WIKTOR M A R K O W S K I
W I K T O R MILIACZENKO
000-073408-00-0
DOM WYDAWNICZY
BELLONA
WARSZAWA 2002
Tytuł oryginału: AfowiucmaH. Boom po3onjieuKoe Okładkę i stronę tytułową projektował: Michał Bemaciak Redaktor: Bartłomiej Zborski Redaktor techniczny: Danuta Prokopczyk Korekta: Teresa Kępa Skład i łamanie: Fotoskład Domu Wydawniczego Bellona tel. (0 prefix 22) 620-20-44 w. 442 Naświetlanie: Studio Grafiki Komputerowej Domu Wydawniczego Bellona Atena Press © Copyright by W. Markowskij, W. Miljaczenko, 2001
© Copyright by Izdatielskij centr „Eksprint" © Copyright for the Polish edition by Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2002 © Copyright for the Polish translation by Sławomir Kędzierski, Warszawa 2002
Dom Wydawniczy Bellona prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za zaliczeniem pocztowym z 20-procentowym rabatem od ceny detalicznej. Nasz adres: Dom Wydawniczy Bellona ul. Grzybowska 77,00-844 Warszawa tel./fax 652-27-01 infolinia 0 801-12-03-67 internet: www.bellona.pl e-mail:
[email protected] ISBN 83-11-09510-8
SŁOWO WSTĘPNE
Kiedy się atakuje, kiedy się naciera, potrzebni są ludzie, którzy by szli na przedzie. Tacy ludzie giną prawie zawsze. Jednak żeby atak w ogóle się odbył, niemal konieczna jest ich śmierć. W rosyjskiej operacji w Afganistanie byli to ludzie oddziałów rozpoznawczych i Specnazu (specjalnowo naznaczenija), ludzie do wykonywania zadań specjalnych. Pojawili się w Afganistanie jeszcze przed wejściem do tego kraju wojsk radzieckich, wyszło ich niewielu. Musieli posiąść znajomość języka paszto lub dari i musieli pochodzić z Azji Środkowej. Nawet w ogromnej Armii Radzieckiej nie było ich zbyt wielu. Z uwagi na historyczne zaszłości, znaczne zróżnicowanie etniczne oraz nadzwyczaj surowe warunki geograficzne raczej niesprzyjające silnym więzom społeczno-gospodarczym, Afgańczycy mają dość powierzchowne poczucie tożsamości narodowej i przynależności państwowej. Ale bardzo mocno jest u nich ukształtowana świadomość rodowo-plemienna, gdyż podstawową formą więzi społecznej jest wspólnota („quawm") religijna bądź wiejska, rodowa i klanowa. Zwykle także terytorialna, obejmująca mieszkańców jednej doliny lub przełęczy. Afgańczycy, podobnie jak wiele innych ludów górskich, przywiązują ogromną wagę do umiejętności prowadzenia walki raczej prostymi sposobami, śledząc zaś ich historię, łatwo można zauważyć, że okresy pokoju były raczej krótkimi epizodami pomiędzy kolejnymi wojnami. Do wojen tych dochodziło najczęściej pomiędzy skłóconymi z jakichś powodów rodami i plemionami. W tych starciach, utarczkach zbrojnych, do dziś uczestniczy pospolite ruszenie „laszkar", zwoływane zarówno w celu obrony drogi, wioski czy całej doliny, jak do przeprowadzenia ataku odwetowego na sąsiednie plemię czy ród. Tak było podczas walki z Anglikami próbującymi przyłączyć Afganistan do Indii Brytyjskich, jak i w czasie wojny rozpoczętej w 1979 r. przez Rosjan. Pojawienie się nawet dużych oddziałów rosyjskich czy zgrupowań rządowej armii afgańskiej w dolinach zamieszkiwanych przez któryś z rodów albo plemion, zawsze powodowało zwołanie „laszkar", a plemienne grupy zbrojne prowadziły walkę ze zmiennym szczęściem, lecz zwykle z ogromnym uporem - aż do wyparcia przeciwnika. Afgańscy partyzanci świetnie znali miejsca i teren, w którym się wychowali, byli wytrzymali i niewiele wymagający, walczyli bez żadnych obciążeń i mogli ukrywać się w wioskach, gdzie zawsze znajdowali poŁ
5
moc i wsparcie. Dlatego też sztuka operacyjna i taktyka rosyjska często okazywały się bezużyteczne w walce z partyzantką - komplikował je dodatkowo pustynno-górski teren, niesprzyjający stosowaniu najnowocześniejszej nawet techniki bojowej. Ta w założeniach krótka interwencja przerodziła się w długą i uciążliwą wojnę. Rosyjskim dowódcom pozostał w końcu tylko jeden sposób przeciwstawienia się obsuwaniu tej afgańskiej góry: rzucanie kolejnych atutów na wojenny stół. Jednym z takich atutów były właśnie grupy Specnazu. A muskulatura tej wojny była dla żołnierzy Specnazu niemal niewidoczna, niedostrzegalna. „Siedzący tryb służby" większej części wojsk rosyjskich umożliwiał mudżahedinom inicjowanie prowokacji, podjazdów i zasadzek. Żeby nie dać się zaskoczyć, należało prowadzić rozległe rozpoznanie, pozyskiwać wiarygodnych informatorów, werbować szpiegów. Poszukiwać sposobów inicjowania rozłamu w oddziałach partyzanckich, wzniecać rodowe waśnie. A jednocześnie szczelnie osłaniać zakłady przemysłowe, magazyny i bazy, prowadzić prace minerskie, „wyłuskiwać" przewodników karawan. Nie mieli „specnazowcy" na co dzień styczności z regularnymi pododdziałami i oddziałami, rzadko który wiedział, co to jest armia - był tylko unikający bezpośredniego starcia przeciwnik: szybki, skryty, przebiegły przeciwnik-cień. Ich najważniejszym zadaniem było go wykryć, zlokalizować, możliwie szybko osaczyć, schwytać, unieszkodliwić. Długo działali niemal tymi samymi co bojownicy sposobami, równie szybko, podstępnie i skrycie. Kilkunastu uzbrojonych ludzi zajmowało zawczasu dogodne stanowiska w wąwozach, dolinach oraz na przełęczach i - starając się „osiodłać trasę" - zaskakiwało mudżahedinów, rozbijało partyzanckie karawany i paliło „podejrzane" wioski. Kiedy misja uchodziła za „łatwą", powracało z niej dwunastu z szesnastu „specnazowców"; kiedy była „normalna", z szesnastu powracało dziesięciu. Nic dziwnego, że dla nich śmierć nie była ani dostojna, ani majestatyczna, ani bohaterska, ani nawet rozdzierająca. Grupa gubiła w Afganistanie swoich ludzi po prostu jak gubi się bagaże w zamieszaniu towarzyszącym przesiadce z pociągu do pociągu. Żołnierze Specnazu przywykli do śmierci, do strat... Często wątpili nawet, czy są jeszcze żołnierzami, czy za swoją służbę zasługują na odznaczenie, czy może na sąd? Nie zdziwiliby się wcale, gdyby ogłoszono ich bohaterami albo zdemobilizowano. Albo gdyby postawiono ich nagle pod skalną ścianą Hindukuszu i wpakowano tuzin kul w czaszkę. Zwykle nie mieli pojęcia, co się dzieje w reszcie świata. Żyli służbą, codziennością, najwyżej wiadomościami-plotkami, zawsze nonsensownymi, wylęgającymi się gdzieś na krótkoterminowej kwaterze, na jakimś posterunku czy na placówce.
6
I właśnie z tych względów książka ta zainteresuje polskiego Czytelnika. Dotyczy bowiem owianych mgłą tajemnicy służb, których działalność w znaczącym stopniu przyczyniła się do wewnętrznego rozdarcia, rozbicia i zanarchizowania afgańskiej społeczności, przetarcia do wł Osamy ibn Ladena. Publikacja zawiera wiele mało znanych i ciekawych szczegółów, dotyczących zarówno organizacji, wykonywanych zadań, taktyki ich realizacji, ale także szkolenia i posługiwania się podstępem. Również uzbrojenia i wyposażenia pododdziałów rozpoznawczych oraz Specnazu. Mocną jej stroną jest bogaty i niespotykany dotychczas w polskich publikacjach materiał ilustracyjny. Oko reporterskiej kamery wiernie przekazuje rosyjskie spojrzenie na ten długotrwały, brutalny konflikt... Kwestią po raz pierwszy eksponowaną w publicystyce dotyczącej afgańskiej wojny jest metodyka umiejętnego podsycania sporów, waśni pomiędzy przywódcami poszczególnych plemion, rodów i ugrupowań oraz rola w niej negocjatorów i emisariuszy. Autorzy, choć eksponują szereg niepopularnych (niejednokrotnie błędnych) posunięć władz państwowych i wojskowych, słabości „władzy ludowej" oraz brak poparcia dla wprowadzanych reform ze strony afgańskiego społeczeństwa skrzętnie pomijają problematykę zasadności wkroczenia do Afganistanu „ograniczonego kontyngentu wojsk radzieckich" oraz dziesięcioletniej wojny, która w końcu zniszczyła przecież ten nie najbogatszy kraj. Można uznać, że rosyjska obecność w Afganistanie - poczynając od „sponsorowanego" obalenia monarchii w lipcu 1973 r. - stanowiła genezę zarówno zamachu z 11 września 2001 roku, jak i wciąż trwającej pokojowej operacji. Książka nie przedstawia przebiegu działań wojsk lądowych, nie wspomina też o dywanowych nalotach i polowaniach na partyzanckie oddziały prowadzonych przy użyciu śmigłowców bojowych Mi-24. Autorzy jakby stronią od opisywania powszechnych wtedy działań desantowych, zmierzających do eliminacji pododdziałów Ahmada Szaha Masuda w operacjach „Panczszir-82" i „Panczszir-84". A do swoistego standardu należy nazywanie tych oddziałów „buntownikami", „bandami", przeciwko którym żołnierze Specnazu stosują dość wyrafinowane działania. Używanie min-pułapek udających różne atrakcyjne dla Afgańczyków przedmioty, których ofiarami padały najczęściej dzieci i ludność cywilna, traktowane są w książce jako rzecz zwyczajna, normalna niemal. A można sobie tylko wyobrazić, co kryje się pod stwierdzeniami autorów o „efektywnej pracy z jeńcami i ludnością miejscową". Choć właściwie trudno się temu dziwić - ostatecznie niemieccy czy japońscy historycy wojskowi nie akcentują zbrodni popełnianych przez ich siły zbrojne w II wojnie światowej, amerykańscy nie wysuwają na plan pierwszy takich zdarzeń jak masakra mieszkańców wioski My Lai w Wietnamie... Nie oznacza to jednak, że oddając polskim Czytelnikom do rąk książki o działaniach Specnazu i od-
7
działów rozpoznawczych w Afganistanie nie powinno się napomknąć choćby o niektórych aspektach tej działalności. Specjalistom książka ta może posłużyć jako podstawa do przeprowadzenia porównań działań rosyjskich oddziałów Specnazu w latach 1979-1989 oraz ich amerykańskich, brytyjskich i tureckich odpowiedników w roku 2002. Wojna nie jest zdarzeniem, nie jest przygodą. Wojna jest chorobą. Jak tyfus... gen. broni Jerzy Gotowała
„SPEŁNIAJĄC INTERNACJONALISTYCZNY OBOWIĄZEK..."
Wojna afgańska stała się dla Armii Radzieckiej największym konfliktem od czasów drugiej wojny światowej, a zarazem była dla niej najtrudniejszą próbą. „Ograniczony kontyngent", którego zadaniem było początkowo „okazanie narodowi i rządowi Afganistanu pomocy i wsparcia w walce przeciwko obcej agresji", wkrótce został wciągnięty w trwającą w tym kraju wojnę domową i przeszedł do działań o jednoznacznie bojowym charakterze. Zakres operacji szybko się rozszerzał i użyto w niej właściwie wszystkich jednostek oraz pododdziałów 40. Armii, liczącej w pewnych okresach do stu dwudziestu tysięcy ludzi i posiadającej w swoim składzie, oprócz wojsk lądowych, jednostki powietrznodesantowe oraz lotnicze. Jednocześnie działania bojowe miały charakter odbiegający od akademickich założeń nauk wojskowych i wytycznych regulaminów walki. Taktyka i strategia regularnych wojsk często okazywały się bezużyteczne w walce z partyzantką, komplikowanej dodatkowo przez pustynno-górski teren, nieznany żołnierzom i niesprzyjający użyciu środków technicznych. Przeciwnik działał niewielkimi, uzbrojonymi grupami, ruchliwymi i szybko przerywającymi
Pierwsze dni wkraczania wojsk. Batalion rozpoznawczy 5. DPZmot. jedzie z Kuszki trasą na południe, przez przełęcz Mir-Ali. Początkowo w wyposażeniu pododdziałów rozpoznawczych znajdowały się BTR-60PB, BRDM-2 i BWP-1. Kampania afgańska dopiero się zaczęła, ale drogowskaz już jest podziurawiony pociskami.
kontakt bojowy. Głównymi zadaniami okazały się poszukiwania i lokalizacja nieprzyjaciela, wymagające zastosowania nietradycyjnych metod i innej struktury jednostek wojskowych. Do realizacji takiej taktyki najlepsze okazały się istniejące już jednostki i pododdziały rozpoznawcze, jak również prowadzące specjalne działania wywiadowcze jednostki i pododdziały podporządkowane Głównemu Zarządowi Wywiadu Sztabu Generalnego (GRU GSz - Gławnoje razwieduprawlenije Giensztaba), bardziej znane jako oddziały Specnazu (Spiecjalnogo naznaczenija - do zadań specjalnych). Specnaz pojawił się w Afganistanie jeszcze przed wejściem wojsk sowieckich. Na początku maja 1979 roku pod dowództwem starszego oficera GRU podpułkownika W. W Kolesnika rozpoczęło się w Czyrczyku formowanie samodzielnego batalionu specnaz. Jego zadaniem miała być ochrona ówczesnego rządu Demokratycznej Republiki Afganistanu, który nieraz już występował z taką prośbą. Do batalionu kierowano szeregowych i oficerów z Turkmeńskiego i Środkowoazjatyckiego Okręgów Wojskowych, przy czym w celu zachowania tajemnicy wybierano wyłącznie ludzi urodzonych w Azji Środkowej, a zwłaszcza sportowców o dobrym przygotowaniu fizycznym. Musieli oni władać językami paszto lub dari. Batalion nazywany „muzułmańskim" liczył pięciuset trzydziestu ośmiu ludzi, a jego dowódcą został major L.T. Chałbajew, odwołany z odbywanego właśnie szkolenia na wyższych kursach oficerskich „Wystrzał". Batalion nie był w pełni „czystej krwi". W całej Armii Sowieckiej nie zdołano odnaleźć odpowiedniej liczby specjalistów narodowości uzbeckiej i tadżyckiej, musiano więc uzupełnić oddział żołnierzami słowiańskiego pochodzenia. Intensywne przygotowania trwały przez całe lato, bez korzystania z wolnych dni czy świąt. Poza przygotowaniem fizycznym prowadzono zajęcia z taktyki i dyscyplin specjalnych - walki wręcz, strzelania z wszelkich rodzajów broni, prac minerskich oraz posługiwania się bronią białą. Do końca września szkolenie zakończono i po przeprowadzeniu kompleksowych manewrów kontrolnych w dniach 1012 listopada batalion przerzucono drogą powietrzną do Afganistanu. W tym okresie sytuacja w DRA stała się krytyczna. Zabity został prezydent Nur Muhammad Taraki i podjęto już decyzję o wprowadzeniu do Afganistanu wojsk sowieckich. Ich zadaniem, jak stwierdził później Leonid Breżniew w wywiadzie dla dziennika „Prawda", było „niedopuszczenie, aby Afganistan przekształcił się w imperialistyczny wojskowy przyczółek na południowych rubieżach naszej ojczyzny." Założenia uległy zmianie i batalion specnazu otrzymał nowe rozkazy. Jako najlepiej przygotowany i przeszkolony pododdział, miał zrealizować jeden z najważniejszych elementów planowanej operacji, która otrzymała kryptonim „Sztorm" - było nim zdobycie siedziby rządu, pałacu Tadż-Bek w Kabulu. W przeddzień szturmu batalion przedostał się pod mury pałacu i zajął stanowiska wartownicze obok Afgańczyków. Jego żołnierze i oficerowie mieli działać wspólnie z grupami KGB „Zwieno" oraz „Grom". Bezpośrednio przed operacją
10
Pałac Tadż-Bek (widok od tyłu) był siedzibą rządu afgańskiego. Po wejściu radzieckich wojsk znajdował się w nim sztab 40. Armii, a także dowództwo służb rozpoznania.
przybyło wsparcie dwóch kompanii wojsk powietrznodesantowych, które wylądowały w porcie lotniczym w Kabulu. Przeciwnikami specnazowców i żołnierzy wojsk desantowych były trzy bataliony piechoty zmotoryzowanej i jeden batalion czołgów afgańskiej brygady ochrony, liczące łącznie około dwóch i pół tysiąca ludzi. W rezultacie stosunek sił wynosił jeden do czterech. Każda kompania Specnazu i wojsk desantowych musiała uporać się z batalionem Afgańczyków. Atutem atakujących były doskonałe przygotowanie i znajomość sytuacji - zdołali zawczasu rozpoznać dyslokację sił przeciwnika, drogi podejścia, a także grafik służby wartowniczej. Każdy żołnierz miał plany budynku, znał więc rozmieszczenie znajdujących się w nim celów. Na szkicach tych zaznaczono nawet, w którą stronę otwierają się drzwi oraz jakie są sektory ostrzału w labiryncie korytarzy Tadż-Beku. Aby zachować pełną tajemnicę, rozkaz zdobycia rezydencji przekazano żołnierzom dopiero w dniu rozpoczęcia operacji, rankiem 27 grudnia. Wieczorem, o godzinie 19.30, kompania B WP wraz z desantem ruszyła do szturmu. Wspierał ją ogień szybkostrzelnych armatek przeciwlotniczych „Szyłka" i automatycznych granatników „Płamia". Wysadzenie przed samym atakiem węzła łączności odizolowało Tadż-Bek i nie pozwoliło wezwać wsparcia. Strzelcy wyborowi zlikwidowali wartowników i rozproszyli ochronę, a Specnaz wyposażony jedynie w broń ręczną - pistolety i karabiny maszynowe, granaty ręczne oraz granatniki „Mucha" - zdobył budynek w niecałą godzinę pomimo zaciekłego oporu i liczebnej przewagi afgańskich gwardzistów. W starciu tym poległo pięciu żołnierzy batalionu i utracono dwa wozy bojowe. Straty poniosły także grupy KGB. W batalionie rany odniosło trzydziestu pięciu ludzi, przy czym dwudziestu trzech z nich pozostało w pododdziałach.
11
Droga do Heratu. Wspaniała betonowa szosa, ułożona jeszcze przez Amerykanów, opasywała kraj półkolem, łącząc główne miasta. Trasa ta ułatwiała przemarsz kolumn wojskowych i pomogła szybko przejąć kontrolę nad ośrodkami administracyjnymi, mostami, przełęczami oraz innymi ważnymi punktami.
W tym samym czasie inna kompania batalionu i czekiści* zdobyli budynek Ministerstwa Obrony i Sztabu Generalnego wojsk afgańskich. Po wykonaniu zadania batalion Specnazu powrócił do stałego miejsca postoju w Czyrczyku. Jednocześnie trwało wprowadzanie i dyslokacja jednostek 40. Armii, przejmujących kontrolę nad miastem, osadami oraz najważniejszymi ośrodkami kraju. Organizowano ochronę obiektów administracyjnych i przemysłowych, lotnisk, głównych szos i przełęczy. Początkowo nie zamierzano toczyć walk, a jedynie zademonstrować zdecydowanie i wykonać zadania „przy niewielkich stratach własnych". Nie przewidywano prowadzenia działań bojowych na dużą skalę. Wiele osób w Sztabie Generalnym było zdania, że sama obecność potężnych sil dysponujących jednostkami rakietowymi, czołgami i artylerią zmusi siły opozycji do kapitulacji, natomiast pozostali przeciwnicy po prostu pójdą w rozsypkę. W rzeczywistości przybycie żołnierzy w obcych mundurach do islamskiego kraju, w którym żywe były wciąż doświadczenia licznych wojen i gdzie większa część ludności od dzieciństwa przywykła do posługiwania się bronią, podsyciło jedynie trwającąjuż w gruncie rżeczy wojnę domową, nadając jej charakter świętej wojny - dżihadu. Rozpoczęte na wiosnę 1980 roku pierwsze operacje 40. Armii ujawniły, że regularne jednostki wojskowe nie są przygotowane do działań w specyficznych miejscowych warunkach. Cała znajdująca się w dyspozycji potęga wojskowa, przygotowywana z myślą o „dużej wojnie", nie miała doświadczenia w prowadzeniu bojowych działań przeciwpartyzanckich. Próby dokonywania wypadów wzdłuż dróg i w dolinach, w których można było rozwinąć techniczne środki bojowe, okazały się mało skuteczne. Przeciwnik działający niewielkimi ruchliwymi grupami unikał otwartych w tym przypadku KGB (przyp. tłum.).
12
*T
Kompania rozpoznawcza 177. ppzmot. na drodze w wąwozie Bagłan. W celu zaopatrzenia wojsk w pierwszym roku wojny ułożono wzdłuż kabulskiej trasy do Bagramu rurociąg (dwie „nitki" o średnicy dziesięciu centymetrów). Tłoczono nim olej napędowy i naftę lotniczą.
starć, a zamiast tego wolał organizować zasadzki i przeprowadzać szybkie uderzenia, po których natychmiast krył się z powrotem w górach i zaroślach. Niezadowalająca okazała się również pierwotna struktura armii, która rozwinęła się w DRA zgodnie z przyjętymi schematami organizacyjnymi. Zmieniono więc organizację zbyt ociężałych i obarczonych zbędnymi pododdziałami dywizji. Podstawową jednostką bojową stał się batalion, który dysponował siłami wystarczającymi do realizacji większości zadań. W przyszłości operacje bojowe piechoty zmotoryzowanej oraz wojsk powietrznodesantowych wykonywane były właśnie przez niewielkie pododdziały - plutony, kompanie i bataliony. Innym sposobem zwiększenia elastyczności oraz operatywności było wyznaczanie dyżurujących w gotowości bojowej pododdziałów (zazwyczaj były to wzmocnione bataliony), które natychmiast reagowały na otrzymywane dane rozpoznania i przeprowadzały uderzenia na wykryte oddziały duszmanów'. W ich składzie często znajdowały się grupy pancerne, również nieprzewidziane etatami, ale sprawdzające się w praktyce. Czołgi i inne pancerne wozy bojowe poddane jednemu dowództwu towarzyszyły żołnierzom w czasie operacji bojowych lub przychodziły im z pomocą. Jednak wszystkie te przedsięwzięcia nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Przeciwnik wciąż wymykał się, unikając klęski. W żaden sposób nie udawało się wypełnić polecenia dowódcy Grupy Operacyjnej Ministerstwa Obrony ZSRR w Afganistanie marszałka S. Sokołowa, aby „do 7 listopada 1981 roku ostatecznie ' Tak w sowieckiej nomenklaturze nazywano afgańskich partyzantów. Stąd też wzięło się ich potoczne określenie „duchy" (przyp. dum.).
13
Zwiadowcy 345. sppdes. jadą na operację w „zielonej strefie" Bagramu. Znakiem rozpoznawczym ich wozów bojowych była czteropromienna gwiazda w białym kole. W marszu umieszczano na pancerzu wszystko co niezbędne - części zapasowe, dodatkową amunicję, śpiwory, koce, narzędzia i kanistry z wodą.
zniszczyć kontrrewolucję". Czterdziesta Armia ani pod względem organizacyjnym, ani po prostu fizycznie nie była w stanie kontrolować całego terytorium kraju. Przydzielone dywizjom strefy operacyjne miały powierzchnię rzędu dwustu tysięcy kilometrów kwadratowych, a pułków - od siedmiu do ośmiu tysięcy kilometrów kwa-
Marsz kompanii rozpoznawczej 117. ppzmot. drogą koło Taszkurganu w prowincji Samangan. Regulaminy nie przewidywały tworzenia szybkich grup pancernych, w których pod jednym dowództwem znajdowała się piechota i wozy bojowe, a w razie potrzeby również artyleria, ale pododdziały takie okazały się skuteczne w działaniach bojowych, zapewniając dużąsiłę ognia, manewrowość i osłonę pancerza.
14
dratowych. Przeciwnik natomiast bez przerwy się przemieszczał, manewrując i prowadząc obserwację posterunków wojskowych, wybierał czas oraz drogi przeprowadzenia ataku. Mudżahedini cieszyli się poparciem ludności (której sami byli częścią) i doskonale umieli się poruszać w bogatej w naturalne kryjówki okolicy. Oddziały duszmanów do ataków i błyskawicznego odwrotu wykorzystywały zręcznie zarówno góry z bardzo licznymi jamami, jaskiniami i zawałami, jak też ogrody i winnice rozległych „zielonych stref'. Afgańscy partyzanci dobrze znali miejsca, w których się wychowali, byli wytrzymali i mało wymagający, walczyli bez zbędnego obciążenia i kryli się w wioskach, gdzie znajdowali pomoc i mogli wypocząć.
Nomadzi z plemienia Beludżi, zamieszkujący południowe prowincje, w większości byli nastawieni przyjaźnie, ale mieli opinię wojowniczych i nigdy nie rozstawali się z bronią. Mieszkańcy pustyni zgadzali się być przewodnikami i pomocnikami, a najlepszą zapłatą za ich usługi była broń, do której Beludżowie odnosili się z szacunkiem i miłością.
UZBROJENIE ZWIADU
Wojska bardzo często musiały pozostawiać pancerne wozy bojowe i artylerię, które nie mogły sforsować zarośli i stromych zboczy. W konsekwencji żołnierze mieli tylko broń lekkąi dysponowali mniej więcej taką samą siłą ognia jak duszmani. W tej sytuacji o wyniku walki decydowało przygotowanie, wytrzymałość oraz inicjatywa - cechy, którymi nasze wojsko akurat się nie odznaczało (około trzydziestu procent ludzi, którzy przybyli do 40. Armii, nie było w stanie wykonać norm szkolenia fizycznego). Poza tym zupełnie odmienny klimat, trudny teren oraz choroby szybko wyczerpywały ludzi. Odpowiedzią na ewidentne braki przygotowania fizycznego i odporności moralnej stało się specjalne przeszkolenie personelu wysyłanego do Afganistanu. Uzupełnienia dla 40. Armii zaczęto przygotowywać w ośrodkach
Żołnierze 350. sppdes. ochraniali lotnisko w Kabulu, przez które docierało zaopatrzenie dla stołecznego garnizonu. Ciężarówki konwojowane przez BTR-80 jadą na spotkanie przybyłego wojskowego samolotu transportowego. Zdjęcie wykonano z kabiny Iła-76.
