybko, jak to mo¿liwe i oczywiœcie bez zapisów dotycz¹cych ograniczenia reklamy. Z tego przegl¹du widaæ wyraŸnie, ¿e jakakolwiek powa¿na zmiana w strukturze TVP, wymaga by wypowiedzieli siê i zmiany zaaprobowali kolejno: Rada Nadzorcza TVP, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, Ministerstwo Skarbu Pañstwa, Sejm, Senat (o komisjach nie wspominam), Prezydent RP. Jak na jedn¹ firmê, trochê du¿o. Powoduje to oczywiste komplikacje w zarz¹dzaniu.
Katalog spraw wymieniony w tym rozdziale wyznacza³ strategiê rozwoju TVP. Tak j¹ widzia³em pod koniec swojej pierwszej i na pocz¹tku drugiej kadencji, tj. w latach 2001 i 2002. Oczywiœcie zak³ada³em, ¿e nie wszystkie elementy tego planu mog³y byæ zrealizowane, choæ nadal uwa¿am, ¿e wszystkie s¹ nie tylko logiczne, nie tylko le¿¹ w interesie TVP, ale s¹ zgodne z interesem publicznym. Taki tok myœlenia przedstawi³em w dokumencie „Strategia TVP na lata 2002–2006”, którego fragment przedstawiam w za³¹czniku nr 4. W ci¹gu 3 lat (1998–2001) uda³o siê nadgoniæ podstawowe zapóŸnienia, ale do miana nowoczesnej firmy TVP by³o jeszcze daleko. A czas p³yn¹³; nie wy-
22
23
Interesy mediów prywatnych Ci, którzy mówi¹, ¿e by³o za ma³o czasu na konsultacje projektu ustawy o mediach, mijaj¹ siê z prawd¹. Ktoœ mo¿e powiedzieæ, ¿e niepotrzebnie siê do tego zarzutu odnoszê, ¿e nie mnie on dotyczy, bo przecie¿ TVP i ja, jako jej prezes, by³em jedynie stron¹, a nie organizatorem – „gospodarzem” prac nad nowelizacj¹. By³a nim najpierw KRRiT, a potem rz¹d. Bez w¹tpienia przedstawiciele mediów prywatnych otrzymywali materia³y, byli zapraszani na posiedzenia stosownych cia³. Na ile z nich skorzystali – to ju¿ zupe³nie inna historia, choæ przecie¿ to oni regularnie spotykali siê, s³ali pisma, organizowali protesty. Ale na tej tezie zbudowano póŸniej zarzut, ¿e brak konsultacji z mediami prywatnymi by³ czêœci¹ spisku przeciwko wolnemu s³owu. Powtórzê: prace rz¹dowe nad nowelizacj¹ by³y po³¹czone z konsultacjami. By³o ich bardzo du¿o zw³aszcza w przypadku Agory, lecz nie by³y protoko³owane ani nagrywane. Ku mojemu zdumieniu, odbywa³y siê one nie tylko w Ministerstwie Kultury czy Kancelarii Premiera, ale i na grillu u Wandy Rapaczyñski. Wiele przyk³adów takich konsultacji podaje raport komisji w „nies³usznej” wersji A. B³ochowiak.
24
W przeciwieñstwie do mediów prywatnych, prezes telewizji publicznej, dla której ustawa – regulator rynku, nie by³a przecie¿ tak¿e spraw¹ obojêtn¹, musia³ siê dopraszaæ o uwzglêdnienie racji nadawcy publicznego w planowanych zmianach. Dla polityków, w imiê doraŸnych interesów politycznych, wa¿niejsze by³y negocjacje z nadawcami prywatnymi, osobiste kontakty, udzia³ w prywatnych party, kole¿eñskie pogaduszki z A. Michnikiem (który oczywiœcie na interesach siê nie zna) i z bizneswomen zza chiñskiego muru. Wprawdzie projekt nowelizacji zawiera³ na pocz¹tku nowe tematy: po raz pierwszy podniesiono problem nadmiernej koncentracji kapita³u w mediach oraz podjêto próbê opracowania regulacji dotycz¹cych wprowadzania naziemnej telewizji cyfrowej, to jednak pozosta³e zmiany jedynie porz¹dkowa³y wieloletnie zaniedbania i by³y wielokrotnie publicznie, tak¿e na forum parlamentu, omawiane. To by³a tylko nowelizacja istniej¹cej ustawy, a nie nowa ustawa! Prawdziwym powodem protestów w sprawie jakoby s³abej konsultacji projektu nowelizacji by³a chêæ odsuniêcia na ile siê da, najchêtniej ad calendas Graecas, ca³ej nowelizacji. Dlaczego? Nawet pobie¿na konfrontacja propozycji zapisów noweli ze stanem ówczesnym (i obecnym) pokaza³aby, ¿e zmiany s¹ co prawda w interesie spo³ecznym, ale utrzymanie status quo sprzyja w³aœcicielom mediów prywatnych i ich dziennikarzom. W przypadku istotnej czêœci redaktorów „Gazety Wyborczej” na jedno wychodzi. Inicjatorom i autorom nowelizacji ustawy chodzi³o o dostosowanie polskiego sektora audiowizualnego do standardów polityki europejskiej w tym obszarze. Nie do prawodawstwa unijnego, a do europejskiej polityki w sektorze mediów elektronicznych. To bardzo wa¿ne rozró¿nienie: przeciwnicy nowelizacji ustawy swój
25
atak na ni¹ zbudowali tak¿e na zarzucie, ¿e Unia Europejska nie ma ¿adnych przepisów reguluj¹cych sprawy abonamentu czy ograniczenia koncentracji kapita³u w mediach, a to znaczy, ¿e zwolennicy nowelizacji czyni¹ zamach na wolne media. Pomijano fakt, i¿ chodzi tu o wzorowanie siê na wspólnej praktyce wynikaj¹cej z ró¿nych regulacji obowi¹zuj¹cych w krajach zachodniej Europy. Chcia³em, by polski sektor audiowizualny rozwija³ siê podobnie, jak brytyjski, niemiecki czy francuski. Ani KRRiT, ani rz¹d nie zamierzali wywa¿aæ otwartych drzwi, eksperymentowaæ z jak¹œ trzeci¹ drog¹, która z regu³y prowadzi do Trzeciego Œwiata. Chcieli po prostu skorzystaæ z doœwiadczeñ lepiej od Polaków zorganizowanych zachodnich Europejczyków. Siêganie po dobre i sprawdzone pomys³y importowane z pañstw Unii Europejskiej by³o w Polsce wielokrotnie praktykowane, ale w tym przypadku trafi³o na silny opór z zupe³nie nieoczekiwanej strony. Zdumiewa³o to zw³aszcza w przypadku „Gazety Wyborczej”, tak przecie¿ proeuropejskiej. „Gazeta” zazwyczaj uwa¿a³a wdra¿anie standardów znanych w Europie za coœ potrzebnego i godnego pochwa³y. I choæ czasem razi³a mnie jej bezkrytyczna afirmacja wszystkiego, co przychodzi³o z Zachodu do Polski, by³em w zasadzie podobnego zdania. Rz¹dowi i koalicji chodzi³o o to, by utrzymuj¹c siln¹ pozycjê mediów publicznych oraz wprowadzaj¹c przepisy ograniczaj¹ce nadmiern¹ koncentracjê na rynku mediów, osi¹gn¹æ dwa cele strategiczne. Pierwszy to zliberalizowanie tego sektora rynku. Ale, po drugie, otwieraj¹c go bez ograniczeñ na kapita³ europejski, do czego wczeœniej zobowi¹za³ siê w trakcie negocjacji z UE, rz¹d chcia³ zachowaæ na nim siln¹ pozycjê pañstwa (pañstwa, a nie tej czy innej partii). Dziêki temu media elektroniczne mog³yby utrzymaæ swoj¹ rolê
26
w procesie finansowania kultury, kreowania wzorców, budowy i umacniania to¿samoœci narodowej, co zw³aszcza wobec przyst¹pienia do UE zacznie odgrywaæ kluczow¹ rolê. Przecie¿ mo¿e za kilkadziesi¹t, a mo¿e ju¿ za kilkanaœcie lat istnienie narodu zale¿eæ bêdzie od zdolnoœci do wspólnej odpowiedzi na pytanie o œwiat idei, wspóln¹ pamiêæ, o podobne myœlenie o ró¿nych wartoœciach. Ca³a reszta, tak widowiskowa i rozpalaj¹ca emocje, by³a w zasadzie wtórna albo podporz¹dkowana tym dwu zasadniczym celom. Gwoli sprawiedliwoœci trzeba powiedzieæ, ¿e KRRiT przygotowuj¹c swoj¹ wersjê projektu, niepotrzebnie doda³a zapisy wzmacniaj¹ce jej pozycjê, czasem w nadmierny, uzasadniony wy³¹cznie jej w³asnym interesem sposób. Ot, zwyk³a ilustracja tezy, ¿e punkt widzenia zale¿y od miejsca siedzenia. Dokonywa³o siê to kosztem mediów prywatnych i publicznych, Urzêdu Regulacji Telekomunikacji i Poczty Polskiej. A przy okazji pozwala³oby stosowaæ znan¹ od staro¿ytnoœci zasadê „dziel i rz¹dŸ”. Trzeba jednak przyznaæ, ¿e temu d¹¿eniu Krajowej Rady podporz¹dkowa³y siê w trakcie batalii o nowelizacjê wszystkie strony. Nadawcy i media prywatne byli zadowoleni ze wzrostu uprawnieñ Krajowej Rady, ale tylko wtedy, gdy chodzi³o o uszczuplenie samodzielnoœci i autonomii mediów publicznych. Tak by³o w kluczowej dla mediów publicznych sprawie uprawnieñ KRRiT do wydawania decyzji o kszta³cie licencji programowej i ograniczeniu czasu nadawanych reklam. Przyznajê samokrytycznie, ¿e media publiczne nie protestowa³y, gdy KRRiT planowa³a czasowe wy³¹czenie nadawania jako formê kary dla nadawcy czy nadmiern¹ ingerencjê w zmiany w³asnoœciowe dokonywane przez koncesjonariusza.
27
Nieœmia³a próba dogadania siê z Agor¹, jak¹ podj¹³em w marcu 2002 roku podczas rozmowy z Helen¹ £uczywo, spe³z³a na niczym. W jej trakcie sugerowa³em, ¿e interesy Agory i TVP w procesie nowelizacji s¹ niesprzeczne: nam nie zale¿y, tak jak rz¹dowi i KRRiT, na ograniczeniu koncentracji kapita³u w mediach, a im (tak mi siê wówczas wydawa³o) nie powinna przeszkadzaæ silna pozycja TVP na rynku telewizyjnym i zwiêkszenie œci¹galnoœci abonamentu. I Agorê, i TVP uwiera³y zbyt du¿e kompetencje KRRiT. Ale nic to nie da³o. Media prywatne zwar³y szyki i ju¿ wczeœniej wyda³y wojnê TVP, Krajowej Radzie i rz¹dowi. Agora, choæ nie bez wewnêtrznych rozterek (waha³ siê zw³aszcza Michnik), par³a w stronê zakupu telewizji, czyli Polsatu, ale ¿eby to osi¹gn¹æ, musia³a doprowadziæ do korzystnych dla siebie rozwi¹zañ w nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Wiosn¹ 2002 roku przeciwko ustawie ukszta³towa³ siê ju¿ ostatecznie skonsolidowany wewnêtrznie front partii opozycyjnych i mediów prywatnych. Warto zauwa¿yæ, ¿e na pocz¹tku nie by³o to takie oczywiste, bo ich interesy by³y zagro¿one w ró¿ny sposób. Analizuj¹c ten szczególny splot interesów, jaki powsta³ przy nowelizacji, nale¿y wzi¹æ pod uwagê przede wszystkim fakt, ¿e dzia³alnoœæ prywatnych mediów to przede wszystkim biznes. Wszyscy poza Agor¹ („nam nie jest wszystko jedno”) prywatni gracze na rynku medialnym mówi¹ o tym otwarcie; ich interesuje przede wszystkim jedno kryterium: kryterium sukcesu finansowego. Jeœli na drodze do niego znajduje siê w³adza, to trzeba j¹ albo pozyskaæ, albo pokonaæ.
28
Im gorzej dla TVP… Sytuacja na rynku medialnym w latach 2000 i 2001 nie sprzyja³a zmianom. To by³ trudny czas nie tylko dla mediów. Kryzys rosyjski i ba³agan rz¹dów AWS Ÿle odbi³y siê na gospodarce, a fatalnie na rynku reklamy, z której ¿yj¹ media. Rynek reklamy zrobi³ siê p³ytki, medialne grube ryby zaczê³y dusiæ siê z powodu braku gotówki. A TVP – pañstwowa firma! – zajmowa³a jedn¹ czwart¹ rynku i zarabia³a miliard z³otych rocznie. Nigdy siê to specjalnie prywatnym nadawcom nie podoba³o. Bogactwo TVP zaczê³o k³uæ w oczy – i to wszystkie media prywatne, nie tylko telewizje – gdy nadszed³ kryzys, gdy widmo k³opotów zagl¹da³o im w oczy. Zrozumia³em to zbyt póŸno. A w Telewizji Polskiej, po trudnym 2000 roku okaza³o siê, ¿e mo¿na przeprowadziæ, po raz pierwszy w dziejach tej instytucji, radykaln¹ reformê skutkuj¹c¹ zmniejszeniem zatrudnienia o prawie jedn¹ trzeci¹ (ponad 2000 z 6800 osób bêd¹cych na etatach). Firma nie tylko osi¹ga³a zysk, co przecie¿ nie by³o jej podstawowym zadaniem, ale te¿ przyzwoicie p³aci³a (wówczas œrednie wynagrodzenie w TVP wynosi³o ponad 4500 z³ przy œredniej krajowej ok. 2000 z³). Co wa¿ne: wraca³a do TVP produkcja, któr¹ wczeœniej
29
wyprowadzono z Woronicza. Producentom zewnêtrznym to siê oczywiœcie nie podoba³o, ale wa¿ne, ¿e pracownicy TVP mieli zatrudnienie. Zaczêliœmy wprowadzaæ nowy system zarz¹dzania finansami, który pozwala³ kontrolowaæ w ka¿dej chwili wszelkie wydatki i przychody i odpowiedzieæ na pytania o to, ile wydajemy na misjê i jak rozliczymy siê z pomocy publicznej, bo tak po przyst¹pieniu Polski do Unii Europejskiej mo¿na nazywaæ abonament. Wygraliœmy kolejne kontrakty sportowe, dziêki którym na antenê TVP wróci³y wszystkie mecze polskiej reprezentacji w pi³ce no¿nej. Finansowaliœmy superprodukcje filmowe: „WiedŸmin”, „Quo vadis”, „Przedwioœnie”. Powinny byæ uwa¿ane za sukces telewizji publicznej. Zamiast tego sta³y siê podczas prac komisji œledczej (o czym dalej) powodem absurdalnych oskar¿eñ. TVP utrzymywa³a wysokie nawet jak na telewizje publiczne Europy Zachodniej udzia³y w rynku i twardo trzyma³a siê powy¿ej 50%. Mieliœmy wysokie notowania wœród opinii publicznej nie tylko za jakoœæ oferty programowej, ale tak¿e jeœli chodzi o zaufanie spo³eczne. Twierdza na Woronicza opar³a siê dzikim prywatyzatorom z pocz¹tku lat 90., entuzjastom wyprowadzania produkcji na zewn¹trz z po³owy lat 90., czy zwolennikom koncepcji „pegeeryzacji” TVP z czasów AWS. Wymyœlono wówczas, ¿e trzeba telewizjê publiczn¹ ekonomicznie os³abiæ, co doprowadzi³oby j¹ do sytuacji, w jakiej znalaz³y siê u progu dekady lat 90. Pañstwowe Gospodarstwa Rolne. W 1998 roku, tydzieñ po wyborze nowego zarz¹du, ludzie z ekipy AWS i Emila W¹sacza na „dobry pocz¹tek” usi³owali bezprawnie zabraæ TVP 27 milionów z³. Wybrana w po³owie 2001 roku Rada Nadzorcza TVP (w zasadzie w dotychczasowym sk³adzie), w której do-
30
minowali W. Knychalski, B. Sulik i A. Dragan, ka¿dy reprezentuj¹cy inne œrodowisko, ale wszyscy wspieraj¹cy zarz¹d i zgodni co do koncepcji rozwoju firmy, gwarantowa³a stabilizacjê i przewidywalnoœæ wyboru zarz¹du nowej kadencji, bo dotychczasowa koñczy³a siê w po³owie 2002 r. Mog³o siê wydawaæ, ¿e kondycja firmy i plany rozwojowe powinny zyskaæ poklask i wsparcie ze strony rz¹dz¹cych. Wszak telewizja publiczna to nie tylko spó³ka skarbu pañstwa, ale tak¿e, a mo¿e przede wszystkim, bodaj¿e najwa¿niejsza instytucja narodowej kultury. Tymczasem doœwiadcza³em czegoœ dok³adnie odwrotnego. Kolejne kontrole NIK, Urzêdu Kontroli Skarbowej i Izby Skarbowej za wszelk¹ cenê usi³owa³y znaleŸæ jakiegoœ „haka”, a najlepiej wielkie przekrêty w TVP, który obci¹¿y³yby jej szefostwo. Miewa³em dziwne przygody. Ochroniarze w budynku, w którym mieszka³em, mówili mi, ¿e przez pewien czas jacyœ uprzejmi d¿entelmeni zapewniali mi dodatkow¹ ochronê, d³ugo przesiadywali w samochodzie pod moimi oknami. Przypuszczam, ¿e nie byli to policjanci, bo zachowywali by siê bardziej profesjonalnie. Innego zdania byli ochroniarze, którzy do niedawna pracowali w tym samym resorcie i zapewniali, ¿e kolegów z bran¿y i metod ich postêpowania siê nie zapomina. Pewnego razu do ochrony wpad³ jakiœ jegomoœæ i wymachuj¹c legitymacj¹ WSI ¿¹da³ informacji na mój temat. Dlaczego WSI? Ja nawet w wojsku nie by³em! Po bezmyœlnie wykonuj¹cym instrukcje partyjnych kolegów ministrze skarbu pañstwa Emilu W¹saczu i epizodycznym Andrzeju Chronowskim, przysz³a Aldona Kamela Sowiñska, która szybko zorientowa³a siê, ¿e awantura wywo³ana przez jej formacjê przeciwko TVP jest nie tylko pozbawiona racji, ale – przy
31
ówczesnym stanie AWS – w zasadzie nie do wygrania. Warto podkreœliæ, ¿e staæ j¹ by³o na gest nie lada – to jest na udzielenie TVP skwitowania za 2000 rok. Jej odwagi w niczym nie umniejsza to, ¿e decyzjê podpisa³a we wrzeœniu 2001 roku, ju¿ po zwyciêskich dla SLD wyborach. W TVP „od zawsze” mogliœmy liczyæ na zainteresowanie konkurencji, zw³aszcza TVN. Nieocenionymi sojusznikami w³aœcicieli prywatnych stacji byli pracuj¹cy w nich dziennikarze polityczni. Na tle rzeczywiœcie obskurnego i gro¿¹cego zawaleniem wie¿owca na Woronicza szlifowali swój oskar¿ycielski ton T. Sekielski, P. P³uska, Morozowski. PóŸniej przenieœli siê kilkadziesi¹t metrów dalej, ¿eby widzów mog³a „straszyæ” nowa, budowana w³aœnie siedziba TVP, maj¹ca byæ dowodem marnotrawienia pieniêdzy podatników. Materia³y redagowane w mediach elektronicznych s¹ ska¿one nietrwa³oœci¹; nadawcy obowi¹zani s¹ przechowywaæ je tylko przez 28 dni nawet na u¿ytek KRRiT. Do dziœ jednak pamiêtam, zapewne nie ja jeden, jak Monika Olejnik i Jacek ¯akowski rano i po po³udniu na zmianê odpytywali w Radio Zet ka¿dego ze swoich goœci jak z³a jest nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji. Nie muszê dodawaæ, które odpowiedzi uznawano za poprawne. Tomasz Lis ciê¿ko pracowa³ w „Faktach” TVN, ¿eby poinformowaæ o kolejnym skandalu wokó³, a najlepiej – w TVP, a jak siê nie da³o, to chocia¿ w KRRiT. Po wybuchu afery Rywina wreszcie mogli ju¿ wprost oskar¿aæ, ¿e na Woronicza – w siedzibie centrali TVP – znajduje siê nie tylko Ÿród³o k³amstwa i fa³szu politycznego, ale tak¿e miejsce, w którym afera goni aferê. Miejsce, gdzie wydaje siê bez opamiêtania pieni¹dze, gdzie dokonuje siê przekrêtów. Gdzie inspiruje siê po¿ary arcydrogiej scenografii do filmu, który TVP
32
wspó³finansowa³a. Chodzi oczywiœcie o s³ynny po¿ar na planie „Quo vadis”. Celowa³y w tym zw³aszcza miesiêcznik „Film” i tygodnik „Wprost” pisz¹ce, ¿e po¿ar by³ celowy, bo pozwoli³ w dymie i popiele ukryæ malwersacje, w wyniku których zosta³y zasilone kasy SLD (jedna wersja) albo sztabu wyborczego prezydenta Kwaœniewskiego (inna wersja) na u¿ytek kampanii wyborczych 2000 i 2001 roku. A ile¿ przy tym w¹tków pobocznych, daj¹cych siê wykorzystaæ do rozgrywki z irytuj¹c¹ prywatne media konkurencj¹! Wieloletnie atakowanie wizerunku Telewizji Polskiej, krytyka pod byle pretekstem nie przynosi³a po¿¹danych efektów; widzowie nadal TVP stawiali na pierwszym miejscu, co znajdowa³o wyraz w danych o ogl¹dalnoœci, udzia³ach w rynku, we wspomnianym stopniu aprobaty. Afera Rywina trafi³a siê jak znalaz³, okaza³a siê wybawieniem, czymœ, co dawa³o szansê na od dawna oczekiwan¹ zmianê stosunku widzów do TVP.
33
Grupa trzymaj¹ca w³adzê Niewiele jest osób, które próbuj¹ samodzielnie przeanalizowaæ przyczyny i t³o „oburzaj¹cej korupcyjnej propozycji”, jak o niej za Michnikiem powtarzaj¹c, mówi marsza³ek Na³êcz i przestaæ myœleæ matriksem narzuconym przez Agorê i „Gazetê Wyborcz¹”. Dzia³ano metod¹: „³apcie z³odzieja!”. Nazwisko Rywina sta³o siê bardzo porêcznym kamufla¿em operacji politycznej, której celem by³o niedopuszczenie do nowelizacji ustawy, radykalne os³abienie mediów publicznych, moralne zniszczenie osób, które by³y zaanga¿owane w tworzenie owej nowelizacji i zdezawuowanie konkurentów dzia³aj¹cych na rzecz mediów publicznych tak skutecznie, by przesz³a im ochota na ich obronê. Ale pierwsz¹ ofiar¹ mia³a byæ Telewizja Polska, najwiêksza przeszkoda w urzeczywistnianiu planów radykalnej zmiany uk³adu si³ zarówno na rynku mediów, jak i na arenie politycznej. W innej, toczonej równolegle grze chodzi³o o skompromitowanie i zminimalizowanie roli lewicowej partii rz¹dz¹cej i ca³ej formacji. To nie by³, rzecz jasna, jakiœ plan nakreœlony w zaciszach gabinetów Agory czy prawicowych polityków. Ka¿dy element wykluwa³ siê po kolei, jeden z drugiego, mno¿y³, jak potomstwo
34
z rosyjskiej matrioszki. Liczono w perspektywie na takie korzyœci jak trwa³e skompromitowanie SLD bez ryzyka strat, jakie potem ponios³y „Wyborcza” i Agora. Zorganizowano nagonkê na œwietnie zakamuflowan¹ i wszechpotê¿n¹ „Grupê Trzymaj¹c¹ W³adzê”. Efekt jej poszukiwañ przypomina bajkê o s³oniu i jarzêbinie. – Jaka jest najlepsza kryjówka s³onia? W jarzêbinie. A widzieliœcie kiedyœ s³onia w jarzêbinie? Nie? No, proszê, jak siê dobrze ukry³! Oto niczym w powieœciach Ludluma z lewicowych krêgów wy³ania siê tajemnicza grupa (GTW). To s¹ spiskowcy, których korzenie tkwi¹ w mafijnym, jak je kiedyœ nazwa³ Andrzej Celiñski, jeden z liderów SLD, a potem SDPL, stowarzyszeniu „Ordynacka”. Ta Grupa chce przej¹æ w Polsce w³adzê. By to osi¹gn¹æ, musi sobie podporz¹dkowaæ media. I zdobyæ fundusze. Jak to osi¹gn¹æ? Cel pierwszy: media. Pod p³aszczykiem troski o przysz³oœæ mediów publicznych wprowadza siê ustawê daj¹c¹ im wszelkie przywileje. Ale to spiskowcom za ma³o. Chc¹ mieæ tak¿e w swoich rêkach kluczowe gazety, radiostacje i prywatne telewizje. Problem trudny, ale wpadaj¹ na zbrodniczy, oburzaj¹cy pomys³: od najwa¿niejszego medium drukowanego ¿¹daj¹ ogromnej ³apówki za rzekomo korzystn¹ dla niego nowelizacjê ustawy. Ta ³apówka to doskona³y œrodek szanta¿u: gdy owo medium podskoczy, zaraz zacznie siê groziæ ujawnieniem niecnej operacji. Pe³ni ona tylko rolê przynêty. A paragrafy ustawy bêdzie mo¿na interpretowaæ tak, by mediom prywatnym na³o¿yæ kaganiec oraz trzymaæ je pod fiskalnym butem. Za byle co zabieraæ koncesje, za naruszenie narzuconych regu³ finansowych karaæ tak, ¿e stacje pójd¹ z torbami. A w dodatku 17,5 miliona dolarów to suma, która pozwoli znakomicie egzystowaæ nowej partii,
35
z³o¿onej z „m³odych wilczków”, dzia³aczy lewicy urodzonych 10, 20 lat póŸniej od tych, którzy rz¹dz¹ Polsk¹ u progu nowego tysi¹clecia. Wszystko pasuje i siê zgadza, zw³aszcza bezmyœlnym i bezkrytycznym. Dla trzeŸwo myœl¹cych jest to „istny absurd” – powtarzam za Piotrem Kuncewiczem; pisarz uwa¿a ca³¹ sprawê (GTW) „za ca³kowicie dêt¹, za nic nie znacz¹cy zwrot kolokwialny. Nad czym mianowicie ta grupa mia³aby mieæ w³adzê? Nad Polsk¹, nad Sejmem, nad lewic¹, nad mediami? To siê po prostu kupy nie trzyma.” Ludzie samodzielnie myœl¹cy zauwa¿¹ zapewne, ¿e w tym kunsztownym akcie oskar¿enia mamy logiczne sprzecznoœci. Otó¿ oskar¿yciele snuj¹ nastêpuj¹c¹ wizjê wydarzeñ: na czele grupy sta³ Leszek Miller i to on poleci³ zdobyæ pieni¹dze dla SLD. Ale przecie¿ GTW mia³a na celu stworzyæ now¹ partiê, której celem by³o odsuniêcie od w³adzy starej, eseldowskiej gwardii. Jeœli wiêc grupa chcia³a siêgn¹æ po w³adzê, to oczywiœcie nie mog³a dzia³aæ razem z Leszkiem Millerem, którego, chc¹c osi¹gn¹æ swoje cele, musia³aby odsun¹æ od rz¹dzenia. A jakie i czyje interesy dosz³y do g³osu, czy lepiej powiedzieæ – zderzy³y siê? Kto i z kim walczy³ przy okazji nowelizacji ustawy medialnej? Tak siê z³o¿y³o, ¿e po obydwu stronach barykady znalaz³y siê dwa œrodowiska, „od zawsze” sobie niechêtne. Oba prominentne: „Ordynacka”, czyli stowarzyszenie by³ych dzia³aczy Zrzeszenia Studentów Polskich i Socjalistycznego Zwi¹zku Studentów Polskich, o którym ostatnio g³oœno i od dawna wiadomo, ¿e „nale¿¹” do niego dziœ rz¹dz¹cy – prezydent, premierzy, ministrowie i szefowie wielkich firm; oraz drugie œrodowisko: konkurencyjnego Niezale¿nego Zrzeszenia Studentów.
36
Ze spraw¹ Rywina „po³¹czy³a” „Ordynack¹” prezes Agory Wanda Rapaczyñski, która korzystaj¹c z bezkarnoœci, jak¹ œwiadkowi daje sk³adanie zeznañ przed Komisj¹, w przestêpczym kontekœcie wymieni³a ludzi ze Stowarzyszenia – Czarzastego, mnie i jeszcze kilka osób. Podobnie zachowa³a siê Helena £uczywo, zachêcona (sic!) w trakcie sk³adania zeznañ przez s¹d do tego, by zechcia³a podzieliæ siê podejrzeniami, kto móg³ staæ za Rywinem. Wówczas wyzna³a, ¿e przychodzi jej na myœl Marek Siwiec, ówczesny szef Biura Bezpieczeñstwa Narodowego, a kiedyœ cz³onek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Trzeba trafu – te¿ niegdyœ dzia³acz SZSP. Okaza³o siê, ¿e w kontekœcie tej korupcyjnej afery mo¿na by³o obrzuciæ b³otem inne inteligenckie, lewicowe œrodowisko o „nies³usznym”, bo postkomunistycznym rodowodzie. Ludzie Agory szansy nie zmarnowali. Pomówienie przed komisj¹ albo s¹dem to chwyt powszechnie stosowany przez wielu œwiadków. W tym wypadku pad³o ono na wyj¹tkowo podatny grunt: w komisji œledczej zasiadali tacy byli dzia³acze konkurencyjnego wobec SZSP/ZSP Niezale¿nego Zrzeszenia Studentów, jak J.M. Rokita i Z. Ziobro. Wœród dziennikarzy relacjonuj¹cych pracê komisji brylowali byli aktywiœci NZS, tacy jak Luiza Zalewska z „Rzeczpospolitej” czy autor artyku³u „Ustawa za ³apówkê czyli przychodzi Rywin do Michnika” – Pawe³ Smoleñski. Krótko mówi¹c: dawni dzia³acze NZS pod patronatem œrodowiska Agory/”Gazety” mogli wyrównaæ po latach rachunki. Media zaroi³y siê od publikacji potêpiaj¹cych „republikê kolesiów” z Ordynackiej. My z kolei usi³owaliœmy – na pró¿no – t³umaczyæ, ¿e ka¿dy z nas odniós³ sukces sam, na w³asn¹ rêkê, ¿e znacznie wiêcej jest by³ych dzia³aczy ZSP/SZSP, którym siê nie uda³o itd.
37
B³otem obrzucali nas prominentni reprezentanci œrodowiska, które zupe³nie realnie „trzyma³o w³adzê” w prywatnych mediach – decydowali o linii politycznej mediów w tej sprawie, a ich koledzy nadawali ton dzia³aniom komisji œledczej. Jedyny pose³ zwi¹zany z Ordynack¹ – Ryszard Kalisz, z wykszta³cenia prawnik, z zawodu adwokat, kiedyœ cz³onek Trybuna³u Stanu, wieczny kandydat na ministra sprawiedliwoœci, cz³onkiem komisji by³ krótko. Ów zacny parlamentarzysta, który w komisji by³by jak najbardziej na swoim miejscu, równie szybko, jak nieoczekiwanie z niej zrezygnowa³. Dlaczego? Zda³ sobie zapewne sprawê, ¿e obecnoœæ w niej postawi go w nadzwyczaj k³opotliwym po³o¿eniu, bo przeciwstawi kanony obowi¹zuj¹ce w jego zawodzie, znajomoœæ prawa, politycznemu zamówieniu na wielk¹ korupcyjn¹ aferê w najwy¿szych krêgach w³adzy i elitach. A metod dzia³ania komisji, przebiegu prac, a tym bardziej ich efektów, jako prawnik zaakceptowaæ nie móg³. Jednym s³owem: tak Ÿle i tak niedobrze – firmowanie prac komisji dyskwalifikowa³oby Kalisza-prawnika, a próba pójœcia pod pr¹d w pracach komisji œledczej bi³a w Kalisza-polityka. Skutek by³ taki, ¿e Kalisz zwyczajnie zrejterowa³, nie mia³ odwagi wyst¹piæ przeciwko prawicy z otwart¹ przy³bic¹. Pewnie Ÿle to œwiadczy o moich zdolnoœciach politycznych, ale wyobra¿am sobie, ¿e poza ucieczk¹ by³ jeszcze inny sposób zachowania. Wierzê, ¿e czasem warto walczyæ o racje, choæby temu mia³y towarzyszyæ utrata czêœci popularnoœci. Zwrócê jeszcze w tym miejscu uwagê na dwa zdumiewaj¹ce fakty, jakie siê przy okazji ujawni³y. Pierwszy wi¹¿e siê z postaw¹ lewicy, która stuli³a uszy po sobie, by³a bierna, nie broni³a publicznie swoich wizji, swojego programu, a póŸniej, pogodziwszy siê z rol¹
38
ofiary, nie broni³a ludzi j¹ reprezentuj¹cych – urzêdników pañstwowych, którzy starali siê realizowaæ zasady bliskie ka¿dej europejskiej formacji lewicowej. I druga uwaga: choæ fasada pozosta³a niezmieniona, to w istocie w polskim systemie prawnym zaistnia³y nowe instytucje œledcze i s¹dowe: ni st¹d ni zow¹d, do roli prokuratorów i sêdziów awansowali dziennikarze i media, a potem sejmowe komisje. Polsk¹ zaczê³y rz¹dziæ komisje œledcze! Gdyby¿ jeszcze postêpowa³y wedle regu³, kodeksów, w ramach zakresu wyznaczonych przez Sejm dzia³añ. Ale te komisje to miejsce robienia karier politycznych. Ich cz³onkowie robi¹, co chc¹. S¹ ponad prawem, które stanowi¹ i w imieniu którego wystêpuj¹. Tych nadaj¹cych ton pracom komisji pos³ów absorbowa³a wy³¹cznie polityczna bijatyka, a do tego nie by³o im potrzebne jakiekolwiek rozeznanie w realiach biznesowych, o które przede wszystkim chodzi³o. Parlamentarzyœci siedz¹cy za sto³em w Sali Kolumnowej Sejmu, zamienionej w salê posiedzeñ sejmowej komisji œledczej, kompletnie nie znali siê na ekonomii, rynku medialnym i prawach, jakie na nim obowi¹zuj¹. Mogli sobie wyobraziæ Lwa Rywina z 17 milionami dolarów w rêku, ale nie pojmowali, o jakie sumy chodzi³o naprawdê, o jak wielkich pieni¹dzach przes¹dzaj¹ swoj¹ lekkomyœlnoœci¹. Nie tylko nie wyra¿ali ¿adnej chêci, by poznaæ ukryty mechanizm, ale ostentacyjnie tê wiedzê ignorowali, przyjmuj¹c jako wiarygodn¹ sugestiê Michnika i Agory, ¿e ta afera nic wspólnego nie ma z nowelizacj¹ ustawy o radiofonii i telewizji.
39
Rynek reklam. Media prywatne kontra publiczne Trudna sytuacja na rynku potêgowa³a apetyt na pieni¹dze zarabiane przez TVP. St¹d pojawiaj¹ce siê raz po raz w ró¿nej formie próby ograniczenia dzia³alnoœci reklamowej mediów publicznych. To jeden z najwiêkszych paradoksów ostatnich lat na rynku mediów elektronicznych: prywatne, dynamiczne media komercyjne nie mog³y sobie daæ rady na wolnym rynku w równej walce z p a ñ s t w o w ¹ (jak to z luboœci¹ podkreœla³ dziennikarz „Faktów” TVN) telewizj¹ i by wygraæ w rywalizacji na rynku, szuka³y wsparcia u polityków, ¿eby z korzyœci¹ dla siebie zmieniæ prawo. A ile przy tym gadaniny o nieuczciwej konkurencji, o dumpingu ze strony TVP, oczywiœcie bez konkretów, z wyj¹tkiem jednej umowy reklamowej, która tak roznamiêtni³a pos³a Rokitê. Prywatni nadawcy nie byli nam w stanie niczego dowieœæ, a zw³aszcza dumpingu; ceny reklam TVP by³y o po³owê wy¿sze od cen Polsatu. O jakim wiêc dumpingu tu mowa? Poza tym dumping to pojêcie dotycz¹ce zani¿ania cen w eksporcie, a nie na rynku krajowym. Dlaczego reklamy w TVP s¹ tak atakowane? Na rynku reklam, im s³abszy konkurent publiczny, tym lepsza sytuacja dla prywatnych nadawców. Ludzie z bran¿y wiedz¹ ponadto, ¿e bud¿ety reklamowe dzie-
40
lone s¹ wedle pewnych, w zasadzie sta³ych, proporcji. Znaczy to w uproszczeniu tyle, ¿e okreœlon¹ pulê pieniêdzy przeznaczonych na reklamê telewizyjn¹ dzieli siê pomiêdzy kilku najwiêkszych nadawców (TVP1, TVP2, TVN, Polsat). Im mniej bêdzie chêtnych do podzia³u tego tortu, tym wiêksze jego kawa³ki przypadn¹ pozosta³ym. Gdyby skutecznie zablokowano emisjê reklam w TVP2 lub chocia¿by w weekendy, ale we wszystkich programach TVP, to wówczas ok. 300–400 mln z³otych rocznie zosta³oby podzielone na pozosta³e trzy anteny. Rok w rok! Zrozumia³e, ¿e jeœli nie da³o siê zatrzymaæ procesu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, to wówczas dla prywatnych mediów celem numer jeden, najwa¿niejszym, by³o zabranie TVP jeœli nie ca³oœci, to przynajmniej czêœci wp³ywów z reklam. Usi³owano to osi¹gn¹æ na wiele sposobów, z których g³ówne to: 1 wyposa¿enie KRRiT w kompetencje do ustanowienia limitu reklam w programie nadawcy publicznego. Zawsze potem ³atwiej by³oby, przy akompaniamencie g³oœnych narzekañ na komercjalizacjê TVP, stosunkiem g³osów 5:4 przeforsowaæ w Radzie stosowne ograniczenia lub zakazy; 1 zakaz lub ograniczenie emisji reklam w czêœci lub ca³oœci programów TVP w celu wymuszenia w tym czasie wiêkszej ich misyjnoœci. Ignorowano przy tym oczywisty sk¹din¹d fakt, ¿e przy ra¿¹co niskiej œci¹galnoœci abonamentu – do odpowiedzialnoœci za to nikt siê oczywiœcie w Polsce nie poczuwa – audycje przyci¹gaj¹ce masow¹ widowniê nie tylko finansuj¹ znaczn¹ czêœæ audycji o charakterze misyjnym, ale i buduj¹ lojalnoœæ widzów wobec stacji telewizyjnej, dziêki czemu ogl¹dalnoœæ audycji misyjnych jest tak wysoka. Ludzie jeszcze z nawyku w³¹czaj¹ nie Polsat czy TVN, a TVP1 czy TVP2.
41
Wprowadzenie zakazu reklamy w TVP2 by³o celem Piotra Solorza. TVP2 odnios³a du¿y sukces rynkowy w ci¹gu ostatnich 6 lat, kiedy to ogl¹dalnoœæ stacji nieustannie ros³a. Równie dobrego wyniku nie zanotowa³a ¿adna inna stacja telewizyjna, nawet TVN. Wp³ywy reklamowe TVP2 to ok. 40% bud¿etu reklamowego TVP. Zakaz emitowania reklam w TVP w weekendy, spowodowa³y zmniejszenie bud¿etu TVP o ponad jedn¹ trzeci¹. Ten wariant z kolei najbardziej interesowa³ TVN i M. Waltera. Prywatne media grzmia³y oburzone, ¿e TVP ma sama tyle GRP’s (Gross Rating Point – jednostek, za pomoc¹ których mierzy siê, a przede wszystkim handluje reklam¹ w radio i telewizji), ¿e mo¿e zaspokoiæ ca³y popyt na rynku. Nie chciano dodaæ, ¿e sama oferta nie gwarantuje sukcesu rynkowego. Co innego wyprodukowaæ, a co innego sprzedaæ. Polsat sprzedaje tyle samo GRP, co TVP na swoich trzech antenach, ale nie dlatego, ¿e Biuro Reklamy TVP jest nieudolne, tylko dlatego, ¿e telewizje komercyjne mog¹ przerywaæ swoje audycje reklamami, a telewizja publiczna nie. Z tej drobnej na pozór ró¿nicy wyp³ywa ogromna rynkowa korzyœæ dla nadawców komercyjnych: ponad dwie trzecie ich przychodów reklamowych pochodzi z reklam umieszczanych w przerwach w emisji audycji, na przyk³ad filmu. Warto dodaæ, ¿e do momentu przyst¹pienia Polski do UE nadawcy prywatni w Polsce mieli mo¿liwoœæ czêstszego przerywania audycji, w celu nadawania reklam ni¿ nadawcy komercyjni w Unii Europejskiej, co by³o utrapieniem widzów, nie lubi¹cych zbyt du¿ej liczby reklam przerywaj¹cych filmy, które w³aœnie ogl¹daj¹. Protestuj¹c przeciwko planom uruchomienia przez TVP kana³ów tematycznych Polsat argumentowa³, ¿e
42
TVP bêdzie mog³a w ci¹gu godziny nadawaæ dodatkowo 12 minut reklam, czym zagrozi Polsatowi i TVN. Ale widownia kana³ów tematycznych TVP bêdzie si³¹ rzeczy zbli¿ona do widowni TVN24 ni¿ TVN. Oznacza to ró¿nicê kilkunastokrotn¹. Rzecz nie w minutach, a w widowni.
43
Jak zaw³aszczyæ archiwa? Dzieje batalii o dostêp do archiwów po Radiokomitecie to doskona³a ilustracja stosowania w praktyce telewizyjnej filozofii Kalego. Nadawcy prywatni chc¹c zabraæ TVP archiwa, argumentowali, ¿e to w³asnoœæ ca³ego narodu, finansowana z pieniêdzy podatników i jako taka powinna s³u¿yæ wszystkim, nie tylko zaborczej TVP, która dziêki nadawaniu audycji archiwalnych ma mniejszy koszt ramówki i w zwi¹zku z tym staæ j¹ na wiêksze zakupy i inwestycje. To niby prawda, ale nie ca³a prawda. Programy telewizyjne, które dziœ znajduj¹ siê w archiwach TVP, powsta³y nie dziêki dotacjom bud¿etowym, lecz z wp³ywów za abonament p³acony przez widzów przez kilkadziesi¹t lat. Abonament p³acony jest i dziœ, choæ coraz rzadziej. Ale to przecie¿ chyba nie znaczy, ¿e np. Polsat ma mieæ bez zgody TVP prawa do emisji „Czterech pancernych i psa”, a TVN do archiwalnego serwisu informacyjnego, zbieranego w oœrodkach i redakcjach terenowych telewizji publicznej. Archiwa oczywiœcie maja wp³yw na pewne zmniejszenie kosztów bie¿¹cej dzia³alnoœci TVP, podobnie jak wszystkich innych nadawców publicznych w zachodniej Eu-
44
ropie. Jest to naturalna przewaga d³u¿ej dzia³aj¹cego nadawcy. Ale, co najwa¿niejsze, ma³o kto wie, ¿e archiwa TVP jako czêœæ narodowego zasobu archiwalnego s¹ dostêpne dla ka¿dego. Jeœli tylko ma siê cele inne ni¿ komercyjne, mo¿na do niego siêgaæ do woli. Sytuacja komplikuje siê, jeœli nadawcy prywatni chc¹ wykorzystaæ dany film do zarobkowania. W³aœciciel ma prawo oceniæ, czy bardziej op³aci mu siê pokazaæ coœ u siebie, czy prawa do emisji audycji na jakiœ czas sprzedaæ. Jeœli dana audycja jest wykorzystywana przez telewizjê inn¹ ni¿ TVP, Ÿród³em istotnych nieporozumieñ mo¿e byæ ustalenie, komu nale¿y wnosiæ stosowne op³aty z tytu³u jej nadania. Warto te¿ pamiêtaæ, ¿e o ile w przypadku TVP1 i TVP2 nieograniczony dostêp do telewizyjnych archiwów jest nie tylko ulg¹ dla ich finansów, o tyle stanowi o byæ albo nie byæ TV Polonia, która nie mo¿e liczyæ, w odró¿nieniu od innych tego typu stacji telewizyjnych w cywilizowanym œwiecie, na realne finansowe wsparcie ze strony pañstwa. Gdyby za dostêp do dziœ zarz¹dzanych przez TVP archiwów przysz³o TV Polonia p³aciæ wiêcej ni¿ wynosz¹ kwoty z tytu³u praw autorskich, szybko musia³a by przestaæ nadawaæ. TV Polonia, z powodu braku mo¿liwoœci uruchomienia przez TVP kana³ów tematycznych, pe³ni tak¿e zastêpcz¹ rolê kana³u wysokiej kultury. Jej ramówka jest wprawdzie – i s³usznie, dostosowana do potrzeb odbiorców poza Polsk¹, ale i widz w kraju ma dziêki TV Polonia sta³y dostêp do wielu misyjnych programów krajowych, które s¹ w dyspozycji TVP, a inaczej nie mog³yby byæ tak czêsto i o tak dobrej porze pokazywane. Warto dla porz¹dku wspomnieæ, ¿e status archiwów po Radiokomitecie jest jasny i okreœla go ustawa o radiofonii i telewizji uchwalona w 1992 roku. G³osi ona, ¿e archiwa zostan¹ przekazane spó³kom publicznej
45
radiofonii i telewizji przez Ministra Finansów, który wówczas reprezentowa³ Skarb Pañstwa. Nie uczyniono tego od razu, bo zabrak³o czasu na dok³adne podzielenie wszystkich sk³adników maj¹tku pomiêdzy spó³ki publicznej radiofonii i telewizji i uzgodniono, ¿e zostanie to uczynione póŸniej. Ale „póŸniej” pojawili siê prywatni nadawcy i taki stan prowizorki trwa do dziœ, choæ dyspozycja ustawy jest wyraŸna. Na pocz¹tku prac nad nowelizacj¹ ustawy o radiofonii i telewizji, Naczelna Dyrekcja Archiwów Pañstwowych prezentowa³a doœæ rygorystyczne stanowisko i chcia³a przej¹æ ca³oœæ naszych zbiorów. Ale na spotkaniu przedstawicieli TVP i NDAP, do którego dosz³o z inicjatywy Aleksandry Jakubowskiej (choæ bez jej udzia³u), zaproponowa³em prof. Darii Na³êcz, oddajmy archiwa, prosimy tylko o wskazanie adresu, gdzie mamy miliony ró¿nego rodzaju noœników, bêd¹cych w ró¿nym stanie technicznym, przenieœæ. Okaza³o siê, ¿e nikt, i to w ci¹gu wielu najbli¿szych lat, nie jest w stanie skutecznie zaj¹æ siê czêœci¹ tego olbrzymiego maj¹tku TVP, jakim s¹ archiwa telewizyjne. Ma z tymi zasobami k³opoty nawet… sama telewizja publiczna, w której wiecznie brak wiêkszych pieniêdzy na ochronê noœników, archiwizacjê, o bardziej zaawansowanym, komercyjnym wykorzystaniu nie wspominaj¹c. Nie znaczy to, ¿e archiwom coœ grozi, ale ich kopiowanie na noœniki elektroniczne i konserwacja nie postêpuj¹ tak szybko, jak by siê chcia³o. Efektem wspomnianego spotkania by³o ustalenie przez prawników reprezentuj¹cych obie instytucje przepisów daj¹cych pe³ny i satysfakcjonuj¹cy dostêp do archiwów wszystkim zainteresowanym, a jednoczeœnie chroni¹cych interesy handlowe TVP. Zapis taki znalaz³ siê póŸniej w projekcie rz¹dowym.
46
Ale kino! Szczególnie irytuj¹ce przy omawianiu problemów zasobów archiwalnych jest porównanie ich losów z losami archiwów zespo³ów filmowych. Na pocz¹tku lat dziewiêædziesi¹tych ówczesny prezes Radiokomitetu Janusz Zaorski kupi³ od nich dla Telewizji Polskiej na 10 lat prawa do ró¿nych filmów, co stworzy³o firmie znakomit¹ sytuacjê. Telewizja zrobi³a œwietny interes, zespo³y filmowe mia³y z czego ¿yæ, choæ trzeba zauwa¿yæ, ¿e pañstwowe pieni¹dze zainwestowane w te filmy s³u¿y³y póŸniej tylko wybranym i by³y przejadane ju¿ bez ¿adnego wp³ywu ze strony tego, kto kiedyœ te œrodki wy³o¿y³, czyli pañstwa. Kilka lat temu wydarzy³o siê coœ zdumiewaj¹cego. Otó¿ po wygaœniêciu owego 10-letniego okresu, prawa do najs³ynniejszych polskich filmów zosta³y sprzedane po cichutku jakiejœ amerykañskiej firmie, która teraz oferuje je na polskimi rynku po zawrotnych w porównaniu do dotychczasowych cenach. TVP nie zrobi dziœ np. retrospektywy Wajdy bez filmów, do których prawa ma ta firma. Ale o tym jest cicho. Wydaje siê, ¿e to nikogo nie interesuje, nawet tych instytucji, które kiedyœ wy³o¿y³y pañstwowe pieni¹dze na produkcjê filmów.
47
Kolejny przyk³ad na poronione pomys³y w tej dziedzinie? Proszê bardzo. Nikt przy zdrowych zmys³ach nie wpad³by na pomys³ ¿¹dania, np. od Polsatu, by ta firma odsprzeda³ prawa do emisji zakupionych przez ni¹ filmów Chêciñskiego („Sami swoi”, „Nie ma mocnych”, „Kochaj albo rzuæ”) czy komedii „Jak rozpêta³em II wojnê œwiatow¹” po cenach ustalonych przez Ministra Kultury. A tymczasem Ministerstwo Kultury chcia³o narzuciæ telewizji publicznej cennik za udostêpnianie stacjom prywatnym filmów z jej zasobów. Cennik niezwykle korzystny dla nadawców prywatnych. Mia³ on obowi¹zywaæ tylko w jedn¹ stronê! ¯¹dano, by nie bacz¹c na rachunek ekonomiczny, TVP udostêpni³a innym stacjom na przyk³ad „Stawkê wiêksz¹ ni¿ ¿ycie” czy serial „Czterej pancerni i pies”. Tak niektórzy wyobra¿aj¹ sobie kapitalizm po polsku w kulturze. Dostêp prywatnych nadawców telewizyjnych do archiwów TVP jest wa¿ny tak¿e dlatego, ¿e znacz¹co u³atwia³by realizacjê i tak dziurawych, nieszczelnych zapisów w koncesjach, na podstawie których dzia³aj¹ prywatne media elektroniczne. Warto nieco rozwin¹æ ten temat.
48
Koncesje: Kto zap³aci twórcom? Teoretycznie priorytetem w ustawie o radiofonii i telewizji powinno byæ dla prywatnych mediów takie okreœlenie zasad ponownego rozpatrywania koncesji, ¿eby do minimum ograniczyæ ryzyko odmowy jej przyznania, b¹dŸ takiej modyfikacji, która w efekcie dawa³aby mniejszy zysk. Problem ten, co oczywiste, zosta³ przez twórców ustawy o radiofonii i telewizji z 1992 roku zlekcewa¿ony. Koncesje wydawano wówczas z regu³y na maksymalny prawem dopuszczony czas: dla radia 7, a telewizji 10 lat. Teoretycznie dotychczasowy koncesjonariusz po up³ywie tego okresu, musia³ o czêstotliwoœci ubiegaæ siê na równi z innymi podmiotami. U progu nowej dekady KRRiT dosta³a szansê, jak¹ ma siê raz na 10 lat: odnowienia koncesji. Pierwsze by³y pisane trochê po omacku. Pope³niono wówczas wiele b³êdów, naiwnie wierz¹c w dobr¹ wolê obu stron. Najwa¿niejsze by³y ogólnikowe zapisy dotycz¹ce zobowi¹zañ wobec polskiego sektora audiowizualnego. Nie okreœlono ich wystarczaj¹co precyzyjnie, co nadawcom umo¿liwi³o traktowanie twórców jak uci¹¿liwych petentów. To oni zap³acili za nowe doœwiadczenie nowej instytucji nowego, demokratycznego porz¹dku, na nowym rynku mediów elektronicznych.
49
Czy to wina nadawców? Oczywiœcie nie. Gra siê tak, jak regulator pozwala. A pozwoli³ na wiele. W zwi¹zku z tym nadawcy koncesjonowani nie czuli siê zobowi¹zani do nadmiernych œwiadczeñ na rzecz œwiata kultury. ¯eby siê nie wysilaæ, nadawcy prywatni mogliby siê w realizacji swoich obowi¹zków wobec twórców pos³u¿yæ audycjami z archiwów po Radiokomitecie. £atwiej, a przede wszystkim taniej. Nadawcy prywatni usi³owali te¿ na wszelkie sposoby unikn¹æ p³acenia tantiem, które w istotny sposób obci¹¿aj¹ bud¿ety stacji radiowych i telewizyjnych. To dlatego jednym z najwa¿niejszych elementów kompromisu uzgodnionego przez rz¹d latem 2002 z nadawcami prywatnymi by³o ustalenie maksymalnego poziomu 3% wp³ywów z dzia³alnoœci radiowej lub telewizyjnej, na zaspokojenie roszczeñ twórców. Takie rozwi¹zanie, rzadko spotykane w œwiecie, w oczywisty sposób narusza³o interesy twórców i by³o im nie na rêkê. Powody do niezadowolenia mia³y zw³aszcza organizacje zarz¹dzaj¹ce prawami autorskimi (bo interesy twórców i interesy organizacji ich zrzeszaj¹cych nie s¹ to¿same). I mimo ¿e by³o korzystne finansowo tak¿e dla TVP, która wydaje grubo ponad 5% swoich wszystkich wp³ywów na op³aty dla organizacji zbiorowego zarz¹dzania prawami autorskimi, ten punkt kompromisu miêdzy prywatnymi nadawcami a rz¹dem nie zyska³ poparcia ani TVP, ani mojego. Przestrzega³em przed nim premiera Millera podczas spotkania 13 lipca 2002 r. By³o to po spotkaniu z nowym ministrem kultury Waldemarem D¹browskim 11 lipca 2002 r., który tak¿e bardzo zdecydowanie wobec tej propozycji oponowa³. Ostatecznie uda³o siê, g³ównie jemu, ten zapis z projektu nowelizacji wyeliminowaæ a tym samym naruszyæ jeden z filarów kompromisu osi¹gniêtego latem 2002 przez rz¹d z mediami prywatnymi.
50
Co ³aska na kulturê Prezydent Kwaœniewski zwyk³ mawiaæ, ¿e dwóch rzeczy w ci¹gu 15 lat III Rzeczpospolitej nie uda³o siê zrobiæ: zbudowaæ autostrad i zreformowaæ systemu finansowania kultury. Œwiête s³owa. Dlaczego jednak ludzie kultury i jej urzêdnicy maj¹ na uwadze tylko dwa sposoby zdobywania pieniêdzy: albo ma daæ pañstwo, albo kapitalista, który siê przez ostatnie lata wzbogaci³? Tymczasem w œwiecie pieni¹dze na kulturê zdobywa siê ró¿nymi metodami, raczej na zasadzie znanej jako darowanie wêdki, ¿eby obdarowani sami sobie radzili, zamiast ryby, czyli dotacji – zawsze za ma³ej, przy tym w¹tpliwej jakoœci i œwie¿oœci. W Polsce to telewizja publiczna, tak atakowana za swoje skomercjalizowanie, jest najwiêkszym i najhojniejszym mecenasem. Jeszcze d³ugo nasze pañstwo bêdzie zbyt biedne, ¿eby w pe³ni finansowaæ kulturê. Dlaczego nikt nie chce dostrzec oczywistego zwi¹zku miêdzy koniecznoœci¹ wzmocnienia telewizji publicznej a poprawieniem stanu finansów kultury? Dziêki TVP wiele dziedzin kultury utrzyma³o siê przy ¿yciu. By nadal mog³a tê rolê pe³niæ jak nale¿y, potrzebne s¹ „tylko” dobre przepisy prawne i odpornoœæ na szanta¿ ze strony nadawców prywatnych i kooperuj¹cych z nimi ró¿nych œrodowisk.
51
Szkoda, ¿e gdy telewizja publiczna stara siê zdobyæ fundusze na misyjn¹ dzia³alnoœæ, choæby przez udzia³ w rynku reklam, nie dostrzega siê pozytywnych skutków takich dzia³añ dla polskiej kultury. Ochoczo natomiast wypomina siê, ile pieniêdzy z tytu³u emisji reklam pozyskuje TVP. Szczególnie wyostrzony wzrok maj¹ w³aœciciele mediów prywatnych i ich dziennikarze. Protestuj¹ przeciwko ka¿dej nowelizacji ustawy, która da³aby mediom publicznym szansê na wiêksze, a na pewno bardziej stabilne przychody. Dodajmy, ¿e sami jak ognia unikaj¹ ³o¿enia na kulturê, a koncesje ich do tego nie zmuszaj¹. Zapaœæ polskiej kinematografii – poza znanymi konfliktami wewn¹trz tego œrodowiska, które skutkuj¹ niemo¿noœci¹ dogadania siê co do jakichkolwiek rozwi¹zañ – jest tak¿e pochodn¹ mocnej pozycji politycznej prywatnych nadawców, którzy blokuj¹ rozwi¹zania nak³adaj¹ce na nich obowi¹zek wspierania polskiego kina i polskiej produkcji telewizyjnej. Te przepisy powinny byæ tak sformu³owane, by nie by³y ³atwe do obejœcia. Nie dziwiê siê w³aœcicielom mediów – oni maj¹ prawo uwa¿aæ takie dzia³ania za próbê wyci¹gniêcia im pieniêdzy z kieszeni. Ale politycy? A sensowne rozwi¹zania by³y tak blisko. Opracowywa³a je, w pierwszych miesi¹cach rz¹dów L. Millera, ekipa pracuj¹ca pod kierownictwem A. Celiñskiego i A. Jakubowskiej. Premier, zniecierpliwiony rosn¹c¹ wokó³ ministra kultury liczb¹ konfliktów, niepotrzebnie, przedwczeœnie zdymisjonowa³ Celiñskiego. Sta³o siê to akurat wtedy, kiedy koñczy³ on pracê nad pakietem ustaw reguluj¹cych sferê kultury, ze szczególnym uwzglêdnieniem jej finansowania. Potem w lawinie wywo³anej afer¹ Rywina pogrzebano plany nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji oraz innych, dotycz¹cych zasobów finansowania kultury.
