James Lucerno - Próba bohatera
4
Mojemu synkowi Jakeowi i Nowej erze Jedi
5
Y N O
NE
A N Z
Fondor
W
NÊ
TR
...
18 downloads
494 Views
2MB Size
Report
This content was uploaded by our users and we assume good faith they have the permission to share this book. If you own the copyright to this book and it is wrongfully on our website, we offer a simple DMCA procedure to remove your content from our site. Start by pressing the button below!
Report copyright / DMCA form
James Lucerno - Próba bohatera
4
Mojemu synkowi Jakeowi i Nowej erze Jedi
5
Y N O
NE
A N Z
Fondor
W
NÊ
TR
ZN
E
Bakur a
EW
or
R
ty wia
GR OM A SS DA I-R GW UU IE KÓ ZD W NA
O M rd An ante ob ll Vort is Ith ex Bilbrin g i Reecee t scan Coru A AD HT (Alderaan) M AC KIE O O N G GR OR £ÊB RO Kuat D KO G J¥ ki kty Commenor j¹dra gala Korelia dina Duro Gynmool KOLONIE mma Rho Osarian wy o l IE RUBIE¯E d an UB na YagDhul h n R Ty ak E A I szl W RZ i ANSJ O k P O S s K K W N NE iañ REJO OD EST THA relS SEKT R o PRZ BO K - EN OR JU EK Y Rodia ui VE SA Umgul w KS Sullusta tha A Naboo Bo Roon Eriadu Clakdor VII ODLEG£E RU S Sluis Van EL EKT Tatooine Zhar RO OR Dagobah OD Ryloth GRO Alzoc III MA SEK A DA TOR MIN A OS KA RZ TH O OL W A ST ZE R P IE IK Z D
E I N
End
I G E
kh
szl a
Rim
mi
Koreliê
añs ki
Trasa na
and
low y
t na ro in p Va Bes Hoth on Is
6
IÊ M RA
Belk (Hels adan M U ka) I Bast i PER o D n ( M Sern I Muu ubrill pida ion n l) Yag Dantoilist aM o i n e nie G ga Agaarqui jsza dro a k mar ñs ydia DathomiraH Y av S hor ME EKT in y Way RID OR dlow land IA n a My h NA k rkr szla GROMADA Obroa-skai iañski m e TION l r e P ar GROMADA HAPES m a k l y y y Ka Kasihn ari a t s i a l Tho Bimm A RZ O W TW TÓ S E E¯ ZE UT PR H utta Nal H I b ra a B
Ile
zj
a
SZ K Ho esse GR CZ¥ l OM TK no gh r CRO ADY I N
R TO EL EK LNY S PÓ NG WS TI
nia ma Al
Gamorra Hy d dro iañsk ga a
Pzob BIE¯E
lag ru Co
wy i szlak handlo Perlemiañsk Ra llt Br Es Rhi Ch tii n s en el n an r a e t l aa s dr ila l
7
Gwiezdne Wojny: Powieci
44 lata przed Now¹ nadziej¹
32 lata przed Now¹ nadziej¹
22 lata przed Now¹ nadziej¹
20 lat przed Now¹ nadziej¹
Uczeñ Jedi czêæ I i II
Gwiezdne Wojny czêæ I: Mroczne widmo
Gwiezdne Wojny czêæ II
Gwiezdne Wojny czêæ III
3 lata po Nowej nadziei
3,5 roku po Nowej nadziei
4 lata po Nowej nadziei
6,57,5 roku po Nowej nadziei
Gwiezdne Wojny czêæ V: Imperium kontratakuje Opowieci ³owców nagród
Cienie Imperium
Gwiezdne Wojny czêæ VI: Powrót Jedi Opowieci z pa³acu Hutta Jabby Wojny ³owców nagród: Mandaloriañska zbroja Spisek Xizora Twardy towar Pakt na Bakurze
X-skrzyd³owiec: Eskadra £obuzów Ryzyko Wedgea Pu³apka z Krytos Wojna o bactê Eskadra Widm ¯elazna Piêæ Dowódca Solo
14 lat po Nowej nadziei
1617 lat po Nowej nadziei
17 lat po Nowej nadziei
18 lat po Nowej nadziei
Kryszta³owa gwiazda
Trylogia Kryzys Czarnej Floty: Przed burz¹ Tarcza k³amstw Próba tyrana
Nowa rebelia
Trylogia koreliañska: Zasadzka na Korelli Napaæ na Selonii Zwyciêstwo na Centerpoint
8
Kiedy co siê wydarzy³o
100 lat przed Now¹ nadziej¹
03 lata po Nowej nadziei
ok. 25 lat przed Now¹ nadziej¹
Przygody Landa Trylogia Calrissiana: Hana Solo: Myloharfa Sharów Rajska pu³apka Gwiezdne Wojny Gambit Huttów Ogniowicher Oseona czêæ IV: wit Rebelii Gwiazdogrota ThonBoka Nowa Nadzieja Przygody Hana Solo: Han Solo na Krañcu Gwiazd Zemsta Hana Solo Han Solo i utracona fortuna 8 lat po Nowej nadziei lub ksiê¿niczki Leii
19 lat po Nowej nadziei Duologia Rêka Thrawna: Widmo przesz³oci Wizja przysz³oci
9 lat po Nowej nadziei
11 lat po Nowej nadziei
Opowieci z kantyny Mos Eisley Spotkanie na Mimban
1213 lat po Nowej nadziei
Trylogia Akademia Dzieci Jedi Trylogia Thrawna: Jedi: Miecz Ciemnoci Dziedzic Imperium Ciemna Strona Mocy W poszukiwaniu Jedi Planeta zmierzchu Uczeñ Ciemnej X-skrzyd³owiec: Ostatni rozkaz Strony Wojownicy X-skrzyd³owiec: W³adcy Mocy z Adumara Zemsta Isard Ja, Jedi
22 lata po Nowej nadziei
2324 lata po Nowej nadziei
25 lat po Nowej nadziei
Najm³odsi rycerze M³odzi rycerze Jedi: Nowa era Jedi: Jedi: Spadkobiercy Mocy Wektor Pierwszy Z³ota Kula Akademia Ciemnej Strony Mroczny wiat Lyrica Zagubieni przyp³yw I: Obietnice Miecze wietlne Szturm Wyprawa Anakina Najciemniejszy Rycerz Mroczny Forteca Vadera Oblê¿enie Akademii Jedi przyp³yw II: Ostrze Kenobiego Okruchy Alderaana Inwazja Sojusz Ró¿norodnoci Agenci Chaosu I: Mania wielkoci Próba Nagroda Jedi bohatera Zaraza Imperatora Powrót na Ord Mantell Tarapaty w Miecie w Chmurach Kryzys na Crystal Reef
9
10
ROZDZIA£
Je¿eli s³oñce systemu by³o zaniepokojone tym, co dzia³o siê na powierzchni i w przestworzach wokó³ czwartej planety, nie dawa³o niczego po sobie poznaæ. Wype³niaj¹c atmosferê ciep³ym z³ocistym blaskiem, wieci³o równie spokojnie i jasno jak wówczas, kiedy bitwa dopiero siê zaczyna³a. Cierpia³ tylko ujarzmiony wiat, czego dowodzi³y sk¹pane w s³onecznym blasku rany na jego powierzchni. Okolice, które kiedy mieni³y siê zieleni¹, b³êkitem lub biel¹, przybra³y teraz barwê rudobrunatn¹ albo popielatoszar¹. Spomiêdzy przera¿onych chmur wznosi³y siê k³êby dymu ze spustoszonych miast i czarnych cie¿ek, wypalonych w ciemnej zieleni iglastych lasów. Dna wysuszonych górskich jezior i p³ytkich mórz kry³y siê w ob³okach przegrzanej pary. W g³êbi otaczaj¹cych planetê chmur popio³ów i wyrzuconych w powietrze szcz¹tków unosi³ siê gwiezdny okrêt, g³ówny sprawca wszystkich zniszczeñ. Wygl¹da³ jak gigantyczne jajo wykonane z korala yorik. Jego szorstk¹ czarn¹ powierzchniê zdobi³y tu i ówdzie b³yszcz¹ce niczym wulkaniczne szkliwo g³adkie plamy. W mrocznych wg³êbieniach chropowatej pow³oki kry³y siê wyrzutnie rakiet i dzia³a plazmowe. Inne, jeszcze g³êbsze, podobne do kraterów jamy mieci³y dovin basale, które nie tylko napêdza³y okrêt, ale tak¿e chroni³y go, poch³aniaj¹c energiê laserowych strza³ów. Z dziobowej i rufowej czêci jednostki wystawa³y krwistoczerwone i b³êkitne ramiona. Niczym skorupiaki przyczepi³y siê do nich, podobne do asteroid, gwiezdne myliwce. Wokó³ okrêtu roi³o siê od mniejszych statków. Piloci jednych usuwali odniesione w trakcie bitwy uszkodzenia; inni uzupe³niali zapasy energii systemów uzbrojenia, kilku za transportowa³o ³upy ze spustoszonej planety. 11
Nieco dalej od miejsca bitwy unosi³ siê o wiele mniejszy okrêt. Jego fasetkowa pow³oka sprawia³a wra¿enie wypolerowanej powierzchni klejnotu. Od czasu do czasu niektóre fasetki rozjania³y siê albo gas³y. Wygl¹da³o to, jakby jedne sektory przekazywa³y s¹siednim wa¿ne informacje. W dolnej czêci kanciastego dziobu okrêtu, na poduszkach kryj¹cych podobny do grzêdy stojak, siedzia³a ze skrzy¿owanymi nogami posêpna chuda istota. Obserwowa³a unosz¹ce siê w przestworzach przedmioty i szcz¹tki, pêdzone przez grawitacyjne si³y w okolice jej jednostki. Spogl¹da³a obojêtnie na fragmenty rozerwanych okrêtów liniowych i myliwców Nowej Republiki. Nie okazywa³a ¿adnych uczuæ na widok ubranych w pró¿niowe skafandry cia³, zastyg³ych w najró¿niejszych pozach. Chyba nie widzia³a pocisków, które nie wybuch³y, bo nie dotar³y do celu. W pewnej chwili jej uwagê zwróci³ podziurawiony kad³ub cywilnego statku. Napis na burcie g³osi³ Rozpadlina Pengi. W niewielkiej odleg³oci unosi³ siê sczernia³y szkielet obronnej platformy. Nieopodal przewala³ siê bezw³adnie z burty na burtê wypalony wrak gwiezdnego kr¹¿ownika. Ju¿ wkrótce mia³ roztrzaskaæ siê o powierzchniê planety. Wysysane przez pró¿niê, z jego wnêtrza niczym z siewnika wysypywa³y siê ró¿ne przedmioty. W innym miejscu wype³niony uchodcami transportowiec zosta³ pochwycony przez szpikulec pêkatego zdobywczego statku, który wci¹ga³ go do wnêtrza gigantycznego okrêtu. Siedz¹ca istota patrzy³a na to wszystko, nie okazuj¹c ani radoci, ani wspó³czucia. Zniszczenia by³y podyktowane najzwyklejsz¹ koniecznoci¹. Musia³o siê tak staæ. W tylnej czêci grzêdy dowodzenia sta³ m³ody akolita. Przekazywa³ najnowsze informacje, jakie otrzymywa³ od cienkiego stworzenia, przyczepionego szecioma cienkimi nogami do wewnêtrznej powierzchni jego prawego przedramienia. Zwyciê¿ylimy, eminencjo odezwa³ siê w pewnej chwili. Nasze si³y powietrzne i l¹dowe opanowa³y g³ówne skupiska ludnoci, a koordynator wojenny zainstalowa³ siê w p³aszczu. Akolita zerkn¹³ na przytwierdzonego do przedramienia odbiorczego villipa, którego ³agodny bioluminescencyjny blask rozjania³ pomieszczenie chyba bardziej ni¿ sk¹pe owietlenie grzêdy dowodzenia. Wojskowy taktyk komandora Tli jest przekonany, ¿e przechowywane tam astrogacyjne mapy i historyczne dane oka¿¹ siê podczas naszej kampanii bardzo cenne. 12