16
Zwiadowcy ze 108. DPZmot. w czasie wypadu bojowego pod Pul-i Chumri. Z przodu jedzie BTR-60 PU 12 dowodzenia, wyposażony w sprzęt dowodzenia i łączności.
Trafiony z RGP i spalony pod Bagramem samochód-cystema „Ural". Cysternę wykonaną z cienkiej blachy całkowicie zniszczył wybuch.
17
szkoleniowych w Azji Środkowej, w których ćwiczono typowe rozwiązania taktyczne w warunkach zbliżonych do afgańskich, szczególny nacisk kładąc na prowadzenie działań bojowych w górach i odpieranie niespodziewanych ataków. Zgodnie z zarządzeniem Nr D-0314/3//0655 Sztabu Generalnego, już w 1980 roku powinno się było rozpocząć formowanie batalionów górskich i przygotowanie dla nich programów szkoleniowych (jednak jednostki alpejskie ostatecznie się nie pojawiły). W czasie gdy pododdziały działały bez wsparcia technicznych środków bojowych, ich siłę ogniową wzmacniano dzięki nasyceniu AGS-17, odrzutowymi miotaczami ognia „Szmiel"', podwieszanymi granatnikami i RGPPanc., które faktycznie stały się „artylerią plutonową". Szkolenie nie mogło jednak zastąpić praktycznego doświadczenia bojowego i nawyków doskonalonych w czasie ciągłych starć. Ostrzelani i zahartowani żołnierze 40. Armii po przesłużeniu dwóch lat powracali do domów. Na ich miejsce przychodzili młodzi żołnierze uzupełnienia, którzy musieli sami nabierać doświadczenia, ucząc się na własnych błędach i ponoszonych stratach. Mudżahedini nie mieli dokąd odejść, a oprócz wiary i przekonania o słuszności dżihadu ich atutem okazywało się zamiłowanie do wojaczki. Wyrastało już całe pokolenie, które nie znało innego narzędzia pracy niż pistolet maszynowy. Jednocześnie w czasie szkolenia wojsk okazało się, że nie wszyscy żołnierze są w stanie osiągnąć odpowiedni poziom. Wynikało to częściowo z bardzo prozaicznego powodu-różnicy w uzdolnieniach i warunków fizycznych powołanych do służ-
Do transportu nabojów WOG-25 służyły specjalne pasy i torby z kieszeniami, nie mieściły się w nich jednak WOG-25P z granatami „żabka", które odbijały się i raziły ceł odłamkami z góry, trzeba je więc było przenosić w kieszeniach i ładownicach.
18
Do specjalnej broni niezbędnej w pododdziałach rozpoznawczych zaliczały się między innymi noże zwiadowcze NR-2 oraz „strzelające" noże NRS z dwoma nabojami w rękojeści, celowniki noktowizyjne i optyczne do AK-74N mocowane do nakładki na pokrywie komory zamkowej, tłumiki do pistoletów i karabinków automatycznych. Korzystano też z pistoletów z tłumikiem PB i automatycznych, z magazynkiem na dwadzieścia nabojów APB (na zdjęciu), o szybkostrzelności do siedmiuset wystrzałów/minutę i zasięgu skutecznego rażenia do dwóch tysięcy metrów. Na lufę AKM nakręcano tłumik PBS.
Podwieszane granatniki GP-25 „Kastior" pojawiły się w 40. Armii w 1985 roku. Granaty przeciwpiechotne stały się będącą zawsze do dyspozycji „artylerią". Liczba GP-25 była jednak ograniczona i w pododdziałach rozpoznawczych otrzymywali je tylko najlepiej przygotowani i najbardziej doświadczeni żołnierze. Zazwyczaj w plutonie były dwa GP-25.
by. Poza tym sytuacja wymagała, aby duża część żołnierzy i oficerów pełniła służbę wartowniczą. W związku z tym nie mogli oni uczestniczyć w rajdach po górach i polowaniach na oddziały duszmanów. „Siedzący tryb życia" części wojsk, chociaż również stawiał swoje wymagania, to jednak nie zmuszał żołnierzy do tak wielkiego wysiłku. Około połowy 1986 roku część sił pełniących funkcje wartownicze w strefach bezpieczeństwa wokół garnizonów, lotnisk i wzdłuż dróg wynosiła ponad sześćdziesiąt procent - czyli osiemdziesiąt dwa bataliony, gdy tymczasem aktywne działania bojowe prowadziło pięćdziesiąt jeden batalionów. Punktowy charakter walk, a także taktyka przeciwnika, który organizował zasadzki i przeprowadzał zaskakujące napady, oraz bardzo szybki przebieg starć wymagały szybkiej reakcji i precyzyjnej odpowiedzi. Surowa logika wojny sprawiła, że najbardziej skuteczne okazało się użycie samodzielnych jednostek i pododdziałów z dobranym personelem o najlepszym przygotowaniu i dysponującym osobistymi
19
walorami fizycznymi i moralnymi, a zwłaszcza wytrzymałością i wytrwałością. Zaliczały się do nich przede wszystkim dywizyjne bataliony rozpoznawcze i pułkowe kompanie rozpoznawcze, które z założenia przeznaczone były do poszukiwania, wykrycia i niszczenia przeciwnika. Ich personel dobierano i szkolono, uwzględniając charakter działań. Latem 1980 roku w składzie 40. Armii znajdowały się bataliony rozpoznawcze stacjonującej w Kabulu 108. DPZmot. (w lecie jej sztab przeniesiono do Bagramu), 201. DPZmot. na północy i 5. DPZmot. na kierunku zachodnim - a więc odpowiednio: 781. samodzielny batalion rozpoznawczy (781. sbr) w Bagramie, 783. sbr w Kunduzie i 650. sbr w Szindandzie. Kompanie rozpoznawcze znajdowały się w składzie 181., 180., 177. (wiosną 1984 roku 108. DPZmot. wzmocniono czwartym - 682. pułkiem piechoty zmotoryzowanej) i 682.ppzmot., 122., 149., i 395., 101., 371., 373. ppzmot. (od marca 1985 roku w skład 5. DPZmot. wszedł przerzucony z Bałtyckiego O W 12. ppzmot. gwardii). Etatowe kompanie rozpoznawcze miały również samodzielne ppzmot.-186., 191. i 860. Pododdziały jednostek i związków taktycznych 40. Armii rozmieszczone były w dwudziestu czterech dużych i stu jeden małych garnizonach we wszystkich prowincjach i okręgach kraju. Właśnie 781. sbr
Granatnik podwieszany był szczególnie skuteczny przy prowadzeniu ognia na odległość do czterystu metrów. Precyzyjnym trafieniem potrafił obezwładnić jednym granatem cel grupowy. Granat kalibru 30 mm o masie 225 gramów przy wybuchu dawał do dwustu odłamków.
20
W plutonach i kompaniach artylerię zastępowały ręczne granatniki przeciwpancerne. Szczególnie wygodny okazał się RGPPanc.-18 „Mucha" o masie zaledwie 2,6 kg, ale zdolny razić osłonięty cel pociskiem kumulacyjnym o dużej mocy.
Ręcznych karabinów maszynowych RPK i RPK-74, aczkolwiek znajdowały się w wyposażeniu, używano niechętnie z powodu niezbyt dużej siły ognia. Zunifikowane z karabinkiem automatycznym RPK nie były od niego w zauważalny sposób lepsze. Nie mogły całkowicie obezwładnić przeciwnika z powodu swojej niższej szybkostrzelności typowej dla karabinka automatycznego oraz niedostatecznego jak na „normalny" karabin maszynowy zasięgu skutecznego rażenia. Poza tym lufa RPK była niewymienialna i przegrzewała się w czasie strzelania, a magazynek miał pojemność zaledwie czterdziestu nabojów.
108. DPZmot. pierwszy przekroczył 25 grudnia 1979 roku granicę afgańsko-sowiecką, torując drogę reszcie wojsk. O godzinie 15.00 jego wozy bojowe przejechały przez most pod Termezem i ruszyły na Hajrabad. Na kierunku zachodnim wejście wojsk rozpoczęło się później - w nocy z 27 na 28 grudnia zwiadowcy z 5. DPZmot. z Kuszki i Takta-Bazar ruszyli na Herat i Szindand. Kompaniami rozpoznawczymi dysponowały również brygady piechoty zmotoryzowanej, w które już wiosną 1980 roku przekształcono 373. ppzmot. i 186. sppzmot. (70. SBPZmot. w Kandaharze i 66. SBPZmot. w prowincjach wschodnich), a także pułki czołgów (24. pcz, 234. pcz, 285. pcz) oraz pułki i dywizje artylerii. Ogółem w 40. Armii w tym okresie znajdowało się trzydzieści osiem kompanii rozpoznawczych. Najbardziej przydatne okazały się jednostki desantowe, które bez przerwy były w stanie gotowości do podjęcia działań bojowych. Sprzyjał temu nie tylko prestiż i odpowiedni dobór personelu, ale również sprawnie opracowany kurs przygotowania specjalnego. Trwał on pół roku i żołnierze przed wyjazdem do Afganistanu odbywali go w ośrodku szkoleniowym pod Witebskiem. Do rozpoznania zaś trafiali najlepsi z najlepszych, którzy najdoskonalej opanowali specyfikę działań wojsk desantowych. Przerzucona z Witebska 103. DPDes. miała w swoim składzie 80. sa-
21
Granatniki ppanc.„Mucha" o niewielkiej masie i rozmiarach można było zabierać ze sobą dosłownie naręczami. Należało jednak uważać, aby nie mająca blokady lufa RGPPanc.-18 w ciasnym wnętrzu wozu bojowego lub gęstwinie zarośli nie otworzyła się i samoczynnie nie przygotowała do strzału.
Przygotowując się do oddania strzału, należało rozsunąć teleskopową lufę RGPPanc.-18. Wtedy otwierały się pokrywy na jej końcach i podnosiły ramki celownicze. Na przedniej znajdowały się cztery szczerbinki odpowiadające odległości 50,100, 150 i 200 metrów.
22
modzielną kompanię rozpoznawczą gwardii (skrg). Kompanie rozpoznawcze znajdowały się również we wchodzących w skład dywizji 350., 357. i 317. sppdes., samodzielnym 345. sppdes. i samodzielnej 56. Brygadzie Desantowo-Szturmowej, przekazanych do 40. Armii z Turkiestańskiego OW. Jednostki wojsk powietrznodesantowych przerzuciło na lotniska w Kabulu i Bagramie wojskowe lotnictwo transportowe. Uczestniczyły one w zdobyciu najważniejszych obiektów stolicy i głównej bazy lotniczej. Samoloty ze sprzętem i żołnierzami jednostek desantowych wystartowały w chwili przekroczenia granicy przez wojska lądowe i już po godzinie i piętnastu minutach rozpoczęły wyładunek. Transport 103. DPDes. trwa! dwie doby i zakończył się na kilka godzin przed szturmem gmachów rządowych. Na lotniskach w ciągu godziny lądowało osiem-dziesięć samolotów, które wykonując trzysta czterdzieści trzy loty dostarczyły siedmiuset siedemdziesięciu dziewięciu żołnierzy, osiemset dziewięćdziesiąt cztery wozy bojowe, działa i samochody oraz tysiąc sześćdziesiąt dwie tony amunicji, paliwa i prowiantu. Żołnierze podeszli pod ważne obiekty Kabulu i Bagramu, opanowali je i ubezpieczali spotkanie z nadciągającymi jednostkami 40. Armii. O znaczeniu wojsk powietrznodesantowych świadczy fakt, że na ich liczebność nie miał wpływu żaden z pośrednich etapów zmniejszania stanu „ograniczonego kontyngentu" wojsk radzieckich, w czasie których wycofywano do kraju część jedno-
Samopowtarzalny karabin wyborowy Dragunowa SWD z celownikiem PSO-1. Dzięki dobrym parametrom balistycznym i silnemu ładunkowi miotającemu wyselekcjonowanego naboju, różniącego się od normalnego wyższą jakością wykonania, karabin miał duży zasięg skutecznego rażenia, co bardzo przydawało się w górskim i pustynnym terenie. Doświadczony strzelec potrafił z odległości kilometra umieścić pociski w kręgu o średnicy trzydziestu centymetrów.
23
stek. W konsekwencji całość wojsk powietrznodesantowych znajdujących się w Afganistanie pozostała w składzie 40. Armii do ostatnich dni wojny. Chociaż podczas działań bojowych nie przeprowadzano desantów spadochronowych, ponieważ uniemożliwiał je górzysty teren, żadna operacja nie obyła się bez uczestnictwa desantowców, którym powierzano najtrudniejsze zadania. Trzysta siedemnasty sppdes. znajdował się bezpośrednio w rezydencji afgańskiego rządu i ochraniał ją, natomiast 345 sppdes. odpowiadał za zabezpieczenie okolic Bagramu. Trzysta pięćdziesiąty siódmy i 350. sppdes. (znany pod nazwą „50 kopiejek ") początkowo stacjonowały w Kabulu, później zaś ich bataliony przerzucono do peryferyjnych garnizonów, aby je wzmocnić i wykorzystać w terenie większą operatywność działań pododdziałów desantowych.
PK był oprócz karabinka automatycznego Kałasznikowa najczęściej spotykaną bronią. W czasie akcji bojowych procent erkaemów w pododdziałach rozpoznawczych systematycznie wzrastał konieczność zwiększenia siły ognia zmuszała, aby w każdym plutonie były dwa-trzy PK lub też żeby w każdej „trójce" lub „czwórce" znajdował się jeden erkaem. Karabiny maszynowe PK i PKM miały tłumik płomieni oraz łoże drewniane lub plastykowe i można było mocować do nich celownik noktowizyjny NSPU. W taśmach zazwyczaj umieszczano przemiennie naboje z pociskiem przeciwpancerno-zapalającym i ze stalowym rdzeniem, co pozwalało razić różne cele, nie zmieniając taśmy. Podstawami trójnożnymi do PK właściwie się nie posługiwano, ponieważ miały dużą masę i były niewygodne do przenoszenia.
Ogień z „Utiosa" prowadzono z podstawy trójnożnej. Na wukaemie można było montować celownik optyczny SPP z podświetleniem soczewki, pozwalający razić cele na odległość do dwóch tysięcy metrów, lub celownik noktowizyjny PPN-4. Strzelano zazwyczaj krótkimi, celowanymi seriami po cztery-sześć pocisków albo ogniem zaporowym po dziesięć-piętnaście pocisków.
NSWS-12,7 „Utios" z celownikiem optycznym do kaemu SPP. Podstawę trójnogu stanowią skrzynki po amunicji wypełnione kamieniami.
25
PK był oprócz karabinka automatycznego Kałasznikowa najczęściej spotykaną bronią. W czasie akcji bojowych procent erkaemów w pododdziałach rozpoznawczych systematycznie wzrastał konieczność zwiększenia siły ognia zmuszała, aby w każdym plutonie były dwa-trzy PK lub też żeby w każdej „trójce" lub „czwórce" znajdował się jeden erkaem.
Opatrunek indywidualny z elastycznym bandażem wkładano w ramę kolby AKS-74 i mocowano sznurem gumowym, służącym do zatrzymania krwotoku w przypadku ranienia, dzięki czemu zawsze znajdował się pod ręką. Drugi opatrunek przypinano agrafką bezpośrednio do lewego rękawa na wysokości przedramienia, a potem, kiedy wprowadzono nowe mundury, „atganki" - w znajdującej się na przedramieniu kieszeni bez guzików, z której łatwo go było wyjąć.
26
s . Subkarabinek ASKS-74U miał ograniczone zastosowanie i był przede wszystkim bronią osobistą załóg wozów bojowych. Służył do obrony bezpośredniej i jego gorsze parametry balistyczne nie miały większego znaczenia. Dowódca wozu bojowego (z lewej) ma założoną na kombinezon kamizelkę kuloodporną BŻ-85, operator (z prawej) używa przerobionej kamizelki ratunkowej będącej w wyposażeniu BTR. Zapewniające pływalność bloki styropianu zostały wyjęte z kieszeni na piersi oraz plecach i w największych kieszeniach przenoszono dodatkowe magazynki. W tym przypadku są to czterdziestonabojowe magazynki do kaemu.
Silny odrzut powodował, że granatnik „Płamia" podskakiwał po wystrzale. Aby go unieruchomić, lemiesze podstawy zakopywano albo poskramiano narowislą broń, przyciskając ją do ziemi ciężarem ciała.
27
W pięćdziesięcionabojowych taśmach stosowano pociski przeciwpancemo-zapalające B-32 i przeciwpancemo-zapalające smugowe BZT-44 w proporcji trzy do jednego. Masywne pięćdziesięciogramowe pociski skutecznie raziły samochody w karawanach, zmuszały do milczenia punkty ogniowe i nic traciły siły powalającej w gęstwinie zarośli.
W górach jedynym rodzajem artylerii były moździerze. Od zimy 1981 roku najczęściej używano 82 mm moździerzy 2B14 „Podnoś". Ich popularność wynikała w znacznym stopniu ze względnie niedużej masy.
28
Stałym elementem wojskowej mody były kamizelki bojowe, tak zwane „staniki", posiadające wiele kieszeni. Krajowe kamizelki zaczęło dostarczać dopiero pod koniec wojny. Tak bardzo potrzebne kamizelki, tornistry i sakwy żołnierze musieli wykonywać samodzielnie albo też korzystać ze zdobycznych. Najpopularniejsze były „staniki" produkcji chińskiej, pakistańskiej lub arabskiej, zazwyczaj z kieszeniami na trzy magazynki, kilka granatów i opatrunek indywidualny. Członkowie załogi śmigłowca z Ghazni oraz dowódca grupy rozpoznawczej (ze zdobycznym karabinem), na którego biodrze widać dtóą plastykową kaburę do AKS-74U. Kamizelki NAZ-I opracowane dla załóg latających uszyte były z grubej tkaniny syntetycznej koloru oliwkowego i służyły do przenoszenia radiostacji „Komar", pistoletu PM, zapasowych magazynków, kilku magazynków do karabinka automatycznego, rakiet sygnalizacyjnych i opatrunku indywidualnego. Kamizelka cieszyła się uznaniem nie tylko w lotnictwie; przeznaczona jednak dla załóg samolotów i śmigłowców, których czas ewakuacji po strąceniu powinien być krótki; nie spełniała warunków „bojowych" przede wszystkim dlatego, że można w niej było przenieść niewiele amunicji.
kładką na lufę z litej masy plastycznej. Wytrzymały poliamidowy plastyk o dużej sprężystości po trafieniu pociskiem nie rozpadał się na ostre odłamki, jak miało to miejsce w przypadku elementów z laminatu szklanego. Żłobkowanie łoża ułatwiało uchwyt i odprowadzało ciepło w czasie strzelania, a czarny kolor sprawiał, że broń mniej rzucała się w oczy.
Siatkowy kombinezon KZS był najpowszechniej stosowanym rodzajem odzieży maskującej. Kombinezon z kapturem wykonywano z materiału o kilku typowych wzorach kamuflażu. Siatkowa tkanina KZS była bardzo wygodna w użyciu w ciepłym klimacie i kombinezony te często noszono zamiast odzieży wierzchniej.
STRAŻNICE I DOZORY
Umieszczony na skale posterunek ruchomy nr 9 - jeden ze stu dwóch w pasie obrony Kabulu. Prowadzono z nich nadzór nad sytuacją w stołecznej strefie bezpieczeństwa. Posterunki lokowano na wzniesieniach panujących nad okolicą i dysponujących dobrym polem widzenia, ale ich załogi musiały tygodniami w całkowitej izolacji pełnić służbę na niedostępnych skalach.
Informacje niezbędne dla funkcjonowania armii gromadzono na wszystkich szczeblach. Struktura zbierania danych obejmowała sekcje rozpoznania sztabów dywizji, brygad i pułków, jak również dwa punkty rozpoznawcze oraz 797. ośrodek rozpoznawczy podporządkowany zarządowi rozpoznania sztabu 40. Armii. Wywiad wojskowy - bez którego niemożliwe byłoby nie tylko przeprowadzanie operacji, ale również codzienna egzystencja „ograniczonego kontyngentu" - dysponował wieloma różnorodnymi środkami, poczynając od aerofotogrametrii i rozpoznania kosmicznego, a kończąc na codziennych obserwacjach i działalności agenturalnej. Odpowiednie kroki podejmowano nawet na szczeblu rządowym - już pod koniec 1980 roku KC KPZR oraz Rada Ministrów przyjęły uchwałę „O podjęciu prac w celu skonstruowania i produkcji kompletów środków rozpoznawczo-łącznościowych",
31
przewidującą opracowanie systemów „podsłuchujących" okolicę i wykrywających ruchy przeciwnika. Poza danymi rozpoznania technicznego i fotografiami najcenniejsze okazywały się informacje uzyskiwane bezpośrednio, „z pierwszej ręki". Dowódcom, którzy utrzymywali łączność z miejscowym ChAD (państwowa służba informacyjna, afgański kontrwywiad, a od 1985 roku Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego), a także dysponowali własną siecią informatorów, przekazywała wiadomości miejscowa ludność, a także sami mudżahedini, nie gardzący zarobkiem bezpieczniejszym niż udział w walkach. W 40. Armii bardzo byli potrzebni tłumacze, których powoływano spośród absolwentów wydziałów orientalistyki (autorzy rozmówek przeznaczonych dla żołnierzy uznali za niezbędne jedynie tego rodzaju zdania jak: „Wszystkiego najlepszego z okazji święta rewolucji kwietniowej", albo „Przybyliśmy okazać pomoc bratniemu Afganistanowi"). Wyższe uczelnie wojskowe dostarczyły pierwszych oficerów znających język paszto dopiero w 1983 roku (jedenastu ludzi), a język dari - w 1986 (sześciu ludzi). Najczęściej jednak w roli tłumaczy występowali byli studenci językoznawstwa i żołnierze z republik środkowoazjatyckich.
W strażnicach i posterunkach pod koniec pierwszego roku wojny pełniło służbę dwadzieścia tysięcy dwustu żołnierzy i oficerów. Ich zadaniem było prowadzenie obserwacji oraz sprawowanie kontroli nad okolicą, obrona stref bezpieczeństwa wokół miast, garnizonów i głównych tras komunikacyjnych. Na fotografii strażnica przy wjeździe do doliny Panczsziru. Na szczycie skały umieszczono posterunek obserwacyjny, a u jej podnóża urządzono schrony dla sprzętu, koszary i magazyn zaopatrujący sąsiednie posterunki.
32
Doniesieniom agentów nie zawsze można było ufać (jak stwierdza generał porucznik B.N. Gromow, duża część otrzymanych informacji „w rzeczywistości okazywała się bełkotem jakiegoś otumanionego haszyszem duszmana"), a niektórzy informatorzy służyli jednocześnie kilku panom, znajdującym się po różnych stronach barykady. Zdarzało się, że Afgańczycy korzystali z okazji, by wyrównać rachunki z dawnymi wrogami, albo też potwierdzali najbardziej nawet fantastyczne historie, które chciano od nich usłyszeć, aby w ten sposób przypodobać się i zasłużyć na „premię" (z tego właśnie powodu informatorów powszechnie nazywano „bajarzami"). Oto kilka z wielu tego rodzaju przypadków. W marcu 1982 roku pod Asadabadem po otrzymaniu od miejscowego mieszkańca wiadomości o nocującej w wiosce bandzie zorganizowano grupę pancerną, która po drodze dogoniła informatora spieszącego, by ostrzec duszmanów o niebezpieczeństwie. W innym przypadku po otrzymaniu informacji agenta kompania rozpoznawcza 66. SBPZmot. wyruszyła do kiszłaku (wioski) Bałabeg, aby zdobyć składy z bronią. Nic nie znalazła, ale w drodze powrotnej trafiła w zasadzkę. Mimo wszystko jednak umiejętna weryfikacja danych przeprowadzona na podstawie informacji z kilku źródeł pozwalała zorientować się, jaka jest sytuacja w wioskach, jakie są plany duszmanów i ich spodziewane działania w okolicy i na drogach. Dobra praca z informatorami i zdolność zręcznego, w orientalnym stylu, prowadzenia rozmów, poparte niezbędnym „bakszyszem" (podarunkiem), umożliwiały ocenę nastrojów przywódców, stosunków panujących między nimi, prawdopodo-
Posterunek „Pilotka" na górskim szczycie o wysokości 2800 metrów koło Hardezu. Strażnice-twierdze zakładano na potencjalnie niebezpiecznych kierunkach, gdzie obserwowano dużą aktywność przeciwnika. Były one punktami oporu, z których wychodziły na wypady grupy rozpoznawcze i pododdziały bojowe. Podejść do strażnicy broniły stanowiska strzeleckie, zapory minowe i systemy sygnalizacyjne, ostrzegające o zbliżaniu się przeciwnika.
33
bieństwa przeprowadzenia przez nich wspólnych akcji, „zdolności kredytowej" miejscowych wodzów, stanu zapasów, liczebności i uzbrojenia oddziałów, nie wspominając już o tak konkretnych danych jak wyjście, miejsca noclegów partyzantów, ich kryjówki i składy. Sztab 40. Armii w swoich rozkazach domagał się rozwinięcia pracy agenturalnej i zwiększenia liczebności agentów, zobowiązując dowódców wszystkich szczebli z porucznikami - dowódcami plutonów włącznie, aby nawiązywali miejscowe kontakty, znali układ sił w okręgu, skład działających band łącznie z nazwiskami ich kadry kierowniczej, a także charakterystyki dowódców. Szczególnie zalecano prowadzić aktywny werbunek właścicieli małych sklepików, kupców i afgańskich wojskowych, którzy zazwyczaj byli najlepiej zorientowani i zainteresowani rozwojem sytuacji. Działania te często nie ograniczały się do zdobywania lub kupowania informacji. Żmudna praca oficerów wywiadu pozwalała unikać prowadzenia działań bojowych i strat, wyszukiwać dojścia do dowódców polowych i nawiązywać z nimi pertraktacje. Kontakty te bywały wieloetapowe i skomplikowane, poczynając od nacisków i bezpośrednich działań bojowych po wzajemne kompromisy i bezpośrednie przekazywanie pieniędzy. Na przykład cementownię w Heracie uchroniono przed dywersją w zamian za udzieloną przez wojsko obietnicę, że nie będzie „ruszać" rodzinnej wioski jednego z miejscowych watażków. W 1981 roku dowództwo 5. DPZmot. w tej samej prowincji zdołało skłonić do rozmów jednego z przywódców opozycji, z którym spotykał się szef oddziału rozpoznania dywizji. W rezul-
Przydrożny posterunek na trasie Kabul-Termez. Tego rodzaju punkty odgrywały ważną rolę, zapewniając ochronę dróg i poruszających się po nich samochodów. Kolumny transportowe zatrzymywały się przy nich na nocleg, tutaj stacjonowały transportery opancerzone i czołgi konwoju, które przychodziły na pomoc zaatakowanym transportom i oczyszczały drogę. Chronione były wszystkie mosty, tunele i przełęcze.