52
Koncentracja kapita³u w mediach Kwestia ograniczenia koncentracji kapita³u w mediach nie jest tak oczywista, jak to od ponad dwóch lat stara siê opinii publicznej wmówiæ Agora i „Gazeta Wyborcza”. W tej kwestii istnia³ od pocz¹tku miêdzy nadawcami prywatnymi doœæ istotny podzia³. Tzw. milcz¹ca wiêkszoœæ wœród nadawców nie mia³a przeciwko takim zapisom wielkich zastrze¿eñ. Dobrze rozumiano, ¿e mog¹ one ograniczyæ i tak nadmiern¹ z ich punktu widzenia potêgê najwiêkszych podmiotów na rynku, które swoje interesy realizowa³y kosztem mniejszych. Rozumia³y to zw³aszcza stacje radiowe, skupione wokó³ Konwentu Lokalnych Nadawców Radiowych czy nale¿¹ce do Zjednoczonych Przedsiêbiorstw Rozrywkowych, bowiem to im najbardziej dawa³ siê we znaki ekspansjonizm radiowego pionu Agory i „rozszyty” (czyli nadaj¹cy lokalne bloki informacyjne i reklamowe) RMF, które zgodnie z regu³¹ „du¿y mo¿e wiêcej” bezlitoœnie ³upi³y lokalne rynki radiowe. Zmieniaj¹ce siê z czasem projekty zapisów dekoncentracyjnych w ustawie o radiofonii i telewizji w szczególnie uprzywilejowanej pozycji stawia³y TVN. A to dlatego, ¿e ktoœ w KRRiT na samym pocz¹tku prac uzna³, ¿e tym zapisom podlegaæ bêdzie nadawca ogólnopolski, to
53
jest taki, który nadaje z nadajników naziemnych na ponad 80% terytorium kraju. Dlaczego nie 70% albo 75%? Dobre pytanie. Przypadkiem zasiêg techniczny TVN jest mniejszy ni¿ postulowane 80%. A poniewa¿ ustalono, ¿e 80% to minimalny zasiêg telewizji ogólnopolskiej, to uznano przez to milcz¹co, ¿e TVN takim ograniczeniom nie podlega, bo jak wiedz¹ wszystkie dzieci w Polsce, TVN to telewizja regionalna a nie ogólnopolska. Zgodnie z tak¹ logik¹ jedyn¹, poza oczywiœcie TVP, ogólnopolsk¹ stacj¹ telewizyjn¹ by³ Polsat, a TVN nie. W chwili, gdy wydawa³o siê, ¿e losy zapisów dotycz¹cych ograniczenia koncentracji kapita³u w mediach by³y przes¹dzone na korzyœæ Agory, zaprotestowali dwaj silni nadawcy, to jest TVN i ZPR. Dlaczego nie zrobili tego wczeœniej? Prawdopodobnie wydawa³o siê im, ¿e ca³e odium krytyki za te zapisy spadnie na rz¹d, a oni bêd¹ mogli korzystaæ z dobrodziejstw planowanych regulacji. Poza tym, a mo¿e przede wszystkim, byli jednak zwi¹zani nieformalnym, ale jak¿e skutecznym porozumieniem, którego celem by³o obalenie nowelizacji ustawy. Zerwanie przez nich tego porozumienia i g³oœne protesty przeciwko ustêpstwom rz¹du w sprawie koncentracji kapita³u w mediach œwiadcz¹ o tym, jak wa¿na to by³a dla nich sprawa.
54
Zmowa nadawców prywatnych Dla prywatnych mediów odst¹pienie od nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji w 2002 roku oznacza³o, ¿e trudno bêdzie ograniczyæ administracyjnie pozycjê rynkow¹ TVP. Jednak o dostêp do telewizyjnych archiwów mo¿na by³o zabiegaæ inaczej, wykorzystuj¹c inne akty prawne. Takie próby, na szczêœcie nieskuteczne, podejmowano ju¿ wczeœniej. Przypomnê w tym miejscu proponowany za czasów AWS senacki projekt ustawy daj¹cy Ministrowi Kultury prawo ustalania cennika za wypo¿yczanie poszczególnych utworów z archiwów TVP dla celów komercyjnych. Generalnie jednak zablokowanie nowelizacji ustawy by³o korzystne dla nadawców prywatnych. Po pierwsze, media publiczne nie mog³y rozwi¹zaæ swoich podstawowych problemów, przez co by³y znacznie s³absze i bardziej podatne na atak, ni¿ w przypadku, gdyby dokonano nowelizacji. Liczono tak¿e na to, ¿e w wyniku kolejnych wyborów do Sejmu, lewica, przychylna idei mediów publicznych, straci w³adzê. Wówczas bêdzie mo¿na tak znowelizowaæ ustawê, aby znacznie utrudniæ mediom publicznym normalne funkcjonowanie, zw³aszcza na rynku.
55
Po drugie, kalkulacja by³a taka: nie dochodzi do wprowadzenia zapisów dekoncentracyjnych, a Polska lada moment wstêpuje do Unii Europejskiej. Zbli¿a siê o¿ywienie gospodarcze, rosn¹ wydatki firm na reklamê, polepsza siê koniunktura gospodarcza. Nastêpuje skokowy wzrost wartoœci firm medialnych. Jeœli w³aœciciele mediów przeszliby proces ponownego przyznawania koncesji, a nie by³oby ¿adnych zastrze¿eñ w stosunku do wielkich nadawców, to wartoœæ odnowionej 7–10 letniej koncesji na dynamicznie rozwijaj¹cym siê rynku nowego pañstwa cz³onkowskiego Unii Europejskiej, z prawie 40 milionami konsumentów, o rosn¹cej sile nabywczej, bêdzie znacznie wiêksza wówczas, gdyby obowi¹zywa³a ustawa ograniczaj¹ca nadmiern¹ koncentracjê kapita³u na rynku medialnym. Prywatne media na pokaz protestowa³y przeciwko ustawie, która, jak przewrotnie twierdzi³y, os³abi je i wyda na pastwê obcego kapita³u. W istocie domaga³y siê od pañstwa dla siebie przywilejów, których innym sektorom gospodarki odmawia³y, przez ca³e lata uparcie lansuj¹c doktrynerski liberalizm. Na pocz¹tku by³ on karykaturalny, gdy g³osi³, ¿e wszystko, co prywatne, co zagraniczne (oczywiœcie z wyj¹tkiem naszej „bliskiej zagranicy”, czyli pañstw by³ego Zwi¹zku Radzieckiego, które by³y z definicji z³e) – jest lepsze od naszego. W ten sposób najbardziej opiniotwórcze media traktowa³y najró¿niejsze sektory – od rolnictwa do bankowoœci. Kiedy przysz³o do debaty nad ustaw¹ medialn¹, okaza³o siê, ¿e – zdaniem polskich prywatnych nadawców (tak liberalnych i sprzyjaj¹cych zachodniemu kapita³owi, gdy chodzi³o o inne sektory) – rz¹d nie dba o polski kapita³ i polskie firmy, ¿e szybko zaleje nas obcy kapita³, a drapie¿ne koncerny z Zachodu zaraz nas wykupi¹. Nas? Najg³oœniej podnosili te argu-
56
menty nadawcy, którzy mieli wœród swoich akcjonariuszy spory udzia³ kapita³u zagranicznego. Ale có¿, wiêkszoœæ gospodarki uzale¿niona jest od polityki i polityków. W tym jednym przypadku jest odwrotnie: to politycy s¹ uzale¿nieni od biznesu medialnego. Na efekty nie trzeba by³o d³ugo czekaæ. Radio Zet przesz³o w³aœnie z r¹k polskich w³aœcicieli w rêce francuskiego koncernu medialnego Lagardere, a TVN w zwi¹zku ze swoim gie³dowym debiutem otrzyma³ ju¿ zgodê na bardzo szerokie zmiany w strukturze w³asnoœci, w tym na sprzeda¿ do 49% swoich akcji kapita³owi spoza Unii Europejskiej, (czytaj: z USA). Kto bêdzie nastêpny? Od pocz¹tku uwa¿a³em, ¿e ¿aden polski rz¹d ani nie mo¿e, ani nie powinien, ani nie bêdzie nawet w stanie faworyzowaæ polskiego biznesu medialnego. Natomiast powinien faworyzowaæ polskiego widza i s³uchacza. Faworyzowanie polskiego biznesu medialnego skoñczy siê co najwy¿ej tym, ¿e biznes sprzeda siê dro¿ej, a nam zostan¹ slogany, ¿e trzeba chroniæ polskie.
57
Agora – to znaczy kto? Agora to jeden z najmocniejszych harcowników w batalii wokó³ zmiany prawa medialnego. Kto jest prawdziwym w³aœcicielem Agory? Nie wiadomo. Opisa³ to doœæ szczegó³owo St. Remuszko w jedynej opublikowanej, jak sam zauwa¿a ze zdziwieniem, ksi¹¿ce na temat koncernu i jego ludzi. Raz podjê³a temat „Polityka”, raz „Rzeczpospolita” i … cisza. A to historia fascynuj¹ca, w sam raz dla jakiegoœ dziennikarza œledczego, jakich siê u nas w Polsce ostatnimi czasy bardzo namno¿y³o. Ksi¹¿ka Remuszki „Gazeta Wyborcza. Pocz¹tki i okolice” intryguje ju¿ sam¹ dedykacj¹: „Antoniemu Michnikowi oraz dzieciom pozosta³ych w³aœcicieli «Gazety Wyborczej» (gdy dorosn¹)”. W³aœnie: Antoniemu, a nie Adamowi. Dalej jak u Hitchcocka, choæ jak na mój gust narracja trochê (na)rwana, byæ mo¿e z nadmiaru emocji i poczucia krzywdy, jak¹ ten by³y dziennikarz „Gazety” ma do swoich by³ych kolegów z redakcji, a wczeœniej z opozycji. Zarzuty Remuszki najlepiej formu³uje on sam: „Gdy w sposób podstêpny i nieprawy zaw³aszczy³o siê spo³eczny maj¹tek, to z tej moralnej grabie¿y wypada³oby jakoœ siê rozliczyæ przed okpionym spo³eczeñstwem, nieprawda¿? Py-
58
tam zatem publicznie: kto konkretnie jest w³aœcicielem Agory?” (podkreœlenie St. Remuszki). I dalej wyjaœnia, ¿e chodzi mu o stu pracowników koncernu, obdzielonych czêœci¹ akcji serii B. Komentuj¹c fakt przydzielenia tylko kilku procent akcji Agory pozwalaj¹cych na obrót gie³dowy drobnym inwestorom, pisze on: „Oznacza to na pewno dwie rzeczy: brak jakiejkolwiek skruchy u ludzi odpowiedzialnych za medialny „skok stulecia” oraz ich wprost nies³ychan¹ chciwoœæ i pazernoœæ. Z jednym bardzo wa¿nym zastrze¿eniem: nie chodzi tu o chciwoœæ sk¹pca, który siedzi na worku dukatów, ani o pazernoœæ miliardera, który pragnie pieniêdzy dla nastêpnych pieniêdzy. Chodzi o mo¿noœæ poszerzania w³adzy, czyli o realizacjê g³ównego celu, który przyœwieca „Gazecie” od samych jej narodzin.” Równie intryguj¹ce s¹ losy samej ksi¹¿ki, która wedle jej autora i wydawcy odnios³a spory sukces: ponad 10 000 sprzedanych egzemplarzy. Otó¿ fakt pierwszego jej wydania zosta³ powszechnie zignorowany przez w³aœciwie wszystkie du¿e media. No có¿, redakcje mog³y mieæ wa¿niejsze sprawy na g³owie. Zastanawiaj¹ce, ¿e i drugiemu wydaniu towarzyszy³a nie tylko cisza medialna, ale tak¿e równie powszechny bojkot og³oszeniowy g³ównych mediów: nikt, dos³ownie nikt, nie odwa¿y³ siê zamieœciæ p³atnego og³oszenia informuj¹cego o istnieniu tej ksi¹¿ki. Komentuj¹c ten zdumiewaj¹cy fakt Remuszko trafnie mówi o „nadwiœlañskim Matriksie”. Odmowê motywowano strachem przed „Gazet¹ Wyborcz¹”. „I to wœród dziennikarzy a wiêc ludzi dobrze wykszta³conych, bardziej œwiadomych rzeczywistego stanu rzeczy, lepiej zorientowanych w œwiecie polityki i biznesu. Zreszt¹ – mo¿e w³aœnie dlatego – wœród dziennikarzy?” Warto w tym miejscu przypomnieæ – choæ to pozornie bez zwi¹zku – o przygnêbiaj¹cej w sumie wpadce,
59
jaka przydarzy³a siê najwybitniejszej polskiej dziennikarce politycznej i szefowi najlepszego polskiego tygodnika, którzy jesieni¹ 2002 roku, po interwencji A. Michnika, zgodzili siê ocenzurowaæ swój wywiad z premierem rz¹du i uznaæ zadane przez siebie pytanie o aferê Rywina za… nieby³e. Jeœli w takiej sprawie „proœbie” Michnika nie mog¹ oprzeæ siê Janina Paradowska z Jerzym Baczyñskim, naczelnym redaktorem tygodnika „Polityka”, to kto siê oœmieli?! Co z tego wynika dla przeciêtnego zjadacza chleba? ¯e dobrobyt i pomyœlnoœæ kluczowych pracowników, a zw³aszcza dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i ich rodzin zale¿¹ od tego, jaki bêdzie kurs akcji spó³ki Agora. Ka¿dy myœl¹cy czytelnik GW, ka¿d¹ notatkê, nie mówi¹c ju¿ o opisach wielkich operacji, jak ta o kryptonimie „afera Rywina”, musi czytaæ przez pryzmat odpowiedzi na pytanie: jak to ma siê do interesów akcjonariuszy, którymi czêsto mog¹ byæ dziennikarze firmuj¹cy dany tekst? Daleki jestem od potêpiania w czambu³ mechanizmu opcji pracowniczych, choæ nie przestaje zdumiewaæ mnie, ¿e nieznane s¹ nazwiska tej kluczowej setki akcjonariuszy. „Gazeta Wyborcza” obra³a tu taktykê ignorowania pytañ ka¿dej strony, która to pytanie zadaje. Tak¿e komisji, która z nazwy by³a œledcza. Jeœli mnie pamiêæ nie myli, Komisja zdo³a³a wprawdzie pytanie zadaæ, ale w ogóle nie interesowa³a jej odpowiedŸ. Dla jawnoœci ¿ycia publicznego, nie tego maglowego, o które czêsto wywody komisji zahacza³y, wa¿na by³aby odpowiedŸ na stale powtarzane publicznie pytania: kto faktycznie rz¹dzi najbardziej wp³ywowym polskim koncernem medialnym? ilu w tym gronie jest dziennikarzy?, czy miêdzy faktem posiadania przez nich akcji a treœci¹ ich publikacji nie wystêpuje konflikt interesów? i kim s¹ osoby nie bêd¹ce pracow-
60
nikami Agory, a posiadaj¹ce owe uprzywilejowane akcje? Tak wiele wysi³ku redakcja w³o¿y³a w walkê z ró¿nymi nieprawid³owoœciami ¿ycia publicznego w Polsce, ¿e nie zauwa¿y³a, i¿ jej w³asne zachowanie mo¿e byæ tak postrzegane. A mo¿e kampaniê „Przejrzysta Polska”, któr¹ „Gazeta Wyborcza” zainicjowa³a zapraszaj¹c do wspó³pracy samorz¹dowców ze wszystkich gmin i powiatów, warto by³o zacz¹æ od siebie? Opowieœci o „chiñskim murze” istniej¹cym jakoby miêdzy koncernem a redakcj¹ „Gazety Wyborczej” nie s¹ nawet œmieszne: prawdziwe nie by³y nigdy. S¹ liczne na to przyk³ady, chocia¿by ca³a batalia o nowelizacjê ustawy o radiofonii i telewizji. Przecie¿ mo¿na by³o siê spodziewaæ, i¿ „Gazeta” bêdzie wspiera³a ideê mediów publicznych, ¿e odda swoje ³amy na powa¿n¹ dyskusjê o ich przysz³oœci. Owszem, czytaliœmy wiele publikacji na ten temat, tyle ¿e ³¹czy³a je jedna myœl: media publiczne bêd¹ dobre pod warunkiem, ¿e nie bêd¹ przeszkod¹ w budowaniu potêgi Agory. A walka o przejêcie Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych? I wreszcie argument oczywisty: czy¿ nie mieliœmy „od zawsze” do czynienia z uni¹ personaln¹? W „Gazecie” i w Agorze zastêpc¹ szefa by³a do niedawna Helena £uczywo. Agora to przedsiêwziêcie wybitnie œrodowiskowe. Mam na myœli przede wszystkim osoby wchodz¹ce w sk³ad Agora Holding, która kontroluje koncern. Œrodowisko to ma d³ug¹ historiê, siêgaj¹c¹ co najmniej pokolenia wstecz. Ca³a d³uga droga tego œrodowiska od w³adzy przez poniewierkê, szykany, wiêzienie, czasem emigracjê a¿ do szczêœliwego fina³u w postaci w³adzy i kasy, czyli „Gazety Wyborczej” i Agory, zas³uguje z pewnoœci¹ na opisanie, bo to pasjonuj¹ca historia. Odwa¿nych jednak brakuje. Có¿, temat trudny, a odwaga znowu w cenie.
61
Oczywiœcie, nie sposób pisaæ o Agorze bez Adama Michnika. Steruje flagowym okrêtem Agory – „Gazet¹ Wyborcz¹”. Uda³o mu siê stworzyæ powa¿ne, inteligenckie pismo. Przegl¹daj¹c „Gazetê” ³atwo zauwa¿yæ, i¿ z sukcesem pretenduje do roli wa¿nego mecenasa polskiej kultury. Jej los, los jej twórców jest wa¿nym elementem polityki redakcyjnej. W dru¿ynie Agory b³yszcz¹ tak¿e inne gwiazdy. £uczywo i Rapaczyñski znaj¹ siê od lat – co najmniej z okresu liceum, które w czasach ich m³odoœci nosi³o imiê Klementa Gottwalda, wybitnego komunisty czechos³owackiego. Obie panie mia³y tam szansê zadzierzgn¹æ wiêzy przyjaŸni z innymi dzieæmi ówczesnej elity w³adzy, tej samej do której nale¿eli ich rodzice. Twórcy Agory trafnie dobrali jej nazwê – to miejsce, gdzie w staro¿ytnej Grecji uprawiano handel i politykê. Stworzyli firmê, która odnios³a imponuj¹cy sukces na polskim rynku medialnym. Na rynku reklamy prasowej maj¹ dominuj¹c¹ pozycjê – mocniejsz¹ ni¿ TVP na rynku reklamy telewizyjnej, choæ przecie¿ nikt nie narzeka na monopolistyczn¹ Agorê, tylko na TVP. Po Rywinie idzie im nieco trudniej, ale Grupa Agora to w 2003 roku prawie 900 mln z³ przychodu i 3800 pracowników zatrudnionych na etatach. Dla porównania TVP mia³a w 2003 roku 1,6 mld z³ przychodu, w tym 900 mln z reklam i zatrudnia³a 4800 pracowników. Gorzej w Agorze z zyskami tylko ok. 2 mln z³. TVP w 2003 roku mia³a 83 mln z³otych zysku. Ale TVP to firma z 50-letni¹ tradycj¹. Jak na 15 lat na rynku, Agora odnios³a niebywa³y sukces. Agora w po³¹czeniu z kontaktami i talentami towarzyskimi Michnika to prawdziwy sojusz w³adzy i kasy. Inna opiniotwórcza gazeta „Rzeczpospolita” nie zmieœci³a siê w ogóle w rankingu 500 najwiêkszych polskich firm (organizowanym przez tygodnik „Polityka”). Ko-
62
neserom pozostawiam odpowiedŸ na pytanie: kto jest redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej” (choæ to sk¹din¹d sympatyczny i kompetentny menad¿er)? W trakcie batalii o nowe prawo medialne Agora i jej szefostwo nale¿eli do g³ównych uczestników sporu i byli – nietrafnie – uto¿samiani z reprezentacj¹ nadawców prywatnych. Zdo³ali praktycznie zmonopolizowaæ nieformalne kontakty z g³ównymi oœrodkami w³adzy: Du¿ym i Ma³ym Pa³acem, to jest oœrodkiem prezydenckim i Kancelari¹ Premiera. Choæ rozprowadzaj¹cym by³ A. Michnik, g³ówn¹ rolê, jak wiadomo, odegra³a W. Rapaczyñski, która zaciekle walczy³a dla Agory o ka¿dy przecinek w powstaj¹cej autopoprawce i dusi³a A. Jakubowsk¹, jak tylko siê da³o. Piszê o tym z uznaniem i trochê z zazdroœci¹, bo – walcz¹c o interesy TVP – nie tylko nie mia³em za sob¹ ani nikogo takiego, jak A. Michnik, ani nawet poparcia dziennikarzy i pracowników TVP. Niewiele ich obchodzi³a jakaœ „kolejna” awantura, w któr¹ wda³ siê prezes. Zabrak³o im najzwyczajniej w œwiecie instynktu samozachowawczego, a mnie – umiejêtnoœci wzbudzenia ich refleksji na temat ich w³asnej przysz³oœci. Chocia¿ mia³em za sob¹ poparcie i akceptacje zarz¹du i rady nadzorczej, wystêpowa³em praktycznie w pojedynkê w grze z przeciwnikami, którzy tworzyli zgrany zespó³, co to z niejednego pieca chleb jad³. A polityka i biznes to, jak wiadomo, gry zespo³owe. Agora ju¿ wówczas najwyraŸniej porzuci³a inne plany ekspansji, a rozpatrywa³a miêdzy innymi zakupu rosyjskiej gazety „Izwiestia”, czego zreszt¹ by³a bliska. Mia³a te¿ zamiary poczynienia jakichœ bli¿ej nieznanych mi inwestycji na Ukrainie, czy wreszcie – wspólne ze Springerem – wydawania tabloidu, który póŸniej objawi³ siê jako „Fakt”, ale bez udzia³u Agory.
63
W Agorze bardzo ma liczy siê opinia jej mniejszoœciowego udzia³owca, firmy Cox, która ma kilkanaœcie procent akcji, bior¹c przyk³ad z rynku amerykañskiego, upiera³a siê ona, ¿e nie ma licz¹cego siê koncernu medialnego bez stacji telewizyjnej. Agora powa¿nie rozpatrywa³a ten wariant próbuj¹c si³ we w³aœciwie ka¿dej konfiguracji, mimo ¿e A. Michnik w tej sprawie demonstrowa³ daleko posuniêt¹ wstrzemiêŸliwoœæ. W. Rapaczyñski i P. Niemczycki spotkali siê ze mn¹ na specjalnej kolacji, by zapytaæ, co s¹dzê o sprzeda¿y Agorze jednej z anten TVP, trzeba trafu – „Dwójki”. Jak pamiêtam, troszkê siê z nimi podroczy³em, pytaj¹c niewinnie: dlaczego tylko jednej, mo¿e dwóch od razu (TVP3 by³a wtedy jeszcze w powijakach). Rapaczyñski siê nawet do tego zapali³a, opowiadaj¹c, jak to w USA publiczna PBS fajnie daje sobie radê, zajmuj¹c 3 (s³ownie: trzy) procent rynku, ale docieraj¹c do serc i umys³ów elity Wschodniego Wybrze¿a. Niemczycki by³ bardziej przytomny; nie da³ siê wypuœciæ i od razu powiedzia³, ¿e jedna antena powinna pozostaæ w³asnoœci¹ silnej telewizji publicznej. Przys³uchiwa³ siê temu zdumiony Boles³aw Sulik, który zosta³ przez Agorê poproszony o zaaran¿owanie tego spotkania, ale najwyraŸniej nie spodziewa³ siê, czemu bêdzie ono poœwiêcone. ¯eby uci¹æ te dziwaczne dywagacje, powiedzia³em im, ¿e prywatyzacji „Dwójki” sobie nie wyobra¿am i jest ona dla TVP per³¹ w koronie. Na szczêœcie dla mnie, bra³ w tej kolacji udzia³ Sulik, który, jak to on, szczerze i bez ogl¹dania siê, czy prawda, któr¹ przedstawia, jest dla kogoœ wygodna, czy nie i czy siê tym komuœ nara¿a, czy nie, opowiedzia³ o tym spotkaniu komisji œledczej. Podobnie rzecz ca³¹ przedstawi³ Niemczycki; tylko Rapaczyñski zaczê³a zmyœlaæ, ¿e to w³aœciwie ja do niej zwróci³em
64
siê z t¹ propozycj¹, a w ogóle to nie by³a nasza jedyna rozmowa na ten temat. Tak przy okazji: zawsze trochê œmieszy³o mnie, ¿e Rapaczyñski i Niemczycki wystêpuj¹ razem na ka¿dym niemal spotkaniu, jak nie przymierzaj¹c jakiœ patrol (bynajmniej nie s³oneczny). Uznawa³em to za objaw albo braku wzajemnego zaufania, albo braku pracy. Dziœ, m¹drzejszy o doœwiadczenia komisji œledczej wiem, ¿e mo¿liwa jest inne jeszcze odpowiedŸ, znacznie korzystniejsza dla stosuj¹cych tak¹ praktykê. Zawsze przecie¿ jest œwiadek takiej rozmowy, który w razie potrzeby potwierdzi co trzeba lub zaprzeczy czemu trzeba. Dziœ wzajemna lojalnoœæ w³aœcicieli Agory zosta³a poddana ciê¿kiej próbie – z fotelem wiceprezesa Agory po¿egna³a siê £uczywo, a Niemczycki zosta³ wys³any na pó³roczny, bezp³atny urlop. Michnik, jeszcze przed swoj¹ chorob¹, pokazywa³ siê publicznie coraz rzadziej, natomiast coraz czêœciej – Rapaczyñski. Czym zakoñczy siê walka buldogów pod dywanem z „Gazety Wyborczej”?
65
Kto kogo? Agora próbowa³a tak¿e uk³adaæ siê z ITI. Takie porozumienie mo¿e siê wydawaæ naturalne komuœ, kto nie zna w³aœcicieli, kto zna tylko produkty – „Gazetê Wyborcz¹” i TVN. Strategiczny alians takich dwóch potêg dawa³ szansê na b³yskawiczne wykorzystanie efektu synergii i bazowa³by na zbli¿onej grupie odbiorców. Na przeszkodzie stanê³y jednak osobiste ambicje obydwu stron. Rywin myli³ siê (albo by³ uprzejmy) mówi¹c Michnikowi w s³ynnej rozmowie nagranej na dwa magnetofony, ¿e Agora mog³aby dogadaæ siê z Walterem, a nie z Wejchertem. Nie dogadali siê jedni z drugimi. Posz³o, jak zwykle, o pozycjê w nowym podmiocie, a zaczê³o siê od ró¿nicy w proporcjach aktywów wnoszonych do nowego tworu. Animozje jeszcze wzros³y po nieudanym wprowadzeniu ITI na gie³dê. W obliczu nadchodz¹cej koniunktury, kiedy os³ab³a pozycja „Wyborczej” i roœnie w si³ê TVN, który na aferze Rywina najbardziej zyska³ w œwiecie mediów – taka fuzja wydaje siê ma³o prawdopodobna. Agora, o czym warto pamiêtaæ, próbowa³a ju¿ telewizyjnego biznesu w Polsce i to wspólnie z L. Rywinem i firm¹ przez niego prowadzon¹, czyli Canal+
66
Polska oraz firm¹, bêd¹c¹ jego wspó³w³asnoœci¹. Zdaje siê nie bardzo wysz³o, ale Rywin pomaga³ Agorze wycofaæ siê z tego interesu bez wiêkszych strat. Rywin wed³ug Michnika, co ten g³osi³ publicznie, by³ kandydatem numer 1 na szefa TV Agora. Przepchniêcie w Sejmie ustawy o radiofonii i telewizji w kszta³cie umo¿liwiaj¹cym Agorze zakup Polsatu by³o warunkiem koniecznym do objêcia przez niego prezesury stacji, co obiecywali mu nie tylko Michnik, ale i Rapaczyñski. Aktywnoœæ i dominacja Agory w atakach prowadzonych na rz¹d w zwi¹zku z nowelizacj¹ tej ustawy, a póŸniej w ustalaniu warunków kompromisu by³a tak wielka, ¿e zagro¿eni poczuli siê pozostali nadawcy. Jak wczeœniej wspomnia³em, dwaj spoœród nich, prezesi ITI i ZPR, czyli M. Walter i S. Benbenek, oprotestowali takie podejœcie 22 lipca 2002 r. we wspólnym piœmie do Jakubowskiej. Ten pierwszy wczeœniej odwa¿nie i publicznie oœmieli³ siê poprzeæ w Polskim Radio ideê ograniczenia koncentracji kapita³u w mediach, co potem sprytnie wykorzysta³a „Trybuna”, przedrukowuj¹c wywiad Waltera dla Polskiego Radia. Walter musia³ siê potem gêsto z tego t³umaczyæ.
67
Pomys³y Solorza Warto te¿ wspomnieæ o Piotrze Solorzu, w³aœcicielu Polsatu. Polsat dla niektórych to prawdziwie mroczny przedmiot po¿¹dania. Solorz pielgrzymowa³ w sprawie nowelizacji ustawy do premiera i prawdopodobnie do PSL. U premiera, a konkretnie u Lecha Nikolskiego, szefa jego gabinetu, chcia³ koniecznie wyjednaæ zgodê na radykalne ograniczenie w ustawie mo¿liwoœci dzia³ania TVP na rynku reklam. Podoba³ mu siê zw³aszcza pomys³ zakazu reklam w – jak¿e by inaczej – TVP2. Mia³ na tyle du¿e poczucie humoru, ¿e zabranie telewizji publicznej 40% przychodów reklamowych i skierowanie ich do siebie i do TVN nazywa³ kompromisem i tak te¿ go przedstawia³ komisji œledczej. Pomys³ ten Solorz zaprezentowa³ mi w gabinecie Nikolskiego, co ja oczywiœcie odrzuci³em, ale wiedzia³em ju¿, czego siê bêdê musia³ baæ: przekazania KRRiT uprawnieñ do narzucania nadawcy publicznemu ograniczeñ w nadawaniu reklam. Dwa lata póŸniej Tomasz Na³êcz – wschodz¹ca gwiazda polskiej kryminalistyki – wydedukowa³, ¿e to spotkanie, podczas którego nie godzi³em siê na zabranie TVP za pomoc¹ zapisów ustawy ok. 350 mln z³ rocznie w istocie… s³u¿y³o mi do zaproponowania Solorzowi korupcyjnego uk³adu, póŸniej powtórzonego przez Rywina Michnikowi i Rapaczyñski. Bez znacze-
68
nia by³o oczywiœcie to, ¿e Solorz i ja zgodnie zaprzeczaliœmy takim insynuacjom. Przewodnicz¹cy przecie¿ wiedzia³ lepiej. Pomys³y P. Solorza dotycz¹ce zakazu reklam w czêœci programów TVP wyczyta³em póŸniej w materiale rozdanym nadawcom publicznym na spotkaniu z Klubem Parlamentarnym PSL. By³o tam jeszcze wiêcej kuriozalnych pomys³ów, nie tylko dotycz¹cych oddania archiwów, ale tak¿e usankcjonowania „specyfiki” ka¿dej ze stacji: TVP mia³oby – wedle tej koncepcji – zajmowaæ siê g³ównie kultur¹, Polsat – sportem, TVN – informacjami i publicystyk¹. Szczególnie „wyró¿nia³a siê” idea, wedle której TVP mia³a tylko dostarczaæ materia³y swoim konkurentom do ich kana³ów tematycznych. Ale – poza kilkoma wyj¹tkami – sam Solorz nie anga¿owa³ siê w tê awanturê, zostawiaj¹c to swojemu zaufanemu prawnikowi J. Birce, który z olimpijskim spokojem i niemal serdecznoœci¹ udowadnia³, zw³aszcza organizacjom aktorów i twórców, ¿e grosza od Polsatu nie dostan¹, bo… im siê nie nale¿y. W sprawach zapisów dekoncentracyjnych Solorz zostawia³ woln¹ rêkê Agorze i Michnikowi, wychodz¹c ze s³usznego za³o¿enia, ¿e to im bardziej zale¿y na ustawowym uregulowaniu tej kwestii. Projekt nowelizacji by³ bowiem tak Ÿle sformu³owany, ¿e gdyby to Polsat chcia³ kupiæ „Wyborcz¹” – a nie odwrotnie, to… nie by³o formalnych ku temu przeszkód. Zakaz dzia³a³ tylko w jedn¹ stronê!
69
Walter zwyciêzca Walter i ITI to wielcy zwyciêzcy tej „piêknej katastrofy” (jak mawia³ Grek Zorba), jak¹ okaza³a siê dla wszystkich bezpoœrednio w ni¹ zaanga¿owanych wojna o ustawê medialn¹. Gdybym mia³ wskazaæ najwiêkszego beneficjanta ca³ej „afery Rywina”, to wœród mediów bêdzie to niew¹tpliwie TVN. ITI (czytaj: Walter) zmuszony od pocz¹tku do morderczej walki z TVP i Polsatem, mia³ od tych stacji gorsze zasiêgi techniczne stacji, co rekompensowa³ sobie obecnoœci¹ w sieciach kablowych i profilem programu, adresowanym g³ównie do mieszkañców miast, czyli tam, gdzie nie mia³ k³opotów z nadawaniem. Mia³ te¿ ambicje dotycz¹ce programu, które szybko musia³ korygowaæ w dó³ i przykrawaæ do oczekiwañ swojej widowni. Ale podczas wielu lat pracy w TVP Walter zyska³ ogrom doœwiadczeñ zawodowych, wiedzia³ jak zrobiæ dobr¹ telewizjê. Od samego pocz¹tku punktem odniesienia dla TVN by³a – i s³usznie -TVP, z któr¹ M. Walter podj¹³ rywalizacjê programow¹ i wizerunkow¹. Przynosi³o to ró¿ne efekty: widownia TVN nie pa³a³a chêci¹ ogl¹dania kalek audycji znanych z Telewizji Polskiej. Ale proponowano jej równie¿ wiele atrakcyjnych nowoœci. Jednak na za-
70
sadnicze starcie wybrano najczulsze dla TVP miejsce: g³ówny program informacyjny. PóŸniej, uruchamiaj¹c TVN24, tê konfrontacjê rozszerzono na programy informacyjne i publicystykê jako gatunek programowy. A ja tymczasem mia³em rêce zwi¹zane, i to podwójnie: jak tu walczyæ skoro – po pierwsze – nie mia³em mo¿liwoœci uruchomienia kana³u tematycznego, vide: s³ynny sprzeciw E. W¹sacza jako w³aœciciela reprezentuj¹cego Skarb Pañstwa wobec planów utworzenia kana³ów tematycznych przez TVP. A po drugie – mia³em znacznie utrudniony nadzór nad programami informacyjnymi, bo sprawowali go inni cz³onkowie zarz¹du, którzy na tej podstawie budowali swoj¹ pozycjê – i w TVP, i w swoich œrodowiskach. Mo¿na by³o oczywiœcie prze³amaæ ich opór, wywo³aæ wojnê i nawet j¹ wygraæ, lecz cena by³aby zbyt wysoka, bo oznacza³o to konflikt i w zarz¹dzie, i w radzie nadzorczej TVP. W tym ostatnim wypadku istnia³o ryzyko utraty wiêkszoœci chroni¹cej TVP przed awanturnictwem AWS i Ministerstwa Skarbu Pañstwa. By³ i trzeci powód: b³êdnie za³o¿y³em w swoim programie naprawczym dla TVP, ¿e dla realizacji misji, choæ to dziedzina kluczowa dla telewizji publicznej, najpierw potrzebne s¹ zdrowe fundamenty ekonomiczne – czyli reforma i towarzysz¹ca jej redukcja zatrudnienia. Równolegle nale¿a³o walczyæ o przeprowadzenie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Potem dopiero mo¿na by³o zacz¹æ walczyæ nie tyle z upolitycznieniem, ile z nisk¹ jakoœci¹ telewizyjnego dziennikarstwa, bo to jest g³ówna zmora programów informacyjnych TVP, na czele z „Wiadomoœciami”. Tymczasem kluczowy w krytycznym momencie okaza³ siê warsztat dziennikarski. Ale nie wiadomo, czy gdybym zaczyna³ od innej strony naprawê TVP, to skoñczy³bym lepiej, czy tylko inaczej.
71
Polsat w tej batalii o wizerunek nie liczy³ siê, bo siê liczyæ nie chcia³; Solorza wówczas interesowa³a telewizja tania, która przynosi du¿e zyski. A programy informacyjne s¹ kosztowne. Mówi¹c w skrócie i uogólniaj¹c: TVN zdoby³ sta³y dostêp do polskiej elity – mieszkañców wielkich miast, kadry kierowniczej i specjalistów, przedstawicieli wolnych zawodów, ludzi o wysokim statusie maj¹tkowym i takich zarobkach i wykszta³ceniu. To samo dotyczy polityków: TVN 24 da³ im nowe, praktycznie nieograniczone mo¿liwoœci wypowiadania i ogl¹dania siê na ekranie, co jest ich powo³aniem, a z czasem staje siê chorob¹ zawodow¹. M. Walter stworzy³ tym samym równie potê¿ne mo¿liwoœci wp³ywania na to, co mówi¹ i jak siê zachowuj¹. Dopóki TVP nie bêdzie mia³a podobnego jak TVN24 miejsca debaty – nie dla mas (to ju¿ ma), a dla elit – trudno jej bêdzie walczyæ o zachowanie równorzêdnego miejsca w sercach i umys³ach polskiej klasy politycznej. W tym samym czasie, kiedy uparcie powtarzano zarzuty wobec TVP (nieœmiertelna trójca: upartyjnienie, komercjalizacja, korupcja), które ochoczo podchwytywa³y inne media, a w okresie afery Rywina potê¿nie wzmocni³a Agora, komisja œledcza i partie opozycyjne – TVN konsekwentnie budowa³ wizerunek medium niezale¿nego, obiektywnego, stoj¹cego ponad politycznymi podzia³ami. Jak z³udne by³o to wra¿enie œwiadczy³ nie tylko ka¿dy materia³ na temat TVP, ale nawet sposób rozstania z Tomaszem Lisem. Widaæ, ¿e buzowa³o tam nie tylko od osobistych, ale tak¿e od politycznych ambicji i animozji. M. Walter nie odnosi³ osza³amiaj¹cych sukcesów w swych kontaktach z licz¹cymi siê wówczas si³ami politycznymi. Tak¿e nic nie wskazywa³o na mo¿liwoœæ realnego os³abienia g³ównego przeciwnika na rynku tele-
72
wizyjnym, czyli TVP. Lecz ze wzglêdu na si³ê i pozycjê Agory by³o jasne, ¿e dotychczasowe problemy M. Waltera bêd¹ niczym, wobec tego, który go dopadnie. Lada moment móg³ mu siê objawiæ nowy, prawdziwie multimedialny prasowo-outdoorowo-radiowo-internetowy gigant, który na skutek braku zapisów o ograniczeniu koncentracji kapita³u w mediach dokupi sobie nowe, tym razem telewizyjne ramiê – Polsat. St¹d jego nerwowe reakcje latem 2002 roku na temat koniecznoœci ograniczeñ kapita³u w mediach. Jednym s³owem, nienajlepsza sytuacja wyjœciowa: nie doœæ, ¿e stary rywal (TVP) mo¿e siê umocniæ, to jeszcze dotychczasowy „przyjaciel” (Agora) zdystansuje ITI. A „szorstkiej przyjaŸni” Agory w³aœciciele TVN mogli byæ pewni – wystarczy przypomnieæ sobie sposób, w jaki „Gazeta Wyborcza” traktowa³a ich pierwszy nieudany debiut gie³dowy. A fina³? Do niego jeszcze daleko, jednak dla TVN mo¿e byæ tylko lepiej: TVP wstrz¹sana konwulsjami po zmianie zarz¹du i w trakcie czystki, jaka ogarnê³a wszystkie szczeble kierownictwa spó³ki; Agora – dalej w szoku, kto œmia³ podwa¿yæ jej pozycjê i reputacjê, która, jak s¹dzê, do poprzedniego poziomu d³ugo nie wróci. Spadaj¹cy nak³ad, utrata pozycji lidera w segmencie gazet, utrata pierwszego miejsca na liœcie najczêœciej cytowanych tytu³ów prasowych, zysk na poziomie symbolicznym. I poskromione, chyba na d³ugo, apetyty na stacjê telewizyjn¹. Bo choæ dalej chcia³aby dusza do raju, to po aferze Rywina Agora kupuj¹ca Polsat mia³aby powa¿ne k³opoty w przekonaniu opinii publicznej, ¿e ca³a awantura spowodowana by³a chêci¹ w³¹czenia siê „Gazety Wyborczej” w walkê z korupcj¹. Patrz¹c na bilans w przez okulary analityków TVN, nic tylko siê cieszyæ. U konkurencji, zarówno w Agorze, jak i w TVP, straty s¹ ewidentne. Jeœli jeszcze do
73
tego dodaæ powrót koniunktury w reklamie, a nade wszystko brak nowelizacji ustawy medialnej, w³aœciciele TVN maj¹ powody do zadowolenia. Mo¿na jedynie westchn¹æ i pomyœleæ, ¿e w ¿yciu poza wiedz¹ i talentem trzeba jednak mieæ szczêœcie. Jak wówczas, gdy uruchamiano TVN24: minê³o zaledwie kilka tygodni dzia³ania stacji, a tu œwiat oniemia³, wpatruj¹c siê w wal¹ce siê wie¿e World Trade Center. A potem ju¿ pozosta³ na d³ugie miesi¹ce przykuty do wszystkich mo¿liwych serwisów informacyjnych, zw³aszcza telewizyjnych.
Drobna reszta Inni nadawcy, wszyscy skupieni – ³¹cznie z Agor¹ – w Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych, pod przewodnictwem Henryki Bochniarz (niegdysiejszej cz³onkini Rady Nadzorczej Agory, a dziœ Rady Nadzorczej ITI, by³ej minister) oraz Andrzeja Zarêbskiego jako organizatora prac – stanowili tylko t³o, a jeœli trzymaæ siê terminologii batalistycznej – byli w stanie wystawiæ jedynie formacje pomocnicze. Ale swoim poczynaniom nadawali du¿y rozg³os, o co dba³y redakcje mediów prywatnych. Wykorzystuj¹c tê strukturê nadawcy prezentowali swoje racje, krzycz¹c, ¿e oto dokonuje siê zamach na wolnoœæ wypowiedzi, na sektor prywatnych mediów, którego dobra kondycja jest przecie¿ namacalnym dowodem na sukces polskiej transformacji i polskiej demokracji. To z konferencji prasowej zorganizowanej przez Konfederacjê 17 grudnia 2002 r. pochodz¹ pamiêtne s³owa W. Rapaczyñski, ¿e ustawa jest dla nich spraw¹ ¿ycia i œmierci i bêd¹ o ni¹ walczyæ wszelkimi metodami. Rzeczywiœcie, s³owa dotrzyma³a. 10 dni póŸniej, po „wielomiesiêcznym œledztwie”, jak swoje dzia³ania okreœlali dziennikarze „Gazety”, a co polega³o g³ównie na rozpowszechnianiu nieoficjalnymi kana³ami
74
75
informacji o korupcyjnej propozycji Rywina, „Gazeta Wyborcza” opublikowa³a s³ynny artyku³: „Ustawa za ³apówkê, czyli przychodzi Rywin do Michnika”. Znacznie wczeœniej, na regularnie organizowanych naradach, koordynowano swoje poczynania. Na jednej z nich, 10 lipca 2002, która odby³a siê po spotkaniu L. Rywina z A. Zarêbskim i M. Sow¹, wiceprezesem UPC i Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Komunikacji Kablowej (z inicjatywy tego ostatniego), uznano, ¿e L. Rywina nale¿y w³¹czyæ do batalii o ustawê medialn¹. Nastêpnego dnia z sekretariatu W. Rapaczyñski do sekretariatu ministra W. D¹browskiego przes³ano listê osób, które ministerstwo winno zaprosiæ na spotkanie nadawców z ministrem. Udzia³ Rywina w wojnie o nowelizacjê prawa medialnego by³ przes¹dzony. Lawina ruszy³a.
76
Kompleksy lewicy Wœród rozlicznych pretensji i pytañ adresowanych do rz¹dz¹cej lewicy na koniec kadencji parlamentu jest pytanie o media: dlaczego czo³owi politycy SLD tak bojaŸliwie podchodzili do nowelizacji ustawy? A przecie¿ a¿ siê prosi³o, by w imiê wartoœci, z racji w³asnego programu, w³aœnie na tej p³aszczyŸnie przywódcy lewicy wdali siê w spór z opozycj¹. Mieli szansê udowodniæ, ¿e wiedz¹ po co Polsce s¹ potrzebne silne media publiczne, dobro ogólnonarodowe ciesz¹ce siê programow¹ autonomi¹. Politycy lewicy mogli wykazaæ, ¿e szanuj¹c sukces, jaki wielu Polaków osi¹gnê³o w III RP, nie maj¹ zamiaru zapominaæ o milionach rodzin, którym warto zapewniæ dostêp do godziwej rozrywki, mo¿liwoœæ obejrzenia ciekawego meczu, programu dla dzieci, a których nie staæ na p³acenie kilkuset z³otych rocznie za mo¿liwoœæ ogl¹dania programów telewizji kodowanych. Ogl¹damy telewizjê trzy, cztery godziny dziennie. A ile czasu spêdza przed telewizorem bezrobotny Polak z dotkniêtych strukturalnym bezrobociem obszarów? A jego dzieci? Jak¹ maj¹ szansê na kontakt z wielkim œwiatem? Na zdobycie wiedzy o œwiatach innych ni¿ ten z popegeerowsk¹ nêdz¹ w roli g³ównej?
77
Dla odpowiedzialnego polityka nie jest bez znaczenia, jak¹ ci biedni, wykluczeni ludzie maj¹ ofertê telewizyjn¹. Swoje propozycje przedstawiaj¹ im nadawcy prywatni, ale pañstwo przecie¿ ma obowi¹zek zapewniæ, by widz mia³ tak¿e do wyboru program o wysokiej jakoœci, nawet wtedy, kiedy chodzi o telenowele. Na co widz siê zdecyduje, to ju¿ jego sprawa, jednak musi mieæ szansê wyboru. To publiczny nadawca ma zapewniæ emisjê a najlepiej tak¿e audycje, które s¹, tak jak spektakle teatralne czy filmy dokumentalne, deficytowe. Powinien to czyniæ zw³aszcza z myœl¹ o tych, którzy musz¹ liczyæ tylko na publiczn¹ telewizjê, bo na dostêp do innych instytucji kultury ich nie staæ. Rz¹dz¹ca lewica mog³a te¿ udowodniæ, ¿e zale¿y jej na rozwoju polskiego kina, ¿e tradycja polskiej szko³y filmowej powinna byæ kontynuowana, ¿e kino musi znaleŸæ drogê do widzów tak¿e poprzez telewizjê. I ¿e polski sport, zw³aszcza narodowe reprezentacje, mog¹ mieæ partnera w silnej publicznej telewizji. Ale niczego takiego nie mo¿na by³o od lewicy us³yszeæ. W zamian by³y gêste t³umaczenia, w odpowiedzi na ataki przeciwników politycznych, ¿e to nieprawda jakoby media publiczne by³y upolitycznione, ¿e to nie przeciwko Agorze ta ustawa, ¿e nie przeciw innym prywatnym nadawcom. Ale w imiê czego mai³a byæ dokonana nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji? Po co? ¯eby by³y silne media publiczne – odpowiadali co odwa¿niejsi. Ale po co one maj¹ byæ silne? Na to pytanie brakowa³o ju¿ odpowiedzi, chocia¿ dopiero po takich wyjaœnieniach mog³a zacz¹æ siê prawdziwa, powa¿na debata, w której lewica mia³a wszystkie atuty w rêku. Mog³a nie tylko realizowaæ swój program, mog³a zyskiwaæ przychylnoœæ opinii publicznej, dowodz¹c, ¿e nie tylko dba
78
o swój elektorat, o najbiedniejszych, ale te¿ prowadzi rozumn¹ politykê, która daje polskiej kulturze nowe moce, otwieraj¹c spo³eczeñstwo na cywilizacyjne zmiany, jakie równie¿ za poœrednictwem mediów elektronicznych do nas docieraj¹; dowodz¹c wreszcie, ¿e jest dojrza³¹ europejsk¹ parti¹ socjaldemokratyczn¹, która realizuj¹c narodowe interesy potrafi wpisaæ je w politykê europejskiej lewicy. Sk¹d ta lêkliwoœæ lewicy w sprawach mediów? Dlaczego tak bojaŸliwie podchodzi³a do nowelizacji ustawy? Milczenie czo³ówki polskiej lewicy, potêgowanie jej kompleksów tym ³atwiej przychodzi, ¿e krêgi opiniotwórcze w Polsce, o których wzglêdy tak zabiegaj¹ liderzy lewicy, s¹ od wielu ju¿ lat zdominowane przez œrodowiska bardzo ró¿ni¹ce siê od siebie, ale zawsze zwi¹zane z tradycj¹ Sierpnia, wywodz¹ce siê ze œrodowiska opozycji z ostatnich lat „Peerelu”. Dotyczy to „przedstawicieli spo³eczeñstwa”, Koœcio³a, Solidarnoœci – wszystkich, tylko nie œrodowisk zwi¹zanych z ówczesn¹ „w³adz¹”. W innych dziedzinach, co zaskakuj¹ce, mamy sytuacjê odwrotn¹. Inne „œwiaty”: elity gospodarcze i finansowe, prawnicy, œwiat nauki, znaczna czêœæ œwiata polityki – zaludnione (a nawet przeludnione) s¹ osobami wywodz¹cymi siê w prostej linii z PRL. Osoby te wcale nie ukrywaj¹ swojej przesz³oœci, czêsto odwo³uj¹ siê do doœwiadczeñ z tamtych lat, do kontaktów z poznanymi wówczas, mniej lub bardziej prominentnymi osobami. Sfera mediów prywatnych, z kilkoma wyj¹tkami, jest zdominowana przez ludzi niechêtnych formacjom wywodz¹cym siê z PRL, takim jak SLD czy PSL. Tê niechêæ widaæ u w³aœcicieli gazet czy stacji radiowych i telewizyjnych, ale przede wszystkim u dziennikarzy. Nawet nie tyle istotne jest przy tym okazywanie sympatii do prawicy (przecie¿ nie wszyscy dziennikarze
79
maj¹ sympatie prawicowe), ile demonstrowanie niechêci do ludzi o lewicowym rodowodzie, wojowanie z pozosta³oœciami „komuny”. A wiêc – walka z ludŸmi, a nie z ich pogl¹dami. Tacy dziennikarze prywatnych mediów, jak Ewa Milewicz, autorka has³a o SLD jako partii, której mniej wolno, czêsto wypominaj¹ wszystkim przyznaj¹cym siê do swoich lewicowych pogl¹dów, ¿e s¹ obywatelami drugiej kategorii. Pewnie, ¿e zmuszania do pokory, zw³aszcza polityków, nigdy dosyæ; ich pycha po³¹czona z niekompetencj¹ ju¿ niejedn¹ Polsce szkodê wyrz¹dzi³a. Owa niechêæ do lewicy odegra³a wa¿n¹ i niechlubn¹ rolê w trakcie awantury wokó³ prawa medialnego; stanowi³a bowiem niezbêdne spoiwo miêdzy partiami opozycji. Nawet takimi, których programy wskazuj¹, ¿e by³yby one sk³onne zaakceptowaæ racje stanowi¹ce podstawê decyzji o nowelizacji ustawy (PiS, LPR), ale nie s¹ w stanie zaakceptowaæ faktu, ¿e projekt nowelizacji powsta³ z inicjatywy przeciwników politycznych. Pe³na odpowiedŸ na pytanie o lêkliwoœæ lewicy w sprawach mediów wymaga tak¿e odniesienia siê do rodowodu g³ównych postaci, liderów ugrupowañ lewicowych. Czego siê boj¹? O czyje poparcie zabiegaj¹, jeœli nie w³asnego elektoratu? Przecie¿ ludzie ci, ba! – ca³e œrodowiska, by³y wielokrotnie i z bardzo dla nich dobrym skutkiem weryfikowane i legitymizowane w wolnych wyborach. I to nie tylko parlamentarnych, gdzie ³atwiej o kilka miejsc uzyskanych dziêki g³osom zdyscyplinowanych zwolenników zwi¹zanych wspólnot¹ ¿yciorysów, po³¹czonych obaw¹ przed zemst¹ za PRL-owsk¹ przesz³oœæ, ale tak¿e w wyborach bezpoœrednich: od prezydenta RP po prezydentów i burmistrzów miast, czy senatorów, wybieranych w dwu-, trzy-mandatowych okrêgach. Warto zastanowiæ siê chwilê nad tym fenomenem.
80
Z pewnoœci¹ ³atwiej go zrozumieæ, jeœli uwzglêdniæ, ¿e mówimy o œrodowiskach, których liderami s¹ politycy tej miary, co Kwaœniewski, Miller, Oleksy czy Borowski. S¹dzê, ¿e tak zdolnych polityków d³ugo nie bêdzie mia³a nie tylko lewica, lecz tak¿e ¿adna inna formacja w Polsce. Niezale¿nie od tego, co dziœ mówi siê i pisze o jakoœci ¿ycia politycznego, edukacji i umiejêtnoœciach prominentnych osób w PRL, widaæ, ¿e nauczyli siê wystarczaj¹co du¿o i wystarczaj¹co dobrze, ¿eby przez d³ugi czas w kozi róg zapêdzaæ by³ych luminarzy opozycji i aktywistów solidarnoœciowego podziemia. Procentowa³y nie tylko wrodzone talenty, ale i szko³a praktycznej polityki odebrana w organizacjach studenckich i m³odzie¿owych i aparacie partyjnym. Nic dziwnego, ¿e przeciwnicy polityczni bardzo starali siê przeszkodziæ karierom tych ludzi i zwi¹zanych z nimi œrodowisk, co nawet by³oby realne, gdyby w Polsce wprowadzono na pocz¹tku lat 90., wzorem innych pañstw postkomunistycznych, ustawy dekomunizacyjne i lustracyjne. We w³asnej partii ma siê im za z³e, ¿e bardziej sobie ceni¹ notowania w krêgach opiniotwórczych ni¿ u swoich wyborców. W elektoracie lewicowym, w powszechnym przekonaniu, na przyk³ad wœród czytelników „Trybuny”, czo³ówka SLD to ludzie nie tylko bez charakteru, politycznego wyrazu, ale i bez, jak by to powiedzieæ… bez wartoœci przyrodzonych. Jednak zdaje siê, ¿e przyczyny s¹ g³êbsze i natury nie tyle cielesnej, co raczej ideowej. Politycy ci i ich formacje – najpierw SdRP, a póŸniej SLD – funkcjonowali w swoistej pró¿ni ideowej. Na ich usprawiedliwienie mo¿na powiedzieæ, ¿e szczegó³owa mapa, która pomaga³aby w poruszaniu siê w polityce, nie by³a im potrzebna, bo wiadomo by³o od dawna (a przynajmniej takie by³o powszechne wœród lewicowych polityków przekonanie) dok¹d jechaæ:
81
w stronê demokratycznego, liberalnego kapitalizmu, w stronê NATO i Unii Europejskiej. S³owem – autobus z napisem „Polska” prowadzili oni, ale droga by³a tak dobrze oznaczona, ¿e nawet nie zatroszczyli siê, ¿eby wzi¹æ ze sob¹ mapê. A nawet w tak komfortowej sytuacji warto j¹ mieæ, bo siê mo¿na zgubiæ albo kiedy ju¿ dotrze siê do celu, okazuje siê, ¿e dotychczasowe drogowskazy ju¿ nie pomagaj¹, a nowych nie ma. Jesteœmy u celu: w NATO i w Unii Europejskiej; mamy demokracjê i wolny rynek. Ale na tym przecie¿ nie koñczy siê historia. Co dalej, droga lewico? Gdzie twoje mapy, gdzie sztabowcy? Lewicowi publicyœci u¿alaj¹ siê bolej¹c nad ideow¹ pustk¹ na lewicy; pomijaj¹ jednak kilka istotnych powodów tego stanu rzeczy. Po pierwsze, nie s³ysza³o siê po stronie lewicy, by ktoœ mia³ coœ nowego i ciekawego do powiedzenia; w marketingu nazywaj¹ to brakiem poda¿y. Po drugie: byæ mo¿e ludzie o ciekawych przemyœleniach nie mogli siê ujawniæ, bo nie bardzo mieli gdzie g³osiæ swoje pogl¹dy; jednym s³owem – brakowa³o kana³ów dystrybucji. A po trzecie, o czym wczeœniej wspomnia³em, nie by³o, szczerze mówi¹c, zapotrzebowania, czyli brakowa³o popytu. Odruchowemu spogl¹daniu w stronê „Gazety Wyborczej”, a zw³aszcza jej naczelnego, sprzyja³o wiele rzeczy: niekwestionowane zas³ugi w obronie œrodowiska lewicy postkomunistycznej przed polityczn¹ dintojr¹, piêkna opozycyjna przesz³oœæ, oczekiwania zachodnioeuropejskich stolic i Waszyngtonu, które dochodz¹ce z Warszawy s¹dy wyra¿ane przez Uniê Demokratyczn¹, a potem przez Uniê Wolnoœci i „Gazetê”, chcia³y traktowaæ jako g³os Polski. Wprawdzie Polacy jako naród co jakiœ czas rozczarowywali, ale k³adziono to na karb m³odej i niedoœwiadczonej demokracji, na której tle Ÿli postkomuniœci wypadali nie tak znowu Ÿle, jak siê pocz¹tkowo obawiano.