Kap³an Harrar przeniós³ spojrzenie na wielki okrêt. Czy taktyk powiadomi³ komandora Tlê o swojej opinii? Akolita zawaha³ siê, zanim siê odezwa³, co samo w sobie wystarczy³o za odpowied. Ale Harrar i tak pragn¹³ j¹ us³yszeæ. Nasze przybycie nie wprawi³o komandora w zachwyt, eminencjo odrzek³ w koñcu akolita. Co prawda, dowódca nie owiadczy³ wprost, ¿e uwa¿a sk³adanie ofiar za co zbytecznego; stwierdzi³ jednak, ¿e dziêki pomylnemu przebiegowi dotychczasowej kampanii nie musi uciekaæ siê do pomocy religijnych nadzorców. Obawia siê, ¿e nasza obecnoæ mo¿e tylko utrudniæ jego zadanie. Komandor Tla nie potrafi poj¹æ, ¿e anga¿ujemy wroga na ró¿nych frontach oznajmi³ Harrar. Przeciwników mo¿na bardzo ³atwo zmusiæ do pos³uszeñstwa. Nikt jednak nie zagwarantuje, ¿e wrogowie nawróc¹ siê na nasz¹ wiarê. Czy mam przekazaæ tê opiniê komandorowi, eminencjo? zapyta³ akolita. To nie twoje zadanie burkn¹³ kap³an. Sam siê tym zajmê. Harrar, samiec w rednim wieku, wsta³ i podszed³ do przezroczystego wieloboku. Sta³ tam jaki czas ze splecionymi z ty³u g³owy trójpalczastymi d³oñmi. W religijnym zapale pozosta³e palce powiêci³ podczas ró¿nych rytualnych ceremonii. Jego szczup³e cia³o okrywa³a luna szata o pastelowych barwach, a d³ugie czarne w³osy ukrywa³a starannie spleciona chusta. Na karku widnia³y wyciête w skórze i wypchniête przez koci krêgos³upa znaki, które porusza³y siê przy ka¿dym ruchu g³owy. Harrar chwilê spogl¹da³ na obracaj¹c¹ siê tarczê planety. Jak nazywa siê ten wiat? zapyta³ w koñcu. Obroa-skai, eminencjo. Obroa-skai... powtórzy³ kap³an, jakby myla³ g³ono. Co oznacza ta nazwa? Na razie tego nie wiemy odrzek³ akolita. Bez w¹tpienia odkryjemy to, kiedy zapoznamy siê ze zdobytymi informacjami. Harrar uczyni³ praw¹ rêk¹ gest na znak, ¿e jego rozmówca mo¿e odejæ. To i tak nie ma najmniejszego znaczenia powiedzia³. Ujrza³ k¹tem oka jaki b³ysk i odwróci³ g³owê w kierunku planety Obroa-skai. Z jej cienia wy³oni³a siê koralowa kanonierka. Rufowe dzia³ka okrêtu plu³y ogniem w stronê czwórki cigaj¹cych j¹ gwiezdnych myliwców typu X, które z pewnoci¹ ukry³y siê w mroku 13
zacienionej strony. Niewielkie X-skrzyd³owce bardzo szybko zmniejsza³y odleg³oæ dziel¹c¹ je od wiêkszej jednostki. Ryzykuj¹c przeci¹¿enie silników swoich gwiezdnych maszyn, czterej ludzie zasypywali kanonierkê b³yskawicami laserowych strza³ów. Harrar s³ysza³, ¿e piloci Nowej Republiki opanowali ca³kiem niele sztukê wywodzenia dovin basali w pole, zmieniaj¹c czêstotliwoæ i si³ê ognia laserowych dzia³ek. Ci czterej cigali kanonierkê, opanowani przemo¿n¹ ¿¹dz¹ mordu. Ich pewnoæ siebie i skupienie uwagi na jednym celu znamionowa³y cechy charakteru, o których Yuuzhanie nie powinni zapominaæ podczas dalszej kampanii. Tymczasem wojownicy rasy Yuuzhan Vong nie przejmowali siê takimi drobiazgami. Musieli siê jednak nauczyæ, ¿e pragnienie przetrwania odgrywa w psychice wrogów równie wa¿n¹ rolê jak mieræ w wierzeniach Yuuzhan. Piloci kanonierki zmienili wektor lotu i skierowali siê ku wielkiemu okrêtowi. Zapewne zamierzali skorzystaæ z os³ony, jak¹ mog³y im zapewniæ dzia³a jednostki komandora Tli. Czterej piloci myliwców nie zrezygnowali z pocigu. Z³amali szyk i jeszcze bardziej przyspieszyli. Zaatakowali kanonierkê z czterech stron równoczenie. Wykonali swój manewr ze zdumiewaj¹c¹ precyzj¹. Usi³uj¹c pokonaæ opór dovin basali du¿ej jednostki, nie przestawali raziæ jej laserowymi b³yskawicami i jaskraworó¿owymi smugami protonowych torped. Mniej wiêcej po³owê strza³ów poch³ania³y wytwarzane przez dovin basale czarne mikrodziury, ale co najmniej drugie tyle trafia³o do celu. Raz po raz w kad³ubie szturmowej jednostki pojawia³y siê ogniste dziury. W przestworza szybowa³y bry³y czerwonawo-czarnego koralu yorik. Zaskoczona zaciek³oci¹ ataku za³oga kanonierki kuli³a siê za os³on¹ tarcz. Zapewne czeka³a na chwilê wytchnienia, ale napastnicy nie rezygnowali. Uciekaj¹c¹ jednostkê raz po raz trafia³y energetyczne ciosy, które zmusza³y j¹ do zmiany kursu. W koñcu dovin basale zaczê³y dawaæ za wygran¹. Ujrzawszy, ¿e elementy obronne s³abn¹, za³oga wiêkszej jednostki postanowi³a przes³aæ energiê do systemów uzbrojenia. Rozpaczliwie chwytaj¹c siê ostatniej szansy ocalenia, przyst¹pi³a do kontrataku. Z dziesi¹tków stanowisk artylerii pomknê³y w przestworza mciwe nitki z³ocistego ognia. Myliwce Nowej Republiki by³y jednak szybsze i zwrotniejsze. Atakuj¹c raz po raz, ich piloci przeorywali ognistymi smugami kad³ub bezbronnej kanonierki. Z g³êbokich ran i wypalanych przez lasery bruzd strzela³y fontanny zwêglonych tkanek. W pewnej chwili zniszczenie wyrzutni 14
plazmy zapocz¹tkowa³o ³añcuchow¹ eksplozjê stanowisk ogniowych sterburty. Ogniste rozb³yski przewêdrowa³y od dziobu do rufy. Stopione bry³y koralu yorik ci¹gnê³y siê za kanonierk¹ niczym smuga dymu. Z rdzenia zaczê³y siê wydobywaæ b³yski olepiaj¹cego wiat³a. Skazany na zag³adê okrêt zmniejszy³ prêdkoæ i zacz¹³ wirowaæ wokó³ osi. W koñcu, wstrz¹niêty ostatnim paroksyzmem, znikn¹³ w kuli ognia, która p³onê³a zaledwie kilka sekund. Wygl¹da³o na to, ¿e w zapale walki zdecydowani na wszystko piloci X-skrzyd³owców zamierzaj¹ zaatakowaæ wielki okrêt. W ostatniej chwili jednak zawrócili. Salwy z potê¿nych dzia³ przeciê³y pobliskie przestworza, ale ¿aden pocisk nie trafi³ do celu. Poznaczona bliznami twarz Harrara by³a nieprzenikniona jak maska. W pewnej chwili kap³an odwróci³ g³owê i spojrza³ nad ramieniem na akolitê. Zaproponuj komandorowi Tli, ¿eby jego ¿arliwi artylerzyci pozwolili tym ma³ym uciec odezwa³ siê, ani na chwilê nie trac¹c opanowania i pewnoci siebie. Mimo wszystko kto musi prze¿yæ, ¿eby opowiedzieæ, co siê tu wydarzy³o. Niewierni walczyli mê¿nie i zginêli jak bohaterowie zaryzykowa³ akolita. Harrar odwróci³ g³owê jeszcze bardziej i popatrzy³ na rozmówcê. W g³êboko osadzonych oczach kap³ana zab³ys³y iskierki zdziwienia. Czy¿bym us³ysza³ w twoim g³osie cieñ szacunku? Akolita powa¿nie kiwn¹³ g³ow¹. To by³a tylko uwaga, eminencjo. Gdyby chcieli zas³u¿yæ na mój szacunek, musieliby z w³asnej woli przyj¹æ prawdê, któr¹ im g³osimy. Na grzêdzie pojawi³ siê m³odszy stopniem pos³aniec. Oddaj¹c wojskowe honory, skrzy¿owa³ rêce na piersi i uderzy³ piêciami w przeciwleg³e barki. Belek tiu, eminencjo oznajmi³. Przynoszê wiadomoæ, ¿e zgromadzono wszystkich jeñców. Ilu? Kilkuset, ró¿nych ras. Czy ¿yczysz sobie osobicie dokonaæ wyboru tych, których z³o¿ymy w ofierze? Harrar wyprostowa³ siê i poprawi³ fa³dy eleganckiej szaty. Uczyniê to z prawdziw¹ przyjemnoci¹.