34
tacie nastąpiło przerwanie działań bojowych w strefie wokół miasta i spadek napięcia w samym centrum prowincji. Umiejętnie nawiązane stosunki pozwalały wprowadzić rozłam w szeregach przeciwnika i doprowadzić do wewnętrznych waśni. Zdecydowanie nie wszyscy oddani byli idei nieubłaganej walki z „niewiernymi" (ataki na garnizony i ostrzały nie przynosiły konkretnych zdobyczy) i wygodniejszym rozwiązaniem stawały się ustępstwa wobec „szurawi". Dawało to gwarancje tej lub innej grupie, że w zamian za zaniechanie zbrojnych wypadów nie zostanie ona zniszczona, a przy ukształtowaniu się wzajemnego zaufania mogła liczyć na pomoc w postaci medykamentów lub żywności. Dowództwo 40. Armii proponowało nawet Ahmadowi Szahowi, gospodarzowi Panczsziru, „wsparcie lotnicze i artyleryjskie w przypadku zbrojnych starć jego oddziałów z konkurencyjnymi ugrupowaniami". Z przywódcą pracował osobiście przedstawiciel GRU w stopniu pułkownika, który namawiał Masuda do współpracy, „zapoznając go z radzieckim stylem życia i dziełami klasyków marksizmu" (o których jakoby Masud wyrażał się pozytywnie). Agitacja ta nie przyniosła szczególnych sukcesów i po okresach zawieszenia broni z Masudem niemal co roku następowały równie regularne co bezskuteczne operacje bojowe przeciwko jego oddziałom. Dziesiątego października 1980 roku dowódca wojsk Turkmeńskiego OW zameldował ministrowi obrony: „Nie należy utrzymywać natężenia działań bojowych i de-
Strefa ochrony strażnicy lub posterunku obejmowała zawsze od jednego do piętnastu-dwudziestu kilometrów drogi. Na niektórych odcinkach pobocza szos zawalone były złomem - szczątkami ciężarówek, zdeformowanymi beczkami samochodów-cystern, rozbitymi kadłubami transporterów. Najtrudniej było ochraniać rurociąg, którego „nitki" wciąż wysadzano w powietrze, ostrzeliwano albo po prostu rozkręcali je łasi na darmowe paliwo okoliczni mieszkańcy. Okazało się, że wygodniej jest płacić im za pozostawienie przewodów w spokoju i od czasu do czasu rozdawać paliwo.
35
Obsada strażnic zmieniała się co pół roku. Trudne, wyczerpujące życie w surowych warunkach, monotonię codziennych zajęć i wyżywienia, częste choroby oraz ciągły brak wody pomagali wytrzymywać „towarzysze broni", których obecność poprawiała nastroje w garnizonie. Najczęściej brano „na służbę" psy, ale można było spotkać również małpki, a nawet górskie orły, które stawały się obiektem zrozumiałej dumy.
cydować się na ich intensyfikację. Może to doprowadzić do ich dalszej eskalacji i przynieść niepożądane rezultaty, powodując masowe przejście ludności na stronę buntowników". Zwyciężyła jednak koncepcja, że „armia powinna walczyć", i wojska dalej prowadziły akcje zaczepne. Wkrótce nabrały one charakteru planowych, wyznaczonych zawczasu operacji, które miały oczyścić prowincje z opozycji i „ustanowić w nich władzę ludową" (tak właśnie określane były zadania wielu z nich), lub też akcji doraźnych, będących odpowiedzią na wzrost aktywności mudżahedinów w poszczególnych rejonach oraz na ich najbardziej zuchwałe wypady. Wzrost znaczenia rozpoznania stawał się oczywisty. W celu zapewnienia kontroli nad okolicznymi terenami zorganizowano strażnice i punkty wartownicze rozmieszczone przy najważniejszych obiektach, przy drogach, mostach i na przełęczach. Prowadzono z nich ciągłą obserwację okolicy. Założono osiemset pięćdziesiąt dwie strażnice i posterunki, przy czym sto osiemdziesiąt sześć strażnic i sto osiemdziesiąt cztery posterunki usytuowano przy liniach komunikacyjnych. Przy uwzględnieniu górskich punktów obserwacyjnych ich ogólna liczba przekroczyła tysiąc sto. Wyposażano je, przystosowując do zakwaterowania wojsk, i przygotowano do prowadzenia obrony okrężnej. Strażnica miała garnizon od plutonu do kompanii; znajdowały się na niej zapasy paliwa, żywności i amunicji. Na tego rodzaju posterunkach już w 1981 roku służyło dwadzieścia tysięcy dwustu ludzi. Na strażnicach mogła być rozmieszczana artyleria, a także czołgi i transportery opancerzone przydzielonej grupy pancernej, tu również pod ochroną zatrzymywały się na noc kolumny transportowe. W przypadku napadu na konwój ze strażnicy wysyłano wsparcie na ochra-
36
niany odcinek trasy. Wozy bojowe pomagały przebić się spod ognia i wyprowadzić zablokowane samochody. Do kwietnia 1985 roku tylko na liczącym sześćdziesiąt pięć kilometrów odcinku szosy Termez-Kabul leżącym w strefie działania 117. ppzmot. zorganizowano czternaście strażnic i dwadzieścia trzy punkty ochrony. Niektóre z nich sprawiały wrażenie prawdziwych twierdz. Na przykład strażnica nr 31, w której rejonie znajdowały się również punkt obserwacyjny i stanowisko dowodzenia 1 batalionu pułku, była obsadzona przez stu dziewięćdziesięciu trzech ludzi, w tym przez pluton moździerzy, kompanię czołgów (bez jednego plutonu), baterię artylerii i pluton rozpoznawczy batalionu. Służba poza swoją jednostką, we wrogim otoczeniu była męcząca. Dodatkowe problemy stwarzało nie tylko zagrożenie atakami i ostrzałami, ale również nużąco jednostajne życie oraz kiepskie wyżywienie, a także trudny, górski klimat o mroźnych nocach i wyczerpującym upale w dzień. Wokół strażnic, na szczytach gór i skałach rozmieszczano posterunki obserwacyjne, których pola widzenia rozszerzały kontrolowaną strefę. Każdemu punktowi przydzielano sektory obserwacji, do której prowadzenia korzystano nie tylko z lornetek, dalmierzy i busoli, ale także z inne-
Jedynym środkiem zaopatrzenia i łączności z wysokogórskimi posterunkami i odległymi strażnicami były śmigłowce, którymi dostarczano zmiany, żywność, amunicję i wszystko co niezbędne, a także ewakuowano rannych, chorych i ofiary udarów słonecznych. „Wiatraki" traktowano w szczególny sposób - lotnicy przywozili pocztę, zabierali udających się na urlop i zawsze byli golowi podzielić się tytoniem i nabojami.
37
Lądowisko dla śmigłowców było w każdej strażnicy i posterunku. Bardzo często na oczyszczonym placyku ledwo mieściły się koła podwozia maszyny. Śmigłowiec pozostawał na lądowisku zaledwie przez kilka minut niezbędnych do wyładowania zaopatrzenia i natychmiast odlatywał z niebezpiecznego skrawka ziemi.
Na placyku, na którym z trudem lądowały śmigłowce i wiały ciągłe wiatry mogące zdmuchnąć maszynę, załoga nie gasiła silników i trzymała je na „małych obrotach", gotowa do natychmiastowego startu w razie niebezpieczeństwa.
38
Całe oprzyrządowanie lądowiska składało się z rękawa zwanego „czapką czarownika" [w Polsce bardziej prozaicznie „kiełbasą" (przyp. tłum.)], wskazującego kierunek wiatru. W czasie dolotu, gdy śmigłowiec znajdował się nad miejscem przyziemienia i znikało ono z pola widzenia pilotów, mechanik pokładowy wychylał się za drzwi i podpowiadał pilotowi, jakie manewry ma wykonać. Rejsy do placówek odbywały najbardziej doświadczone załogi, których członkowie byli zgrani i doskonale się rozumieli.
Śmigłowcowi z ładunkiem często nie wystarczało pułapu, aby w normalny sposób dotrzeć na górskie posterunki. Doświadczeni piloci wykorzystywali wówczas dynamiczne walory maszyny rozpędzali ją i zdobywali brakujące kilkaset metrów „podskokiem". Z kolei aby opuścić lądowisko, na któiym nie można było wystartować pionowo albo z rozbiegiem, stosowano metodę „zeskoku". Śmigłowiec ześlizgiwał się wówczas z krawędzi placyku, nabierał prędkości nurkując, by następnie przejść do lotu poziomego.
39
go sprzętu technicznego - okularów i lornet noktowizyjnych. Później zaczęto stosować również aparaturę lokacyjno-sygnalizacyjną. Należał do niej na przykład system nazywany „czarcim okiem" - sieć maleńkich czujników wykrywających obecność ciepła i metalu (ich reakcja oznaczała, że zbliżają się ludzie z bronią). W silnie nasłonecznionym terenie, który zachowywał ciepło również i w nocy, sprzęt ten dawał jednak zbyt wiele fałszywych sygnałów, nie dostrzegał też przeciwnika wykorzystującego osłonę zarośli i skał. Bardziej skuteczny okazał się system „Realia" czujniki sejsmiczne rejestrujące lekkie drgania ziemi oraz zdolne wykryć wibrację wywołaną krokami przechodzącego w pobliżu człowieka. Linie czujników „Realia" układano na drogach i ścieżkach, co pozwalało nadzorować ruchy przeciwnika. Inną metodą prowadzenia rozpoznania technicznego było zastosowanie środków radiotechnicznych - prowadzenie przy współudziale tłumaczy nasłuchu na roboczych częstotliwościach radiostacji oddziałów partyzanckich, a w późniejszym okresie także przechwytywanie korespondencji radiowej za pośrednictwem specjalistycznej aparatury dużej mocy „Taran", montowanej na ciągnikach pancernych MT-Lbu. Już w czasie pierwszego roku wojny 40. Armia otrzymała z Odeskiego OW samodzielny batalion wyposażony w specjalistyczną aparaturę pelengacyjną. W 1984 roku pododdział ten wzmocniono, przekształcając go w 264. samodzielny pułk rozpoznania radiotechnicznego specjalnego przeznaczenia - 264. sprrsp). Trzy kompanie pułku rozmieszczono w szczególnie ważnych punktach - w Kabulu, Kandaharze i Szindandzie. W 1985 roku armia otrzymała aparaturę „Taran-U" szczególnie skutecznie pracującą na częstotliwościach UKF - najczęściej stosowanych w korespondencji radiowej pomiędzy oddziałami mudżahedinów. W czasie całodobowej obserwacji rejestrowano wszystkie zmiany zachodzące w okolicy - podróżnych na drogach, ożywienie w kiszłakach i pojawienie się grup ludzi w „zielonej strefie". W połączeniu z danymi agenturalnymi dawało to w miarę całościowy obraz sytuacji. Strażnice nie tylko prowadziły obserwację, ale stanowiły również bazy wypadowe oddziałów rozpoznawczych, a siła rażenia ich środków ogniowych wystarczała, by skutecznie ostrzeliwać wykrytego w swojej strefie przeciwnika. W razie konieczności można było atakować rozpoznane cele, wzywając artylerię lub lotnictwo. Zebrane informacje stanowiły treść meldunku szefa oddziału rozpoznawczego sztabu armii, składanego na początku codziennych porannych odpraw dowództwa. Na ich podstawie przydzielano zadania dowódcom dywizji i pułków, a w sytuacji, kiedy ani oni, ani szefowie sztabu nie mogli być obecni, prawo decyzji miał właśnie szef rozpoznania - trzecia osoba w strukturze dowodzenia jednostki. W celu usprawnienia pracy od 1985 roku wszystkie informacje pochodzące z różnych szczebli dowodzenia zaczęto analizować i precyzować na codziennych naradach koordynacyjnych organizowanych w sztabie armii. Spotykali się na nich dysponujący swoimi źródłami przedstawiciele służb rozpoznania armii, GRU, KGB i MSW oraz ambasady radzieckiej, którzy wspólnie określali wiarygodność otrzymanych informacji.
40
Przy prowadzeniu ognia z podwieszanego granatnika posługiwano się podnoszoną ramką ze szczerbinką. Na mniejszych odległościach rezygnowano z przyrządów celowniczych i strzelano ogniem stromotorowym, kierując się doświadczeniem i nawykami. Strefa rażenia zaczynała się od dziesięciu do trzydziesto metrów od strzelającego, ponieważ przy mniejszej odległości zapalnik nie zdążył się odbezpieczyć, a także ze względu na wymogi bezpieczeństwa.
Wyznaczanie zadań drużynie rozpoznawczej strażnicy. Każdemu żołnierzowi wyznaczano sektor obserwacji i stanowisko ogniowe, ustalano zasady współpracy i współdziałania w czasie ostrzału i ataku przeciwnika. Hełmy często bielono kredą i obciągano pokrowcami z juty - w ten sposób je maskowano, a także zabezpieczano się przed działaniem promieni słonecznych.
41
Wiele całkowicie odizolowanych posterunków' wymagało zaopatrywania nawet w wodę. Zgodnie z normami medycznymi, każdy członek personelu 40. Armii powinien był otrzymywać 3,2 litra wody pitnej - bez uwzględnienia potrzebnej do gotowania i celów higienicznych. Do jej dostarczania wykorzystywano nie tylko beczki i kanistry, ale również dętki samochodowe, które nie pękały przy zrzucie. Pewna liczba Mi-8 działała w roli „mlecznych krów" i śmigłowce te dostarczały wodę na posterunki w pojemnych gumowych bukłakach umieszczanych w kabinie ładunkowej.
Kaemista z PK na stanowisku w strażnicy. Wokół niego leżąplecaki RD-54 przybyłych na zmianę żołnierzy wojsk desantowych, koce i śpiwory. Obok widać przygotowane do prowadzenia ognia pociski do haubicy D-30.
42
Wielkokalibrowy karabin maszynowy NSWS-12,7 pozwalał znacznie rozszerzyć strefę kontroli wokół posterunku i prowadzić skuteczny ogień na odległość do tysiąca pięciuset metrów.
Wukaem PKP kalibru 14,5 mm na podstawie transportowej. Ogień z potężnego PKP prowadzono krótkimi seriami po kilka pocisków. Ich trafienie wystarczyło, by zniszczyć cel, natomiast przy długich seriach powstawał duży rozrzut i następowało szybkie zużycie lufy, która rozkalibrowywała się całkowicie po wystrzeleniu stu pocisków ogniem ciągłym.
Ten AGS-17 ustawiono na skrzynkach po amunicji wypełnionych ziemią, w której zakopano lemiesze podstawy. Obsługa osłoniła pozycję przed ogniem skrzydłowym przedpiersiem z kamiennych płytek. Strzelec trzyma w ręku linkę umocowaną do dźwigni przeładowania.
Na górskich posterunkach, w których strefa ostrzału znajdowała się w dole, nie trzeba było stosować dużych kątów podniesienia. ZU-23 ceniono, ponieważ górowała nad zwykłymi karabinami maszynowymi większą szybkostrzelnością, masą salwy i siłą rażenia pocisków.
44
ZU-23 miała dobry sprzężony celownik ZAP-23 i celownik przeziernikowy K.W-L, a obrotowa podstawa pozwalała szybko zmieniać sektory ostrzału.
Spora masa i rozmiary ZU-23 nie zawsze pozwalały na używanie tego sprzętu na niewielkich posterunkach. Tę ZU-23 zdołano umieścić na szczycie w północnym sektorze stołecznego pasa obronnego, rozbierając ją i wnosząc na górę w częściach.
45
Wielkokalibrowy DSzK, choć w dość podeszłym wieku, wciąż był groźną i popularną bronią, która siłą ognia i celnością nie ustępowała „Utiosowi". W obydwu wukaemach używano tej samej amunicji. Szczególnie wiele DSzK znajdowało się w armii afgańskiej, gdzie wykorzystywano go nie tylko na zwykłej podstawie, ale również w wersjach podwójnie i poczwórnie sprzężonych, montowanych na podstawach obrotowych. Na fotografiach DSzK koło stanowisk samolotów w Bagramie. W podwójnie sprzężonej wersji (górne zdjęcie) zamontowano wukaemy dwóch różnych typów.
L
PODPISY DO ILUSTRACJI 1. Mundur polowy, przyjęty do wyposażenia w maju 1969 roku, był używany w jednostkach i pododdziałach 40. Armii przez całą wojnę, chociaż pojawiły się już nowe wzory odzieży. W magazynach znajdowały się wciąż duże zapasy, a zgodnie z obowiązującymi przepisami umundurowanie musiało być wykorzystywane do chwili upłynięcia terminu zużycia i dopiero wtedy można je było zastąpić nowym. W konsekwencji w jednostce często używano jednocześnie kilku rodzajów mundurów. Letni mundur polowy składał się z bawełnianej bluzy, spodni i butów (ze skóry jałowej lub juchtowej) oraz z dodatkowego oporządzenia - w tym również szelek. W jednostkach południowych okręgów wojskowych w lecie zezwalano nosić bluzy z rozpiętym górnym guzikiem i rozchylonymi wyłogami kołnierza. Umundurowanie zimowe wykonane było z wełny pięćdziesięcioprocentowej. Polowe oznaki umieszczano jedynie na zimowych czapkach kadry oficerskiej, natomiast na żołnierskich uszankach stosowano zwykłe, anodowane oznaki koloru złotego, które zdejmowano w warunkach polowych. W jednostkach 40. Armii płaszcze noszono tylko na terenie garnizonu. Na polu walki wygodniejsza był krótka, watowana kurtka - ciepła, wygodna i nickrępująca ruchów. „Zwyczajne" naramienniki - w barwie rodzaju wojsk (czerwone - piechota zmotoryzowana, czarne - wojska pancerne, artyleria i saperzy, niebieskie - lotnictwo i wojska powietrznodesantowe) zastąpiono jednakowymi naramiennikami polowymi w kolorze zielonym. Praktycznie rzecz biorąc, żołnierze nigdy nie występowali z pełnym oporządzeniem i wyposażeniem. W wymarszach bojowych i na strażnicach zazwyczaj zadowalano się lżejszym wariantem - bez torby z maską przeciwgazową i łopatki. Zostawiano jedynie ładownicę na cztery magazynki do karabinka automatycznego, sakwę na dwa granaty RGD-5 i manierkę w pokrowcu (regulaminowe manierki o pojemności 650 gramów zamieniano zazwyczaj na większe plastykowe o pojemności dwóch litrów). W oddziałach rozpoznawczych nad karabinek automatyczny AK-74 kalibru 5,45 przedkładano kałasznikowy kalibru 7,62 mm, uważając, że dysponuje większą siłą ognia. Powszechnie stosowano niewielkie AKMS ze składaną kolbą. Były one wygodne w czasie długich przemarszów i jazdy środkami transportowymi. We wnętrzu ramy kolby umieszczano często opatrunek indywidualny, a następnie owijano kolbę gumowym sznurem zaciskowym z apteczki. Dzięki temu w razie potrzeby materiały opatrunkowe były pod ręką. Plastykowe magazynki przy każdej możliwości zastępowano metalowymi - po trafieniu pociskiem w plastykowy magazynek odłamki kruchego tworzywa z włókna szklanego raniły żołnierzy. 2. Kombinezony siatkowe - ochronny KZS i maskujący KZM - różniły się krojem i materiałem, ale miały podobny wzór kamuflażu, który z racji charakterystycznych plam nazywano „amebą". Kombinezony, które początkowo projektowano z myślą o wojskach ochrony pogranicza, powszechnie stosowano w pododdziałach rozpoznawczych i jednostkach powietrznodesantowych, gdzie stanowiły podstawowy typ odzieży maskującej. Szyto je z materiału o identycznym wzorze, ale w różnych barwach, odpowiadających warunkom terenowym, w których odzież miała być stosowana - zielonego z żółtym wzorem, zielonego z białym i „górskiego" brązowego z brudnobiałym rysunkiem. Ten ostatni przeznaczony był dla Zakaukazia, ale na dobrą sprawę w jednostkach go nie spotykano. Zgodnie z regulaminem, kombinezony maskujące należało nakładać na mundur polowy, ale w lecie lekkie KZS często używano zamiast mundurów, łącząc niekiedy maskującą kurtkę ze zwykłymi spodniami koloru ochronnego, których materiał był bardziej wytrzymały. Hełmy, w celu zamaskowania i ochrony przed palącym słońcem, bielono kredą lub nakładano na nie pokrowiec wykonany zjuty lub części starych mundurów. Używano różnego typu kamizelek kuloodpornych, z których najbardziej niezawodna była BŻ-85T z tytanowymi płytkami (bardziej plastyczny i trwały tytan nie dawał odłamków i lepiej zatrzymywał pociski i odłamki). W połowie wojny obowiązkowym elementem wyposażenia stały się kamizelki bojowe - „staniki", praktyczniejsze w użyciu od regulaminowych ładownic. Zaopatrzenie w krajowe kamizelki zorganizowano dopiero w latach 1987-1988 i dlatego najczęściej trzeba się było zadowalać zdobycznymi, produkcji pakistańskiej, chińskiej lub arabskiej. Kamizelka miała pasek w talii, trzy-cztery kieszenie z zapinanymi klapami, przeznaczone do umieszczania magazynków do AKM (niekiedy kieszenie te miały zwiększoną pojemność i można było włożyć do nich po dwa magazynki) oraz dwie kieszenie na granaty. Wykorzystanie ładowności kamizelki uzależnione było od indywidualnych potrzeb i rodzaju przenoszonego wyposażenia - oprócz amunicji umieszczano w kieszeniach racje żywnościowe, opatrunki indywidualne, rakiety sygnalizacyjne i temu podobne. Zdarzały się przypadki, że praktyczne i niezbędne kamizelki zamawiano za własne pieniądze w krajowych spółdzielniach krawieckich lub szyto samodzielnie w jednostkach na podstawie zdobycznych egzemplarzy albo czerpiąc wzory z filmów (na przykład popularnego w latach osiemdziesiątych Komando).
47
W skład wyposażenia niezbędnego w czasie kilkudniowego przemarszu - oprócz amunicji, którą zazwyczaj brano „z zapasem" - wchodziły także woda i prowiant, niezastąpione w chłodne noce ciepła kurtka i sweter, śpiwór, koc i przedmioty codziennego użytku. Umieszczano je w pojemnym plecaku albo troczono do niego. Poza własnym ładunkiem żołnierze otrzymywali do przeniesienia wspólne wyposażenie - ciężkie uzbrojenie gnipy oraz amunicję do niego. Kiedy uwzględnimy naboje, taśmy, amunicję do granatników i miny, ładunek każdego żołnierza wynosił w najlepszym przypadku trzydzieści pięć-czterdzieści kilogramów. W czasie wielodniowego wypadu obciążenie w zależności od wykonywanego zadania, terenu i pory roku mogło wynieść nawet pięćdziesiąt-sześćdziesiąt kilogramów, czyli maksymalny „udźwig" człowieka. 3. Rozkaz Ministerstwa Obrony wprowadził w 1984 roku nowy, jednolity wzór umundurowania polowego, taki sam dla żołnierzy i kadry oficerskiej. Składało się ono z kurtki i spodni koloru ochronnego lub z wzorem maskującym oraz czapki-kepi z miękkim daszkiem. W zimie dodatkowym elementem odzieży była ciepła kurtka na watolinie z futrzanym kołnierzem z panofiksów. W jednostkach 40. Armii umundurowanie to pojawiło się po raz pierwszy dwa lata wcześniej, w czasie prób eksploatacyjnych prowadzonych w różnorodnym terenie i warunkach klimatycznych ośmiu okręgów wojskowych oraz na polu walki w Afganistanie. Mundury, które okazały się wygodne i praktyczne, wysyłano przede wszystkim do walczącej 40. Armii i z tego właśnie powodu otrzymały nazwę „afganek" (istniała również nazwa bardziej egzotyczna - „mobuta", utworzona od nazwiska znanego w tym czasie afrykańskiego szefa rządu. Krążyła wówczas pogłoska, jakoby wyglądający „nie jak nasz" i nietypowo wygodny nowy mundur szyto właśnie dla afrykańskich armii). Nowy mundur miał ogółem czternaście pojemnych zewnętrznych i wewnętrznych kieszeni. Chroniąc się przed wiatrem, kurtkę można było ściągnąć w pasie i u dołu wszytymi linkami i tak samo uszczelnić mankiety spodni. Spodnie miały z przodu przeszyty kant, dzięki czemu w polowych warunkach zachowywały dobry wygląd bez prasowania. Wszystkie guziki osłonięte były klapami chroniącymi je przed oderwaniem, zwłaszcza w czasie pełzania. Buty z cholewami powszechnie zastępowano bardziej praktycznymi w górskich i pustynnych warunkach juchtowymi trzewikami z wysoką cholewką opinającą kostkę i rzemiennymi sznurowadłami. W użyciu były trzy rodzaje trzewików, różniące się szczegółami wykończenia (nitami, krojem, wzmocnionym opiętkiem) i rodzajem podeszwy. Najbardziej popularne stały się buty o zmniejszonym ciężarze i mocnej podeszwie z lanego poliuretanu. W miarę możliwości u afgańskich żołnierzy wymieniano lub kupowano wyprodukowane w Czechosłowacji górskie buty, które otrzymywała armia rządowa. Lekkie i wygodne czeskie sznurowane trzewiki z dwoma paskami-ściągaczami na cholewce były obiektem zazdrości u wszystkich, którzy ich nie posiadali. Wygodny i praktyczny mundur rozwiązywał jeszcze jeden problem, bardzo ważny w warunkach bojowych, nadawał bowiem całemu personelowi jednolity wygląd. Oficerowie przestali się rzucać w oczy i zwracać na siebie uwagę przeciwnika (a zwłaszcza strzelców wyborowych, starających się przede wszystkim likwidować dowódców). W czasie wymarszów bojowych oficerowie ani uzbrojeniem, ani wyposażeniem nie różnili się od szeregowych, zastępowali bowiem mapniki i pistolety zwykłymi plecakami i automatami. Zastępca dowódcy kompanii rozpoznawczej ma nocną lornetę BN-2 w futerale. 4. Ręczne karabiny maszynowe PK i zmodernizowane PKM były etatowym uzbrojeniem na szczeblu kompanii. Jednak w 40. Armii PK znajdowały się w bardzo wielu pododdziałach, w tym we wszystkich grupach rozpoznawczych. Okazały się niezbędne ze względu na konieczność prowadzenia ognia zaporowego o dużym natężeniu, zdolnego razić zarówno siłę żywą, jak środki transportowe i karawany przeciwnika. W grupach rozpoznawczych PK stanowił element wsparcia ogniowego, przy czym liczbę kaemistów zwiększano dwu- lub trzykrotnie w porównaniu z tym, co przewidywał etat. Prawie każda drużyna miała po kilka PK oraz odpowiedni zapas taśm i nabojów, które rozmieszczano w plecakach wszystkich żołnierzy. Za regulaminową „normę" dla kaemisty uważano sto nabojów do PK. Kaemista na rysunku ma na sobie kombinezon maskujący KZS, trzewiki i czapkę-kepi nowego wzoru. Kamizelka z kieszeniami na magazynki do karabinka automatycznego jest nietypowym wyposażeniem dla kaemisty. W tym przypadku kieszenie wykorzystano do umieszczenia zapasowych paczek z nabojami, opatrunku indywidualnego, suchego prowiantu i przedmiotów codziennego użytku. Zazwyczaj kaemiści nie mieli przewidzianego regulaminem amunicyjnego, przenoszącego skrzynki amunicyjne. Przygotowane taśmy ze stu pięćdziesięcioma lub dwustu nabojami wkładano do tornistra. Rączkę lufy wykorzystywano do przenoszenia PK w czasie szybkiej zmiany stanowiska, natomiast w marszu erkaem zazwyczaj zawieszano na pasie lub kładziono na ramieniu, podpierając go pomiędzy chwytem pistoletowym a skrzynką amunicyjną i przytrzymując za lufę.