82
Michnik ma pewne wp³ywy na europejskich salonach, zw³aszcza na lewicy. Wiele mo¿e. Doœæ przypomnieæ jego zaanga¿owanie przeciwko rzeczywiœcie brudnym praktykom lustracyjnym w trakcie kampanii prezydenckiej 2000 roku. To oczywiœcie nie decydowa³o – trzeba by³o mieæ czyste papiery – ale pomaga³o wytworzyæ atmosferê wspó³czucia i umocniæ przekonanie o tym, ¿e i Kwaœniewski, i Wa³êsa s¹ ofiarami niecnej intrygi uknutej przez Krzaklewskiego i jego ludzi, którzy chcieli zagraæ lustracyjn¹ kart¹ podczas kampanii wyborczej. W tych okolicznoœciach œwiadectwo przyzwoitoœci i dojrza³oœci do demokracji wystawia³ Adam Michnik. Warto by³o mieæ go po swojej stronie. O jego wzglêdy zabiegali nie tylko prezydent z premierem, ale i wielu innych, mniej lub bardziej wa¿nych polityków i postaci ¿ycia publicznego. Wœród nich i tacy jak, W. Czarzasty i, co przyznajê samokrytycznie, tak¿e ja. Na szczêœcie, szybko mi to przesz³o, a jeszcze szybciej – Czarzastemu. Postronnym osobom trudno by³o zrozumieæ intryguj¹ce zachowania przedstawicieli SLD wobec Michnika i jego zespo³u: pokornego znoszenia czêsto s³usznej, ale demagogicznie rozdêtej krytyki na ³amach „Gazety”, a jednoczesnego bratania siê na p³aszczyŸnie prywatnej. Owa dwoistoœæ stosunków zawsze zastanawia³a, ró¿nie j¹ interpretowano. Optymiœci z ufnoœci¹ twierdzili, ¿e to lewicowi politycy kontynuuj¹ starania Michnika o zasypywanie rowów dziel¹cych scenê polityczn¹. Realiœci widzieli obopólny interes. Niedowiarkowie przestrzegali przed rozmyœln¹ gr¹, z której lewica wyjdzie, wbrew nadziejom jej przywódców, mocno poturbowana. Michnikowi mog³o pochlebiaæ zachowanie siê czo³owych dzia³aczy Sojuszu, którzy gotowi byli zrobiæ wiele, byle guru dopuœci³ ich na swoje salony, by z nimi rozmawia³, by siê z nimi spiera³. £atwiej by³o leczyæ
83
swoje kompleksy w towarzystwie cz³owieka, który szeœæ lat przesiedzia³ w wiêzieniach PRL-u i swoim zachowaniem w stosunku do czo³ówki SLD zaœwiadcza³, ¿e nie ma o to do nich pretensji, ¿e nie chowa urazy. Wywo³ywa³ tym wœciek³oœæ swoich kolegów kombatantów. Ale takie „win odpuszczenie” rodzi³o u lewicowej czo³ówki zobowi¹zania; jak mo¿na by³o w tej sytuacji A. Michnikowi odmówiæ, tym bardziej, ¿e to on dysponowa³ wiedz¹ i polityczn¹ intuicj¹ dan¹ niewielu polskim politykom? Szczególnie dotkliwe sta³o siê to w³aœnie przy okazji awantury o nowelizacjê ustawy medialnej, kiedy politycy lewicy ani nie chcieli siê nara¿aæ potê¿nemu A. Michnikowi i jego „Gazecie”, ani nie poczuwali siê do obowi¹zku obrony interesów publicznych przed prywatn¹ zach³annoœci¹, jakby sami nie wiedzieli po co w ogóle ta nowelizacja. Wobec armat wytaczanych przez prywatnych nadawców i chêtnie powtarzanych przez opozycjê, a mówi¹cych o ograniczaniu przez „spadkobierców komuny” wolnoœci s³owa – byli po dzieciêcemu bezradni. To dziêki uleg³oœci L. Millera wobec A. Michnika, W. Rapaczyñski na zmianê z H. £uczywo uzyska³y pe³ny i nieskrêpowany dostêp do A. Jakubowskiej, która z polecenia premiera mia³a siê z Agor¹ „dogadaæ”. A. Michnik aran¿owa³ ró¿ne towarzyskie „okazje”, takie jak choæby ów niezapomniany grill w przydomowym ogródku u prezes Agory. Gdyby Miller przewidzia³, ¿e bêdzie to grill niezapomniany zw³aszcza dla lewicowego elektoratu, który do dziœ zgrzyta na myœl o takim zachowaniu swojego lidera, by³by z pewnoœci¹ znacznie bardziej ostro¿ny. Ale có¿, przyjaŸñ z Michnikiem ma swoj¹ cenê. Millerowi wydawa³o siê, ¿e nie tylko Pary¿ wart jest mszy.
84
Pa³acowa polityka Wobec zawirowañ wokó³ nowelizacji ustawy medialnej prezydent, podobnie jak ca³a czo³ówka SLD, tak¿e kierowa³ siê w³asnym interesem politycznym. Pocz¹tkowo nawet ze zrozumieniem odnosi³em siê do tej, jak s¹dzi³em, roztropnej wstrzemiêŸliwoœci. Zabiegaj¹c o przychylnoœæ opinii publicznej, A. Kwaœniewski musia³ dbaæ o co najmniej poprawne stosunki z w³aœcicielami mediów i czo³owymi dziennikarzami. Uwa¿a³ je za szczególnie wa¿ne i stara³ siê doceniaæ. Kwaœniewski to great communicator – ktoœ genialnie nawi¹zuj¹cy kontakt z innymi ludŸmi. Pamiêta swoje jak¿e trudne pocz¹tki i wygran¹ z Wa³ês¹, rzeczywiœcie o w³os – przeciwko Solidarnoœci, wbrew Koœcio³owi, na przekór mediom, jakby na z³oœæ polskim elitom i Zachodowi. Ma³o kto zdaje sobie sprawê z tego, jak wa¿ne dla polskiego prezydenta by³o to doœwiadczenie. Ca³a jego póŸniejsza prezydencka dzia³alnoœæ jest g³êboko nim naznaczona: doœæ mam (mamy) wrogów – nie jesteœmy w stanie wojowaæ ze wszystkimi. Przypominaj¹c prezydenckie zachowanie wobec nowelizacji ustawy medialnej, jak¹ KRRiT, rz¹d i SLD podjê³y w 2001 i 2002 roku, nie sposób pomin¹æ tego,
85
¿e w odniesieniu do mediów elektronicznych pozycja prezydenta w Polsce jest zupe³nie wyj¹tkowa, nieporównywalna z pozycj¹ jakiegokolwiek innego polityka czy organu w³adzy. To w³aœnie prezydent samodzielnie decyduje o sk³adzie jednej trzeciej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji; jako jeden z trzech organów w³adzy decyduje o tym, czy przyj¹æ sprawozdanie Rady i w konsekwencji przed³u¿yæ jej dzia³anie o kolejny rok, czy te¿ nie. I wreszcie, rzecz niebagatelna – prezydent ma prawo inicjatywy ustawodawczej, z którego zw³aszcza w sprawach mediów elektronicznych korzysta³ nadzwyczaj oszczêdnie – w tej dziedzinie nie przedstawi³ ¿adnego projektu zmiany obowi¹zuj¹cego, z³ego przecie¿ prawa. Korzysta³ za to z prawa weta, s³usznie blokuj¹c sejmowe inicjatywy nowelizacji z czasów AWS, które g³ównie zmierza³y do odebrania prezydentowi prerogatyw zwi¹zanych z KRRiT. St¹d obóz prezydencki zachowywa³ w sprawie nowelizacji wstrzemiêŸliwoœæ i dzia³a³ pod dyktando samego prezydenta. Prezydent akcentowa³ przede wszystkim koniecznoœæ ochrony prawa prywatnych nadawców do rozwoju. W konsekwencji prezydent, po spotkaniach z nadawcami prywatnymi, oœwiadczy³, i¿ ustawy w kszta³cie wówczas proponowanym, z godz¹cymi w Agorê przepisami antykoncentracyjnymi, nie podpisze. Tak¿e wobec mnie, jako szefa TVP i cz³owieka bliskiego mu politycznie, prezydent formu³owa³ oczekiwania wiêkszej spolegliwoœci czy – jak kto woli – sk³onnoœci do kompromisu z nadawcami prywatnymi. O kierowanej przeze mnie telewizji publicznej w Pa³acu wyra¿ano siê ciep³o, pamiêtaj¹c o patologii zwi¹zanej z nisk¹ œci¹galnoœci¹ abonamentu. Prezydent zgadza³ siê, ¿e nadawcy publiczni maj¹ s³uszne potrzeby i prawo do upominania siê o swoje. Rytualnie krytykowa³ komercjalizacjê TVP oraz – to rys szczególny – ubo-
86
lewa³, ¿e za ma³o jest sportu. Wiadomo, i¿ Aleksander Kwaœniewski w pe³ni zas³u¿y³ sobie na miano nie tylko Pierwszego Obywatela, ale i Pierwszego Kibica III RP. Podobno prezydentowi siê nie odmawia. Te¿ tak myœla³em. Chêtnie wiêc i bez oporów podejmowa³em siê rozmów na temat jakiegoœ porozumienia pomiêdzy mediami, poniewa¿ i mnie takie podejœcie by³o bliskie. Wbrew stworzonej potem pospiesznie legendzie o upartyjnionej „telewizji Kwiatkowskiego” (gdzie ci partyjni aktywiœci?), w kierownictwie wspó³pracowa³em przecie¿ z osobami wywodz¹cymi siê z ró¿nych œrodowisk politycznych. A w dodatku sam nie by³em do koñca pewien czym, a zw³aszcza kiedy zakoñczy siê nowelizacja ustawy o mediach. Czêœæ prób osi¹gniêcia kompromisu (rozmowa z Helen¹ £uczywo) koñczy³a siê niczym, niektóre by³y kompletnym nieporozumieniem, bo moi partnerzy oczekiwali, ¿e w ramach kompromisu pozbawiê TVP 40% przychodów reklamowych (Piotr Solorz), a dzia³alnoœæ Lwa Rywina (jeœli mia³a ona, jak twierdzi³ w jednej ze swoich wersji, jakikolwiek zwi¹zek z kompromisem) zakoñczy³a siê wielkim skandalem, a dla niego samego wyrokiem skazuj¹cym. Jak siê poniewczasie okaza³o, nie zawsze nale¿y s³uchaæ prezydenta, ani te¿ ulegaæ w³asnej pokusie porozumienia siê z przeciwnikiem, bo mo¿e to Ÿle siê skoñczyæ. W ka¿dym razie moje dobre intencje tym razem fatalnie zaci¹¿y³y na moim losie. Có¿, nie od dziœ wiadomo, ¿e dobrymi chêciami piek³o wybrukowano. Awantura o ustawê tworzy³a prezydentowi sytuacjê wyj¹tkowo dogodn¹: móg³ byæ dla prywatnych nadawców ostoj¹, gwarantem utrzymania ich przywilejów, a nawet ich rozszerzenia bez obawy, ¿e media publiczne obra¿¹ siê i zaczn¹ byæ w stosunku do niego nieprzychylne. Móg³ publicznie dystansowaæ siê od SLD,
87
a zw³aszcza od L. Millera, wykazuj¹c jego brak umiaru i nieumiejêtnoœæ praktycznego rz¹dzenia prowadz¹c¹ do wzrostu liczby i intensywnoœci konfliktów, a te nigdy nie s³u¿¹ popularnoœci, o któr¹ prezydent tak d³ugo i skutecznie zabiega³. Prezydent skwapliwie i konsekwentnie tê sytuacjê wykorzystywa³ i nie chcia³ zrozumieæ, ¿e idzie o znacznie wiêcej, ni¿ o jedn¹ z tuzina ustaw, za którymi biegaj¹ po Warszawie politycy, dziennikarze i lobbyœci. Ustawa o radiofonii i telewizji w istocie bowiem mia³a odpowiedzieæ na pytanie o kszta³t polskiej demokracji, a œciœlej: czy bêdzie to nadal dzisiejsza demokracja partyjna, ze wszystkimi jej u³omnoœciami, jej Giertychami i Lepperami, jednak¿e z gwarancj¹, ¿e co cztery lata trzeba odnowiæ mandat uzyskany od wyborców i w³adzê utrzymaæ b¹dŸ straciæ? Czy tê demokracjê zast¹pi inny model rz¹dów? Waham siê, czy jeszcze mo¿na by go nazywaæ demokratycznym, bo wprawdzie nadal wybory odbywa³yby siê co cztery lata, ale ich znaczenie by³oby wtórne. Rozstrzygaj¹ca by³aby odpowiedŸ na pytania: kto rz¹dzi mediami? Kto trzyma mapê drogow¹, o której wczeœniej wspomnia³em? Kto decyduje o winie b¹dŸ niewinnoœci? Czy demokracja medialna to coœ na kszta³t demokracji socjalistycznej? Oczywiœcie nie, ale zdaje siê, ¿e to wystarczaj¹co powa¿ne zagro¿enie, by o nim zawczasu dyskutowaæ. Obywatele wszêdzie, nie tylko w Polsce, musz¹ nauczyæ siê ¿yæ i dokonywaæ trafnych wyborów politycznych w medialnym zgie³ku, którego intensywnoœæ i natê¿enie spowodowa³o, ¿e mamy do czynienia z now¹ jakoœci¹, nieporównywaln¹ z tym, do czego ludzie przywykli w ci¹gu ostatnich dziesiêcioleci. Tym wiêksze jest to zagro¿enie w demokracjach, które swój sta¿ maj¹ ledwie kilkunastoletni i nadal musz¹ na doœwiadczeniach takich, jak
88
sprawa Rywina, jak fenomen Agory, jak problemy mediów publicznych – uczyæ siê, co jest prawd¹, a co nie i gdzie koñczy siê interes publiczny, a zaczyna prywatny. Na jakiœ model trzeba siê w koñcu zdecydowaæ, bo jeœli choroba trwa od lat, to zasada „po pierwsze nie szkodziæ” jest z³a nawet w medycynie. Prezydent tego wyzwania, jakim by³ wp³yw mediów na realny uk³ad w³adzy w Polsce – realny, a nie konstytucyjny, o którym tyle lubi³ mówiæ, podkreœlaj¹c swój udzia³ w pisaniu obecnej konstytucji i uwa¿aj¹c siê za jej ojca – nie chcia³ dostrzec. Zapewne zak³ada³, ¿e zmusi³oby go to do zredefiniowania swojego stosunku do g³ównych graczy na medialnym rynku, zw³aszcza do Agory, „Gazety Wyborczej” i jej naczelnego. A tego zapewne siê obawia³ – po prostu kalkulowa³, ¿e mu siê nie op³aca. Niewykluczone, ¿e w mojej ocenie stosunku prezydenta do nowelizacji pope³niam doœæ powszechny i pewnie zrozumia³y b³¹d perspektywy. W tym przypadku mo¿e on polegaæ na przecenianiu tego, co dla mnie wa¿ne, to jest problematyki mediów, a niedocenianiu koniecznoœci zachowania przez A. Kwaœniewskiego osobistego, a nie instytucjonalnego wp³ywu na najwiêksze i najbardziej opiniotwórcze polskie media. Mo¿e to okazaæ siê przydatne nie tylko obywatelowi Kwaœniewskiemu po zakoñczeniu kadencji, ale i prezydentowi Kwaœniewskiemu, gdyby mia³ zamiar, na przyk³ad, skutecznie przeprowadziæ wybór wskazanego przez siebie nastêpcy. Wydaje siê zreszt¹, ¿e dziœ – jesieni¹ 2004 – operacja „Putin 2” ju¿ jest na najlepszej drodze, a Marek Belka, bo o nim oczywiœcie mowa, jest tego celu bli¿szy ni¿ którykolwiek z jego potencjalnych lewicowych kontrkandydatów. Tylko, co z tego? ¯aden z lewicowych pretendentów nie wygra w najbli¿szych wyborach prezydenckich.
89
Tyle spraw pozostanie nierozwi¹zanych. Tak¿e na rynku mediów elektronicznych. A nie da siê przecie¿ ich rozwi¹zywaæ nie podejmuj¹c decyzji. A¿ nadto dobrze wiem, jaka jest cena podejmowania decyzji: utracone przyjaŸnie, stracone punkty w rankingach popularnoœci, ryzyko b³êdu, ataki niezadowolonych z rozstrzygniêcia, polityczna dintojra. Ale kto siê tego boi, nie powinien walczyæ o w³adzê, nie nadaje siê do publicznej s³u¿by.
Michnik trzyma w³adzê… Kluczow¹ rolê w konflikcie wokó³ mediów odegra³ Adam Michnik – cz³owiek, który by³ dla wielu – tak¿e tych, którzy siê z nim w ró¿nych sprawach nie zgadzali – niekwestionowanym autorytetem, swoistym guru. Dotyczy to przede wszystkim obozu trafnie nazywanego przez Marka Jurka (niegdyœ cz³onka KRRiT, a dziœ prominentnego pos³a PiS) – liberalno-laickim. Zreszt¹ tak¿e „Gazeta” dla innych œrodowisk by³a wa¿nym punktem odniesienia. Jeszcze w PRL-u Michnik doszed³ do wniosku, ¿e najlepszym miejscem do robienia polityki, czyli starania o realn¹ w³adzê, wcale nie musi byæ parlament. Wiêksze mo¿liwoœci daj¹ media (czwarta w³adza!). Kiedyœ, w chwili szczeroœci, przestrzega³ mnie przed karier¹ poselsk¹; ubolewa³, ¿e W. Walendziak nie pos³ucha³ go. Dziœ ¿a³uje pewnie i sam Walendziak; ca³kiem niedawno z³o¿y³ mandat poselski, odszed³ z parlamentu i wróci³ do Solorza. Kieruj¹c siê t¹ filozofi¹, Michnik realizowa³ swój scenariusz: „wy sobie wygrywajcie wybory, a my bêdziemy rz¹dzili”, jak to zgrabnie uj¹³ w rozmowie z K. Janikiem jesieni¹ 2001 roku. Przewodnicz¹cy SLD z pewnoœci¹ nie zdawa³ sobie wówczas sprawy z tego,
90
91
jak precyzyjnie Adam Michnik sformu³owa³ program swojego œrodowiska na najbli¿sze lata wobec rz¹dz¹cej partii. W istocie ten skrót myœlowy rzucony przez naczelnego „Gazety Wyborczej” pozostaje sednem i dewiz¹ medialnej demokracji, która zaczyna rodziæ siê na naszych oczach i z naszym udzia³em. Dyktat niektórych mediów daleko wyszed³ ju¿ poza obiegowe pojêcie rz¹du dusz. „Przed Rywinem”, do 2002 roku, pomiêdzy Michnikiem i najwy¿sz¹ w³adz¹ wszystko by³o w jak najlepszym porz¹dku. Michnik rós³ w si³ê, Agora ¿y³a dostatniej, a¿ nagle zaczêto siê domagaæ nowelizacji ustawy medialnej. Pocz¹tkowo jej projekt w „Gazecie” zosta³ przyjêty z niedowierzaniem, a potem z oburzeniem. Reagowano bardzo gwa³townie. Ludzie, którym „mniej wolno”, mieli czelnoœæ porwaæ siê na coœ, co wydawa³o siê byæ chronione tyloma pieczêciami. Próby jakiejkolwiek sensownej, spokojnej dyskusji koñczy³y siê zawsze atakiem histerii, kanonad¹ w kierunku podejrzanych o tê niegodziwoœæ wymierzon¹ w interesy Agory. Adama Michnika ustawowe zapisy antykoncentracyjne dotknê³y osobiœcie. Chocia¿ pocz¹tkowo, wed³ug W. Czarzastego, uznawa³ – co do zasady – potrzebê istnienia takowych regulacji. Toleruj¹c ataki „Gazety” na ustawê, jej twórców i konkurentów na rynku (w tym TVP), Michnik, jak siê wydaje, do pewnego momentu tonowa³ wojownicze zapêdy czêœci kierownictwa „Gazety” i ambicje niektórych redaktorów sk³onnych do wypowiedzenia „komunie” kolejnej œwiêtej wojny, by tym razem ostatecznie j¹ pokonaæ. Takie bowiem tam panowa³y nastroje i taka te¿ by³a samoocena si³y „Gazety”. Punktem zwrotnym okaza³a siê pierwsza ods³ona awantury o „lub czasopisma”. Niezale¿nie od tego, jak do tego dosz³o, to w³aœnie wtedy A. Michnik na-
92
bra³ pewnoœci, ¿e nowelizacja to atak w Agorê. Wczeœniej, przed histori¹ z „lub czasopisma”, rzeczywiœcie w awanturê siê nie anga¿owa³; do pewnego momentu trzyma³ siê od ca³ej sprawy z daleka, podobno tak¿e dlatego, ¿e nie by³ przekonany, czy Agora powinna rozwijaæ siê poprzez zakup stacji telewizyjnej. Obawia³ siê, ¿e telewizja mo¿e zdominowaæ jego ukochane dziecko, czyli „Gazetê Wyborcz¹”. A od momentu, kiedy mia³ ju¿ w rêku kasety z nagraniem swojej rozmowy z L. Rywinem, by³ pewien wygranej i publicznie to og³osi³. Wiemy to z zeznañ Boles³awa Sulika przed Sejmow¹ Komisj¹ Œledcz¹. Na linii ognia znalaz³y siê wrogie instytucje: KRRiT i TVP, rz¹d i SLD oraz „czarne charaktery”, za jakie uznano W. Czarzastego, A. Jakubowsk¹, R. Kwiatkowskiego (kolejnoœæ alfabetyczna). Osoby, które od pocz¹tku 2002 roku by³y na celowniku „Wyborczej”, kiedy Rywinowi pewnie nawet jeszcze nie œni³o siê o „oburzaj¹cej korupcyjnej propozycji” – rok póŸniej okrzykniêto „Grup¹ Trzymaj¹c¹ W³adzê”. Co ciekawe, Adam Michnik deklaruj¹cy publicznie swoj¹ biznesow¹ ignorancjê, jak siê okaza³o wykaza³ wiêksz¹ intuicjê w interesach ni¿ W. Rapaczyñski, bo dziœ jedyn¹, zdrow¹, przynosz¹c¹ powa¿ne zyski czêœci¹ Agory jest w³aœnie „Gazeta”. Inne jej segmenty: pion radiowy, portal czy outdoor do dziœ bardzo kulej¹ i równaæ siê nie mog¹, jeœli idzie o rentownoœæ, z „Gazet¹ Wyborcz¹”. Adam Michnik od 1989 roku jest nieprzerwanie w polskiej czo³ówce politycznej. Tylko Aleksander Kwaœniewski mo¿e mu w tym dorównaæ, chocia¿ na pocz¹tku III RP prze¿ywa³ naprawdê ciê¿kie chwile, a poza tym, ¿eby utrzymaæ swoj¹ pozycjê, musia³ wzi¹æ udzia³ i zwyciê¿yæ w dwóch wyborczych kampaniach parlamentarnych i dwóch prezydenckich. No
93
i Aleksander Kwaœniewski po zakoñczeniu drugiej prezydenckiej kadencji bêdzie musia³ pogodziæ siê z utrat¹ – byæ mo¿e przejœciow¹, dotychczasowej pozycji i wp³ywów w polskiej polityce. Tymczasem Michnik, jeœli mu zdrowie pozwoli, bêdzie wa¿nym graczem w nowej ekstraklasie polskiej polityki, jaka wy³oni siê po 2005 roku. Jako „trzymaj¹cy w³adzê” polityk, Michnik nie musi dbaæ o wyborców, bo nie podlega wyborczej weryfikacji – jest nieusuwalny. Daje mu to nie tylko komfort materialny i niezbêdn¹ ka¿demu politykowi infrastrukturê, ale przede wszystkim stabilnoœæ, o jakiej w ¿yciu publicznym marzyæ mog¹ jedynie ksi¹¿êta Koœcio³a. Jerzy Urban bardzo trafnie zauwa¿y³, ¿e Adam Michnik zwyciê¿aj¹c w wyborach prezydenckich – umniejszy³by jedynie zakres swojej w³adzy.
94
Oligarcha Czy nie zastanawia, ¿e A. Michnik jako redaktor naczelny nie podlega tak naprawdê swojemu wydawcy, czyli Agorze? Znamienny fakt: W. Rapaczyñski, prezes i jeden z najwiêkszych w³aœcicieli Agory, w reakcji na ofertê Rywina przekazuje sprawê do decyzji Michnikowi i nawet nikogo specjalnie to nie dziwi. Ten brak zdziwienia jest w³aœnie miar¹ sukcesu Michnika, który doprowadzi³ do tego, ¿e w decyzjach dla koncernu absolutnie kluczowych, jak ta na przyk³ad, czy kupowaæ telewizjê, czy nie, wszyscy zwracaj¹ siê do niego, pomimo ¿e nie ponosi on za to ¿adnej odpowiedzialnoœci. A.Michnik, chc¹c nie chc¹c, dorobi³ siê tytu³u polskiego oligarchy. Kto jest oligarch¹? To zapewne ktoœ, kto kontakty i wp³ywy w œwiecie polityki zamienia na korzystne dla siebie transakcje, dziêki którym wartoœæ firm nale¿¹cych do niego w czêœci lub ca³oœci roœnie, a on sam staje siê coraz bogatszy i bardziej wp³ywowy. Klecê naprêdce tê definicjê, bo polski oligarcha to jednak nie to samo, co rosyjscy miliarderzy, którzy do swoich gigantycznych maj¹tków dochodzili przez prywatyzacjê za niemal symboliczne pieni¹dze. Przy wszystkich zastrze¿eniach, jakie mo¿na mieæ do pry-
95
watyzacji w Polsce, przyznaæ trzeba, ¿e nie tylko skala transakcji (wiadomo, Rosja), ale tak¿e ewentualne nieprawid³owoœci nie upowa¿niaj¹ do mówienia o oligarchach w Polsce w rosyjskim stylu. U nas, kiedy mówi siê i pisze o najbogatszych Polakach, nie nazywa siê ich oligarchami. Nawet J. Kulczyka. Do Michnika zaœ „bogacz” nie bardzo pasuje, ale bez w¹tpliwoœci ma wszelkie inne atrybuty oligarchy. Kto ma wiêksze ni¿ Michnik mo¿liwoœci w œwiecie polityki zamieniania wp³ywów na pieni¹dze? To prawda, nie wykorzystuje tego, by pomna¿aæ osobisty maj¹tek. Ale maj¹tek Agory? Czyje kontakty i perswazja, by u¿yæ tego delikatnego okreœlenia, zwiêkszy³y jej wartoœæ, bo nie uchwalono do tej pory ustawy o radiofonii i telewizji? Czyje wp³ywy pomog³y zablokowaæ sprzeda¿ Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych? Trudno w Polsce o potê¿niejszego oligarchê ni¿ Michnik. Ma on w rêku argument niezwykle skuteczny: w³asn¹ gazetê, ca³e stado dodatków do niej i rozg³oœnie radiowe, które w ka¿dej chwili mog¹ zainteresowaæ siê kim trzeba, by osi¹gn¹æ swoje. Historia nowelizacji ustawy dostarczy³a a¿ nadto przyk³adów, by opowieœci o „chiñskim murze” oddzielaj¹cym „Gazetê” od Agory, czyli politykê od biznesu – w³o¿yæ miêdzy bajki. Taki jest ten polski oligarcha: kiedy przyszed³ biznes do etosu, okaza³o siê ¿e etos te¿ biznes.
96
15 lipca 2002 r. A. Michnik jest sprawc¹ zdumiewaj¹cego ci¹gu zdarzeñ w aferze z udzia³em Lwa Rywina. Dopiero po 10 miesi¹cach pracy komisji œledczej wysz³o na jaw, ¿e w krytycznym dla sprawy dniu, w kilka godzin po informacji od W. Rapaczyñski o „oburzaj¹cej korupcyjnej propozycji”, Michnik namawia³ premiera, by ten wykreœli³ z porz¹dku obrad rz¹du w dniu nastêpnym – rozpatrywanie nowelizacji ustawy. O co mu chodzi³o? Wie ju¿ o propozycji Rywina, która przecie¿ straci sens, jeœli rz¹d nazajutrz zadecyduje o przes³aniu projektu ustawy do Sejmu. A. Jakubowska powiadomi³a telefonicznie o tych przes¹dzaj¹cych zamiarach rz¹du zarówno Rapaczyñski, jak Czarzastego i mnie. Michnik musia³ mieæ jakiœ plan, coœ postanowi³, skoro przej¹³ inicjatywê – to jasne. NajwyraŸniej zamierza³ przed³u¿yæ prace rz¹du nad nowelizacj¹ i zagranie Rywina. Swoimi zabiegami daje Rywinowi czas na dzia³anie. Przecie¿ gdyby rz¹d rozpatrzy³ projekt wtedy, kiedy chcia³a tego A. Jakubowska, korupcyjna propozycja Lwa Rywina ¿y³aby nie d³u¿ej ni¿ 24 godziny, miêdzy 15 a 16 lipca 2002!!! W ca³ej aferze ten w¹tek jest na tyle wa¿ny, ¿e warto go odtworzyæ bardziej szczegó³owo. Jest 15 lipca. Po
97
kilku godzinach od spotkania Rywina z Rapaczyñski, podczas którego przedstawi³ on swoj¹ propozycjê, Michnik otrzymuje od prezes Agory relacjê z tej rozmowy. Tego samego dnia wieczorem odnajduje premiera Millera i przekonuje go do zmiany porz¹dku obrad posiedzenia rz¹du w nastêpnym dniu (niebywa³e!), czyli 16 lipca – w punkcie dotycz¹cym ustawy medialnej. Michnik i Rapaczyñski prowokuj¹ swoim dzia³aniem Rywina, daj¹ mu szansê kontynuowania zapowiedzianej przez niego misji, a sobie czas. Po co, do czego im ten czas potrzebny? Na zastawienie pu³apki? Na skorzystanie z korupcyjnej oferty? Na oddalenie w czasie niekorzystnego dla Agory projektu nowelizacji? Dlaczego tê ca³¹ historiê A. Michnik „przypomnia³ sobie” dopiero po oœmiu miesi¹cach od swoich zeznañ w tej sprawie?! Zdo³a³ przekonaæ nie tylko Sejmow¹ Komisjê Œledcz¹ (to mu przychodzi³o z ³atwoœci¹ od samego pocz¹tku), ale i postronnych obserwatorów, ¿e co prawda on z premierem za³atwia³ wstrzymanie inicjatywy legislacyjnej rz¹du, lecz wymog³a to na nim Aleksandra Jakubowska za poœrednictwem Wandy Rapaczyñski. Dlaczego w takim razie Aleksandra Jakubowska, jedna z najbli¿szych premierowi Millerowi osób, nie mog³a za³atwiæ tego sama? Dla mnie odpowiedŸ jest oczywista: bo nie mia³a takiego zamiaru. Nie chcia³a, bo projekt nowelizacji z³o¿y³a pod obrady Rady Ministrów ju¿ tydzieñ wczeœniej, razem z rezygnacj¹ z zajmowanego stanowiska! Poczu³a siê ura¿ona tym, ¿e kolejny raz zosta³a pominiêta nie tylko przy nominacji na stanowisko Ministra Kultury, ale nawet nie zosta³a z wyprzedzeniem poinformowana o zmianie jej szefa. Nie chcia³a – tak¿e dlatego, bo spieszy³a siê z „wypchniêciem” projektu do Sejmu, ¿eby móc… spokojnie wyjechaæ na zaplanowany znacznie wczeœniej urlop.
98
Dlaczego Michnik „sprzedaje” tak nieprawdopodobn¹ wersjê tych wydarzeñ? Bo gdyby do ludzi dotar³o wreszcie, ¿e to nie Jakubowska, a przedstawiciele Agory starali siê odsun¹æ w czasie rozstrzygniêcie nowelizacji, to wówczas teza: „przychodzi Agora do Rywina” znalaz³aby nowe potwierdzenie, tym razem znacznie groŸniejsze dla Agory ni¿ to, które ja wczeœniej wskazywa³em. Zeznaj¹c na pocz¹tku 2003 roku i w prokuraturze, i przed Komisj¹, oœwiadczy³em, ¿e s³ysza³em, i¿ to Agora poprosi³a Rywina w imieniu nadawców prywatnych o pomoc w zabiegach o korzystny z ich punktu widzenia kszta³t nowelizacji. Zaznacza³em wówczas, ¿e uwa¿a³em taki ruch ze strony Agory za naturalny, normalny. Nadziwiæ siê nie mog³em, ¿e ta informacja, uwiarygodniona póŸniej zeznaniami wielu œwiadków, którzy potwierdzali moj¹ wersjê, wzbudzi³a w Agorze i okolicach furiê. Zosta³em natychmiast ods¹dzony od czci i wiary, a przede wszystkim pos¹dzony o to, ¿e fa³szujê ca³¹ sprawê. Kompletnie tego nie rozumia³em i ju¿ gotów by³em sam obarczyæ siê win¹ za nie doœæ jasny sposób przekazywania zapamiêtanych informacji, a¿ tu nagle wysz³o szyd³o z worka ! Znaleziono listê osób – jak¹ wys³ano z sekretariatu prezes Agory do sekretariatu ministra kultury – zaproszonych na spotkanie w dniu 11 lipca 2002 roku z ministrem D¹browskim. S¹ jeszcze dodatkowe okolicznoœci potwierdzaj¹ce powy¿sze wywody i równie skrzêtnie ukrywane. Proszê czytelników tych dociekañ o uwa¿ne ich przeanalizowanie. 1. W tekœcie nagrania rozmowy Michnika z Rywinem spisanym, jak to u Paw³a Smoleñskiego, autora artyku³u „wiernie i bez skrótów”, przy jego sk³adaniu „wkrad³ siê b³¹d” – t³umaczy³ A. Michnik. Z nagrania wypad³o akurat zdanko wypowiedziane przez L. Rywina: I to siê z³o¿y³o tak, ¿e
99
zawo³a³ mnie Zarêbski te¿ i Wandê. W tym miejscu przypomina siê awantura o dwa s³owa, które te¿ gdzieœ siê zapodzia³y: „lub czasopisma”. Oczywiœcie artyku³ to nie projekt ustawy, ale tekst jest zbyt powa¿ny, ¿eby podejrzewaæ Smoleñskiego, Michnika i tych, którzy artyku³ przed wydrukowaniem czytali jedynie o redakcyjne niechlujstwo. 2. Michnik przed komisj¹ oœwiadczy³, ¿e Rywina zna w³aœciwie tylko z widzenia, pobie¿nie i jest z nim na ty, bo na ty jest z ca³ym œwiatem. Zarejestrowana atmosfera rozmowy i jej kordialnoœæ wskazuj¹ na coœ innego. Wielu znaj¹cych stopieñ za¿y³oœci obu panów z pewnoœci¹ przytka³o z wra¿enia. Redaktor k³ama³ jak z nut, wypieraj¹c siê znajomoœci z L. Rywinem. 3. Ktokolwiek, jak ja to uczyni³em, oœmieli³ siê wspomnieæ o tym, ¿e mo¿e jednak ludzie Agory kontaktowali siê z Rywinem w sprawie jego pomocy dla nadawców prywatnych, by³ oskar¿any, zale¿nie od nastroju oskar¿ycieli, albo o wspó³udzia³ w przestêpstwie, albo o dostarczanie alibi, a najczêœciej o jedno i drugie. A przecie¿ to nic zdro¿nego, chodzi³o o pomoc jak najbardziej legaln¹ i w tamtym czasie, w tamtych warunkach zasadn¹, rozs¹dn¹. 4. Michnik bardzo oci¹ga³ siê z przyznaniem, ¿e jednak rozmawia³ z Rywinem na temat prezesury Polsatu. Wszystkie tu wymienione oraz te wczeœniej omówione okolicznoœci – ujawniane nie od razu i bez, by tak rzec, entuzjazmu ze strony A. Michnika i Agory – mog¹ doprowadziæ do podejrzeñ, ¿e kontakty z L. Rywinem by³y znacznie bli¿sze, ni¿ Agora chcia³a to przyznaæ.
100
Jemu wolno! Uwa¿ny obserwator móg³ zauwa¿yæ, ¿e ilekroæ Michnik wpada³ w furiê, wówczas umiejêtnie, z aktorskim zaciêciem, maskowa³ k³opotliw¹ dlañ sytuacjê. Nikt nie spodziewa³ siê po nim, ¿e ma ukryte talenty aktorskie. Sceny wzburzenia zademonstrowane przed Komisj¹ Sejmow¹ mog³y, co bardziej wra¿liwych, poruszyæ do ³ez. Wielu siedz¹cych przed telewizorami da³o siê nabraæ na tê deklarowan¹ czystoœæ moraln¹ i œwiête oburzenie. Ale medialni fachowcy nieraz ju¿ widzieli osobistoœci ze œwiecznika zachowuj¹ce siê zupe³nie inaczej przed i po w³¹czeniu kamer. Gdy operator mówi³: „posz³a”, natychmiast przybierali pozy ludzi niezwykle czymœ poruszonych, ura¿onych, przera¿onych i podekscytowani wyg³aszali p³omienne protesty, manifesty pe³ne sloganów o wartoœciach, które, ich zdaniem, zosta³y sponiewierane. Gdy gas³y œwiat³a, wy³¹czano kamery, wracali do normalnoœci, bywa³o, ¿e ¿artowali sobie ze sprawy, a jeœli to by³ Sejm, szli z adwersarzem… na wódkê. Ale ludzie ju¿ tego nie widzieli. Ca³a Polska zapewne pamiêta scenê, jak¹ Michnik odegra³ jesieni¹ 2003 przed Sejmow¹ Komisj¹ Œledcz¹. Oœwiadczy³ w pewnym momencie, ¿e „on nie mu-
101
si zeznawaæ” i zbiera³ siê do wyjœcia. On nie musi, i co mu zrobisz? Swój tupet i bezkarn¹ pewnoœæ siebie demonstrowa³ w trakcie przes³uchañ w prokuraturze, przed komisj¹ sejmow¹ i w s¹dzie. Wielokrotnie ostro oskar¿a³ prokuraturê o z³e traktowanie, nieudolnoœæ, odmawia³ odpowiedzi na pytania adwokatów Rywina. Takie zachowanie zwyk³ego cz³owieka, zeznaj¹cego w normalnym s¹dzie, stoj¹cego za barierk¹ dla œwiadków – narazi³o by na sankcjê karn¹. Zas³aniaj¹c siê podczas przes³uchañ tajemnic¹ dziennikarsk¹ Michnik nie udzieli³ odpowiedzi na wiele pytañ. Na jeszcze wiêcej pytañ zadanych przez adwokatów Rywina Michnik nie odpowiedzia³ w prokuraturze, mimo ¿e formalnie, jak ka¿dy œwiadek, mia³ taki obowi¹zek. Poniewa¿, jak stwierdzi³, adwokaci Agory nie zostali do procesu dopuszczeni w charakterze oskar¿ycieli posi³kowych ani poszkodowanych i nie ma zgody na to, by Rywinowi zadawali pytania, to on te¿ odpowiadaæ nie ma zamiaru. Nie mogê oprzeæ siê porównaniu z hipotetyczn¹ sytuacj¹, w której to ja odmawiam odpowiedzi na którekolwiek z pytañ zadawanych mi w prokuraturze czy przed komisj¹. A prokuratura nawet Michnika nie ukara³a grzywn¹. I dobrze zrobi³a, bo byœmy znowu musieli siê nas³uchaæ jak to siê chroni przestêpców, a niszczy uczciwych ludzi. Wœród nich, jak widaæ, s¹ równi i równiejsi. Redaktor zapewne rozbawi³ prawników, kiedy w s¹dzie zaprzeczaj¹c jakoby w trakcie pamiêtnej rozmowy 22 lipca by³ pod wp³ywem alkoholu, mówi³, ¿e by³ „trzeŸwy jak szk³o”. O zeznaniach Czarzastego powiedzia³, bez ceregieli, ¿e ten „³¿e jak pies”, co mu nawet „Fakty” TVN ocenzurowa³y tak, by wysz³o krótkie „pan Czarzasty ³¿e”. Podobnie o moich zeznaniach mówi³ przed Komisj¹, ¿e Kwiatkowski „… na ¿adne pyta-
102
nie nie by³ w stanie odpowiedzieæ prawdy, na ¿adne po prostu…”. On to wie – „na blachê”, jak z upodobaniem okreœla swoj¹ pewnoœæ siebie. A. Michnik na pocz¹tku drugiego dnia swojego przes³uchania przed komisj¹ œledcz¹, 10 lutego 2003 roku, w specjalnym oœwiadczeniu wyg³oszonym przed rozpoczêciem przes³uchania, zarzuci³ „Wiadomoœciom” TVP i serwisowi Polskiej Agencji Prasowej stronnicze i tendencyjne relacje z pierwszego dnia przes³uchañ: „Oskar¿am telewizjê publiczn¹ i Polsk¹ Agencjê Prasow¹ o œwiadome wprowadzanie w b³¹d opinii publicznej co do przebiegu tego, co tutaj (w sali, gdzie odbywa³o siê przes³uchanie – R.K.) mia³o miejsce. Dla niejasnych dla mnie powodów fa³szuje siê przebieg zdarzeñ i manipuluje prawd¹ materialn¹” – grzmia³ Adam Michnik. Przek³amania i manipulacje mia³y dotyczyæ g³ównie tego, ¿e A. Michnik w trakcie pierwszego dnia przes³uchania niewiele pamiêta³ i zas³ania³ siê tajemnic¹ dziennikarsk¹. Oœwiadczy³ potem: „Szanowni Panowie Pos³owie! Ja siê nie zas³ania³em niepamiêci¹. Niepamiêci¹ zas³ania siê przestêpca. Ja nie jestem przestêpc¹. Ja pewnych rzeczy po prostu nie pamiêta³em.” Dwa miesi¹ce póŸniej ¿ycie dopisa³o do tych zapewnieñ nieoczekiwan¹ przez Adama Michnika puentê: wysz³a na jaw nie tylko jego wizyta u prezydenta, ale przede wszystkim zatajenie przez niego, ¿e wiedzia³ o istnieniu i o treœci notatki, jak¹ Rywin w lipcu 2002 roku przekaza³ prezydentowi na kortach w Sopocie. Nie jestem tak jak on surowy w ocenianiu innych, potrafiê zrozumieæ motywy, którymi kierowa³ siê zatajaj¹c te informacje. Jeœli jednak powa¿nie traktowaæ zasadê równoœci wobec prawa… Ktoœ inny na jego miejscu mia³by zapewne nie lada k³opoty i oskar¿ono by go o sk³adanie fa³szywych zeznañ.
103
Fenomenu pamiêci Michnika dziwnym trafem nie zauwa¿a³a jego gazeta. Chocia¿ tak skrupulatnie relacjonowano przebieg prac Komisji, a tak¿e przedrukowywano wiele komentarzy i informacji na ten temat, redaktorzy „Gazety Wyborczej” zapomnieli, tak po prostu, chocia¿by nadmieniæ o wizycie naczelnego u prezydenta w Juracie, pomimo ¿e dochodzenie zasz³o wówczas tak daleko, ¿e nie sposób by³o czegoœ takiego pomin¹æ w relacjach z posiedzeñ komisji. Jak to potem szczegó³owo wyjaœnia³a red. Milewicz (ta sama, wedle której SLD mniej wolno) „zawini³ b³¹d techniczny”. Adamowi Michnikowi uda³o siê, o pewnych kluczowych rzeczach, jak dla mnie, przypomnieæ sobie dopiero po oœmiu miesi¹cach. Zamiast wywo³aæ wzburzenie tak jawnymi kpinami z Komisji, wzbudzi³o to podziw przewodnicz¹cego Na³êcza. Ja te¿ podziwiam fenomenaln¹ pamiêæ Michnika, zw³aszcza jeœli chodzi o telefony i ich treœæ. W lutym, na przyk³ad, nie pamiêta³ czy konkretna rozmowa telefoniczna siê odby³a, czy nie, ale po oœmiu miesi¹cach nie tylko przypomnia³ sobie o niej, ale i w szczegó³ach zrelacjonowa³ jej przebieg! Nie ka¿dy to potrafi. Strach pomyœleæ, co jeszcze sobie przypomni i kiedy, bo im wiêcej czasu up³ynê³o, tym wiêcej szczegó³ów sobie przypomina. Wœród rozlicznych zdolnoœci, z jakich znany jest Adam Michnik, na uwagê zas³uguje jego talent prokuratorski. Miota³ czêsto najciê¿sze oskar¿enia po to, by œledczy, komisja i braæ dziennikarska pod¹¿ali wskazanym przez niego tropem, a on tymczasem by³ ju¿ przy nastêpnym oskar¿eniu. Czegó¿ tam nie by³o! Jego zdaniem, masowo k³amali œwiadkowie, zw³aszcza Czarzasty i ja. Podobno chcia³em sprywatyzowaæ TVP2, co Michnik uzna³ za ukryty powód ca³ej prowokacji, za któr¹ w pewnym momencie uznawa³ ofer-
104
tê Rywina. W przekonaniu redaktora W. Czarzastemu i mnie chodzi³o o w³adzê i o kasê (przez chwilê myœla³em, ¿e to w jego ustach komplement). Firma Rywina by³a pralni¹ brudnych pieniêdzy, a TVP prowadzi³a z ni¹ ciemne interesy. Na szczegó³owe pytania o uzasadnienie tych oskar¿eñ Michnik odmówi³ odpowiedzi, zas³aniaj¹c siê tajemnic¹ dziennikarskiego œledztwa, ale zainspirowa³ Ziobrê, Rokitê i Na³êcza. Komisja, a w œlad za ni¹ prokuratura ruszy³y do akcji. By³y rewizje u mnie w domu i nawet na dzia³ce. Biedny prokurator biega³ miêdzy drzewami po g³êbokim œniegu w pó³butach, ¿eby stwierdziæ, i¿ nie widaæ ¿adnych œladów maj¹cych zwi¹zek ze spraw¹ Rywina. By³y dwie rewizje w TVP w ró¿nych biurach, zbadano twarde dyski i oczywiœcie billingi. I co? I nic. Co to znaczy? Oddajmy g³os bohaterowi tego spektaklu: „… nie wykluczam, ¿e w sprawie Rywina mieliœmy do czynienia nie tyle ze z³¹ wol¹, ile po prostu z nieudolnoœci¹” (oczywiœcie prokuratury) – tak mówi A. Michnik Piotrowi Najsztubowi w wywiadzie dla tygodnika „Przekrój”. Fenomen Adama Michnika polega nie na tym, ¿e oskar¿a i opluwa, lecz na tym, ¿e jak dot¹d czyni to bezkarnie. Nie jest ¿adn¹ pociech¹, ¿e skutecznoœæ tak gróŸb, jak i obietnic naczelnego „Gazety” jego redakcyjni koledzy skwitowali wdziêczn¹ ksywk¹ – „Adaœ Nawa³ka”, bynajmniej nie na czeœæ s³ynnego niegdyœ pi³karza Wis³y Kraków. Zjawisko pod tytu³em „Redaktor Michnik oskar¿a” ma swoje czêœciowe uzasadnienie w zdumiewaj¹cej podejrzliwoœci, jak¹ œrodowisko Agory wykazuje wobec obcych. W ostatniej bodaj rozmowie, jak¹ z Michnikiem prowadzi³em bez poœredników, usi³owa³em mu wyt³umaczyæ, ¿e jak TVP, prowadzona przez takiego „czerwonego” jak Kwiatkowski, sprzedaje jakiœ
105
budynek w centrum Warszawy firmie, w której jednym z akcjonariuszy jest milioner A. Gudzowaty, to mo¿e powodem jest nie to, ¿eby coœ ukraœæ czy daæ Gudzowatemu zarobiæ, ale po prostu sprzedaæ nieruchomoœæ, której telewizja nie potrzebuje. Redaktor Michnik uprzejmie mówi³ do mnie per „wy, czerwoni”, a ja cierpliwie t³umaczy³em mu, ¿e by³ przetarg, ¿e ka¿dy móg³ kupiæ, ¿e to telewizji niepotrzebne, ¿e siê musia³a zgodziæ i Rada Nadzorcza TVP, i Ministerstwo Skarbu Pañstwa, ¿e nam siê to wreszcie op³aci³o, bo potem ceny nieruchomoœci bardzo zjecha³y, a my tego od wielu lat nie mogliœmy sprzedaæ. Wszystko jak grochem o œcianê, bo przecie¿ „wy, czerwoni i ten Gudzowaty…” Aleksander Gudzowaty by³ wówczas na cenzurowanym w „Wyborczej”, a w œlad za ni¹ w ca³ym dziennikarskim œwiecie, który u nas wykazuje niezwyk³y instynkt stadny. Wszystko, co A. Gudzowaty robi³, by³o wówczas z³e, podejrzane, dwuznaczne. Adam Michnik to na pewno barwna postaæ, o której mo¿na napisaæ wiele dobrego i nie mniej z³ego. Przy sprawie Rywina pokaza³, ¿e staæ go równie¿ na zwyczajne œwiñstwa, szokuj¹ce w jego wykonaniu. Odgra¿a³ siê Rywinowi, ¿e w odwecie za z³o¿enie tak niegodnej propozycji pod adresem Agory zmusi go do emigracji, ¿e wyrzuci go z kraju. Pytany o to wykrêci³ siê, u¿ywaj¹c swojego ulubionego chwytu, to jest odpowiadaj¹c pytaniem na pytanie i wprowadzaj¹c do niego w¹tki absurdalne. Niezale¿nie od tego, jak chcia³ to Michnik przedstawiæ, groŸba wypowiadana przez tak wp³ywowego cz³owieka nigdy nie jest zbyt absurdalna. Nawet gdyby, jak wszystko na to wskazywa³o i jak to potem oceni³ s¹d, Rywin rzeczywiœcie dopuœci³ siê oszustwa, a mo¿e i dodatkowo p³atnej protekcji i jeszcze na dok³adkê sta³a za nim nie jedna, a trzy Grupy Trzymaj¹ce W³a-
106
dzê, komuœ takiemu, jak Michnik, nie przystoi u¿ywaæ takich gróŸb. To przecie¿ tego samego Michnika w³adze PRL-u usi³owa³y zmusiæ do emigracji, w zamian za emigracjê oferuj¹c zwolnienie z wiêzienia i bilet w jedn¹ stronê. Michnik wybra³ wiêzienie i chwa³a mu za to. To czyn godny najwy¿szego szacunku. Nawet jeœli Rywin zrobi³ to, o co go Michnik oskar¿a³, mia³ przecie¿ prawo do sprawiedliwego s¹du. Dlaczego nikt g³oœno nie zwróci³ na to uwagi? Poprzestano na kawiarnianych rozmowach, przyciszonym g³osem, ¿eby, broñ Bo¿e, do Michnika nie dotar³y.
107
Lew te¿ cz³owiek Prywatnie Lew Rywin to wyborny gawêdziarz. Czasami ponosi³a go fantazja – nie wszystkie jego pomys³y mo¿na by okreœliæ s³owami „do koñca przemyœlane”. Na Woronicza pamiêtaj¹ jego plany sprzeda¿y za bezcen telewizyjnej „Dwójki” zagranicznemu kontrahentowi w czasach, kiedy by³ wiceprezesem przy Andrzeju Drawiczu. Wówczas uwa¿a³, ¿e ze wzglêdów finansowych nie da siê utrzymaæ TVP w niezmienionym kszta³cie. Rywina cechowa³a rzadko spotykana umiejêtnoœæ organizowania produkcji filmów i to na poziomie nie tylko znacz¹cym dla polskiej kultury; w kilku przypadkach porywa³ siê na dzie³a o zasiêgu œwiatowym, które otwiera³y oczy ludziom, pokazywa³y Polskê tym, którzy o niej niewiele wiedzieli. „Pianista”, choæ zagrany w jêzyku angielskim i z miêdzynarodow¹ obsad¹, jest filmem na wskroœ polskim, nie tylko ze wzglêdu na re¿ysera czy pierwowzór bohatera, ale przede wszystkim ze wzglêdu na dramat Warszawy, Powstania w Getcie i Powstania Warszawskiego, o którym Zachód do niedawna jeszcze niewiele wiedzia³ i myli³ je z powstaniem w getcie. S¹dzê, ¿e film, znacznie wiêcej zrobi³ dla sprawy upowszechnienia na œwiecie wiedzy o dramacie Warszawy, ni¿ obcho-
108
dy 60. rocznicy Powstania Warszawskiego z kanclerzem G. Schröderem oraz prezydentami A. Kwaœniewskim i L. Kaczyñskim w rolach g³ównych. TVP w³¹czy³a siê do produkcji „Pianisty” dziêki dobrym kontaktom z Rywinem i jego s³aboœci do swojej dawnej firmy. Za niewygórowan¹ kwotê dostaliœmy prawa telewizyjne do filmu. Tanio, jak na obraz nagrodzony Oskarami i Z³ot¹ Palm¹ w Cannes. To zreszt¹ nie pierwszy przypadek wspania³omyœlnego zachowania Rywina wobec TVP, a przede wszystkim – wobec polskiej kultury. Kilka lat wczeœniej namówi³ Francuzów do wspó³finansowania arcydzie³a polskiej literatury, kompletnie nieprzet³umaczalnego dla innych: „Pana Tadeusza”. I tym razem i, na podobnej zasadzie, TVP do³¹czy³a za niewielkie w sumie pieni¹dze do grona wspó³producentów i w³aœcicieli czêœci praw do emisji filmu. „Pan Tadeusz” w re¿yserii A. Wajdy, wyprodukowany przez L. Rywina, co by nie powiedzieæ, jest pomnikiem polskiej, narodowej kultury. Nie zmieni¹ tego ¿adne czyny, jakich Rywin potem siê dopuœci³. Dlatego trzeba mieæ mentalnoœæ i wiedzê Na³êcza, ¿eby o Heritage Films Rywina i jej produkcjach pisaæ: „Ma³a, czêsto nie dysponuj¹ca wystarczaj¹cym zapleczem finansowym firma, sta³a siê powa¿nym partnerem giganta na rynku mediów w Polsce, jakim jest TVP. To g³ównie dziêki tej wspó³pracy L. Rywin móg³ zrealizowaæ wiele swoich kosztownych pomys³ów oraz staæ siê jedn¹ z najbardziej wp³ywowych postaci w bran¿y krajowych producentów filmowych.” By³o dok³adnie odwrotnie. To dziêki Rywinowi, choæ oczywiœcie nie za darmo, TVP uda³o siê wzbogaciæ swoj¹ filmotekê o kilka fantastycznych pozycji. Oczywiœcie, nie wszystkie by³y równie udane. Ale insynuowanie, rzekomo na podstawie raportu ABW, ¿e
109
TVP preferowa³a swoim kosztem firmy nale¿¹ce do Rywina, jest oszczerstwem. Jeœli, jak to wynika z przecieków z raportu ABW, dowodem na to ma byæ zakwestionowanie podzia³u wp³ywów ze sprzeda¿y biletów kinowych, który dla TVP jest znacznie mniejszy ni¿ jej udzia³ finansowy w produkcji obrazu, to mamy do czynienia, jak u Lengrena, z dochodzeniem prof. Filutka pod¹¿aj¹cego tropem psa Fafika. Nim powsta³ pierwszy zarz¹d TVP pod moim kierownictwem, czyli przed rokiem 1998, Telewizja Polska by³a zainteresowana g³ównie prawami do emisji w telewizji otwartej, czyli takiej, jak¹ jest sama. Inne pola eksploatacji jej w³aœciwie nie obchodzi³y. I uwa¿am, ¿e w zasadzie s³usznie, choæ my ju¿ siêgaliœmy po dodatkowe wp³ywy z innych pó³ eksploatacji, takich jak kasety wideo czy p³yty. Ale czerpanie przez telewizjê wp³ywów z biletów kinowych by³o wyj¹tkiem, zreszt¹ z regu³y niepotrzebnym, bo zadaniem telewizji i jej rol¹ nie jest zapewnianie frekwencji w kinach, tylko produkcja dobrych polskich filmów telewizyjnych. Dlatego tyle by³o wspólnych przedsiêwziêæ z Heritage Films i Canal+ Polska. £¹czy³y bowiem swoje si³y najwiêksza telewizja otwarta, niekodowana, czyli TVP, najwiêksza koncesjonowana przez KRRiT telewizja p³atna – kodowana, czyli Canal+ Polska oraz du¿a polska firma producencka – Heritage Films. Lew Rywin tym, co powiedzia³ u premiera, wywróci³ moje ¿ycie do góry nogami. Mo¿e gdyby L. Miller nie poprzesta³ na tym, co chcia³ us³yszeæ, ¿e to nie on by³ sprawc¹ ³apówkarskiej oferty, i pozwoli³ L. Rywinowi powiedzieæ coœ wiêcej o rzekomej roli, jak¹ w tej sprawie mia³em odegraæ ja, a tak¿e A. Zarêbski, to nie dosz³oby do postawienia mnie pod prêgierzem opinii publicznej. Byæ mo¿e moim b³êdem by³ brak reakcji na
110
to, co w drugiej po³owie roku o sprawie mówi³o siê w prywatnych rozmowach w salonowych krêgach „warszawki”, a przede wszystkim na wieœci, jakie z Agory przyniós³ Boles³aw Sulik. Ale, wbrew temu, co mówi³o siê na ten temat w trakcie prac komisji, kiedy relacje œwiadków uzyskiwane po wielogodzinnych przes³uchaniach by³y bardzo szczegó³owe, ja wówczas nie mia³em a¿ tak szczegó³owej wiedzy. Czym innym jest przecie¿ obejrzeæ film, a czym innym przeczytaæ jego recenzjê. Poza tym zadzia³a³ pewnie jakiœ ludzki mechanizm, który pozwala ignorowaæ albo minimalizowaæ wydarzenia, których nie rozumiemy, albo „w g³owie siê nam nie mieszcz¹”, tak jak w mojej nie chcia³a siê pomieœciæ informacja o tym, co zasz³o 22 lipca 2002 roku i w siedzibie Agory i w Kancelarii Premiera. Poza tym nawet dziœ, bogatszy o wiedzê, któr¹ posiadam, nie bardzo wiem, co powinienem by³ wówczas zrobiæ. Podaæ do s¹du plotki kr¹¿¹ce po mieœcie? Ale czym jest krzywda, jak¹ mi L. Rywin wyrz¹dzi³, wobec trwaj¹cego ju¿ dwa lata seansu nienawiœci zafundowanego mi przez „Gazetê Wyborcz¹”, czego powodem jakoby jest odpowiedŸ Rywina na pytanie: kto go wys³a³ do Agory. Co Rywin naprawdê powiedzia³ u premiera? Nie siêgajmy po relacje innych uczestników tego spotkania, poprzestañmy na tym, co mówi Adam Michnik. Otó¿ jest on autorem czterech wersji odpowiedzi Lwa Rywina na pytanie, kto go wys³a³: – ¿e wys³a³ go Kwiatkowski – tak A. Michnik mówi³ w mediach; – ¿e Kwiatkowski oraz Zarêbski, tyle ¿e tego drugiego Rywin wymieni³ póŸniej i w innym kontekœcie – powiedzia³ Michnik przed Sejmow¹ Komisj¹ Œledcz¹; – ¿e Kwiatkowski oraz Zarêbski i Rapaczyñska – stwierdzi³ Michnik w s¹dzie, jednak wymieniaj¹c mnie na pierwszym miejscu, odrêbnie;
111
– ¿e Kwiatkowski i Zarêbski – tak Michnik opowiada³ przed publikacj¹ nagrania cz³onkom Rady Nadzorczej Agory i taka te¿ by³a konstrukcja artyku³u w „Gazecie”, któremu towarzyszy³y wywiady ze mn¹ i Zarêbskim zawieraj¹ce niemal¿e identyczne pytania. Powie ktoœ: a jednak zawsze wystêpuje Kwiatkowski, mniejsza o ró¿nice w rozk³adzie akcentów. Prawda, tyle ¿e ja w duecie z A. Zarêbskim, ¿¹daj¹cy od Agory ³apówki dla SLD – to komedia, a nie korupcja i Michnik unika³ takiego zestawienia, ¿eby nie oœmieszaæ zdarzenia. Wie jednak równie dobrze, ¿e jeœli wbrew faktom, wbrew dowodom, nie wyrobi w opinii publicznej przekonania, ¿e to by³a powa¿na sprawa, korupcyjny spisek siêgaj¹cy szczytów w³adzy, czy choæby prowokacja zmierzaj¹ca do obalenia i zniszczenia spó³ki gie³dowej – opoki swobód demokratycznych w Polsce (dla mniej zorientowanych – chodzi o Agorê), to bêdzie to dla niego osobiœcie, dla „Gazety Wyborczej” i dla akcjonariuszy Agory katastrofa. Nie móg³by przecie¿ rozpêtywaæ tak gigantycznej afery, gdyby opinia publiczna dosz³a do wniosku, ¿e mieliœmy do czynienia jedynie z nieudan¹ próba oszustwa podjêt¹ przez zaprzyjaŸnionego biznesmena, który na dodatek powo³uje siê na jakieœ ustalenia poczynione w tej mierze z prezes Agory. Dlatego, tak jak nigdy nie us³yszymy od Lwa Rywina, jak by³o naprawdê, tak nigdy nie dowiemy siê, ¿e prawda mo¿e byæ mniej tajemnicza i groŸna ni¿ to sugerowano, a niektóre osoby zosta³y w tej sprawie pomówione nie tylko przez Rywina. Ale „prokurator” Michnik, w tych sprawach kierowa³ siê w³asn¹ logik¹: jeœli fakty siê nie zgadza³y, tym gorzej dla faktów. Z rozbrajaj¹c¹ szczeroœci¹ stwier-
112
dzi³, ¿e tandem Kwiatkowski-Zarêbski mu kompletnie nie pasuje, bo Zarêbski to cz³owiek z innego, nie SLD-owskiego œwiata, co Zarêbskiego wyklucza, wiêc skoncentrowa³ siê na mnie. Nie wpad³o biedakowi do g³owy, ¿e jest jeszcze mo¿liwa inna ewentualnoœæ, najbardziej prawdopodobna, ¿e to absurdalne zestawienie eliminuje – i Zarêbskiego, i Kwiatkowskiego.