15
Przezroczysta pieczêæ gardzieli transportowca otworzy³a siê i ukaza³a oczom kap³ana olbrzymi¹ ³adowniê. Wype³niali j¹ po brzegi jeñcy, pochwyceni na powierzchni i w przestworzach wokó³ planety Obroa-skai. Do pomieszczenia weszli najpierw towarzysz¹cy Harrarowi stra¿nicy i s³udzy. Dopiero za nimi wp³yn¹³ sam kap³an. Podkuliwszy jedn¹ nogê i zwiesiwszy drug¹, siedzia³ na unosz¹cej siê poduszce. Utrzymywa³ j¹ w powietrzu niewielki pulsuj¹cy dovin basal o kszta³cie serca. Reaguj¹c na wydawane przez Harrara rozkazy, móg³ przyczepiæ siê do sufitu, gdyby kap³an ¿yczy³ sobie znaleæ siê jeszcze wy¿ej. Potrafi³ tak¿e po¿eglowaæ w stronê którejkolwiek odleg³ej grodzi, gdyby Harrar wyda³ polecenie lotu w przód, w prawo albo w lewo. £adowniê zalewa³o jakrawe wiat³o. Wydobywa³o siê z bioluminescencyjnych ³at, rozmieszczonych w nieregularnych odstêpach na suficie i cianach. Pomieszczenie zosta³o podzielone na dwa równoleg³e rzêdy, licz¹ce po dwadziecia odizolowanych od siebie krêpuj¹cych obszarów. Za wytwarzanie ich i utrzymywanie odpowiada³y wiêksze dovin basale. W ka¿dym obszarze stali, st³oczeni ciasno obok siebie, naukowcy i badacze z ró¿nych planet: ludzie, Bothanie, Bithowie, Quarrenowie i Caamasjanie. Be³kotali co g³ono w ojczystych jêzykach, jakby starali siê przekrzyczeæ wszystkich pozosta³ych. Selekcji mieli pilnowaæ odziani na czarno stra¿nicy uzbrojeni w amphistaffy. S³u¿¹ce zazwyczaj do transportu zaopatrzenia koralowych skoczków, ogromne pomieszczenie cuchnê³o teraz krwi¹, potem i wyziewami cia³ istot z ró¿nych planet. Przede wszystkim w powietrzu wyczuwa³o siê jednak przera¿enie. Harrar unosi³ siê na poduszce, kieruj¹c os³oniête kapturem oczy coraz to w inn¹ stronê. Cz³onkowie jego wity zostali z ty³u, tak by kap³an móg³ unosiæ siê nad biegn¹cym rodkiem ³adowni przejciem i przygl¹daæ wiêniom, st³oczonym po obu stronach. Zanim jednak móg³ dotrzeæ w pobli¿e pierwszej pary krêpuj¹cych obszarów, musia³ omin¹æ ogromny stos skonfiskowanych automatów. Setki robotów i androidów, rzuconych byle jak jedne na drugie, tworzy³o pl¹taninê koñczyn, wysiêgników, wypustek, manipulatorów i innych mechanicznych podzespo³ów. Kiedy Harrar wyda³ rozkaz zatrzymania siê obok góry automatów, te sporód nich, które spoczywa³y na wierzchu, zadr¿a³y pod jego bezlitosnym spojrzeniem. Rozleg³o siê brzêczenie przeci¹¿onych serwomotorów. Obróci³y siê czerepy w kszta³cie kopu³ek, 16
prostopad³ocianów i ludzkich g³ów. Z obudów wy³oni³y siê czujniki dwiêków. Niezliczone fotoreceptory nastawi³y siê na najwiêksz¹ czu³oæ i ostroæ. Chwilê póniej ze szczytu ruszy³a niewielka lawina. Kilka automatów, tocz¹c siê i kozio³kuj¹c, spoczê³o u stóp stosu, g³êboko pod powierzchni¹ pok³adu. Harrar skierowa³ zdumione spojrzenie na wykrzywionego protokolarnego androida. Górn¹ praw¹ koñczynê automatu zdobi³a przepaska z wielobarwnej tkaniny. Kap³an rozkaza³, aby poduszka podp³ynê³a w pobli¿e unieruchomionego mechanizmu. Dlaczego niektóre z tych blunierstw nosz¹ ubrania? zapyta³ szefa swojej wity. Wygl¹da na to, eminencjo, ¿e pe³nili obowi¹zki pomocników naukowców wyjani³ s³u¿¹cy. Do bibliotek planety Obroa-skai mieli dostêp tylko ci, którzy zawarli kontrakt z wykwalifikowanymi badaczami. Opaska na rêce tej maszyny wskazuje, ¿e pracowa³a ona w tak zwanym Obroañskim Instytucie. Harrar sprawia³ wra¿enie wstrz¹niêtego. Chcesz powiedzieæ, ¿e szanowani naukowcy traktowali te przedmioty jak równych sobie? S³u¿¹cy kiwn¹³ g³ow¹. Wszystko na to wskazuje, eminencjo powiedzia³. Kap³an u³o¿y³ twarz w wyraz pogardy i obrzydzenia. Pozwólcie maszynie myleæ, ¿e jest równa ¿ywej istocie, a nied³ugo zacznie uwa¿aæ siebie za kogo lepszego. Wyci¹gn¹³ rêkê i zerwa³ opaskê z koñczyny androida, po czym rzuci³ kawa³ek materia³u na pok³ad. Dopilnujcie, ¿eby z³o¿ono w ofierze reprezentatywn¹ próbkê tych blunierstw rozkaza³ w³adczym tonem. A pozosta³e wrzuæcie do ognia. Jestemy zgubieni z g³êbi stosu rozleg³ siê st³umiony syntetyzowany g³os. Kiedy siedz¹cy na poduszce Harrar skierowa³ siê do najbli¿szego krêpuj¹cego obszaru, wyci¹gnê³y siê ku niemu w b³agalnym gecie ¿ywe koñczyny ró¿nych d³ugoci, barw i kszta³tów. Niektórzy wiêniowie prosili go o zmi³owanie; wiêkszoæ jednak milcza³a i tylko patrzy³a na niego z przera¿eniem. Kap³an zachowywa³ siê obojêtnie, dopóki jego spojrzenie nie spoczê³o na cz³ekokszta³tnej istocie poroniêtej d³ug¹ sierci¹. Z wystaj¹cego czo³a stworzenia wyrasta³a para rogów w kszta³cie sto¿ków. Na obna¿onych d³oniach i stopach widnia³y lady ciê¿kiej fizycznej pracy. Odciski i zgrubienia skóry nie mog³y jednak ukryæ inteligencji w kryszta³owo przejrzystych 2 Próba bohatera
17
oczach. Cz³ekokszta³tna istota by³a ubrana w pozbawiony rêkawów, podobny do worka strój, opadaj¹cy do kolan i przewi¹zany w pasie sznurem splecionym z jakich rolin. Do jakiej nale¿ysz rasy? zapyta³ Harrar, zwracaj¹c siê do istoty w nienagannym basicu. Jestem Gotalem. Harrar wskaza³ przewi¹zany w pasie strój przypominaj¹cy worek. Twoje ubranie przystoi bardziej pokutuj¹cemu grzesznikowi ni¿ naukowcowi zauwa¿y³. Kim jeste? I jednym, i drugim, a zarazem ¿adnym z nich odpar³ Gotal. Jestem hkigiañskim kap³anem. Harrar energicznie obróci³ siê na poduszce i popatrzy³ na cz³onków swojej wity. Mamy szczêcie powiedzia³. Znalelimy jakiego wiêtego. Przeniós³ spojrzenie z powrotem na Gotala. Opowiedz mi co o swojej religii, hkigiañski kap³anie. Dlaczego interesujesz siê moimi wierzeniami? Ach, ja tak¿e jestem wykonawc¹ rytua³ów oznajmi³ Yuuzhanin. Je¿eli wolisz, mo¿esz zwierzyæ mi siê jak kap³an kap³anowi. My, Hkigianie, wierzymy, ¿e najwiêksz¹ wartoæ ma cnotliwe ¿ycie odpar³ szczerze Gotal. To prawda, ale jakiemu celowi ma to s³u¿yæ? zapyta³ Harrar. Zapewnieniu obfitych plonów, wywy¿szeniu siebie czy te¿ mo¿e zapewnieniu odpowiedniego miejsca w przysz³ym ¿yciu? Cnota jest nagrod¹ sam¹ w sobie. Na twarzy yuuzhañskiego kap³ana odmalowa³o siê zainteresowanie. Tak owiadczyli ci twoi bogowie? Tak przedstawia siê nasza prawda odpar³ wiêzieñ. Jedna z wielu. Jedna z wielu powtórzy³ Harrar. A z jak¹ prawd¹ zapoznali ciê Yuuzhanie? Je¿eli owiadczysz, ¿e uznajesz naszych bogów, mo¿e zastanowiê siê i darujê ci ¿ycie. Gotal spojrza³ na niego z niezm¹conym spokojem. Tylko fa³szywy bóg móg³by ¿¹daæ mierci tylu istot i zniszczeñ tylu wiatów powiedzia³. A zatem to prawda stwierdzi³ Yuuzhanin. Obawiasz siê mierci. 18