48
5. Niewystarczająca ilość specjalnego wyposażenia i oporządzenia zmusiła żołnierzy do improwizacji. Trzy-cztery zapasowe naładowane taśmy amunicyjne, które kaemista zazwyczaj miał ze sobą, często noszono na wierzchu - przerzucone przez ramię lub owinięte w pasie, by w czasie walki zawsze były pod ręką. Niekiedy w tym celu wykorzystywano kamizelkę ratunkową znajdującą się w wyposażeniu BTR-ów i BWP, która chroniła umundurowanie przed smarem karabinowym i naoliwionymi taśmami. Z wewnętrznych komór kamizelki wyjmowano niepotrzebny w tym przypadku styropian, który nadawał jej pływalność, a na ramionach naszywano dodatkowe troki, zapobiegające zsuwaniu się taśm. W pasie owijano się jeszcze jedną taśmą, której zapięcia stanowiły skrajne ogniwa. Dodatkowy zapas amunicji w taśmach i skrzynek amunicyjnych umieszczano w plecaku desantowym RD-54. Takie wyposażenie było popularne wśród kaemistów 317. sppdes. w Kandaharze w latach 19821983. W czasie letniego wymarszu na pustynię trzewików często nie sznurowano do końca, co pozwalało nogom „oddychać" i przyspieszało nakładanie obuwia. Dokładne sznurowanie było natomiast niezbędne w górach, gdzie dobrze przylegające, unieruchamiające kostkę buty chroniły przed zwichnięciami. 6. Strzelcy wyborowi w jednostkach 40. Armii działali na patrolach i na strażnicach, wykorzystywano ich również do realizowania zadań specjalnych w czasie wypadów i zasadzek. Działania strzelca wyborowego wymagały profesjonalnego przygotowania. Snajperów do Afganistanu szkolono w ośrodku „Szerabad" w Turkiestańskirn OW. W programie, poza zapoznaniem z bronią, wyrobieniem nawyków i poznaniem specyfiki walki strzelca wyborowego, uwzględniano również szczególny charakter maskowania i prowadzenia ognia w górach i pustyni, gdzie sąsiadowanie ze sobą nagrzanych słońcem i zacienionych zboczy powodowało powstawanie wielu prądów powietrznych, co w połączeniu z refrakcją słoneczną i „drżącym" gorącym powietrzem miało poważny wpływ na celność ognia. W wyposażeniu były celowniki optyczne do karabinków automatycznych i kaemów, ale etatowym uzbrojeniem snajpera pozostawał karabin wyborowy SWD z celownikiem optycznym PSO-1. Górskie umundurowanie, które zakładano na zwykły mundur połowy, składało się z obszernej kurtki i spodni-szarawarów, przystosowanych do warunków panujących w górach. Było ono bardziej wytrzymałe i odporne na zużycie, a także chroniło przed gwałtownymi zmianami temperatury i wiatrem. Szyto je z grubego materiału na jutowej osnowie. Kurtka z kapturem i spodnie miały wszyte na mankietach nogawek i rękawów gumki-ściągacze, zabezpieczające przed przedostawaniem się piasku i kamyków. Podobne ściągacze znajdujące się na kolanach zmniejszały powierzchnię obszernej odzieży (w górach, gdzie i tak trudno znaleźć oparcie, częste i silne uderzenia wiatru mogą zrzucić człowieka ze skał). Górskie buty miały na górze cholewki wszyty wałek uszczelniający, wzmacniające naszycia oraz podeszwę z kolkami, głębokimi protektorami i zaczepami na krawędzi. Wśród zwiadowców i żołnierzy Specnazu popularne były robione na drutach wełniane czapki, podobne do używanych przez alpinistów, ale utrzymane w ciemnych barwach. W czasie zimowych operacji były bardziej praktyczne niż wszelkiego rodzaju regulaminowe nakrycia głowy, ponieważ były ciepłe i dobrze się nosiły - takiej czapki nie można było zgubić ani w czasie desantowania, ani podczas biegu. Z elementów odzieży tworzono różne kombinacje. Wszystko zależało od tego, czy dowódca pododdziału wymagał dokładnego realizowania regulaminowych wymogów, czy też stawiał na wygodę i praktyczność w warunkach bojowych („Rozpięty kołnierz nie przeszkadza żołnierzowi wojsk desantowych w walce!"). 7. Kiedy w późniejszym czasie powszechnie zastosowano kamuflażowy wariant umundurowania, przyjęto również mundur polowy wprowadzony w 1984 roku w ochronnym i maskującym wariancie. Do jednostek 40. Armii dostarczano przede wszystkim umundurowanie ochronne (służby tyłowe uważały, że ograniczenie się do częściowej wymiany sortów na maskujące doprowadzi do zbyt wielkiej różnorodności w wyglądzie zewnętrznym szeregowych i oficerów). Odzież maskująca, która pojawiła się w 1987 roku, wciąż należała do rzadkich wyjątków i niewielka liczba jej kompletów, a także brak odpowiednich rozmiarów nie pozwoliły na całkowite przemundurowanie pododdziałów. Dwukolorowe sorty maskujące przydzielano początkowo starszej kadrze dowódczej i w konsekwencji nowiutkie, pstre mundury pozwalały natychmiast zidentyfikować oficera sztabowego. Podobnie było w przypadku dokładnego trzymania się regulaminowych przepisów mundurowych - noszenia oporządzenia „z. trzema pasami": koalicyjką, do mapnika i lornetki (nie ma jej na rysunku) oraz oficerskich półbutów, dlatego też doświadczeni liniowi dowódcy w warunkach bojowych starali się niczym nie wyróżniać.
49
Karabinek automatyczny AKS-74U dostarczano ze specjalną, plastykową kaburą zawieszaną na pasie i mocowaną dodatkowo za pomocą paska przekładanego przez ramię i rzemyka troczącego wiązanego na wysokości kolana. Kabura była jednak nieporęczna, niewygodna i posługiwano się nią bardzo rzadko, zakładając jedynie do przeglądów i pamiątkowych fotografii. 8. Pododdziały rozpoznawcze Specnazu 40. Armii często stosowały polowe umundurowanie opracowane specjalnie dla południowych, pustynnych rejonów. Lekki mundur składał się z obszernej, krótkiej kurtki i spodni koloru piaskowego i mógł być również zakładany na zwykłą odzież. Jego krój przypominał kombinezony stosowane przy szkoleniu spadochronowym i tak jak one posiadał na biodrze klapę mocującą nóż, różnił się natomiast obszernymi kieszeniami, w których można było rozmieścić różne przedmioty, i brakiem ściągaczy w mankietach spodni oraz rękawów. Pierwsze partie mundurów miały kieszenie z klapami zapinanymi na odsłonięte guziki, potem jednak guziki ukryto w podwójnych klapach. Pod pachami i w kroku wszyto siatkowe wstawki służące do lepszej wentylacji odzieży. Zaimprowizowana kamizelka jest kolejnym przykładem wykorzystania dostępnego wyposażenia. Komory kamizelki ratunkowej przecięto na górze i wyjęto z nich styropianowe kostki - „pływaki", a powstałe w ten sposób kieszenie przystosowano do przenoszenia magazynków do karabinka automatycznego. Podwieszane granatniki GP-25 „Kostior" przez długi czas były trudno dostępne i w czasie wymarszu na zadania bojowe przydzielano je najlepiej wyszkolonym szeregowym i oficerom. W grupach rozpoznawczych mieli je zazwyczaj dowódca plutonu i jego zastępca. Amunicję do granatnika - pociski odłamkowe WOG-25 - umieszczano w specjalnych pasach amunicyjnych albo w mieszczącej dziesięć nabojów sakwie z taśmą naramienną. 9. W czasie operacji Specnazu na terytoriach kontrolowanych przez duszmanów - takich jak rozpoznanie, zasadzki i polowania na karawany - posługiwano się niekiedy afgańską odzieżą. Dzięki takiej maskaradzie zmniejszano ryzyko dekonspiracji grupy podczas przypadkowego spotkania z miejscową ludnością, pasterzami i karawanami. Również przy spotkaniu z duszmanami przebranie pozwalało zyskać kilka minut, które mogły zadecydować o wyniku walki, albo uniknąć starcia, upodobniając się do jednego z miejscowych oddziałów. W końcu nic tylko odzież, ale również uzbrojenie obu stron było identyczne, a twarze przeciwnik mógł obejrzeć z odległości o wiele mniejszej niż zasięg skutecznego ognia. Poza obszernymi szarawarami, koszulami i narzutami często korzystano z wygodnych, alpinistycznych kurtek produkcji pakistańskiej. Posługiwano się również zdobycznym umundurowaniem, które duszmani otrzymywali w ośrodkach szkoleniowych. Na przykład znany w 173. oddziale podporucznik Wiesiełow nosił zdobyty w karawanie kombinezon amerykańskiej piechoty morskiej. Nie korzystano jedynie z miejscowego obuwia sandały albo miękkie pantofle z owijaczami były jednak zbyt obce. Zamiast przydziałowych wojskowych butów Specnaz wolał używać obuwia sportowego (zgodnie z powiedzonkiem, że „zwiadowcę żywią nogi"). Najczęściej noszono chińskie trampki albo adidasy z twardą podeszwą, najlepiej nadające się do poruszania po kamienistym gruncie. Najwyżej ceniono kupowane w sklepach wojskowych adidasy krajowej produkcji - z zakładów w Tbilisi, albo mało efektowne, ale mocne i trwałe obuwie z fabryki w Kimrianie; nie mogły się z nimi równać spotykane w „duchanach" (sklepach) wyroby słynnych firm, które nie wytrzymywały jednego lub dwóch przemarszów po górach.
50
Po wykryciu przeciwnika, z posterunku można było wezwać ogień artylerii i kierować nim z pomocą obserwatora korygującego. Na zdjęciu 122 mm armatohaubica D-20.
Zastępca dowódcy ds. politycznych asadabadzkiego pododdziału rozpoznawczego Konstanty Oborin. Oficer ma na sobie nietypową kamizelkę bojową do przenoszenia większej ilości amunicji.
Oficer afgańskiego Specnazu - samodzielnego batalionu MSW. Ma na sobie radziecki kombinezon maskujący KZS, pakistańską ocieplaną kurtkę, ładownicę z amunicją do PK i obowiązkowy dla muzułmanina różaniec.
51
U
ZSRR
/i
n w H i
W p m W INDIE
w Mtn> V Chumn
O pWJC.»H
%
0/*taU>u •>]»
LM/ftwg***
N
>
y
/
/
W oddziale rozpoznania sztabu 103. DPDes.
Zwiadowca z plecakiem do transportu „Realii" - sprzętu rozpoznawczo-sygnalizacyjnego ustawianego w pobliżu dróg i ścieżek. Plecak „Realii" był bardziej pojemny od standardowego plecaka desantowego RD-54, ale przy wchodzeniu pod górę każdy kilogram ważył dwa razy więcej.
53
PODODDZIAŁY ROZPOZNANIA W OPERACJACH I WYPADACH BOJOWYCH
Zapasowe stanowisko dowodzenia 103. DPDes. G. urządzone w kontenerze na podwoziu ciężarówki terenowej K.amAZ-4310. Operacja pod Kandaharem, kwiecień 1986 r.
Kompanie i bataliony rozpoznawcze nie zajmowały się wyłącznie zbieraniem danych (aczkolwiek niejednokrotnie zdobywano je w walkach). Udział w ryzykownych akcjach, działanie niemal w warunkach kontaktu bojowego, jak również wypady w głąb terytorium kontrolowanego przez przeciwnika niejednokrotnie pociągały za sobą straty w ludziach. Latem 1980 roku zginęła prawie cała kompania rozpoznawcza 181. ppzmot. W czasie wypadu pod Fajzabadem kolumna wyruszyła niewłaściwą trasą i gdy znalazła się na odsłoniętej skalnej półce, została zniszczona ogniem z drugiej strony wąwozu. Na nagim zboczu nie było żadnego ukrycia i z masakry ocalało zaledwie trzech ludzi - jeden szeregowy, chorąży oraz wyniesiony przez niego ranny szef rozpoznania pułku. Przypadki całkowitego zniszczenia grup rozpoznawczych zdarzały się również w późniejszych latach - odległość dzieląca od swoich wojsk zmuszała do podejmowania walki w okrążeniu, a jej szybki przebieg nie dawał nadziei na doczekanie pomocy... Zwiadowcy wykazujący się należytym przygotowaniem zawodowym i najlepiej znający miejscowe warunki uczestniczyli w wypadach i operacjach zarówno w skła-
54
dzie swoich jednostek, jak też samodzielnie. Wyznaczane im zadania były dostosowane do poziomu i wyszkolenia żołnierzy, a także doświadczenia dowódców. W maju 1980 roku, po zabezpieczeniu drogi Kabul-Termez w rejonie przełęczy Salang, grupa wypadowa 177. ppzmot. przeczesywała okoliczne wioski. Wchodzący w jej skład batalion piechoty zmotoryzowanej po przejściu przez Horband i Bamian zarekwirował tylko dwa stare karabiny, a w tym samym czasie jego kompania rozpoznawcza zdobyła sześćdziesiąt trzy sztuki broni strzeleckiej. Uczestniczący w akcji dowódca plutonu rozpoznawczego A.P. Piwowarienkow w następujący sposób skomentował sukces: „Przeciwnika należy szukać, a więc trzeba skuteczniej wykorzystywać pododdziały rozpoznawcze". W 1982 roku przeprowadzono dużą operację w dolinie Panczsziru. Natarcie rozpoczęło się w nocy z 15 na 16 marca od zdobycia przez jedenaście kompanii piechoty zmotoryzowanej i wojsk powietrznodesantowych wszystkich wzgórz panujących nad wejściem do doliny. Wzniesienia zdołano opanować po cichu i właściwie bez walki. Następnej nocy kompanie przeszły na oddaloną o dziesięć kilometrów rubież, osłaniając przemieszczanie się głównych sił. Pomyślnie rozpoczętą operację zrealizowano zgodnie z planem i przy minimalnych stratach własnych. Zdobyto wiele sprzętu i wyposażenia, a w wąwozie Parandeh w ręce zwiadowców wpadły spisy członków band i plany wypadów. Zastępca szefa rozpoznania 40. Armii
Lekka kamizelka kuloodporna typu BŻ-85T (6B2). Tytanowe płytki umocowane były do pakietu syntetycznego materiału SWM, który tłumił energię kinetyczną pocisku. Kamizelka składała się z części przedniej i tylnej, związywanych na bokach taśmami. Ograniczające swobodę ruchów naramienniki i zagłówek używane były rzadko. Przednia część BŻ-85 dawała lepszą osłonę i była w stanie zatrzymać pocisk, tylna chroniła jedynie przed odłamkami.
55
Sprawdzanie broni przed wymarszem. Każdy żołnierz miał swój karabinek automatyczny lub kaem, osobiście przystrzelany i przygotowany indywidualnie do przenoszenia i prowadzenia ognia. Chociaż istniały etatowe przydziały broni i wyposażenia, zwiadowcy mieli możliwość wyboru uzbrojenia i sprzętu. Wielu wolało posługiwać się AKM, ponieważ można było uzupełniać amunicję zdobycznymi nabojami.
podpułkownik I.P. Jwanienkow w swoim meldunku o zastosowanych podczas operacji metodach działania w szczególny sposób podkreślił skuteczną pracę z jeńcami i miejscową ludnością Udowodniono wartość „żywego kontaktu": dziewięćdziesiąt pięć ze stu dwudziestu przesłuchanych osób udzieliło cennych informacji i posłużyło jako przewodnicy, ujawniając ponad dwieście obiektów - stanowisk ogniowych, składów i kryjówek w jaskiniach. Mimo wszystko jednak główny cel operacji całkowite zniszczenie silnego przeciwnika działającego w pobliżu samego Kabulu nie został zrealizowany. Jak wyjaśniono we wspomnianym meldunku, „z powodu wyrywkowych, a często sprzecznych ze sobą danych, jak również spóźnionego otrzymania [informacji] rozpoznania, armia nie zdołała zlokalizować kierownictwa bandyckich jednostek z Ahmadem Szahem na czele i wziąć go do niewoli". Dwa lata później w dolinie Panczsziru ponownie przeprowadzono zakrojoną na dużą skalę operację. Ówczesny dowódca 40. Armii generał porucznik L.J. Gienierałow zameldował o„rozbiciu dużego zgrupowania sił buntowników na północnym wschodzie kraju". W Kabulu odbyła się „defilada zwycięzców", ale Masudowi ponownie udało się wymknąć, przy czym zdołał wyprowadzić swoje oddziały i część cywilnych mieszkańców doliny do pobliskich wąwozów. Zwiadowcy ze 191. sppzmot. zdołali mimo wszystko zlikwidować lub wziąć do niewoli jego pomocników oraz ludzi z najbliższego otoczenia. Stało się regułą, że doraźne wypady bojowe przynosiły lepsze rezultaty niż wyznaczone zawczasu i starannie zaplanowane operacje, w których uczestniczyło wielu ludzi i mnóstwo sprzętu bojowego. W 1982 roku, również w dolinie Panczsziru, działało trzydzieści sześć batalionów o łącznej liczebności dwunastu tysięcy ludzi, a także ponad trzysta dwadzieścia czołgów, BTR i BWP, sto pięćdziesiąt pięć dział i moździerzy. Ich przeciwnikiem było około dwóch i pół tysiąca partyzantów, a mimo to
56
Poza własnym sprzętem i uzbrojeniem żołnierzom plutonu przydzielano ciężki sprzęt, dodatkowe wyposażenie i amunicję. Pluton brał ze sobąjeden lub dwa „Utiosy", odrzutowe miotacze ognia „Szmiel" oraz dwa-trzy AGS-17. „Utiosy" i „Płamia" demontowano na elementy nadające się do przenoszenia przez pojedynczego żołnierza, w plecakach zaś umieszczano taśmy z amunicją do kaemów i granatników oraz miny. W rezultacie do trzydziestu-czterdziestu kilogramów własnego wyposażenia dochodziły jeszcze taśmy do PK, czterdzieści-pięćdziesiąt nabojów dużego kalibru o wadze dziesięciu kilogramów, ciężkie podstawy i amunicja do RPG i AGS.
do połowy lata opozycja odzyskała siły i wyparła „władzę ludową" z powrotem do Kabulu. Wcale nie lepiej zakończyły się operacje w 1984 i 1985 roku. Tymczasem już w marcu 1981 roku wydział administracyjny KC KPZR w swojej analizie przebiegu kampanii afgańskiej zwrócił uwagę, że „doświadczenie potwierdziło niewielką skuteczność dużych operacji wojskowych właśnie z wojskowego punktu widzenia, a niekiedy również ich polityczną szkodliwość". Niszczenie wsi i osad bombardowaniami i ostrzałami artyleryjskimi jedynie zwiększało liczebność szeregów opozycji, to zaś powodowało, że z każdym rokiem zmniejszały się rozmiary terytorium kontrolowanego przez władze. W prowincji Bamian w 1985 roku batalion powietrznodesantowy utrzymywał zaledwie położony na skrzyżowaniu dróg obszar o długości kilku kilometrów (przy czym uważano, że prowincja jest „częściowo pod kontrolą opozycji"). Sama organizacja działań bojowych prowadzonych w typowy sposób - jawne wyjście kolumn z koszar, przemarsze, obsadzanie pozycji - przyczyniała się do ostrzegania przeciwnika. Coraz częstsze stawały się więc działania niekonwencjonalne, niezaplanowane uderzenia oraz akcje lokalne. Te ostatnie nazywano wykorzystywaniem danych rozpoznania i posługiwano się w nich najnowszymi informacjami.
57
Zwiadowcy z wojsk desantowych przygotowują wyposażenie przed wymarszem. W tylnym rzędzie leżą świece dymne z kolorowymi dymami, oświetlające rakiety spadochronowe i dwa naboje sygnalizacyjne RSP. W środkowym - apteczka ze sznurem uciskowym, bandażem elastycznym i niezbędną slrzykawką-tubką promcdolu, specyfiku usuwającego wstrząs pourazowy, a także rurka aparatury „Rodnik" (Źródło) do oczyszczania wody. Pod ręką żołnierza widać kamizelkę bojową z kieszeniami na cztery magazynki do A1CM i granaty. Z przodu - taśmy amunicyjne do PK, paczki nabojów do karabinka automatycznego i futerał z nocną lometą BN-2. Nabojów nigdy nie było za wiele i pozostałe przenoszono luzem w plecaku. Zazwyczaj brano ze sobą czterysta pięćdziesiątpięćset nabojów, wypełniając nimi wszystkie dostępne miejsca.
W lecie 1983 roku (od maja do września) 40. Armia przeprowadziła dwanaście operacji planowych i sto dziewięćdziesiąt osiem działań lokalnych, z których sto sześćdziesiąt było udanych. Rok później w tym samym okresie liczba operacji planowych wzrosła do dwudziestu dwóch, a straty własne zwiększyły się niemal dwukrotnie. W 1984 roku osiągnęły one najwyższy poziom, zginęło bowiem dwa tysiące trzystu czterdziestu trzech żołnierzy i oficerów. Jednocześnie z przeprowadzonych w tym okresie stu osiemdziesięciu jeden działań lokalnych prawie trzy czwarte przyniosło rezultaty. Zgodnie z doświadczeniem 149. ppzmot., w skład wydzielonej grupy rozpoznawczej wchodziło trzydziestu-czterdziestu ludzi z etatowym uzbrojeniem, dwa „Utiosy", jeden AGS i jeden moździerz „Podnoś". Do przeprowadzonej 20 i 21 stycznia 1984 roku blokady i likwidacji bazy duszmanów koło Iszkaszymu w prowincji Kunduz, w czasie której przeciwnikiem 149. ppzmot. była grupa tysiąca dwustu-tysiąca trzystu ludzi, pułk wzmocniono 783. batalionem rozpoznawczym z przydzielonymi plutonami moździerzy i miotaczy ognia. Zwiadowcy dowodzeni przez podpułkownika Tichonowa zostali przewiezieni śmigłowcami na tyły przeciwnika, gdzie zablokowali mu drogi odwrotu i nie dali mu wyjść spod ostrzału. Zabito i wzięto do niewoli 150 duszmanów, a rozproszone oddziały zmuszone były wycofać się w zaśnieżone góry, porzucając sprzęt i amunicję.
58
Chociaż coraz bardziej poszerzano zakres działań bojowych i obejmowano nimi nowe rejony, najbardziej deprymujący był ciągły wzrost sił opozycji i aktywności jej oddziałów. W zimie 1983 roku wojna osiągnęła nowy etap. Poprzednio, po nastaniu zimy, kiedy śnieg i mrozy utrudniały poruszanie się i życie w górach, oddziały partyzanckie albo rozchodziły się do wsi, albo wycofywały za granicę na odpoczynek, dając w ten sposób chwilę wytchnienia również swoim przeciwnikom. Teraz natomiast, wzrósłszy w siłę i przyjąwszy strukturę formacji wojskowych - „pułków" i „frontów" występujących z ramienia partii i ugrupowań islamskich - oddziały przestały opuszczać Afganistan i prowadziły działania bojowe przez cały rok. W tym celu musiały korzystać z przygotowanych obozów i baz, do których mudżahedini wycofywali się po wypadach i gdzie otrzymywali uzupełnienie, broń i amunicję. Niektóre bazy stopniowo rozbudowywano i na ich terenie zaczynały powstawać składy, sztaby, węzły łączności, warsztaty ruszn ¡karskie, szpitale i ośrodki szkoleniowe. Na przykład w bazie Dżawara w okręgu Host mieściło się czterdzieści dziewięć rozmaitych obiektów, w tym również własna fabryka amunicji i centrum radiowe, koordynujące działania pobliskich oddziałów. Pojawienie się wojskowej infrastruktury wymagało zorganizowania zaopatrzenia, baz i magazynów. Od tego momentu najważniejszym celem 40. Armii stały się karawany podążające od granicy i dostarczające partyzantom broń, amunicję i wyposażenie. Opozycja zorganizowała cały system przerzucania ładunków z magazynów w Iranie i Pakistanie, a jego główny element stanowiły bazy przeładunkowe i zespoły składów, z któ-
Zwiadowcy wrócili do Kabulu z wielodniowego wypadu. W zimie niezbędne było specjalne wyposażenie - poza wojskowymi kurtkami i waciakami, „ocieplano się" przysłanymi z domu swetrami, nazywanymi „wszarzami", paroma kompletami cieplej bielizny, wykorzystywano robione na drutach wełniane czapki - narciarskie i chroniące przed odmrożeniem „kominiarki" z otworami na oczy i usta. Przed mroźnym wiatrem i odblaskiem od śniegu chroniły gogle motocyklowe i alpinistyczne.
59
Saperzy ustawiają miny na górskiej ścieżce. Oprócz zwykłych min przeciwpiechotnych i przeciwtransportowych stosowano rozmaite „niespodzianki" i „pułapki", ładunki o zapalnikach radiowych i niekontaktowych. Poza saperami z kompanii rozpoznawczych w akcjach brali udział również specjaliści z kompanii minowania specjalnego 45. samodzielnego pułku saperów.
rych dostarczano je do oddziałów wewnątrz Afganistanu. Oddział rozpoznania sztabu 40. Armii naliczył dwanaście baz przeładunkowych i jedenaście zespołów składów, dobrze wyposażonych i bronionych przez stałe garnizony. Częste bombardowania i operacje, które miały doprowadzić do ich zdobycia, nie były najskuteczniejszym rozwiązaniem. W czasie gdy organizowano i przesuwano wojska do trudno dostępnych rejonów przygranicznych, przeciwnik mógł wywieźć większą część zapasów i wycofać siły. Aby zwiększyć ruchliwość wojsk, stosowano na dużą skalę desanty śmigłowcowe. W operacji w prowincji Lohar pod Kabulem przeprowadzonej w sierpniu 1985 roku siłami 103. DPDes. G. oprócz trzech batalionów desantowych użyto wszystkich trzech kompanii rozpoznawczych pułków i dywizyjnej 80. samodzielnej kompanii rozpoznawczej gwardii. Desant zwiadowców lądował na zboczach wąwozów pod silnym ogniem DSzK i moździerzy, ale zapadający zmrok pozwolił uniknąć strat. Jednak ciemności umożliwiły i duszmanom wycofanie się z wąwozu. Drugiego dnia podjęto za nimi pościg i wykonano nowy desant ze śmigłowców, po którym zwiadowcy rozpoczęli przeczesywać kiszłaki, poszukując składów. Zdołano odnaleźć siedem skrytek z bronią ale całą akcję komplikował zupełnie nieprzewidziany czynnik. Okazało się bowiem, że oznaczone na mapie cele nie zgadzają się z miejscowymi nazwami osiedli oraz wzgórz i w konsekwencji nie można było skutecznie wykorzystać danych uzyskanych od miejscowej ludności i przewodników, ponieważ ci zupełnie inaczej nazywali okoliczne punkty terenowe!