113
Bez skrupu³ów W tej wojnie walczono ze zwolennikami zmiany prawa medialnego bez skrupu³ów, na wszystkie mo¿liwe sposoby, byle skutecznie niszczy³y przeciwników. Atakowano frontalnie, ogniem zaporowym, bez pardonu. Pocz¹tkowo ograniczano siê do typowych metod i œrodków, jakie stosuje opozycja w politycznych bataliach z ugrupowaniem rz¹dz¹cym. Jednak natychmiast po tym, jak projekt nowelizacji ujrza³ œwiat³o dzienne, koalicja nadawców prywatnych zaatakowa³a z impetem i nie odpuszcza³a w³aœciwie do samego koñca, to jest do lipca 2003, kiedy nowelizacja ostatecznie zosta³a odrzucona w Sejmie. W trakcie prac Komisji Œledczej konfrontacja zmieni³a siê w totaln¹. Ci, którzy myœleli, ¿e Sejm powo³a³ kolejn¹ „zwyk³¹” komisjê, zostali ostatecznie wyprowadzeni z b³êdu. Zanim opiszê arsena³ œrodków walki, powtórzê wczeœniejsze zastrze¿enie: wydarzenia rozwija³y siê ¿ywio³owo, zaskakiwa³y nawet tych, którzy kierowali siê jakimœ zamys³em, próbowali realizowaæ jakiœ swój plan. Z pewnoœci¹ nikt nie przewidywa³ takiego scenariusza, by³a improwizacja, no i jak zawsze, wiele polskiego ba³aganu. Ale po zakoñczeniu pierwszej czêœci s¹dowej sprawy Rywina i awantury o nowelizacjê ustawy o ra-
114
diofonii i telewizji mo¿na pokusiæ siê o czêœciow¹ choæby inwentaryzacjê. Od razu na wstêpie uwaga: piszê o stronach konfliktu, ¿e „walczono”, ale prawdê powiedziawszy mianem walcz¹cych okreœliæ mo¿na chyba tylko nadawców prywatnych. Media prywatne wiedzia³y, gdzie ich interes. Wszystkie telewizje i prywatne radia, prawie wszystkie dzienniki i tygodniki opinii „wali³y” w ustawê i ludzi j¹ wspieraj¹cych jak do tarczy. Drugiej stronie – mediom publicznym, brakowa³o przede wszystkim „armat”: dziennikarze i kierownictwa czêœci mediów publicznych – o paradoksie! – traktowali temat jak pañszczyznê. A jeœli nawet nie brakowa³o motywacji, pomys³ów i determinacji, to na pewno nie mieliœmy doœwiadczenia i wyobraŸni w prowadzeniu spraw wprawdzie s³usznych, ale obiektywnie wymierzonych w powa¿ne interesy potê¿nych grup blisko powi¹zanych ze œwiatem polityki i od dawna ¿yj¹cych z tym œwiatem w symbiozie.
Kto pierwszy, ten lepszy Zawsze kiedy to by³o mo¿liwe, Agora i jej sojusznicy atakowali z wyprzedzeniem. Jeœli trzymaæ siê pojêæ z jêzyka wojskowego, mo¿na powiedzieæ, ¿e to by³ ogieñ zaporowy, obezw³adniaj¹cy, bez szans na kontratak. Ujawni³o siê to, gdy KRRiT przedstawi³a swój projekt nowelizacji, b³êdnie zak³adaj¹c, ¿e wywodz¹cy siê z ró¿nych œrodowisk eksperci stanowi¹ reprezentacjê na tyle pluralistyczn¹, by w kompetentny sposób rozpatrzyæ uwagi i propozycje p³yn¹ce z ró¿nych œrodowisk i grup biznesu. Ujawnieniu tego projektu nie towarzyszy³a ¿adna publiczna prezentacja ze strony Rady, która pozwoli³aby przedstawiæ
115
racje, jakimi kierowano siê, proponuj¹c jedne zapisy, a inne odrzucaj¹c. Zamiast tego do ataku przyst¹pili nadawcy prywatni, wysuwaj¹c masê zarzutów. Niektóre z nich by³y s³uszne, niektóre tylko zrozumia³e, bo odzwierciedla³y nie tyle pogl¹dy, ile interesy prywatnych nadawców. Inne wreszcie, jak ten o spiskowym charakterze nowelizacji i zbyt pospiesznym trybie jej opracowywania, by³y chybione. Ale to w opinii publicznej mia³o znaczenie drugorzêdne; wa¿ne, ¿e od samego pocz¹tku KRRiT musia³a siê broniæ i to na terenie, jaki narzucili jej nadawcy prywatni. Tym samym Rada straci³a szansê na samodzielne zakreœlenie spraw, na które chcia³a zwróciæ uwagê opinii publicznej i œwiata polityki. Niemal identyczn¹ taktykê zastosowa³ A. Michnik, który na pocz¹tku drugiego dnia swojego przes³uchania przed komisj¹ œledcz¹ (10 lutego 2003 r.) zarzuci³ „Wiadomoœciom” TVP i serwisowi PAP stronnicze, tendencyjne relacjonowanie przes³uchañ w pierwszym dniu. Swoim atakiem obezw³adni³, zapêdzi³ do k¹ta najpowa¿niejsze media nie nale¿¹ce do prywatnych nadawców. Komisja na wniosek pos³a Lewandowskiego z SLD (jak zapewne wiesz, drogi Czytelniku, uchodzê za pupilka lewicy) wezwa³a mnie, bym jako prezes TVP, tak¿e w zwi¹zku z nierzetelnymi relacjami z prac komisji, zawiesi³ swoje urzêdowanie. Od tamtej chwili medialny wizerunek afery by³ ju¿ na d³ugo przes¹dzony: mo¿na atakowaæ ka¿dego, byle nie „Gazetê” i jej ludzi. Oni, owszem, pope³niali b³êdy, ale chcieli wy³¹cznie dobrze, bo „walczyli z knebluj¹c¹ wolnoœæ ustaw¹ i z wszechogarniaj¹c¹ korupcj¹”. A telewizja publiczna, opanowana przez „ludzi Kwiatkowskiego” (sk¹d ich tylu wzi¹³em?), w sprawie Rywina musi z za³o¿enia k³amaæ i manipulowaæ na rozkaz swego szefa,
116
¿eby go chroniæ. Nie mia³o ju¿ ¿adnego znaczenia, ¿e podobny w swej wymowie materia³, niemal identyczny z tym pokazywanym w „Wiadomoœciach”, po pierwszym dniu przes³uchañ Michnika przed sejmow¹ komisj¹ nada³y „Fakty” TVN. Na to nikt uwagi nie zwróci³. Efekt? Niektórzy dziennikarze TVP zaczêli siê przeœcigaæ w us³u¿noœci wobec kierownictwa „Gazety” i Michnika osobiœcie. I oto chodzi³o. Zarzut zosta³ natychmiast nag³oœniony i podchwycony przez TVN i inne media prywatne. Nie pomog³o przekazanie przeze mnie nadzoru nad Telewizyjn¹ Agencj¹ Informacyjn¹ produkuj¹c¹ audycje informacyjne dla ca³ej TVP – mojemu zastêpcy Tadeuszowi Skoczkowi. Michnik ustali³ regu³y i w tym rozdaniu.
Atak non-stop Prace nad nowel¹ ustawy inicjowa³a i prowadzi³a KRRiT, ale co z tego, jeœli to nadawcy prywatni przejêli inicjatywê, zlecaj¹c ekspertyzy, w których uczeni i prawnicy, odpowiednio do zapotrzebowania, wykazywali jak szkodliwa jest taka ustawa. Oczywiœcie, by³y konferencje prasowe nag³oœniaj¹ce temat, a póŸniej obszerne relacje we wszystkich mediach. Co z tego, ¿e wskutek pomyœlnego zbiegu okolicznoœci i politycznej gry wewn¹trz komisji œledczej SLD otrzyma³ od pos³anki B³ochowiak prezent w postaci raportu komisji jej autorstwa? Co z tego, ¿e marsza³ek Sejmu, przecie¿ jeden z liderów SLD, mia³ w rêku opinie sejmowych ekspertów, jasno mówi¹ce, ¿e raport komisji, po dyskusji, Sejm jedynie przyjmuje do wiadomoœci? Nie g³osuje siê nad raportem, co logiczne i oczywiste nawet bez uczonych opinii (jak mo¿e
117
g³osowaæ pose³ nie bêd¹cy cz³onkiem Komisji œledczej, nie dopuszczony do lektury materia³ów Ÿród³owych, zawieraj¹cych setki stron zastrze¿onych, b¹dŸ z klauzul¹ poufnoœci?). SLD pora¿one tak szczêœliwym dla siebie obrotem sprawy najpierw nie wiedzia³o, co z tym fantem zrobiæ, a potem urabiane przez media zdecydowa³o, ¿e pozwoli Sejmowi raport Komisji odrzuciæ! Opozycja, w przeciwieñstwie do bezwolnego SLD, ma wolê walki, chce mieæ inicjatywê, potrafi ruszyæ g³ow¹. Najpierw LPR z³o¿y³a wniosek o odwo³anie J. Oleksego z funkcji marsza³ka, któr¹ ten miesi¹c wczeœniej cudem (a w³aœciwie dziêki A. Lepperowi) otrzyma³. Kiedy na mównicê wszed³ lider LPR R. Giertych – robi³, co chcia³, bo wszystko, czego chcia³ Oleksy, to tylko byæ nadal marsza³kiem. Mniejsza o to, ¿e przy okazji jego partia zosta³a trwale znies³awiona i nie bêdzie jak siê broniæ w trakcie szybko zbli¿aj¹cej siê kampanii parlamentarnej… Innym przyk³adem skutecznego odbierania inicjatywy by³y kontrowersje wokó³ nagrody przyznanej TVP przez Europejsk¹ Uniê Nadawców. Zamiast cieszyæ siê z uznania miêdzynarodowej organizacji mediów publicznych za osi¹gniêcia minionego roku w tak wa¿nych obszarach, jak technika telewizyjna, udzia³ w rewolucji cyfrowej, reformie struktury czy zarz¹dzania kadrami, TVP i ja osobiœcie musieliœmy t³umaczyæ siê – czy to by³a nagroda ,czy wyró¿nienie; czy to serio, czy to tylko ¿art. T³umaczyæ musieliœmy oczywiœcie zarówno w kraju, jak i na zewn¹trz. W kraju, prywatnym mediom, ca³kowicie zdominowanym przez przeœmiewców, do których nie trafia³y ¿adne argumenty, nawet oficjalne dokumenty, jak przet³umaczone na polski przez s¹dowego t³umacza przysiêg³ego (na moje ¿¹danie) stanowisko prezydenta EBU
118
wyjaœniaj¹ce, co TVP otrzyma³a i za co. I za granic¹, w miêdzynarodowym œrodowisku medialnym, które wprawdzie ju¿ zd¹¿y³o przywykn¹æ do ró¿nych dziwactw wystêpuj¹cych w pañstwach dawnego OIRT (by³a kiedyœ taka organizacja zrzeszaj¹ca radiofonie i telewizje pañstw socjalistycznych), ale ¿eby ktoœ ze Wschodu deprecjonowa³ to, co oni w EBU wymyœlili, przyznali i uznali? To siê z trudem mieœci³o w ich standardach, nawet zliberalizowanych na u¿ytek wschodnioeuropejski. Na koniec dok³adne wyjaœnienie, przedstawione przez EBU z pomoc¹ t³umacza s¹dowego, przywróci³o sprawê do jej stanu pocz¹tkowego, to jest pe³nej niechêci ciszy, w jakiej polski œwiat medialny przyj¹³ na samym pocz¹tku wiadomoœæ o nagrodzie dla TVP. Ale efekt zosta³ osi¹gniêty. Wyró¿nienie, jakim nas obdarzono, by³o ju¿ tylko powodem do t³umaczeñ, negowanych zreszt¹ przez naszych adwersarzy. Nie tylko mnie, ale przede wszystkim pracownikom TVP, którzy na ten sukces ciê¿ko zapracowali, odebrano poczucie dumy i satysfakcjê, ¿e przynajmniej za granic¹ efekty ich pracy s¹ doceniane. Nawet Unia Wolnoœci reagowa³a poni¿ej poziomu, jaki zwyk³a trzymaæ. W nietypowym dla niej stylu i poczuciu humoru, jej kierownictwo na wieœæ o nagrodzie Europejskiej Unii Nadawców postanowi³o przyznaæ mi swoj¹ nagrodê: czarno-bia³y telewizor. W rewan¿u dostali ode mnie z³oty róg i kilka drobnych z³oœliwoœci. Dlaczego w tej kampanii tak ³atwo dawaliœmy sobie my, zwolennicy nowelizacji, odbieraæ inicjatywê? Przede wszystkim zabrak³o tego, co potem sta³o siê koronnym zarzutem. W trakcie batalii o nowelizacjê nie tylko nie by³o GTW – Grupy Trzymaj¹cej W³adzê; nie by³o te¿ elementarnej koordynacji dzia³añ, poza prost¹ zasad¹, ¿e jak ktoœ dobrze mówi o noweli, to
119
warto to nag³oœniæ. Ale to w porównaniu ze skal¹ agresji i ciê¿arem sprawy by³o zdecydowanie za ma³o. Przyznam te¿, ¿e nie doceni³em powagi tego procesu. Uwa¿a³em – teoretycznie jest to s³uszne i dziœ – ¿e ta nowelizacja ma tak naprawdê techniczny charakter, ¿e sk³ada siê z niemal samych oczywistoœci, z zaleg³oœci, które nale¿y bez zbêdnej zw³oki nadrobiæ, poniewa¿ czas goni, a one powsta³y w wyniku up³ywu czasu, zaniedbañ i b³êdów poprzedników. Wydawa³o mi siê, ¿e przed polskim œrodowiskiem medialnym i polskimi w³adzami stoi zadanie znacznie powa¿niejsze, bo oznaczaj¹ce koniecznoœæ napisania nowej ustawy medialnej, która da szansê polskiemu sektorowi audiowizualnemu na taki dynamiczny skok naprzód (Polska bêdzie ju¿ w Unii Europejskiej i zacznie wreszcie myœleæ o wprowadzaniu spo³eczeñstwa informacyjnego), jaki w swoim czasie wytworzy³a ustawa medialna z 1992 roku, po latach wymagaj¹ca ca³kowitej wymiany, a nie tylko kosmetyki. Naiwnie s¹dzi³em, ¿e faktyczny spór o przysz³oœæ rozegra siê przy tworzeniu nowej ustawy, a nie nowelizacji, czyli porz¹dkowaniu starej. Rz¹dowi, podobnie jak SLD, o czym wczeœniej pisa³em, zabrak³o podstawowego przes³ania, które mo¿na by powtarzaæ przy ka¿dej okazji, ilekroæ cz³onkowie gabinetu, wysocy rang¹ urzêdnicy czy parlamentarzyœci koalicji byli o nowelê pytani. Brakowa³o te¿ najprostszych, dla mnie zupe³nie oczywistych, technicznych dzia³añ. Jeœli rz¹d atakowano na forum miêdzynarodowym, to a¿ siê prosi³o, by poza minister Jakubowsk¹ pojawi³y siê w Brukseli t³umaczenia aktualnego projektu ustawy wraz z komentarzem jakiejœ znanej kancelarii adwokackiej, porównuj¹cej na przyk³ad polskie, projektowane zapisy dotycz¹ce ograniczenia koncentracji kapita³u w me-
120
diach, z istniej¹cymi w prawodawstwie pañstw Unii. Szybko wówczas okaza³oby siê, ¿e ¿adne dobre kontakty „Gazety” i Agory nie stworzy³yby kuriozalnej sytuacji: Parlament Europejski zacz¹³ krytycznie wypowiadaæ siê o projekcie ustawy, na podstawie jedynie tego, co s³yszano od jednej ze stron sporu. Dwa lata póŸniej ten sam Parlament, bez p³yn¹cych z Polski podpowiedzi, ca³kiem nieoczekiwanie i boleœnie dla zwyciêzców w polskiej wojnie medialnej przyj¹³ rezolucjê, w której przestrzega przed nadmiern¹ koncentracj¹ kapita³u w mediach i zagro¿eniami, jakie z niej p³yn¹ dla wolnoœci wypowiedzi. Na koniec, nie umniejszaj¹c wagi powy¿szych krytycznych uwag i nie rozgrzeszaj¹c inicjatorów nowelizacji zbyt pospiesznie, trzeba powiedzieæ, ¿e pewnie nawet bezb³êdne, aktywne dzia³ania os³onowe te¿ na niewiele zda³yby siê wobec ostentacyjnej stronniczoœci mediów prywatnych i powodowanego strachem kunktatorstwa dziennikarzy i mediów, w tym ostatnim przypadku nie tylko prywatnych.
K³amstwa i „k³amstwa” K³amstwom wielokrotnie, na okr¹g³o powtarzanym, w koñcu ludzie daj¹ wiarê. T¹ socjotechniczn¹ regu³¹ pos³uguj¹ siê polityczni demagodzy i populiœci zwalczaj¹c przeciwników. Mno¿y siê zarzuty, oskar¿enia, epitety, licz¹c, ¿e zawsze coœ z tego siê przyklei. W sporach o nowelizacjê prawa medialnego mieliœmy niebywa³e stê¿enie gwa³townych ataków z u¿yciem k³amliwych hipotez, fa³szywych przypuszczeñ, bezpodstawnych domniemañ wyg³aszanych z ogromn¹ pewnoœci¹ siebie, którymi faszerowano dziennikarskie œledztwa. Dlaczego? Bo powsta³y do stosowania takiej
121
„metody” szczególnie korzystne warunki. Zw³aszcza sk³ania³a do tego formu³a komisji œledczej, która prowadzi³a wielodniowe przes³uchania œwiadków pod z góry ustawion¹ tezê i z zawczasu wyznaczonymi winnymi. W trakcie tych przes³uchañ cz³onkowie komisji ³amali kodeks postêpowania karnego na ró¿ne sposoby. Tworzono okazje do bezkarnego formu³owania oskar¿eñ przez jednych œwiadków pod adresem innych. W kreowaniu takich sytuacji celowali zw³aszcza A. Michnik, W. Rapaczyñski i H. £uczywo. Wymuszano i sugerowano odpowiedzi, na których przes³uchuj¹cym zale¿a³o. Najg³oœniejszym przyk³adem takiego dzia³ania by³o przyznanie przez J. Brauna, ¿e w KRRiT dochodzi³o do „mataczenia”. „Mataczenie”, które wydusi³ z Brauna pose³ Rokita, nic wspólnego nie mia³o z mataczeniem w znaczeniu, jakie mu przypisuje kodeks postêpowania karnego, ale ta chwila s³aboœci kosztowa³a Brauna stanowisko przewodnicz¹cego, a ca³a Krajowa Rada by³a o w³os od rozwi¹zania. Podobnych, choæ nie tak g³oœnych, przyk³adów mo¿naby przytoczyæ znacznie wiêcej. Kiedy jednak taka metoda zawodzi³a, siêgano po prostsze – ignorowano zeznania œwiadków, jeœli nie pasowa³y do koncepcji. W taki sposób Boles³aw Sulik, ku w³asnemu – i mojemu zdumieniu, okaza³ siê byæ moim wys³annikiem, któremu jakoby kaza³em szpiegowaæ, czy w Agorze jest nagranie i co siê na nim znajduje. Ka¿dy, kto zna Sulika, na takie dictum stuka siê w g³owê; nigdy nie zgodzi³by siê w takiej roli wyst¹piæ. Ale Na³êcz i inni cz³onkowie komisji przechodzili nad zaprzeczeniami do porz¹dku dziennego. Z góry wiedzieli swoje i nie dopuszczali, by cokolwiek mog³o obaliæ raz przyjêt¹ hipotezê. Rewelacje i odkrycia zgodne z interesem prywatnych nadawców, a potem z interesem komisji, która chcia³a d³ugiego i spektakularnego widowiska, formu-
122
³owane by³y przede wszystkim przez „Grupê Trzymaj¹c¹ Komisjê”, jak kiedyœ nazwa³em Na³êcza, Rokitê i Ziobro. Nie by³o tygodnia bez „rewelacji”, „prze³omu w œledztwie”, „nowych, sensacyjnych okolicznoœci” i tak w kó³ko. By³oby to tylko œmieszne, gdyby nie to, ¿e chwilê póŸniej (dos³ownie chwilê) w¹tek podejmowa³y stacje radiowe, potem telewizje poœwiêca³y im czo³owe miejsca w g³ównych i wszystkich innych serwisach informacyjnych, a nastêpnego ranka temat wype³nia³ pierwsze strony gazet. Na tym nie koniec: sensacje z ca³ego tygodnia zbiera³y w programach „œniadaniowych” radia w niedzielne poranki, a póŸniej tê sam¹, po stokroæ prze¿ut¹ papkê czytelnik otrzymywa³ na deser od poniedzia³ku w tygodnikach. Cz³onkowie komisji dbali, ¿eby maszyna nie stanê³a z braku kolejnych „sensacji”. Przy ca³kowitej niemal pasywnoœci SLD (wiêkszoœæ jej liderów robi³a wszystko, ¿eby ani nie kojarzono ich z t¹ afer¹, ani nie naraziæ siê Michnikowi i jego gazecie), braku samodzielnego, krytycznego os¹du w innych mediach (choæ próbowa³a robiæ to „Trybuna” i miesiêcznik „Dziœ”); pi³ka lata³a miêdzy opozycj¹, komisj¹ a mediami przez 21 miesiêcy; niemal dwa lata! Po tak d³ugim i systematycznym praniu mózgów zakrawa na cud, ¿e czêœæ opinii publicznej nie podziela wbijanej do g³owy jedynie s³usznej wersji Michnika-Na³êcza. Oplucia nie uniknê³a ani Ordynacka – œrodowisko, które wyda³o z siebie takich „wrogów Agory”, jak Kwiatkowski i Czarzasty, ani nawet s¹d, który wyda³ w sprawie Rywina wyrok nie po myœli koncernu. W obu przypadkach talent w opluwaniu ujawni³a jej prezes – Wanda Rapaczyñski, która przed komisj¹ skojarzy³a GTW – z Ordynack¹, a przed kamerami TVN 24 orzek³a, ¿e s¹d dlatego wyda³ taki, nie satysfakcjonuj¹cy j¹ wyrok, bo … „pewnie sam mia³ coœ na sumieniu”.
123
W tym samym stylu „Wyborcza” nie bardzo wiedz¹c, jak sobie poradziæ z „Trybun¹”, która jako jedyna bodaj gazeta zachowa³a sceptycyzm w tej sprawie, obwo³a³a j¹ organem Lwa Rywina, a nastêpnie znalaz³a niezbity dowód na finansowanie „Trybuny” przez „Muzê” – wydawnictwo, w którym akcje ma rodzina Czarzastych. By³ to wielki sukces dziennikarstwa œledczego w wykonaniu „Gazety Wyborczej”, bowiem uda³o siê wreszcie, za poœrednictwem „Trybuny”, po³¹czyæ ze sob¹ Czarzastego i Rywina. Do tej pory wiadomo by³o jedynie, ¿e znali siê i serdecznie nie znosili. Jednak sukces by³ krótkotrwa³y. Okaza³o siê, ¿e „Muza” w ci¹gu kilku ostatnich lat w „Trybunie” umieœci³a og³oszenia tylko za parê tysiêcy z³otych. Warto zarzuciæ przeciwnikom k³amstwo. To ulubiona metoda Adama Michnika, „Gazety” i pos³a Ziobro, który wielokrotnie zarzuca³ œwiadkom sk³adanie fa³szywych zeznañ, o ile ci nie mówili tego, co sobie Ziobro za³o¿y³. Wedle sejmowych wróbli, prokurator z PIS-u mia³ do swojej dyspozycji sztab ludzi, którzy szukali informacji, by znaleŸæ choæby najmniejsze poszlaki, na których podstawie mo¿na by³o zarzuciæ przes³uchiwanemu k³amstwo. No, bo skoro prasa pisa³a, to jak tu nie wierzyæ prasie? Drobne incydenty rozrasta³y siê czêsto do monstrualnych opowieœci, które pozwala³y przedstawiaæ TVP w jak najgorszym œwietle. Ja mówi³em o sukcesie, jakim by³a produkcja adaptacji dzie³ narodowej literatury, a s³ysza³em, ¿e w³¹czyliœmy siê w powstawanie tego filmu, by ukryæ pralniê brudnych pieniêdzy. Ja odpowiada³em, ¿e TVP pokrywa³a tylko czêœæ kosztów produkcji i by³a mniejszoœciowym udzia³owcem, a moi przeciwnicy twierdzili, ¿e byliœmy zainteresowani po¿arem dekoracji, który wybuch³ na planie „Quo vadis”, ¿e specjalnie podpalono scenografiê, by
124
ukryæ nadu¿ycia. Nie dociera³o do nich, ¿e przecie¿ film traktuje tak¿e o spaleniu Rzymu przez Nerona. Wielokrotnie podkreœla³em, ¿e chodzi³em do premiera zabiegaæ o interesy mediów publicznych, a nie w³asne, a w reakcji na to s³ysza³em, ¿e k³amiê, bo celem moich wizyt by³o dogadanie sposobu wziêcia ³apówki od Agory albo przynajmniej poœredniczenie miêdzy Agor¹ a rz¹dem – co na jedno wychodzi³o. Móg³bym mno¿yæ przyk³ady oskar¿eñ zmierzaj¹cych do udowodnienia tezy, ¿e k³amali wszyscy, którym zale¿a³o na uchwaleniu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji.
Jêzyk zwyciêzców: inwektywy, obelgi Jak mówi³ ks. Tischner, nazwa ustanawia rzeczywistoœæ. Sprawa Rywina tê tezê ilustruje jak pewnie ¿adna inna. „Grupa Trzymaj¹ca W³adzê”, „oburzaj¹ca korupcyjna propozycja”, „mataczenie”, „anty-Agora”, mówiæ „rywinowym jêzykiem” – to typowe przyk³ady, dobrze ilustruj¹ce, jak bardzo s³owa kreuj¹ rzeczywistoœæ, jak ustawiaj¹ jej opis zgodnie z intencjami tych, którzy s¹ w stanie, bo maj¹ ku temu media, narzuciæ za pomoc¹ odpowiednio dobranych s³ów korzystn¹ dla siebie interpretacjê wydarzeñ. Prawid³owoœæ tê ilustruje pomówienie o zamiary budowy koncernu „anty-Agora”. Poza wypowiedzi¹ Rywina, ani komisja, ani s¹d nie znalaz³y dowodów na budowê takiego koncernu, co si³¹ rzeczy by³oby przedsiêwziêciem czasoch³onnym i wymagaj¹cym zainwestowania ogromnych pieniêdzy. Uznajê takie wypowiedzi za – nie jedyny zreszt¹ – wytwór Rywinowej fantazji. Ale przecie¿ gdyby nawet ktoœ chcia³ taki koncern stworzyæ, to có¿ w tym z³ego? By³oby to oczywiœcie nie po myœli dotychczasowych beneficjentów
125
rynku medialnego z Agor¹ na czele, ale tego przecie¿ nie tylko prawo, ale i obyczaje kapitalizmu rynkowego (a nie oligarchicznego) nie zabraniaj¹. Przy ka¿dej innej okazji, czyli kiedy mowa o ka¿dym, byle nie medialnym fragmencie rynku, g³ówne polskie dzienniki i tygodniki opinii opiewaj¹ zalety wolnego rynku i konkurencji. Tylko tym razem utworzenie czegoœ, co stanowi³oby nawet nie alternatywê, a wyzwanie dla Agory uznano za niebezpieczne, a ka¿dy o to przepytywany w pierwszej kolejnoœci uznawa³ za stosowne podkreœlaæ, ¿e nic mu o takich planach nie wiadomo, nastêpnie na wszelki wypadek od takich pomys³ów siê dystansowa³. Tymczasem i bez afery Rywina widaæ, ¿e na „rynku” opinii grozi brak równowagi, a d³ugotrwa³y monopol prowadziæ mo¿e do bardzo powa¿nych konsekwencji ju¿ nie tylko dla kondycji innych przedsiêbiorstw z bran¿y, ale i polskiego ¿ycia publicznego. Konkurencja jest potrzebna nie tylko w deklaracjach. Jak ucz¹ przyk³ady z Zachodu, w tak czu³ej spo³ecznie dziedzinie, jak media i kultura nie wystarczy jedynie ograniczenie koncentracji; potrzebne jest te¿ zachowanie zasady pluralizmu – a to nie to samo. Jeœli afera Rywina ma przynieœæ jakieœ pozytywne rezultaty, to jednym z nich musi byæ gwarancja ze strony pañstwa, ¿e pluralizm i wspieraj¹ce go zapisy, w tym i te ograniczaj¹ce nadmiern¹ koncentracjê na rynku mediów, musz¹ byæ jak najszybciej wprowadzone w ¿ycie. Wbrew pozorom nie jest to zapis czy postulat antyagorowy. Zwolennicy nowelizacji niemal od pocz¹tku g³osili, ¿e prêdzej czy póŸniej Polsk¹ zainteresuje siê prawdziwie wielki kapita³ medialny. Kiedy to siê stanie? Ju¿ siê sta³o! Dziœ polscy politycy nie mog¹ tworzyæ barier dla kapita³u europejskiego, bo jako pañstwo cz³onkowskie Unii Europejskiej, Polska musi na równi traktowaæ kapita³ rodzimy i, na przyk³ad, niemiec-
126
ki. Niesamowita historia batalii o nowelizacjê prawa medialnego mo¿e mieæ godn¹ siebie puentê, jak¹ by³oby wykorzystywanie przez zachodnioeuropejskie koncerny medialne braku w Polsce – i to nie tylko dziœ, ale jeszcze d³ugo – prawa ograniczaj¹cego nadmiern¹ koncentracjê kapita³u. Dodajmy, ¿e ubocznym tego efektem bêdzie wyprzedanie polskich firm medialnych, bo w porównaniu z koncernami zachodnimi maj¹ one rozmiary lilipucie. Na pewno zyskaj¹ na tym dotychczasowi w³aœciciele. Kto jeszcze? A tak na marginesie: opisuj¹c ten sam proces, w Polsce mówi siê o ograniczaniu koncentracji kapita³u, a na Zachodzie – o zwiêkszaniu konkurencyjnoœci w sektorze mediów. Prawda, ¿e s³ychaæ ró¿nicê? Gdyby ktoœ zechcia³ napisaæ pracê naukow¹ o jêzyku, jaki funkcjonuje w sporach politycznych w Polsce, gdzie zamiast walki na argumenty rzuca siê w adwersarzy inwektywami, to sprawa Rywina by³aby znakomitym materia³em Ÿród³owym. W u¿yciu by³o s³ownictwo, w którym okreœlenia: „brunatny Robert” (to o mnie), oddzia³ warszawski telewizji bia³oruskiej (to o TVP), nale¿a³y do ³agodniejszych. Z najwiêksz¹ furi¹ atakowano W. Czarzastego. I nic dziwnego: jego przeciwnicy wyczuli, ¿e to cz³owiek z charakterem, osobowoœæ, która robi wra¿enie na tej czêœci lewicy, której obca jest pokora i uleganie imperatywowi Milewicz, ¿e „lewicy mniej wolno”. Warto jeszcze w tym miejscu zasygnalizowaæ, ¿e narzucanie s³ownictwa nie ogranicza³o siê do sprawy Rywina, choæ tu by³o najbardziej spektakularne. Wielu równie pouczaj¹cych przyk³adów dostarczyæ mo¿e historia napaœci na TVP za jej „upolitycznienie” i „komercjalizacjê”. Jest ona jednak na tyle obszerna i dotyka tak¿e innych w¹tków, ¿e warto, jak s¹dzê, omówiæ j¹ w innym miejscu.
127
My kontra oni Schemat jest prosty: „jak wiadomo”, strony konfliktu dziel¹ siê na dwa przeciwstawne obozy – obci¹¿on¹ dziedzicznie „postkomunê” i etos herbu „Solidarnoœæ”. St¹d wiadomo, którzy politycy to z³odzieje, a którzy s¹ uczciwi, stoj¹ na stra¿y prawa i sprawiedliwoœci. GTW ma jednoznaczn¹ konotacjê, wszystko od pocz¹tku jest jasne i logiczne: to „czerwoni” wys³ali Rywina do Michnika po pieni¹dze dla siebie, dla SLD; w innym wariancie – dla nowej partii wyrastaj¹cej z Ordynackiej. Chcieli ³apówkê w zamian za ustawê sprzyjaj¹c¹ interesom Agory. Ale Agora, a zw³aszcza Michnik i jego prze³o¿ona, Rapaczyñski, któr¹ a¿ trzês³o z oburzenia, ¿e ktoœ tak obrzydliwy jak Rywin móg³ z³o¿yæ tak bezczeln¹ korupcyjn¹ propozycjê, nie posz³a na uk³ad. Michnik nagra³ poœrednika i ujawni³ aferê. W ten sposób obna¿y³ ponure, korupcyjne praktyki w³adzy i uratowa³ w Polsce wolnoœæ mediów przed „czerwon¹ zaraz¹”. Na poparcie tego schematu by³y liczne dowody, których dostarczy³ przede wszystkim sam Rywin, zw³aszcza w trakcie rozmowy z Michnikiem 22 lipca 2002, opowiadaj¹c o ludziach, którzy trzymaj¹ w³adzê, o prywatyzacji TVP 2, o warunkach transakcji i o czym tam jeszcze siê da³o. W niewielkim (jeœli w jakimkolwiek) stopniu t³umaczy go to, ¿e rozmowa by³a sterowana przez Michnika, który j¹ nagrywa³ i który ju¿ wiedzia³ po co to robi. „Pomóg³” premier, organizuj¹c konfrontacjê i nie zawiadamiaj¹c prokuratury. Nagranie i konfrontacja w gabinecie premiera uk³ada³y siê w prosty schemat, który – jak ju¿ wspomina³em – wczeœniej odpowiada³ i prywatnym mediom, i opozycji. Potem do tego grona beneficjentów do³¹czy³a komisja z jej nieocenionym triumwiratem: Na³êcz-Rokita-Ziobro. Wszystko pasowa³o jak ula³ do bli-
128
skiego ka¿demu cz³owiekowi i jak¿e ³atwego do zaakceptowania, znanego z westernów podzia³u na z³ych i dobrych. Kto jest z³y, a kto dobry, wszyscy wiedz¹ i widz¹. Co wa¿ne dla skutecznoœci takich socjotechnicznych zabiegów, ci „Ÿli” s¹ wy³¹cznie Ÿli, nie przemawiaj¹ za nimi ¿adne racje, nie maj¹ ¿adnych argumentów. Zdradza ich nawet ich w³asna fizjonomia i zachowanie (w trakcie zeznañ nawet „mowa cia³a” dowodzi, ¿e k³ami¹). Jednak w przypadku afery Rywina nie okaza³o siê to tak skuteczne, jak planowano. Co prawda politykom, którzy byli z t¹ spraw¹ zwi¹zani, spo³eczeñstwo nie da³o wiary, bo z regu³y nie daje, ale ku zaskoczeniu Agory, lud polski nie wierzy³ równie¿ w czystoœæ jej intencji. Pod sam koniec pó³torarocznych sejmowych przepychanek okaza³o siê, ¿e do prostego na pocz¹tku schematu, wyjaœniaj¹cego kto jest winien, a kto nie, listê podejrzanych wyd³u¿ono poza Rywinem o rz¹d, SLD, prokuraturê, a po czêœci – s¹d oraz KRRiT i TVP. A personalnie wskazano na Millera, Jakubowsk¹, Czarzastego, Kwiatkowskiego i Nikolskiego. Przed Trybuna³em Stanu maj¹ stan¹æ prezydent, premier, minister sprawiedliwoœci. Po drodze byli jeszcze Braun i Sulik, prawnicy z KRRiTV i Ministerstwa Kultury, a wreszcie w le grande finale – Agora i jej w³adze, za podjêcie gry korupcyjnej z rz¹dem. Nikt nie wyszed³ z sali sejmowej czysty. Na ka¿dego znaleziono paragraf. Jak nie za sprawê Rywina, to za nadu¿ycia, jak w nie za nadu¿ycia, to z racji oskar¿enia o nepotyzm, jak nie o nepotyzm, to o konszachty z czerwonym diab³em. Jak nie za diabelskie uk³ady, to z powodu niew³aœciwych decyzji programowych podejmowanych wbrew narodowi. Itd., itp. Bez koñca. S¹d zajmowa³ siê t¹ spraw¹ w pierwszej instancji przez pó³ roku i za winnego uzna³ tylko Rywina. Znamienne,
129
¿e do takich samych jak s¹d wniosków dosz³a tzw. milcz¹ca wiêkszoœæ w komisji, która g³osowa³a za raportem B³ochowiak. Niestety, SLD zabrak³o stanowczoœci i woli (choæ nie argumentów), by sprawê zakoñczyæ i zadecydowaæ o przyjêciu raportu. Sprawê rozpatruje ponownie S¹d Apelacyjny i ju¿ zanosi siê na ci¹g dalszy. Prokuratura oskar¿y³a troje prawników o dopisanie do projektu nowelizacji s³ynnych s³ów „lub czasopisma”. Jedno jest pewne: afera Rywina ¿yæ bêdzie jeszcze bardzo d³ugo. Warto dodaæ na koniec, ¿e w nasze spory wci¹gano prasê œwiatow¹, tworzono obraz kraju o nikn¹cej demokracji i rodz¹cym siê zamordyzmie. Wyjaœnienia sk³adane przez polskiego ministra spraw zagranicznych W. Cimoszewicza w redakcji „New York Times” trafi³y na mur obojêtnej niechêci, której spoiwem jest zawodowa solidarnoœæ. Do zwalczania oponentów anga¿owano nie tylko posi³ki z zagranicy, ale i siêgano po rodzimych twórców i ekspertów. S¹ to na ogó³ niegdyœ znakomici twórcy, którym z wiekiem oklap³a twórcza wena, za to przyby³o tupetu. Tu klinicznym przyk³adem s¹ fantasmagorie wypisywane w miesiêczniku „Film”, homilie przeciw zepsuciu, zamieszczane, miêdzy innymi, na ³amach „Tygodnika Powszechnego”, oparte na œlepej wierze w prawdy g³oszone przez „Gazetê”, obsceniczne ¿arty satyryków. Najg³oœniejszy paszkwil, obra¿aj¹cy nie tylko mnie, ale i mojego ojca, powsta³ za spraw¹ wicemarsza³ka Senatu Kazimierza Kutza. Wywiad z nim ukaza³ siê w „Przekroju”, zaœ „Gazeta Wyborcza”, jak wszystkie tego rodzaju teksty, chêtnie przedrukowa³a najmocniejsze fragmenty. Tym razem Kutz posun¹³ siê za daleko i przegra³ sprawê w s¹dzie. Swoje procesy o znies³awienie wygrali W. Czarzasty z „Gazet¹ Wyborcz¹”
130
i A. Michnikiem oraz A. Jakubowska z P. Œpiewakiem. Ale kto o tym poinformowa³, kogo to jeszcze interesuje? Przypomina to historiê o korupcji w poznañskiej policji, wykryt¹ przez „Gazetê Wyborcz¹” (duet Najsztub-Gorzeliñski). Po 12 latach s¹d orzek³, ¿e maj¹ oni przeprosiæ by³ego komendanta g³ównego policji Smolarka, którego w wyniku tej publikacji odwo³ano ze stanowiska. Kogo to, poza Smolarkiem, zainteresowa³o?
131
Ktoœ tu krêci Dlaczego zwlekano z publikacj¹ nagrania dokonanego przez A. Michnika prawie pó³ roku? Z odpowiedzi¹ na to pytanie prowadz¹cy œledztwo dziennikarskie maj¹ pewien k³opot. Okaza³o siê, ¿e dochodzenie w wykonaniu Smoleñskiego i Michnika polega³o g³ównie na rozpuszczaniu wiadomoœci o z³o¿eniu przez Rywina korupcyjnej propozycji. Ponadto Smoleñski dokona³ w tekœcie nagrania manipulacji, ¿eby próbowaæ wydusiæ ze mnie satysfakcjonuj¹ce go odpowiedzi. Ju¿ za coœ takiego powinien byæ wykluczony z grona szanowanych dziennikarzy. A na tym obrazie zaczê³y pojawiaæ siê rysy. Niektóre przyk³ady pêkniêæ ju¿ pokazywa³em, m.in. za spraw¹ Agory Rywin zosta³ zaproszony na s³ynn¹ naradê do Ministerstwa Kultury; okaza³o siê, ¿e wbrew pocz¹tkowym zapewnieniom, Rywin z kierownictwem Agory i „Gazety Wyborczej” œwietnie siê znali. W ka¿dym razie na tyle, by z Rywinem rozmawiaæ – podobno tylko ¿artem – na temat jego prezesury w Polsacie. Co wiêcej, w toku prac komisji œledczej wysz³o na jaw, ¿e Agora prowadzi³a intensywne dwustronne negocjacje z rz¹dem w sprawie tych zapisów ustawy, które j¹ najbardziej interesowa³y.
132
Dziwi³o zreszt¹ nie tylko to, co siê wydarzy³o, ale i to, do czego nie dosz³o, chocia¿ powinno. Bardziej uwa¿ni obserwatorzy tej dziwnej afery w g³owê zachodzili, dlaczego Lew Rywin nie pojawi³ siê ze swoj¹ korupcyjn¹ propozycj¹ wtedy, kiedy projektowane przepisy ustawy medialnej by³y dla Agory rzeczywiœcie bardzo niekorzystne, czyli na wiosnê 2002 roku, a wszed³ do gry wówczas, gdy decyzja o kompromisie z prywatnymi nadawcami ju¿ zapad³a. Miller, podobnie jak Kwaœniewski, jednoznacznie wówczas oczekiwali, ¿e „proœby” Agory zostan¹ tym sposobem zaspokojone. Dlaczego Rywin „uaktywni³” siê dopiero na pocz¹tku lipca 2002 po rozmowach, jakie odbyli z nim Rapaczyñski i Zarêbski, a nie Kwiatkowski, Czarzasty czy Jakubowska? Jeœli idzie o g³ównych podejrzanych (b¹dŸ ofiary, jak mówi s¹d w sentencji wyroku w procesie Rywina), to wysz³o na jaw, ¿e Kwiatkowski nie planowa³ prywatyzacji TVP 2, lecz chcia³a jej Agora. Okaza³o siê te¿, ¿e Rywin wspomina³ o swoim udziale w konsultowaniu ustawy medialnej wczeœniej (9 i 10 lipca 2002), zanim dosz³o do spotkania ze mn¹ w tej sprawie i naszej rozmowy (11 lipca 2002). Przypomnijmy jeszcze raz, ¿e A. Jakubowska, która do „Grupy Trzymaj¹cej W³adzê” zosta³a „do³¹czona” póŸniej, w kluczowym dla afery pocz¹tku lipca 2002 przekaza³a Radzie Ministrów projekt nowelizacji niekorzystny dla Agory oraz z³o¿y³a… dymisjê. I nie z powodu Agory i jej natarczywoœci, b¹dŸ Rywina i jego starañ, lecz za spraw¹ Millera, który nie tylko nie zaproponowa³ jej teki ministra kultury po zdymisjonowanym Celiñskim, ale nawet nie poinformowa³ jej, ¿e planuje zmiany w jej resorcie. Co do Czarzastego, to jest prawd¹, ¿e w sprawie ustawy by³ bardzo aktywny i Agora mia³a go za co nie
133
lubiæ, ale za to, jak na razie, na wiêzienie nie skazuj¹. A tak powa¿niej: jeœli nie sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, to jaki inny urzêdnik pañstwowy by³by bardziej uprawniony, ba! – zobowi¹zany, do wypowiadania siê na temat zmian w prawie medialnym?
Tropem Rokity Kolejne rysy na obrazie powsta³y wówczas, gdy Rokita „odkry³”, ¿e rz¹d i Agora, dzia³aj¹c wspólnie i w porozumieniu, spiskowali w sprawie ustawy medialnej. Argumentów nie brakowa³o, bo gor¹ca linia dzia³a³a i nie brakowa³o kontaktów Agory z rz¹dem i jego przedstawicielami. Na podstawie setek zmian w kolejnych wersjach projektu nowelizacji i jak¿e licznych wzmiankach o ró¿nych spotkaniach, rozmowach, e-mailach, opisanych w protoko³ach z przes³uchañ przed komisj¹ i w prokuraturze oraz billingów telefonicznych, Jan Rokita og³osi³, ¿e Agora w poufnych negocjacjach z rz¹dem zabiega³a o to, by stworzyæ korzystny dla siebie uk³ad na rynku mediów, a rz¹d spe³ni³ postulaty Agory dopiero wówczas, gdy Agora dysponowa³a kompromituj¹cym nagraniem rozmowy Michnika z Rywinem. Wed³ug Rokity, ³¹cznikiem miêdzy Rywinem a Agor¹ mia³ byæ Pacewicz, zastêpca redaktora naczelnego „GW”. Pacewicz na wieœæ o swojej nowej roli bezskutecznie zaklina³ siê, ¿e z Rywinem ¿adnych wówczas kontaktów nie utrzymywa³. Wersjê relacji rz¹d-Agora przyswoi³ sobie pose³ Ziobro, bo Prawu i Sprawiedliwoœci tak¿e spodoba³o siê
134
135
„po¿enienie” w tej korupcyjnej aferze SLD z Agor¹. W raporcie Ziobry mo¿na przeczytaæ, ¿e: „Relacja, jaka wytworzy³a siê na przestrzeni czasu od 15 lipca 2002 r. pomiêdzy przedstawicielami Agory i Adamem Michnikiem a wybranymi przedstawicielami rz¹du Leszka Millera w sprawie autopoprawki nosi wszelkie cechy «gry korupcyjnej»”. Agora, co by³o do przewidzenia, zareagowa³a œwiêtym oburzeniem, a £uczywo, z w³aœciw¹ kierownictwu „Gazety Wyborczej” elegancj¹, zarzuci³a Rokicie schizofreniê. Ale przy takim obrocie sprawy nawet najmocniejsze s³owa, jakie pad³yby ze strony Agory, by³y zbyt s³abe. Agora zbyt d³ugo i mozolnie tka³a w ludzkich g³owach sieæ oskar¿eñ, by j¹ – skoro nieoczekiwanie sama w ni¹ wpad³a – zerwaæ kilkoma inwektywami. Karko³omne spekulacje, jakie snuto dowodz¹c istnienia GTW, doprowadzi³y do sytuacji, w której pos¹dzenie kogokolwiek przy pomocy danych z billingów, zeznañ z komisji czy – a tak równie¿ bywa³o – wbrew tym danym i jakimkolwiek poszlakom, sta³o siê nie tylko dziecinnie ³atwe, ale i moralnie akceptowane. Ten tryb postêpowania obowi¹zywa³ od samego pocz¹tku i kosztem coraz to nowych oskar¿onych mia³ obowi¹zywaæ do zwyciêskiego dla Agory koñca. Do dziœ wiele osób zastanawia siê, czemu Rokita tak poszerzy³ front ataku. To ju¿ nie tylko Rywin, Kwiatkowski, Czarzasty, Nikolski, Miller, Jakubowska – byli winni. Tak¿e Agora i jej ludzie znaleŸli siê w krêgu podejrzanych. Ale mo¿e przesadzam z t¹ podejrzliwoœci¹ i szukaniem ukrytego dna. Bo w istocie Rokicie mog³o chodziæ o popisanie siê dociekliwoœci¹, talentem i b³yskotliwoœci¹. Jeœli tak, to zagra³ inteligentnie i przewrotnie, choæ teza ta by³a równie absurdalna, jak i inne sensacje: rz¹d niby uleg³ szanta¿owi Agory, ale Jakubowska w ostatniej chwili przechytrzy³a
136
wszystkich i ju¿ po s³ynnej naradzie rz¹d-Agora wieczorem 22 lipca 2002 r., tzn. bezpoœrednio po konfrontacji premiera z Rywinem, przywróci³a zapisy niekorzystne dla wydawcy „Gazety”. Zreszt¹… o tym wieczornym spotkaniu rz¹du z Agor¹ dowiedzia³em siê z prac komisji i przyznam, ¿e by³o to dla mnie spore zaskoczenie. Tym wiêksze, ¿e nie tylko z uwag¹ œledzi³em wszystko, co tej sprawy dotyczy³o, ale te¿ zarozumiale s¹dzi³em, ¿e wszystko o niej wiem.
137
Paranoja A przecie¿ byæ mo¿e nie by³oby tego politycznego cyrku, zakoñczonego w sposób tak niezwyk³y, jak niezwyk³a by³a ca³a ta awantura, gdyby w uchwale Sejmu powo³uj¹cej Sejmow¹ Komisjê Œledcz¹ nie zapisano w punkcie pierwszym, okreœlaj¹cym jej zadania, ¿e ma wyjaœniæ: „Okolicznoœci towarzysz¹ce próbie wymuszenia przez Lwa Rywina korzyœci maj¹tkowych i politycznych w zamian za spowodowanie zaniechania wprowadzenia niekorzystnych dla prywatnych mediów zmian w ustawie o radiofonii i telewizji oraz za odpowiadaj¹ce ich interesom decyzje KRRiT, a tak¿e ustalenie osób, które inicjowaæ mia³y powy¿sze dzia³ania.” Przecie¿ to musia³o kolidowaæ z prac¹ wymiaru sprawiedliwoœci. Kolizja ta nie mia³a nawet charakteru merytorycznego; wyrok s¹du I instancji i sprawozdanie komisji (pardon, raport Anity B³ochowiak) s¹ w tej sprawie identyczne: Rywin próbowa³ dopuœciæ siê oszustwa, a Grupy Trzymaj¹cej W³adzê – nie by³o. Ale skoro Sejm ostatecznie przyj¹³, jako swój, raport Ziobry, to jest jasne, ¿e orzeczenia s¹du i uchwa³a komisji – z jednej strony, a uchwa³a parlamentu – z drugiej, s¹ sprzeczne w jednej i tej samej sprawie. Jak to ma siê do konstytucyjnej
138
zasady rozdzia³u i niezale¿noœci w³adz ustawodawczej, wykonawczej i s¹dowej? Przecie¿ to nie sejmowa komisja ani nawet Sejm maj¹ orzekaæ o winie, bo jest jasne, ¿e wówczas jej wyrok bêdzie skierowany przeciwko tym, którzy s¹ w mniejszoœci. Na³êcz powiada na to, powo³uj¹c siê na Trybuna³ Konstytucyjny, ¿e s¹d ró¿ni siê od komisji tym, ¿e przed komisj¹ nie ma domniemania niewinnoœci. S¹d ma rozstrzygn¹æ o odpowiedzialnoœci karnej danej osoby, a komisja œledcza bada dzia³alnoœæ organu w³adzy publicznej. W praktyce by³o zupe³nie inaczej. Komisja koncentruj¹c swoj¹ uwagê na Kwiatkowskim czy Millerze nie bada³a, czy dobrze spe³niali swoj¹ powinnoœæ jako funkcjonariusze publiczni. Komisja koncentrowa³a siê na szukaniu odpowiedzi na pytanie: czy to oni wysy³ali b¹dŸ inspirowali Rywina czy nie, a wiêc czy w konsekwencji powinni byæ wspó³oskar¿onymi czy nie. A przecie¿ o tym powinna rozstrzygaæ prokuratura, a nastêpnie s¹d! Innymi s³owy komisja nie by³a ciekawa, czy Kwiatkowski czyni¹c starania o nowelizacjê, a Miller go wspieraj¹c, bronili interesów i przysz³oœci polskich mediów publicznych i – odpowiednio – polskiego pañstwa, czy dzia³ali na ich szkodê. Przewodnicz¹cy Na³êcz przejdzie pewnie do historii jako „znany polski karnista”, który ws³awi³ siê miêdzy innymi ekspresow¹ edukacj¹. Na zarzut, ¿e prowadzi parlamentarn¹ komisjê œledcz¹, a przecie¿ nie ma nawet wykszta³cenia prawniczego, stachanowiec polskiej Temidy oœwiadczy³, ¿e kodeksu postêpowania karnego nauczy siê w trzy dni. Czego siê nauczy³ – ju¿ wiemy i widaæ, ¿e rzeczywiœcie wiêcej czasu na naukê nie mia³. Zbiegiem okolicznoœci w dwóch innych, poza Polsk¹, pañstwach: na Litwie i w Wielkiej Brytanii tak¿e dzia³a³y parlamentarne komisje œledcze. Przy wszystkich ró¿nicach dziel¹cych systemy prawne i polityczne tych
139
trzech pañstw, warto zwróciæ uwagê, ¿e tylko w Polsce komisja pracowa³a tak karykaturalnie d³ugo. Nie od rzeczy bêdzie te¿ przypomnieæ, ¿e pañstwo o najd³u¿szej tradycji parlamentarnej, czyli Wielka Brytania, postawi³o na czele komisji œledczej zawodowego sêdziego, o ugruntowanej pozycji zawodowej. Czy zawsze musimy wywa¿aæ otwarte drzwi? Ktoœ mo¿e zapytaæ: a po co zawodowy sêdzia? Odrobina rozumu i umiar w ferowaniu s¹dów nie wystarcz¹? Niestety nie; to i tak s¹ w polskim Sejmie towary deficytowe. Jednak nawet wówczas, gdyby rozumu i umiaru by³o znacznie wiêcej warto, by pracami organu decyduj¹cego o ¿yciu lub politycznej œmierci, o czyimœ publicznym wizerunku – decydowa³ ktoœ, kogo nie sposób pos¹dziæ o interesownoœæ i stronniczoœæ w tej sprawie. Jeœli w kolejnych wyborach parlamentarnych zwyciêzc¹ i w konsekwencji premierem zostanie J. Rokita, to dowód (spóŸniony o dwa lata, ale za to ¿elazny) na jego interesownoœæ w trakcie przes³uchañ L. Millera, zw³aszcza przy formu³owaniu wniosków dotycz¹cych by³ego premiera, bêdzie niepodwa¿alny. Ludzie wykonuj¹cy zawód sêdziego i wydaj¹cy wyroki s¹ znacznie bardziej odporni na pokusy wynikaj¹ce z posiadania w³adzy nad innymi i (z regu³y) nie spiesz¹ siê do objêcia posady szefa rz¹du. Postêpowanie komisji czasem przywodzi³o na myœl eksperyment ze studentami podzielonymi na czas doœwiadczenia na wiêŸniów i stra¿ników. Ci, którzy „otrzymali” w³adzê nad innymi, natychmiast zaczêli wy¿ywaæ siê nad „wiêŸniami”. W³adza niekiedy og³upia tak dalece, ¿e znika przyzwoitoœæ. Odpowiednia zawodowa praktyka w ferowaniu wyroków wyklucza postêpowanie, które mo¿e oœmieszyæ. Wymown¹ ilustracj¹ takiej sytuacji jest przewijaj¹ca siê przez ca³¹ aferê Rywina sprawa billingów.
140
Komu billingi, komu…? Na samym pocz¹tku przes³uchañ, w lutym 2003 r., „Rzeczpospolita” opublikowa³a artyku³ pod tytu³em „Gor¹ce billingi”, po którego lekturze i mnie siê zrobi³o gor¹co. Dzieñ publikacji „przypadkiem” zbieg³ siê z dniem, w którym mia³em byæ przes³uchiwany przez komisjê, co w ostatniej chwili zmieniono w zwi¹zku z przed³u¿aj¹cymi siê zeznaniami A. Michnika. Z przedstawionych przez gazetê danych wynika³o, ¿e kontaktowa³em siê z Rywinem szczególnie czêsto wtedy, kiedy, jak wynika³o to z kalendarium afery, coœ istotnego siê dzia³o. Chwilê trwa³o, zanim sam nie ustali³em, ¿e billingi wymienione przez „Rzeczpospolit¹” nie oznaczaj¹ rozmowy, a ju¿ na pewno nie rozmowy osób, bêd¹cych abonentami danego numeru. Dla przeciêtnego obywatela takie zastrze¿enia maj¹ charakter teoretyczny, nie maj¹ praktycznego znaczenia – ale w moim przypadku wówczas mia³y. Jako prezes TVP by³em bowiem cz³owiekiem przebywaj¹cym w nieustannym oblê¿eniu telefonicznym, co spowodowa³o, ¿e musia³em zaprzestaæ noszenia ze sob¹ telefonu komórkowego (mia³ go albo kierowca albo asystent lub telefon zostawa³ w sekretariacie) i zacz¹æ stosowaæ siê do zasady – „nie odbieram, ale oddzwaniam”.