Nie bojê siê zgin¹æ w imiê prawdy oznajmi³ Gotal. Nie bojê siê, je¿eli moja mieræ przyniesie ulgê w cierpieniu albo po³o¿y kres z³u i nienawici. Cierpienie? Harrar pochyli³ siê z³owieszczo ku jeñcowi. Pozwól, ¿e powiem ci co o nim, kap³anie. Cierpienie jest esencj¹ ¿ycia. Ci, którzy uznaj¹ tê prawdê, rozumiej¹, ¿e tylko mieræ uwalnia ich od cierpienia. Pogodzilimy siê z tym i dlatego nie boimy siê mierci. Wyprostowa³ siê, powiód³ spojrzeniem po wiêniach i podniós³ g³os tak, aby mogli us³yszeæ go wszyscy w wielkiej ³adowni. Nie ¿¹damy od was wiêcej ni¿ od siebie. Chcemy tylko, ¿ebycie odwdziêczyli siê bogom za ofiary, jakie ponieli podczas stwarzania kosmosu. Sk³adamy im w ofierze cia³o i krew, aby ich dzie³o mog³o przetrwaæ. Nasi bogowie nie wymagaj¹ od nas niczego oprócz dobrych uczynków odezwa³ siê Gotal. Uczynków, które wzbudzaj¹ niechêæ i nienawiæ parskn¹³ pogardliwie Yuuzhanin. Je¿eli wymagaj¹ od was tylko tego, nic dziwnego, ¿e opucili was w potrzebie. Nie czujemy siê opuszczeni zaprotestowa³ wiêzieñ. Mamy rycerzy Jedi. Przez t³um wiêniów przetoczy³a siê fala potakuj¹cych pomruków. Z pocz¹tku ledwie s³yszalna, po chwili przybra³a na sile i przekonaniu. Harrar powiód³ spojrzeniem po stoj¹cych pod nim istotach. Zaskoczy³o go, jak ró¿ne mieli twarze: pomarszczone albo g³adkie, poroniête sierci¹ albo bezw³ose, z guzami, rogami albo g³êbokimi bruzdami o miêsistych albo cienkich wargach. Zamieszkuj¹ce inn¹ galaktykê istoty rasy Yuuzhan Vong stara³y siê kiedy wyeliminowaæ tak¹ ró¿norodnoæ. Wybuch³y wojny, które trwa³y ca³e tysi¹clecia. Kosztowa³y mieræ tylu ofiar i spowodowa³y zniszczenie tylu wiatów, ¿e nie da³oby siê wszystkich zliczyæ. Tym razem jednak Yuuzhanie zamierzali byæ przezorniejsi. Planowali unicestwiæ tylko te ludy i planety, które by³y niezbêdne do dokoñczenia czystki. Czy ci Jedi to wasi bogowie? zapyta³ w koñcu Harrar, zwracaj¹c siê do wiênia. Gotal zastanawia³ siê chwilê czy dwie, zanim odpowiedzia³. Rycerze Jedi s¹ stra¿nikami sprawiedliwoci i pokoju. A ta Moc, o której mi mówiono dopytywa³ siê Yuuzhanin. Jak móg³by j¹ opisaæ? Gotal rozci¹gn¹³ usta w lekkim umiechu. 19
To co, czego nigdy nie dotkniesz odpar³ cicho. Gdybym nie wiedzia³, ¿e to niemo¿liwe, powiedzia³bym, ¿e wyskoczylicie z jej ciemnej strony. Zainteresowanie Harrara wyranie wzros³o. Chcesz powiedzieæ, ¿e ta Moc ma jasn¹ i ciemn¹ stronê? Jak wszystko inne na tym wiecie. A któr¹ ty zajmujesz w stosunku do nas? zapyta³ Yuuzhanin. Jeste taki pewien, ¿e stoisz po jasnej stronie? Wiem tylko to, czego uczy mnie serce. Harrar zastanawia³ siê chwilê nad tym, co us³ysza³. A zatem ta walka to co wiêcej ni¿ zwyczajna wojna stwierdzi³ po chwili. To zmagania bogów, a wy i my jestemy tylko narzêdziami. Gotal uniós³ dumnie g³owê. To mo¿liwe powiedzia³. Ale ostateczny wynik ju¿ zosta³ ustalony. Harrar prychn¹³. Niech to przekonanie przyniesie ci ulgê w ostatnich chwilach ¿ycia burkn¹³. Zapewniam, nie zosta³o ci ich wiele. Podniós³ g³os i zwróci³ siê do st³oczonych jeñców. A¿ dot¹d istoty waszych ras mia³y do czynienia tylko z yuuzhañskimi wojownikami i politykami. Dowiedzcie siê, ¿e dzisiaj przybyli prawdziwi architekci waszego przeznaczenia. Odwróci³ g³owê i gestem zachêci³ cz³onków wity, ¿eby do niego do³¹czyli. Ta Moc to tylko dziwaczne, irracjonalne wierzenia powiedzia³ cicho do s³u¿¹cego, który stan¹³ obok podtrzymywanej przez dovin basala poduszki. Je¿eli jednak naprawdê zamierzamy nad nimi panowaæ, powinnimy zrozumieæ, w jaki sposób jednoczy miliardy tak odmiennych istot. Musimy tak¿e unicestwiæ wszystkich Jedi. Skutecznie i raz na zawsze.
20
ROZDZIA£
Mimo i¿ galaktyka obfitowa³a w wiele cudów i dziwów, skupiska potê¿nych drzew i krzy¿uj¹cych siê ga³êzi podtrzymuj¹cych miasto Wookiech Rwookrrorro cieszy³y siê zas³u¿on¹ s³aw¹. Ogl¹dane z góry, na tle ciemnej zieleni bezdennego lasu, miasto sprawia³o niezwyk³e wra¿enie. Wygl¹da³o, jakby ocala³o ze straszliwych, najni¿szych poziomów d¿ungli Kashyyyka i jako przyk³ad doskona³ej harmonii przyrody i techniki, zosta³o powierzone opiece zachmurzonego nieba. Na skraju miasta z daleka od okr¹g³ych domów, które wyrasta³y z g¹bczastego pod³o¿a i trzyma³y siê pni gigantycznych wroshyrów na wierzcho³ku wielkiego konaru ³¹cz¹cego korony kilku drzew trwa³a uroczysta ceremonia ku czci nie koñcz¹cego siê cyklu narodzin i mierci. Uczestniczy³o w niej dwadziecioro kilkoro Wookiech i istot ludzkich obojga p³ci. Wszyscy tworzyli kr¹g wokó³ drewnianego sto³u, który tak¿e by³ okr¹g³y. Jedni stali, inni kucali, a jeszcze inni siedzieli, ale na twarzach wszystkich malowa³ siê taki sam wyraz smutku i powagi. Jedyny wyj¹tek stanowi³y dwa automaty, C-3PO Threepio i R2-D2 Artoo-Detoo. Im tak¿e pozwolono wzi¹æ udzia³ w ceremonii, ale bez wzglêdu na okolicznoci, na ich metalowych obliczach nie mog³y siê odmalowaæ ¿adne uczucia. C-3PO sta³ z g³ow¹ przekrzywion¹ na bok i rêkami zgiêtymi pod k¹tem rzadko spotykanym u istot, na wzór których go skonstruowano. Dziwaczna postawa nie wydawa³a siê jednak z³ocistemu androidowi niczym niestosownym. Stanowi³a konsekwencjê szczegó³ów konstrukcyjnych i wiecznie zmieniaj¹cych siê wymagañ narzucanych serwomotorom, które pozwala³y mu poruszaæ siê i wykonywaæ 21
ró¿ne gesty. Obok androida tkwi³ nieruchomo jak pos¹g jego bary³kowaty partner, robot Artoo-Detoo. Wci¹gn¹³ rodkowy wspornik, a dwa boczne unieruchomi³ na powierzchni konara. Threepio zauwa¿y³, ¿e z miejsca, gdzie sta³, roztacza³ siê niezwyk³y widok. Konary pobliskich drzew ledwo majaczy³y w gêstej mgle; nie by³o nawet widaæ krêgu pobliskich ¿³obków, szkó³ i przedszkoli. Przez gêste chmury tylko z trudem przedziera³y siê pierwsze promienie s³oñca, rozproszone i rozszczepione jak przez pryzmat. Threepio doszed³ do wniosku, ¿e ten widok z pewnoci¹ wielu ale nie jemu zapiera dech w piersi. [Zgrromadzilimy siê, ¿eby uczciæ pamiêæ Chewbaccy, czcigodnego syna, ukochanego mê¿a, oddanego ojca, lojalnego przyjaciela i towarzysza broni, mistrza i bliskiego krrewnego wszystkich cz³onków klanu... przynajmniej w duchowym, je¿eli nie w tradycyjnym znaczeniu.] Wookie, który wypowiedzia³ te s³owa, nazywa³ siê Ralrrachen. Threepio jednak s³ysza³, ¿e najczêciej nazywano go po prostu Ralrra. By³ stary i wysoki, nawet je¿eli porówna³o siê go z innymi istotami rasy Wookie. Od pozosta³ych odró¿nia³o go jednak co wiêcej ni¿ tylko niezwyk³y wzrost czy siwa sieræ na twarzy. Ralrra mia³ dziwn¹ wadê wymowy, dziêki której istoty ludzkie mog³y rozumieæ wszystko, co mówi³. Gdyby mowê wyg³asza³ inny Wookie, poproszono by Threepia, aby s³u¿y³ ludziom jako t³umacz. Tego poranka jednak ¿adna uczestnicz¹ca w ceremonii istota ludzka