60
Na pancerzu BTR-60 PU dowódcy. Na kocach ułożonych dla wygody na pancerzu znajduje się wszystko, co potrzebne w drodze: mapnik z mapami, broń, kamizelki kuloodporne i pojemnik z zawsze przydatną wodą. W Afganistanie korzystano również ze sztabowo-dowódczych BTR-80 i BTR-80K dowodzenia, przeznaczonych do kierowana działaniami na szczeblu batalionu i wyposażonych w radiostacje R-163-50U, portatywne radiostacje UKF sieci pułkowej oraz aparaturę nawigacyjną TNA.
W listopadzie 1985 roku żołnierzy wojsk desantowych ponownie przerzucono śmigłowcami, aby okrążyli dużą bazę partyzantów w położonych na północ od K.andaharu górach Islam-Dara. Operację poprzedziły tygodniowe przygotowania połączone z przeprowadzonymi na szczeblu kompanii ćwiczeniami taktycznymi. Na miejscu, 18 listopada, w czasie lądowania pierwszej grupy od razu zostały strącone cztery śmigłowce Mi-8 (na szczęście nikt nie zginął, ale siedmiu żołnierzy odniosło rany), a pozostałe maszyny nie były w stanie wysadzić desantu. Sytuację uratował pluton rozpoznawczy porucznika W.W. Sierdiukowa, który zajął dwa panujące nad okolicą szczyty i zniszczył punkty ogniowe. Pod osłoną plutonu ruszyła do przodu cała grupa, a na drugi dzień nadciągnęły wojska, które zablokowały i zniszczyły przeciwnika. Spośród żołnierzy desantu nikt nie poległ, a w wąwozie zginęło trzydziestu pięciu duszmanów. Ale walki nie zawsze kończyły się tak pomyślnie - w czasie podobnych operacji często tracono ludzi na minach i w zasadzkach, a ponieważ oddalonych od własnych wojsk obiektów nie można było utrzymać, opuszczano je i po kilku tygodniach bazy ponownie rozpoczynały działalność. Trzeba było dwukrotnie przeprowadzać operacje przeciwko bazie Dżawara, co pewien czas „oczyszczano" Lurkoh, a bazę przeładunkową w prowincji Nangarhar, którą rozgromiono w lutym 1986 roku, już po miesiącu musiano zdobywać powtórnie. Skuteczniejsze okazywały się działania prewencyjne, mające na celu przecięcie szlaków karawan. Przechwycenie transportów nie tylko pozbawiało mudża-
61
hedinów dostaw broni i amunicji, ograniczając ich aktywność i skalę działań bojowych, ale również obniżało morale (lepsze wyposażenie i wyszkolenie bojowników uzyskane dzięki poważnemu wsparciu z zagranicy wyraźnie podnosiło autorytet oddziału wśród sąsiadów, którym powodziło się gorzej). Jednak uniemożliwienie dostaw broni podsycającej działania wojenne było wyjątkowo skomplikowanym i niebezpiecznym zadaniem. Zawód przewodnika karawan przekazywany był z pokolenia na pokolenie. Ludzie ci od najmłodszych lat znali okolicę, wszystkie drogi, ścieżki i kryjówki, potrafili przejść przez niedostępne góry i bezludną pustynię. Transport broni, którą w Afganistanie zawsze traktowano w szczególny sposób, konwojowali najlepiej przygotowani bojownicy. Eskorta, poza karabinkami automatycznymi i granatnikami, mogła dysponować również ukrytymi pod plandekami samochodów wukaemami i armatkami przeciwlotniczymi. W dużych karawanach było do setki zwierząt lub samochodów (najchętniej posługiwano się dżipami nissan i toyota, ponieważ były niezawodne i miały dużąładowność) oraz od osiemdziesięciu do stu ludzi ochrony. Niekiedy transportom towarzyszyły uzupełnienia, które podążały z ośrodków szkoleniowych, pragnące sprawdzić się w walce. Doświadczenie przewodników karawan stało się fundamentem taktyki przerzutów, obfitującej w różne wyrafinowane rozwiązania. Przed wymarszem dużej karawany wysyłano jej trasą zwiadowców, którzy udając koczowników lub wędrow-
Ciężką broń rozbierano na elementy, które mógł przenosić jeden człowiek. Pierwszy w szeregu niesie czternastokilogramowy trójnóg do „Utiosa", następny - lufę, a ostatni korpus masę dziewiętnastu kilogramów. Po jedenaście kilogramów ważyły zasobniki z taśmami po pięćdziesiąt nabojów do „Utiosa".
62
Żołnierze kompanii rozpoznawczych w czasie akcji w dolinie Czarikar. Lato 1986 r.
nych handlarzy sprawdzali, czy na szlaku wszystko jest w porządku i czy można przejść wąwozami i przełęczami. Uwzględniano dyslokację posterunków wojskowych, patrole i trasy przelotów samolotów, miejscowa ludność zaś informowała o zaminowanych miejscach i dostrzeżonych zasadzkach. Przewodnikom pomagali przewożący towary przez granicę kierowcy „burbuchąjek" i pasterze, których wynajmowano, by pędzili swoje stada przed karawaną. Aby uniknąć wykrycia, karawany wędrowały najczęściej w nocy, natomiast w dzień ukrywały się w kiszłakach lub maskowały w zaroślach i wąwozach. Karawany były przeważnie niewielkie - składały się z paru albo nawet tylko jednego samochodu, wielbłąda czy konia z ładunkiem. Zależało to od liczebności i środków finansowych oczekującej na zaopatrzenie bandy. Zdecydowanie nie wszystkie dostawy były bezinteresowne i miejscowi wodzowie, zgodnie z tradycją, która na tych terenach łączyła wojnę i handel, musieli dokonywać wymiany i wysyłać swój towar - kamienie szlachetne i obróbcze, a przede wszystkim narkotyki (afgański haszysz zawsze był wysoko ceniony na wschodzie). Również kierowcy ciężarówek korzystali z panujących na drogach obyczajów i przewozili pomiędzy legalnymi towarami kontrabandę. Za łapówkę przez rządowe posterunki można było przewieźć wszystko, co się chciało. Generał major A. Łuczinski w 1984 roku tak oceniał sytuację: „ Siły zbrojne Demokratycznej Republiki Afganistanu właściwie nie prowadzą walki z karawanami ani też nie otrzymujemy od nich danych, chociaż dwadzieścia cztery bataliony wojsk ochrony pogranicza znajdują się na granicy państwowej z Pakistanem [...] Jako przykład może tu posłużyć 25. DP lub 59. pp, który znajduje się na szlaku karawan, te zaś przechodzą koło niego w odległości dziesięciu-trzydziestu kilometrów".
63
Biwak grupy rozpoznawczej z BWP-2D w parowie u podnóża góry. Zatrzymując się w czasie dnia w cieniu, grupa chroniła się przed słonecznym skwarem, a jednocześnie unikała wykrycia jej przez przeciwnika.
W 40. Armii brakowało górskiego wyposażenia, a zwłaszcza obuwia, niezbędnego w czasie wielodniowych pieszych przemarszów. Do nowości zaliczano buty na mocnej poliuretanowej podeszwie i z wysokimi cholewkami, którymi zastąpiono niewygodne i twarde kamasze z juchtu. Bardzo popularne były również zwykłe adidasy i trampki krajowej produkcji.
64
Pancerna grupa rozpoznawcza 103. DPDes. G. wychodzi w góry z „Tiopłogo Stana" - osiedla sowieckich specjalistów i wojskowych na przedmieściach Kabulu.
Rajd zwiadowców po piaszczystych afgańskich drogach. Odstępy pomiędzy pojazdami zachowywano nie tylko ze względów regulaminowych, ale również po to, by chmura pyłu nie przeszkadzała jadącym z tyłu.
65
Biwak zwiadowców idących na miejsce planowanej zasadzki. Na postojach wystawiano ubezpieczenie bojowe, ale i tak broń zawsze znajdowała się pod ręką.
Celowniczy granatnika AGS-17 osłania ogniem atak plutonu. Obok widać zapasowy bęben z. amunicją odłamkową.
Najwięcej problemów sprawiało wykrywanie karawan i jednostki wojskowe z trudem dawały sobie z tym radę. Z samego tylko Pakistanu prowadziło ponad sto szlaków, które omijały garnizony i strażnice. Nawet gdy informatorzy zauważyli wyjście karawany, informacja o tym przychodziła dopiero po kilku dniach. W konsekwencji, wojsko nie było w stanie przechwycić transportu i ładunek docierał na miejsce przeznaczenia. Próbowano zatrzymać ruch na szlakach karawanowych, patrolując teren, ale na pustyni i w górskich masywach przechwycenia wciąż były dziełem przypadku. Skuteczniejsze okazały się zasadzki. W lipcu 1982 roku dowództwo 103. Dywizji Powietrznodesantowej Gwardii postanowiło zająć się sprawą organizacji zasadzek - przede wszystkim w przygranicznych prowincjach Hilmend i Kandahar. Zastępca dowódcy batalionu 357. sppdes., major W.P Gładyszew tak opisuje przygotowanie grupy rozpoznawczej, która miała realizować takie zadanie: „Wyselekcjonowano i w czasie dziesięciu dni przygotowano dwudziestoosobową grupę, w której skład weszli ci żołnierze, podoficerowie i oficerowie batalionu, którzy odznaczali się wytrzymałością i dysponowali doświadczeniem bojowym. W grupie było dwóch oficerów, chorąży, pięciu sierżantów, dwunastu szeregowych (w tym dwóch łącznościowców, dwóch saperów, sanitariusz, tłumacz). W czasie realizacji zadania grupie stale towarzyszył oficer służb bezpieczeństwa państwowego Afganistanu. Uzbrojenie i wyposażenie grupy: karabinów maszynowych - 6; karabinków automatycznych AKS-74 - 14, jeden karabinek automatyczny AKMS z tłumikiem, po dwie jednostki ognia na każdy egzemplarz broni, po 4 granaty ręczne na
Pluton rozpoznawczy wojsk desantowych wspierany przez BWP-2D. Po rozwinięciu się w tyralierę pod osłoną ognia armatki BWP oraz kompanijnych, „Utiosow" żołnierze pojedynczo, krótkimi skokami przesuwają się do przodu zaczynając od skrzydeł, wybierają ukrycia i udzielają wsparcia ogniowego następnym.
67
Radiooperator i żołnierz biegną po zboczu na wierzchołek.. Wciąż obowiązywała podstawowa zasada walk w górach: „kto jest wyżej, ten silniejszy", zajęcie panujących nad okolicą wzniesień, z których można było szybciej dostrzec przeciwnika, i wybranie najlepszych pozycji strzeleckich stanowiło podstawowe zadanie przy wybieraniu pozycji.
osobę; RGPPanc.-18 - 4, min różnych - 7; jeden noktowizor, kamizelki kuloodporne - u każdego. Grupa ubrana była w kombinezony maskujące i obuwie sportowe". W czasie pierwszego wypadu przeprowadzonego pod koniec czerwca pod wsią Mardża grupa spędziła w zasadzce tylko jedną noc. To wystarczyło, aby za pomocą postawionych min MON-50, granatów i ognia broni maszynowej całkowicie zlikwidować liczący dwudziestu ośmiu ludzi oddział przeciwnika, który trafiwszy w zasadzkę, nie zdążył oddać w odpowiedzi ani jednego wystrzału. Na miejscu starcia zebrano trzydzieści dwie sztuki broni i amunicję; rano grupa wróciła do bazy bez żadnych strat - nawet bez rannych. Do końca września urządzono jeszcze osiemnaście zasadzek, w tym czternaście udanych. Grupa zlikwidowała około dwustu duszmanów, wzięła dwudziestu jeńców, zdobyła ponad dwieście sztuk broni i kilka worków pieniędzy - irańskich riali, pakistańskich rupii i afganów DRA. które miały „podgrzać" wojnę. We wszystkich starciach odniosło rany trzech żołnierzy grupy. Organizatorzy akcji podkreślali, że sukcesy nie przychodzą łatwo i osiągane są dzięki dobrze przemyślanej organizacji, w której nie ma drobiazgów i liczy się wszystko - poczynając od „starannego doboru składu osobowego i precyzyjnego określenia obowiązków", kończąc zaś na „wykorzystaniu specjalnej odzieży i obuwia". W tym samym czasie również żołnierze wojsk desantowych siłami wzmocnionych plutonów rozpoznawczych organizowali zasadzki pod Kabulem i Surubi. Jednak około dziewięćdziesięciu procent ich akcji nie przyniosło żadnych rezultatów. Blokowane trasy okazały się niezbyt trafnie wytypowane, nie zawsze udawało się
68
U stóp Hindukuszu napotykano zachowane z antycznych czasów pomniki zwane stupami. Wyznaczały one granice, do których dotarły wojska Aleksandra Macedońskiego, i były doskonałymi punktami orientacyjnymi w jednostajnym krajobrazie.
Aby uzyskać lepszą propagację, radiooperator grupy rozpoznawczej wszedł jak najwyżej i utrzymuje łączność z bazą. Każda grupa otrzymywała swój program łączności, w którym znajdował się sygnał wywoławczy, częstotliwości i godziny kolejnych seansów. Wśród sprzętu łączności plutonu znajdowały się zazwyczaj radiostacje R-143 oraz pracująca na kanałach lotniczych „Romaszka", służąca do wzywania śmigłowców. Poza tym swoje przenośne radiostacje RR-147 mieli dowódca plutonu, jego zastępca i dowódcy drużyn.
69
BTR-80 kompanii rozpoznawczej wojsk desantowych. Chociaż „osiemdziesiątka" była bardziej nowoczesną konstrukcją, wielu ceniło wyżej BTR-70. Był on uzbrojony w taki sam wukaem K.PWT kalibru 14,7 mm sprzężony z PKT kalibru 7,62 mm i posiadał identyczne opancerzenie, ale dysponował lepszą jednostką napędową składającą się z dwóch silnikowo mocy 120 KM. Takie rozwiązanie uważano za bardziej niezawodne i wytrzymałe, ponieważ przy awarii lub zniszczeniu jednego silnika można było za pomocą drugiego wyprowadzić transporter z pola walki.
Ciężarówka z napędem na wszystkie koła „Ural" była podstawowym wojskowym środkiem transportu. Szanowano ją za bezawaryjność i walory terenowe, dzięki którym zyskała opinię samochodu pokonującego wszelkie przeszkody. Na zdjęciu Ural-4320 z kandaharskiego samodzielnego oddziału do zadań specjalnych.
70
zapewnić zasadzce skrytość, a na domiar złego „góra" wydala rozkaz, aby do zasadzek wyznaczać nie mniej niż dwudziestu pięciu ludzi, którym koniecznie musiało towarzyszyć ciężkie uzbrojenie. Zasadzki organizowane przezjednostki ogólnowojskowe, które zakładano na najbardziej prawdopodobnych trasach, były mało skuteczne z powodu dużej powierzchni stref działania i taidnych warunków terenowych. Przeciwnik przechodził niepostrzeżenie po prawie niewidocznych ścieżkach i dróżkach. Poza tym organizowanie zasadzek przez brygady i pułki odbywało się w mało operatywny sposób - wystawiano je według opracowywanych na cały miesiąc planów, w których nie tylko wyznaczano pododdziały oraz ich wsparcie, ale również terminy i miejsca, gdzie można było oczekiwać przeciwnika. Miejscowa ludność natychmiast dostrzegała wymarsz na miejsce zasadzki. Rozpoczęcie operacji rzucało się w oczy, ponieważ grupa wyruszała w transporterach opancerzonych, które następnie pozostawały w pobliżu, aby w razie potrzeby udzielić żołnierzom wsparcia. W konsekwencji operacje takie bardzo rzadko przynosiły dobre rezultaty. Kolejnym mankamentem była nadmierna „opiekuńczość" zwierzchników: od grupy rozpoznawczej wymagano, aby regularnie co godzina składała meldunki przez radio-o wyjściu, przybyciu na miejsce, stanie gotowości oraz sytuacji - a także by odbierała przekazywane polecenia. Oczywiście tego rodzaju korespondencja radiowa zwracała uwagę przeciwnika i wzmagała jego czujność. W czasie pięciu letnich miesięcy 1983 roku zorganizowano dwa tysiące osiemset zasadzek, z czego skuteczne okazały się zaledwie dwieście sześćdziesiąt dwie (mniej niż dziewięć procent), a w tym samym okresie roku następnego skuteczność i liczba zdobytych sztuk broni nawet się zmniejszyła (sto osiemdziesiąt jeden przechwyceń przeciwnika na dwa tysiące osiemdziesiąt cztery zorganizowane zasadzki - czyli około ośmiu procent). Jak obliczył sztab armii, aby podobnymi metodami całkowicie zabezpieczyć granicę, należałoby dwukrotnie zwiększyć liczebność armii i doprowadzić ją do stanu dwustu tysięcy ludzi. Na początku 1984 roku opracowano plan pod kryptonimem „Zawiesa" (Zasłona), w którym przewidziano cały szereg przedsięwzięć mających na celu zamknięcie szlaków karawan i pozbawienie bandyckich grup dostaw broni i amunicji. Szczególny nacisk położono na stłumienie działalności opozycji w centralnych prowincjach, w których jako tako utrzymywała się władza centralna i zgrupowane były główne jednostki radzieckie. Jak stwierdził B.W. Gromow, ówczesna koncepcja strategiczna sprowadzała się do założenia, że „władza rewolucyjna nie ma prawa upaść. Powinna istnieć i bez względu na cokolwiek umacniać się pod osłoną 40. Armii". W tym celu na najbardziej zagrożonych odcinkach wzdłuż granicy z Pakistanem - południowym i wschodnim - wyznaczone zostały strefy operacyjne jednostek i pododdziałów. Miały one ogólną długość tysiąca i głębokość od stu do trzystu kilometrów. Do realizacji systemu „Zawiesa" użyto jedenastu batalionów piechoty zmotoryzowanej, ale główny ciężar realizacji zadań spadł na trzy bataliony, jedenaście kompanii i sześćdziesiąt plutonów rozpoznawczych.
71
Grupa rozpoznawcza wychodzi na drogę do oczekującego na nią „pancerza". Jeżeli żołnierze działali bez wsparcia środków technicznych albo wychodzili na pieszą akcję, grupa pancerna zazwyczaj znajdowała się w pobliżu, by w razie potrzeby wesprzeć ich ogniem lub pomóc oderwać się od przeciwnika.
Kaemista ubrany w zdobyczną pakistańską kurtkę trzyma PK. pierwszego wzoru z charakterystycznym tłumikiem płomienia. Dwójnóg kaemu rozłożony, magazynek z nabojami dołączony - widać, że broń jest gotowa do otwarcia ognia. Zapasowej lufy prawie nie używano - w czasie walki zazwyczaj wystarczało czterysta pocisków wystrzelonych ogniem ciągłym, na które zezwalała instrukcja.
72
Na strzelnicy zwiadowców z Kandaharu. Na ziemi leży warstwa łusek nabojów wystrzelonych w czasie częstych ćwiczeń ogniowych. Na doskonalenie umiejętności strzeleckich nie żałowano amunicji i jej zużycia nawet nie można porównać z obowiązującą w kraju normą dziesięciu nabojów na żołnierza.
Ćwiczenia grupy 173. sospecnaz przed wyjściem na zasadzkę. Dowódca i kaemista biegną na stanowisko, osłaniani przez trzech pozostałych żołnierzy. Dowódca ma na boku pojemnik z dziesięcioma nabojami do podwieszanego granatnika GP-25. W plutonie granatniki takie mieli dowódca i jego zastępca.
73
ŻOŁNIERZE DO ZADAŃ SPECJALNYCH
Dowodzony przez podporucznika Siergieja Mielniczuka pluton specnazu z 1. kompanii 154. sospecnaz z Dżalalabadu, lato 1987 r. W pododdziale stosowano jednolite umundurowanie - wszyscy żołnierze ubrani są w maskujące KZS, które dla wygody często rozcinano w pasie, dzieląc je na kurtkę i spodnie.
Najbardziej odpowiedzialnymi zadaniami były aktywne poszukiwania i niszczenie karawan. Udowodniły też one swoją skuteczność. Działania takie prowadziło wiele jednostek i pododdziałów, w tym również lotniczych, ale główna rola przypadała rozpoznaniu specjalnego przeznaczenia GRU (zgodnie z koncepcją sztabu generalnego pododdziały Specnazu stworzono w celu przeprowadzania precyzyjnych akcji dywersyjnych na zapleczu przeciwnika - lokalizacji i niszczenia wyrzutni rakietowych, sztabów i innych kluczowych obiektów. Rozkaz ministra obrony z mar-
74
Żołnierze oddziału Specnazu z Kandaharu przed wylotem na zadanie. W składzie grupy - drużyna granatników z AGS-17 „Płamia". Broń rozebrano do transportu i umieszczono w torbie. Oprócz bębna zabrano zapasową taśmę amunicyjną.
ca 1950 roku przewidywał rozwinięcie czterdziestu sześciu kompanii Specnazu w okręgach wojskowych). Przygotowanie, metodyka i taktyka ich działań w pełni odpowiadały charakterowi przewidywanych akcji bojowych, ale do 1984 roku jednostki Specnazu wykorzystywano w ograniczonym zakresie, a często nawet niezgodnie z przeznaczeniem. Po wprowadzeniu wojsk, siły Specnazu GRU w Afganistanie ograniczały się do zaledwie jednej, 469. samodzielnej kompanii rozpoznawczej stacjonującej w Kabulu. Wykorzystywano ją sporadycznie do wykonywania pojedynczych zadań - rozpoznania, rozpoznania uzupełniającego w celu weryfikacji informacji, brania jeńców, a także likwidacji kierownictwa i dowódców opozycji. Później wysłano dwa dalsze oddziały Specnazu (oddział taki liczył około pięciuset ludzi i odpowiadał ogólnowojskowemu batalionowi). W celu zachowania tajemnicy przerzucane do Afganistanu oddziały Specnazu nazywano „samodzielnymi batalionami piechoty zmotoryzowanej"' - 1., 2., i tak dalej. W konsekwencji 154. samodzielny oddział Specnazu został 1. batalionem, a 177. sospecnaz - drugim batalionem. Nazw tych używano zarówno w codziennej praktyce, jak też w wewnętrznej dokumentacji. 154. sospecnaz z Czyrczyku i 177. sospecnaz z Kapczagaju w obwodzie Ałma Ata przerzucono do DRA w październiku 1981 roku. Oddział z Czyrczyku otrzymał swoje oznaczenie - 154. - przed samym wyjazdem, 21 października 1981 roku, a w Afganistanie umieszczono go w mieście Kacza w prowincji Dżauzdżan na północy kraju. W 40. Armii jego pierwszym dowódcą został major I.J. Stodieriewski. W sierpniu 1982 roku oddział przeniesiono do Ajbaku w sąsiedniej prowincji Samangan.
75
Powrót grupy rozpoznawczej z zasadzki. Co drugi żołnierz uzbrojony jest w PK lub PKM. Karabin maszynowy był najwygodniejszą bronią do działania z zasadzki, ponieważ potrzebne tu było duże nasycenie ogniem prowadzonym ze znacznej odległości. W ten sposób można było zatrzymać karawanę, unieruchomić pojazdy i zneutralizować eskortę, a powodzenie często zależało od siły zaskakującego, uprzedzającego ognia. Kandahar, lato 1987 r.
177. sospecnaz pod dowództwem podpułkownika Kierimbajewa sformowano w lutym 1980 roku ze zwiadowców czuczkowskiej 16. Brygady Specnaz (Moskiewski OW) i kapczagajskiej 22. Brygady (Środkowoazjatycki OW), ale swój sztandar bojowy oddział otrzymał dopiero we wrześniu 1981 roku przed wyjazdem do DRA. Oddział przekroczył granicę razem ze 154. sospecnaz 21 października i już tydzień później otrzymał pierwsze zadanie bojowe. Specnaz dysponował własnym sprzętem pancernym (BTR i BWP), ciężarówkami o podwyższonych właściwościach terenowych, moździerzami i armatkami przeciwlotniczymi (duża szybkostrzelność automatycznych ZU-23 i ZSU-23 „Szyłka" w istotny sposób zwiększała siłę ognia pododdziału, a ich duże kąty podniesienia pozwalały ostrzeliwać strome zbocza). Działania Specnazu ograniczały się początkowo do ochrony nielicznych, a przez to ważnych obiektów przemysłowych - zakładów przeróbki gazu w Szibarganie i rurociągu prowadzącego z Pul-i Chumri na północy kraju. Do oddziałów przydzielono oficerów piechoty zmotoryzowanej i praktycznie rzecz biorąc utraciły one dotychczasową specyfikę. Etaty i struktura organizacyjna również przypominały ogólnowojskowe - każdy oddział Specnazu miał w swoim składzie sześć kompanii (trzy specnaz i po jednej saperów i miotaczy ognia, granatnikowo-moździerzowej oraz remontowo-transportowej i zaopatrzenia), a także dwie grupy - łączności i artylerii przeciwlotniczej. Dysponowały one ciężkim uzbrojeniem, w tym również „Szyłkami" i różnorodnym
76
Spccnaz z Kandaharu idzie do śmigłowca wraz z afgańskimi przewodnikami. Wzięto ze sobą wszystko, czego potrzeba w czasie kilkudniowej akcji - kanistry z wodą, odzież, osłony przeciwsłoneczne i żołnierskie koce. Jeden ze zwiadowców - w kombinezonie KZS i krajowych adidasach „kimry" - ma karabinek automatyczny z dołączonym magazynkiem od RPK-74 na czterdzieści pięć nabojów.
1
UW *
Zwiadowcy prowadzą afgańskich przewodników do śmigłowca. Aby nie zdekonspirować pomocników, przywożono ich przed samym startem, ukrywając przed postronnymi i zasłaniając im twarze czałmami. W ten sam sposób opuszczali oni lotnisko po wykonaniu zadania.