141
Przyznajê, nie u³atwia³o to ¿ycia moim potencjalnym rozmówcom, ale dziêki temu ja mog³em jako tako funkcjonowaæ. Dlaczego tak siê o tym rozpisujê? Bo to oznacza, ¿e skuteczne dodzwonienie siê oznacza³o kilkukrotn¹ próbê, zawsze zarejestrowan¹ w tzw. billingu. Co wiêcej, nie ka¿de zarejestrowane po³¹czenie by³o rozmow¹. Jeœli w ci¹gu kilku minut odnotowano, na przyk³ad, trzy po³¹czenia, a by³o sporo takich przypadków, to mog³o to jedynie oznaczaæ, ¿e tak naprawdê mog³a odbyæ siê tylko jedna w miarê normalna rozmowa. I bez tego prowadzi³em w skali roku tysi¹ce rozmów. Podobnie jak inni szefowie du¿ych firm. W. Czarzasty wyliczy³, ¿e w wakacje by³y takie dni, kiedy rozmowy telefoniczne zajmowa³y mu œrednio 6 godzin na dobê. Ja mia³em trochê mniej wygadanych godzin, ale tylko trochê. Dziwne? Mo¿e, ale trzeba pamiêtaæ, ¿e telefon, zw³aszcza komórkowy, to dziœ podstawowe narzêdzie pracy nie tylko w polityce czy szerzej – w ¿yciu publicznym. Potem na jaw wysz³y niecne praktyki operatorów, których rachunków na czas nie kontrolowano. Mam na myœli odnotowane w billingach i zap³acone przez TVP rachunki za rozmowy B. Sulika ze mn¹, maj¹ce rzekomo trwaæ ponad dwie godziny. Ponoæ Sulik, a raczej jego telefon, mia³ na koncie rozmowy… siedmiogodzinne. Na szczêœcie, tym razem nie z moim numerem telefonu i to w maju, a nie w sierpniu 2002 r., jak w przypadku rozmowy dwugodzinnej, o któr¹ nas pos¹dzano. Okaza³o siê te¿, ¿e billingi ró¿nych numerów nale¿¹cych do tej samej osoby rejestruj¹, ¿e ich posiadacz rozmawia w tym samym czasie z ró¿nymi numerami, czego jednak nie potwierdzaj¹ billingi tych „ró¿nych” numerów…
142
Ale takie racjonalne odpowiedzi nikogo ju¿ nie interesowa³y. Billingi sta³y siê dowodem nie tylko na zrealizowane rozmowy, choæby czas jej trwania wynosi³ 0,0 sekund. Cz³onkowie komisyjnej „trojki” zaczêli z billingów odczytywaæ… treœæ rozmów. Staram siê nie siêgaæ do zbyt wielu cytatów, ale tym razem pokusa jest zbyt wielka… Panie i Panowie! Jako pierwszy wyst¹pi przewodnicz¹cy sejmowej komisji œledczej Tomasz Na³êcz: „Komisja odnotowa³a, ¿e ju¿ trzy minuty po zakoñczeniu po³¹czenia R. Kwiatkowskiego z A. Jakubowsk¹ po³¹czy³a siê ona telefonicznie z W. Czarzastym, z którym rozmawia³a do godziny 13.30. Trudno nie przypuszczaæ, ¿e relacja ze spotkania L. Rywina nie zosta³a przekazana tak¿e W. Czarzastemu.” Sk¹d Jakubowska to wiedzia³a? Oczywiœcie, ode mnie, co z billingów „wyczyta³” Na³êcz. Prawda, jakie proste?! Na³êcz jest w tej sztuce niedoœcig³ym mistrzem. O ile obydwaj z Rokit¹ potrafi¹ z rejestru po³¹czenia odczytaæ jego treœæ, to tylko Na³êcz potrafi z braku po³¹czeñ telefonicznych od 16 do 31 lipca miêdzy Czarzastym a Kwiatkowskim wyci¹gn¹æ wniosek, ¿e: „Jest wiêc wielce prawdopodobne, ¿e w dzieñ po przekazaniu W. Rapaczyñskiej oferty przez L. Rywina osoby te ustali³y inny sposób wzajemnego komunikowania siê.” Na³êczowi nie przyjdzie na myœl, ¿e nasze kontakty, choæ od lat bliskie, mog¹ ustaæ na dwa wakacyjne tygodnie. Oto idea³ œledczego: z billingów odczytuje przestêpcz¹ treœæ rozmów, a z braku rozmów wywodzi wniosek, ¿e przestêpcy chcieli ukryæ swoje kontakty. Na³êcz oczywiœcie zak³ada, ¿e jesteœmy tak g³upi, ¿eby swoje kontakty ukrywaæ po 16 lipca 2002 r., a nie wczeœniej, na przyk³ad ju¿ od pocz¹tku lipca. Podobnie ja nie wpad³em na to, ¿eby ukryæ swoje kontakty z innymi osobami, np. z L. Rywinem i przed,
143
i po 16 lipca. Wszystko pewnie po to, by Na³êcz móg³ nas zdemaskowaæ. Ale sk¹d wiedzia³em o przebiegu rozmów Rywina z Rapaczyñski? Otó¿ Na³êcz nie tylko zna treœæ rozmów z billingów. Zna treœæ mojej rozmowy z Rywinem, która odby³a siê na terenie ambasady francuskiej. To, ¿e ze wzglêdu na miejsce i czas mog³a ona mieæ charakter kurtuazyjny, nie przychodzi mu do g³owy. Cytat: „Zaraz po 12.00 obaj (to jest Rywin i Kwiatkowski – przyp. mój) spotkali siê i rozmawiali w ogrodach Ambasady Francuskiej (tak w oryginale – przyp. mój). (…) Trudno nie przypuszczaæ, by R. Kwiatkowski nie uzyska³ wówczas szczegó³owej relacji o przebiegu i wynikach spotkania w Agorze, wraz z informacj¹, ¿e rozmowy bêd¹ kontynuowane a dalszy sposób za³atwienia sprawy przez Agorê nale¿y do A. Michnika.” Innym autorem sensacyjnego scenariusza okaza³ siê szef Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, ¿elazny kandydat na ¿elaznego premiera, Jan Maria Rokita. Pod pewnymi wzglêdami przebija³ Na³êcza. Zacytujmy: „Po opuszczeniu siedziby spó³ki Agora, o godzinie 12.31, L. Rywin ³¹czy siê telefonicznie z R. Kwiatkowskim. Trudno nie przyj¹æ, by w toku tej rozmowy L. Rywin nie poinformowa³ R. Kwiatkowskiego o rozmowie z A. Michnikiem.” Od siebie dodam, ¿e po opuszczeniu siedziby spó³ki Agora, a telefonem do mnie, Rywin ³¹czy³ siê z kilkoma innymi osobami. Taka informacja os³abia³aby wra¿enie, jakie mia³a wywo³aæ „sensacja” mówi¹ca o tym, ¿e zaraz po wyjœciu Rywin z nikim telefonicznie siê nie kontaktuje, tylko sk³ada mi raport. Jak ju¿ napisa³em, komisyjni detektywi oczywiœcie nie dali wiary, ¿e nie pamiêtam, czego dotyczy³a tamta, zreszt¹ bardzo krótka rozmowa. Mog³em wówczas z Rywinem rozmawiaæ na wiele tematów. Na przyk³ad
144
o udziale w turnieju „Idea Prokom Open”: do obecnoœci tam namawia³ mnie Lew Rywin, wówczas prezes Polskiego Zwi¹zku Tenisa, a znajomi zarezerwowali dla mnie i mojej ¿ony hotel. Na szczêœcie dla mnie, ¿ona (kobieca intuicja!) oprotestowa³a pomys³ wyjazdu i plany zmieni³em, choæ przez chwilê korci³o mnie, ¿eby mimo zbli¿aj¹cego siê wyjazdu na urlop samemu tam na chwilê wyskoczyæ. Móg³ Rywin naciskaæ, by telewizja wywi¹za³a siê z p³atnoœci za „WiedŸmina”, bo wówczas TVP zalega³a mu z przelewem kolejnych rat, co potwierdzi³ mi dyrektor Agencji Filmowej TVP. Mog³o byæ jeszcze sporo innych spraw, o których mówi³em komisji i prokuraturze, ale przecie¿ z bilingów Rokita i Na³êcz „wyczytali” to, co im by³o potrzebne do oskar¿aj¹cych wywodów. Komisja potyka³a siê o billingi wielokrotnie. Pominê problemy Renaty Beger z odczytywaniem d³ugoœci po³¹czeñ – arytmetyka rzecz trudna. Co tam zreszt¹ pos³anka Beger! Sam genera³ Czempiñski, as polskich s³u¿b specjalnych, da³ siê nabraæ na sensacje „¯ycia Warszawy” i na wieœæ o tym, ¿e do sekretariatu minister Jakubowskiej wielokrotnie dzwoniono z budek telefonicznych, zacz¹³ dzieliæ siê z czytelnikami fachowymi uwagami na temat zasad konspiracji. Czempiñski twierdzi³, ¿e dzwoni¹c z ró¿nych budek naj³atwiej zmyliæ czujnoœæ odpowiednich s³u¿b i ukrywaæ nie tylko to¿samoœæ dzwoni¹cych, ale te¿ treœæ rozmów. By³aby to oczywiœcie dodatkowa poszlaka przeciwko Jakubowskiej, kolejny punkt oskar¿enia „grupy trzymaj¹cej w³adzê”, sk³adaj¹cego siê przecie¿ wy³¹cznie z poszlak, plotek i pomówieñ. Na szczêœcie sekretarka Jakubowskiej przypomnia³a sobie, ¿e te liczne telefony z budek telefonicznych bra³y siê z pomy³kowego podania numeru telefonu jej sekretariatu w og³oszeniu dotycz¹cym oferty pracy w…
145
wietnamskim barze. Jest to dla mnie tak¿e dowód na istnienie w tej sprawie diabelskiego chochlika, który wszystko splata³ ze sob¹ w jakiœ nieprawdopodobny sposób. Pierwsze rozmowy z tych telefonów do sekretariatu Jakubowskiej odbywa³y siê z budki, która jest jakieœ 200 metrów od mojego mieszkania…. Inny niezwyk³y przypadek dotyczy³ rozmowy telefonicznej, jaka odby³a siê pod koniec stycznia 2003 r. (a wiêc w czasie rozkwitu afery) z telefonu nale¿¹cego do L. Rywina na telefon nale¿¹cy do mojego kierowcy. Pyta³a mnie o to pani prokurator, a ja zdêbia³em, bo nie doœæ ¿e z L. Rywinem od czasu imienin prezydenta w grudniu 2002 r. nie rozmawia³em, to jeszcze nie mia³em pojêcia, ¿e mój kierowca utrzymywa³ z nim kontakt. Poniewa¿, zgodnie z prawd¹, w sk³adanych wczeœniej zeznaniach twierdzi³em, ¿e ani ja z L. Rywinem, ani on ze mn¹ nawet nie szukaliœmy kontaktu (jak wiadomo, za fa³szywe zeznania grozi kara wiêzienia do lat trzech), sprawa zaczê³a wygl¹daæ powa¿nie. Tymczasem okaza³o siê, ¿e do mojego kierowcy z telefonu nale¿¹cego do Rywina zadzwoni³ jego by³y kierowca, zreszt¹ kiedyœ pracownik TVP – st¹d siê panowie znaj¹ – z pytaniem, czy nie ma jakiejœ roboty dla niego, bo z Canal+ Polska w³aœnie go zwolniono. Na szczêœcie, w tym czasie by³em tysi¹c kilometrów dalej. Napomknê jeszcze, jak komisja, a przede wszystkim Rokita, „naciê³a siê” na ministra W. D¹browskiego, marsza³ka L. Pastusiaka, a zw³aszcza na profesora S. So³tysiñskiego. Wszyscy oni mieli na swoich kontach liczne i czêsto tak¿e d³ugie rozmowy, równie¿ w gor¹cych lipcowych dniach i godzinach, z numerami biura L. Rywina. A przecie¿ chodzi³o o osoby, które pasowa³yby jak ula³ do niejednej uk³adanki. Dotyczy³o to zw³aszcza Pastusiaka, wa¿nego lidera SLD, mar-
146
sza³ka Senatu, formalnie – trzeciej osoby w pañstwie. Œwiadek Pastusiak, wœciek³y na afront, jaki go spotka³, choæ na co dzieñ to cz³owiek go³êbiego serca, zimno wyjaœni³ komisji, ¿e telefony z Heritage Films do jego domu bior¹ siê st¹d, i¿ jego syn od wielu lat pracuje w firmie Rywina, sk¹d czasami, owszem, dzwoni do domu. Pana Rywina zaœ Pastusiak nie ma przyjemnoœci znaæ. Podobnie rzecz mia³a siê z D¹browskim, ministrem kultury. Jak siê okaza³o, z ministrem „³¹czy³y” Rywina przede wszystkim sprawy zaproszeñ na premierê i przedpremierowe pokazy „Pianisty”, filmu, którego Rywin by³ wspó³producentem. Prof. So³tysiñskiego Rokita musia³ bardzo przepraszaæ za pomówienia, jakich podczas przes³uchania siê dopuœci³. Rokita sugerowa³, ¿e przewodnicz¹cy Rady Nadzorczej Agory wyj¹tkowo intensywnie kontaktowa³ siê z Rywinem, co zapachnia³o Rokicie jakimœ spiskiem albo mediacj¹ pomiêdzy Agor¹ a Rywinem i jego mocodawcami. Bo ¿e Rywin mia³ mocodawców, tego Rokita musia³ siê trzymaæ; inaczej nie by³by wyroczni¹ polskiej polityki. Wtedy zreszt¹ po raz pierwszy w pytaniach Rokity zaczê³y pobrzmiewaæ tony, których Agora powinna siê obawiaæ. Byæ mo¿e jednak to zbagatelizowa³a, bo z kontaktami So³tysiñski-Rywin by³o tak jak z rozdawaniem rowerów: nie w Moskwie, tylko w Petersburgu, nie daj¹, tylko kradn¹. I nie rowery a samochody. Kancelaria So³tysiñskiego, choæ nie on sam, czêsto kontaktowa³a siê z jedn¹ z firm Rywina (choæ z samym Rywinem ju¿ rzadziej), lecz nie z powodu korupcyjnych uk³adów, ale dlatego, ¿e Kancelaria So³tysiñski, Kawecki, Szlêzak od lat obs³ugiwa³a Canal+ Polska, firmê, w której Rywin przez lata by³ prezesem jak nie zarz¹du, to rady nadzorczej i znacz¹cym akcjonariuszem. Teza
147
o tajemniczym poœredniku wróci póŸniej, przy próbie wrobienia w tê rolê Piotra Pacewicza, zastêpcy redaktora naczelnego „Gazety”, a to dlatego, ¿e… Rywin dzwoni³ do sekretariatu redaktorów naczelnych „Gazety Wyborczej”. Ale dlaczego do Pacewicza? Dlatego, ¿e latem 2001 roku, a wiêc 12 miesiêcy wczeœniej dzwoni³em do Pacewicza z jak¹œ spraw¹ i tak ten numer mia³em u siebie w telefonie zapisany. Razem z moimi billingami taki opis numeru telefonicznego dotar³ do komisji. To wystarczy³o, ¿eby gwiazdy komisji z Rokit¹ na czele zaczê³y g³osiæ hipotezê o Pacewiczu jako poœredniku miêdzy Agor¹ a Rywinem. Tak komisja „pracowa³a” z billingami. Tym razem dopad³a faceta z Agory, ale to wyj¹tek od regu³y, zgodnie z któr¹ billingi by³y – przy aplauzie „Wyborczej” – dowodami przeciwko Czarzastemu, Jakubowskiej i mnie. Sejmowa Komisja Œledcza to organ o olbrzymich kompetencjach represyjno-inwigilacyjnych. Ma do dyspozycji prokuraturê, a za jej poœrednictwem policjê i ABW, którym zleca – wiêkszoœci¹ g³osów – cokolwiek, co sobie wymyœli. Nie ma co liczyæ na odpowiedzialnoœæ jej cz³onków, bo wszyscy oni dzia³aj¹ w warunkach szalonej konkurencji: wygrywa ten, który pierwszy zab³yœnie, kto pierwszy doniesie o prawdziwym b¹dŸ wydumanym prze³omie. Cz³onkowie komisji przyzwyczaili opiniê publiczn¹ nie tylko do ujawniania billingów, ale tak¿e SMS-ów. Rokita w trakcie przes³uchania Danuty Waniek odczyta³ treœæ prywatnego esemesa Adama Halbera, by³ego cz³onka KRRiT, do mnie i uzna³, ¿e jest to przyk³ad kolesiostwa. Wañkowej nie pozosta³o nic innego, jak tylko przytakn¹æ. Stado autorytetów moralnych nie posiada³o siê z oburzenia, jakby jeden SMS by³ nie tylko dowodem, ale przyczyn¹ zepsucia obyczajów w Polsce.
148
Tymczasem ka¿dy, kto zna Halbera, wie, ¿e ten rubaszny i zarazem uroczy cz³owiek równie wprawnie pos³uguje siê wykwintn¹, literack¹ polszczyzn¹, jak i wulgaryzmami. SMS jego autorstwa przes³any do mnie, kompletnie wyrwany z kontekstu, bi³ oczywiœcie i w Halbera, i we mnie. Ale prawie nikt nie wie, ¿e szybciej on dotar³ do komisji, ni¿ do mnie. Bowiem przez Halbera zosta³ wys³any na telefon, który na parê miesiêcy przejê³a prokuratura. Dlatego nie mia³em szansy zapoznaæ siê z jego treœci¹ ani na niego odpowiedzieæ. Mog³em jedynie, jak czêsto w tej sprawie, dostaæ po g³owie za nie swoje grzechy, przesadnie wyolbrzymione tym razem na potrzeby Rokity. Mam nadziejê, ¿e jego tyrady uzasadniaj¹ce ujawnianie cudzych i nijak nie maj¹cych zwi¹zku ze spraw¹ sms-ów bêd¹ mu zapamiêtane przez tych, którzy w taki sposób bardzo czêsto wymieniaj¹ wiadomoœci miêdzy sob¹, ale nie ¿ycz¹ sobie, ¿eby ktokolwiek trzeci pozna³ ich treœæ, nie mówi¹c, jak w tym przypadku, o ca³ej Polsce. Ale przecie¿ billingi i sms-y to nie wszystko. Dochodz¹ do tego wspomniane rewizje w pracy i w domu; odczytywanie treœci dysków z prywatnych i s³u¿bowych komputerów, z których w moim przypadku nie uda³o siê wydobyæ niczego, co rzuca³oby na mnie cieñ podejrzenia i jedna z ulubionych, bo bardzo widowiskowa broñ w rêkach komisji, jak¹ jest konfrontacja œwiadków.
149
Prawo i ich „sprawiedliwoœæ” Komisja œledcza, a przynajmniej jej najbardziej aktywna czêœæ, mia³a interes w tym, by zapewniæ sobie jak najd³u¿sz¹ obecnoœæ na antenie. Dlatego niechêtnie rezygnowano z raz przyjêtych tez – musia³y nadal obowi¹zywaæ. Jeœli s³ab³y argumenty, siêgano po nowe, podtrzymuj¹ce przyjêt¹ wersjê zdarzeñ. Utrzymanie linii oskar¿enia wymaga³o poszerzenia „³awy oskar¿onych”. Najpierw trafi³ na ni¹ B. Sulik, którego ponoæ wysy³a³em do Agory z tajn¹ misj¹ wywiedzenia siê, co te¿ jest w nagraniu rozmowy Michnika z Rywinem. Autorom tej œmia³ej tezy (g³ównie Na³êczowi) nie przeszkadza³y ani zgodne zaprzeczenia Sulika i moje, ani k³opoty z chronologi¹, ani to, ¿e gdybym dzia³a³ wspólnie z Rywinem, to przecie¿ od niego dosta³bym wiern¹ i pe³n¹ relacjê z tej rozmowy, a nie z drugiej rêki, zniekszta³con¹. Potem winnym „mataczenia” w KRRiT okaza³ siê J. Braun. Ale to by³y tylko odpryski. ¯eby ratowaæ rozsypuj¹c¹ siê konstrukcjê domys³ów, na ³awie oskar¿onych posadzono Aleksandrê Jakubowsk¹ i to na sta³e. Poniewa¿ jest to osoba bardzo ambitna, pewna, ¿e przecie¿ ona z t¹ afer¹ nie mia³a i nie ma nic wspólnego, pocz¹tkowo reagowa³a prowokacyjnie i beztro-
150
sko. Ironizuj¹c pyta³a dlaczego Rywin, chc¹c coœ w sprawie ustawy za³atwiæ, nie zwróci³ siê bezpoœrednio do niej. No i doigra³a siê, bo bez jej „udzia³u” w Grupie Trzymaj¹cej W³adzê nie da³oby siê odpowiednio zinterpretowaæ ba³aganu legislacyjnego, jaki ujawni³ siê podczas prac nad nowelizacj¹. Jakubowska to w pierwszej kolejnoœci polityk i dziennikarka. Daleko jej do wzorca urzêdniczki pedantycznie przestrzegaj¹cej regu³ pragmatyki s³u¿bowej. Zwyczaje wyniesione z pracy redakcyjnej okaza³y siê byæ dla Jakubowskiej pu³apk¹. Opinii publicznej wmówiono, ¿e jej nonszalancja to by³a zaplanowana gra, s³u¿¹ca przeprowadzeniu przez GTW operacji korupcyjnej. Opinia publiczna, a i cz³onkowie komisji, poddani zostali bezprecedensowemu praniu mózgów. Jak siê potem okaza³o, nie wszystkich da³o siê urobiæ, mimo olbrzymiej presji, zw³aszcza na instytucje powo³ane do badania i prowadzenia takich spraw i ferowania wyroków: prokuraturê i s¹d. Pierwsza na ³awie oskar¿onych „zasiad³a” prokuratura. Wszyscy, od ministra sprawiedliwoœci po szeregowego prokuratora, musieli t³umaczyæ siê, dlaczego nie stosuj¹ siê do narzucanego im schematu, to znaczy, dlaczego nie obejmuj¹ GTW aktem oskar¿enia. TrzeŸwa odpowiedŸ K. Olejnika – zastêpcy prokuratora generalnego, czyli faktycznego szefa prokuratorów, ¿e „ile dowodów, tyle zarzutów” – nie przekona³a, rzecz jasna, ani komisji, ani mediów, ani opozycji. Jak wiadomo, z udzia³u w postêpowaniu zrezygnowa³y przynajmniej dwie prokuratorki: Baranowska, na samym pocz¹tku g³ówna prowadz¹ca tê sprawê oraz Marciniak. Za ka¿dym razem powody by³y ró¿ne, ale przypadek tej pierwszej jest doœæ znamienny: prokurator odesz³a, bo zaraz po rozpoczêciu przez ni¹ prowadzenia sprawy Rywina dziennikarze zaczêli nachodziæ
151
jej matkê i interesowaæ siê jej ¿yciem osobistym w stopniu, który uzna³a za zagro¿enie dla swojej prywatnoœci. A jest to prokurator, która prowadzi³a najwiêksze i najtrudniejsze sprawy. Prokurator Marciniak, która zreszt¹ w sprawie Rywina nie by³a g³ówn¹ prowadz¹c¹, odesz³a z bardziej prozaicznych powodów – by zrealizowaæ od dawna zapowiadane plany zawodowe: chcia³a po prostu rozpocz¹æ praktykê radcowsk¹. W mediach starano siê na wszelkie sposoby wykazaæ, ¿e zrezygnowa³a w proteœcie przeciwko nie objêciu mnie aktem oskar¿enia, a naciski w tej sprawie mieli wywieraæ najwy¿si rang¹ urzêdnicy Ministerstwa Sprawiedliwoœci. Na tê okolicznoœæ przes³ucha³a j¹ komisja œledcza, ale tym razem pani prokurator niczego nie uda³o siê wcisn¹æ; nie powiod³a siê sztuczka z Braunem, któremu wmówiono „przyznanie siê” do „matactw” w KRRiT. Prokuratura w akcie oskar¿enia „na wszelki wypadek” nie wykluczy³a istnienia GTW, ale „jedynie” stwierdzi³a brak dowodów na poparcie tej hipotezy. Najwa¿niejsze dla mnie by³o to, ¿e prokuratura wykluczy³a z hipotetycznej GTW Zarêbskiego, Jakubowsk¹, Czarzastego i mnie, co oczywiœcie media zgodnie przemilcza³y. S¹d w pierwszej instancji okaza³ siê bardziej jednoznaczny – zmieni³ kwalifikacjê prawn¹ czynu, wprawdzie przy zdaniu odrêbnym przewodnicz¹cego sk³adu, i orzek³ oszustwo, a nie p³atn¹ protekcjê. Znowu posypa³y siê gromy, tym razem jednak znacznie s³absze ni¿ w przypadku prokuratury. Ale i tak zawarte w publikacjach przed procesem aluzje i sugestie co do postawy sêdziów i wydawanych przez nich wyroków, mia³y swoj¹ wymowê. Œwiadczy³y o tym, ¿e oczekuje siê od s¹du werdyktu nie tyle zgodnego z kodeksami,
152
ile z oczekiwaniami tych, których uwiod³a argumentacja Agory. Oczywiœcie powszechnie próbowano ignorowaæ opinie s¹du wydane przy okazji wyroku. Jak mówi³a Pawlakowa w filmie „Sami swoi”, daj¹c mê¿owi granat na drogê do s¹du: prawo prawem a sprawiedliwoœæ musi byæ po naszej stronie.
153
Z pozycji oskar¿anego „Jest pewna komisja. W komisji jest cz³onek. Nie g³owa jej, gdzie tam, najwy¿ej ogonek, A jednak – jak gromi i jakie ma zrywy, Potêpia, piêtnuje, bo on jest gorliwy Co g³owa, to rozum, co rozum to g³owa, I woda sodowa, i woda sodowa.” (Jan Brzechwa, „Woda sodowa”) Kto tylko chcia³, wypowiedzia³ siê na temat Sejmowej Komisji Œledczej. Nie brakowa³o g³osów ani krytycznych, ani tym bardziej pochwalnych na temat jej pracy czy sk³adu. Wypowiadali siê sami cz³onkowie komisji i postronni obserwatorzy. Zabrak³o do tej pory publicznej wypowiedzi przedstawiaj¹cej komisjê z perspektywy przes³uchiwanego. Przes³uchiwanego wcale nie w intencji zebrania informacji przewidzianych ustaw¹ i uchwa³¹ Sejmu powo³uj¹c¹ komisjê. Œwiadkiem by³o siê tylko na chwilê, na samym pocz¹tku w trakcie odbierania przyrzeczenia, a zaraz potem, na d³ugie godziny zamieniaj¹ce siê w dni przes³uchañ by³o siê ju¿ tylko ³own¹ zwierzyn¹, któr¹ myœliwi z komisji przy aplauzie milionowej widowni chcieli dopaœæ i wcale siê z tym nie kryli.
154
Przesadzam? Oczywiœcie, to nie lata 50. i paznokci nie wyrywali. Wyznam jednak, a nie jestem cz³owiekiem skorym do zwierzeñ, ¿e by³o to jedno z trudniejszych i na pewno najbardziej upokarzaj¹ce doznanie w moim 43-letnim ¿yciu. Najtrudniejsze nie by³y pytania, a œciœlej insynuacje, czo³owej komisyjnej „trojki” – najtrudniejsze by³o poczucie bezsilnoœci wobec ich impertynencji, bufonady, s³abo skrywanej agresji i buty, która wynika³a z przeœwiadczenia, ¿e wszystko im wolno, ich nie obowi¹zuj¹ ¿adne regu³y, ¿adne przepisy prawa, a psim obowi¹zkiem œwiadka jest stawiæ siê na przes³uchanie i przyznaæ do winy w takim zakresie, w jakim komisja uzna za stosowne. Wszystko to w b³yskach fleszy tuzina aparatów, przy nie mniejszej liczbie w³¹czonych kamer i kilkudziesiêciu dziennikarzach, którzy czekali na ka¿de zawahanie, ka¿de potkniêcie, ka¿d¹ nieœcis³oœæ, ¿eby nastêpnego dnia mieæ coœ ze sprawy Rywina na pierwszej stronie, bo przecie¿ konkurencja te¿ coœ na pewno da. I pomyœleæ (tak wówczas s¹dzi³em), ¿e znalaz³em siê tam poniek¹d na w³asne ¿yczenie, bo nie doœæ, ¿e walczy³em o takie zapisy w ustawie, które uczyni³yby telewizjê publiczn¹ naprawdê siln¹, to jeszcze sam, jako prezes TVP, wyst¹pi³em do przewodnicz¹cego komisji o zgodê na transmisjê ca³oœci obrad. Nie przypuszcza³em, ¿e jakby na moje ¿yczenie kilka kamer „mojej” firmy bêdzie rejestrowa³o tak upokarzaj¹cy dla mnie spektakl. Byæ mo¿e krzywdzê tych spoœród cz³onków komisji, którzy w trakcie obrad i podczas nielicznych przerw zachowywali siê normalnie, ale to przecie¿ nie oni nadawali ton, nie oni zape³niali setki godzin przes³uchañ swoimi pytaniami i wywodami. Oni byli milcz¹c¹ wiêkszoœci¹. Chwa³a im, ¿e odwa¿yli siê i nie pozwolili narzuciæ sobie podczas rozstrzygania, co ma
155
staæ siê raportem komisji, wersji zak³amanej, pomimo przekonania narzuconego opinii publicznej. To, co dominowa³o w przekazie medialnym ró¿ni³o siê od rzeczywistego rozk³adu pogl¹dów w komisji. W najbardziej intryguj¹cej opiniê publiczn¹ sprawie ewentualnych inspiratorów stoj¹cych za Rywinem, a¿ 7 z 10 cz³onków komisji – to jest wszyscy poza Na³êczem, Rokit¹ i Ziobro – uznali, ¿e albo Grupy Trzymaj¹cej W³adzê nie ma, albo nie ma dowodów na jej istnienie. Oczywiœcie, ani media, ani opozycja tego wyniku nie przyjê³y do wiadomoœci. Ale có¿ tu mieæ pretensje do szeregowych pos³ów, w wiêkszoœci bez prawniczego przygotowania i d³u¿szego parlamentarnego sta¿u, jeœli w sprawie standardów zachowania, ur¹gaj¹cych elementarnej kulturze prawnej, nie odwa¿y³ siê wypowiedzieæ nikt, kto móg³by uchodziæ za reprezentanta œrodowiska polskich prawników? By³y oczywiœcie gesty, mrugniêcia okiem, które wprawny obserwator móg³ z ³atwoœci¹ wychwyciæ, by dowiedzieæ siê, co œrodowiska prawnicze myœl¹ o komisji, a zw³aszcza o sposobie jej pracy. Godzi siê w tym miejscu jeszcze raz przypomnieæ o decyzji Pierwszego Prezesa S¹du Najwy¿szego, który zaraz po pierwszych przes³uchaniach zabroni³ emerytowanemu sêdziemu SN prof. Murzynowskiemu doradzania komisji. Wymowa tego gestu by³a jednoznaczna. Ale jedynie gestu. Bardzo krytycznie na temat pracy komisji publicznie wypowiedzia³ siê tak¿e emerytowany Pierwszy Prezes S¹du Najwy¿szego Musio³, ale jego g³os zignorowano. Sêdziowie najwyraŸniej dystansowali siê od profanacji majestatu prawa przez niektórych cz³onków komisji i ich braku kultury prawnej. Charakterystycznym tego wyrazem by³a uwaga zwrócona Adamowi Michnikowi w trakcie rozprawy przez sêdziê Ewê Gro-
156
chowsk¹ – Szmitkowsk¹, by ten zachowywa³ siê w³aœciwie, bo to nie komisja, ale s¹d. Ale mo¿e zbyt wiele oczekiwa³em. Jak zreszt¹ mia³by œwiat prawniczy zareagowaæ? Chocia¿, kiedy s³yszê o kolejnych inicjatywach Rzecznika Praw Obywatelskich, który sam, z w³asnej nieprzymuszonej woli podejmuje ró¿ne dzia³ania w obronie krzywdzonych, poniewieranych ludzi, to zastanawiam siê, gdzie by³ przez te pó³tora roku, kiedy na ekranach telewizorów i w radiowych g³oœnikach szala³a „specrywinkomisja”? Podobno Rzecznik Praw Obywatelskich to nie tylko urz¹d, ale i cz³owiek, który ma interweniowaæ, ilekroæ w³adza nadu¿ywa swych uprawnieñ w stosunku do obywatela. Chyba nikt nie ma w¹tpliwoœci, ¿e komisja to w³adza. Rokita doda³by jeszcze, ¿e to organ konstytucyjny. Jeœli by³y prezes SN twierdzi, ¿e zeznania sk³adane przed komisj¹ s¹ niewa¿ne, bo wymuszone, ¿e pytania zadawane œwiadkom sugeruj¹ – ba! – wymuszaj¹ treœæ zeznañ, jeœli tacy œwiadkowie, jak prawniczki z Biura KRRiTV i prawnik z Ministerstwa Kultury – ludzie przecie¿ nie obyci z mediami i dziennikarzami – gubi¹ siê i pl¹cz¹ sparali¿owani okiem kamery; dokumenty z komisji przeciekaj¹, a jej cz³onkowie publicznie podczas transmitowanych przez radia i telewizje posiedzeñ odczytuj¹ dokumenty sklasyfikowane jako zastrze¿one i jako poufne – to pytam: gdzie jest Rzecznik Praw obywatelskich? gdzie s¹ autorytety prawnicze? gdzie s¹ instytucje odpowiadaj¹ce nie tylko za ³ad prawny, ale te¿ za kulturê prawn¹? Chodzi o ludzi, którzy prawo stanowi¹, o w³adzê ustawodawcz¹. Oczywiœcie, trzeba mieæ charakter i odwagê, by publicznie wzi¹æ w obronê osoby oskar¿ane o tak niecne rzeczy i pójœæ pod pr¹d wzbudzonych spo³ecznych oczekiwañ. Ale domniemanie niewinnoœci nadal przecie¿ obowi¹zuje, tyle ¿e jest racjonowane; trzeba mieæ przydzia³
157
od „Wyborczej”. Jeœli s¹ to ludzie zas³uguj¹cy na poparcie redakcji, walczy siê o nich na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”. Gdy ABW zatrzyma³a inspektora NIK, dawnego pracownika UOP, cz³owieka o solidarnoœciowym rodowodzie, to media, w tym „Wyborcza” trzês³y siê z oburzenia, jak Polska d³uga i szeroka. Dla swoich s¹ inne standardy, a dla „czerwonych”, b¹dŸ takich, których siê za „czerwonych” uzna – inne.
Jak nie kijem go, to… Sejmowa Komisja Œledcza uchwyci³a siê jedynego konkretu, do jakiego dotar³a, to jest próby fa³szerstwa, polegaj¹cej na wykreœleniu z tekstu projektu ustawy s³ów „lub czasopisma”. K³opot Komisji polega³ na tym, ¿e nijak nie da siê afery Rywina, rozumianej jako oferowanie korzystnych zmian w ustawie za ³apówkê po³¹czyæ z powodami (jeœli jakieœ by³y), dla których wykreœlono te s³owa. Mo¿na bowiem na tysi¹c sposobów dociekaæ, kto je wykreœli³ i po tysi¹ckroæ oburzaæ siê, jakie to przestêpstwo przeciwko dokumentom pope³nili nieznani sprawcy. Mo¿na organizowaæ kolejne konfrontacje (w tej sprawie by³y cztery!) i straszyæ opiniê publiczn¹ z³ymi mocami, które musia³y za t¹ zmian¹ staæ. Mo¿na narobiæ takiego szumu, ¿e w koñcu zniknie sprawa najistotniejsza: czy takie fa³szerstwo ma sens? czy jest sensowna odpowiedŸ na stare rzymskie cui bono, komu to s³u¿y, kto na tym skorzysta? Twierdzê z ca³ym przekonaniem, ¿e to kolejna nadmuchana bañka w ca³ej tej nadmuchanej aferze. Brak w tekœcie nowelizacji ustawy s³ów „lub czasopisma” oznacza³ po prostu, ¿e wœród osób prawnych, które bêd¹ mog³y nabyæ telewizjê ogólnopolsk¹, znaleŸliby siê
158
159
w³aœciciele czasopism. Zmiana o tyle logiczna, ¿e eliminowa³a zakaz zakupu stacji telewizyjnej tylko dlatego, ¿e np. ktoœ jest wydawc¹ jakiegoœ kwartalnika poœwiêconego dajmy na to pszczelarstwu i wydawanego w nak³adzie dwustu egzemplarzy. W istocie przepisy ograniczaj¹ce nadmiern¹ koncentracjê kapita³u by³y wymierzone nie we w³aœcicieli czasopism, takich jak wspomniany kwartalnik, czy nawet w wydawców tygodników, ukazuj¹cych siê co tydzieñ w nak³adzie kilkuset tysiêcy egzemplarzy, ale we w³aœcicieli gazet, którzy, jeœli idzie o oddzia³ywanie na rynek mediów, a przede wszystkim na odbiorców, ze wzglêdu na swoj¹ potêgê maj¹ wp³yw porównywalny z telewizj¹. A w dodatku, gdyby kupili do tego ogólnopolsk¹ stacjê telewizyjn¹, dysponuj¹c przy tym sieci¹ stacji radiowych, portalem internetowym itp. mogliby zdominowaæ „rynek” informacji, idei, wymiany pogl¹dów. Broni¹c siê przed takim zagro¿eniem wiele krajów wprowadzi³o czêsto bardzo ostre przepisy antykoncentracyjne w sektorze mediów. Wiêcej o takich ograniczeniach przeczytaæ mo¿na w za³¹czniku nr 5. S³ysza³em o spekulacjach A. Michnika, który podobno sugerowa³, ¿e pomys³odawcom „podstêpnych” zmian w tekœcie ustawy chodzi³o na pewno o stworzenie furtki dla koncernu Springera. R. Kwiatkowski i W. Czarzasty mieli kombinowaæ, ¿e Axel Springer, korzystaj¹c z wprowadzanych przepisów, maj¹c w Polsce tygodniki („Fakt” jeszcze siê nie ukazywa³), bêdzie móg³ kupiæ telewizjê. Hipotezy Michnika, jeœli by³y, to oczywista bzdura. Gdyby Springer (b¹dŸ jakiœ inny wielki zachodni koncern medialny) rzeczywiœcie chcia³ kupiæ telewizjê, to móg³by wykorzystaæ do tego jak¹œ firmê-”córkê” Springera z Niemiec, kompletnie niezale¿n¹ od polskiego oddzia³u zajmuj¹cego siê, jak dotychczas, mediami drukowanymi.
160
W istocie znikniêcie s³ów „lub czasopisma” poluzowa³o ograniczenia antykoncentracyjne, czyli sz³o w kierunku spe³nienia postulatu nadawców prywatnych. W³aœcicieli Agory jednak doprowadzi³o to do sza³u, bo czarno na bia³ym zobaczyli, ¿e zapisy antykoncentracyjne nowelizacji wymierzone s¹ wy³¹cznie w ich koncern. Wydawca „Rzeczpospolitej”, kimkolwiek by nie by³ (sytuacja prawna jest tam doœæ skomplikowana), nie by³ wówczas nawet teoretycznie zainteresowany inwestowaniem w telewizjê. A TVN, zgodnie z ówczesn¹ definicj¹, jak wczeœniej napisa³em, nie by³a telewizj¹ o zasiêgu ogólnopolskim, a tylko takiej telewizji ograniczenie dotyczy³o. Jeœli jej w³aœciciele chcieliby kupiæ jak¹œ gazetê, na przyk³ad „Rzeczpospolit¹”, ustawa by im na to pozwala³a. Projekt prawa ze wzglêdu na definicjê pojêcia „nadawca ogólnopolski” eliminowa³ z gry jednych, a innych nie. Skandal by³, tylko w innym miejscu ni¿ to gwiazdy komisji usi³owa³y wykazaæ. Bo przecie¿, gdyby Agora chcia³a kupiæ np. TVN, by³oby to prawnie mo¿liwe. Oczywiœcie, nie pochwalam dopisywania b¹dŸ wykreœlania fragmentów ustawy po zatwierdzeniu jej tekstu przez odpowiedni organ pañstwa. Warto jednak nadaæ temu przypadkowi odpowiedni¹ wagê, a nie sugerowaæ, ¿e mamy oto do czynienia z jakimœ wielkim przestêpstwem. Jeœliby tak by³o, wówczas mnóstwo urzêdników, zw³aszcza z biur i departamentów prawnych ministerstw i urzêdów centralnych, zaludni³o by polskie wiêzienia, bo nat³ok pracy (podczas dostosowywania polskiego prawa do unijnego), s³abe wynagrodzenie, szczup³oœæ kadr sprawiaj¹, ¿e pope³niano b³êdy o powa¿niejszych, wymiernych skutkach. Przyk³ady podawa³a prasa. By³y wœród nich i „inne
161
roœliny” przy ustawie o biopaliwach, co umo¿liwia³o importerom skorzystanie z dobrodziejstw ustawy przeznaczonej dla polskich rolników. Wczeœniej do Sejmu wys³ano, z proœb¹ o pilne uchwalenie, nie ten tekst ustawy, który przyjê³a Rada Ministrów. W tym ostatnim przypadku, przecie¿ karygodnym, projekt ustawy kierowa³ do Sejmu nie kto inny, jak nasz Katon – Jan Rokita, ówczesny szef Urzêdu Rady Ministrów.
Wbrew faktom W raportach komisji znalaz³y siê kwiatki, o których warto wspomnieæ, bo maj¹ wp³yw na atmosferê wokó³ sprawy i pokazuj¹ intencje pisz¹cych. Dla przyk³adu T. Na³êcz, ignoruj¹c dokumenty, jakie sama Agora przes³a³a komisji, twierdzi³, ¿e usi³owa³em skierowaæ prokuraturê na fa³szywy trop, bo to nieprawda, ¿e Rywina poproszono o pomoc w popieraniu w³aœciwego dla Agory kszta³tu ustawy. Skoro Lew Rywin pos³ugiwa³ siê pewnymi danymi i w dodatku przekazywa³ je w rozmowie z Michnikiem jêzykiem specjalistycznym – mówi³ Na³êcz – znaczy to, ¿e musia³ mieæ te informacje od Czarzastego i Kwiatkowskiego. Zupe³nie ignorowa³ fakt, ¿e Rywin móg³ siê tego dowiedzieæ od Wandy Rapaczyñski, która nie tylko z nim rozmawia³a, ale i przekazywa³a dokumenty, obrazuj¹ce stanowisko koncernu i stan prac nad nowelizacj¹. Przewodnicz¹cy wmawia³ te¿, ¿e „oferta przekazana przez Rywina precyzyjnie okreœli³a wysokoœæ dopuszczalnego progu udzia³u w rynku na poziomie 30%, co w poprzednich dniach by³o przedmiotem gry wobec Agory ze strony Jakubowskiej. Od niewielu osób L. Rywin móg³ uzyskaæ tê wiedzê. Dysponowanie ni¹ dyskwalifikuje te¿ twierdzenie i przez niego póŸniej g³oszone,
162
163
¿e jego misja pozbawiona by³a sensu, bowiem kompromis w sprawie autopoprawki zosta³ ju¿ zawarty.” Tymczasem zarówno z notatki W. Rapaczyñski dla A. Michnika relacjonuj¹cej ofertê Rywina, jak i z nagrania rozmowy Michnika z Rywinem jasno wynika, ¿e Rywinowi nie chodzi³o o 30% udzia³u w rynku, jaki dany podmiot móg³by maksymalnie posiadaæ, ¿eby nie podlegaæ ograniczeniom wprowadzanym do ustawy o radiofonii i telewizji, tylko o 30% jako pierwszej czêœci z 17,5 mln USD oczekiwanej ³apówki. Takie przekonanie powstaje zw³aszcza po ods³uchaniu, a nie po lekturze zapisu rozmowy, bo wskutek na³o¿enia siê g³osów, zapisuj¹cy nagranie na tekst musia³ wybraæ jak¹œ kolejnoœæ. Ekspert opisuj¹cy tekst nagrania lojalnie jednak o tym uprzedzi³. Ale przecie¿ nie tylko mnie chcia³ Na³êcz wrobiæ w swoich projektach raportu. W równym stopniu dotyczy³o to Jakubowskiej i Czarzastego. Jej, na przyk³ad, zarzuca³, ¿e œwiadomie wprowadzi³a w b³¹d Komitet Sta³y Rady Ministrów, kiedy dyskutowano o zapisach dotycz¹cych ograniczenia koncentracji kapita³u w mediach i s³ynnego zapisu „lub czasopisma”. Jakubowska w swoim sporze z szefem UOKiK C. Banasiñskim powo³a³a siê wówczas na zdanie KRRiT, odmienne od tego, które prezentowa³ C. Banasiñski. Na³êcz stworzy³ jej wiêc alternatywê do zarzutu k³amstwa: mog³a „w zamian” przyznaæ siê, ¿e taki pogl¹d us³ysza³a od W. Czarzastego. Nic takiego oczywiœcie nie mia³o miejsca, ale T. Na³êcz nie ustawa³ w manipulacjach, byle tylko nas oskar¿yæ. Podobnie zagmatwano sprawê os³awionego kompromisu, który zupe³nie jak nagroda Europejskiej Unii Nadawców (EBU) dla TVP – pojawia³ siê i znika³. A sprawa jest, moim zdaniem, prosta i oczywista. Kompromis by³, zosta³ zawarty pod koniec czerwca
164
2002 r. Premier z³o¿y³ publiczne przyrzeczenie, ¿e zostan¹ uwzglêdnione racje nadawców prywatnych, a sprawê mia³a pilotowaæ, odpowiadaj¹ca za nowelizacjê, minister A. Jakubowska wraz z szefem gabinetu politycznego premiera L. Nikolskim. L. Miller mia³ wówczas niekwestionowan¹ pozycjê w SLD, móg³ liczyæ nie tylko na koalicyjn¹ wiêkszoœæ w Sejmie, ale i partyjn¹, SLD-owsk¹, zdyscyplinowan¹ i wiern¹ wiêkszoœæ w Senacie. To nadal by³ ten sam „kanclerz Miller” – szef SLD, który wiosn¹ 2001 roku, przed wyborami parlamentarnymi mówi³, ¿e jak SLD siê do tego zobowi¹¿e, to nawet przys³owiowe gruszki wyrosn¹ na wierzbie. A jakby tego by³o ma³o, gwarantem, choæ nie stron¹, zawartego miêdzy premierem a nadawcami prywatnymi kompromisu – by³ prezydent, który stwierdzi³, ¿e ustawy w kszta³cie niekorzystnym dla Agory nie podpisze. Kompromis oczywiœcie nie istnia³ w formie jednolitego tekstu i gdyby nawet nie pojawi³ siê L. Rywin, minê³yby miesi¹ce prac w Sejmie, póŸniej w Senacie, a póŸniej znowu w Sejmie i na koniec w Kancelarii Prezydenta, zanim przybra³by kszta³t obowi¹zuj¹cego prawa. Warto zapytaæ: z czego kierownictwo Agory cieszy³o siê w lipcu 2002 roku, mówi¹c o trudnym kompromisie w tej sprawie? Wówczas by³o to oczywiste; dziœ znowu okazuje siê, ¿e prawda mo¿e z biegiem czasu zmieniaæ siê w zale¿noœci od zapotrzebowania. Niczego to Pañstwu nie przypomina? Fantazje Tomasza Na³êcza dotycz¹ i spraw du¿ych, wa¿nych dla prawdy procesowej – jak te 30% – i dotycz¹ tak¿e spraw drobniejszych, jak wmawianie, ¿e Rywin mówi¹c Wandzie Rapaczyñski o podejmowaniu u siebie na Mazurach premiera, który bêdzie u niego na rybach, mia³ na myœli moj¹ osobê. Tymczasem
165
z dokumentów bêd¹cych w posiadaniu komisji, a przede wszystkim z publicznych zeznañ W. Rapaczyñski wynika, ¿e L. Rywin 11 lipca 2002 r. mówi³ jej, i¿ bêdzie u niego premier, a 15 lipca twierdzi³, jak pisze Rapaczyñski w swojej notatce dla Michnika, ¿e Rywin przekazywa³ jej warunki us³yszane od premiera na rybach. Rywin ze swej strony konsekwentnie zaprzecza³, ¿e kiedykolwiek powo³ywa³ siê na premiera, czy ¿e zaprasza³ go na ryby. A ja z ¿on¹ na Mazurach u pañstwa Rywinów mia³em byæ dopiero 19–21 lipca. Przy tej okazji Na³êcz czyni mi zarzut, ¿e zeznaj¹c po raz pierwszy, nie poinformowa³em prokuratury o wizycie u Rywinów na Mazurach. Ale nie dopowiada, ¿e uczyni³em to natychmiast nastêpnego dnia. Choæ, jeœli to coœ wnios³o do sprawy, to jedynie informacjê o dodatkowych, uzgadniaj¹cych detale wizyty, kontaktach telefonicznych miêdzy mn¹ a Rywinem w tamtym czasie. Zapomnia³em, moja wina, choæ mówi³em wówczas o czêstych w owym czasie prywatnych kontaktach miêdzy nami. Inni zapominali podczas zeznañ przed komisj¹ sejmow¹ o wa¿niejszych sprawach i trzeba by³o z zeznañ kolejnych œwiadków tê wiedzê uzyskiwaæ. Ale to w opinii Na³êcza nie stawia³o daj¹cych niepe³ne zeznania w z³ym œwietle, poniewa¿ nie mia³ ich na celowniku, a mnie – owszem.
166
Skok na TVP Praca komisji œledczej przypomina³a powieœæ szufladkow¹, jakiej przyk³adem jest choæby „Pamiêtnik znaleziony w Saragossie”: w ramach jednego w¹tku rodzi³ siê drugi, z drugiego trzeci, po czym autor wraca³ do rozwi¹zania pierwszego, by po pewnym czasie zakoñczyæ drugi itd. Tyle, ¿e w stosunku do ksi¹¿ki Potockiego czy filmu Hassa by³a to kiepska podróbka. Obserwatorzy obrad komisji dostrzegali nat³ok w¹tków pobocznych, zazwyczaj ma³o zwi¹zanych z zasadniczym tematem œledztwa pos³ów i mnóstwo w¹tków niedokoñczonych. Cz³onkowie komisji œledczej porzucali je, gdy okaza³o siê, ¿e ich kontynuowanie nie daje po¿¹danego efektu, najlepiej w postaci upokorzenia kolejnej, wzywanej na przes³uchania osoby. Ale w¹tkiem szczególnie nicowanym by³a Telewizja Polska. Zw³aszcza pos³owie Ziobro i Rokita mieli pole do prokuratorskich popisów, co w rezultacie szkodzi³o wizerunkowi TVP i os³abiaj¹c pozycjê telewizji publicznej s³u¿y³o nadawcom prywatnym. Im gorzej dla TVP, tym lepiej wszystkim innym. Wedle Rokity, na liœcie grzechów Telewizji Polskiej by³y: dumping cen reklam, nieprawid³owoœci przy budowie nowego biurowca TVP, wspólne filmowe koprodukcje z firm¹
167
Rywina Heritage. Ziobro zaœ zarzuca³ brak skwitowania dzia³alnoœci zarz¹du i upolitycznienie programów informacyjnych. Poruszam ten w¹tek, poniewa¿ absorbowa³ obu panów pos³ów wówczas, gdy problemy z Rywinem i jego wyczynami by³y na wyczerpaniu i ju¿ mniej interesowa³y komisjê. Prawda, nale¿a³o siê liczyæ z takimi oskar¿eniami i przeczuleniem w sprawach dotycz¹cych telewizji publicznej, bynajmniej nie dlatego, ¿e jakieœ „wiadome si³y” uwziê³y siê na mnie i moich wspó³pracowników. Siedziba TVP przy ulicy Woronicza zawsze przypomina³a pole minowe. Jeœli siê na nie wchodzi, podejmuje siê ryzyko i nale¿y siê liczyæ z konsekwencjami. Dobrze pamiêtam, jak „cyngiel” – zawodowy egzekutor „Gazety Wyborczej”, Agnieszka Kublik, wykañcza³a Ryszarda Miazka, mojego poprzednika na stanowisku prezesa TVP. Wczeœniej walczono z W. Walendziakiem, choæ tu akcenty by³y inaczej roz³o¿one. Wówczas atak prowadzi³a prasa lewicowa. Jest warte podkreœlenia, ¿e Polsat sta³ z boku i nie animowa³ ani nie wspiera³ ataków, jak to mia³o miejsce w przypadku TVN. Po wybuchu afery Rywina sprawy nabra³y jakoœciowo innego charakteru, mia³y przede wszystkim wymiar osobisty – dotyczy³y urzêduj¹cego prezesa TVP, ale arsena³ zarzutów, jakie przy okazji podniesiono, by³ znajomy. Specyficzn¹ form¹ ataku na TVP by³y popisy Jana Rokity w roli eksperta-ekonomisty. Ws³awi³ siê zw³aszcza usilnym udowadnianiem, ¿e celem „spó³ki” SLD i TVP by³o takie zani¿enie wartoœci Polsatu, ¿eby… taniej go mo¿na by³o kupiæ. W³aœciwie nie bardzo wiadomo, jakie – zdaniem Rokity – mia³o byæ zwieñczenie tej efektownej konstrukcji. Wydedukowa³, ¿e mechanizm obni¿ania ceny Polsatu przez TVP dzia³a na prostej zasadzie zani¿ania cen reklam emitowanych w telewizji
168
publicznej, co mia³o skutkowaæ mniejsz¹ liczb¹ reklam w Polsacie (nie wiadomo, dlaczego tylko tam, a nie tak¿e w TVN). Mniej reklam to mniejsze dochody, mniejsze dochody to ni¿sza wartoœæ stacji itd. Id¹c tym tropem, jeœli wszystko, co mówi³ Rokita traktowaæ serio, to na koñcu mog³oby okazaæ siê, ¿e GTW sama sobie szkodzi³a, bo… obni¿a³a wartoœæ ³apówki, jakiej dla siebie ¿¹da³a. Rywin przecie¿ „wyceni³” j¹ na 5% wartoœci Polsatu.