nie musia³a korzystaæ z jego umiejêtnoci protokolarnego androida-poligloty. [To w³anie w nim p³omieñ buntu p³on¹³ z najwiêksz¹ si³¹] ci¹gn¹³ Ralrra. Jego czarny nos dr¿a³, a rêce zwisa³y luno wzd³u¿ torsu. [Czy to na Kashyyyku, czy gdzie indziej, Chewbacca by³ zawsze odwa¿ny i nieprzekupny. Mia³ serrce jak dziesiêciu, a si³ê i odwagê jak piêædziesiêciu Wookiech.] Chewbacca zgin¹³ szeæ standardowych miesiêcy wczeniej, podczas zakoñczonej katastrof¹ operacji ratunkowej. Straci³ ¿ycie na planecie Sernpidal, któr¹ wybrali do zniszczenia najedcy rasy Yuuzhan Vong. Wszyscy ubolewali, ¿e cia³a Chewbaccy nigdy nie znaleziono. Gdyby uda³o siê przetransportowaæ zw³oki na rodzinny Kashyyyk, odby³aby siê uroczysta ceremonia pogrzebowa. Uczestniczyæ w niej mogliby tylko najbardziej powa¿ani cz³onkowie rodziny. To, co istoty rasy Wookie robi³y ze zw³okami ziomków, stanowi³o pilnie strze¿on¹ tajemnicê. Jedni eksperci twierdzili, ¿e Wookie kremuj¹ cia³a swoich zmar³ych. Inni uwa¿ali, ¿e zw³oki s¹ albo grzebane w g¹szczu ga³êzi wroshyrów, albo opuszczane za 22
pomoc¹ pêdów winoroli kshyy w mroczne g³êbiny d¿ungli, sk¹d istoty siê wywodzi³y. Jeszcze inni utrzymywali, ¿e cia³a zmar³ych Wookiech s¹ krojone na kawa³ki przy u¿yciu wiêtych ostrzy ryyyk i pozostawiane na wybranych ga³êziach wroshyrów, sk¹d zabieraj¹ je drapie¿ne katarny albo ptaki kroyie. C-3PO uwa¿a³, ¿e nawet gdyby odbywa³a siê ceremonia pogrzebowa, i tak nikt nie pozwoli³by mu wzi¹æ w niej udzia³u. Uczestnicy ceremonii ku czci Chewbaccy byli cz³onkami jego licznej i szeroko rozumianej rodziny. Chyba nikt jednak nie móg³by zaliczyæ do ich grona z³ocistego androida a ju¿ w ¿adnym wypadku jego bary³kowatego partnera, Artoo. Chocia¿ istoty z krwi i koci bardzo czêsto styka³y siê z automatami, inteligentnymi i innymi, to w sprawach dotycz¹cych wiêzów rodzinnych albo pokrewieñstwa potrafi³y byæ wyj¹tkowo dra¿liwe. Obok Ralrry przykucn¹³ ojciec Chewbaccy, Attichitcuk, a obok niego siostra zabitego bohatera, br¹zowow³osa Kallabow. Nieco dalej siedzia³a wdowa po Chewbacce, Mallatobuck, i ich syn, Lumpawarrump. Kiedy m³odzieniec pomylnie przeby³ ceremoniê wkroczenia w wiek dojrza³y, przybra³ imiê Lumpawaroo w skrócie Waroo. Inni Wookie byli przyjació³mi, kuzynami, bratankami i siostrzeñcami zabitego. Do grona tych ostatnich zalicza³ siê Lowbacca, rycerz Jedi. W ceremonii ku czci Chewbaccy uczestniczy³o tylko szecioro ludzi: pan Luke, pani Leia, pan Solo i trójka dzieci Solo: Anakin, Jacen i Jaina. Rzuca³a siê w oczy nieobecnoæ Landa Calrissiana. Ciemnoskóry mê¿czyzna ku wielkiemu zaniepokojeniu pana Hana przys³a³ wiadomoæ, ¿e udzia³ w uroczystoci uniemo¿liwiaj¹ mu nieoczekiwane, choæ bli¿ej niesprecyzowane okolicznoci. W ceremonii nie uczestniczy³a tak¿e ¿ona pana Lukea, Mara. Z pewnoci¹ wziê³aby w niej udzia³, gdyby nie nag³e pogorszenie stanu zdrowia. Jej organizm wyniszcza³a tajemnicza choroba, wskutek czego kobieta musia³a pozostaæ na Coruscant. Artystycznie rzebiony stó³ porodku krêgu uczestników ceremonii spoczywa³ na kobiercu z lici wroshyrów. Jego podstawê oplata³y ciemnozielone pêdy winoroli kshyy, a okr¹g³y blat zdobi³y kwiaty kolvissha, jagody wasaka, korzenie orga i b³yszcz¹ce jaskrawo¿ó³te p³atki syreniowca. W ch³odnym powietrzu unosi³a siê aromatyczna woñ ¿ywicznych kadzide³. [To w³anie tu, na Kashyyyku, charakterr Chewbaccy ujawni³ siê ju¿ we wczesnym okrresie jego ¿ycia] ci¹gn¹³ Ralrra. [Rrazem ze zmar³ym przyjacielem Salporinem] mówca przerwa³ na chwilê, 23
¿eby rzuciæ spojrzenie na wdowê po Salporinie, Gorrlyn [Chewbacca opuci³ szkolny kr¹g, ¿eby pod¹¿yæ w dó³, Szlakiem Rryatta do Studni Zmar³ych; do samego serrca Lasu Cieni. Uzbrojony jedynie w ostrze ryyyk, stawia³ czo³o fa³szywym shyrrom, mchom jaddyyk, ig³opluskwom, pu³apkostawom, cieniotwórrcom i wielu innym zagrro¿eniom. W koñcu zdoby³ pasmo w³ókien ze rodka miêso¿errnego syreniowca, dziêki czemu uzyska³ prrawo noszenia baldrica, broni i imienia, pod którym chcia³, ¿eby znali go wszyscy inni. To w³anie tu, na Kashyyyku, Chewbacca zapuci³ siê w g³¹b wielkiej jamy Anarrad i to nie rraz czy dwa, ale piêæ rrazy. Trzykrrotnie upolowa³ szponiastego katarna i tylko raz dopuci³, ¿eby bestia zada³a mu lekk¹ ranê.] Ralrra wskaza³ miejsce na swoim kosmatym torsie. [ W³anie tu, po lewej strronie piersi.] [Przygotowuj¹c siê do zawarcia ma³¿eñskiego zwi¹zku, w którry wst¹pi³ tu, na tej ga³êzi, Chewbacca zapuci³ siê w g³¹b d¿ungli a¿ na pi¹ty poziom. Korzystaj¹c tylko z si³y miêni w³asnych r¹k, upolowa³ quillarata i podarowa³ go Mallabutock jako dowód swojej mi³oci. A kiedy nadszed³ czas, ¿eby jego wkrraczaj¹cy w wiek dojrza³y syn Waroo wyruszy³, by upolowaæ p³ochliwego rrolino¿ercê, Chewbacca wspiera³ go i zachêca³]. Chocia¿ Threepio s³ysza³ o niektórych czynach, jakich Chewbacca dokona³ na swej ojczystej planecie, nie mia³ w pamiêci informacji na ich potwierdzenie. Postanowi³ zatem przypomnieæ sobie, co sam prze¿y³ i zapamiêta³, gdy spotyka³ siê z ros³ym Wookiem. Natychmiast zala³a go fala wspomnieñ. Wiele mia³o a¿ dwadziecia piêæ standardowych lat. Kiedy ujrza³ go pierwszy raz, Chewbacca sta³ niczym ¿ó³tobr¹zowa wie¿a na skraju l¹dowiska dziewiêædziesi¹tego czwartego w kosmoporcie Mos Eisley na planecie Tatooine... Potem sromotnie przegrywa³ w holograficznej planszowej grze zwanej dejarikiem... W Miecie w Chmurach na planecie Bespin nieprawid³owo przytwierdzi³ g³owê z³ocistego androida do tu³owia po tym, jak ci paskudni Ugnaughtowie bawili siê ni¹ w grê zwan¹ Wookie w rodku... Pan Han stwierdzi³ kiedy, ¿e Wookie myli tylko brzuchem... Wiele, bardzo wiele razy nazywa³ go zapchlonym futrzakiem, przeroniêtym kud³aczem, chodz¹cym dywanikiem czy te¿ ha³aliwym brutalem... Czêsto tak samo nazywa³ go Threepio rzecz jasna, naladowa³ ludzi. Zwa¿ywszy jednak na nienaganny charakter i wielk¹ si³ê Chewbaccy, zawsze mówi³ to na tyle ciep³ym tonem, aby istoty nie uraziæ. 24