77
Śmigłowce Mi-8MT lecą na zadanie. Po pierwszych stratach wszystkie loty - poczynając od łącznikowych i transportowych, a kończąc na szturmowych i poszukiwawczych - wykonywano tylko parami lub kluczami. Dzięki temu można było szybko udzielić pomocy zestrzelonej lub lądującej przymusowo w niegościnnym miejscu załodze. Druga załoga zabierała lotników i desant albo pomagała im doczekać pomocy, osłaniając ogniem z powietrza.
sprzętem pancernym. Na przykład 1. i 2. kompania wyposażone były w BWP-1, natomiast 3 . - w BMD-1, BRDM i BTR-60PB. W czasie natarcia w dolinie Panczsziru użyto 177. sospecnaz. Po zakończeniu operacji jego zwiadowców rozmieszczono na strażnicach w pobliżu Ruhy, wspierając w ten sposób narzuconą, słabiutką „władzę ludową" i osłaniając własne jednostki. Tak niedawno „zwyciężony" przeciwnik wcale nie miał zamiaru kapitulować - 18 lipca znajdujący się w pobliżu kiszłaku Marisztan posterunek 31. grupy rozpoznawczej dowodzonej przez podporucznika I.A. Egiazarowa (piętnastu ludzi, dwa AGS-17, jeden DSzK i moździerz (1
Mi-8MT kandaharskiego pododdziału śmigłowców z 205. samodzielnej eskadry śmigłowców, przydzielonej do 173. sospecnaz. W czasie formowania „specnazowskich eskadr" wyposażano je w najnowsze maszyny ostatnich serii. W celu umożliwienia udzielenia wsparcia ogniowego, wszystkie Mi-8 działające z grupami rozpoznawczymi w systemie „Zawiesa" nie tylko wyposażano w pokładowe karabiny maszynowe, ale również podwieszano po dwa zasobniki UB-32-57 na trzydzieści dwa niekierowane pociski rakietowe.
78
Mi-8MT leci nad pustynią Registan, by wysadzić grupę rozpoznawczą. Aby uniknąć wykrycia, maszyna leci lotem koszącym nad samymi wydmami, niemal dotykając kotami swojego cienia. Taki zabroniony przez wszystkie instrukcje lot z prędkością 150 km/h wymagał precyzyjnego pilotażu, oceny odległości i szybkiej reakcji.
Po kilku mylących lądowaniach, które miały odwrócić uwagę obserwatorów przeciwnika, Mi-8MT wykonuje zawis, by wysadzić grupę. Desant wykonywano najczęściej niedaleko podnóża gór, gdzie grupa szybko kryła się przed ewentualnym pościgiem.
79
Lądowanie grupy Specnazu koło granicy pakistańskiej w czasie przygotowań do operacji w Khosl. Rejon Alizaj-Paraczinar, lato 1986 r.
Grupa kontrolna wraca do śmigłowca po sprawdzeniu obozu koczowników. Do tego rodzaju akcji, nawet prowadzonych w niewielkiej odległości, zawsze brano radiostację - aby składać meldunki o przebiegu kontroli, a w razie konieczności - wezwać wsparcie. Na zwiadowców leci piasek podniesiony podmuchem od obracającego się wimika śmigłowca. Nie wyłączano silników, aby nie tracić ani chwili na ich zapuszczanie w przypadku szybkiej ewakuacji albo „podskoku" z pomocą.
80
Specnaz z Kandaharu po udanej akcji. W pustyni przechwycono karawanę z surowcem do produkcji narkotyków. Zdobyto tysiąc siedemset kilogramów „towaru" i wzięto jeńców bez strat własnych. Czerwiec 1987 r.
Po zatrzymaniu karawany ogniem Specnaz zablokował ją w kotlinie w pobliżu granicy i wezwał szturmowe Mi-24. Uderzeniem z powietrza zniszczono samochody z amunicją. Prowincja Kandahar, 12 lutego 1988 r.
81
BTR-80 173. sospecnaz szykuje się do wymarszu. Zima 1988 r.
Jeńcy przywiezieni ze śmigłowcowej akcji poszukiwawczej. Normalnym zjawiskiem było, że przekazywanych afgańskim władzom podejrzanych zwalniano - często po łapówce - „z powodu braku dowodów winy" i wkrótce znowu pojawiali się w karawanach lub bandach. W związku z tym jeńcom przywiezionym na lotnisko lub do garnizonu zawiązywano oczy, żeby nie mogli zobaczyć i zapamiętać topografii tego miejsca i ustalić, jakie znajdują się w nim siły.
82
Specnaz wziął jeńców. Wielu Afgańczyków nie miało dokumentów, a koczownicy często w ogóle nie słyszeli o ich istnieniu. Po dostarczeniu do bazy przekazywano ich miejscowym organom bezpieczeństwa, które decydowały o losie podejrzanych. Dwóm potencjalnie groźnym, silnie zbudowanym jeńcom związano ręce.
Schwytany z bronią w rękach „duch". Na jego szyi wisi pas amunicyjny, konwojujący go żołnierz niesie odebrany karabin.
83
Słynny „świder" - angielski wielostrzałowy karabin Lee-Enfield, którego różne wzory trafiły w dużych ilościach do Afganistanu jeszcze w latach dwudziestych i trzydziestych dwudziestego stulecia. Silny ładunek miotający, pocisk kalibru 7,62 mm i dobra charakterystyka balistyczna sprawiały, że była to niebezpieczna broń o cechach karabinu strzelca wyborowego. Zasięg ognia skutecznego wynosił do 2500 metrów, a przed jego pociskiem nie chroniła nawet kamizelka kuloodporna.
Rewizja osobista poganiacza karawany. W odzieży Afgańczyków nie było kieszeni, w związku z czym wszystkie niezbędne rzeczy nosili oni w torbach, a pieniądze i dokumenty zazwyczaj ukrywali w czałmie. Afgańczyk siedzi na znalezionych w karawanie workach z przemycanym haszyszem.
84
Desant grupy rozpoznawczej na „kałatce" - szosie z Szachdżoju do Kałatu. Na tej uczęszczanej drodze często można było spotkać samochody z przemytem, a wielu szoferów, którzy z poganiaczy wielbłądów przekwalifikowało się na kierowców, dorabiało, dostarczając ładunki miejscowym bandom. Prowincja Zabal, koniec 1987 r.
Kontrola samochodów na drodze przy pakistańskiej granicy. Zgodnie z miejscowym obyczajem mężczyźni podróżowali na dachu, natomiast kobiety i bydło wewnątrz samochodu. Zakazanymi przedmiotami oprócz towarów z przemytu, broni i amunicji były również niezbędne do prowadzenia wojny mundury, wojskowe oporządzenie i medykamenty.
85
W karawanach często można było spotkać pikapy toyota simrug. Niezawodne, pojemne i proste w obsłudze były mile widzianą zdobyczą wojenną i cieszyły się popularnością w radzieckich jednostkach, w których nazywano je simurkami. Ten samochód otrzyma! nawet numery wojskowej inspekcji drogowej 40. Armii.
Duszmański strzelec - potężnie zbudowany, prawie dwumetrowego wzrostu mężczyzna, zatrzymany w czasie kontroli. Zdradził go siniak na prawym ramieniu - ślad po „kopnięciu" kolby „świdra" albo karabinu maszynowego.
Wyniki działań bojowych 186. sospecnaz Zlikwidowano (zdobyto)
1985
1986
1987
370(15)
279(30)
583(17)
36(1)
1268(63)
4(71)
(65)
25(185)
5(3)
34(324)
Moździerzy
1(4)
1(2)
2(8)
3(5)
1(4)
-d) 6(10)
-(1)
RGPanc.
Buntowników Broni strzeleckiej
1988
Ogółem
-(-)
10(19)
Amunicji do broni strzel. - tys. szt.
33,5 (160,92)
11,9 (92,5)
667,15 (599,7)
7,5 (123,0)
720,05 (976,12)
Pocisków rakiet.
108(38)
-(358)
169 ( - )
-(-)
277(396)
Min ppanc. i ppiech.
123 ( - )
18(-)
-(93)
141(93)
-(76)
62(872)
-(-)
160(154) 222(1102)
7(6)
45(6)
Pocisków moździerzowych Samochodów, motocykli i traktorów
36(7)
4(6)
92(25)
Przechwycony z powietrza na pustyni pikap toyota. Jadący przez bezdroża Afgańczycy widząc śmigłowiec 205 seś, wyskoczyli z samochodu i odbiegli na bok, pokazując, że nie mają broni ani złych zamiarów. Jednocześnie na wypadek gdyby śmigłowiec otworzył ogień, woleli znaleźć się dalej od pojazdu.
„Podnoś") zmuszony był odpierać atak dużej grupy duszmanów. Pod osłoną ognia wielkokalibrowych karabinów maszynowych napastnicy zdołali wedrzeć się na wzgórze, ale skoszono ich ogniem już na terenie strażnicy. Pod koniec zimy 1984 roku postanowiono wykorzystać Specnaz zgodnie z przeznaczeniem. Sto siedemdziesiąty siódmy sospecnaz przeniesiono do Ghazni, znajdującego się przy szosie opasującej cały Afganistan, natomiast 154. sospecnaz umieszczono w Dżalalabadzie, na kierunku pakistańskim. Dziesiątego lutego do Afganistanu wprowadzono trzeci oddział, 173. sospecnaz z Kirowogradu. Sformowano
87
Kontrola ciężarówki Mercedes. Trzymani na muszce kierowca i właściciele ładunku czekają na wynik rewizji. Poszukując przede wszystkim broni i amunicji, worki i bele przekłuwano sondami i sprawdzano wykrywaczami min. Prowincja Paktia, zima 1988.
go rozkazem ministra obrony ZSRR z dnia 29 lutego 1980 roku z żołnierzy 12. Brygady Specnazu (w tym czasie stacjonowała ona w Lagadechi w Zakaukaskim OW). Tak duże opóźnienie wynikało z braku precyzyjnego określenia roli spełnianej przez Specnaz w Afganistanie. Oddział przekroczył granicę 10 lutego, a 14 lutego przybył własnym transportem do Kandaharu, gdzie rozmieszczono go w koszarach koło lotniska. Były to najbardziej zapalne miejsca. Miasto leżało w pobliżu granicy, na skrzyżowaniu starych szlaków karawanowych, i miało podstawowe znaczenie w sprawowaniu kontroli nad południowo-zachodnią częścią kraju. Jesienią w składzie 40. Armii pojawił się jeszcze jeden oddział - sformowany rozkazem z 21 sierpnia 1984 roku 668. sospecnaz („4. batalion") z 9. Brygady z Kirowogradu na Ukrainie. Umieszczono go w miejscowości Kałagułaj, koło bazy lotniczej w Bagramie, a w marcu 1985 roku przeniesiono do miejscowości Sulfa koło „zapalnego punktu" - twierdzy duszmanów Baraki. Z tego też powodu stał się znany jako „barakiński batalion".
88
Aby zapewnić każdemu oddziałowi odpowiednią ruchliwość i wsparcie ogniowe, przydzielono im po cztery śmigłowce transportowe Mi-8 i cztery szturmowe Mi-24. Pochodziły one ze stacjonujących w pobliżu miejsc dyslokacji Specnazu dżalalabadzkiego 335. samodzielnego pułku śmigłowców szturmowych (spśsz), kandaharskiego 280. samodzielnego pułku śmigłowców (spś) i 262. samodzielnej eskadry śmigłowców (seś) z Bagramu. Do współpracy ze Specnazem używano również śmigłowców kabulskiego 50. samodzielnego mieszanego pułku lotnictwa (smieszpl.) Gdy pojawiły się nowe zadania, zmieniono etaty, strukturę i uzbrojenie oddziałów. „Odciążono" je, odbierając ciężkie uzbrojenie, i ujednolicono sprzęt. Teraz Sospecnaz składał się z pięciu kompanii (trzech specnaz i po jednej - minerskiej i remontowej), a także grupy łączności i przeciwlotniczej. Poza tym w skład kompanii specnaz wchodziły od tej pory cztery grupy AGS-17 i miotaczy ognia RPO-A „Szmiel", utworzone z dawnych plutonów miotaczy ognia i granatników kompanii technicznych oddziału. Pierwsza kompania wyposażona była w BMP-2, natomiast 2. i 3. w BTR-60 i BTR-70. Po wprowadzeniu do oddziałów kompanii minerskich w każdym znalazł się pluton minowania specjalnego wydzielony ze składu 45. pułku saperów. W razie potrzeby, aby wesprzeć działania Specnazu w pobliżu garnizonów i baz, przydzielano do akcji pododdziały artyleryjskie. Dysponujące w całej 40. Armii największą sprawnością bojową pododdziały Specnazu otrzymywały najnowszy sprzęt i uzbrojenie - w tym również o specjalnym charakterze. Była to aparatura do łączności, obserwacji i sygnalizacji, broń z tłumikami oraz miny. Wyposażenie i zaprowiantowanie Specnazu było lepsze niż w innych jednostkach, aczkolwiek należy tu przyjąć poprawkę na znany skądinąd bałagan panujący w służbach tyłowych. Do samego końca wojny armia nie otrzymała nowoczesnego sprzętu alpinistycznego i odpowiedniego umundurowania, wiele do życzenia pozostawiały środki maskujące i ciężkie kamizelki kuloodporne. Nieliczne, doświadczalne wzory odzieży specjalnej - kombinezonów, narzut i oporządzenia - pozostały w pojedynczych egzemplarzach. Szczególnie dużo pretensji zgłaszano do wyposażenia medycznego, nieodpowiedniego obuwia i niskokalorycznych racji żywnościowych. Zmuszało to do uzupełnienia zaopatrzenia i korzystania ze zdobycznego wyposażenia i prowiantu, a także wykonywania we własnym zakresie niezbędnych elementów ekwipunku - plecaków, kamizelek i ładownic. Dowódca batalionu major I.W. Sołonik tak opisuje wyposażenie: „Zasadniczo wszyscy żołnierze i oficerowie przerabiali oporządzenie i umundurowanie, ponieważ przydziałowe ograniczało ruchy i było niewygodne. Nikt nie chodził na zasadzki w wojskowym obuwiu. W górach było ono niewygodne i ciężkie, a dzięki pozostawianym przez nie śladom przeciwnik mógł bez trudu zlokalizować zasadzkę". W 177. sospecnaz personel robił „zrzutkę", aby za pośrednictwem wyjeżdżających na urlop zamówić w krajowej spółdzielni krawieckiej partię dwustu-trzystu kompletów niezbędnego wyposażenia. Z rozbitych karawan natychmiast zabierano buty, a także kamizelki,
89
W nocy nie przeprowadzano rewizji - przemykająca w ciemności karawana z całą pewnością nie wiozła rodzynek i orzechów. Los tych, którzy trafili na zasadzkę, rozstrzygany byl w prosty sposób - zmasowanym ogniem niszczącym. Na zdjęciu - pikap simurg dostrzeżony w nocy na drodze i uszkodzony zdalnie sterowaną miną. Kierowca i konwojent zginęli w kabinie samochodu, rankiem zaś dzieła zniszczenia dokończyły śmigłowce. Registan, 18 stycznia 1988 r.
Kontrola karawany na pustyni. Trzymani pod lufami poganiacze spędzają wielbłądy razem i kładą je na ziemi do rewizji ładunku. Śmigłowce osłony krążą obok, gotowe uniemożliwić próby rozproszenia się karawany lub w razie oporu wesprzeć zwiadowców ogniem. W tej karawanie wzięto piętnastu jeńców podejrzanych o to, że podążają z zagranicznego ośrodka szkoleniowego do jednego z miejscowych oddziałów. Prowincja Kandahar, 12 lutego 1988 r.
90
Miejsce pogromu karawany wielbłądów. Zasadzkę zorganizowała 3 kwietnia 1988 r. grupa „Małysza" ppor. Igora Wiesnina z 179. sospecnaz. Do wiosny tego roku za swoją działalność bojową otrzymał Ordery Czerwonej Gwiazdy i Czerwonego Sztandaru.
'
"
k . M M Ł i."1-. -~
~
T
*
V
,
91
Żołnierze 370. sospecnaz przy spalonych toyotach duszmańskiej karawany. Na skrzyniach samochodów - amunicja i motocykle yamaha, koło drzwi zwłoki spalonego kierowcy. Prowincja Gilmend, 1987 r.
maskujące kurtki i spodnie, śpiwory, a zwłaszcza wysokiej jakości medykamenty, środki przeciwbólowe, leki zwiększające krzepliwość krwi, jednorazowe strzykawki, opaski uciskowe i łupki. Działania rozpoznawczo-poszukiwawcze prowadzono niewielkimi manewrowymi grupami. Były to zazwyczaj drużyny w składzie od siedmiu do dziesięciu ludzi. Grupa poruszała się wzdłuż znanych tras karawanowych na kilku BTR-ach, BWP i „Uralach". Ponieważ przez pięć-sześć dób działała samodzielnie i w razie starcia zasadniczo mogła liczyć wyłącznie na własne siły, na pojazdy brano również wukaemy i AGS-17. Grupy Specnazu wysyłano w celu weryfikacji danych rozpoznania, zdobycia broni i jeńców, zlokalizowania biwaków, karawan, magazynów i band. Ustawiały również sprzęt rozpoznawczo-sygnalizacyjny i minowały ścieżki, w tym również przy użyciu specjalnego sprzętu, takiego jak ładunki z zapalnikami radiowymi PD-530, miny niekontaktowe „Ochota" i temu podobne. Prowadząc w listopadzie 1986 roku poszukiwania w rejonie na wschód od Surubi, grupa majora G. Bykowa ze 154. sospecnaz w czasie jednego trzydniowego wypadu zlikwidowała piętnastu duszmanów oraz wykryła trzy składy, biorąc obfitą zdobycz. Dobrze uzbrojonych i przygotowanych grup specjalnych używano również w operacjach ogólnowojskowych, w czasie których wykorzystywano je nie tylko do działań niekonwencjonalnych, ale również w charakterze zwykłych pododdziałów zdobywających umocnienia i osiedla oraz broniących zajętego terenu. Jednak w tych działaniach wyznaczano im szczególną rolę. Na przykład w marcu 1986 roku podczas zdobywania rejonu umocnionego Wasaticzigaj w prowincji Kandahar grupę Specnazu pod dowództwem porucznika Krawczenki desantowano przez pomyłkę prosto na stanowiska obrony przeciwlotniczej duszmanów. Jej oba śmigłowce zostały rozstrzelane ogniem bezpośrednim, ale dwunastu żołnierzy desantu zdołało umocnić się i wyprzeć przeciwnika ze wzgórza. Następnie opanowali oni również sąsiednie wzniesienia, zapewniając w ten sposób powodzenie całej operacji. Dwudziestego marca 1986 roku do szturmu bazy w wąwozie Hadegar pod Kandaharem użyto dużych sił - dwa bataliony 70. BPZmot., dywizjon haubic, dwie eskadry śmigłowców i dwie samolotów szturmowych. Z okolicznych gór zablokowały wąwóz cztery grupy 173. sospecnaz po szesnastu ludzi w każdej (każda miała AGS-17 oraz dwa PK), które przechwytywały wycofującego się przeciwnika, likwidowały go ogniem z zasadzek i naprowadzały lotnictwo. Cała operacja trwała cztery godziny, a jej rezultatem było zabicie dwudziestu duszmanów i wzięcie zdobyczy. Nie poniesiono żadnych strat własnych. Najczęściej jednak oddziały musiały zajmować się zadaniami „specjalistycznymi" - polowaniami na karawany. Specnaz opracował tu swoją metodykę działania. Według oceny sztabu 40. Armii jego żołnierze byli „prawdziwymi zawodowcami o wspaniałym przygotowaniu fizycznym i wojskowym". Ciekawe, że do Specnazu brano najczęściej wcale nie wysokich i potężnie zbudowanych żołnierzy. Zdaniem pułkownika J.M. Starowa, dowódcy batalionu z Czyrczyku, „pakerzy" lepiej nadają
93
Po nocnej zasadzce koło Szachdżoj. Ocalały pikap z ładunkiem i zabici w czasie krótkiej walki członkowie karawany, którym nie udało się rozproszyć.
Kaemista przygotowuje się do strzelania, zapoznając się z punktem ogniowym. Takie ułożone z zebranych w pobliżu kamieni stanowiska osłaniały przed ogniem z broni strzeleckiej. Dzięki nabytym umiejętnościom i dostatkowi znajdującego się naokoło budulca na biwaku grupy rozpoznawczej albo w miejscu zasadzki budowano kilka stanowisk pozwalających prowadzić ogień w różnych kierunkach. W przygotowanych wnękach można było zawczasu ułożyć granaty i zapas nabojów.
94
_
% Duża karawana, której wielbłądy wiozły amunicję i broń. W sakwach wystrzelanych zwierząt znaleziono około setki chińskich pocisków rakietowych.
Znaleziony rankiem na polu walki zabity członek karawany leżący koło rozrzuconych worków z narkotykami. Starano się nie pozwolić uciec żadnemu poganiaczowi czy konwojentowi - strzelanina w górach była czymś normalnym i niemal nie zwracała uwagi, ale uciekinier mógł wezwać pomoc i spowodować nieszczęście.
Mi-8MT z 335. spśsz zabiera wracających z zasadzki żołnierzy Specnazu. Większość ma charakterystyczne, płaskie plecaki RD-54, a niektórzy zwykle plecaki z naszytymi dodatkowymi kieszeniami. Żołnierze przy śmigłowcu niosą przeciwpancerne miny PTM-62. W kombinezonie ostatniego w grupie widać potężną dziurę - ślad wędrówki po kamienistych górach. Nangahar, lato 1986 r.
96
Żołnierze Specnazu koło sztabu 22. Brygady Specnaz w Laszkargahu przed powrotem do kraju. Cały dobytek kończących służbę szeregowych i podoficerów mieścił się w „dyplomatkach", ale niemal wszyscy mają na piersi oprócz obowiązkowego znaku pamiątkowego „Od wdzięcznego narodu afgańskiego" również bojowe Ordery Czerwonej Gwiazdy.
Najcenniejsza zdobycz - pociski rakietowe i stinger, za którego zdobycie automatycznie otrzymywało się medal.
97
Andriej Goriaczew, sierżant 173. sospecnaz z Kandaharu, przed wyjściem na zasadzkę jesienią 1987 roku. Afgańska odzież i czaimy pozwalały grupie udawać jeden z miejscowych oddziałów i zyskiwać decydujące minuty. Do wyposażenia sierżanta należą adidasy, pas z kieszonkami na naboje do podwieszanego granatnika GP-25 i kamizelka polowa, w której kieszeniach oprócz magazynków umieszczano granaty i rakiety sygnalizacyjne. Sierżant Goriaczew zmarł 24 października 1987 roku z licznych ran odniesionych w walce w kiszlaku Kobaj.
Zdobyczne pociski rakietowe,
Wyniki działań bojowych 334. sospecnaz 1985
1986
1987
1988
Ogółem
Buntowników
947
1512
333
186
2978
Broni strzeleckiej
116
262
41
1
420
1
10
2
2
15
Zlikwidowano (zdobyto)
Moździerzy Amunicji do broni strzel. - tys. szt.
67,4
331,5
5
93,5
497,4
Pocisków rakiet.
304
703
3020
394
4491
Min ppanc. i ppiech.
90
46
750
1
9
188
426
Samochodów
4
4
Karawan
1
2
1
33
64
88
Zwierząt jucznych
98
-
4
-
185
się do zapasów. „U nas trzeba nieść na własnym grzbiecie całą górę wszelkiego barachła, broni i prowiantu, a śmigłowce i BTR-y nie są z gumy. Nie potrzebujemy guliwerów, ale niedużych chłopaków". Zgodnie z doświadczeniem oddziału z Kandaharu, typowe wyposażenie na trzycztery dni samodzielnych działań wyglądało następująco: dwie-trzy jednostki ognia do broni osobistej, cztery granaty ręczne (dwa RGD-5 i dwa F-l), jeden RGPPanc.-18 na dwóch, dwa ładunki trotylu po dwieście gramów, pięć świec dymnych i pięć rakiet sygnalizacyjnych, cztery pociski do moździerza 82 mm (jeżeli brano go ze sobą) albo bęben z taśmą do AGS-17, prowiant na trzy do pięciu dób, dwie-trzy manierki z wodą lub herbatą, płachta namiotowa i koc. Zestaw ten ulegał zmianom w zależności od pory roku i warunków - zimą w górach brano dodatkowo ciepłe rzeczy, półpłaszcze i śpiwory. Ciężkie AGS-17, moździerze i karabiny maszynowe rozkładano na elementy o masie piętnastu-dwudziestu kilogramów, które mógł przenieść jeden żołnierz. Niekiedy aby zabrać więcej amunicji, rezygnowano z części prowiantu - j a k uczył wspomniany już Starów,, jeżeli masz ze sobą dosyć nabojów, zawsze zdobędziesz żywność". Pełne wyposażenie żołnierza ważyło w najlepszym wypadku i w „letnim" wariancie od trzydziestu pięciu do czterdziestu kilogramów i były to wyłącznie rzeczy niezbędne. Szykująca się do wypadu grupa liczyła od dziesięciu do dwudziestu trzech ludzi oprócz znajdujących się zawsze w jej składzie strzelca wyborowego, żołnierza z granatnikiem RGPanc. i łącznościowca, mogła w niej być obsługa AGS-17, a także żołnierze zajmujący się korygowaniem ognia artylerii i naprowadzaniem lotnictwa, minerzy i miotaczowi przydzielani z pododdziałów wojsk chemicznych uzbrojeni w miotacze ognia RPO-A z amunicją paliwową. Oddział dzielił się na grupy: uderzeniową, ogniową i osłony, których działania były uzgodnione i przećwiczone zawczasu. Na miejscu akcji uściślano rozmieszczenie sił i wzajemne wsparcie. Podstawowym elementem była trzyosobowa grupa, w której dowódcę wyznaczano nie zawsze zgodnie ze stopniem wojskowym, ale na podstawie doświadczenia. W konsekwencji młody oficer mógł stać się podwładnym doświadczonego sierżanta. Wyjście na miejsce zasadzki, w którym można się było spodziewać karawany lub bandy, stanowiło zawsze najbardziej skomplikowaną część planu. Od utrzymania go w tajemnicy zależał nie tylko sukces, ale również los grupy. W miejscach, w których rzucał się w oczy każdy obcy człowiek, zasadzkę mogli zdekonspirować koczownicy, pasterze albo miejscowa ludność, obserwację prowadziły posterunki duszmanów, natychmiast informując o zagrożeniu przez radio, za pomocą ognisk sygnalizacyjnych albo „zajączków" słonecznych. Aby „przechytrzyć" przeciwnika, opracowywano działania dezinformujące i różne sposoby przerzucania oddziału. Początkowo wymarsz odbywał się transporterami opancerzonymi i ciężarówkami, przy czym niekiedy jednocześnie wysyłano w innych kierunkach pozorujące grupy pancerne. Po dotarciu do ustalonego rejonu grupa schodziła z pojazdów i zgodnie z zasadą „zwiadowcę karmią nogi" forsownym marszem jak najszybciej odchodziła w bok. Potem następowało połączone z myle-
99
Zdobycz ze składu duszmanów. Naboje i broń różnego typu - w tym również różnorodne strzelby myśliwskie, kilka „świdrów" różnych wzorów i lat produkcji, półautomatyczny karabin SKS, a także RGPanc. Są tu również skrzynki z zapalnikami i granatami, pakiety materiałów wybuchowych, zwoje lontów różnego typu, skrzynki amunicyjne do kaemów oraz miny o karbowanych plastykowych korpusach, na które nie reagowały wykrywacze.