169
Pod okiem „Misjonarzy” Jeden z podstawowych zarzutów, jakie mi stawiano, sprowadza³ siê do stwierdzenia, ¿e TVP pod moim kierownictwem zosta³a zbyt silnie zorientowana rynkowo, przez co zaniedbano tak zwan¹ misjê. Misja to pojêcie, pod które ka¿dy podk³ada³ to, co mu by³o najwygodniej; z regu³y chodzi³o o to, by programy wysokiej kultury i niskiej ogl¹dalnoœci by³y umieszczane w czasie najwiêkszej ogl¹dalnoœci (tzw. prime time). Mia³o to zmusiæ widzów do ogl¹dania tego, co z punktu widzenia elity kulturalnej jest najlepsze b¹dŸ najwa¿niejsze. Przedstawiciele owych elit z regu³y byli twórcami, bohaterami i recenzentami owych audycji. Wytykano, ¿e pracownicy, a zw³aszcza w³adze TVP tzw. wskaŸniki ogl¹dalnoœci traktuj¹ jak fetysz i argumentowano, ¿e niszcz¹ one prawdziw¹ misjê. Krytykowano nadmiern¹ iloœæ popularnych programów i twierdzono, ¿e te bardziej ambitne, trudniejsze spychane s¹ na póŸne, nocne godziny. Oceniaj¹c problem z perspektywy czasu, a czas potrzebny jest tu bardziej do wystudzenia emocji, które czêsto towarzyszy³y takim dyskusjom, ni¿ do zmiany zdania czy zmiany argumentacji, s¹dzê, ¿e komercjalizacja TVP to jeden z tych zarzutów, w których, jak w soczewce, skupiaj¹
170
siê sprzeczne oczekiwania wobec nadawcy publicznego dzia³aj¹cego w Polsce w nader u³omnym otoczeniu prawnym. Paradoksalnie, spe³nienie postulatów najbardziej radykalnych krytyków komercjalizacji TVP zakoñczy³oby siê nie tylko klêsk¹ TVP, ale tak¿e – a mo¿e przede wszystkim – ich samych. Telewizja wype³niaj¹ca prime time pod dyktando twórców wzbudzi³aby niek³amany zachwyt nadawców komercyjnych, którzy, zbytnio siê nie wysilaj¹c, dopadliby bez wysi³ku konkurenta, czyli dostaliby w prezencie to, nad czym tak usilnie i bezskutecznie od lat pracuj¹. Przecie¿ TVP szybko popad³aby w k³opoty finansowe, których fina³em by³aby jej marginalizacja na rynku, poniewa¿ efektem zmiany by³aby niska ogl¹dalnoœæ, masowe odchodzenie widzów do stacji komercyjnych. Proces ten, bynajmniej nie hipotetyczny, nie trwa³by przesadnie d³ugo: dwa, trzy lata w zupe³noœci by wystarczy³o. Jestem przy tym przekonany, ¿e jeœli przysz³oby go potem odwróciæ, by³oby to ogromnie kosztowne i w zasadzie niewykonalne. Wiadomo, ¿e rynek nie znosi pró¿ni, ktoœ szybko zagarn¹³by tê czêœæ widowni, która wczeœniej „nale¿a³a” do TVP. A poza tym wiadomo, ¿e obrona wymaga znacznie mniej si³ ni¿ atak. W rezultacie mielibyœmy w Polsce telewizjê publiczn¹ co najwy¿ej tak siln¹, jak dziœ silne jest Polskie Radio (³¹cznie ok. 20% udzia³u w rynku; RMF i Radio Zet maj¹ oddzielnie wiêcej, ni¿ PR po zsumowaniu udzia³ów swoich wszystkich 5 stacji). W efekcie TVP na wiele lat zajê³aby siê przede wszystkim sob¹, bowiem musia³aby dokonaæ ciêæ w kosztach, przy których moja reforma i zwolnienie ponad dwóch tysiêcy ludzi z 6800 zatrudnionych okaza³oby siê niczym, wobec problemów i dramatów, jakie nios³yby konieczne zmiany. Na pewno te¿ nie
171
oby³oby siê bez wyzbycia siê czêœci maj¹tku. Ale w rezultacie TVP zesz³aby z rynku, czemu towarzyszy³oby westchnienie ulgi nie tylko ze strony nadawców prywatnych. Tak¿e – o paradoksie – istotnej czêœci pracowników TVP, zw³aszcza tych o d³u¿szym sta¿u, którzy na powrót weszliby w stare role urzêdników telewizyjnych z czasów Radiokomitetu, kiedy to nie trzeba by³o walczyæ ani o widza, ani o pieni¹dze, a wydawa³o siê to, co siê dosta³o. Tyle ¿e niegdyœ dzielono to, co da³ bud¿et (czyli pañstwo, a w domyœle – partia), co mia³o tê „zaletê”, ¿e jak siê wiêcej wyda³o, to „w³adza” sypa³a nowymi pieniêdzmi, bo przecie¿ telewizja nie mo¿e upaœæ. Dziœ dzielone by³yby tylko dochody z abonamentu, o ile Platforma Obywatelska nie wprowadzi swoich planów w ¿ycie i abonamentu nie zlikwiduje. I jakoœ da³oby siê ¿yæ… Zmyœlam, rysujê czarne scenariusze? Oczywiœcie nie, takie s¹ realia naszych s¹siadów w regionie, czyli wszêdzie tam, gdzie w rewolucyjnym szale zmarginalizowano media publiczne (vide: Wêgry, Czechy, Litwa). Media publiczne zdegradowanoby w Polsce do roli innych s³u¿b publicznych: edukacji czy s³u¿by zdrowia. Jak widaæ, na koñcu tego wcale nie wydumanego procesu straciliby twórcy, którzy mieliby znacznie mniej pieniêdzy na swoj¹ dzia³alnoœæ; politycy, którzy mogliby swoje debaty toczyæ w telewizji o znikomej widowni; pracownicy TVP objêci masowymi zwolnieniami, a przede wszystkim widzowie. Spêdzaj¹ oni przed telewizorami statystycznie, zale¿nie od pory roku i od pogody, od trzech do czterech godzin dziennie. Najbardziej od telewizji publicznej „uzale¿nieni” s¹ ludzie najubo¿si, których ze wzglêdów finansowych nie staæ na alternatywn¹ wobec TVP ofertê programow¹ p³atnych kana³ów telewizji kablowych, nie mówi¹c o platformach satelitarnych. A tak¿e ci, którzy choæby
172
ze wzglêdu na oddalenie od wielkich miast – centrów kultury, nie mog¹ na co dzieñ korzystaæ ze stale ubo¿ej¹cej oferty bibliotek, muzeów, teatrów. Dziœ bowiem zamo¿ni mieszkañcy wielkich miast mog¹ z ³atwoœci¹ stworzyæ sobie i swoim najbli¿szym ofertê telewizyjn¹ z³o¿on¹ z tego, co oferuj¹ w swoich pakietach operatorzy telewizji kablowej czy platform satelitarnych. Bêdzie to oferta bogatsza i bardziej ró¿norodna od tego, co dziœ oferuje nadawca publiczny, tyle ¿e od szeœæ do oœmiu razy dro¿sza. Oczywiœcie, natychmiast odezw¹ siê g³osy: mamy kraj wolny, wiêc jak kogoœ nie staæ na telewizje p³atne, to mo¿e za darmo ogl¹daæ ofertê telewizji otwartych, opartych na reklamie. Tyle, ¿e jest to program bez porównania ubo¿szy. A kiedy zniknie telewizja publiczna, która dla tych stacji jest pewnym wyzwaniem, to programy nadawców komercyjnych bêd¹ jeszcze bardziej trywialne, mniej wymagaj¹ce, ni¿ s¹ dziœ. Pomys³ zape³nienia prime time programami wy³¹cznie ambitnymi lub chc¹cym za takie uchodziæ budzi³ i nadal budzi mój sprzeciw. S¹dzê, ¿e twórcy, siedz¹c na ga³êzi zwanej TVP, nie powinni jej pi³owaæ. Oni oczywiœcie uwa¿aj¹, ¿e od TVP kasa im siê po prostu nale¿y, a wymown¹ ilustracjê tego myœlenia jest ci¹g³e wypominanie, ¿e z roku na rok produkuje siê coraz mniej Teatrów Telewizji. Niewa¿ne, ile ich siê w ci¹gu roku pokazuje, bo przecie¿ telewizja ma przeogromne archiwa pe³ne znakomitych spektakli, a w nich pozycje nie tylko sprzed kilkudziesiêciu, ale te¿ sprzed kilku lat. Niewa¿ne, ile wœród wyprodukowanych w ostatnich sezonach by³o pozycji wybitnych czy choæby interesuj¹cych. Wa¿ne, jak w socjalistycznej hucie, ¿eby plan produkcji premierowej by³ wy¿szy, bo du¿o p³aci siê tylko za premiery. Tyle, ¿e jeœli od tego (niektórzy) bêd¹ ¿yli dostatniej, to wcale nie
173
znaczy, ¿e Polska (kultura) bêdzie ros³a w si³ê. Zawsze uwa¿a³em, ¿e telewizja publiczna powinna byæ przede wszystkim dla widza, ¿e musi zabiegaæ o jego wzglêdy, staraæ siê, by otrzymywa³ to, czego potrzebuje, choæ nie zawsze to, czego chce. Dlatego zawsze i bez wahañ w sporze telewidz – twórcy stawa³em po stronie widza. Wróæmy jednak do twórców i ich postulatów „ukulturalnienia” lub nadania TVP bardziej misyjnego charakteru. Uderza³o mnie ich przekonanie, ¿e czas stan¹³ w miejscu, ¿e jak za dawnych, niedobrych czasów, kiedy mo¿na by³o ogl¹daæ jeden, a potem dwa programy telewizyjne, wystarczy cokolwiek pokazaæ, ¿eby ludzie to ogl¹dali. A tego, ¿e ju¿ od wielu lat widz ma w rêku pilota i sam decyduje, co chce, a czego nie chce, ma te¿ inne rozrywki do wyboru, a jeœli ju¿ zdecyduje siê na telewizjê, to przecie¿ nie musi to byæ TVP, s¹ inne stacje telewizyjne – tego ju¿ nasi twórcy nie chcieli braæ pod uwagê. Oni przecie¿ lepiej wiedzieli, czego ludziom potrzeba. Twórcy, a œciœlej – reprezentuj¹ce ich organizacje zbiorowego zarz¹dzania prawami autorskimi, rok w rok otrzymuj¹ z telewizyjnej kasy powa¿ne, bo siêgaj¹ce 6% ca³ego bud¿etu TVP fundusze. Przypomnê jeszcze raz, ¿e prywatni nadawcy jako jeden z warunków kompromisu stawiali przeznaczenie maksimum 3% przychodów stacji na te wydatki. Mimo ¿e by³oby to w zasadzie korzystne dla TVP, nie opowiada³em siê za tym rozwi¹zaniem, bowiem wiedzia³em, ¿e stwarza to rz¹dowi kolejne pole konfliktu, tym razem ze œwiatem kultury, a przez to czyni uchwalenie – trudnej i bez tego – ustawy jeszcze mniej prawdopodobnym. Przestrzega³em przed tym L. Millera podczas osobistej rozmowy 13 lipca, po spotkaniu u nowego ministra kultury Waldemara D¹browskiego. Jak ju¿ wczeœniej pisa³em, nie by³ on entuzjast¹ tego rozwi¹zania i w koñcu doprowadzi³ do jego
174
wyeliminowania z pakietu kompromisu zawartego miêdzy rz¹dem a nadawcami. Obok tego pierwszego zarzutu, jednym tchem wymieniano drugi, „koronny”, dotycz¹cy póŸnej pory emisji pozycji wartoœciowych. W wielu przypadkach rzeczywiœcie pora emisji audycji, jak na przyzwyczajenia i mo¿liwoœci przeciêtnego widza, by³a zbyt póŸna. Czêsto jednak wynika³o to z faktu, ¿e wartoœciowa audycja, emitowana póŸn¹ por¹, by³a drug¹ emisj¹, bo licencja – czyli prawo do pokazania tego programu – opiewa z regu³y na dwie emisje. Pierwszy raz pokazywano audycjê w porze bardzo dogodnej, drugi raz – po pewnym czasie, w godzinach póŸniejszych. Gdybyœmy obie emisje umieœcili w atrakcyjnym czasie, dosta³oby siê nam za nudziarstwo i powtarzanie w kó³ko tego samego. A wystarczy³a przecie¿ jedna ma³a nowelizacja, ¿eby TVP otrzyma³a prawo do nadawania kana³ów tematycznych, co w znacznym stopniu rozwi¹za³oby problem czasu emisji. Wiêkszoœæ nadawanych przez TVP programów misyjnych to jej w³asne produkcje, ma wiêc do nich wszelkie prawa i z tytu³u powtórki ponosi tylko koszty zwi¹zane z ZAIKS-em (autorzy) czy ZASP-em (aktorzy). Wybrane pozycje mo¿na by powtarzaæ wielokrotnie. Przy dzisiejszych mo¿liwoœciach technicznych i statusie prawnym wiêkszoœci audycji pora emisji nie ma prawa wiêcej byæ problemem! Oczywiœcie, jak zawsze, poza zasiêgiem platform cyfrowych albo systemów telewizji kablowej bêdzie jakaœ grupa osób, ale postêp (i dostêp do programu o wysokiej jakoœci) by³by ogromny. To, co g³osili twórcy, pokazywa³o obraz mocno przerysowany, wzmacniany agresywnymi komentarzami prywatnych mediów. Ale rozumia³em, ¿e telewizja dla wielu twórców porzuconych przez pañstwo, a przyzwyczajonych do pañstwowego mecenatu, by³a
175
ostatni¹ desk¹ ratunku. Wiêcej – by³a niczym mityczny róg obfitoœci, który wydawa³ siê byæ w zasiêgu rêki. Dla nich bardzo frustruj¹ce i rodz¹ce czêsto niewybredn¹ agresjê by³o to, ¿e jacyœ faceci z zarz¹du TVP uparli siê, nie wiedzieæ czemu, aby uniemo¿liwiæ im dostêp do pieniêdzy. A poniewa¿ telewizja ma pieni¹dze, to niech p³aci, w koñcu to bogata firma! Muszê z ¿alem powiedzieæ, ¿e takie myœlenie by³o raczej regu³¹ ni¿ wyj¹tkiem i uwaga ta nie dotyczy wy³¹cznie œwiata kultury. Dochodzi³ do tego jeszcze jeden, rzadko wprost wypowiadany argument: przecie¿ to nie wasze, a wiêc dlaczego jesteœcie tak sk¹pi? Przecie¿ nie jesteœcie w³aœcicielami TVP! Paradoksalnie, w tym rozpaczliwym ¿¹daniu opieki i zwiêkszenia nak³adów na ich projekty twórcy byli bardzo blisko mojego rozumienia misji telewizji publicznej. Wed³ug mnie, w polskich realiach powinna ona przede wszystkim byæ sercem systemu finansowania kultury. Nieumiejêtnoœæ skorzystania z doœwiadczeñ innych, lepiej od naszego zorganizowanych pañstw jest zastanawiaj¹ca. Media publiczne, dysponuj¹ce mo¿liwoœci¹ realnego dotarcia do widza i s³uchacza, promocji i przyci¹gniêcia potencjalnych sponsorów, zawsze powinny mieæ tak¿e mo¿liwoœci wspó³finansowania, choæby poprzez zakup praw do transmisji, czêœci kosztów ró¿nych projektów kulturalnych. Nie by³o to jednak mo¿liwe w takim stopniu, jak by siê chcia³o, gdy trzeba by³o walczyæ ka¿dego roku o przetrwanie. A przecie¿ tylko w roku 2001 nak³ady na tzw. programy misyjne przekracza³y o ponad 250 milionów z³otych to, co telewizja otrzymywa³a w formie abonamentu. Poza chorwack¹ (a ta wówczas nie mia³a u siebie konkurencji), ¿adna inna telewizja publiczna w Europie nie finansowa³a siê w podobnym stopniu z reklam. Teoretycz-
176
nie powinna dominowaæ w niej komercja. A tymczasem, wbrew teorii, udzia³ w programie gatunków uznanych za misyjne nie tylko nie odbiega³ od œredniej europejskiej, ale z wyj¹tkiem audycji informacyjnych i publicystyki, w wielu miejscach j¹ przewy¿sza³. By³o tak, poniewa¿ TVP nie uda³o siê wówczas utworzyæ kana³u tematycznego z informacj¹ i publicystyk¹ w roli g³ównej. Zmieni³o siê to dopiero od marca 2002 roku, po uruchomieniu TVP3. Zarzucano mi tak¿e niechêæ do finansowania przez TVP ró¿nego rodzaju chwalebnych przedsiêwziêæ „tylko” w zamian za wymienienie sponsora, b¹dŸ pokazywanie jego billboardów, którymi obwieszone by³y sale, w których wystêp siê odbywa³. Przez d³ugi czas ró¿ni animatorzy, a zw³aszcza animatorki kultury nie mog³y zrozumieæ, ¿e to ukryty transfer pieniêdzy, które zamiast TVP zasila³yby ich konta, bo by³aby to forma kryptoreklamy, zreszt¹ zakazanej przez prawo. Pryncypialne zastrze¿enia co do jakoœci programu zg³aszali PiS-owscy cz³onkowie KRRiT: M. Jurek i J. Sellin, informuj¹c w imieniu… narodu, ¿e naród zacznie p³aciæ abonament, ale dopiero wtedy, kiedy zniknie upolitycznienie telewizji, a ona sama zacznie wreszcie prezentowaæ wartoœciowy program. Najbardziej dosadnie wyrazi³ to ich sojusznik w sprawach TVP, Tomasz Lis. Oddajmy mu na chwilê g³os: „Dlaczego mamy p³aciæ, skoro to nie nasza telewizja, tylko ich. Bêdzie znowu nasza, to zap³acimy.” (T. Lis, Co z t¹ Polsk¹, str. 175). Smaczku tym s³owom dodaje fakt, ¿e wówczas, kiedy pisa³ te s³owa, by³ twarz¹ i dum¹ TVN-u. Sk¹d projekty wprowadzenia obowi¹zkowego abonamentu, a zarazem – licencji programowej? Chodzi³o o potraktowanie abonamentu jak formy pomocy publicznej. Jak by³aby rozliczana? W formie licencji, jakiej Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji udziela³aby
177
nadawcom raz na jakiœ czas, np. na trzy lub cztery lata. Wprowadzaj¹c licencje wyprzedzilibyœmy rozwi¹zania, które nale¿a³o wprowadziæ w zwi¹zku z przyst¹pieniem Polski do Unii Europejskiej. Rozwi¹zywa³oby to problem rozliczania pieniêdzy publicznych i pokazania, jak pieni¹dze otrzymane w formie abonamentu TVP wydaje na tzw. misjê. S¹dzi³em, byæ mo¿e naiwnie, ¿e w konfrontacji z liczbami i opisem, na co zosta³y wydane pieni¹dze, Telewizja Polska zyska wiêksze zrozumienie w œwiecie kultury, a jednoczeœnie zwiêkszy siê zewnêtrzna presja na dokonywanie w TVP dalszych reform, na – mówi¹c w skrócie – ciêcie kosztów. Bowiem by³o dla mnie jasne, ¿e licencja programowa powinna obejmowaæ wszystkie koszty zwi¹zane z wytworzeniem i emisj¹ danej audycji. Takie rozliczenie musia³o obejmowaæ: koszty emisji, koszty œrodków techniki zaanga¿owanych przy tej produkcji i koszty obs³ugi administracyjnej, na któr¹ zwykle wszyscy narzekali. W ten doœæ prosty sposób firma zyska³aby nie tylko przejrzystoœæ, ale – z czasem – odzyska³aby tak¿e reputacjê w oczach „misjonarzy”, nadszarpniêt¹ ci¹g³ym utyskiwaniem, gorliwie relacjonowanym i nag³aœnianym przez nadawców prywatnych, ¿e jest tak uleg³a wobec rynku, a jednoczeœnie, ¿e przejada pieni¹dze. Pomys³ zosta³ dobrze przyjêty przez Krajow¹ Radê Radiofonii i Telewizji, a zw³aszcza jej urzêdników (wielu z nich to byli pracownicy Radiokomitetu). Po pewnym czasie wysz³o na jaw, dlaczego tak siê sta³o. Doszli oni mianowicie do wniosku, ¿e za pomoc¹ takiego instrumentu kontroli ³atwiej im bêdzie wp³ywaæ na media publiczne. Robili wszystko, ¿eby licencja programowa mia³a kszta³t decyzji wydawanej przez przewodnicz¹cego KRRiT, który powo³uj¹c siê na wa¿ny interes spo³eczny i na pewno wspierany w tej materii
178
nie tylko przez twórców, ale i przez prywatne stacje, móg³by narzucaæ mediom publicznym dowolnie du¿o audycji misyjnych – od teatru telewizji po tañce ludowe. By³o to tym bardziej niebezpieczne, ¿e urzêdnicy Krajowej Rady odrzucali mo¿liwoœæ uwzglêdnienia w rozliczeniach finansowych kosztów innych, ni¿ bezpoœrednie koszty wyprodukowania audycji. Oznacza³o to oczywiœcie koncert ¿yczeñ przy pracach zwi¹zanych z przygotowywaniem decyzji i kompletny brak zwi¹zku miêdzy wp³ywami z abonamentu a kosztami nadanej audycji. Nic dziwnego, ¿e w œrodowisku nadawców publicznych narasta³o niezadowolenie z takiego kszta³tu projektowanej licencji programowej. W wersji, jak¹ przedstawia³a KRRiT, mia³aby ona wy³¹cznie charakter kagañca na³o¿onego przez urzêdników i mog³aby otworzyæ drogê do ubezw³asnowolnienia mediów publicznych, zw³aszcza TVP, przez Krajow¹ Radê Radiofonii i Telewizji. S³usznie zarówno prawnicy telewizyjni, jak i Witold Knychalski, przewodnicz¹cy Rady Nadzorczej TVP, sam zreszt¹ prawnik (a tak¿e w³adze radia publicznego), wskazywali na niebezpieczeñstwa wynikaj¹ce z realizacji tego pomys³u. Spór wokó³ licencji programowej ci¹gn¹³ siê bardzo d³ugo i projekt ten by³ wa³kowany zarówno na forum rz¹dowym, jak i w parlamencie. Skoñczy³ – jak ca³a ustawa – w koszu na œmieci.
179
Polityka w telewizji Znawców „w temacie” upolitycznienia TVP pe³no w ka¿dej partii i w ka¿dej gazecie. Za mojej prezesury, z krêgów dzisiejszej opozycji i dziennikarzy mediów prywatnych, pada³y ró¿ne przyk³ady owego upolitycznienia. Przywo³am najg³oœniejsze. Temat pierwszy: sprawa kredytu Leszka Millera. Jeden z ¿elaznych dowodów na upolitycznienie TVP za moich czasów. Przypomnijmy, o co chodzi³o. W 2002 roku premier Miller by³ ju¿ na cenzurowanym, ale za najwiêkszego „wroga ludu” uchodzi³ w mediach Gudzowaty, nie do koñca wiadomo z jakiego powodu. Prawdopodobnie za handel ze Wschodem, co, jak ka¿dy w³aœciwie rodzaj kontaktów z t¹ stron¹ œwiata, jest podejrzliwie traktowane, a tak¿e za okazywan¹ SLD sympatiê i zadzieranie z AWS. Trafi³a siê nie lada okazja: jedna z gazet „wykry³a”, ¿e Miller buduje dom i korzysta w tym celu z kredytu udzielonego mu przez bank, w którym udzia³y ma Gudzowaty. By³by to pewnie sensacyjny materia³, gdyby nie szczegó³y: sensacjê ujawni³… Miller, który o tym napisa³ w swoim oœwiadczeniu maj¹tkowym, a w dodatku umieœci³ je w Internecie. A mo¿e oprocentowanie kredytu, jakiego Millerowi udzielono w banku Gudzowatego, by³o
180
szczególnie korzystne?! Nic z tego. Marek Wagner, szef Kancelarii Premiera a prywatnie s¹siad Millera na tej¿e budowie, nabija³ siê z Millera i twierdzi³, ¿e premier kiepsko wybra³, bo w PKO BP on ma bardziej korzystne oprocentowanie. Poniewa¿ by³ to dzieñ, w którym dosz³o do powa¿nego wypadku w kopalni, sk¹d miano przekazaæ relacjê na ¿ywo do g³ównego wydania, szef „Wiadomoœci” zdecydowa³, ¿eby materia³u o kredycie Millera nie puszczaæ, bo to naci¹gana sensacja. Ale dziennikarze, po wys³uchaniu niezliczonych serwisów radiowych i pewni, ¿e materia³ pójdzie zarówno w „Informacjach” Polsatu, jak i w „Faktach” TVN, upierali siê, ¿eby materia³ wyemitowaæ. Proszono mnie o opiniê; popar³em decyzjê P. S³awiñskiego – szefa „Wiadomoœci”. Nie spodoba³o siê to czêœci zespo³u. Kamil Durczok i Katarzyna Kolenda-Zaleska demonstracyjnie… poszli na kilkudniowy urlop. Prasa, jak siê nale¿a³o spodziewaæ, nie zostawi³a na nas suchej nitki. Po ich powrocie z urlopów spotka³em siê w obecnoœci P. S³awiñskiego z uczestnikami tego „buntu”. Mieliœmy doœæ szczer¹, mêsk¹ rozmowê, w której wy³o¿yliœmy swoje racje. Nie s¹dzê, ¿ebym ich przekona³, ale na pewno uda³o mi siê choæ na chwilê uzmys³owiæ im, ¿e „Wiadomoœci” TVP powinny ró¿niæ siê czymœ od przegl¹du prasy. Nawet, jeœli mowa o prasie jak najlepiej redagowanej. To by³o sedno problemu. Codziennie zdarza siê przecie¿, ¿e serwisy telewizyjne powtarzaj¹ informacje za radiem czy za gazetami. Bywa i odwrotnie. Ale Ÿle, jeœli nie licz¹ siê fakty, a tylko ich kreowanie, rozdmuchiwanie. Niedobrze, jeœli liniê redakcyjn¹ innych tytu³ów bezmyœlnie, a mo¿e z rozmys³em, dla œwiêtego spokoju i z umys³owego lenistwa, powiela siê u siebie. Tak oceni³em i zreszt¹ dalej oceniam tê historiê. Nie mia³a w sobie nic sensacyjnego, nie zas³ugiwa³a po prostu na miejsce w g³ównym
181
wydaniu g³ównego polskiego programu informacyjnego, który jest w stanie pomieœciæ codziennie tylko kilkanaœcie informacji z ca³ego kraju i ze œwiata. Ale taka informacja, odpowiednio spreparowana, œwietnie pasowa³a do zaczynaj¹cej siê kampanii przeciwko Millerowi i do trwaj¹cych od pewnego czasu ataków przeciwko Gudzowatemu. Oczywiœcie, TVP nie jest od tego, ¿eby chroniæ obu panów, ale te¿ nie powinna braæ udzia³u w nagonkach. W istocie by³ to problem podobny do tego, jaki swego czasu powsta³ z Monik¹ Olejnik, wówczas jeszcze wystêpuj¹c¹ w TVN. Oœwiadczy³a mianowicie, ¿e ona ju¿ Andrzeja Leppera do studia zapraszaæ nie bêdzie, bo ten zachowuje siê niegodnie. Jakby Lepper wczeœniej zachowywa³ siê jak lord Admiralicji. Czy wolno by³o autorce programu stawiaæ takie cenzuralne warunki? Jeœli nie protestowa³o kierownictwo stacji TVN czy Radio Zet, to wszystko w porz¹dku, w koñcu to prywatny biznes i jak chc¹, mog¹ Leppera albo popieraæ, albo zwalczaæ. To ich sprawa. Najwy¿ej odwróc¹ siê od nich zwolennicy lidera „Samoobrony”. Takiego zachowania nie mo¿na zaakceptowaæ w przypadku medium publicznego. Dziœ pani redaktor dopiê³a swego. Jest znowu w TVP i wspierana dwoma prognozami pogody – jedn¹ przed, a drug¹ po swojej audycji odpytuje, kogo chce. Czy bojkot Leppera trwa nadal? Tak. A czy ma ona do tego prawo? Nie s¹dzê. Wrócê jeszcze do poruszonego wy¿ej w¹tku – kreowania faktów na podstawie lektury prasy codziennej. Otó¿ struktura TVP, a zw³aszcza oddzia³y terenowe i bodaj 50 ró¿nych placówek korespondenckich w oczywisty sposób predestynowa³o TVP do tego, by byæ najlepiej poinformowanym medium w kraju, w tyle pozostawiaj¹c nawet Polsk¹ Agencjê Prasow¹. Tymczasem poranne planowania zaczynano zwykle
182
od uwa¿nej lektury gazet. Taka pracowitoœæ godna by³aby pochwa³y, gdyby siê to nie odbija³o a¿ tak wyraŸnie na kszta³cie g³ównych programów informacyjnych, w których brakowa³o najzwyczajniej miejsca na w³asne informacje. Dziennikarze „z kraju”, z oddzia³ów terenowych dobiæ siê nie mogli ze swoimi materia³ami. Czasami powstawa³o wra¿enie, ¿e realna jest tylko ta rzeczywistoœæ, któr¹ opisuj¹ gazety. Przyczyny takiego stanu rzeczy by³y najró¿niejsze, czasem bardzo prozaicznej natury. Za materia³y z terenu pieni¹dze dostawali dziennikarze z terenu, za materia³y ogólnopolskie – ci z Warszawy. Pieni¹dze do podzia³u by³y mniej wiêcej sta³e, bo – jak wspomnia³em – w jednym wydaniu „Wiadomoœci” jest miejsce tylko na kilkanaœcie newsów. A o tym, co na antenê idzie, a co nie, decydowali ci z Warszawy… Pokazujê pewien mechanizm, który nie dotyczy tylko polityki. Dotyczy tak¿e sensacji, które trafiaj¹ na pierwsze strony brukowców. W medium publicznym, jak s¹dzê, nale¿y staraæ siê ograniczaæ stosowanie zasady „krew na pierwsz¹ stronê”, choæ oczywiœcie nie da siê tej „krwi” – a jest jej niestety coraz wiêcej, ca³kowicie wyeliminowaæ. Z kolei wœród informacji politycznych pokazuje siê znacznie wiêcej tzw. oficja³ek, st¹d „Wiadomoœci” TVP bêd¹ siê tym choæby ró¿niæ od „Faktów” TVN. Skutkiem tego jest zupe³nie inne tempo audycji, bo w tym samym mniej wiêcej czasie trzeba zmieœciæ wiêcej informacji, i jej bardziej oficjalny, sztywny charakter. Mo¿na to oczywiœcie zmieniæ, skróciæ programy informacyjne, zmniejszyæ ich iloœæ, ograniczyæ udzia³ polityków. Audycje niew¹tpliwie nabior¹ tempa i… upodobni¹ siê do oferowanych przez nadawców prywatnych. Tylko po co wówczas kopia „Faktów” za abonament, jak za darmo mo¿na mieæ orygina³?
183
Wbrew gazetowym pouczankom, d³u¿sze, wolniejsze i bardziej oficjalne „Wiadomoœci” maj¹ wiern¹ widowniê. I nie jest to widownia z³o¿ona wy³¹cznie z polityków. Rozumiem, ¿e taki typ narracji mo¿e irytowaæ dziennikarzy. Ale przecie¿ te audycje nie s¹ ani wy³¹cznie dla nich, ani dla polityków, ani dla medioznawców. S¹ adresowane do masowej widowni. Ludzie pasjonuj¹cy siê polityk¹, którzy œledz¹ wydarzenia na okr¹g³o, bêd¹ preferowaæ TVN 24. St¹d miêdzy innymi taka si³a i popularnoœæ tego kana³u w œrodowiskach opiniotwórczych. Od samego pocz¹tku mojej kadencji zarz¹dzi³em powrót produkcji audycji publicystycznych do TVP, co sprawi³o, ¿e zmniejszy³ siê udzia³ firm zewnêtrznych w tworzeniu programów publicystycznych, i to znacznie. Chcia³em, by Telewizja Polska ponosi³a pe³n¹ odpowiedzialnoœæ za merytoryczn¹ zawartoœæ publicystyki. Chodzi³o nie tylko o elementarn¹ uczciwoœæ wobec widza, ale tak¿e i o to, by tworzyæ szansê wykreowania w³asnych autorytetów, w³asnych komentatorów, w³asnych gwiazd. Niebagateln¹ rolê odgrywa³y te¿ koszty produkcji zewnêtrznej i moja niechêæ do przep³acania. Nie przysporzy³o mi to oczywiœcie sympatii producentów, którzy przedstawiali doœæ, oglêdnie mówi¹c, rozdête kosztorysy. A przecie¿ wyprodukowanie w polskich realiach tzw. aktualnej publicystyki – jest tanie. Do studia przychodz¹ dyskutanci – zazwyczaj politycy, z regu³y filar ka¿dej audycji – a ci nie kosztuj¹. Nie ma tak¿e kosztów zwi¹zanych z wystêpami zapraszanych dziennikarzy, g³ównie prasowych, których popisy s³u¿¹ promowaniu samych siebie i swoich tytu³ów. Wœród zarzutów upolitycznienia TVP na jednym z czo³owych miejsc znajduje siê „Dramat w trzech aktach”. Historia zaczê³a siê prozaicznie, jak wiele innych w dziennikarstwie œledczym. W skrytkach dziennika-
184
rzy wyl¹dowa³y pliki dokumentów dotycz¹cych partii Porozumienie Centrum i jej finansowania w pocz¹tkach lat ?90. Analizuj¹c je dziennikarze doszli do interesuj¹cych konkluzji i, co najwa¿niejsze, mieli na to œwiadków i dokumenty. Wydawa³o siê, ¿e trafiono na sensacyjny w¹tek najwiêkszej afery koñca PRL i pocz¹tków III Rzeczpospolitej. Oczywiœcie, oskar¿ono nas o manipulacjê przed zbli¿aj¹cymi siê wyborami parlamentarnymi, organizowanie nagonki na Kaczyñskich i ich partiê. Z pewnoœci¹ przeciek o zwi¹zkach z afer¹ FOZZ pojawi³ siê w czasie ostrej walki miêdzy zamieraj¹cym AWS a jego oponentami z prawicy, wœród których prym wiód³ tandem braci Kaczyñskich, zw³aszcza œwie¿o zdymisjonowany minister sprawiedliwoœci, Lech Kaczyñski. Zwi¹zek miêdzy czasem pojawienia siê przecieku a walk¹ na prawicy istnia³. Ale temat sam w sobie zas³ugiwa³ na realizacjê, by³y twarde dowody i zeznania, nie tylko Pineiro, którego wreszcie ktoœ chcia³ wys³uchaæ. Po emisji rozpêtano gwa³town¹ nagonkê na TVP. Autor materia³u W. Krasucki, niez³y dokumentalista, zosta³ uznany przez SDP za „Hienê Roku”. Na procesie Kaczyñskich przeciwko TVP wezwani œwiadkowie potwierdzali jeden po drugim wersjê TVP, ale spór zakoñczono ugod¹ – na warunkach braci Kaczyñskich, którzy przecie¿ nie byli pierwszoplanowymi postaciami „Dramatu w trzech aktach”. Decyzjê podj¹³ nowy zarz¹d TVP, a sprawê za³atwili – nowa dyrektor Biura Prawnego TVP, pani Naumann z pe³nomocnikiem Kaczyñskich – mecenasem Naumannem. Zbie¿noœæ nazwisk nieprzypadkowa. Szkoda, ¿e nie poczekano na wyrok s¹du. Ze spraw mniejszego kalibru awantur¹ skoñczy³y siê obchody 20. rocznicy porozumieñ gdañskich i powstania „Solidarnoœci”. Same uroczystoœci, pomyœlane
185
przez organizatorów tak¿e jako czêœæ prezydenckiej kampanii Mariana Krzaklewskiego, ówczesnego szefa NSZZ „Solidarnoœæ”, by³y nieudane; sporo by³o zwyk³ego ba³aganu, a towarzyszy³a im atmosfera wzajemnych oskar¿eñ i pretensji bohaterów sprzed 20 lat i ich politycznych spadkobierców. Doœæ skromnie wygl¹da³ te¿ program imprez. TVP towarzyszy³a im oczywiœcie od samego pocz¹tku do koñca, nadaj¹c w sumie kilkadziesi¹t materia³ów poœwiêconych rocznicy. By³y wejœcia na ¿ywo w „Wiadomoœciach” i poza nimi, by³y programy podkreœlaj¹ce rangê wydarzenia. Telewizja Gdañsk transmitowa³a uroczyst¹ mszê w intencji rocznicy odprawion¹ w samo po³udnie 31 sierpnia 2000 r. No w³aœnie: dlaczego TYLKO Telewizja Gdañsk? To by³ kamieñ obrazy. Na nic wszystkie programy rocznicowe o tej tematyce, b¹dŸ z ni¹ zwi¹zane, na nic wiele godzin emisji, na nic wydane przez nas pieni¹dze. Liczy³o siê tylko to, ¿e mszy nie pokazano na antenie ogólnopolskiej. Zarzucono TVP brak wyczucia, a to przez moje niew³aœciwe politycznie pochodzenie, brak „solidarnoœciowego” rodowodu. Przyznajê, ¿e mo¿e dla œwiêtego spokoju nale¿a³o puœciæ tê transmisjê na ca³y kraj. Wprawdzie nikt by jej nie ogl¹da³ (koniec wakacji, pi¹tek w samo po³udnie), ale kombatanci nie mieliby powodu do narzekañ, a wrogowie do ataków. Nie mam jednak w zwyczaju za³atwiaæ problemów w imiê œwiêtego spokoju. W dodatku z powodu chaosu panuj¹cego wœród organizatorów uroczystoœæ zapowiedziano w ostatniej chwili i tak¿e z tego powodu nie znalaz³a siê na antenie ogólnokrajowej. Wspomnê jeszcze o awanturze w zwi¹zku z wywiadem, jaki dziennikarz OTV £ódŸ przeprowadzi³ z morderc¹ ks. Popie³uszki – G. Piotrowskim. Ewidentna wpadka nie tylko naszych dziennikarzy, ale i dyrekcji (nie chodzi o sam fakt wywiadu; by³y wczeœniejsze,
186
ten by³ z pewnoœci¹ najs³abszy). W rezultacie dyrektor TVP £ódŸ straci³ pracê. Krytycy z prawej strony tym razem zapomnieli uwzglêdniæ, ¿e wywiadu nie emitowano na antenie ogólnopolskiej, lecz w jednej z dwunastu telewizji regionalnych; nie dawali te¿ wiary oczywistym wyjaœnieniom, ¿e ani prezes TVP, ani Zarz¹d nie mieli z tym nic wspólnego. Nie byli œwiadomi, ¿e coœ takiego jest planowane. Przypomnê wreszcie absurdalne oskar¿enia, jakie pod adresem TVP wysuwa³ by³y rzecznik rz¹du Jerzego Buzka – Jaros³aw Sellin. Twierdzi³ on mianowicie, ¿e TVP odmówi³a informowania i promowania reform, jakie ekipa Buzka przygotowa³a w trakcie swoich rz¹dów. J. Sellin nie chcia³ zauwa¿yæ, ¿e TVP o reformach informowa³a obszernie zarówno w programach informacyjnych, jak i w audycjach publicystycznych poza czasem najwy¿szej ogl¹dalnoœci i na tyle dobrze, na ile by³o to mo¿liwe, ¿eby nie tr¹ci³o propagand¹. Ja przecie¿ tak¿e mia³em, jak siê póŸniej okaza³o, z³udn¹ nadziejê, ¿e reformy w wydaniu tego rz¹du przynios¹ Polsce jakieœ trwa³e korzyœci. Oczywiœcie, partnerem do rozmów z rz¹dem by³ nie J. Sellin, ani ¿aden z rzeczników, tylko Teresa Kamiñska, szara eminencja gabinetu Jerzego Buzka. Niestety, nasze kontakty z minister Kamiñsk¹ mia³y charakter jednostronny, to znaczy myœmy mieli s³uchaæ a ona mówi³a co TVP ma, a raczej – musi zrobiæ. Zw³aszcza, ¿e chwalenie siê reformami zaczê³o nak³adaæ siê na kampaniê prezydenck¹. AWS zyskiwa³aby dodatkowe, potê¿ne narzêdzie promocji politycznej. Nie maj¹c w swoim statucie obowi¹zku popularyzowania polityki aktualnego gabinetu, tym bardziej, ¿e nie by³o siê czym specjalnie chwaliæ, TVP odda³a rz¹dowi czas reklamowy. Wyst¹pi³a o to Kancelaria Premiera, a TVP da³a na promocjê reform 90–95% rabat.
187
Do rangi symbolu urasta³ fakt, ¿e w okresie rz¹dów J. Buzka w Ministerstwie Skarbu Pañstwa (MSP) telewizja publiczna by³a przez d³ugi czas spó³k¹ „w gestii” nie tylko odpowiedniego departamentu MSP; nic co dotyczy³o TVP nie mog³o siê obyæ bez wiedzy i akceptacji Gabinetu Politycznego Ministra! Ale wp³yw polityki na TVP ilustruj¹ nie tylko powy¿ej omówione przyk³ady. One s¹ skutkiem, nastêpstwem politycznego zacietrzewienia, z jakim odnosi³a siê do telewizji prawica i – czasem – b³êdów, jakie TVP pope³nia³a. Kiedy to siê zdarza³o, atakowano z furi¹ i wszelkimi dostêpnymi metodami, bo prawica uzna³a, ¿e TVP to forpoczta SLD, czêœæ politycznego frontu i nale¿y z ni¹ walczyæ wy³¹cznie metodami politycznymi. Tymczasem mechanizm wp³ywów politycznych na TVP jest zupe³nie inny, ni¿ mo¿na s¹dziæ na podstawie gazetowych opisów. To nie instrukcje z Marsza³kowskiej (siedziba UW), Rozbrat (siedziba SLD), Grzybowskiej (siedziba PSL) czy jakiejkolwiek innej politycznej centrali upolitycznia³y firmê. Wiêc co? Po pierwsze – brak jasno okreœlonego miejsca TVP, a tak¿e innych mediów publicznych w systemie mediów elektronicznych. W œlad za tym idzie permanentna niepewnoœæ co do stanu finansów – rzecz dla ka¿dej firmy najwa¿niejsza. Przez ostatnich 15 lat polskie pañstwo, polscy politycy nie byli w stanie stworzyæ prawa jasno okreœlaj¹cego, czy media publiczne maj¹ liczyæ tylko na abonament, a jeœli nie tylko, to w jakim stopniu mog¹ konkurowaæ na rynku. W zwi¹zku z najwa¿niejsz¹ spraw¹ dla TVP i ka¿dej ekipy zarz¹dzaj¹cej by³y starania o doprowadzenie do uchwalenia takiego prawa. W interesie mediów publicznych jest rozstrzygniêcie wreszcie tego podstawowego problemu i ktokolwiek siê na to zdecyduje, mo¿e liczyæ na
188
ich szacunek i sympatiê. Co by nie powiedzieæ o rz¹dzie Millera, to jego gabinet podj¹³ siê tego pierwszy. Mog³a przecie¿ zrobiæ to prawica, ale albo nie chcia³a, albo nie mog³a. Mo¿e zbyt silny by³ tam wp³yw grupy, o której mówi³o siê jako o PPS – Partii Pos³ów Solorza – w³aœciciela Polsatu. Po drugie – stale dzia³aj¹ce sejmowa i senacka Komisje: Kultury i Œrodków Przekazu raz po raz zajmowa³y siê najdrobniejszymi nawet sprawami z telewizyjnego podwórka. Bynajmniej nie po to, by coœ za³atwiæ, lecz by znaleŸæ sobie dogodne pole konfrontacji politycznej. To nic, ¿e polska kultura mia³a masê problemów, ¿e silne media publiczne s¹ jej potrzebne do istnienia i rozwoju; ka¿da okazja, ¿eby w œwietle kamer napi¹æ musku³y i pokazaæ swoj¹ przewagê nad przeciwnikiem politycznym i niechêæ wobec TVP, by³a dobra. W nagrodê mogli liczyæ na pokazanie siê w stacjach komercyjnych chêtnie relacjonuj¹cych wszystko, co szkodzi³o TVP. Nie brakowa³o równie¿ wewn¹trz TVP chêtnych do uprawiania w³asnej polityki. Nie pró¿nowa³y zak³adowa „Solidarnoœæ” i SDP. Telewizyjny oddzia³ Stowarzyszenia to najwiêksza czêœæ ca³ego SDP. Poniewa¿ w prywatnym biznesie nie toleruj¹ ani zwi¹zków zawodowych, ani stowarzyszeñ twórczych, ca³¹ swoj¹ aktywnoœæ koncentruj¹ one na mediach publicznych. Mo¿na, mydl¹c oczy, ich aktywnoœæ chwaliæ jako przejaw spo³eczeñstwa obywatelskiego, ws³uchiwaæ siê w g³osy zatroskane o dobro wspólne, jakim bez w¹tpienia s¹ media publiczne. Ja widzia³em g³ównie prawicowe partyjniactwo, lewicow¹ roszczeniowoœæ, no i wieczne poszukiwanie, jakby tu za pomoc¹ polityki, a lepiej powiedzieæ – polityczki jeszcze korzystniej siê ustawiæ. W tej intencji wydaæ jak¹œ odezwê, apel, podyskutowaæ i nastêpnego dnia wpaœæ o godzinie 11.00 na kawê do telewizyjnej kawiarni „Kaprys”, ¿eby wymieniæ siê
189
plotkami. Gdyby tak ca³e to towarzystwo wys³aæ do pracy do prywatnych mediów, choæby na miesi¹c albo dwa! Ale kto by tam z nimi wytrzyma³? NSZZ „Solidarnoœæ” z TVP utrwali³a siê w mojej pamiêci jako ta si³a, która w noc sylwestrow¹ koñcz¹c¹ 2000 rok, kiedy TVP by³a czêœci¹ œwiatowego projektu millennijnego, koordynowanego przez BBC, usi³owa³a przerwaæ emisjê, bo nie zgadza³a siê na reformy, które zarz¹d chcia³ wprowadziæ. Oczywiœcie nie dopuœciliœmy do tego, chocia¿ kosztowa³o to sporo pieniêdzy i jeszcze wiêcej nerwów (zapasowy punkt emisyjny, stra¿nicy itd.). Co by siê dzia³o, gdyby plan „Solidarnoœci” siê powiód³? Nawet nie chcê tego sobie wyobra¿aæ. „Solidarnoœæ” w TVP to naprawdê zwi¹zek z nieograniczon¹ nieodpowiedzialnoœci¹. Proponujê na koniec tych dywagacji o polityce w TVP rozwa¿enie czegoœ, co w polskich realiach zakrawaæ mo¿e na herezjê: czy taka korporacja, jak TVP mo¿e mieæ w³asn¹ politykê w okreœlonych sprawach? Wbrew pozorom nie jest to temat wydumany – by³ poruszany w trakcie obrad Sejmowej Komisji Œledczej, chocia¿ tylko marginalnie. W jednym ze swoich wyst¹pieñ wspomniany Jaros³aw Sellin podda³ moje sugestie pryncypialnej krytyce (on inaczej ju¿ chyba nie potrafi). Przywo³uj¹c mnie do porz¹dku z powodu mojej niesubordynacji, powiedzia³ o psim obowi¹zku TVP s³uchania dyspozycji KRRiT, bo od strategicznych decyzji nie jest kierownictwo TVP, ale Rada. W przeciwieñstwie do J. Sellina s¹dzê, ¿e TVP ma prawo do prowadzenia w³asnej polityki, tak jak maj¹ je Polsat, TVN czy Agora. Powinna byæ to oczywiœcie polityka wyra¿aj¹ca interes w³aœciciela. Nie powinna odzwierciedlaæ interesu reprezentuj¹cych w danym czasie w³aœciciela polityków ani ich partii. Tego zreszt¹ tak¿e nie wolno w³aœcicielowi i jego reprezentan-
190
tom; zabrania tego ustawa o radiofonii i telewizji. S¹ jednak dzia³ania, które w³aœciciel – rozumiany jako instytucja pañstwowa – powinien podj¹æ. Na przyk³ad takie, które zmierzaj¹ do zwiêkszenia wartoœci firmy, a to mog³y przynieœæ zmiany w prawie medialnym * lub te¿ s³u¿¹ce poprawieniu jej sytuacji finansowej, a przy okazji poprawienie stanu przestrzegania prawa (regulacje dotycz¹ce abonamentu). Nadzór w³aœcicielski to naturalna i wynikaj¹ca z ustaw powinnoœæ ministra skarbu i rz¹du. Dlaczego siê tak nad tym tu rozwodzê? Czy to a¿ tak wa¿ne? Bardzo wa¿ne! Po pierwsze, wa¿ne dlatego, ¿e ma to istotne konsekwencje dla oceny mojego zachowania w trakcie batalii o zmianê prawa medialnego. Jako szef pañstwowej firmy realizowa³em to, co uzgodnili rz¹d oraz KRRiT; czyli organ nadrzêdny wobec ministra skarbu pañstwa (w³aœciciela TVP) oraz organ pañstwowy w³aœciwy w sprawach radiofonii i telewizji (wed³ug ustawy). A uzgodnili projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Po drugie, wa¿ne dlatego, ¿e pozwala oceniæ zachowanie dziennikarzy telewizji publicznej relacjonuj¹cych konfrontacjê wokó³ nowelizacji prawa medialnego. Uwa¿am i uwa¿a³em, ¿e maj¹ oni nie tylko prawo, ale i obowi¹zek prezentowaæ racje mediów publicznych, racje swojego pracodawcy tak, jak czynili to ich koledzy z mediów prywatnych. Tymczasem odzew by³ skromniutki; dziennikarze ten „k³opot” zostawili kierownictwu TVP i specjalnie r¹k sobie przy tej pracy brudziæ nie chcieli. Jak na tym wyszli, zobaczymy niebawem. *
Zwiêkszenie œci¹galnoœci abonamentu, przeniesienie w³asnoœci archiwów po Radiokomitecie na TVP, uruchomienie kana³ów tematycznych, ustawowy multipleks dla mediów publicznych.
191
Analizuj¹c swoje potkniêcia, zastanawiam siê, czy oprócz mojej nieumiejêtnoœci zorganizowania takiego zbiorowego wysi³ku i powszechnej wœród pracuj¹cych na Woronicza sk³onnoœci do nie nara¿ania siê, jednym z decyduj¹cych czynników nie by³o ich przekonanie, ¿e TVP nie ma prawa byæ stron¹ w tym sporze?
„Ludzie Kwiatkowskiego”? Upartyjnienie to jeden z podstawowych stawianych mi zarzutów, wzmacniany jeszcze pretensjami o upolitycznienie. Przedstawiê stan faktyczny. Przyszed³em do telewizji na Woronicza z trzema osobami: asystentem, rzecznikiem prasowym i dyrektorem Biura Zarz¹du. Nie towarzyszy³ mi ¿aden zastêp lewicowych „pampersów”. Z czasem, owszem, œci¹gn¹³em do wspó³pracy kilku zawodowców, np. takich jak W³odzimierz £awniczak, póŸniejszy szef Biura Reklamy TVP, ale ¿adnego z nich nie da siê zaliczyæ do partyjnych dzia³aczy czy politycznych aktywistów. Kierownictwo TVP to oczywiœcie nie byli ludzie bez biografii. Wa¿ne, ¿e nie tylko starali siê, ale i potrafili pracowaæ. Nie mia³y znaczenia historyczne podzia³y. Przez d³u¿szy czas udawa³o siê nawet wykorzystywaæ ró¿nice biografii po to, by byæ bardziej skutecznym, samodzielnym, wiarygodnym. Znakomity zespó³ stanowili faktyczni liderzy Rady Nadzorczej TVP: Boles³aw Sulik, Witold Knychalski i Antoni Dragan, ka¿dy wywodz¹cy siê z innego œrodowiska: Sulik, londyñska emigracja, syn przedwojennego genera³a, zaprzyjaŸniony ze œrodowiskami korowskimi; Knychalski – adwokat z £odzi, zwi¹zany
192
193
ze œrodowiskiem PSL; Dragan, kiedyœ przewodnicz¹cy ZSP, póŸniej kierowa³ prywatn¹ wy¿sz¹ szko³¹ mened¿ersk¹. Wszyscy oni potrafili porozumieæ siê w sprawach dla TVP najistotniejszych i co do tego, jak¹ politykê zarz¹d ma prowadziæ. Równie zgodnie wspó³pracowano w innych komórkach organizacyjnych spó³ki: œwietnie rozumieliœmy siê z Jackiem Snopkiewiczem, który za moich czasów by³ szefem TAI, a od po³owy 2002 – rzecznikiem prasowym TVP. Doskonale pracowa³o siê z Bogus³awem Piwowarem, by³ym dyrektorem departamentu reklamy w KRRiT, a wczeœniej pracownikiem Centrum Informacyjnego Rz¹du za czasów J.K. Bieleckiego i H. Suchockiej. Sk¹d wywodzili siê dyrektorzy generalni? Tomasz Posadzki – to by³y prezydent Gdañska z ramienia Unii Wolnoœci. Wczeœniej, zanim zosta³ prezydentem Gdañska – by³ solidnym, trójmiejskim adwokatem. Janusz Pieñkowski, znajomy Leszka Millera, nim trafi³ do telewizji w £odzi, prowadzi³ sprawy Hersanta w Polsce; w 1993 roku próbowa³ si³ w polityce, kandydowa³ do Senatu z list Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Gdyby ktoœ koniecznie chcia³ szukaæ jednoznacznej partyjnej afiliacji, to pewnie trzeba by wskazaæ na Uniê Wolnoœci, której dzia³acze objêli kilka prominentnych stanowisk, np. wspomniany T. Posadzki, a przede wszystkim Anna Popowicz, wiceprzewodnicz¹ca Unii Wolnoœci i zarazem Rady Nadzorczej TVP (wczeœniej wiceminister kultury w rz¹dzie J. Buzka, wiceprzewodnicz¹c¹ UW zosta³a po roz³amie w tej partii i odejœciu grupy dzia³aczy do tworz¹cej siê wówczas Platformy Obywatelskiej). Mo¿e przynale¿noœæ i funkcja partyjna pani Popowicz nie mia³y wp³ywu na jej zachowanie w Radzie Nadzorczej (choæ na pogl¹dy, mam nadziejê – tak), ale po wybuchu afery Rywina zaczê³a ona w wy-
194
wiadach na prawo i lewo opowiadaæ, jak bardzo telewizja za rz¹dów Kwiatkowskiego jest upolityczniona, co by³o przejawem hipokryzji trudnym do zniesienia. A przecie¿ jeszcze pó³ roku wczeœniej w tajnym g³osowaniu opowiedzia³a siê za moj¹ kandydatur¹ na prezesa. Sk¹d o tym wiem? Bo g³osowanie by³o jednomyœlne. Jej dymisja i oœwiadczenie z³o¿one w proteœcie po kolejnej, nieudanej próbie odwo³ania mnie ze stanowiska, da³y mi okazjê do publicznego stwierdzenia, ¿e wraz z jej rezygnacj¹ zmniejszy³o siê upolitycznienie telewizji publicznej. Typow¹ nominacj¹ po znajomoœci, przyznajê – by³o powo³anie Karola Pêkula – wicewojewody ostro³êckiego z czasów AWS-UW, na wicedyrektora Biura Kadr i Spraw Socjalnych. Powinienem napisaæ œciœlej – z litoœci, bo przecie¿ Pêkul nie mia³ nawet odpowiednich kwalifikacji. Kiedy siê w tym zorientowa³em, zdecydowa³em o jego zwolnieniu. Bezskutecznie, bo biedak zachorowa³ na 5 miesiêcy! I co mu zrobisz? Po odwo³aniu mnie z funkcji prezesa natychmiast ozdrowia³ i to na tyle, ¿e osobiœcie rozwozi³ zwalnianym przez now¹ ekipê wymówienia z pracy. Ofiarnie, z dostaw¹ do mieszkania. Wspomniana Unia Wolnoœci, jak na partiê inteligenck¹ przysta³o, mia³a wœród pracowników TVP, a zw³aszcza dziennikarzy, liczne grono zwolenników, co nie przeszkadza³o mi tak d³ugo, jak linia tej (i ka¿dej innej tak¿e) partii nie by³a zbyt ostentacyjnie prezentowana jako wynik dziennikarskiego przemyœlenia. Dziennikarz, jak mawia Olejnik (dziennikarka, nie prokurator, choæ pierwsze wra¿enie mo¿e myliæ), nie jest podstawk¹ pod mikrofon. W programach informacyjnych i publicystyce niema³o by³o dziennikarzy zwi¹zanych z PSL. Mieli oni te¿ siln¹ reprezentacjê, zw³aszcza w pocz¹tkowym
195
okresie mojej pracy na Woronicza, w zarz¹dzie i w dyrekcjach poszczególnych jednostek. Budzi³o to wrog¹ reakcjê znacznej czêœci mediów, przyzwyczajonych do swoistego monopolu towarzyskiego. Ale te¿ by³o polityczn¹ koniecznoœci¹: wszelkie zmiany, które by rozsierdzi³y PSL, mog³y w czasie rz¹dów AWS skutkowaæ wolt¹ tego ugrupowania i niekorzystnymi dla TVP zmianami legislacyjnymi. W kierownictwie TVP stosunkowo liczn¹ grupê stanowili ci, którzy zwi¹zani byli ze stowarzyszeniem Ordynacka, g³ównie przez fakt studiowania i przynale¿noœci w swoim czasie do Zrzeszenia Studentów Polskich, b¹dŸ Socjalistycznego Zwi¹zku Studentów Polskich. Wbrew obowi¹zuj¹cym dziœ pogl¹dom, nie oznacza³o to automatycznie szczególnie bliskich zwi¹zków z lewic¹, choæ uczciwie trzeba przyznaæ, ¿e z Pa³acem Prezydenckim, a zw³aszcza jego g³ównym lokatorem – owszem, tak. Moim faktycznym zastêpc¹ i praw¹ rêk¹ by³ Jaros³aw Pachowski, równie¿ zwi¹zany z Ordynack¹. Przyszed³ do telewizji ze œrodowiska bankowego (wczeœniej by³ prezesem Systemu Pozagie³dowego Obrotu Instrumentami Finansowymi – SPOIF) i pod koniec kadencji nieoczekiwanie dla wielu awansowa³ na szefa Polkomtel S.A., jednej z najwiêkszych polskich firm prywatnych. Szczerze mu tego gratulowa³em, zazdroszcz¹c przy okazji przejœcia z zajmuj¹cych siê polityk¹ „bia³ych” stron „Rzeczpospolitej” – na „zielone”, poœwiêcone biznesowi i gospodarce. Jarek nigdy nie kry³ dystansu do œwiata polityki, który go jednoczeœnie ciekawi³, ale tak, jak biologa interesuje jakiœ wyj¹tkowo obrzydliwy gatunek robaka. Z równie wielkim dystansem, tym razem bez œladu fascynacji, patrzy³ na rozplenione ponad miarê w TVP zwi¹zki zawodowe. By³o ich dobrze ponad trzydzieœci, a liczba osób chronionych z racji pe³nienia ró¿-
196
nych funkcji zwi¹zkowych przekracza³a piêæset. Zwi¹zki, aspiruj¹ce do sprawowania kierowniczej roli, co chwilê czegoœ siê domaga³y, czy to ode mnie, czy od ca³ego zarz¹du, czy te¿ od Pachowskiego, co on przyjmowa³ ze stoickim spokojem. I nigdy nie da³ siê namówiæ na jakieœ specjalne z nimi spotkanie. A propos zwi¹zków zawodowych. Kiedy Rada Nadzorcza og³osi³a s³ynny ju¿ konkurs na prezesa TVP, rozpisany po to, ¿ebym przegra³ – zg³osi³y siê 52 osoby (po jednej na ka¿dy tydzieñ w roku). Zarz¹dzono poddanie kandydatów testom psychologicznym. Wœród wyselekcjonowanej dziesi¹tki zaj¹³em œrodkowe, nie najwy¿sze miejsce, poza pierwsz¹ trójk¹, choæ o ca³e d³ugoœci przed takimi ówczesnymi faworytami jak Dubaniowski, Gawe³, Pac³awski i Budzyñski – czyli grup¹, spoœród której mia³ byæ wybierany prezes. Poniewa¿ nie by³a to jednak dla mnie przyjemna wiadomoœæ, postanowi³em zg³êbiæ powody. Okaza³o siê, ¿e zdecydowa³ – kto by na to wpad³? – mój niechêtny stosunek do zwi¹zków zawodowych, wobec których, zdaniem prowadz¹cej te testy pani doktor, nie by³em nastawiony w wystarczaj¹co partnerski sposób. By³ to kluczowy element bloku ocen, zwanych kompetencjami mened¿erskimi, które z kolei by³y najwy¿ej punktowane. W taki oto sposób, zamiast w co najmniej pierwszej trójce, na co wskazywa³y wyniki z innych bloków, wyl¹dowa³em w po³owie stawki. Nawet nie chcia³o mi siê t³umaczyæ pani psycholog, ¿e realia telewizyjne od teorii testów ró¿ni¹ siê tak znacznie, ¿e za nieustêpliwoœæ wobec zwi¹zków zawodowych – czêsto skupiaj¹cych w swoich kierownictwach cwaniaków, usi³uj¹cych przy pomocy sprawowanej funkcji zwi¹zkowej wyszarpaæ coœ wiêcej dla siebie, czy uciec przed zwolnieniami, które w innym przypadku by ich niechybnie dotknê³y – powinno siê nie karaæ,
197
a premiowaæ. Mo¿na powiedzieæ, ¿e w ten sposób zwi¹zkowcy telewizyjni (piszê: telewizyjni, by odró¿niæ ich od prawdziwych, którzy wprawdzie w TVP byli, ale w iloœciach œladowych) „zrewan¿owali siê” za ich skuteczne marginalizowanie w ci¹gu 6 lat mojej prezesury. Moim zastêpc¹ w nowym, dwuosobowym zarz¹dzie, dzia³aj¹cym tylko pó³tora roku, by³ Tadeusz Skoczek, krakowski wydawca i dzia³acz kulturalny, wczeœniej zwi¹zany z Ordynack¹, a póŸniej tak¿e z PSL. Znacznie krócej od tej dwójki pracowali ze mn¹ w zarz¹dzie TVP M. Zalewski, W. Che³stowski, Cz. Jermanowski i wczeœniej wspomniany T. Posadzki. O ka¿dym z nich mo¿na by wiele napisaæ, ka¿dy mia³ sto wad (ja tysi¹c) i tysi¹c zalet, ale nie chcia³bym, ¿eby to by³y wspominki by³ego prezesa. Rozpisujê siê o tym tylko po to, by pokazaæ, ¿e mo¿na wspólnie kierowaæ instytucj¹, mimo wielu dziel¹cych nas ró¿nic. Warto dodaæ, ¿e w sprawach nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji nie by³o miêdzy nami ¿adnych ró¿nic, co wiem, bo wiele razy, formalnie i nieformalnie, na ten temat ze sob¹ rozmawialiœmy. Pion programowy pozosta³ w rêkach wieloletnich i bardzo kompetentnych pracowników telewizji publicznej. Jak bardzo kompetentnych, widaæ dziœ, bo po pierwsze ani Maciej Kosiñski, ani Nina Terentiew, ani Jacek Snopkiewicz nie opuœcili (i s³usznie) kluczowych dla telewizyjnego programu stanowisk. Po drugie, go³ym okiem widaæ, jak¹ cenê p³aci TVP za odwo³anie S³awomira Zieliñskiego ze stanowiska szefa telewizyjnej Jedynki. Czy to s¹ „ludzie Kwiatkowskiego”, jak by tego chcia³a „Gazeta Wyborcza”? Byli w tej firmie od zawsze i mam nadziejê, pozostan¹ tam tak d³ugo, jak bêd¹ chcieli. Bêdzie to godziwa zap³ata za ich lojal-
198
noœæ wobec instytucji, a nie tej czy innej osoby. Tak¿e to w nich ceniê. Dyrektorzy (i w odpowiedniej proporcji ich zastêpcy) oddzia³ów terenowych to najwa¿niejsze postacie wspó³czesnej telewizji publicznej. Jasne, ka¿dy ma jakiegoœ szefa, ale szefowie oddzia³ów terenowych mieli u siebie w województwie pozycjê, o której prezes Telewizji Polskiej móg³ w stolicy tylko pomarzyæ. W swoim regionie dyrektor oddzia³u to jedna z g³ównych postaci elity w³adzy. Praca na tym stanowisku wymaga sporej odpornoœci nie tylko na stresy, tak¿e na lokalne uk³ady i uk³adziki. Trochê czasu trwa³o, zanim wszyscy – zarówno w TVP, jak i zw³aszcza poza TVP – przekonali siê, ¿e od nominacji i dymisji jest zarz¹d na Woronicza, i nikt inny. Po kilku potyczkach uda³o siê skompletowaæ zespó³ szefów oœrodków, który na odchodne sprawi³ mi wielk¹ satysfakcjê, wyprowadzaj¹c wszystkie w zasadzie oddzia³y terenowe ze strat, jakie te ponosi³y regularnie, rok w rok, od pocz¹tku istnienia spó³ki. Oczywiœcie bez twardego nadzoru, nieraz na granicy rêcznego sterowania, zw³aszcza w sprawie zwolnieñ i bez zas³aniania siê prezesem („ja to bym siê zgodzi³, ale prezes nie pozwala – wszystko przez niego”) nie by³oby takiego efektu. Najlepszych stara³em siê w miarê szybko œci¹gaæ do centrali, bo samodzielnoœæ i umiejêtnoœæ podejmowania decyzji to by³ zawsze na Woronicza towar deficytowy. Dyrektorzy telewizyjnych oœrodków regionalnych wywodzili siê z najró¿niejszych œrodowisk, mieli najró¿niejsze polityczne koligacje, ale ¿aden z nich nie manifestowa³ swoich partyjnych powi¹zañ z ró¿nymi œrodowiskami politycznymi, zawodowymi, z instytucjami, z których wyszli. Jeœli dziœ mówi ktoœ o nich jako „ludziach Kwiatkowskiego”, to mogê byæ tylko dumny i bolejê, ¿e z tego w³aœnie powodu spotykaj¹
199
ich w pracy szykany. Ryszard Nowak – dyrektor OTV Wroc³aw, to by³y dziennikarz tamtejszego dodatku „Gazety Wyborczej”; Andrzej Janicki – by³y zastêpca naczelnego redaktora „Trybuny Robotniczej”; Krzysztof Matlak – by³y szef oddzia³u UPC w Szczecinie, Andrzej Jeziorek - znany operator filmowy i telewizyjny z Krakowa, Tadeusz Doroszuk – by³y pracownik NIK, Jaros³aw Hasiñski – by³y szef radia Winogrady w Poznaniu, Marek Brodowski – kiedyœ niezale¿ny producent z Bydgoszczy, Adam Czartoryski z Rzeszowa, by³y naczelny „Supernowoœci”. Co ich, za moich czasów, ³¹czy³o, poza prac¹ w TVP? Przecie¿ nie pracowali w TVP z partyjnej rekomendacji. Ale na co dzieñ wszyscy razem i ka¿dy z osobna musieli t³umaczyæ siê, ¿e nie s¹ wielb³¹dami, ¿e nie robi¹ partyjnej telewizji. Bo choæ dowodów nie by³o, oskar¿eñ nie ubywa³o, a pretekstem do ich ponawiania by³a ka¿da wizyta w regionie prominentnego polityka SLD, a do pewnego momentu – PSL, zakoñczona wywiadem czy d³u¿sz¹ wypowiedzi¹ w lokalnym programie informacyjnym. To, ¿e podobnie traktowano polityków prawicy, dla krytyków nie mia³o znaczenia. Konfliktów nie brakowa³o zw³aszcza tam, gdzie sytuacja by³a najtrudniejsza, a ambicje najwiêksze, czyli w Krakowie, no i oczywiœcie w miejscowoœciach, w których dziennikarze lokalnych dodatków „Gazety Wyborczej” chcieli, jak Adam Michnik w Warszawie, by ich oceny i wyroki by³y obowi¹zuj¹ce (Poznañ, Bydgoszcz). Szczególnie napiêta by³a sytuacja w Bydgoszczy, gdzie szefem oœrodka by³ Marek Brodowski. Jego poprzednik, a tak¿e szef reklamy w oddziale terenowym, musieli odejœæ po publikacjach w lokalnym dodatku „GW”, mimo ¿e póŸniej wygrali procesy, jakie wytoczyli „Gazecie Wyborczej”. Brodowski doczeka³ siê dwóch wielkich tekstów, ju¿ nie w lokalnym
200
dodatku, a w ogólnopolskim wydaniu „Gazety Wyborczej”. Nie tylko wygra³ proces (wyrok nie jest prawomocny; Michnik siê odwo³a³) po wyj¹tkowo paszkwilanckim tekœcie w „Gazecie”, ale jak na razie zdo³a³ utrzymaæ siê na stanowisku dyrektora. Bez w¹tpienia cia³em na wskroœ upolitycznionym w TVP by³a jej Rada Programowa, oficjalnie wy³aniana wed³ug partyjnego klucza. Istotn¹ jej czêœæ stanowi¹ wa¿niejsi cz³onkowie Sejmowej Komisji Kultury i Œrodków Przekazu. Ambicje niektórych, nie tylko tych z prawicy, siêga³y znacznie dalej, ni¿ na to pozwala³ statut TVP. Chcieli wp³ywaæ na kszta³t ramówki, a co najmniej oceniaæ j¹ przed jej prezentacj¹ i wspó³decydowaæ o tym, które audycje spe³niaj¹ ich kryteria misyjnoœci, a które nie. By³o to doœæ dwuznaczne, zw³aszcza je¿eli przewodnicz¹cymi rady zostawali szefowie firm sprzedaj¹cych TVP swoje produkcje, co zdarzy³o siê dwukrotnie. Rada zas³ynê³a z bojowych, doœæ kuriozalnych uchwa³ i stanowisk. Na przyk³ad, potêpi³a TVP za emisjê reporta¿u E. Borzêckiej „Arizona”, ilustruj¹cego beznadziejê popegeerowskiej wsi. Za trosk¹ o prawdê o polskim spo³eczeñstwie kry³a siê niechêæ do jej pokazywania, bo to burzy³o obowi¹zkowy obraz sielanki, jaka zrodzi³a siê w Polsce po roku 1989.Nacisk polityki na TVP to równie¿ niezliczone kontrole, jakim byliœmy zw³aszcza za czasów AWS poddawani. Przejmowa³em siê tylko podczas pierwszej. PóŸniejsze przebiega³y wedle znanego, sprawdzonego schematu: kontrola d³ugotrwa³a i szczegó³owa, triumfalne odkrycie jakiegoœ „przestêpstwa”, nastêpnie przeciek, w wyniku którego powstawa³y sensacyjne artyku³y. Sprawa ¿y³a pewien czas, a po naszych skutecznych odwo³aniach usycha³a. Tylko urzêdnicy, którzy pobrali nagrody za wykrycie nieprawid³owoœci, pieniêdzy nie zwracali.