Nagle Threepia przeniknê³o dziwaczne dr¿enie. Z³ocisty android uwiadomi³ sobie, ¿e nie potrafi przywo³aæ dalszych wspomnieñ. Jego obwody ogarnê³o nienaturalne i w najwy¿szym stopniu niepokoj¹ce ciep³o. Sk³oni³o go to do przeprowadzenia procedury autodiagnostycznej. Wyniki badañ nie pozwoli³y jednak odkryæ przyczyny niezwyk³ego stanu. Tymczasem Ralrra nie przestawa³ warczeæ, ryczeæ i poszczekiwaæ. [Wrrodzona ciekawoæ sprawi³a, ¿e Chewbacca opuci³ Kashyyyk w bardzo m³odym wieku. Wkrrótce jednak, jak wiêkszoæ z nas, zosta³ niewolnikiem Imperium. Na szczêcie szybko odzyska³ wolnoæ. Sta³o siê to za sprraw¹ cz³owieka... mê¿czyzny o podobnej szlachetnoci i sile charakteru, naszego czcigodnego brata, Hana Solo. Chewbacca przysi¹g³, ¿e odda za niego ¿ycie. Dopierro w jego towarzystwie móg³ odegrraæ w Rrebelii bardzo wa¿n¹ rolê. Uczestniczy³ w wydarzeniach, które w koñcu przyczyni³y siê do upadku Imperatorra Palpatinea.] C-3PO skierowa³ fotorecep mê¿czyzny otacza³y czerwone obwódki. Prawa rêka spoczywa³a miêdzy d³oñmi pani Jainy. Pan Han w³o¿y³ na tê okazjê ciemnoniebieskie spodnie wojskowego kroju. Trochê przypomina³y podniszczon¹ parê, któr¹ mia³ nadziejê zachowaæ dla potomnoci. Poprzedniego dnia jednak, kiedy chcia³ siê w nie ubraæ, okaza³o siê, ¿e ostatnio nieznacznie przyty³. Stare spodnie zdecydowanie odmówi³y pos³uszeñstwa. Rozdar³y siê tak bardzo, ¿e nie nadawa³y siê do naprawy. Threepio by³ wiadkiem tego wydarzenia jednej z przyczyn niezwyk³ego rozdra¿nienia i utrapienia pana Hana. Pomaga³ mu póniej przytwierdzaæ do zewnêtrznych szwów nowych spodni podwójne krwistoczerwone ozdoby zwane koreliañskimi lampasami. Po drugiej stronie krêgu, naprzeciwko ojca i córki, stali pan Jacen i pani Leia. Kobieta opar³a g³owê o ramiê syna, a na jej twarzy b³yszcza³y lady ³ez. Obok nich przykucn¹³ panicz Anakin. Mia³ ponur¹ minê i sprawia³ wra¿enie pogr¹¿onego w mylach. Tu¿ za nim sta³ pan Luke. On tak¿e wygl¹da³ na przygnêbionego, a przecie¿ niejednokrotnie prze¿ywa³ mieræ bliskiej osoby. Straci³ i w³asnych, i przybranych rodziców, nie wspominaj¹c o dwójce nauczycieli Jedi, mistrzach Obi-Wanie Kenobim i Yodzie. [W koñcu Chewbacca zosta³ ¿o³nierzem Nowej Republiki] grzmia³ i pomrukiwa³ Ralrra. [Kiedy Bitwa o Endorr dobieg³a koñca, mia³ swój udzia³ w oswobodzeniu Kashyyyka. Mimo to powiêci³ 25
¿ycie przede wszystkim Hanowi Solo... jako przyjaciel i dozgonny d³u¿nik, a tak¿e opiekun i obroñca jego ¿ony i trójki dzieci.] Ralrra odwróci³ siê w stronê Hana. [Kilka rrazy mia³ zaszczyt przybywaæ na ratunek i wyci¹gaæ z oprresji swojego przyjaciela, na przyk³ad w trakcie ostatniego kryzysu, którego sprawcami byli Yevethowie. Chewbacca uwolni³ wtedy Hana Solo z celi wiêzienia, urz¹dzonego na pok³adzie yevethañskiego okrrêtu.] Threepio ponownie skierowa³ fotoreceptory na pana Hana. Ogarniêty rozpacz¹ mê¿czyzna zwiesi³ g³owê. Jego córka g³adzi³a go po plecach. Z³ocisty android pomyla³, ¿e ³¹cz¹ce pana Hana i Chewbaccê stosunki trochê przypomina³y te, jakie ³¹czy³y jego i Artoo. Czasami jednak odnosi³ wra¿enie, ¿e spêdzi³ w towarzystwie astromechanicznego partnera wiêcej czasu ni¿ pan Han w towarzystwie Wookiego. Widocznie bary³kowaty robot równie¿ obserwowa³ pana Hana, bo w pewnej chwili obróci³ kopu³kê i skierowa³ samotny fotoreceptor na z³ocistego towarzysza. Wyda³ ca³¹ seriê cichych gwizdów i wistów. Zachowywa³ siê, jakby i jego korpus przenika³o to samo dziwne dr¿enie. Threepio zmieni³ k¹t pochylenia g³owy. W ci¹gu ostatnich kilku miesiêcy mia³ wiele okazji obserwowaæ zachowanie zasmuconych istot ludzkich. Mimo tych wszystkich obserwacji nadal nie rozumia³, dlaczego ludzi ogarnia smutek podobnie jak nie pojmowa³ tego, zanim Chewbacca straci³ ¿ycie na tamtej paskudnej planecie. Wczeniej czy póniej umiera³y przecie¿ wszystkie ¿ywe istoty w wyniku naturalnego procesu starzenia, wypadków czy rozmaitych chorób, których by³o chyba zbyt wiele, ¿eby wszystkie poznaæ i zapamiêtaæ. Pod pewnymi wzglêdami mieræ przypomina³a wy³¹czenie albo skasowanie zawartoci pamiêci. Pod innymi wszak¿e by³a czym zupe³nie odmiennym... utrat¹ wiadomoci, kresem wszystkich prze¿yæ i przygód. Zastanawiaj¹c siê nad tym spostrze¿eniem, C-3PO doszed³ do przekonania, ¿e mo¿e nie mia³ racji, kiedy rozmyla³ o w³asnym losie. Je¿eli rzeczywicie, jak czêsto mawia³, automaty stworzono w tym celu, aby cierpia³y, w³aciwie co stanowi³o esencjê ¿ycia istot z krwi i koci? Mo¿e lepiej by³o siê nad tym nie zastanawiaæ? Cechy konstrukcji protokolarnego androida uniemo¿liwia³y mu ronienie ³ez czy prze¿ywanie stanu, jaki nazywano nerwowym za³amaniem. Oprogramowanie pozwala³o mu jednak odczuwaæ co w rodzaju smutku... rzecz jasna, nie do tego stopnia, jak odczuwali go ludzie i inne istoty. Threepio uwiadomi³ sobie nagle jasno, ¿e to 26
smutek spowodowa³ to dr¿enie, które ca³y czas go przeladowa³o. Chocia¿ bardzo siê stara³, nie móg³ skupiæ myli. Co gorsza, ka¿de spojrzenie na pana Hana tylko potêgowa³o jego zaniepokojenie. Mo¿liwe, ¿e pan Han by³ najlepszym przyjacielem Chewbaccy. Prawdopodobnie mia³ w sobie wiele naprawdê ludzkich uczuæ. Tak czy owak, cierpia³ chyba najbardziej sporód wszystkich bior¹cych udzia³ w ceremonii istot ludzkich. Trudno by³oby powiedzieæ, jakie uczucia nim targa³y: udrêka czy wciek³oæ, przygnêbienie czy podniecenie. Threepio przypomnia³ sobie, ¿e kiedy nazwa³ pana Hana niemo¿liwym. Ten cz³owiek teraz bardzo cierpia³. Sprawia³ wra¿enie zamkniêtego w sobie, jakby zatopionego w bryle karbonitu. Wygl¹da³o na to, ¿e z³ocisty android nie mo¿e zrobiæ absolutnie nic, ¿eby wyrwaæ go z odrêtwienia. Chocia¿ wprawnie pos³ugiwa³ siê milionami form porozumiewania siê inteligentnych istot, nie potrafi³ zrozumieæ, dlaczego ludzie zachowuj¹ siê w taki sposób. Nie pojmowa³, jakimi kieruj¹ siê uczuciami. Mimo wszystko by³ tylko automatem. Nikt nie zaprogramowa³ go, ¿eby to rozumia³. Pewnego razu, kiedy pan Han stara³ siê zdobyæ serce i rêkê ksiê¿niczki Leii, po³o¿y³ d³oñ na ramieniu C-3PO i oznajmi³: Jeste dobrym androidem, Threepio. Niewiele androidów lubiê tak jak ciebie. Póniej poprosi³ go o radê w sprawach sercowych. C-3PO z radoci¹ u³o¿y³ s³owa piosenki. Chcia³, ¿eby pan Han, rywalizuj¹c z ksiêciem Isolderem o wzglêdy ksiê¿niczki Leii, pos³u¿y³ siê nimi jak orê¿em. Niech zaraza porwie moje metalowe cia³o, pomyla³ C-3PO. Dlaczego jego stwórca nie wyposa¿y³ go w niezbêdne oprogramowanie? Móg³by teraz przynajmniej spróbowaæ pomóc panu Hanowi. Tymczasem ca³e jego dzia³anie ogranicza³o siê do bezmylnego filozofowania! [¯¹dza przygód wabi, ale krryje w sobie wiele niebezpieczeñstw niczym serrce syreniowca] zarycza³ p³aczliwie Ralrra. [Mimo to ostatnia czynnoæ Chewbaccy wi¹za³a siê z powiêceniem. Nasz krewniak zgin¹³, aby ocaliæ od mierrci kogo, kogo mi³owa³ i szanowa³.] Starzej¹cy siê Wookie skierowa³ spojrzenie na m³odego Anakina. Chwilê potem przeniós³ je znów na pana Hana. [Nie zapominajmy te¿, ¿e, jak zawsze, ilekrroæ toczy³ walkê, mia³ wci¹gniête pazurry. A zatem powinnimy brraæ przyk³ad z ga³êzi wroshyrów. Podobnie jak one wyci¹gaj¹ siê, aby ³¹czyæ siê i wspierraæ, tak i duch Chewbaccy ³¹czy siê z naszymi duchami, aby wzmacniaæ nas i wspierraæ w walkach, którrym musimy stawiæ czo³o.] 27