100
niem śladów dojście do oddalonego zazwyczaj o dziesięć-dwadzieścia kilometrów (a niekiedy znacznie więcej) miejsca zasadzki. Pojazdy jechały dalej, starając się hałasem odwrócić uwagę przeciwnika, pozostawały jednak stosunkowo blisko, aby w razie konieczności wesprzeć żołnierzy. Taka strefa wyczekiwania nie powinna się jednak znajdować bliżej niż trzydzieści-pięćdziesiąt kilometrów, bo obecność pojazdów mogłaby spłoszyć karawanę. W zasadzce wiedziano, że w razie czego pomoc nie zdoła szybko przybyć, i dysponując jedynie lekkim uzbrojeniem, liczono na wyszkolenie, a także na element zaskoczenia i szczęście. Po zajęciu stanowisk („osiodłaniu trasy") żołnierze Specnazu starali się w żaden sposób nie zdradzić miejsca zasadzki, unikając jakiegokolwiek ruchu i nie rozpalając ognisk. Wykrywszy niebezpieczeństwo, przeciwnik w najlepszym przypadku zamykał trasę i albo przeczekiwał, albo zmieniał drogę karawany. W najgorszym - po zlokalizowaniu oddziału duszmani podciągali siły i dysponując przewagą liczebną i uzbrojenia, starali się go zniszczyć. Natknięcie się na zasadzkę duszmanów groziło grupie już przy samym wymarszu. Na terytorium wroga, nawet przy dobrej organizacji oraz maskowaniu, oddział pozostawał niewykryty zasadniczo nie dłużej niż dwietrzy doby i jeżeli zasadzka w tym czasie nie przyniosła rezultatów, starano się ją zwinąć, nie czekając na przeciwdziałanie nieprzyjaciela. Bardzo szybko dały o sobie znać mankamenty takich metod, przypominających ogólnowojskowe operacje w miniaturze, połączonych z wyjściem kolumn, towarzyszącego im ciężkiego sprzętu i działaniami bojowymi na miejscu zasadzki. Skuteczność działań Specnazu zależała przede wszystkim od skrytości i zaskoczenia, a nie sprzyjał temu mało sprawny i długotrwały wyładunek grupy. To właśnie w dużym stopniu było przyczyną słabej skuteczności zasadzek w pierwszym roku działań Specnazu - zimą 1984/1985 siły ograniczonego kontyngentu zorganizowały tysiąc czterysta sześćdziesiąt zasadzek, ale procent udanych akcji tego typu pozostał na poprzednim, niezbyt wysokim poziomie. Pomyślniejsze były operacje, w których uczestniczyły śmigłowce. Wysadzały one grupy i pozostawały w gotowości wsparcia ich ogniem z powietrza, a w razie konieczności - szybkiego ewakuowania. W marcu 1985 roku nastąpiły stopniowe zmiany, w trakcie których przeorganizowano i znacznie wzmocniono siły Specnazu. Zachowując stacjonującą w Kabulu 469. kompanię specnaz, liczbę oddziałów zwiększono do ośmiu, przerzucając dalsze trzy ze Związku Radzieckiego i formując jeden na miejscu. Oprócz jednostek Specnazu znajdujących się w Kandaharze, Dżalalabadzie i Ghazni, w Afganistanie znalazły się dodatkowo: 334. sospecnaz („5. batalion"), 370. sospecnaz („6. batalion"), 186. sospecnaz („7. batalion") ¡411. sospecnaz („8. batalion"). Trzysta trzydziesty czwarty sospecnaz sformowano w zimie 1985 roku ze stacjonującej w Marinoj Gorkie (Białoruski OW) 5. brygady i uzupełniono go personelem z 2., 14., 9. i 22. SBSpecnaz. Po przerzuceniu do Czyrczyku oddział własnym transportem wyruszył do miejsca przeznaczenia i przybył do Asadabadu 29 marca.
101
Grupa z kabulskiej 469. kompanii Specnazu zajmuje stanowiska na kamienistej grani nad wąwozem przy wylocie doliny Panczsziru. Blokowanie trasy karawan w rejonie pełnym duszmanów wymagało skoncentrowania środków ogniowych. W składzie grupy operatorzy miotaczy ognia RPO-A „Szmiel". Używana przez nie amunicja paliwowa zapewniała oddziałowi dużą siłę ognia, nie ustępującą w niczym ciężkiej artylerii. Rejon Anwa, wrzesień 1986 r.
Wyniki działań bojowych 370. sospecnaz w latach 1985-1988 Zdobyto
Zlikwidowano
Buntowników
161
1160
Broni strzeleckiej
441
-
Moździerzy
214
30
RGPanc.
211
28
Amunicji do broni strzel. - tys. sztuk
1097,1
1358,3
Min ppanc. i ppiech.
817
918
Samochodów i motocykli
111
Zwierząt jucznych Narkotyków, kg
102
55 11 680
98 -
18 000
Pierwszym dowódcą oddziału został major W.J. Tierientiew. Stałe miejsce pobytu 334. sospecnaz, działającego w szczególnie trudnym przygranicznym rejonie, było tak blisko granicy z Pakistanem, że bazy mudżahedinów znajdowały się praktycznie rzecz biorąc tuż za rzeką Kunar, skąd często ostrzeliwano garnizon. Dolina Kunar, w której znajdowało się bardzo wiele oddziałów duszmanów, bardzo szybko potwierdziła swoją złą sławę. Grupa z nieostrzelanej jeszcze pierwszej kompanii 334. sospecnaz wyszła, aby przeczesać wąwóz Marawar, gdzie 21 kwietnia dostała się pod ogień z zasadzek, została odcięta od swoich wojsk i prawie całkowicie zniszczona. W walce zginął dowódca kompanii kapitan N.N. Cebruk, dowódca grupy podporucznik N.A. Kuzniecow wysadził się w powietrze granatem i w podobny sposób postąpiło dalszych siedmiu okrążonych żołnierzy. Poległych trzeba było wynosić, tocząc walkę; w czasie trzech dni oddział stracił dwudziestu dziewięciu ludzi. Wkrótce potem zmieniono dowódcę oddziału - na dwa lata został nim major G.W. Byków, który zasłynął jako „Grigorij Kunarski". Sformowany 1 stycznia 1985 roku w Czuczkowie (Moskiewski O W) 370. sospecnaz dowodzony przez majora I.M. Krota przybył na miejsce stacjonowania w Laszkargah (prowincja Gilmend) 21 marca. Niedaleko, w Szachdżoju, 14 kwietnia rozmieszczono przysłany z Izajasławia (Przykarpacki OW) 186. sospecnaz. Sformowano go z 8. SBSpecnaz na podstawie zarządzenia Sztabu Generalnego z 6 stycznia 1985 roku zgodnie z etatem Nr 21/422. Tworzenie „południowego pasa" zakończyło na jesieni umieszczenie w Farahu 411. sospecnaz, zorganizowanego z żołnierzy 70. SBPZmot. i 5. DPZmot. G. Zadaniem tych oddziałów było przecięcie szlaków prowadzących przez pustynie Hasz i Registan, na których na dobrą sprawę nie było strażnic i garnizonów. Pod względem organizacyjnym oddziały Specnaz połączono w dwie brygady 15. i 22. SBSpecnaz, których sztaby mieściły się w Dżalalabadzie i Laszkargahu (bardziej znanym jako Laszkariewka). Na podstawie zarządzenia Nr 314/2/0208 Sztabu Generalnego w kwietniu wprowadzono dowództwa i pododdziały zabezpieczenia tyłów obu brygad. W skład 15. brygady weszły 154., 177., 668. i 334. sospecnaz, a 22. brygady - 173., 370., 186. i 411. sospecnaz (ten ostatni został ostatecznie sformowany w zimie 1985 roku). W sztabie 40. Armii ogólnym kierownictwem Specnazu zajmowała się grupa operacyjna „Ekran", która dostarczała brygadom dane rozpoznania i koordynowała ich działania. W każdym batalionie znajdowało się około pięciuset ludzi i ogółem siły Specnazu liczyły ponad cztery tysiące żołnierzy. O poziomie ich skuteczności w porównaniu z pododdziałami ogólnowojskowymi najlepiej świadczy fakt, że według obliczeń dowództwa 40. Armii, do wypełnienia tego samego zadania - zablokowania granicy - zwyczajnymi siłami potrzeba było osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Wojska rozmieszczone w pasie wzdłuż granicy pakistańskiej i na południu powinny były kontrolować strefę o długości prawie tysiąca dwustu kilometrów. Dane o 186. oddziale pozwaląjąocenić jego działalność bojową. Do końca 1985 roku, czyli w czasie nieco ponad dwustu dni, jego żołnierze przeprowadzili dwieście
103
Specnaz wykorzystywano w charakterze „straży pożarnej" - do wykonywania zadań o szczególnie złożonym charakterze i w innych rejonach. An-26 przywiózł grupę rozpoznawczą 173. sospecnaz oraz jej sprzęt i uzbrojenie z powrotem do Kandaharu.
Dowódca grupy prowadzi do śmigłowca afgańskiego przewodnika. Aby uniknąć rozpoznania i utrzymać w tajemnicy współpracę z „szurawi", Afgańczycy osłaniali twarze czałmą, zdejmując ją dopiero w śmigłowcu.
104
Rozmieszczenie Specnazu 40. Armii (stan z jesieni 1985 r.).
Jeńcy przywiezieni z zasadzki. Dowódca grupy ma w ręku AKS-74 z GP-25, a na plecach turystyczny plecak z przytroczonym śpiworem i nocną lornetę BN-2.
105
dwa wypady bojowe i czterdzieści pięć wylotów na kontrolę. Najczęstsze były akcje grup (dwieście wymarszów) oraz zasadzki i tylko dwukrotnie użyto sił całego oddziału do ataków na bazy duszmanów. Przeprowadzono trzydzieści sześć udanych zasadzek (osiemnaście procent), w których zlikwidowano trzystu siedemdziesięciu duszmanów, zniszczono trzydzieści cztery samochody i bardzo wiele amunicji, wzięto piętnastu jeńców i zdobyto dziewięćdziesiąt osiem sztuk broni. Straty własne wyniosły dwunastu zabitych, w tym dwóch oficerów. Kadra dowódcza oddziałów Specnaz 40. Armii w Afganistanie 154. samodzielny oddział specnaz październik 1981-19 października 1983: major Igor Stodieriewski 19 października 1983-10 października 1984: major Wasyl Oleksiejenko 10 października 1984-14 sierpnia 1985: major Władimir Portniagin (odszedł z oddziału z powodu rany, zastąpiony przez kapitana Aleksieja Diemientiewa) 14 sierpnia 1985-1 października 1986: kapitan Ramii Abzalimow 1 października 1986-listopad 1987: major Władisław Gilucz (przeniesiony na stanowisko dowódcy 334. sospecnaz) listopad 1987-maj 1988: kapitan Władimir Worobiew 177. samodzielny oddział specnaz 28 lutego 1980-19 października 1983: podpułkownik Boris Kierinibajew 19 października 1983-10 lutego 1984: podpułkownik Władimir Kwaczkow (odszedł z oddziału z powodu kontuzji) 10 lutego 1984-19 maja 1984: podpułkownik Władimir Griaznow 4 sierpnia 1984-6 listopada 1984: major Bachyt Kastykbajew 6 listopada 1984-18 lipca 1985: major Wiaczesław Judajew (odszedł z oddziału z powodu kontuzji) 18 lipca 1985-1 października 1986: major Aleksiej Popowicz 1 października 1986-15 lutego 1989: major Anatolij Błażko 668. samodzielny oddział specnaz 16 marca 1985-14 sierpnia 1985: podpułkownik Igor Judin 14 sierpnia 1985-8 sierpnia 1986: podpułkownik Modiest Ryżyk (zastąpiony przez majora Jewgienija Rieznika) 8 sierpnia 1986-14 kwietnia 1987: major Władimir Udowiczenko (zdjęty ze stanowiska za straty personelu, przeniesiony do 22. SBSpecnaz) 14 kwietnia 1987-czerwiec 1988: podpułkownik Anatolij Korczagin czerwiec 1988-11 lutego 1989: podpułkownik Walerij Gorotienkow
106
334. samodzielny oddział specnaz 22 stycznia 1985-16 maja 1985: major Wiktor Tierientiew 15 maja 1985-maj 1987: major Grigorij Byków czerwiec 1987-listopad 1987: podpułkownik Aleksandr Kłoczkow (zdjęty ze stanowiska z powodu niespełniania wymogów dowódczych) listopad 1987-maj 1988: podpułkownik WładisławGiłucz 370. samodzielny oddział specnaz styczeń 1985-kwiecień 1986: major Iwan Krot kwiecień 1986-maj 1987: kapitan Aleksandr Fomin maj 1987-maj 1988: major Wladisław Jeriemiejew
Szkolenie Specnazu z użyciem Mi-8MT. Żołnierze ćwiczą desant ze śmigłowca i odskok z miejsca lądowania. W celu zyskania na czasie desant zazwyczaj wysadzano z zawisu. Śmigłowiec utrzymywał wysokość 0,5-1 m nad ziemią, unikając niebezpieczeństwa uszkodzenia podwozia w nieznanym terenie, a gdy grupa z niego wyskoczyła, natychmiast odlatywał.
107
WOJNA ŚMIGŁOWCOWA
Zwiadowcy prowadzą ćwiczenia na lądowisku śmigłowców 205. seś w Kandaharze. Maszyny tej jednostki nie miały na kadłubie numerów identyfikacyjnych, które mogły zdradzić, że należą do „specnazowskiej" eskadry. Zamiast nich na wewnętrznej stronie iluminatorów naklejano wycięte z papieru niewielkie cyfry.
Współpraca ze śmigłowcami zdobyła sobie prawo obywatelstwa pod koniec 1985 roku, kiedy każdej brygadzie przydzielono samodzielną eskadrę śmigłowców (seś). Do tej pory współdziałanie śmigłowców, aczkolwiek niewątpliwie pożyteczne, nie zawsze udawało się skoordynować, a był to przecież warunek udanego desantu, skutecznej zasadzki i zniszczenia karawan. Przeszkadzała kwestia odmiennego podporządkowania Specnazu i załóg śmigłowców. Poza tym jednostki śmigłowców pracujące na rzecz armii były obciążone własnymi zadaniami - to one wykonywały zdecydowaną większość przewozów, dostaw zaopatrzenia, desantów, rozpoznania i wsparcia ogniowego wojsk, nie zawsze mogły więc przydzielić odpowiednią liczbę maszyn. Załogi, które sporadycznie latały ze Specnazem, nie znały jego specyficznej taktyki, co źle wpływało na wzajemne zrozumienie i utrudniało wykonanie zadania. Przypadek taki miał miejsce 25 września 1985 roku, gdy grupa rozpoznaw-
108
cza 173. oddziału po dokonaniu desantu z Mi-8 należącego do 280 spl nawiązała walkę z duszmanami i zdobyła ciężarówkę z bronią. Tymczasem śmigłowce odleciały, aby uniknąć rozpoczynającego się ostrzału, pozostawiając zwiadowców. W rezultacie musieli oni sami oderwać się od pościgu i eskortując zdobycz, przebijać się do najbliższej strażnicy. Wspólne zadania i ciągłe współdziałanie doprowadziły do wypracowania jednolitych metod, łączących dynamikę działań Specnazu z technicznymi możliwościami lotników. Obie strony szybko się zgrały, przy czym zakwaterowanie obok siebie w garnizonie i przyjacielskie kontakty w dużym stopniu sprzyjały osiąganiu wspólnych celów. Z 15. SBSpecnaz powinna była współdziałać 239. seś, a z Laszkargahem - 205. seś, którą specjalnie w tym celu sformowano. Obie eskadry otrzymały śmigłowce najnowszych typów - Mi-8MT i Mi-24 wersja W (uzbrojona w kaemy) i P (z działkami), wkrótce jednak przyszło zalecenie, aby „specnazowskie" eskadry dysponowały tylko potężniejszymi śmigłowcami szturmowymi uzbrojonymi w działka. Dwieście piątą i 239. seś włączono w skład lotnictwa 40. Armii, ale zadania otrzymywały one przede wszystkim za pośrednictwem „Ekranu" i jedynie w sporadycznych przypadkach używano ich do zaopatrzenia i przerzucania desantów w czasie operacji ogólnowojskowych. Obie eskadry odbyły przygotowania do działań na pustyni w bazie w Kaganie pod Bucharą i na górskim poligonie w Czyrczyku. Dwieście piątą seś wprowadzo-
Osłaniana przez krążące nad górami Mi-24 „ósemka" leci wąwozem koło Kabulu, aby zabrać grupę.
109
no do Afganistanu 25 grudnia 1985 roku, a jej sztab rozmieścił się w Laszkargahu, nieopodal dowództwa 22 SBSpecnaz. W eskadrze znajdowały się trzydzieści dwa śmigłowce (po szesnascie Mi-8 i Mi-24), a jej cztery oddziały, z których każdy dysponował czterema „ósemkami" i czterema „dwudziestkami czwórkami", były przydzielone do oddziałów brygady i stacjonowały w ich pobliżu. Dwieście trzydziesta dziewiąta seś z dwudziestoma czterema śmigłowcami przybyła do Afganistanu miesiąc później, 30 stycznia 1986 roku. Połowa jej maszyn wraz z dowództwem stacjonowała w Ghazni, aby współpracować z „Czajką" (tak brzmiał sygnał wywoławczy tamtejszego oddziału Specnaz), a jej rejon działania obejmował prowincje Ghazni. Paktia i Paktika. Reszta załóg pozostała w Dżalalabadzie, skąd operowały przede wszystkim w ciągnącej się wzdłuż granicy dolinie rzeki Kunar. We wrześniu 1986 roku 239. seś zebrano w Ghazni, skąd udzielała wsparcia również sąsiedniemu „barakińskiemu batalionowi". Taką dyslokację zachowano także w późniejszym okresie. Specnaz z Dżalalabadu i Asadabadu, gdzie strefy były mniej rozległe, w dalszym ciągu obsługiwały śmigłowce tamtejszego 335. samodzielnego pułku lotnictwa szturmowego, z którym współpraca dobrze się układała. Mimo wszystko jednak również i tu zdarzały się nieuniknione w czasie wojny przykre incydenty, kiedy z powodu braku koordynacji (albo co gorsza z powodu różnicy w postawionych zadaniach) operacje nie przynosiły sukcesów i towarzyszyły im poważne straty. W czasie przeprowadzonego 28 i 29 marca 1986 roku ataku dwóch oddziałów Specnazu na rejon umocniony Karera na południe od Asadabadu ich grupy zostały zablokowane przez duże siły przeciwnika. Wezwane śmigłowce, których lotnisko znajdowało się w odległości zaledwie dwudziestu kilometrów, pojawiły się nad polem walki dopiero po trzech godzinach i w związku z zakazem odkrywania ognia w strefie przygranicznej, zwlekały z udzieleniem wsparcia. W czasie tej walki Specnaz stracił ośmiu ludzi, dwóch przepadło bez wieści, a około dwudziestu odniosło rany. Za jednąz przyczyn niepowodzenia uznano nieprzemyślane użycie Specnazu, który rzucono do frontalnego ataku na umocnienia. Dowódcę 15. SBSpecnaz pułkownika Babuszkina zdjęto ze stanowiska, Specnazowi zaś od tej pory zakazano prowadzić podobne operacje i polecono skoncentrować się na przynoszących lepsze rezultaty zasadzkach i patrolach. Aby wysadzić grupę lecącą na zasadzkę, co zazwyczaj przeprowadzano pod wieczór, śmigłowce z żołnierzami na pokładzie leciały w wyznaczony rejon, zmieniając kilkakrotnie kurs i wykonując pozorowane lądowania i zawisy, imitując desant. Na zadanie zawsze wylatywała para Mi-8 (aby w przypadku awarii jednego z nich drugi mógł zabrać załogę i desant), samo zaś wysadzenie grupy osłaniały z powietrza Mi-24, patrolujące w tym najniebezpieczniejszym momencie okolicę. W celu lepszego maskowania przelot wykonywano na minimalnej wysokości, przyciskając się do ziemi i lawirując pomiędzy zboczami. W czasie niebezpiecznych manewrów zdarzało się, że lecący lotem koszącym śmigłowiec „orał" ziemię, obrywał sobie podwozie i cudem wydostawał się z kamiennych pułapek. Latem 1987 roku w 239.
110
Mi-8MT z 205. seś idzie do lądowania, by u podnóża Czarnych Gór wysadzić grupę, która zorganizuje zasadzkę. Zamknięte drzwi zdają się świadczyć, że jest to jedno z pozorowanych lądowań, mających na celu zdezorientowanie przeciwnika.
Mi-8MT z 50. smieszpl. Odlatuje po desantowaniu grupy w Panczszirze. Aby nie zdradzić zwiadowców, śmigłowiec odlatuje z miejsca lądowania, kryjąc się w wąwozie przed duszmańskimi obserwatorami. Desant górską ścieżką idzie w góry do miejsca zasadzki. Rejon Ruha, lato 1988 r.
seś „ósemka" zaczepiła o skałę i wygięła goleń podwozia tak, że koło przebiło podłogę, zbiorniki i ukazało się w kabinie, pomiędzy żołnierzami desantu. Zwiadowcy byli cali skąpani w nafcie, ale śmigłowiec zdołał normalnie wylądować i szybko go wyremontowano. Na trasie lotu do miejsca desantowania wykonywano około dziesięciu pozorowanych lądowań, w czasie których podnosiły się widoczne z daleka chmury kurzu i piasku. Niekiedy wyjście grupy ze śmigłowca odbywało się w sposób niezauważalny nawet dla pilotów, pochłoniętych wykonywaniem pozorujących manewrów. W 205. seś w marcu 1986 roku zdarzyło się, że w trakcie jednego z kolejnych monotonnych fałszywych przyziemień część grupy pospiesznie opuściła maszynę i na-
111
W „ósemkach" używano PKT - czołgowej odmiany karabinu maszynowego. Różnił się on od standardowego PK montowaniem na obrotnicy lub ruchomym ramieniu, dwoma uchwytami z przyciskiem spustowym zamiast kolby, spustem elektrycznym i bardziej masywną lufą, dzięki której można było prowadzić ogień bardzo długimi seriami, nie narażając lufy na przegrzanie. Zazwyczaj stosowano taśmy z 250 nabojami, ale zdarzało się, że montowano dłuższe - liczące do 400-450 nabojów, z których przynajmniej jedna trzecia stanowiła naboje z pociskami smugowymi. Bez dobrze widocznych nawet w dzień czerwonych śladów praktycznie rzecz biorąc nie można dostrzec z powietrza, jak układają się serie.
tychmiast ukryła się, aby uniknąć ewentualnego wykrycia i pościgu, druga zaś część pozostała na pokładzie. Wśród żołnierzy, którzy desantowali się ze śmigłowca, znalazł się doświadczony sierżant służby nadterminowej, który chociaż nie miał radiostacji, zdołał zorientować się w terenie i tej samej nocy spalił dwie ciężarówki duszmanów. Działania w pobliżu szlaków karawan były niebezpieczne nie tylko dla desantu. Dziewiątego października 1986 roku zasadzkę, którą wysadzono w pobliżu Szachdżoj, natychmiast wykryto i śmigłowce musiały pospiesznie ją ewakuować. W czasie lądowania Mi-8 kapitana Dubiny został rozstrzelany z RGPPanc. i spłonął, załoga zaś razem ze Specnazem musiała wycofać się w góry i przez całą noc ukrywać przed pościgiem. Dopiero rankiem śmigłowce wysłane na poszukiwania zdołały zabrać wszystkich. Grupa organizująca zasadzkę po wylądowaniu natychmiast ukrywała się i oczekiwała na karawanę. Specnazowcy, aby się nie zdradzić, nakładali niekiedy afgańską odzież, w której przynajmniej z daleka nie budzili podejrzeń i mogli udawać jedną z okolicznych band (w takiej sytuacji mówiono: „przynajmniej dopóki będą się zastanawiać, nie oberwiesz pierwsząkulą"). W kwietniu 1984 roku grupa rozpoznawcza 173. oddziału, w którym najczęściej stosowano, jnaskaradę", spędziła w zasadzce ponad dwie doby i chociaż została dostrzeżona przez pasterzy, mimo wszystko doczekała się karawany pięciu samochodów. W czasie pięciogodzinnej walki zniszczyła część eskorty i ładunku, zdobyła ładunek i jeden z ocalałych dżipów.