201
Jeœli chodzi o pracowników twórczych, trudno by³o stosowaæ jakieœ sztywne zasady, choæ oczywiœcie stara³em siê, by anteny, a póŸniej tak¿e agencje produkcji dawa³y szansê m³odym ludziom, nie tylko starym, uznanym mistrzom. Tych zreszt¹ nie by³o tak wielu; wielki prze³om lat 80/90, radykalne zmiany kadrowe w czasach Wies³awa Walendziaka spowodowa³y, ¿e zerwana zosta³a ci¹g³oœæ naturalnego wy³aniania nowych osobowoœci telewizyjnych. By³o to zjawisko tym bardziej dotkliwe, ¿e telewizja z Woronicza straci³a monopol na start do kariery w mediach elektronicznych czy show-biznesie. Najwiêcej problemów spowodowa³a „rewolucja kadrowa”, czyli zwolnienia, jakie w TVP mia³y miejsce w latach 2000 i 2001. Ich przeprowadzenie by³o absolutn¹ koniecznoœci¹ i to nie dlatego, ¿e TVP ci¹gle wytykano, i¿ zatrudnia 6800 osób, a np. Polsat tylko 300. Krytycy nie zdawali sobie sprawy ze skali zadañ programowych, nieporównywalnych z tymi, jakie wyznacza³y sobie stacje komercyjne, z wielkoœci maj¹tku pozostaj¹cego w gestii mediów publicznych. Jednak w TVP pracowa³o stanowczo za du¿o ludzi i byli powa¿nym obci¹¿eniem dla jej finansowej kondycji. Najbardziej zdumiewaj¹ca by³a reakcja tych polityków, którzy co rusz wytykali nam przerosty w zatrudnieniu. Ale dla nich wa¿ne by³o to, by ci¹gle TVP atakowaæ, a nie logika, z któr¹ byli na bakier. Równie chêtnie wys³uchiwali g³osów protestu przeciw redukcjom. Mieliœmy wówczas namiêtne protesty organizacji zwi¹zkowych, listy do gazet, groŸnie brzmi¹ce wypowiedzi polityków inspirowane przez zwalnianych pracowników, czêsto kompletnie wypalonych, nie rozumiej¹cych potrzeby zmian programowych, koniecznoœci unowoczeœnienia sposobu realizacji audycji; byli w najlepszym wypadku ot takimi sobie rzemieœlnikami.
202
Z przykroœci¹ przyznajê – nie wszystkie decyzje okaza³y siê trafne, pope³niliœmy wiele b³êdów. Dotyczy³o to bardzo wielu sytuacji, o których nie wiem i pewnie siê nigdy nie dowiem, bo mnóstwo decyzji personalnych podjêto powo³uj¹c siê na prezesa, choæ prezes nie tylko nie wie, nie tylko nie akceptuje, ale nawet nie jest œwiadom istnienia jakiejœ osoby czy problemu, który – powo³uj¹c siê na jego decyzjê – w³aœnie ktoœ tak czy inaczej rozstrzyga³. Ale dzia³a tu niestety prawo wielkich liczb – 1% b³êdu w tym przypadku oznacza 20 b³êdnych decyzji, niezas³u¿on¹ krzywdê dwudziestu osób i ich najbli¿szych. W sumie odpowiadam za zwolnienie ponad dwóch tysiêcy ludzi. Wiem, ¿e z jednej strony by³o to dla firmy konieczne, ozdrowieñcze, ale wiem te¿, ¿e ka¿da taka decyzja oznacza ludzkie dramaty. Pó³ biedy, kiedy dotyczy³o to zatrudnionych w Warszawie czy innym wielkim oœrodku, ale zwolnienie 50-letniej monta¿ystki w Bia³ymstoku by³o tragedi¹, która mog³a zagroziæ egzystencji jej i jej najbli¿szej rodziny. Nic dziwnego, ¿e ludzie bronili siê, jak mogli, a naj³atwiej by³o broniæ siê wskazuj¹c na polityczny, a nie ekonomiczny kontekst takiej decyzji. Najbardziej zaciekle walczy³y telewizyjne „œwiêtoœci”, których ani osi¹gniêcie wieku emerytalnego, ani wpadki, jakie mia³y na swoim koncie, co normalnego pracownika dyskwalifikowa³o, nie by³o w stanie odsun¹æ od anteny. To oczywiœcie zrozumia³y, stary jak œwiat mechanizm, kiedy z czasem zamiast na pracy pracownik ca³¹ swoj¹ energiê koncentruje tylko na tym, ¿eby siê utrzymaæ (zasada Petera). Naturalna, a zw³aszcza w TVP konieczna przyspieszona wymiana pokoleñ staje siê w takich warunkach w³aœciwie niemo¿liwa. Uda³o siê jednak czêœæ takich osób wys³aæ na emeryturê. Dlatego œmiesz¹ mnie te wyliczanki „œwietnych
203
fachowców”, których rzekomo skrzywdzi³em. Jakoœ nie s³ysza³o siê, by Walter i Solorz oferowali im pracê u siebie. Jak siê zdaje, wyj¹tkiem by³ Piotr Górecki, dziennikarz „Wiadomoœci”, który znalaz³ siê na liœcie zwolnieñ z powodu jakiegoœ konfliktu z kierownictwem TAI. Mimo wieloletniej znajomoœci nie chcia³em, a w³aœciwie nie mog³em interweniowaæ, bo oznacza³oby to stosowanie metod, które sam zwalcza³em i sugestiê, ¿e sam decydujê, kogo wyrzuciæ, a kogo zostawiæ. Tymczasem zale¿a³o mi na tym, ¿eby decydowali i w konsekwencji ponosili odpowiedzialnoœæ szefowie poszczególnych jednostek organizacyjnych, których te zwolnienia dotyczy³y, a dotyczy³y w zasadzie wszystkich. Wiele zamieszania wywo³a³y odejœcia A. Paw³owicza i K. Kolendy-Zaleskiej. A. Paw³owicz zosta³ zwolniony po awanturze, jaka wybuch³a miêdzy nim a Szefem TVP1 – S³awomirem Zieliñskim, spowodowanej przesuniêciem emisji jego programu na inny termin. Do wyboru mia³em albo zwolniæ Zieliñskiego, albo zatwierdziæ zwolnienie Paw³owicza. Nawet specjalnie d³ugo nie zastanawia³em siê i do dziœ nie ¿a³ujê. Panowie szczerze siê nie znosili, co dobitnie przypomnia³ Paw³owicz, dziœ cz³onek Rady Nadzorczej TVP, urz¹dzaj¹c Zieliñskiemu upokarzaj¹ce przes³uchania na posiedzeniach Rady. W przypadku K. Kolendy-Zaleskiej mieliœmy ewidentny konflikt miêdzy lojalnoœci¹ wobec politycznych œrodowisk, z którymi by³a zwi¹zana, a firm¹, w której pracowa³a. Nie chc¹c jej stawiaæ w trudnej sytuacji, szef „Wiadomoœci” P. S³awiñski nie zgodzi³ siê, by relacjonowa³a przes³uchania przed komisj¹ i odbiera³a temat innej dziennikarce, na co z kolei nie chcia³a zgodziæ siê K. Kolenda-Zaleska. Odesz³a do TVN i nie da³a siê – co dobrze o niej œwiadczy – wci¹gn¹æ w nagonkê na TVP.
204
Do b³êdnych decyzji kadrowych zaliczam tak¿e odsuniêcie od anteny Dariusza Szpakowskiego, komentatora bardzo zas³u¿onego dla polskiego sportu i dla TVP. Choæ to rzadko mi siê zdarza, tym razem da³em siê nabraæ prasowej nagonce. Kiedy nowy szef redakcji Janusz Basa³aj zaprosi³ dziennikarzy sportowych, zw³aszcza z prasy, do komentowania ró¿nych wydarzeñ w polskim i œwiatowym sporcie – krytyka TVP ze strony prasy sportowej usta³a niemal natychmiast. Skoñczy³y siê niezrozumia³e dla mnie ataki na poziom relacji i co by³o kompletnym kuriozum – ofertê sportow¹ Telewizji Polskiej. Mo¿na siê by³o przekonaæ na tym przyk³adzie, jak ³agodz¹co wpuszczenie dziennikarzy innych mediów na antenê wp³ywa na ich stosunek do TVP. Ale tym samym zabrak³o miejsca na kreowanie naszych w³asnych sportowych autorytetów. Ofiar¹ tych manewrów pad³ Szpakowski, który bêd¹c wówczas chyba w nienajlepszej formie, zbiera³ na ³amach prasy liczne razy. Efektem by³o odsuniêcie go od komentowania meczów pi³karskich przez d³ugi czas. A Szpakowski, po moim odejœciu, zamiast pasowaæ siê na pierwsz¹ ofiarê Kwiatkowskiego, zachowa³ siê fair i z klas¹. Chapeau bas!. Oczywiœcie, opowieœci T. Lisa o tym, ¿e Szpakowski zosta³ odsuniêty za ¿artobliw¹ uwagê pod adresem prezydenta Kwaœniewskiego na mistrzostwach œwiata w pi³ce no¿nej w Korei, ¿e prezydent polskim pi³karzom przynosi pecha – s¹ k³amstwem. Nawet, jeœli ktoœ wierzy w przes¹dy. Konsekwencje chybionych decyzji w tak ogromnej instytucji, zatrudniaj¹cej tysi¹ce ludzi, ponosi siê niejednokrotnie na skutek decyzji poprzedników, podjêtych wczeœniej, zanim siê zostaje prezesem. Có¿ mog³em poradziæ, dla przyk³adu, kiedy parê miesiêcy po wyborze na prezesa, „Superexpress” powita³ mnie
205
moim zdjêciem na pierwszej stronie i podpisem: „Temu panu dziêkujemy!” W ten sposób reagowano na brak w TVP transmisji wyjazdowego meczu polskiej reprezentacji z Bu³gari¹. T³umaczenia, ¿e to skutek decyzji poprzedniego zarz¹du, podjêtych rok wczeœniej, na nic siê zda³y. Odrobienie zaniedbañ poprzedników wymaga³o nie tylko wielkich pieniêdzy, ale przede wszystkim lat pracy. Za odrabianie zaleg³oœci wziêliœmy siê przede wszystkim z wieloletnim szefem sportu w TVP2 Zygmuntem Lenkiewiczem. Z. Lenkiewicz, a po paru latach tak¿e Basa³aj, œci¹gniêty przeze mnie do TVP1 po przejœciu R. Wichrowskiego na szefa sportu w TVN, we trójkê stworzyli w ci¹gu kilku lat ofertê dla kibiców, o jakiej mog¹ tylko marzyæ najsilniejsze stacje publiczne czy komercyjne Starego Kontynentu.Dzisiaj zarzuca siê Z. Lenkiewiczowi odpowiedzialnoœæ za jedn¹ z bardziej kuriozalnych wpadek, o jakich zdarzy³o mi siê us³yszeæ. Latem 2004 r. przez kilka dobrych dni trwa³a przepychanka na temat tego, czy TVP ma prawa do transmisji meczów Wis³y z Realem Madryt. W³aœciciel praw, firma SportFive, twierdzi³a, ¿e TVP te prawa naby³a, a TVP, ¿e… ich nie ma. Bardzo siê zdziwi³em, kiedy nowemu kierownictwu TVP „uda³o siê” wreszcie te prawa od siebie odepchn¹æ. Oczywiœcie, natychmiast kupi³ je TVN, a skutek by³ taki, ¿e po raz pierwszy w historii w godzinach meczu TVN mia³ wiêksz¹ ogl¹dalnoœæ i udzia³y w rynku od „Jedynki”. ¯eby nie by³o w¹tpliwoœci: suma otrzymana przez SportFive od TVN by³a taka, ¿e zrezygnowa³ on z dochodzenia roszczeñ od TVP, jakie by mu siê niew¹tpliwie nale¿a³y, gdyby poniós³ w tym zamieszaniu straty finansowe. „Przy okazji” TVN naby³ ca³y pakiet praw do meczów polskich klubów w wystêpach pucharowych i eliminacyjnych do Ligi Mistrzów. W sytuacji, gdy ma prawa do
206
pokazywania krajowych wystêpów Wis³y i Legii oraz do fragmentów innych meczów ekstraklasy, mo¿na powiedzieæ, ¿e pozbawi³ TVP ca³kiem pokaŸnego kawa³ka telewizyjnego sportu. W ten sposób szlag trafi³ przewagê nad naszymi konkurentami, jak¹ wywalczyliœmy na rynku praw sportowych (a „przy okazji” tak¿e na rynku poœredników handluj¹cych tymi prawami). Za to wszystko ma „odpowiadaæ” Lenkiewicz, wspó³twórca sukcesu TVP na tym polu. ¯eby by³o ciekawiej, Lenkiewicz ma w jednym przynajmniej punkcie podobn¹ do Jana Dworaka, obecnego prezesa TVP, biografiê: obaj byli cz³onkami rz¹du T. Mazowieckiego: Lenkiewicz jako szef sportu, a Dworak jako szef telewizji – zastêpca szefa urzêdu centralnego, jakim by³ wówczas Radiokomitet. Ponownie spotkali siê po 15 latach i przebiegu tego ich spotkania, dalibóg, nie jestem w stanie zrozumieæ. Wiem natomiast, ¿e mo¿e to stanowiæ ciekawy przyczynek do debaty o upartyjnieniu telewizji za moich czasów. ¯eby szybciej wyci¹gn¹æ prawid³owe wnioski, najlepiej jest przecie¿ porównywaæ – na przyk³ad jedn¹ kadencjê z drug¹. Wracaj¹c do zwolnieñ: jak wspomnia³em, wywo³a³y one kolejne awantury wokó³ TVP i by³y wykorzystane do ataków na mnie w trakcie nowelizacji ustawy. Nikt nie s³ucha³ rzeczowych argumentów. S³yszê teraz, ¿e moi nastêpcy polecaj¹ przyjêcie niektórych zwolnionych z powrotem. Opatruje siê to jak zwykle komentarzem o koniecznoœci naprawienia krzywd osobom przeœladowanym. Mam nadziejê, ¿e zarz¹d TVP bêdzie konsekwentny i „pokrzywdzonych” wpuœci tak¿e na antenê, ¿eby widzowie w pe³ni mogli doceniæ, czego i kogo chcia³em ich pozbawiæ. Wróæmy do generaliów. Mechanizm konkurencji mobilizuje i pomaga ujawniæ to, co najlepsze, co ka¿dy z nas ma do zaoferowania. TVP w porównaniu ze
207
swoj¹ monopolistyczn¹ pozycj¹ z przesz³oœci – przynajmniej na krótk¹ metê – traci³a. ¯eby nie straciæ na zawsze – musia³a zadbaæ nie tylko o nowe gwiazdy, o nowe kadry, ale tak¿e o wywodz¹ce siê z grona pracowników autorytety. By to osi¹gn¹æ, trzeba by³o mocno staraæ siê o stworzenie – na ile to mo¿liwe – jednolitego zespo³u, zw³aszcza dziennikarskiego, który mówi³by w³asnym g³osem, mia³by w³asne zdanie, zw³aszcza w informacji i publicystyce, a nie serwowa³by swoim widzom przegl¹du prasy, choæby i najlepszego. Wychodzi³em z za³o¿enia, i w tym „b³êdzie” tkwiê do tej pory, ¿e nadawca publiczny, tak silny jak Telewizja Polska, musi mieæ nie tylko w³asny zespó³ dziennikarski, ale te¿ w³asne silne osobowoœci medialne, gwiazdy, które bêd¹ w stanie wykreowaæ liniê, politykê redakcji, tak jak to dzieje siê w ka¿dym szanuj¹cym siê medium. O tym myœla³em – ba, marzy³em i mia³em najwiêksze pretensje o powolnoœæ w procesie tworzenia takich zespo³ów do dziennikarzy, ale przede wszystkim do kierownictwa z gmachu na Placu Powstañców Warszawy, czyli Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Nie uda³o siê to ca³kowicie; zabrak³o czasu, aby z tak ró¿nych, ale silnych telewizyjnych osobowoœci, jak Andrzej Kwiatkowski czy Barbara Czajkowska, zrobiæ zespó³, który w dodatku pracowa³ w ró¿nych przecie¿ miejscach i z ró¿nymi szefami. Ale sporo ju¿ zrobiliœmy na tej drodze. Takie postaci, jak J. Pieñkowska, M. Motyl, M. Czy¿, K. Durczok, S. Jeneralski, T. Mosz – dawa³y gwarancjê, ¿e sprawy id¹ w dobrym kierunku tak¿e w telewizyjnej informacji i publicystyce. Znacznie lepiej by³o w innych, nie tak bardzo uwik³anych w politykê dziedzinach, ale tego nawet zaciekli wrogowie nie kwestionowali.
208
Tyle o wspó³pracownikach. Bojê siê, ¿e i tak za du¿o napisa³em, bo zostanie to wykorzystane przeciwko wielu z nich w krucjacie, maj¹cej na celu wyparcie „ludzi Kwiatkowskiego”, co jest przecie¿ niczym innym, jak form¹ szykany wobec wieloletnich czêsto pracowników telewizji za ich lojalnoœæ wobec firmy, a nie wobec tego czy innego prezesa. Zarzuty o upolitycznienie TVP, jakich wys³uchiwa³em, okaza³y siê jak zawsze najprostsz¹ metod¹ na tworzenie miejsc dla swoich, importowanych jak nie z TV Puls, to z okolic „Wyborczej”. M. Grzywaczewski, nowy szef TVP1, deklaruj¹cy, ¿e brakuje mu w TVP miejsca dla B. Wildsteina i P. Zaremby, mówi po prostu, ¿e chcia³by mieæ wiêcej prawicowych publicystów, a nie wiêcej publicznej telewizji. Wprowadzaliœmy do TVP3 program M.F. Rakowskiego, przedostatniego premiera PRL i ostatniego I sekretarza PZPR, ale tak¿e wybitnego publicysty i wieloletniego redaktora naczelnego tygodnika „Polityka”. Równoczeœnie emitowaliœmy cykl wywiadów „Z Wa³ês¹ na rybach”. Pluralizm warto nie tylko wyznawaæ ale i praktykowaæ. Chocia¿, czego ja siê spodziewam… Przecie¿ ulubione powiedzenie prawicowych hipokrytów g³osi, ¿e drogowskaz nie pod¹¿a szlakiem, który wytycza (a w wersji dla m³odzie¿y: ornitolog nie musi lataæ). Dziœ kasuje siê wszystkie programy Andrzeja Kwiatkowskiego nie dlatego, ¿e by³y z³e czy dobre, tylko dlatego, ¿e to on je prowadzi³ i wymyœli³. Tymczasem jego „Tygodnik Polityczny Jedynki” by³ w 2003 roku drugim, po „Europa da siê lubiæ”, najczêœciej ogl¹danym cyklicznym programem TVP; „Co Pani na to” równie¿ mia³o znacz¹c¹ widowniê i dawa³o szansê na spojrzenie na sprawy publiczne oczami wybitnych, wspó³czesnych Polek. Ale Andrzej Kwiatkowski Ÿle
209
siê kojarzy. Bo, po pierwsze – ma z³e nazwisko, a po drugie – bra³ udzia³ w kampanii A. Kwaœniewskiego w 1995 roku. A ¿e bra³ na takich samych zasadach, jak w tandemie Wa³êsy J.M. Nowakowski, póŸniejszy dyrektor programu Polskiego Radia – o tym cicho sza! A. Kwiatkowski to upolitycznienie TVP; Jan Pospieszalski – prowadz¹cy studio wyborcze Mariana Krzaklewskiego, importowany ze swoim programem z TV Puls – nie ma z upolitycznieniem nic wspólnego. Wszystko robi siê, ma siê rozumieæ, pod has³em odpolityczniania i odpartyjniania. Dlatego nie szokuje mnie, kiedy w wywiadzie dla Agnieszki Kublik nowa wiceszefowa TVP1 – Dorota Warakomska, krytykuje rzekome ograniczenia w wolnoœci wypowiedzi, które mia³y byæ norm¹ za „moich czasów”, bo ta krytyka ma charakter rytualny. Rozumie to tak¿e Kublikowa i za mocno nie dociska, nie dopytuje o konkrety, bo równie dobrze, jak wszyscy, wie, ¿e za „moich czasów” Warakomska najpierw by³a korespondentem na najwa¿niejszej placówce (w Waszyngtonie), a potem, po krótkiej przerwie na aklimatyzacjê do polskich warunków, tak jak jej to obieca³em, zosta³a awansowana na szefow¹ „Panoramy”. Czy to by³a trafna decyzja, to inna sprawa; wówczas tak s¹dzi³em. Wierzy³em, ¿e po wieloletnim pobycie w kraju, który ma tak wymagaj¹cy rynek telewizyjny, doœwiadczenie, wiedza i energia, jak¹ niew¹tpliwie Warakomska ma, bardzo przydadz¹ siê kulej¹cej „Panoramie”. Jeœli wiêc by³y jakieœ uchybienia w polityce informacyjnej TVP, to odpowiadaj¹ za nie w pierwszym rzêdzie ci, którzy, jak Warakomska, albo tak¹ politykê prowadzili, albo siê na ni¹ godzili. A szefowa „Panoramy” to przecie¿ jedna z kluczowych postaci telewizyjnej informacji. Odpowiadam oczywiœcie i ja, g³ównie za dobór niew³aœciwych ludzi na odpowiedzialne stanowiska.
210
Politykê kadrow¹ na ni¿szych szczeblach kierowniczych opar³em na awansach ludzi ze œrodka. aród³em tego by³a œwiadoma kalkulacja, ale tak¿e koniecznoœæ: nie by³o i dziœ nadal nie ma wielu telewizyjnych fachowców pracuj¹cych poza TVP. To oczywiœcie siê zmienia, zw³aszcza tam, gdzie dominuje m³odoœæ. Na przyk³ad w technice, w realizacji, gdzie w³aœciwie dominuje informatyka, przy produkcji audycji. Ale te¿ niewiele jest w Polsce miejsc, w których ze wzglêdu na skalê produkcji mo¿na siê tego rzemios³a tak szybko nauczyæ, jak w TVP. Nie ukrywam mojego szacunku do istniej¹cej w TVP ca³ej grupy ludzi, którym zawirowania prze³omu lat osiemdziesi¹tych i dziewiêædziesi¹tych zabra³y szansê na wykazanie siê, pokazanie, ¿e staæ ich na poprowadzenie tej firmy ku sukcesowi. Przemawia przeze mnie przekonanie, ¿e tylko z tymi ludŸmi i tylko korzystaj¹c z ich wiedzy i doœwiadczenia da³o siê przeprowadziæ zmiany tak potrzebne w TVP. No i ¿e tylko przy nich mo¿na bêdzie wychowaæ nowe pokolenie twórców i mened¿erów telewizji publicznej, którzy mogliby skutecznie stawiæ czo³o m³odzie¿y rz¹dz¹cej prywatnymi mediami. Takie te¿ by³y i telewizyjne awanse: kluczowe stanowiska obejmowali pracownicy TVP z wieloletnim sta¿em, ich zastêpcami – gdy tylko pojawia³a siê odpowiednia osoba – zostawali trzydziestolatkowie.
211
Elegia (i epilog) Trudno podsumowaæ to, co siê wydarzy³o przez minione dwa lata. Przyznajê: d³ugo nie mog³em otrz¹sn¹æ siê z szoku, tym bardziej, ¿e nic przecie¿ jeszcze siê nie zakoñczy³o. Afera, której s³awny producent da³ nazwisko – trwa w najlepsze, choæ prawie ju¿ zapomniano, ¿e ktoœ taki jak Lew Rywin istnieje. Zosta³ strzêp wspomnienia porzucony gdzieœ na poboczu Historii. Có¿ wiêcej mia³o pozostaæ po cz³owieku wkrêconym w tryby wielkiej, brutalnej polityki, który siê ani na niej zna³, ani znaæ nie chcia³. Chcia³ robiæ œwietne filmy; chcia³ byæ bogaty; chcia³ byæ s³awny. Dziœ na pewno jest tylko s³awny, choæ w sposób, którego ani siê spodziewa³, ani by go sobie ¿yczy³. A reszta? Nic nie jest jeszcze przes¹dzone, choæ bardzo wiele siê sta³o. Przede wszystkim z SLD – g³ówn¹ ofiar¹ i sprawc¹ tej afery. Dlaczego ofiar¹, ³atwo po lekturze mojej ksi¹¿ki dociec; pod adresem SLD w tej sprawie pad³o wiele ciê¿kich zarzutów. Kwintesencj¹ niech bêdzie to, co mówi Rokita: „Grupa trzymaj¹ca w³adzê to w istocie rzeczy partia trzymaj¹ca w³adzê i na tym polega istota tej afery.” I dalej: „Ludzie SLD, ludzie ze œcis³ego kierownic-
212
twa SLD odegrali absolutnie pierwszoplanow¹ rolê w tym porozumieniu przestêpczym”. Te ciê¿kie oskar¿enia padaj¹ podczas sejmowej debaty, a SLD, partia jednej trzeciej Sejmu – milczy! Na tym polega wina i najciê¿szy grzech SLD w tej sprawie. SLD jest sprawc¹ tej afery w tym i tylko w tym sensie, ¿e przez kilkanaœcie miesiêcy, jako partia rz¹dz¹ca, nie by³a w stanie zastopowaæ festiwalu politycznej nienawiœci i ostentacyjnej pogardy dla faktów. I dla prawa. A wszystko to pod has³ami walki o prawo i szacunek dla faktów. Wina SLD to grzech zaniechania, grzech tchórzostwa i egoizmu. Partia jest po rozwodzie i nie wiadomo, czy fortuna nie uœmiechnie siê w koñcu do secesjonistów. Ale niezale¿nie od tego, co zrobi, a czego nie zrobi Marek Borowski i jego dru¿yna, SLD na d³u¿sz¹ metê nie ma szans, jeœli tak, jak do tej pory w sprawie Rywina, od samego pocz¹tku wsadzi g³owê w piasek udaj¹c, ¿e nic siê nie sta³o i bêdzie bezwolnie poddawaæ siê l¿eniu i opluwaniu. Jej liderzy w najlepszym razie sugeruj¹, ¿e odczuwaj¹ wobec sprawy g³êboki niesmak i pogr¹¿yli siê w wynios³ej splendid isolation. A tymczasem formacja, która zapewni³a im karierê i stanowiska, tonie! Tonie, bo nie znalaz³ siê nikt, kto potrafi³by, na wzór innych ugrupowañ parlamentarnych, poprowadziæ prac komisji, od której zale¿y byæ albo nie byæ SLD i wielu lewicowych œrodowisk. Zamiast Komisji Œledczej mieliœmy dwuletni spektakl, który do w³adzy wynosi ugrupowania wprost mówi¹ce o trwa³ym wyeliminowaniu lewicy i rozbiciu uk³adu okr¹g³osto³owego. Kiedy wydarzy³ siê cud i wreszcie milcz¹ca wiêkszoœæ w sejmowej Komisji Œledczej zabra³a g³os, przyjmuj¹c projekt autorstwa pos³anki B³ochowiak jako raport komisji, marsza³ek Sejmu w niespotykanym pokazie tchórzostwa i uleg³oœci wobec prawicy
213
i strachu o w³asny fotel – dopuœci³ do kontynuowania tego festiwalu nienawiœci wobec SLD i osób, które mia³y pecha znaleŸæ siê w tej sprawie. A uczyni³a to osoba nie tak dawno poddana podobnym ohydnym pomówieniom, która dziêki pomocy lewicy przetrwa³a najtrudniejszy dla siebie czas i powróci³a nie tylko na salony w³adzy, ale i do ³ask wyborców. Sejm zignorowa³ notoryczne ³amanie prawa i procedury przez komisjê, zignorowa³ raport komisji, zignorowa³ pracê prokuratury, zignorowa³ wyrok s¹du I instancji. Dlaczego? 15 lat niepodleg³oœci nauczy³y chyba lewicê, co robi prawica, jeœli mo¿e dopaœæ jakiegoœ „czerwonego”. Dlatego nie obwiniam prawicy o przebieg prac komisji i jej efekt. Niczego innego po niej siê nie spodziewa³em. Ale lewica o sk³onnoœciach samobójczych? Tego spektaklu jeszcze nie grali. W tej aferze lewica ponios³a straty, które lata ca³e bêdzie odrabiaæ. Otworzy³a zreszt¹, przyzwalaj¹c na takie praktyki, nowy i jak s¹dzê niechlubny rozdzia³ w dziejach polskiego parlamentaryzmu. Nie dlatego, ¿ebym uwa¿a³ instytucjê sejmowej komisji œledczej za z³¹. Ona jest w Polsce potrzebna, tak jak potrzebna jest wiêksza jawnoœæ rz¹dzenia, jak potrzebna jest odpowiedzialnoœæ rz¹dz¹cych za podejmowane przez nich decyzje i – z drugiej strony – potrzebni s¹ tacy rz¹dz¹cy, którzy bêd¹ potrafili publicznie wyjaœniæ, jakie decyzje podjêli i dlaczego je podjêli. Polsce jest te¿ potrzebna sta³a, uporczywa walka z korupcj¹, a temu sprzyjaj¹ najbardziej jawnoœæ i przejrzyste procedury. Ale czy taki bêdzie skutek prac tej komisji? „W imiê prawdy” ³amano prawo i ludzi, „w imiê prawdy” doprowadzono do fundamentalnego konfliktu w³adz ustawodawczej i s¹downiczej, „w imiê prawdy” ukszta³towano praktykê dzia³ania komisji œledczej, której naj³agodniejszym okreœleniem by³oby – „nieparla-
214
mentarna”. Jakie s¹ dziœ wymierne efekty prac Sejmowej Komisji Œledczej prowadzonej przez Tomasza Na³êcza? Upadek rz¹du Millera, roz³am w SLD, triumf prywatnych nadawców, nowe otwarcie w TVP p³ynnie przechodz¹ce w czystki na wszystkich szczeblach, byle tylko nie zosta³o nic, co mog³oby kojarzyæ siê z lewic¹. I nowa jakoœæ w ¿yciu publicznym, zwana sejmow¹ komisj¹ œledcz¹, gwa³townie zastêpuj¹ca „przestarza³e i niewydolne” instytucje wymiaru sprawiedliwoœci. Znaj¹c wydarzenia lat 2003–2004 nietrudno przewidzieæ, jak wygl¹daæ bêdzie praca nastêpnej komisji, ds. Orlenu. Przecie¿ regu³y jej dzia³ania ustalono znacznie wczeœniej, w trakcie prac komisji pod przewodnictwem Tomasza Na³êcza. Jest ironi¹ losu, ¿e ten polityk lewicy, dzia³aj¹c pod patronatem i przy wsparciu pana prezydenta dostarczy³ jego przeciwnikom tak potê¿ny orê¿ do walki z Aleksandrem Kwaœniewskim, ostatni¹ dziœ nadziej¹ lewicy. Dziecinad¹ jest publicznie wyra¿ane oburzenie, ¿e komisja ds. Orlenu dzia³a niegodziwie, w odró¿nieniu od tej pierwszej, ds. Rywina. Obydwie dzia³aj¹ zgodnie z tymi samymi regu³ami, wypracowanymi w 2003 roku przez pierwsz¹ sejmow¹ komisjê œledcz¹. Ktoœ na to pozwoli³, ktoœ da³ zielone œwiat³o i nie ma co teraz dziwiæ siê, ¿e prawica z tego korzysta. Jeœli nie ocknie siê nikt, kto ma si³ê, autorytet i odwagê – a jest takich ludzi i takich instytucji coraz mniej – to nastêpne komisje, których nie zabraknie, bêd¹ w podobny sposób demolowaæ lewicê i podstawy porz¹dku prawnego III RP. Sejm zacznie siê zajmowaæ ferowaniem wyroków, a nic tak widzów (i wyborców) nie podnieca, jak publiczna egzekucja. Poparcie dla takich praktyk bêdzie wiêc zapewnione, a z nim i polityczna dominacja tych, którzy takie praktyki inicjuj¹. Nie musi to jednak oznaczaæ, ¿e Platforma Obywatelska bêdzie na tym ci¹gle zyskiwaæ. Przeciwnie; s¹dzê, ¿e mo¿liwy
215
jest taki wynik wyborów do Sejmu, ¿e kilka partii siêgnie po tê broñ i wymierzy j¹ w PO. Znajdzie siê wœród nich i SLD, o ile nie da siê zmusiæ do noszenia pokutnego worka zas³aniaj¹cego jej nie tylko oczy, ale i rozum. Reszta pójdzie do SDPL i pod has³ami poprawnoœci i czystoœci podzieliæ mo¿e los Polskiej Unii Socjaldemokratycznej T. Fiszbacha, z tym ¿e zamiast Lecha Wa³êsy w roli ideowego patrona wyst¹pi Adam Michnik. I jak tu nie wierzyæ w postêp, jaki siê w historii dokonuje. Co do mediów, wieszczê powoln¹ marginalizacjê telewizji publicznej, co bêdzie dokonywaæ siê przy akompaniamencie komplementów i oklasków ze strony elit, zachwyconych, ¿e wreszcie maj¹ coœ o sobie i tylko dla siebie. Masy, jak to masy, bêd¹ milcza³y, o ile ktoœ z lewicy nie przypomni sobie, ¿e lewica ma je reprezentowaæ. Do prywatyzacji ca³ej TVP nie dojdzie, ale prywatyzacja TVP2 wydaje siê bardzo prawdopodobna. Program TVP bêdzie psu³ siê stopniowo, bo przecie¿ pieniêdzy nie zabraknie od razu; wyj¹tkiem mog¹ byæ chwile, kiedy zdezorientowani widzowie bêd¹ w telewizji szukaæ czegoœ takiego, jak mistrzostwa œwiata w pi³ce no¿nej i za nic ich w TVP nie bêd¹ mogli znaleŸæ. S³aba kondycja publicznego nadawcy mo¿e paradoksalnie powstrzymaæ na chwilê przejêcie ogólnopolskich stacji telewizyjnych przez zagraniczne koncerny; polscy w³aœciciele uznaj¹ – i s³usznie – ¿e mo¿na ³atwo zdobyæ dodatkowe kilkanaœcie procent rynku, a to warte jest setki milionów dolarów. Ale ostatecznie, poza Agor¹ bêdziemy mieæ na ca³ym rynku medialnym do czynienia z obcym kapita³em. Mamy z nim do czynienia od wielu ju¿ lat na rynku czasopism i œwiat siê nie zawali³. Nigdy tego zreszt¹ nie twierdzi³em. Szkoda tylko, ¿e ten œwiat nie bêdzie
216
liczy³ siê z silnymi polskimi mediami, tak¿e tymi, które nale¿¹ do polskiego pañstwa. Od tego by siê te¿ pewnie nie zawali³. Tak jest przecie¿ z najlepszymi i zarazem nale¿¹cymi do pañstwa telewizjami Starego Kontynentu. A TVP by³a ju¿ przecie¿ w pi¹tce najlepszych! Co z Grup¹ Trzymaj¹c¹ W³adzê? To has³o pos³u¿y polskiej prawicy do wygrania wyborów parlamentarnych a jak ludzie to kupi¹ – tak¿e i prezydenckich. Pomiêdzy nimi, jeœli lewica bêdzie na tyle g³upia, by taki czas prawicy podarowaæ, odbêd¹ siê prezydenckie „do¿ynki” – a jak¿e ogólnopolskie – tyle ¿e centralne uroczystoœci bêd¹ nie w Spale, lecz w Warszawie. Wówczas obydwie afery – Rywina i Orlenu – zbiegn¹ siê przed Trybuna³em Stanu. Ca³a nadzieja w wymiarze sprawiedliwoœci. Od tego, na ile s¹dy oka¿¹ siê niezawis³e, zale¿y nie tylko los poszczególnych osób – zale¿y los lewicy, która wygrawszy ostatnie wybory z 42% poparciem nie jest w stanie sama siê obroniæ. Od wymiaru sprawiedliwoœci zale¿y tak¿e los pañstwa. Kiedyœ ten ob³êd musi siê przecie¿ skoñczyæ. Nawet z prezydentem Kaczyñskim Polska bêdzie jednak w Unii Europejskiej. D³ugo jeszcze afera Rywina nie bêdzie chcia³a przejœæ do historii; co pewien czas wyci¹gaæ j¹ bêd¹ politycy i publicyœci. Z czasem jednak nabierze innego charakteru, bo ujawni¹ siê negatywne cechy demokracji medialnej, która w Polsce z pewnoœci¹ wraz z afer¹ Rywina siê nie narodzi³a, ale mo¿e ona byæ dla niej czymœ w rodzaju chrztu bojowego. Ma swoje miejsce w historii Zag³oba i jego Niderlandy, mieæ bêdzie swoje Rywin i Grupa Trzymaj¹ca W³adzê.
217
Za³¹cznik 1 Fragmenty mowy koñcowej prokurator Katarzyny Kwiatkowskiej przed S¹dem Okrêgowym w Warszawie 13 kwietnia 2004 roku. Zapis nieautoryzowany. Wysoki S¹dzie! Sprawa rozpoznawana przez S¹d – z pozoru kwalifikowana wydawa³oby siê na podstawie b³ahego przepisu – sta³a siê bezprecedensow¹ w historii wymiaru sprawiedliwoœci, w szczególnoœci ze wzglêdu na jej nag³oœnienie medialne oraz powo³anie do zbadania tej sprawy Sejmowej Komisji Œledczej. Postêpowanie przygotowawcze, jak i obecnie postêpowanie s¹dowe, by³o i jest w dalszym ci¹gu przedmiotem ci¹g³ej analizy i ocen polityków, dziennikarzy oraz cz³onków Sejmowej Komisji Œledczej. Nale¿y w tym miejscu zwróciæ uwagê na fakt, ¿e mimo i¿ dzia³ania prokuratury oraz Sejmowej Komisji Œledczej oparte s¹ na podstawie tych samych przepisów kodeksu postêpowania karnego, s¹ to organy powo³ane do zupe³nie innych celów. Zadania Komisji Œledczej by³y szersze ni¿ zakres prowadzonego postêpowania karnego, na co wskazuje
218
treœæ podjêtej przez Sejm RP Uchwa³y o powo³aniu komisji œledczej. Jednak¿e w praktyce swojego funkcjonowania cz³onkowie tej komisji zamiast skoncentrowaæ siê na dokonywaniu swoich w³asnych i niezale¿nych ustaleñ, oceniali efekty procesowe pracy Prokuratury, czyni¹c to przedmiotem licznych wyst¹pieñ publicznych i konferencji prasowych. Jako prokurator prowadz¹cy postêpowanie przygotowawcze kierowa³am siê wy³¹cznie zasadami okreœlonymi w kpk, to jest d¹¿eniem do ustalenia prawdy materialnej w oparciu o prawdziwe ustalenia faktyczne, a tak¿e z zasad¹ obiektywizmu, okreœlon¹ w art. 4 kpk. Mimo tego zosta³am uznana przez media za czwartego obroñcê osk. Lwa Rywina czy te¿ obroñcê „grupy trzymaj¹cej w³adzê”. Moim zdaniem, tego typu wypowiedzi s¹ nieuzasadnione i bezpodstawne. W mojej ocenie twierdzenia takie mia³y na celu wywarcie wp³ywu na niezawis³oœæ i koñcowe rozstrzygniêcie S¹du orzekaj¹cego w tej sprawie. Postêpowanie karne to prawnie uregulowana dzia³alnoœæ organów procesowych i innych uczestników procesu, zmierzaj¹ca do realizacji prawa karnego materialnego. Przedmiotem postêpowania jest kwestia odpowiedzialnoœci karnej okreœlonej osoby za zarzucany jej czyn stanowi¹cy przestêpstwo, ustalona zgodnie z obowi¹zuj¹cymi zasadami postêpowania karnego. Stosowanie jakichkolwiek manipulacji i nadinterpretacji jest w postêpowaniu karnym niedopuszczalne. ale siê sta³o, ¿e z powodu publicznych komentarzy ka¿dej przeprowadzonej czynnoœci procesowej dokonywanych przez cz³onków Sejmowej Komisji Œledczej, Prokuratura i s¹d nie mog³y pracowaæ w atmosferze spokoju. W zwi¹zku z tym analiza materia³u dowodowego w tym procesie jest bardzo trudna, a to z tego powodu, ¿e istnieje szczególne niebezpieczeñstwo pomieszania tego co zosta³o ustalone w oparciu o konkretne dowody, z tym co zosta³o przedstawione publicznie
219
przez cz³onków SKŒ i dziennikarzy, bardziej stanowi¹cych opinie i interpretacje ani¿eli dokonane ustalenia(…). Kolejnym istotnym dla dokonania prawid³owej oceny prawnokarej zagadnieniem jest udzielenie odpowiedzi na pytanie: czy mo¿na w sposób kategoryczny i jednoznaczny wykluczyæ istnienie tzw. grupy trzymaj¹cej w³adzê”. W toku prowadzonego postêpowania przeprowadzono szereg czynnoœci maj¹cych na celu ujawnienie wszelkich okolicznoœci zwi¹zanych z tym kluczowym dla sprawy zagadnieniem. (…)
W ocenie Prokuratury – brak jest bezpoœrednich dowodów oraz dowodów z poszlak, pozwalaj¹cych na przyjêcie istnienia grupy trzymaj¹cej w³adzê w okreœlonym personalnie sk³adzie, jak i na istnienie grupy w sk³adzie sugerowanym przez SKŒ: Miller, Jakubowska, Czarzasty, Nikolski, Kwiatkowski, Rywin. W oparciu o zeznania przes³uchanych w sprawie œwiadków, zebran¹ w sprawie dokumentacjê ustalono, ¿e w trakcie prac nad projektem autopoprawki A. Jakubowska lub E. Ziemiszewska kontaktowa³y siê osobiœcie, telefonicznie, faxowo i elektronicznie z przedstawicielami nadawców prywatnych i publicznych. Realizuj¹c na³o¿one na ni¹ zadania, Aleksandra Jakubowska spotyka³a siê m.in. z P. Walterem, Benbenkiem, Kwiatkowskim, Czarzastym, Solorzem i W. Rapaczyñsk¹. Podobne spotkania w sprawie autopoprawki odbywa³ Waldemar D¹browski, spotykaj¹c siê m.in. z Wejhertem z grupy ITI, Benbenkiem z ZPR, W. Rapaczyñsk¹. W. D¹browski zaprzeczy³, aby kontaktowa³ siê z nim Rywin i Kwiatkowski (k. 6 protoko³u przes³uchania D¹browskiego). Nadto przes³uchani w sprawie: Jakubowska, W. Czarzasty, Robert Kwiatkowski, Lech Nikolski potwierdzili fakt kontaktów telefonicznych i osobistych w zwi¹zku z pracami nad projektem autopoprawki, jednak kategorycznie zaprzeczyli, aby tworzyli jakikolwiek nieformalny zespó³ ds. ustawy lub wchodzili w sk³ad „grupy trzymaj¹cej w³adzê”, która
220
wys³a³a Rywina z propozycj¹ korupcyjn¹ do Agory. Istnieniu takiego zespo³u zaprzeczy³ równie¿ premier Leszek Miller, zeznaj¹c, ¿e nigdy takiego zespo³u nie powo³ywa³, a Rywin nie by³ jego doradc¹ w sprawie ustawy o mediach. Aleksandra Jakubowska nie by³a w stanie okreœliæ precyzyjnie sk³adu osobowego zespo³u fachowców pracuj¹cych nad projektem autopoprawki do ustawy medialnej, chc¹c okreœliæ natomiast kr¹g osób wspó³pracuj¹cych przy opracowywaniu tego projektu, stwierdzi³a, ¿e by³ on bardzo szeroki i obejmowa³ przedstawicieli nadawców prywatnych, publicznych oraz organów i instytucji pañstwowych, w obszarze zainteresowania których pozostawa³a problematyka szeroko rozumianych mediów (od W. Rapaczyñskiej do W. Czarzastego). Aleksandra Jakubowska zezna³a równie¿, a potwierdzi³ to W. D¹browski, ¿e z uwagi na brak w Ministerstwie Kultury departamentu w³aœciwego do merytorycznego przygotowania projektu, z uwagi na jego interdyscyplinarny charakter korzysta³a równie¿ z pomocy przedstawicieli KRRiT, UOKiK, Urzêdu Regulacji Telekomunikacji Poczty. [Œwiadek]. Cezary Banasiñski zeznaj¹c przed S¹dem stwierdzi³, ¿e nie widzi nic niew³aœciwego w konsultowaniu i rozmawianiu z osobami, lub przedstawicielami urzêdów pañstwowych na temat okreœlonych zapisów, wiedz¹c, ¿e dysponuj¹ wiedz¹ na ten temat, a dodatkowo staj¹c siê otwartym na ich uwagi, zastrze¿enia do projektu. Nadto zezna³, ¿e pisz¹c projekt ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów czyni³ w sposób podobny (k. 21 protoko³u z dnia 27 lipca 2004 r.) Jak zezna³a A. Jakubowska – po przeprowadzeniu konsultacji – decyzje w przedmiocie konkretnych zapisów projektu nowelizacji podejmowa³a sama, bez niczyich nacisków czy wp³ywów. Powy¿sze pozostaje w œcis³ym zwi¹zku z ekspertyz¹ z badania dysku
221
z komputera A. Jakubowskiej, zabezpieczonego w Ministerstwie Kultury. Ekspertyza wykaza³a istnienie korespondencji elektronicznej prowadzonej z Polsatem, ZPR, Zwi¹zkiem Stowarzyszenia Artystów, Wykonawców, dotycz¹cej uwag zg³aszanych przez te podmioty do projektu autopoprawki. Uwagi od innych nadawców prywatnych takich jak: radio „ZET”, OIGKK, radio „ESKA”, TVN zosta³y równie¿ nades³ane drog¹ elektroniczn¹ (za³¹cznik nr 3 9 akt sprawy – materia³y z MK). Zdaniem Prokuratury nie budzi ¿adnych zastrze¿eñ fakt przekazania przez Aleksandrê Jakubowsk¹ dwóch projektów autopoprawki Lechowi Nikolskiemu z uwagi na to, i¿ z upowa¿nienia premiera by³ on zobowi¹zany do monitorowania prac nad tymi projektami, a zatem powinien na byæ na bie¿¹co informowany o postêpach w tej sprawie. Natomiast co najistotniejsze w tej sprawie to to, ¿e na zabezpieczonych dyskach nie ujawniono ¿adnej korespondencji A. Jakubowskiej z W. Czarzastym, R. Kwiatkowskim, Lwem Rywinem oraz Departamentem Prawnym KRRiT. A. Jakubowska, podobnie jak Nikolski zezna³a nadto, ¿e nigdy osobiœcie nie zna³a Lwa Rywina, ani nie dysponowa³a jego telefonem. W. Czarzasty zezna³, ¿e do grudnia 2002 r. nie spotyka³ siê osobiœcie z Rywinem, ani te¿ nie utrzymywa³ z nim kontaktów telefonicznych. Przeprowadzona analiza po³¹czeñ telefonicznych, potwierdza brak kontaktów L. Rywina z W. Czarzastym, z Nikolskim i Jakubowsk¹. W toku postêpowania przygotowawczego w oparciu o zebrany w sprawie materia³ dowodowy dokonano równie¿ prawnokarnej oceny zachowañ Roberta Kwiatkowskiego i Andrzeja Zarêbskiego, wymienionych przez Lwa Rywina w tym samym kontekœcie i tej kolejnoœci podczas konfrontacji u premiera Leszka Millera w aspekcie ustalenia ewentualnego ich
222
udzia³u w wys³aniu Lwa Rywina z propozycj¹ korupcyjn¹ do Agory. W toku œledztwa przes³uchano Andrzeja Zarêbskiego, który kategorycznie zaprzeczy³, aby inspirowa³ Lwa Rywina do z³o¿enia korupcyjnej propozycji Wandzie Rapaczyñskiej i Adamowi Michnikowi w zwi¹zku z pracami nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Nadto doda³, ¿e w dniu 05 lipca 2002 r. telefonicznie skontaktowa³ siê z Lwem Rywinem i poprosi³ go o spotkanie, którego celem mia³a byæ sprawa projektu autopoprawki Rz¹du do nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, a w szczególnoœci zawarta w niej propozycja ustawowego ograniczenia limitu roszczeñ z tytu³u praw autorskich i pokrewnych. Spotkanie to odby³o siê w dniu 09 lipca 2002 r., w którym uczestniczy³ równie¿ Marek Sowa. Tym samym Andrzej Zarêbski potwierdzi³ fakt rozmowy z Rywinem, a zawarte w piœmie Lwa Rywina z dnia 5 lipca 2002 r., przekazanym Aleksandrowi Kwaœniewskiemu w dniu 28 lipca 2002 r. okreœlenie cyt. „Lobbing na rzecz poprawek” uzna³ za zgodne z prawd¹, jeœli rozumieæ przez to fakt aktywnego uczestnictwa Lwa Rywina w spotkaniu, zaplanowanym z Ministrem Kultury w dniu 11 lipca 2002 r. (t. 10, k. 1780–1783). Powy¿sze potwierdzi³ Marek Sowa, który doda³, ¿e w trakcie spotkania Rywin powiedzia³, ¿e cyt. „Jest przez nich pytany o sprawy rynku mediów”. On wówczas zrozumia³, ¿e chodzi tu o stronê rz¹dow¹, lecz nie pad³y ¿adne nazwiska osób, w tym premiera Leszka Millera. co potwierdzi³ tak¿e A. Zarêbski. W toku postêpowania przygotowawczego przes³uchano równie¿ Roberta Kwiatkowskiego, który kategorycznie zaprzeczy³, aby wys³a³ Lwa Rywina z ofert¹ korupcyjn¹ do Agory, jak i zaprzeczy³ jakoby mia³ byæ cz³onkiem grupy trzymaj¹cej w³adzê. Zezna³, ¿e jako Prezes Zarz¹du TVP S.A. by³ reprezentantem jednego
223
z podmiotów gospodarczych – spó³ki skarbu pañstwa – zainteresowanej nowelizacj¹ ustawy o radiofonii i telewizji, w szczególnoœci uregulowaniem kwestii, dotycz¹cych bezpoœrednio funkcjonowania TVP S.A., tj. œci¹galnoœci abonamentu, uregulowania statusu zasobów archiwalnych uruchomienia kana³ów tematycznych, sprawa multipleksów, licencji programowej, utworzenia spó³ki Polskiej Telewizji Regionalnej. Ca³kowicie i jednoznacznie zaprzeczy³, aby TVP S.A. zainteresowana by³a prywatyzacj¹ Programu Drugiego TVP i d¹¿y³a do uzyskania takich zapisów w projekcie, które by to umo¿liwi³y. Potwierdzaj¹ to zarówno protoko³y z posiedzeñ KRRiT, jak i zeznania jej cz³onków: Juliusza Brauna, Danuty Waniek, Adama Halbera, Aleksandra £uczaka, Lecha Jaworskiego, W³odzimierza Czarzastego, Jana Sêka, Waldemara Dubaniowskiego, Jaros³awa Sellina, którzy zaprzeczyli aby na etapie prac nad projektem nowelizacji rozwa¿ano prywatyzacjê Programu I lub II TVP. Powy¿sze potwierdzi³ równie¿ Boles³aw Sulik, Janina Soko³owska. Robert Kwiatkowski jednoznacznie zezna³, ¿e zapisy antykoncentracyjne nie by³y przedmiotem zainteresowania TVP, by³y obojêtne z punktu widzenia jej polityki, co wiêcej uwa¿a³, ¿e dyskusja na temat progów, czy sposobu ich liczenia jest przeszkod¹ do szybkiego uchwalenia ustawy. (…) W toku postêpowania przygotowawczego ustalono równie¿, ¿e podobnie jak i w czasie konfrontacji u premiera w dniu 22 lipca 2002 r., po raz kolejny, w tym samym kontekœcie, lecz w odwrotnej kolejnoœci pojawi³o siê nazwisko Kwiatkowskiego obok Zarêbskiego w piœmie, przekazanym w dniu 28 lipca 2002 r. przez Lwa Rywina Prezydentowi RP – Aleksandrowi Kwaœniewskiemu. Tak jak nie zakwestionowa³ faktu rozmowy z Rywinem Andrzej Zarêbski, tak i uczyni³ to Robert Kwiatkowski, wskazuj¹c, ¿e by³a to rozmowa
224
w dniu 11 lipca 2002 r. i dotyczy³a ona chêci zawarcia kompromisu przez Agorê w sprawie zapisów antykoncentracyjnych i zatrudnienia Lwa Rywina na stanowisku Prezesa Zarz¹du Polsat, telewizji, któr¹ planowa³a zakupiæ Agora S.A. Zaprzeczy³ natomiast aby rozmawia³ z Rywinem o zapewnieniu przychylnoœci nowego w³aœciciela telewizji dla premiera i Rz¹du. Reasumuj¹c powy¿sze ustalenia stwierdziæ nale¿y, ¿e w œwietle zebranego w sprawie materia³u dowodowego brak jest jakichkolwiek dowodów, które pozwoli³yby na przypisanie Andrzejowi Zarêbskiemu jak i Robertowi Kwiatkowskiemu udzia³u w „grupie trzymaj¹cej w³adzê”, która wys³a³a Rywina do Agory. To nie Robert Kwiatkowski, W³odzimierz Czarzasty i Andrzej Zarêbski byli inicjatorami rozpoczêcia prac nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, tylko jak zezna³ Juliusz Braun KRRiT. To, ¿e nazwiska obu ww. pojawi³y siê zarówno podczas konfrontacji u premiera w dniu 22 lipca 2002 r., jak i w piœmie przekazanym Prezydentowi RP – Aleksandrowi Kwaœniewskiemu œwiadczy o tym, ¿e ww. rozmawiali z Lwem Rywinem na temat projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, czemu obaj nie zaprzeczaj¹. Dodatkowo wymienienie przez A. Michnika nazwiska W. Rapaczyñskiej wskazuje, ¿e Rywin rozmawia³ z nimi na temat projektu ustawy. (…) Zdaniem Prokuratury – brak jest nie tylko dowodów na istnienie GTW w sk³adzie, o którym mówi³am wczeœniej, ale równie¿ brak jest dowodów na istnienie zwi¹zku pomiêdzy propozycj¹ korupcyjn¹ a pracami nad nowelizacj¹ ustawy o mediach. Oceniaj¹c materia³ dowodowy, zebrany w niniejszej sprawie – Prokuratura stoi na stanowisku, ¿e prace nad nowelizacj¹ ustawy o radiofonii i telewizji by³y prowadzone niezale¿nie od propozycji korupcyjnej, co
225
potwierdza fakt ich kontynuowania po z³o¿eniu w dniu 15 lipca 2002 r. W. Rapaczyñskiej propozycji korupcyjnej przez Lwa Rywina. M.in. tego samego dnia podjêta zosta³a przez A. Michnika interwencja u premiera, dotycz¹ca zdjêcia projektu autopoprawki z porz¹dku obrad rz¹du w dniu 16 lipca 2002 r., z uwagi na znajduj¹ce siê w niej niekorzystne dla Agory zapisy antykoncentracyjne. Do tego dodaæ nale¿y intensywne kontakty osobiste, telefoniczne, elektroniczne, które mia³y miejsce w okresie 16 lipca 2002 r. – 23 lipca 2002 r., pomiêdzy przedstawicielami Agory, a A. Jakubowsk¹, a dotycz¹ce prac nad projektem autopoprawki do projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Tak zreszt¹ pocz¹tkowo w sposób kategoryczny i jednoznaczny zeznawali przedstawiciele Agory: A. Michnik, W. Rapaczyñska, H. £uczywo, P. Niemczycki wskazuj¹c, ¿e prace nad ustaw¹ by³y kontynuowane, albowiem ich tok by³ niezale¿ny od propozycji korupcyjnej, z³o¿onej przez Lwa Rywina. Stanowisko to uleg³o zmianie pod wp³ywem prac SKŒ. Niezale¿nie od powy¿szego – wskazaæ nale¿y, ¿e w wyniku intensywnych prac nad projektem autopoprawki, prowadzonych przez ww. osoby, przy udziale C. Banasiñskiego – w dniu 18 lipca 2002 r. – w kolejnej roboczej wersji tego dokumentu, pojawi³ siê zapis art. 36, pozwalaj¹cy Agorze na zakup ogólnopolskiej stacji telewizyjnej, co potwierdzi³a WR w piœmie z dnia 23 maja 2003 r., skierowanym do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie (t. XVII, k. 3221). Stanowisko to jest to¿same z zeznaniami Aleksandry Jakubowskiej (t. XIII, 2542–2553), która dodatkowo wskaza³a, ¿e zapis ten nie uleg³ zmianie ani te¿ modyfikacji do momentu przyjêcia projektu autopoprawki przez rz¹d w dniu 23 lipca 2002 r. Zdaniem Prokuratury – powy¿sze – œwiadczy tylko i wy³¹cznie o tym, ¿e Rywin udaj¹c siê z propozycj¹
226
korupcyjn¹ do Michnika nie dysponowa³ wiedz¹ na temat intensywnych prac nad projektem autopoprawki i kontaktów pomiêdzy W. Rapaczyñska a A. Jakubowsk¹, co zreszt¹ potwierdzi³ sam oskar¿ony odpowiadaj¹c na pytania obroñców w dniu 02 grudnia 2003 r. (…) Zdaniem Prokuratury – nie sposób wykluczyæ w sposób jednoznaczny i nie budz¹cy w¹tpliwoœci istnienia „grupy trzymaj¹cej w³adzê”, co w konsekwencji pozwoli³oby na przyjêcie kwalifikacji prawnej z art. 286 par. 1 kk. Nikt tak naprawdê nie jest w stanie kategorycznie stwierdziæ, czy taka grupa istnia³a, czy te¿ nie, jaki by³ jej sk³ad personalny, szczególnie w kontekœcie nagrania rozmowy Rywina z Michnikiem w dniu 22 lipca 2002 ., która w ocenie Prokuratury – stanowi kontyr rozmowy Rywina z Rapaczyñsk¹ z dnia 15 lipnuacjê ca 2002 r. na co wskazuje wiele elementów, m.in: – odwo³anie siê przez Michnika do rzekomego spotkania Rywina z premierem „na rybach”, czemu Rywin nie zaprzecza, ani te¿ nie kwestionuje istnienia takiego faktu, – nawi¹zanie do rozmowy z W. Rapaczyñsk¹ z dnia 11 lipca 2002 r., w trakcie której otrzyma³ dokumenty, dotycz¹ce postulatów Agory w sprawie zapisów antykoncentracyjnych, – wskazanie terminów i sposobu zap³aty œrodków finansowych przez Agorê (30% po podpisaniu ustawy przez prezydenta, 70% po zakupie Polsatu) co pozostaje w œcis³ym zwi¹zku z notatk¹ W. Rapaczyñskiej z dna 16 lipca 2002 r., – odwo³anie siê do wyceny Polsatu na kwotê 350 mln, z tym, ¿e w trakcie rozmowy z Rapaczyñsk¹ by³a to wycena wg premiera, a w rozmowie z Michnikiem „wed³ug nich” (k. 308),
227
– zdaniem Prokuratury – Rywin z³o¿y³ ofertê korupcyjn¹ proponuj¹c Agorze takie zapisy antykoncentracyjne w ustawie, które pozwoli³yby jej na zakup telewizji Polsat. To, ¿e Agora by³a takim zakupem zainteresowana, nie budzi ¿adnych w¹tpliwoœci, co wynika z zeznañ przedstawicieli Agory jak i zebranej w sprawie dokumentacji. – wprawdzie w analizowanej rozmowie Rywin nie powo³uje siê bezpoœrednio na osobê premiera, tak jak mia³o to miejsce w rozmowie z Rapaczyñsk¹, ale trzykrotnie potwierdza, ¿e jest on w grupie trzymaj¹cej w³adzê, której potrzebne s¹ œrodki finansowe. W analizowanej rozmowie Rywin stwierdzi³, ¿e rozmawia³ z 2–3 osobami jednoczeœnie na ten temat, co wyklucza – zdaniem Prokuratury – GTW w sk³adzie sugerowanym przez SKŒ, natomiast nie wyklucza istnienia grupy w ogóle. (…)
228
Za³¹cznik 2 Z uzasadnienie wyroku s¹du w sprawie Lwa Rywina (fragmenty cyt. za PAP, 26.04.2004 r.): (…) Postêpowanie nie dostarczy³o te¿ dowodów, by oskar¿onego wys³a³a do Agory jakakolwiek grupa osób, której cechê mia³aby stanowiæ mo¿liwoœæ zagwarantowania przedstawicielom Agory, ¿e zostanie uchwalona ustawa o radiofonii i telewizji zawieraj¹ca przepisy postulowane przez tê spó³kê. Trzeba przypomnieæ w tym miejscu, ¿e oskar¿ony w ramach propozycji utrwalonej w notatce i w nagraniu okreœla³ datê przekazania pierwszej raty ¿¹danych pieniêdzy nie na czas wprowadzenia stosownych zapisów do opracowywanej w³aœnie autopoprawki, ani te¿ na czas przyjêcia tego dokumentu przez rz¹d, ale wrêcz na czas po wejœciu ustawy w ¿ycie. Nie ustalono ¿adnych kontaktów oskar¿onego z osobami, które aktywnie uczestniczy³y w pracach nad autopoprawk¹, chyba, ¿e za osobê tak¹ uznaæ Wandê Rapaczyñsk¹ zabiegaj¹c¹ o zapisy korzystne dla jej spó³ki i w zwi¹zku z tym przesy³aj¹c¹ rozliczne propozycje treœci konkretnych przepisów ustawy na rêce ówczesnej wiceminister kultury Aleksandry Jakubowskiej. Podobnie
229
jak z Rapaczyñsk¹ oskar¿ony w omawianym okresie kontaktowa³ siê z Robertem Kwiatkowskim, z którym ³¹czy³a go zarówno wieloletnia prywatna znajomoœæ, jak i wspó³praca przy wspólnych przedsiêwziêciach filmowych telewizji publicznej i Heritage Films. W znajomoœci takiej nie sposób doszukiwaæ siê cech niezwyk³oœci ani przypisywaæ jej podejrzanego charakteru. Kwiatkowski na równi z Rapaczyñsk¹ zainteresowany by³ powstaj¹c¹ autopoprawk¹ do projektu noweli ustawy medialnej i podobnie jak Rapaczyñska mia³ po temu uzasadniony powód, skoro pe³ni³ ówczeœnie funkcjê prezesa publicznej telewizji. Nale¿y jednak podkreœliæ, ¿e obszar zainteresowañ Kwiatkowskiego nie pokrywa³ siê z obszarem zainteresowañ Rapaczyñskiej. Ta bowiem oczekiwa³a korzystnych dla Agory zapisów tzw. antykoncentracyjnych, Kwiatkowski natomiast pragn¹³ uregulowania kwestii abonamentu, stosownych rozstrzygniêæ w odniesieniu do rynku reklam i wreszcie ustalenia zasad korzystania z archiwów telewizyjnych. O ile Rapaczyñska swe dezyderaty co do treœci autopoprawki kierowa³a do Jakubowskiej poczt¹ elektroniczn¹, faksem lub w postaci dokumentów pisanych, o tyle Kwiatkowski kontaktowa³ siê z Jakubowsk¹ telefonicznie i t¹ drog¹ przekazywa³ jej swojej postulaty. Okolicznoœæ, ¿e miêdzy Kwiatkowskim i Jakubowsk¹ dochodzi³o do po³¹czeñ telefonicznych nie jest przez tych œwiadków kwestionowana, nie ma natomiast ¿adnego dowodu, by rozmowy miêdzy nimi dotyczy³y kwestii innych ni¿ te, o których zeznali. Na marginesie powy¿szego uczyniæ nale¿y uwagê, ¿e wykazanie w billingu po³¹czeñ miêdzy konkretnymi numerami, przypisanymi do konkretnych abonentów, dowodzi tylko tego, ¿e nast¹pi³o po³¹czenie, a niekiedy tylko próba po³¹czenia. Natomiast wyprowadzanie z powy¿szego bardziej lub mniej kategorycznych
230
wniosków co do to¿samoœci rozmówców, a tym bardziej co do treœci rozmowy by³oby ca³kowicie nieuprawnione i pozbawione ochrony art. 7 Kodeksu postêpowania karnego, o ile nie zgromadzono by innych dowodów na okolicznoœæ takich po³¹czeñ. Oprócz Rapaczyñskiej i Kwiatkowskiego oskar¿ony nawi¹za³ te¿ kontakt z Andrzejem Zarêbskim. Ten jednak w omawianym okresie dzia³a³ jako doradca kilku prywatnych nadawców i brak dowodów, by aktywnie wp³ywa³ na treœæ powstaj¹cej autopoprawki. Poza wymienionymi wy¿ej trzema osobami, które zreszt¹ wymieni³ oskar¿ony w trakcie spotkania u premiera wieczorem 22 lipca 2002 r. jako te, z którymi rozmawia³ na temat ustawy medialnej i których z oczywistych wzglêdów nie mo¿na uznaæ za stanowi¹ce grupê trzymaj¹c¹ w³adzê, nie sposób doszukaæ siê nikogo, kto mia³by realny wp³yw na kszta³t tworzonych przepisów ustawy medialnej i z kim oskar¿ony mia³by potwierdzony dowodami kontakt. W szczególnoœci materia³ dowodowy nie potwierdza ani kontaktów, ani nawet znajomoœci miêdzy oskar¿onym i Aleksandr¹ Jakubowsk¹, która na polecenie premiera przygotowywa³a autopoprawkê. Podobnie nie istniej¹ dowody, by oskar¿ony zna³ ministra Nikolskiego, któremu premier zleci³ informowanie siê o przebiegu prac cz³onków rz¹du, w tym równie¿ pracy Jakubowskiej nad autopoprawk¹. Ta sama uwaga odnosi siê do W³odzimierza Czarzastego, sekretarza Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, z którym Jakubowska intensywnie konsultowa³a siê wykonuj¹c powierzone przez premiera zadanie oraz do Cezarego Banasiñskiego, prezesa Urzêdu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, z którym tak¿e w zwi¹zku z przygotowywanym projektem pozostawa³a w czêstym kontakcie.