Walki i wojny by³y podczas istnienia z³ocistego robota czym tak powszednim, ¿e najnowsza inwazja nie powinna by³a go zaskoczyæ. W poczynaniach istot rasy Yuuzhan Vong i w prowadzonych na galaktyczn¹ skalê zmaganiach by³o jednak co odmiennego. Nie chodzi³o tylko o to, ¿e najedcy nie robili ró¿nicy, przeciwko komu walczyli na ujarzmianych wiatach: obywatelom Nowej Republiki, zwolennikom Szcz¹tków Imperium czy istotom pragn¹cym zachowaæ neutralnoæ. Nie chodzi³o te¿ o organiczn¹ broñ, chocia¿ jej niszczycielska si³a budzi³a powszechne przera¿enie. Protokolarnego androida najbardziej martwi³o co innego. Oto mia³ do czynienia z pierwszym konfliktem zbrojnym, podczas którego napastnicy nie oszczêdzali nawet automatów. A to oznacza³o niewa¿ne, czy mu siê podoba³o, czy te¿ nie ¿e mo¿e bêdzie mia³ okazjê zrozumieæ istotê cierpienia, smutku i mierci. Na okr¹g³ym blacie sto³u spoczywa³y teraz talerze i misy z jedzeniem: bulionem z xachibika, opiekanymi trakkrrrnowymi ¿eberkami, plackami polewanymi lenym miodem i sa³atkami udekorowanymi ziarnami rillrrnnna. Sta³y tak¿e butelki i karafki wype³nione sokami, winami i kilkoma innymi mocniejszymi trunkami. Skupieni w niewielkich grupach, ludzie i Wookie rozmawiali. Opowiadania o tym, czego dokona³ Chewbacca, wywo³ywa³y miech lub ³zy, a czasem sk³ania³y do zastanowienia. Ch³odny wiatr przybra³ na sile. Szeleci³ liæmi drzew i wygrywa³ w szczelinach miêdzy ga³êziami swoje melodie. Przygnêbiony i zrozpaczony Han siedzia³ na niewysokim drewnianym sto³ku. Zwiesi³ g³owê i opar³ ³okcie na kolanach. Wiesz, Jaino odezwa³ siê w pewnej chwili nigdy bym nie pomyla³, ¿e to powiem, ale zazdroszczê Threepiowi. Dziewczyna unios³a g³owê i powêdrowa³a spojrzeniem za spojrzeniem ojca ku miejscu, gdzie z³ocisty android sta³ obok przysadzistego towarzysza. C-3PO wygl¹da³, jakby zupe³nie nie wiedzia³, co robiæ. Chcesz powiedzieæ, ¿e czasami lepiej nie mieæ serca oznajmi³a. Przynajmniej w takich chwilach jak ta. Han ciê¿ko westchn¹³, a potem przesun¹³ praw¹ d³oni¹ po twarzy. Jaina wskaza³a blat sto³u. Przyniosê ci co do jedzenia, tato zaproponowa³a. Wygl¹dasz, jakby kona³ z g³odu. 28
Han umiechn¹³ siê z wyranym przymusem. Dziêki, kochanie, ale nie jestem g³odny. Mimo to powiniene co zjeæ odezwa³a siê zatroskanym tonem. Han umiechn¹³ siê jeszcze raz i uj¹³ j¹ za rêkê. Poczêstuj siê sama powiedzia³. Ja czujê siê doskonale. Jaina zmarszczy³a brwi. Jeste pewien? zapyta³a. Potwierdzam. Ruchem g³owy wskaza³ stó³. Nie traæ czasu. Najedz siê i za mnie, i za siebie. Jaina odwróci³a siê i niechêtnie podesz³a do sto³u. Han przygl¹da³ siê d³u¿szy czas, jak rozmawia z pozosta³ymi dzieæmi, wujkiem Lukiem i Lowbacc¹. Obserwuj¹c ich, zastanawia³ siê, co by zrobi³, gdyby umia³ pos³ugiwaæ siê Moc¹ jak rycerze Jedi. Czy pozosta³by po jasnej stronie, czy te¿ mo¿e pos³u¿y³ siê z³owieszczymi si³ami ciemnej, ¿eby nauczyæ Yuuzhan tego i owego na temat sztuki wywierania zemsty? W jego umyle rozkwita³y raz po raz niczym eksplozje sceny pe³ne gwa³tu, przemocy i nienawici. Si³¹ woli usun¹³ je ze swej wiadomoci. Wiele poprzednich miesiêcy spêdzi³ ogl¹daj¹c i przypominaj¹c sobie podobne sceny. Do niczego go to nie doprowadzi³o. ¯adne mciwe myli nie mog³y przywróciæ Chewbacce ¿ycia. Popatrzy³ na swoje d³onie i uprzytomni³ sobie, ¿e zaciska je w piêci. Ostatnie szeæ miesiêcy ¿y³ jak w odrêtwieniu, zamkniêty w sobie i pogr¹¿ony w posêpnych mylach. Spêdzi³ ten czas w samotnoci, przesiaduj¹c najczêciej w mrocznych spelunkach, od jakich a¿ roi³o siê w podziemiach Coruscant. W tym czasie rycerze Jedi przynajmniej starali siê stawiaæ czo³o bezlitosnym przeciwnikom. Han pomyla³, ¿e najwy¿szy czas uczyniæ to samo. Zwymyla³ siê w duchu, nabra³ g³êboko powietrza i wypuci³ je przez zaciniête wargi. Wyprostowa³ siê i rozplót³ d³onie, by zaraz w gecie stanowczego postanowienia klepn¹æ nimi o kolana. Potem z wysi³kiem wsta³ ze sto³ka. Chcia³ pod¹¿yæ w kierunku okr¹g³ego sto³u, ale drogê zagrodzili mu Mallatobuck i kilku innych cz³onków rodziny Chewbaccy. Malla trzyma³a metrowej d³ugoci drewniane pude³ko. [Hanie Solo] powiedzia³a, umiechaj¹c siê do niego. [Pragniemy ci to podarowaæ]. Han zmarszczy³ brwi. Postawi³ pud³o na sto³ku i otworzy³ misternie wykuty metalowy zamek. W rodku, pieczo³owicie u³o¿ona 29
na miêkkiej poduszce, spoczywa³a piêknie rzebiona kusza. Ozdobne, cêtkowane i polerowane ³o¿ysko mia³o barwê ciep³ego br¹zu. Kunsztownie ukryty magnetyczny akcelerator umo¿liwia³ wyrzucanie eksploduj¹cych be³tów z niewiarygodnie du¿¹ prêdkoci¹. Kusza mia³a lunetê i mechanizm naci¹gania ciêciwy, z którego pomocy mog³oby korzystaæ tylko niewielu ludzi. Poznajê j¹ kiwn¹³ g³ow¹ Han. Zacisn¹³ wargi, ¿eby nie jêkn¹æ. To jedna z pierwszych, jakie w³asnorêcznie zrobi³. Malla zarycza³a. [Chewbacca sporz¹dzi³ j¹ wkrótce po naszym lubie, jeszcze zanim odlecielicie z Kashyyyka] przyzna³a. [Póniej wykona³ kilka lepszych egzemplarzy, ale ten kryje w sobie ca³¹ si³ê i ciep³o jego d³oni]. Han dotkn¹³ ³o¿yska broni. Czujê to powiedzia³. Odwróci³ siê i obj¹³ Mallê, chocia¿ jego g³owa nie siêga³a nawet jej podbródka. To bardzo cenny dar. Dziêkujê. Waroo wrêczy³ mu skórzany pokrowiec. [To równie¿ nale¿a³o do mojego ojca] odezwa³ siê cicho. [Jestem pewien, ¿e chcia³by ci to podarowaæ]. Han przewiesi³ przez ramiê zaokr¹glony u do³u pokrowiec. Doskonale wiedzia³, ¿e siêga za kolana. Malla, Waroo, Lowbacca i pozostali wyrazili radoæ chórem og³uszaj¹cych ryków. Chwilê potem wróci³a Jaina, nios¹c tacê z jedzeniem. Ona tak¿e nie kry³a zadowolenia. Jaka szkoda, ¿e nie mo¿e ciê teraz widzieæ Chewie powiedzia³a, chyba pierwszy raz tego dnia siê umiechaj¹c. Han otar³ grzbietem d³oni ³zê z k¹cika oka. Umiechn¹³ siê i obj¹³ córkê w pasie. Wielki kud³acz pewnie pêk³by ze miechu. Jowdrrl, poroniêta kasztanow¹ sierci¹ kuzynka Chewbaccy, warknê³a do Malli co, czego Han nie zrozumia³. Na twarzy mê¿czyzny odmalowa³o siê zaciekawienie. Widz¹c je, Malla wyjani³a: [Jowdrrl zastanawia siê, kiedy ty i reszta twojej rodziny wracacie na Coruscant]. Han i Jaina spojrzeli po sobie i jak na sygna³ równoczenie wzruszyli ramionami. Jeszcze siê nad tym nie zastanawialimy odpar³ Solo. Prawdopodobnie jutro rano albo po po³udniu. Jowdrrl cicho zawy³a. [Pyta³am o to, poniewa¿ ja i Dryanta musimy mieæ trochê czasu, by siê przygotowaæ]. 30