112
Gdy przeciwnik miał dużą przewagę, śmigłowce przerzucały wsparcie. Zdarzały się sytuacje, w których do walki włączali się wszyscy żołnierze oddziału i śmigłowce eskadry. W razie konieczności wzywano samoloty, które dopomagały Specnazowi, przeprowadzając uderzenia szturmowe. Takie współdziałanie stosowano najczęściej w Kandaharze, gdzie na lotnisku stacjonowała po sąsiedzku eskadra Su-25, która utrzymywała łączność ze Specnazem i często wysyłała parę maszyn w celu osłony desantu, zwłaszcza w pobliżu granicy. Kwietniową nocą 1986 roku zwiadowcy, którzy przez trzy doby obserwowali za pomocą„Realii" drogę przy kiszłakach Garkołaj i Kuczkaj-Karaz w pobliżu szlaku do Kandaharu, wykryli kolumnę sześciu samochodów. Aby je przechwycić, wystartował klucz Mi-24, który ostrzelał karawanę i oświetlił ją,żyrandolami", czyli bombami oświetlającymi. Do wskazanego celu wyruszyły natychmiast z pełną prędkością trzy grupy pancerne na BWP-2, które nawet nie musiały otwierać ognia - przeciwnik nie wytrzymał koszmaru nocnego ataku i rozbiegł się, porzucając bez walki toyoty z bronią. W czerwcu 1987 roku Specnaz z Ghazni zdołał przy wsparciu 239. seś zniszczyć dużą karawanę, w której znajdowało się ponad sto jucznych zwierząt. Trzy tygodnie później niemal w tym samym miejscu zdołano powtórzyć sukces i na przetartym szlaku znowu rozbito dużą karawanę. Najczęściej jednak zdobycz była o wiele skromniejsza i skład grupy rozpoznawczej ustalano, zakładając, że walczyć będzie z niewielkimi karawanami i oddziałami. Zwiadowcy realnie oceniali swoje możliwości, unikając dających minimalne szanse sukcesu starć daleko od swoich wojsk z dysponującym przewagą przeciwnikiem, i nie prowadzili pościgu za karawanami, które chroniły się w osadach, gdzie za każdym domem mógł się kryć wróg. Przeczesywanie kiszłaku wymagało sił znacznie większych od tych, jakimi dysponowała niewielka grupa rozpoznawcza. Jednocześnie sukcesem było nawet zniszczenie pojedynczego samochodu i zdobycie jednej czy dwóch sztuk broni - w każdym razie z nich już nie strzelano w naszą stronę. W celu przechwycenia przeciwnika często stosowano patrole par Mi-8 z grupami kontrolnymi na pokładzie, które latały wzdłuż szlaków karawanowych i dróg. Metoda ta pozwalała w znacznym stopniu rozszerzyć strefę przechwytywania i objąć kontrolą rozległy teren. Ich polem działania były rejony podporządkowane poszczególnym oddziałom, z wyłączeniem głównych szlaków komunikacyjnych, na których odbywał się intensywny ruch własnych samochodów oraz spokojnych „kupców". Na szosach tych patrole śmigłowcowe nie miały prawa zatrzymywać pojazdów, a kontrolę przeprowadzały posterunki drogowe. Na patrole wylatywało niemal codziennie po kilka par, niekiedy zaś przeprowadzano je również w nocy, odnajdując przeciwnika dzięki reflektorom samochodów i ogniskom obozowisk. Sposób prowadzenia kontroli określał rozkaz dowództwa armii „O organizacji działań rozpoznawczo-bojowych według systemu «Zawiesa»". Po wykryciu karawany lub samochodu, zatrzymywano je, oddając z powietrza strzały ostrzegawcze. Obleciawszy obiekt dookoła i zorientowawszy się w sytuacji, załoga lądowała w pobli-
113
Zwiadowcy przenoszą ładunek przywieziony przez „ósemkę" na jeden z posterunków pod Kabulem.
żu (według instrukcji odległość minimalna wynosiła osiemset-tysiąc metrów od karawany i nie mniej niż trzy tysiące metrów od osady). Tam część zwiadowców zajmowała stanowiska, trzymając karawanę na celowniku, gotowa osłaniać zespół kontrolny, który wyruszał do celu. W tym momencie śmigłowiec miał obowiązek natychmiast wystartować i krążyć w pobliżu gotów do podjęcia akcji. Zazwyczaj sytuacja wyjaśniała się natychmiast. Jeżeli ludzie w karawanie usiłowali się rozbiec albo rozlegały się wystrzały, ich los rozstrzygał ogień desantu i uderzenie z powietrza. Toboły z ładunkiem i skrzynie ciężarówek sprawdzano za pomocą zaostrzonych prętów i wykrywaczy min, a odnalezione w ten sposób zakazane towary zabierano na pokład śmigłowca lub palono, względnie wysadzano w powietrze razem z samochodami. Tak samo niszczono zwierzęta juczne i likwidowano stawiających opór. W praktyce poszczególnych punktów nie przestrzegano w niewolniczy sposób, ale za ich pomocą określano jedynie granice bezpieczeństwa. Za przeciwnika uznawano w jednoznaczny sposób ludzi z bronią albo usiłujących się ukryć. Wtedy obywało się nawet bez lądowania i w tym celu wszystkie „specnazowskie" Mi-8 wyposażano nie tylko w karabiny maszynowe, ale również w dwa zasobniki z niekierowanymi pociskami rakietowymi. Lądowania przeprowadzano bliżej niż zalecano w instrukcji, bo w odległości dwustu-trzystu metrów, aby obwieszeni bronią żołnierze grupy kontrolnej mniej się męczyli dojściem do karawany. Jeżeli zachowanie poganiaczy nie budziło podejrzeń, śmigłowiec oczekiwał na powrót grupy na ziemi, nie gasząc jednak silników.
114
Z powodu charakterystycznego wyglądu i maskowania Mi-24 nazywano „krokodylem" i „pasiastym". Zgodnie z instrukcją, w „specnazowskich" eskadrach miały znajdować się Mi-24 wyposażone w dwulufowe działko pokładowe GSz-2-30K, kalibru 30 mm. Odznaczało się ono dużą niezawodnością i z powodzeniem wykorzystywano je do niszczenia stanowisk ogniowych oraz samochodów w karawanach.
W 186. oddziale w 1986 roku liczba lotów na kontrole wzrosła czterokrotnie, do stu sześćdziesięciu ośmiu, natomiast w tym samym czasie procent udanych zasadzek zmniejszył się (szesnaście z dwustu dwudziestu dziewięciu, czyli siedem i pół procenta). Zlikwidowano dwustu siedemdziesięciu dziewięciu duszmanów i zniszczono sześć samochodów, wzięto trzydziestu jeńców oraz zdobyto osiemdziesiąt siedem sztuk broni, przy stratach własnych wynoszących sześciu zabitych i dwudziestu czterech rannych. W następnym roku zasadzek zorganizowano jedynie sto siedemdziesiąt sześć (w tym czternaście udanych, czyli osiem procent), a liczba lotów na kontrole wzrosła półtora raza - do dwustu trzydziestu ośmiu. O ich skuteczności dobitnie świadczą rezultaty - pięciuset osiemdziesięciu trzech zabitych mudżahedinów, trzydzieści dziewięć spalonych samochodów i trzydzieści cztery motocykle, siedemnastu jeńców i dwieście siedem sztuk broni. Specnazowi powierzano zadania szczególnej wagi. Wśród nich było wydane na szczeblu rządowym polecenie wzięcia do niewoli zagranicznego doradcy wojskowego, dzięki czemu uzyskano by niezbędnie potrzebny politykom dowód ingerencji zachodnich mocarstw i „reakcyjnych reżymów arabskich". Nie brakowało informacji o obecności zagranicznych wojskowych, ale polowanie na nich nie przynosiło rezultatów. W czasie operacji przeprowadzonej 17 września 1984 roku w pustyni Registan grupa rozpoznawcza, która w odpowiednim czasie znalazła się we właściwym miejscu, przechwyciła dwa samochody, zlikwidowała eskortę i wzięła do
115
niewoli Francuza Jeana Aboucharda. Podejrzewano go, że jest pracownikiem wywiadu, ale ostatecznie wyjaśniło się, że był dziennikarzem. Dokładnie rok później, 18 września 1985 roku, specnazowcy z Kandaharu dopadli i całkowicie zlikwidowali koło osady Tahsildar bandę mułły Malanga, w której poległ również Amerykanin Charles Thomton. Do niewoli wzięto również innych cudzoziemców, ale wciąż nie uzyskano potwierdzenia, że są oni „żołnierzami fortuny" albo pracownikami służb specjalnych. Wprawdzie nie udawało się złapać obywatela zachodniego państwa i jedynym dowodem uczestnictwa w wojnie obcokrajowców były doniesienia ChAD-u i nasłuchy radiowe, jednak wypady, których celem było zdobycie egzemplarzy broni dostarczanej duszmanom, przynosiły konkretne rezultaty. Niektóre z nich okazały się interesujące nie tylko dla wojskowych, ale również dla naszego przemysłu zbrojeniowego, ponieważ były to wyroby wysoko zaawansowane technicznie. Znajdowały się wśród nich miny, środki łączności, a zwłaszcza ręczne wyrzutnie kierowanych pocisków ziemia-powietrze, które stały się poważnym zagrożeniem dla samolotów i śmigłowców. Do opracowania sposobów przeciwdziałania niezbędny był autentyczny egzemplarz stingera, za którego zdobycie z góry obiecano tytuł Bohatera Związku Radzieckiego. Zadanie było tym ważniejsze, że według danych wywiadu przeciwnik oczekiwał na dostawę setek rakiet, zamiast jak dotychczas pojedynczych egzemplarzy. Pierwsze stingery pojawiły się w Afganistanie na początku jesieni 1986 roku i już kilka tygodni później grupa rozpoznawcza majora Bykowa z 173. sospecnaz zdobyła pod Kandaharem trzy kompletne wyrzutnie wraz z pociskami. Dowódca grupy nie otrzymał jednak obiecanego odznaczenia z powodu „negatywnej oceny", zarzucającej mu naruszanie zarządzeń trwającej w tym czasie kampanii antyalkoholowej. Następne stingery trzeba było zdobywać w walce. Piątego stycznia 1987 roku patrol śmigłowców wykrył na południe od Szachdżoj karawanę składającą się z pięciu motocykli. Do śmigłowców odpalono dwie rakiety, przed którymi załogi zdołały uratować się unikami. Grupa majora J. Siergiejewa desantowała się i odpowiedziała ogniem, likwidując szesnastu z siedemnastu partyzantów. Spaliła również motocykle i dostarczyła do bazy jeńca, dwie wyrzutnie i jedną kompletną wyrzutnię z pociskiem. W późniejszym okresie specnazowcy „Czajki" zdobyli w ukrytym w jaskini składzie cztery nowiutkie stingery, a ze znajdujących się na nich oznakowań fabrycznych wynikało, że wyprodukowano je w amerykańskich zakładach General Dynamics przed niecałym miesiącem. Po przyjęciu decyzji o wyprowadzeniu wojsk radzieckich i ogłoszeniu polityki zgody narodowej dowództwo 40. Armii wydało polecenie, aby od 15 stycznia 1987 roku nie przeprowadzać ataków lotniczych oraz artyleryjskich, a także ograniczać akcje jednostek i pododdziałów do ochrony dróg, garnizonów i obiektów. Przeciwnik uznał to jednak za oznakę słabości władzy i podjął bardziej aktywne działania, starając się wykorzystać dogodną sytuację. W „traktatowych" kiszłakach, w których nie powinny działać wojska, mudżahedini organizowali składy i kryjówki; 116
wycofywali się do nich po przeprowadzonych atakach. Strategia zakładająca stopniowe ograniczanie prowadzonych na dużą skalę działań bojowych nie objęła Specnazu. Wręcz przeciwnie, jego rola się zwiększyła. Jednocześnie od wiosny 1987 roku wprowadzono w życie system „Barier", w którego ramach sektory rejonu zaporowego na wschodzie i południowym wschodzie przydzielono jednostkom i pododdziałom. Miały one zamknąć je ciągłym łańcuchem posterunków i strażnic oraz „osiodłać" drogi i przełęcze, zamykając dostęp do stolicy karawanom i bandom. Organizowanie zasadzek i wypadów bojowych na tereny kontrolowane przez przeciwnika wymagało coraz większej pomysłowości. W marcu 1987 roku, po otrzymaniu informacji o przygotowywanym wyjściu karawany, zwiadowcy 70. SBPZmot. potajemnie przerzucili do najbliższej strażnicy „Truba" pluton rozpoznawczy pod dowództwem porucznika A.N. Chołoda. Obserwację trzeba było prowadzić jeszcze przez trzy tygodnie. Zwiadowcy ukrywali się przed wzrokiem osób postronnych i w dzień żaden z nich nie opuszczał budynków. Ustaliwszy trasę przemarszu karawany ochranianej przez dwa posterunki mudżahedinów, zaczęto przygotowywać zasadzkę. Odwracając uwagę przeciwnika, nie kryjąc się, do miasta wyruszyły trzy BTR-y z żołnierzami strażnicy. O północy muzułmańskiego Nowego Roku liczący dwudziestu sześciu ludzi pluton rozpoznawczy, wzmocniony drużyną AGS-17, na piechotę wyruszył na miejsce zasadzki. Pozostawiwszy w jaskini grupę osłony, zwiadowcy zamaskowali się w pobliżu drogi, gdzie musieli spędzić jeszcze dwie doby. Ostatecznie karawana się nie pojawiła, ale mimo wszystko akcja się udała. Przechwycono samochód w eskorcie motocyklistów i zlikwidowano jadących w nim przywódcę dużej bandy Okę i jego doradcę. W kwietniu 1987 roku kompanię rozpoznawczą porucznika J.N. Piętrowa ze 108. DPZmot. w celu zorganizowania zasadzki dostarczono na strażnicę „Bliżniaja" samochodami „Wojentorgu" - wojskowego przedsiębiorstwa handlowego - a jej grupa pancerna udawała eskortę. Na ewentualnych trasach odwrotu karawany duszmanów ustawiono zawczasu miny. Wykonująca nocny przemarsz kolumna jucznych zwierząt trafiła w pułapkę - artyleria strażnicy otworzyła ogień pociskami oświetlającymi, a zwiadowcy ostrzelali karawanę z zasadzek, spychając przeciwnika na pola minowe, gdzie eksplodowały wszystkie miny. Na polu walki pozostały ciała trzydziestu ośmiu zabitych członków karawany, natomiast kompania rozpoznawcza miała dwóch lekko rannych. W pierwszej połowie 1987 roku (od 1 stycznia do 15 czerwca) pododdziały Specnazu przeprowadziły osiemset czterdzieści lotów bojowo-rozpoznawczych. Podczas stu sześćdziesięciu ośmiu z nich zdołano przechwycić partyzantów, broń i dostawy o charakterze wojskowym. W tym okresie siły Specnazu zniszczyły sto trzydzieści jeden karawan, osiemdziesiąt samochodów i zlikwidowały tysiąc czterystu szesnastu duszmanów, zdobyły sześćdziesiąt dziewięć wyrzutni rakietowych pocisków przeciwlotniczych, cztery tysiące pięćset pocisków rakietowych, dziewięć tysięcy kilogramów narkotyków i dwa miliony osiemset tysięcy nabojów - jedną trzecią całej zdobyczy 40. Armii.
117
Zakładanie taśm amunicyjnych do czterolufowego karabinu maszynowego JaKB-12,7 mm, w jaki wyposażony był śmigłowiec szturmowy Mi-24W. Kaem ten, o bardzo dużej szybkostrzelności, wynoszącej 4500 wystrzałów na minutę, zasypywał cel prawdziwą uiewą ognia. Masa salwy wynosiła 3,6 kg/s - cały porządek więcej niż w przypadku „Utiosa" piechoty.
• »V? "V
V./ v .•
"
"
Mimo to jednak, według oceny oddziału rozpoznawczego sztabu 40. Armii, zdołano przechwycić zaledwie jedną piątą wszystkich karawan. Zdarzały się również niepowodzenia-najczęściej z powodu niedokładnych danych rozpoznawczych oraz błędów w planowaniu i wybranej taktyce. Tragiczne konsekwencje mogła mieć niewłaściwa ocena sił przeciwnika, tym bardziej że i tak najczęściej trzeba było działać w warunkach jego przewagi liczebnej. Lot patrolowy przeprowadzony 8 grudnia 1987 roku przez dwa Mi-8 kapitanów Jewdokimowa i Radajewa miał nieoczekiwany finał. Dowódca grupy kontrolnej postanowił zatrzymać i przesłuchać dostrzeżonego z powietrza motocyklistę. Okazało się jednak, że zwiadowcy wylądowali w samym środku „duszmańskiego rejonu", który doradzano omijać dużym łukiem, a o lądowaniu nawet nie powinno się myśleć. Grupa znalazła się pod krzyżowym ogniem z ziemi i nadlatujący śmigłowiec Jewdokimowa niemal od razu został trafiony z granatnika... Załogę uratowała niewielka wysokość - maszyna opadła w dół i płonąc coraz silniej, potoczyła się po ziemi. Radajew natychmiast przyszedł mu z pomocą zabrał załogę i specnazowców, ale zanim jego Mi-8 zdołał nabrać wysokości, również został trafiony i spadł nieopodal. Ostrzeliwani lotnicy i zwiadowcy oczekiwali na ratunek, osłaniani ogniem działek Mi-24. W tej walce zginął jeden żołnierz, a wielu odniosło rany. Kilkakrotnie grupy same trafiały w pułapkę i ginęły. Czyhający na nie duszmani czekali, aż odlecą śmigłowce, otaczali zasadzkę i nakrywali ogniem. Niekiedy przed karawaną wysyłano pojedynczy samochód-przynętę, licząc na to, że zasadzka się
118
ujawni. Do miejsca walki ściągały okoliczne bandy i jeżeli przylot śmigłowców się opóźniał, zablokowana grupa mogła liczyć tylko na własne siły i zmniejszające się zapasy amunicji. W grudniu 1986 roku zwiadowcy „Czajki" ponieśli duże straty w czasie kolejnej akcji mającej na celu zdobycie stingerów, które wciąż uznawane były za najcenniejszy łup (każda zdobyta wyrzutnia oznaczała nie tylko zmniejszenie zagrożenia dla samolotów i śmigłowców, ale również pozwalała im prowadzić normalną pracę, bez której niemożliwe były działania armii). Na granicy, w rejonie Tarwe, grupę zablokowano na wysokości 2901 metrów, ale gęsta mgła nie pozwalała jej ewakuować. Zwiadowcy musieli prowadzić walkę w okrążeniu, pod ogniem moździerzy i dział. Dopiero po trzech dniach śmigłowce dowódcy 239. seś podpułkownika Leontiewa i kapitana Maksimowa zdołały przedrzeć się przez przełęcz i wywieźć ciała poległych i 12 pozostałych przy życiu żołnierzy. Czarny okazał się również październik 1987 roku, kiedy duże straty poniosły na południu oddziały z Kandaharu i Szachdżoju. W nocy 24 października grupa rozpoznawcza 173. sospecnaz zorganizowała zasadzkę w odległości siedemdziesięciu pięciu kilometrów od Kandaharu. O świcie zablokowała ją duża banda. Wezwana grupa pancerna spóźniała się z powodu awarii sprzętu. Dwudziestu specnazowców, którzy zajęli pozycje w ruinach opuszczonego kiszłaku Kobaj, przez pięć godzin znajdowało się pod ostrzałem. W walce poległo dziewięciu ludzi, w tym również zastępca dowódcy batalionu major Udowiczenko, a wszyscy pozostali przy życiu żołnierze odnieśli rany (złośliwym kaprysem.losu był fakt, że pół roku wcześniej majora Udowiczenkę zdjęto ze stanowiska dowódcy 668. sospecnaz i przeniesiono do brygady „za straty wśród personelu"). Tydzień później, 31 października, 186. sospecnaz stracił pod Szachdżojem dwunastu ludzi, w tym również dowódcę grupy porucznika O. Oniszczuka. Oficerowi temu, który w czasie półrocznej służby odniósł sukcesy we wszystkich jedenastu akcjach bojowych, i tym razem początkowo dopisywało szczęście. Zdołano zdobyć ciężarówkę z bronią i grupa zatrzymała się przy niej. oczekując na następne samochody karawany. Kilka godzin później zwiadowcy znaleźli się w okrążeniu. Walka
Mi-8MT 262. seś z Bagramu. Na bocznych płytach pancernych kabiny załogi widać białe gwiazdki, z których każda oznacza pięćdziesiąt lotów bojowych. Załogi śmigłowców musiały wykonywać dziennie po sześć, siedem albo nawet więcej wylotów na zadania.
119
trwała długi czas i przy życiu pozostało tylko czterech żołnierzy. Wystrzeliwszy wszystkie naboje, Oniszczuk i kapral Isłamow wysadzili się w powietrze granatem. W czasie operacji pod Laszkargahem 29 stycznia 1988 roku Specnaz prowadził rozpoznanie, w czasie którego żołnierze znaleźli się pod skoncentrowanym ogniem granatników. Udało się im wydostać z opresji jedynie dzięki wsparciu z powietrza, przy czym trzej żołnierze odnieśli rany, a jeden wykpił się utratą plecaka zerwanego z szelek przez pocisk granatnika. W maju 1988 roku, z chwilą rozpoczęcia wyprowadzania wojsk, Specnaz wraz z pozostałymi jednostkami 40. Armii opuścił dotychczasowe miejsca postoju. Sto pięćdziesiąty czwarty sospecnaz wrócił do Czyrczyku, 334. sospecnaz również przeszedł na teren Środkowoazjatyckiego OW, a potem powrócił na Białoruś, do końca maja opuściły Afganistan także 173., 411., 370. i 186. sospecnaz. W czasie ostatnich miesięcy działania były dość intensywne. Sto pięćdziesiąty czwarty sospecnaz zdołał przeprowadzić pięć udanych akcji, przy czym w czasie jednej z nich zdobyto stingera, za co kapitana W. Worobiewa, który przejął oddział dopiero w styczniu i był - na marginesie mówiąc - jego najmłodszym dowódcą, odznaczono dwoma Orderami Czerwonego Sztandaru. W sierpniu wycofano z Afganistanu „specnazowskie" 205. i 239. eskadry śmigłowców. Na ich doświadczenie w lotnictwie wojsk lądowych nie było zapotrzebowania i obie eskadry rozformowano. Do jesieni w Afganistanie pozostały tylko dwa oddziały - 177. i 668. sospecnaz - działające na północy i w okolicach Kabulu, przy czym ten ostatni stacjonował bezpośrednio w koszarach sztabu 40. Armii. W czasie ostatnich miesięcy podstawowymi zadaniami było przechwytywanie karawan oraz zapobieganie ostrzeliwanu stolicy i wycofujących się kolumn. W tym celu przy drogach i na wzniesieniach panujących nad okolicą organizowano dodatkowe posterunki i punkty oporu, które ochraniały miejsca noclegów wojsk i udaremniały podejmowane przez mudżahedinów próby przedostawania się w pobliże dróg. Na samym tylko kierunku wschodnim - od Kabulu do granicy radzieckiej - znajdowało się sto dziewięćdziesiąt dziewięć punktów wartowniczych. Strefa działań Specnazu znacznie się zmniejszyła, ale również w drugiej połowie 1988 roku jednostki armii zdołały zdobyć czterysta siedemnaście karawan, wraz z przewożonymi przez nie ponad trzydziestoma tysiącami pocisków rakietowych i dwudziestoma pięcioma tysiącami min. W ostatnich dniach 668. sospecnaz zajął posterunki na odcinku Czaugani-Doszi przy drodze prowadzącej do granicy, natomiast 177. sospecnaz ochraniał strefę przygraniczną koło Hajratonu. Na kierunku zachodnim ewakuację wojsk z Heratu i Szindandu osłaniały kompanie rozpoznawcze 371. i 101 ppzmot., na wschodnim, gdzie Afganistan opuszczał również sztab 40. Armii - sbr z 108 DPZmot. i 783 sbr z 201. DPZmot. Zwiadowcom 783. batalionu sądzone było zostać ostatnimi radzieckimi żołnierzami i oficerami na terytorium Afganistanu. Towarzysząc dowódcy 40. Armii, przekroczyli granicę 15 lutego 1989 r.
120
1
Mi-24P kapitana Bielajewa z 205. seś w locie. Uzbrojenie „pasiastego" w locie rozpoznawczo-bojowym stanowiły zazwyczaj - oprócz działka pokładowego - zasobniki B-WW20 z dwudziestoma niekierowanymi pociskami rakietowymi kalibru 80 mm, najczęściej z głowicami odłamkowo-burzącymi, oraz dwa kierowane pociski ppanc. „Szturm" w rurowych wyrzutniach-zasobnikach. Tych ostatnich pocisków używano do niszczenia bronionych lub ruchliwych celów, kiedy wymagana była duża celność i siła rażenia. Zima 1988 r., okolice Kandaharu.
Spis skrótów użytych w książce A.-armia B. - Brygada BPZniot. - batalion piechoty zmotoryzowanej Bspecnaz - brygada specnazu (do zadań specjalnych) B T R — transporter opancerzony B W P - bojowy wóz piechoty C h A D - Służba Informacji Państwowej, kontrwywiad Demokratycznej Republiki Afganistanu DPDes. - dywizja powietrznodesantowa DPZmot. - dywizja piechoty zmotoryzowanej G., g . - g w a r d i i kpzmot. - kompania piechoty zmotoryzowanej OW - okręg wojskowy pcz - pułk czołgów ppzmot. - pułk piechoty zmotoryzowanej SBDSz - samodzielna brygada desantowo-szturmowa s b r - samodzielny batalion rozpoznawczy SBSpecnaz - samodzielna brygada specnazu S B P Z m o t . - S a m o d z i e l n a Brygada Piechoty Zmotoryzowanej seś - samodzielna eskadra śmigłowców sospecnaz - samodzielny oddział specnazu specnaz - do zadań specjalnych smieszpl. - samodzielny mieszany pułk lotnictwa sppdes. - samodzielny pułk powietrznodesantowy sppzmot. - samodzielny pułk piechoty zmotoryzowanej s p r r s p — samodzielny pułk rozpoznania radiotechnicznego specjalnego przeznaczenia spś - samodzielny pułk śmigłowców spśsz - samodzielny pułk śn ' ' /eh
121
Książka dwóch wybitnych rosyjskich autorów - znawców sił specjalnych, poświęcona jest stosunkowo mało znanemu aspektowi interwencji radzieckiej w Afganistanie: udziałowi w tym konflikcie pododdziałów rozpoznawczych 40. Armii oraz przydzielonych jej elitarnych jednostek Specnazu, przeznaczonych „do zadań specjalnych". Zwiadowcy oraz Specnaz stanowili stosunkowo niewielką część „ograniczonego kontyngentu wojsk radzieckich", bo tak oficjalnie nazwano 40. Armię, prowadzącą działania bojowe na terenie Afganistanu. Od samego jednak początku interwencji kontyngent ów uczestniczył w nieproporcjonalnie dużej w stosunku do jego liczebności liczbie akcji, których celem było spacyfikowanie i zniszczenie opozycji, a także „utrwalenie władzy ludowej". W książce zostały opisane działania różnego typu wykonywane przez pododdziały rozpoznawcze i Specnaz - poczynając od rozpoczynającego interwencję zaskakującego uderzenia na obiekty rządowe w Kabulu, a zwłaszcza na pałac prezydencki Tadż-Bek. Zajęcie tego obiektu oraz (o czym autorzy jednak nie wspominają) fizyczna likwidacja ówczesnego przywódcy DRA, umożliwiło przejęcie władzy przez przywiezionego z ZSRR Babraka Karmala. Czytelnicy znajdą tu również opisy typowych działań bojowych i stosowanej w nich taktyki, przy czym na pierwszy plan wysuwa się kwestia niszczenia systemu zaopatrzeniowego oddziałów partyzantki afgańskiej (transportu oraz baz i składów). Przedstawiono też i poddano wnikliwej analizie różnorodne elementy taktyczne stosowane w działaniach przeciwpartyzanckich: wypady, zasadzki, patrole oraz kontrole ruchu drogowego, a także system strażnic i posterunków, które miały odebrać mudżahedinom swobodę ruchów i umożliwić podporządkowanie prowincji władzy centralnej. Osobny rozdział został poświęcony zastosowaniu śmigłowców w działaniach Specnazu, omówiono też obszernie organizację radzieckich pododdziałów i grup rozpoznawczych oraz specnazowskich, a także ich uzbrojenie i wyposażenie. Wielką zaletą książki jest nigdy dotychczas nie publikowany w Polsce materiał ilustracyjny.
\
V
\ £ r ' p - t i i§W _
m
http://ksiegarnia.bellona.pl/