231
W kontekœcie wypowiedzi oskar¿onego utrwalonej w dowodowym nagraniu, ¿e kontaktowa³ siê zawsze z wiêcej ni¿ jedn¹ osob¹ spoœród wchodz¹cych w sk³ad grupy trzymaj¹cej w³adzê, brak opartej na wiarygodnych dowodach mo¿liwoœci wskazania takich osób. Zaprezentowane uwagi nie pozwalaj¹ na uznanie, ¿e istnia³a dzia³aj¹ca formalnie, b¹dŸ nieformalnie grupa, któr¹ mo¿na by okreœliæ u¿ywaj¹c s³ów oskar¿onego jako trzymaj¹c¹ w³adzê, cokolwiek okreœlenie takie mia³oby znaczyæ. Mimo powy¿szej konstatacji obowi¹zkiem s¹du by³o zbadanie, czy, a jeœli tak, to jaki zwi¹zek z propozycj¹ przedstawion¹ przez oskar¿onego Wandzie Rapaczyñskiej i Adamowi Michnikowi mia³ Robert Kwiatkowski, którego nazwisko wymieni³ oskar¿ony jako pierwsze w gabinecie premiera wieczorem 22 lipca 2002 r. i o którym kilkakrotnie wspomina³ w czasie nagranej przez Michnika rozmowy. S¹d zauwa¿y³, ¿e ju¿ sam kontekst wypowiedzi oskar¿onego w trakcie tej rozmowy nie pozwala na wi¹zanie Kwiatkowskiego z grup¹ trzymaj¹c¹ w³adzê, oskar¿ony bowiem wyraŸnie rozdziela uwagi dotycz¹ce owej grupy od uwag o poczynaniach Kwiatkowskiego. Znamienne, ¿e wiele wyg³oszonych przez oskar¿onego twierdzeñ co do Kwiatkowskiego nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistym stanie rzeczy. Nale¿y tu przywo³aæ choæby z gruntu fa³szyw¹ tezê, ¿e Kwiatkowski wraz z Czarzastym byli inicjatorami nowelizacji ustawy medialnej, skoro w sferze notoriów pozostaje, ¿e prace nad t¹ ustaw¹ zainicjowa³a Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w zwi¹zku z potrzeb¹ dostosowania polskich przepisów do ustawodawstwa Unii Europejskiej. Równie nieprawdziwe jest twierdzenie oskar¿onego, ¿e Kwiatkowski d¹¿y³ do sprywatyzowania II Programu Telewizji Publicz-
232
nej. Twierdzeniu temu przeczy nie tylko sam Kwiatkowski, ale te¿ wielu przes³uchanych w sprawie œwiadków i dowody z dokumentów protoko³ów posiedzeñ Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jednoznacznym dowodem w tej mierze s¹ zw³aszcza zeznania Boles³awa Sulika, który opisa³, ¿e jesieni¹ 2001 r. podczas spotkania, w którym uczestniczy³a Wanda Rapaczyñska, pyta³a Kwiatkowskiego, czy widzi mo¿liwoœæ prywatyzacji programu II. Kwiatkowski mo¿liwoœæ tak¹ kategorycznie wykluczy³ i argumentowa³, ¿e ten program stanowi per³ê w koronie telewizji publicznej. Stawiaj¹c fa³szyw¹ tezê o zamiarach prywatyzacyjnych Kwiatkowskiego, oskar¿ony usi³owa³ przekonaæ w ten sposób Michnika, ¿e Kwiatkowski jest orêdownikiem sprawy zapisów antykoncentracyjnych korzystnych dla Agory, podczas gdy nie mia³o to nic wspólnego z rzeczywistoœci¹. Zauwa¿yæ nale¿y, ¿e Kwiatkowski jako funkcjonuj¹cy i mo¿na powiedzieæ dobrze prosperuj¹cy ówczeœnie prezes telewizji publicznej, zainteresowany by³by raczej umocnieniem firmy, na czele której sta³ ni¿ wyprzeda¿¹ jednej z lepiej dzia³aj¹cych jej czêœci. Tak wiêc zak³adanie, ¿e podejmuje siê dzia³añ s³u¿¹cych wzmocnieniu potencjalnej konkurencji na rynku telewizyjnym kosztem przedsiêbiorstwa, którym kierowa³, uznaæ nale¿y za absurdalne. Czyni¹c powy¿sze spostrze¿enia nie mo¿na wykluczyæ, ¿e któraœ z rozmów z Kwiatkowskim da³a oskar¿onemu inspiracjê do z³o¿enia propozycji bêd¹cej przedmiotem zarzutów w niniejszej sprawie. Podobnie jak zainspirowaæ go mog³a rozmowa z Zarêbskim i Sow¹ w dniu 9 lipca i rozmowa z Wand¹ Rapaczyñsk¹ w dniu 11 lipca 2002 r. oraz treœæ otrzymanych od niej tego dnia dokumentów. Rozwa¿ania takie pozostaj¹ jednak w sferze hipotez.
233
Za zasadniczy powód, dla którego oskar¿ony zdecydowa³ siê wszcz¹æ w lipcu 2002 r. pertraktacje z Wand¹ Rapaczyñsk¹ i Adamem Michnikiem uznaæ mo¿na jego zdeterminowane d¹¿enie do zostania prezesem telewizji Polsat. Temat tej prezesury porusza³ oskar¿ony w rozmowach z Michnikiem i Piotrem Niemczyckim jeszcze na d³ugo przed zdarzeniami objêtymi zarzutem. Ci jednak zbywali oskar¿onego, nie czyni¹c mu jakichkolwiek obietnic. Przes³uchana w tej kwestii Wanda Rapaczyñska zaprzeczy³a, by w ogóle rozmawia³a o tym z oskar¿onym. Zeznania wskazanych œwiadków zadaj¹ k³am twierdzeniom oskar¿onego, ¿e ca³a Agora proponowa³a mu przejœcie do Polsatu – równie¿ ton wypowiedzi oskar¿onego w czasie rozmowy z Michnikiem w dniu 22 lipca 2002 r., kiedy wypytuje go o plany programowe Polsatu pod zarz¹dem nowego w³aœciciela i przestrzega przed utrat¹ widowni, nie wskazuje, by móg³ tak formu³owaæ myœli ktoœ, komu przyrzeczono kierownicz¹ funkcjê tej stacji telewizyjnej. (…)
Za³¹cznik 3 Przewodnicz¹cy sk³adu orzekaj¹cego, sêdzia Marek Celej: Dziêkujê bardzo. Szanowni pañstwo, zanim zamkniemy rozprawê w dniu dzisiejszym, w imieniu sk³adu s¹dz¹cego jako przewodnicz¹cy tego¿ sk³adu chcia³bym odczytaæ pañstwu oœwiadczenie: W dniu dzisiejszym zosta³ wydany wyrok w sprawie Lwa Rywina. Wyrok ten jest nieprawomocny i zapewne bêdzie podlega³ ocenie s¹du odwo³awczego. Ale nie tylko. Równie¿ opinia spo³eczna, œrodki spo³ecznego przekazu, a tak¿e politycy zechc¹ siê ustosunkowaæ do tego wyroku z uwagi na bezprecedensowy charakter sprawy, a co za tym idzie, dzisiejsze rozstrzygniêcie. Na pewno pojawi¹ siê porównania orzeczenia s¹du do raportów sejmowej komisji œledczej powo³anej w sprawie Lwa Rywina. S¹d pragnie przypomnieæ, i¿ zupe³nie inne cele przyœwieca³y dzia³alnoœci sejmowej komisji œledczej. Zosta³a ona powo³ana do zbadania trzech zagadnieñ: okolicznoœci towarzysz¹cych próbie wymuszenia przez Lwa Rywina korzyœci maj¹tkowej i politycznej w zamian za spowodowanie zaniechania
234
235
wprowadzenia niekorzystnych dla prywatnych mediów zmian w ustawie o radiofonii i telewizji, przebiegu procesu legislacyjnego w zakresie nowelizacji tej ustawy, jak równie¿ prawid³owoœci reakcji organów pañstwowych na uzyskane przez nich informacje w sprawie Lwa Rywina. Natomiast s¹d rozpatrywa³ sprawê zarzutu postawionego przez Prokuraturê Apelacyjn¹, zarzutu przestêpstwa p³atnej protekcji. Rozstrzygaj¹c wy¿ej wymienion¹ sprawê, s¹d procedowa³ zgodnie z zasadami Kodeksu postêpowania karnego, to jest d¹¿eniem do ustalenia prawdy materialnej w oparciu o zebrane dowody i zgodnie z zasad¹ obiektywizmu, która jest okreœlana w art. 4 Kpk. S¹d stara³ siê pracowaæ w atmosferze spokoju, nie bacz¹c na pojawiaj¹ce siê wypowiedzi, czy koñcowe raporty niektórych cz³onków komisji œledczej, a co za tym idzie komentarze polityków, b¹dŸ dziennikarzy. Tych opinii nie mo¿na odebraæ inaczej ni¿ jako prób wywarcia wp³ywu na pracê s¹du, a zw³aszcza na jego koñcowe rozstrzygniêcie. Sporo cierpkich s³ów odnoœnie takich wypowiedzi przedstawi³a pani prokurator i obroñcy w swoich koñcowych g³osach. S¹d jako niezale¿ny i niezawi³y organ konstytucyjny z natury rzeczy musi byæ odporny na wszystkie dygresje, uwagi, czy te¿ uzasadnione i bezpodstawne wypowiedzi, nie tylko polityków, ale równie¿ niektórych cz³onków sejmowej komisji œledczej, a tak¿e publicystów czy dziennikarzy. Jednak¿e nie mo¿na pozostawiæ bez komentarza artyku³u zamieszczonego w „Gazecie Wyborczej” 21 kwietnia 2004 r. pod tytu³em „Przed wyrokiem”. Autor tej publikacji – zaznaczam: w trakcie trwania narady nad wyrokiem – stwierdza: „najwiêksza afera korupcyjna III Rzeczypospolitej skoñczy siê zapewne pora¿k¹ wymiaru sprawiedliwoœci”, niezale¿nie od te-
236
go za co i na jak¹ karê Lew Rywin zostanie skazany. Pytamy: co nie stanowi³oby pora¿ki wymiaru sprawiedliwoœci? Wyrok taki, który ¿yczy³aby sobie „Gazeta Wyborcza”, oparty na hipotezach, przypuszczeniach, podejrzeniach b¹dŸ ¿yczeniach, bez wzglêdu na podstawowe zasady postêpowania karnego, czy te¿ wyrok na okreœlone zamówienie publiczne, tylko dlatego, ¿e tak chce „Gazeta Wyborcza”?. Nie jest to czas na d³u¿sze wywody co do treœci artyku³u, ale te¿ nie mo¿na pozostaæ wobec niego obojêtny. Jest rzecz¹ niezwyk³¹ i niecodzienn¹, aby sêdziowie zabierali g³os po wydaniu wyroku. Jednak¿e postêpowanie zosta³o ju¿ zakoñczone, zaœ u¿yta przez dziennikarza opinia i komentarze dotycz¹ce ca³ego procesu s¹ na tyle bulwersuj¹ce, i¿ nie mo¿emy pozostaæ obojêtnymi wobec bezprecedensowej próby wywarcia wp³ywu na decyzjê s¹du. Wyra¿amy stanowczy protest przeciwko takim publikacjom, bo to nie jest krytyka, to niebezpieczna tendencja do wywierania nacisku na s¹d orzekaj¹cy w tej konkretnej sprawie. Dzisiaj dzieje siê to w tej sprawie, jutro mo¿e nast¹piæ w ka¿dej innej. Jest to, powtarzam, niedopuszczalne i karygodne. Na koniec przytoczê s³owa, jakie wypowiedzia³ Adam Michnik przed sejmow¹ komisj¹ œledcz¹ w dniu 10 lutego 2003 roku, cytujê: „i my zawsze bêdziemy pamiêtali te s³owa” (…), ¿e „mowa to wiêcej ni¿ krew. ¯e my dziennikarze, ludzie mediów, posiadamy ogromn¹ w³adzê, z której czêsto sobie sprawy nie zdajemy, ¿e my s³owem potrafimy zabiæ, unicestwiæ. To nak³ada na nas szczególn¹ odpowiedzialnoœæ”. Szkoda, ¿e tych jak¿e s³usznych pogl¹dów nie wzi¹³ sobie do serca autor publikacji. Nie wolno nikomu próbowaæ wp³ywaæ na rozstrzygniêcie s¹du, nawet wtedy, kiedy orzeczenie wzbudza zrozumia³e zainteresowanie i emocje. Oczywist¹
237
jest rzecz¹, i¿ dzisiejszy wyrok bêdzie oceniany przez wszystkich. Ocena ta, nawet nieprzychylna, powinna byæ oparta nie na emocjach, ale na faktach i dowodach. Wyrok nie jest prawomocny i podlega zaskar¿eniu. Strony niezadowolone z wyroku mog¹ w terminie siedmiu dni z³o¿yæ wniosek o jego pisemne uzasadnienie. Po jego otrzymaniu, w terminie czternastu dni mog¹ z³o¿yæ apelacjê, za poœrednictwem tutejszego s¹du. To wszystko, zamykam posiedzenie S¹du Okrêgowego. (PAP).
Za³¹cznik 4 Strategia Telewizja Polskiej S.A. 2002–2006 (fragmenty materia³u opracowanego wiosn¹ 2002 roku i przedstawionego Radzie Nadzorczej TVP w maju 2002 r.)
I. TVP W 2002 ROKU PUNKT WYJŒCIA – Rynek zdominowany przez 3 nadawców – w sumie 80% udzia³u w widowni – TVP – zajmuje 50% rynku – Przeprowadzona reforma Spó³ki: 1 Redukcja zatrudnienia z 7 tys. do 5 tys. 1 Redukcja kosztów produkcji – za 1 min. Programu (3%). 1 Wprowadzenie zintegrowanego systemu zarz¹dzania (SAP R/3) BARIERY – Niestabilne i malej¹ce finansowanie TVP z abonamentu
238
239
– Niekorzystna sytuacja gospodarcza kraju – Ograniczenia prawne: 1 niemo¿noœæ uruchomienia kana³u tematycznego 1 niejasny status archiwum Radiokomitetu 1 regulacje niesprzyjaj¹ce rozwojowi firm (ustawa o zwi¹zkach zawodowych, prawo pracy, ustawa o prawie autorskim) – Kadry 1 wiek 1 kwalifikacje WYZWANIA – Rewolucja technologiczna w œwiecie mediów – Zwiêkszaj¹ca siê konkurencja na rynku telewizyjnym, wkraczanie na polski rynek miêdzynarodowych koncernów medialnych – Koniecznoœæ stworzenia nowej oferty programowej – Dostosowanie TVP do realiów rynku europejskiego po przyst¹pieniu Polski do UE
II. STRATEGIA PROGRAMOWA TVP S.A. 2002–2006 ZASADY POLITYKI PROGRAMOWEJ – TVP widzowie – obywatele, a nie jedynie konsumenci – TVP – najwiêkszy producent – TVP – najwiêkszy nabywca – TVP – najwiêksza telewizja edukacyjna, kulturalna i informacyjna w Polsce
240
ZASADA „4R”: Równoœæ
adresowanie programów do wszystkich i do ka¿dego z osobna Ró¿norodnoœæ nadawanie wszystkich rodzajów programów Równowaga bycie telewizj¹ „wywa¿on¹” Respekt dla widzów (ich przyzwyczajeñ, potrzeb i upodobañ)
DOMINACJA 4 GATUNKOW – informacja i publicystyka – fabu³a oraz teatr i film dokumentalny – rozrywka – sport POLITYKA PROGRAMOWA W ODNIESIENIU DO ANTEN TVP Program 1 Cel: Rozszerzenie widowni o: dzieci do 9 roku ¿ycia osoby w wieku 16–49 lat mieszkañców wsi i ma³ych miast
Zasady budowania ramówki: – Programy informacyjne – podstaw¹ ramówki – Tworzenie nowych form – i gatunków programowych – Ró¿nicowanie odbiorców – i dostosowania form programu – Koncentracja Atrakcyjnych – programów w „prime time” – Co najmniej 23% programów – powtórkowych
241
REGION – KRAJ – ŒWIAT
Program 2 Cel: Rozszerzenie widowni o: m³odzie¿ w wieku 9–15 lat osoby w wieku 35–45 lat osoby z wy¿szym wykszta³ceniem osoby o wiêkszych dochodach osoby mieszkaj¹ce w du¿ych miastach
Zasady budowania ramówki: – Poszerzenie pasm filmu – dokumentalnego i reporta¿u – Zwiêkszenie liczby – programów „na ¿ywo” – Wprowadzenie nowych – form rozrywki, serialu – polskiego i relacji – z wa¿niejszych wydarzeñ – kulturalnych – Co najmniej 30% – programów – powtórkowych
Program satelitarny TV Polonia Cel: – Podtrzymywanie wiêzi – z Polakami zamieszka³ymi – za granic¹. Dbanie – o to¿samoœæ narodow¹ – i kulturow¹, o zachêcanie – Polonii do kontaktów – gospodarczych z krajem – Prezentacja polskiej – kultury i nauki – Rekomendowanie Polski – jako miejsca – turystyki i wypoczynku
Zasady budowania ramówki: – Dostosowanie emisji do – odbioru w Europie, – obu Amerykach, – Australii oraz w Azji – Rozbudowanie oferty – o audycje adresowane do – m³odzie¿y przy zachowaniu – tradycyjnej widowni
Planowana struktura gatunkowa wiod¹cych anten TVP* Informacja Publicystyka Dokument i reporta¿ Teatr TV Rozrywka Filmy, seriale telenowele Sport, sport w roku igrzysk
TVP 1 (+1) (b.z.)
8,6% 15,0%
TVP 2 (-2,2) (b.z.)
9,0% 8,0%
(+1,1)
10,0%
(+0,5)
8,0%
(b.z.) (-3,7)
1,0% 6,0%
(b.z.) (+2,9)
1,0% 18,0%
(+3,5)
38,0%
(-3,3)
34,0%
(b.z.)
3,5%
(+0,2)
6,0%
(+2,5) 6,0%
NOWE PROJEKTY Program wysokiej kultury – TVP 4 – Cztery bloki programowe: 1 Myœli Idea, 1 Dokumentacja przesz³oœci, 1 Europa, 1 Punkt widzenia – Powtarzalnoœæ bloków tematycznych – Emisja 16 godzin na dobê – 10% udzia³ produkcji w³asnej – Œcis³a wspó³praca z kana³em arte
* Podstaw¹ odniesienia jest struktura gatunkowa w roku 2000
TVP 3 Regionalna Koncentracja na audycjach: – informacyjnych i publicystyce – reporta¿u i filmie dokumentalnym
242
INNE: – program dzieciêcy i edukacyjny – TVP 5 – wykorzystanie oferty sportowej TVP
243
III. BUD¯ET TVP S.A. 2002–2006 PROGNOZA PRZYCHODÓW – Wzrost bud¿etu (prognoza): 1 2003 – 10,6% 1 2004 – 4,0% 1 2005 – 3,1% 1 2006 – 3,1%
– Œci¹galnoœæ abonamentu kszta³towa³a siê na poziomie 57% w roku 2002 – Realny wp³ywy abonamentowe spad³y do poziomu 72% wp³ywów z roku 1994
Przychody z reklamy – Reklama i sponsoring (ok. 1048 mln z³otych) – ok. 55% bud¿etu Spó³ki w 2006 r.
Przychody z abonamentu wzrosn¹ w 2006 r. do 40% Œci¹galnoœæ abonamentu zwiêkszy siê – do poziomu 57% w 2002 roku – do 70% w 2003 roku – do oko³o75% w 2006 roku
Reklama i sponsoring nadal bêdzie finansowaæ znacz¹c¹ czeœæ dzia³alnoœci TVP
Oznacza to zwiêkszenie wp³ywów TVP S.A. do poziomu oko³o – 647 mln z³otych w roku 2003 – 739 mln z³otych w roku 2006 Struktura przychodów TVP S.A. w latach 2002–2006
Prognoza kosztów Bud¿ety TVP 1 i TVP 2 – Priorytet na produkcjê wewnêtrzn¹ – Sfinansowanie kosztów licencji sportowych 1 Pi³ka no¿na: ♦ Reprezentacja Polski w pi³ce no¿nej ♦ Mistrzostwa Europy 2004 ♦ Mistrzostwa Œwiata 2006 ♦ Olimpada 2004 ♦ Olimpiada 2006
244
245
– Produkcja zewnêtrzna na poziomie 2002 – Spadek kosztów licencji filmowych o ok. 16% – Sfinansowanie nowych projktów programowych – Wzmocnienie bud¿etu TVP3; ograniczanie kosztów Oddzia³ów Terenowych – Zmniejszanie kosztów licencji Filmowych – Wzrost kosztów licencji sportowych – Wzrost tam gdzie to ma zwi¹zek z produkcj¹ wewnêtrzn¹ – Utrzymanie nominalnego poziomu kosztów jednostek ogólnego zarz¹du
– Automatyzacja emisji wszystkich programów TVP – Nowe Centrum Woronicza – Budynek „B” – Hala zdjêciowa – Budynek „Z+TAI” – Zintegrowany system produkcji
IV. INWESTYCJE – Dokoñczenie integracji procesu zarz¹dzania (SAP R/3) – Cyfryzacja sprzêtu produkcyjnego i integracja systemów produkcji – Archiwa – cyfryzacja i u³atwienie z korzystania
246
247
Za³¹cznik 5 Przepisy ograniczaj¹ce koncentracjê kapita³u w mediach Przepisy ograniczaj¹ce koncentracje kapita³u w mediach obowi¹zuj¹ w wiêkszoœci krajów Europy i Ameryce Pó³nocnej. W ró¿nych krajach, przyjêto ró¿ne kryteria i rozwi¹zania, jednak wszystkie one zmierzaj¹ do ochrony rynków narodowych i ograniczenia monopolu informacyjnego, który jest nastêpstwem koncentracji kapita³u firm medialnych. Austria: zakaz posiadania koncesji telewizyjnej dla w³aœcicieli mediów o udziale w rynku odpowiednio radiowym, prasy codziennej, prasy tygodniowej powy¿ej 30%; zakaz posiadania przez grupy medialne wiêcej ni¿ jednej koncesji telewizyjnej i jednej koncesji radiowej. Belgia: w Walonii udzia³owiec posiadaj¹cy powy¿ej 24% w spó³ce nadawcy nie mo¿e posiadaæ udzia³ów powy¿ej 26% u innego nadawcy.
248
Francja: Stosuje siê ró¿ne rodzaje ograniczeñ w zale¿noœci od tego, czy maj¹ dotyczyæ one jednego rodzaju, czy ró¿nych rodzajów mediów. W przepadku jednego rodzaju mediów obowi¹zuj¹ kryteria: – UDZIA£U (osoba fizyczna lub prawna nie mo¿e mieæ wiêcej ni¿ 49 proc. aktywów – kapita³u, g³osów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy, zgromadzeniu wspólników – nadawcy, w przypadku ogólnokrajowej telewizji naziemnej) – DOSTÊPU PUBLICZNOŒCI (potencjalny zasiêg odbiorców nie mo¿e byæ wiêkszy ni¿ 15 mln w przypadku programu radiowego, nie mo¿e przekraczaæ 6 mln mieszkañców w przypadku naziemnej telewizji regionalnej lub lokalnej, nie mo¿e przekraczaæ 8 mln mieszkañców w przypadku telewizji kablowej) – LICZBY LICENCJI (Mo¿na mieæ jedn¹ koncesjê ogólnokrajow¹ oraz 2 koncesje na us³ugi satelitarne [w przypadku telewizji cyfrowej 5 koncesji], ale ka¿dy program musi byæ produkowany przez osobn¹ spó³kê) W przypadku mediów ró¿nego rodzaju: Operator nie mo¿e mieæ udzia³u w wiêcej ni¿ dwóch okreœlonych obszarach dzia³ania: telewizja naziemna, telewizja kablowa, radio, prasa. Udzia³ operatora w dwóch obszarach nak³ada na operatora okreœlone warunki kapita³owe. W przypadku telewizji cyfrowej – koncesja na rozpowszechnianie lokalne lub regionalne nie mo¿e nale¿eæ do jednej osoby fizycznej lub prawnej, jeœli grupa potencjalnych odbiorców jest wiêksza ni¿ 6 mln ludzi. Osoba fizyczna lub prawna mo¿e otrzymaæ tylko jedn¹ koncesje na okreœlonym obszarze geograficznym. – nadawcy ogólnokrajowych programów cyfrowych i dystrybutorzy innych us³ug nie otrzymaj¹ koncesji
249
(lub bêd¹ musieli zrezygnowaæ z ju¿ posiadanych) jeœli spe³niaj¹ dwa z czterech warunków: s¹ nadawcami programu lub programów cyfrowych obejmuj¹cych zasiêgiem co najmniej 4 mln odbiorców, stacji radiowej lub stacji radiowych o zasiêgu co najmniej 30 mln odbiorców, oferuj¹ us³ugi (kablowe, satelitarne, pay TV, cyfrowe) mog¹ce dotrzeæ do co najmniej do 6 mln mieszkañców, s¹ wydawcami ogólnokrajowych gazet i maj¹ wiêcej ni¿ 20 proc. udzia³u w ogólnokrajowym rynku prasy drukowanej. Przepisy te s¹ stosowane odpowiednio do nadawców regionalnych i lokalnych ze wzglêdu na crossowanie z pras¹ lokalna, telewizj¹ kablow¹, telewizj¹ ogólnokrajow¹ i posiadaniem stacji radiowej. Grecja: nie mo¿na posiadaæ udzia³ów w wiêcej ni¿ jednej stacji telewizyjnej, przy czym dopuszczalny udzia³ wynosi do 25%, je¿eli ktoœ posiada gazetê. Koncesjobiorcy nie mog¹ posiadaæ udzia³ów jednoczeœnie w wiêcej ni¿ dwóch kategoriach mediów: prasa albo radio, prasa albo telewizja, telewizja albo radio. W Niemczech obowi¹zuje zasada dominuj¹cej mocy opiniotwórczej, o której decyduje m.in. procent udzia³u w widowni. Jeœli jakakolwiek firma komercyjna zbli¿y siê do granicy dominuj¹cej mocy opiniotwórczej (przekroczenie 30-procentowego wskaŸnika rynku potencjalnych odbiorców wskazuje na uzyskanie pozycji dominuj¹cej), interweniuje Komisja ds. Badania Koncentracji Mediów (KEK). Wspó³pracuj¹c z tak¹ firm¹ lub samodzielnie KEK jest zobowi¹zana do wskazania sposobu na obni¿enie si³y rynkowej spó³ki. Mo¿e siê to odbyæ np. dziêki zbyciu czêœci udzia³ów lub drog¹ ograniczenia koncesji. Uregulowania niemieckie maja na celu zapewnienie ró¿norodnoœci opi-
250
nii. W orzeczeniach Federalnego S¹du Konstytucyjnego zajmuj¹cego siê mediami, zwraca siê uwagê na ideê ró¿norodnoœci pogl¹dów i zapobieganie tworzeniu siê dominuj¹cej mocy opiniotwórczej dziêki tworzeniu normy zrównowa¿onej ró¿norodnoœci. Ustawodawca jest instruowany aby „przeciwdzia³a³ trendom ku koncentracji w sposób natychmiastowy i mo¿liwie najbardziej efektywny, szczególnie dlatego, ¿e kiedy nieprawid³owoœci ju¿ raz siê ugruntuj¹, mog¹ okazaæ siê bardzo trudne do naprawienia”. Ten sam s¹d zaleca ustawodawcy, aby w procesie kontrolowania koncentracji w mediach szczególn¹ wagê przewi¹zywa³ do podejmowania dzia³ania zanim jeszcze stworzony zostanie fait accompli, oraz d¹¿enie do tego aby motorem kontroli by³a raczej prewencja ni¿ represja. We W³oszech: Na rynku prasowym obowi¹zuje limit zwi¹zany z kryterium nak³adu. W³aœciciel ogólnokrajowego tytu³u nie mo¿e mieæ wiêcej ni¿ 20 proc. nak³adu dziennego. Na rynku regionalnym, granica koncentracji jest zwi¹zana z liczba tytu³ów wydawanych przez jednego w³aœciciela i nak³adem (nie wiêcej ni¿ 50 proc. nak³adu dziennego w regionie). Ogólnokrajowa telewizja naziemna jest limitowana liczb¹ koncesji udzielanych poszczególnym podmiotom: nie wiêcej ni¿ 20 proc. technicznej pojemnoœci sieci, co w praktyce oznacza do dwóch koncesji. W dziedzinie telewizji p³atnej mo¿na uzyskaæ jedn¹ koncesjê. W przypadku telewizji uwzglêdnia siê tak¿e poziom obrotów – nie mo¿e on przekroczyæ 30 proc. przychodów sektora. Programy kablowe i satelitarne podlegaj¹ dodatkowo 30 proc. ograniczeniom dochodowoœci na rynkach pokrewnych. W przypadku gdy jeden w³aœciciel posiada media ró¿nych rodzajów, jego dochody podlegaj¹ ogranicze-
251
niom. W³aœciciele radia, nadawcy lub w³aœciciele sektora prasowego nie mog¹ zgromadziæ wiêcej ni¿ 20 proc. przychodów z rynku reklam, telesprzeda¿y sponsorowania lub subskrypcji. Hiszpania: W przypadku ogólnokrajowej telewizji naziemnej (analogowej lub cyfrowej) jedna osoba fizyczna lub prawna mo¿e posiadaæ jedn¹ koncesjê – z tym, ¿e jej udzia³ kapita³owy w tym przedsiêwziêciu nie przekroczy 49 proc. udzia³ów. Ograniczenia kapita³owe nie istniej¹ w przypadku analogowej telewizji satelitarnej. W dziedzinie telewizji kablowej mo¿na posiadaæ udzia³y w dowolnej liczbie spó³ek, które uzyska³y licencjê, pod warunkiem, ¿e ³¹cznie obejmuj¹ one nie wiêcej ni¿ 1,5 mln abonentów. Ograniczenia miêdzysektorowe w mediach nie wystêpuj¹. Mo¿na posiadaæ dowoln¹ liczbê tytu³ów prasowych – ogólnokrajowych i lokalnych, dowoln¹ liczbê stacji radiowych, satelitarnych oraz innych regionalnych us³ug cyfrowych. Wielka Brytania: Zapisy antykoncentracyjne dla prasy polegaj¹ na szczególnych unormowaniach prawa konkurencji. Obowi¹zuje kryterium iloœciowe (nak³ad 500 tys. egzemplarzy). Komisja do spraw konkurencji mo¿e zatwierdziæ lub odrzuciæ projekt dalszego zwiêkszania nak³adu, po stwierdzeniu, czy realizacja takiego projektu nie zagra¿a wolnoœci (konkurencji) rynku prasowego. Na rynku telewizyjnym, jeœli operator przekroczy 15 proc. udzia³u czasowego w rynku na danym obszarze i ubiega siê o rozszerzenie koncesji lub now¹ koncesjê, to udzielenie takiej koncesji wi¹¿e siê ze skontrolowaniem jego pozycji w kontekœcie konkurencji
252
i równowagi danego rynku. Podobnie jest w przypadku nadawców radiowych, gdzie pod uwagê jest brana liczba odbiorców na danym obszarze. W przypadku posiadania mediów ró¿nego rodzaju, przepisy antykoncentracyjne ograniczaj¹ mo¿liwoœæ posiadania do 20 proc. na rynku prasowym i jednoczesny udzia³ naziemnych telewizyjnych koncesji ogólnokrajowych. Nawet mniejszy udzia³ w ogólnokrajowej telewizji naziemnej i prasie powoduje kontrolê bezpieczeñstwa interesu publicznego, jeœli przedsiêbiorca planuje kolejn¹ fuzjê miêdzysektorow¹ w dziedzinie mediów. Przepisy antykoncentracyjne nie obowi¹zuj¹ prasy lokalnej, telewizji satelitarnej i cyfrowej. Stany Zjednoczone. W uchodz¹cych za najbardziej liberalne Stanach Zjednoczonych obowi¹zuje zasada, ¿e ¿adna ze stacji telewizyjnych nie mo¿e uzyskaæ wiêcej ni¿ 35 proc. widowni ogólnokrajowej. Ograniczenia w dziedzinie nabywania w³asnoœci przez cudzoziemców s¹ tak przestrzegane, ¿e œwiatowy potentat medialny Rupert Murdoch, aby kupiæ sieæ telewizyjn¹ Fox Network i wytwórniê filmow¹ 20 th Century Fox, musia³ zmieniæ obywatelstwo na amerykañskie. W USA obowi¹zuj¹ równie¿ limity posiadania stacji radiowych na jednym terenie. Jeœli spoœród blisko 12 tys. stacji radiowych, w³aœcicielem ponad tysi¹ca jest jedna firma, to jednak na ka¿dym z rynków radiowych (np. na obszarze miasta) ta firma musi dostosowaæ siê do przepisów wed³ug których jeœli dzia³a tam 45 lub wiêcej stacji komercyjnych – mo¿na posiadaæ, prowadziæ lub kontrolowaæ do 8 z nich, ale nie wiêcej ni¿ 4 mog¹ dzia³aæ w tym samym zakresie (AM lub FM); jeœli dzia³a tam 35 do 44 komercyjnych stacji – mo¿na posiadaæ, prowadziæ lub kontrolowaæ do
253
8 z nich, ale nie wiêcej ni¿ 4 mog¹ dzia³aæ w tym samym zakresie (AM lub FM); jeœli dzia³a tam 15 do 29 radiowych stacji komercyjnych mo¿na posiadaæ, prowadziæ lub kontrolowaæ 6 z nich przy czym obowi¹zuje podzia³ na ró¿ne zakresy fal; w przypadku (ogromnej wiêkszoœci) rynków mniejszych gdzie dzia³a mniej ni¿ 14 radiowych stacji komercyjnych dopuszcza siê w³asnoœæ 5 stacji z zastrze¿eniem wymogu, ¿e koncesjonariusz nie mo¿e posiadaæ wiêcej ni¿ 50 proc. stacji na danym rynku. Ró¿ne rozwi¹zania prawne przeciwdzia³aj¹ce koncentracji kapita³u w mediach stosowane s¹ tak¿e w Portugalii, Luksemburgu, Belgii, Danii i na Cyprze. Nie ma kodeksowych ograniczeñ koncentracji kapita³u w mediach w Irlandii, Szwecji, Finlandii i Nowej Zelandii. W Polsce, wed³ug projektu nowelizacji Ustawy o Radiofonii i Telewizji opracowanego przez KRRiT i przekazanego Prezesowi Rady Ministrów w dniu 14 stycznia 2002 r. (projekt art. 36), mia³yby obowi¹zywaæ nastêpuj¹ce bariery koncentracji kapita³u w mediach: – posiadacze ogólnopolskich koncesji radiowych i telewizyjnych nie mogliby otrzymaæ drugiej koncesji ogólnokrajowej radiowej lub telewizyjnej. – posiadacz ogólnokrajowej koncesji radiowej nie móg³by otrzymaæ drugiej koncesji na radio w mieœcie, które ma wiêcej ni¿ 100 tys. mieszkañców. – posiadacz koncesji radiowej w mieœcie maj¹cym mniej ni¿ 200 tys. mieszkañców nie móg³by otrzymaæ drugiej koncesji. – posiadacz dwóch koncesji radiowych w mieœcie maj¹cym powy¿ej 200 tys. mieszkañców nie móg³by otrzymaæ koncesji na trzecie radio.
254
– jeden nadawca nie móg³by prowadziæ dwóch (lub wiêcej) rozg³oœni o takim samym charakterze na jednym terenie Ju¿ zapowiedŸ wprowadzenia tych przepisów wywo³a³a ostre reakcje nadawców komercyjnych. Niezadowolenie wywo³a³ rz¹dowy projekt wprowadzaj¹cy ograniczenia tzw. crossowania mediów – tj. zakaz posiadania ogólnopolskiej koncesji telewizyjnej lub radiowej dla wydawcy gazety lub czasopisma oraz ograniczenia w posiadaniu mediów ogólnokrajowych (powy¿ej 80 proc. pokrycia ludnoœciowego kraju) i iloœciowe ograniczenia w posiadaniu mediów lokalnych dzia³aj¹cych na danym terenie – w du¿ych oœrodkach miejskich. Projekt rz¹dowy przewidywa³ pierwotnie (27 marca 2002 r.): ¿e koncesji nie udziela siê je¿eli: 1. wnioskodawca ubiegaj¹cy siê o koncesjê na rozpowszechnianie programu radiowego lub telewizyjnego za pomoc¹ sieci stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem powy¿ej 80% pokrycia ludnoœciowego kraju rozpowszechnia na podstawie koncesji program radiowy lub telewizyjny o tym zasiêgu, b¹dŸ jest w³aœcicielem dziennika lub czasopisma o zasiêgu ogólnokrajowym 2. wnioskodawca ubiegaj¹cy siê o koncesjê na rozpowszechnianie programu radiowego lub telewizyjnego za pomoc¹ stacji nadawczej lub stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem miasto powy¿ej 100 tys. mieszkañców rozpowszechnia program radiowy lub telewizyjny za pomoc¹ stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem powy¿ej 80 proc. pokrycia ludnoœciowego kraju 3. wnioskodawca ubiegaj¹cy siê o koncesjê na rozpowszechnianie programu radiowego lub telewi-
255
zyjnego za pomoc¹ stacji nadawczej lub stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem miasto do 200 tys. mieszkañców rozpowszechnia program – odpowiednio radiowy lub telewizyjny na danym obszarze 4. wnioskodawca ubiegaj¹cy siê o koncesjê na rozpowszechnianie programu radiowego lub telewizyjnego za pomoc¹ stacji nadawczej lub stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem miasto powy¿ej 200 tys. mieszkañców rozpowszechnia dwa lub wiêcej innych programów – odpowiednio radiowych lub telewizyjnych – na danym obszarze. 5. wnioskodawca ubiegaj¹cy siê o koncesjê na rozpowszechnianie programu radiowego lub telewizyjnego rozpowszechnia inny program – odpowiednio radiowy lub telewizyjny – na danym obszarze. Ju¿ na etapie prac sejmowych, rz¹d – po konsultacjach z nadawcami – przygotowa³ autopoprawkê do powy¿szego projektu. Projekt autopoprawki z 23 lipca 2002 r. przewidywa³ nastêpuj¹cy zapis dotycz¹cy przepisów antykoncentracyjnych: Koncesji nie udziela siê, je¿eli: 1. rozpowszechnianie programów przez wnioskodawcê mog³oby spowodowaæ zagro¿enie interesów kultury narodowej, dobrych obyczajów i wychowania, bezpieczeñstwa i obronnoœci pañstwa oraz naruszenie tajemnicy pañstwowej 2. z prawomocnego postanowienia wydanego przez Prezesa Urzêdu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wynika, ¿e wydanie koncesji na rozpowszechnianie programów radiowych lub telewizyjnych spowoduje istotne ograni-
256
czenie konkurencji na rynku mediów w³aœciwym dla wniosku o udzielenie koncesji Art. 36a 1. prezes UOKiK na wniosek przewodnicz¹cego KRRiT wszczyna postêpowanie wyjaœniaj¹ce, po przeprowadzeniu którego, wydaje postanowienie, czy udzielenie koncesji spowoduje istotne ograniczenie konkurencji na rynku 2. przewodnicz¹cy KRRiT wraz z wnioskiem o wszczêcie postêpowania, o którym mowa w ust.1, przekazuje prezesowi UOKiK informacje w zakresie okreœlonym w art. 27 ust.1 pkt 1 i 2 3. przewodnicz¹cy KRRiT przekazuje niezw³ocznie, na ¿¹danie prezesa UOKiK, wszelkie niezbêdne informacje zwi¹zane z wnioskiem 4. prezes UOKiK zawiadamia przewodnicz¹cego KRRiT i przedsiêbiorcê ubiegaj¹cego siê o udzielenie koncesji o wszczêciu postêpowania o którym mowa w ust.1 5. do wydania przez prezesa UOKiK postanowienia, o którym mowa w ust.1 nie stosuje siê art.106 Kodeksu postêpowania administracyjnego 6. postanowienie, o którym mowa w ust.1, prezes UOKiK wydaje w terminie 2 miesiêcy 7. na postanowienie prezesa UOKiK przedsiêbiorcy ubiegaj¹cemu siê o koncesjê przys³uguje za¿alenie do S¹du Antymonopolowego w Warszawie w terminie tygodnia od dnia jego dorêczenia przedsiêbiorcy 8. W zakresie nieuregulowanym w tym rozdziale stosuje siê przepisy ustawy z dnia 15 grudnia 2000 r. o ochronie konkurencji i konsumentów
257
Art. 36b Przepisów Art. 36a nie stosuje siê do programów rozpowszechnianych wy³¹cznie w drodze emisji satelitarnej lub przeznaczonych wy³¹cznie do rozprowadzania w sieciach kablowych lub w ramach sygna³ów multipleksów naziemnych lub satelitarnych oraz do jednostek publicznej radiofonii i telewizji Art. 36c Prezes UOKiK w postêpowaniu wyjaœniaj¹cym, o którym mowa w art. 36a ust.1, sprawdza, czy wnioskodawca ubiegaj¹cy siê o koncesjê: 1. na rozpowszechnianie programu radiowego za pomoc¹ stacji nadawczej lub stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem powy¿ej 80 proc. pokrycia ludnoœciowego kraju: a) rozpowszechnia na podstawie koncesji program radiowy lub telewizyjny o takim zasiêgu lub b) posiada kontrolê nad dziennikiem o zasiêgu ogólnokrajowym lub dziennikach o zasiêgu regionalnym, a jego udzia³ w rynku gazet codziennych (³¹cznie ogólnopolskich i regionalnych) liczony wed³ug kryterium liczby sprzedanych egzemplarzy, przekracza 30 proc. 2. na rozpowszechnianie programu radiowego za pomoc¹ stacji nadawczej lub stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem miasto powy¿ej 100 tys. mieszkañców, rozpowszechnia program radiowy za pomoc¹ stacji nadawczych obejmuj¹cych zasiêgiem powy¿ej 80 proc. pokrycia ludnoœciowego kraju.
258
Art. 36d 1. Prezes UOKiK w postêpowaniu wyjaœniaj¹cym, o którym mowa w art.36a ust.1, sprawdza, czy w wyniku przyznania koncesji: 1) na rynku lokalnym licz¹cym powy¿ej 500 tys. mieszkañców media lokalne bêd¹ nale¿a³y do mniej ni¿ czterech ró¿nych przedsiêbiorców, a jeden przedsiêbiorca bêdzie posiada³ wiêcej ni¿ dwa rodzaje mediów lokalnych 2) na rynku lokalnym licz¹cym powy¿ej 200 tys. mieszkañców media lokalne bêd¹ nale¿a³y do mniej ni¿ trzech ró¿nych przedsiêbiorców, a jeden przedsiêbiorca bêdzie posiada³ wiêcej ni¿ dwa rodzaje mediów lokalnych 3) na rynku lokalnym licz¹cym poni¿ej 200 tys. mieszkañców media lokalne bêd¹ nale¿a³y do mniej ni¿ dwóch ró¿nych przedsiêbiorców, a jeden przedsiêbiorca bêdzie posiada³ wiêcej ni¿ dwa rodzaje mediów lokalnych 2. Prezes UOKiK w postêpowaniu wyjaœniaj¹cym, o którym mowa w art. 36a ust. 1, sprawdza równie¿, czy w wyniku przyznania koncesji: 1) na rynkach lokalnych, na których jest powy¿ej piêciu koncesji radiowych o zasiêgu lokalnym, stacje radiowe bêd¹ w posiadaniu mniej ni¿ czterech ró¿nych w³aœcicieli, a jeden przedsiêbiorca bêdzie posiada³ nie wiêcej ni¿ trzy stacje 2) na rynkach lokalnych, na których jest do piêciu koncesji radiowych o zasiêgu lokalnym, stacje radiowe bêd¹ w posiadaniu mniej ni¿ trzech ró¿nych w³aœcicieli, a jeden przedsiêbiorca bêdzie posiada³ nie wiêcej ni¿ dwie stacje
259
3) na rynkach lokalnych, na których s¹ dwie lub trzy koncesje radiowe o zasiêgu lokalnym, stacje radiowe znajda siê w rêkach mniej ni¿ dwóch przedsiêbiorców 3. Prezes UOKiK sprawdza równie¿, czy wnioskodawca, o którym mowa w ust.2, rozpowszechnia inny program radiowy o tym samym charakterze na danym obszarze. Art. 36e Udzielenie koncesji w przypadkach o których mowa w art.36c i 36d, stanowi istotne ograniczenie konkurencji na rynku. Ten zapis, mimo ¿e mniej restrykcyjny od poprzedniego i przystaj¹cy do realiów polskiego rynku medialnego, tak¿e nie zosta³ zaakceptowany, podobnie jak inne rozwi¹zania ustawowe zawarte w autopoprawce, konsultowane z nadawcami. W rezultacie zaprzestania prac nad nowelizacj¹ ustawy w lipcu 2003 r., kwestie ograniczenia koncentracji kapita³u s¹ obecnie w Polsce regulowane wy³¹cznie przepisami Unii Europejskiej, tzn. podmiot europejski mo¿e byæ w³aœcicielem koncesji telewizyjnej lub radiowej w 100 procentach, podmiot spoza Unii Europejskiej ma prawo do posiadania 50 proc. udzia³ów. Bior¹c pod uwagê obecny stan prawny, Polska jest najbardziej liberalnym krajem w Europie pod wzglêdem mo¿liwoœci koncentracji kapita³u w mediach.
260
Spis treœci O co walczono . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nowelizacja – racja stanu TVP . . . . . . . . . . . . . . . . . Interesy mediów prywatnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . Im gorzej dla TVP… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Grupa Trzymaj¹ca W³adzê . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rynek reklam. Media prywatne kontra publiczne . . Jak zaw³aszczyæ archiwa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ale kino! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Koncesje: kto zap³aci twórcom? . . . . . . . . . . . . . . . . Co ³aska na kulturê . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Koncentracja kapita³u w mediach . . . . . . . . . . . . . . . Zmowa prywatnych nadawców . . . . . . . . . . . . . . . . . Agora – to znaczy kto? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kto kogo? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pomys³y Solorza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Walter zwyciêzca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Drobna reszta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kompleksy lewicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pa³acowa polityka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Michnik trzyma w³adzê… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Oligarcha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 lipca 2005 r. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jemu wolno! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
10 13 24 29 34 40 44 47 49 51 53 55 58 66 68 70 75 77 85 91 95 97 101
261
Lew te¿ cz³owiek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bez skrupu³ów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ktoœ tu krêci? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Tropem Rokity . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Paranoja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Komu billingi, komu… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Prawo i ich „sprawiedliwoœæ” . . . . . . . . . . . . . . . . . . Z pozycji „oskar¿onego” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jak nie kijem go, to… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wbrew faktom . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Skok na TVP . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pod okiem „misjonarzy” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Polityka w TVP . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Ludzie Kwiatkowskiego” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Elegia (i epilog) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Za³¹cznik 1 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Za³¹cznik 2 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Za³¹cznik 3 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Za³¹cznik 4 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Za³¹cznik 5 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
262
108 114 132 135 138 141 150 154 159 163 167 170 180 193 212 218 229 235 239 248
263
264
265