Han spojrza³ na nich z mieszanin¹ zdziwienia i przera¿enia. Przygotowaæ? powtórzy³. Do czego? Zamierzacie towarzyszyæ nam w drodze na Coruscant? Ojciec Chewbaccy, Attichitcuk, znacz¹co zawy³. [Jowdrrl i Dryanta przygotowuj¹ ceremoniê, podczas której po¿egnaj¹ Waroo i Lowbaccê] powiedzia³. Waroo i Lowbaccê powtórzy³ coraz bardziej zaniepokojony Solo. [To w³anie oni przejmuj¹ na siebie d³ug ¿ycia Chewbaccy] wyjani³ Attichitcuk. Han otworzy³ usta. Nie wierz¹c w³asnym uszom, spojrza³ po kolei na obu Wookiech. Nie... nie mo¿ecie tego zrobiæ wyj¹ka³ cicho. Chewie nie ¿yje. Jego mieræ po³o¿y³a kres wszelkim d³ugom. Z gard³a Attichitcuka wyrwa³o siê chrapliwe wycie. [mieræ mojego syna mog³a zgasiæ p³omyk jego buntowniczego ¿ycia, ale dopóki nie zaganie twój p³omyk, nasz d³ug pozostaje w mocy]. Jaina przygryz³a doln¹ wargê i po³o¿y³a d³oñ na ramieniu ojca. Han str¹ci³ j¹ jednym szybkim ruchem. Energicznie pokrêci³ g³ow¹. Nie, nie, nie mogê siê na to zgodziæ powiedzia³. Chewie ocali³ moje ¿ycie co najmniej dziesiêæ razy. Zgin¹³, ratuj¹c od mierci Anakina. Z ka¿d¹ chwil¹ mówi³ coraz pewniej i g³oniej. A poza tym, to ja mam wobec was d³ug ¿ycia. Wbi³ spojrzenie w oczy poroniêtego ciemnobr¹zow¹ sierci¹ syna Dewlannamapii. Twoja matka okazywa³a mi wiêksz¹ mi³oæ ni¿ w³asna. Przeniós³ spojrzenie na Gorrlyn. Twój m¹¿, Salporin, odda³ ¿ycie, by ocaliæ Leiê przed atakiem skrytobójców Noghrich. Zwróci³ siê do Jowdrrl i Dryanty. Wasz kuzyn Shoran zgin¹³ na pok³adzie Dumy Yevethów, ratuj¹c mnie od nieuchronnej mierci! [Podobnie post¹pi³by ty] warkn¹³ Attichitcuk, prawie obna¿aj¹c zêby. [Zgin¹³by, by ich uratowaæ. W³anie na tym polega sp³acanie d³ugu ¿ycia]. Malla tak¿e spiorunowa³a Hana gniewnym spojrzeniem. [Je¿eli nie pozwolisz nam przej¹æ d³ugu ¿ycia Chewbaccy, znies³awisz jego pamiêæ] oznajmi³a. Jaina z wysi³kiem prze³knê³a linê. Mój tata nie zamierza³ nikogo znies³awiaæ powiedzia³a, przenosz¹c spojrzenie z Wookiech na ojca. Prawda, tato? Han spojrza³ na ni¹; chyba nie uwiadamia³ sobie, ¿e ma nadal otwarte usta. Dwiêczne warczenie Malli przypomnia³o mu, co 31
wydarzy³o siê nastêpnego dnia po jej lubie z Chewbacc¹. Han usi³owa³ wtedy przekonaæ Chewiego, ¿e zamiast towarzyszyæ mu w drodze powrotnej na ksiê¿yc Nar Shaddaa, jego przyjaciel powinien zostaæ w domu z dopiero co polubion¹ ¿on¹. Solo przypomnia³ sobie tak¿e, ¿e Wookie Groznik zwi¹za³ kiedy swój los z pilotk¹ Eskadry £obuzów, Elscol Loro, tylko dlatego, ¿e by³a ¿on¹ Throma, wobec którego Groznik mia³ d³ug ¿ycia. Prawda, prawda b¹kn¹³ w koñcu, przenosz¹c spojrzenie z Jainy na Mallê. Pozwoli³bym odci¹æ sobie rêkê, zanim znies³awi³bym pamiêæ Chewbaccy. Tylko... Wszyscy w napiêciu czekali, a¿ dokoñczy zdanie. Chodzi o to, ¿e jeszcze nie jestem gotów podj¹³ niepewnie Solo. Potrz¹sn¹³ g³ow¹, jakby mia³o mu to pomóc uporz¹dkowaæ myli. Popatrzy³ na Attichitcuka i pozosta³ych Wookiech. Czujê siê tak, jakby Chewie nie zgin¹³. Mam wra¿enie, ¿e nadal gdzie ¿yje. Nie mogê pozwoliæ, by ktokolwiek... zaj¹³ jego miejsce u mojego boku. Musicie mnie zrozumieæ. Nie uwa¿a³em go za kogo, kto tylko troszczy siê o moje ¿ycie. By³ dla mnie... najlepszym, najwierniejszym przyjacielem. Uspokojeni Wookie wymienili ¿yczliwe spojrzenia. Rozleg³ siê chór trudnych do zrozumienia, ale przyjaznych warkniêæ i pomruków. [On wci¹¿ jeszcze czci pamiêæ mojego mê¿a] odezwa³a siê ze smutkiem Malla. [Potrzebuje trochê wiêcej czasu] zawtórowa³ jej Attichitcuk na tyle cicho, by nie zabrzmia³o to jak groba. O, w³anie podchwyci³ Han, widz¹c ostatni¹ szansê ratunku. Po prostu muszê mieæ wiêcej czasu. Minê³o kilka chwil, które wszystkim wyda³y siê wiecznoci¹. W koñcu ojciec Chewbaccy kiwn¹³ wielk¹ g³ow¹. [A zatem damy ci ten czas] oznajmi³. [D³ug ¿ycia to co wiêcej ni¿ ochrona czyjego cia³a przed uszkodzeniem. D³ug ¿ycia to tak¿e kojenie ducha]. Han uwiadomi³ sobie, ¿e w s³owach starego Wookiego kryje siê du¿o prawdy. Nie chcia³bym z tego rezygnowaæ powiedzia³. Malla po³o¿y³a ogromne d³onie na jego ramionach. [My tak¿e tego nie pragniemy] rzek³a.
32
ROZDZIA£
!
Holograficzne wizerunki gwiezdnych systemów i ca³ych sektorów galaktyki zawirowa³y w b³êkitnoszarym sto¿ku wiat³a. Jaskrawo odcinaj¹ce siê linie oznacza³y nadprzestrzenne szlaki, które ³¹czy³y najodleglejsze zak¹tki przestworzy. Lekki nacisk palca na ekran wystarcza³, by pojawia³y siê opisy konkretnych planet, s³oñc czy gwiezdnych szlaków. Punkciki sztucznego wiat³a rozrasta³y siê, aby ujawniæ informacje o inteligentnych istotach i ich cywilizacjach, topografii planet i liczbie mieszkañców, a w pewnych przypadkach tak¿e o sile i rodzaju obronnych systemów. Ubolewam, ¿e muszê nara¿aæ eminencjê na kontakt z wytworami nieczystej techniki. Taktyk komandora Tli zgi¹³ siê w przepraszaj¹cym uk³onie. Niestety, na razie nie odkrylimy sposobu oddzielania informacji od metalowych skorup, w których je przechowywano. Dopóki nasze villipy nie przyswoj¹ sobie zdobytej wiedzy, nie mamy wyboru. Musimy uciekaæ siê do pomocy maszyn naszych wrogów. Co prawda, ka¿d¹ starannie oczycilimy w sensie fizycznym oraz religijnym; obawiam siê jednak, ¿e w ¿aden sposób nie da siê ukryæ, i¿ nie maj¹ ducha. Mimo i¿ kap³an Harrar spogl¹da³ na ustawione przed nim urz¹dzenie z nieukrywan¹ odraz¹, udzieli³ taktykowi rozgrzeszenia. Je¿eli kto czuje do przedmiotu wstrêt zrodzony z niewiedzy, oznacza to, ¿e siê go obawia oznajmi³ oschle. Dok³adniejsze zapoznanie siê z natur¹ maszyn tylko umocni mnie w przekonaniu, ¿e wszystkie mechanizmy powinno siê unicestwiæ. Machn¹³ rêk¹. Mo¿esz kontynuowaæ. 3 Próba bohatera
33
Taktyk Raff pochyli³ ozdobion¹ tatua¿em g³owê i zbli¿y³ ukryt¹ w rêkawiczce d³oñ do wiec¹cego ekranu dotykowego. Jak widzisz, eminencjo, mamy tu ni mniej, ni wiêcej, dok³adny portret ca³ej galaktyki. Rzecz jasna, przedstawiony w ogólnych zarysach, ale na tyle szczegó³owy, ¿eby pomóc nam w podboju J¹dra. Chronionym przez rêkawicê palcem dotkn¹³ powierzchni ekranu. W sto¿ku wiat³a pojawi³ siê wizerunek planety Obroa-skai i kilku s¹siednich gwiezdnych systemów. Nie tylko d³onie taktyka mia³y ascetyczny wygl¹d. Z bufiastych rêkawów p³aszcza wystawa³y cienkie jak prêty nadgarstki, a z wysokiego i równie obszernego ko³nierza szaty stercza³a szyja tak chuda, ¿e wygl¹da³a jak policyjna pa³ka. Poniewa¿ Raff by³ czcicielem boga wojny Yun-Yammki, jego oszpecone czarnymi plamami usta przypomina³y jamê drapie¿nika. Wystawa³y z niej ogromne zêby, które chwilami uniemo¿liwia³y zrozumienie tego, co mówi³. Najbardziej jednak liczy³o siê to, ¿e Raff mia³ ch³onny, sprawny i analityczny umys³. Czêsto kontaktowa³ siê z koordynatorami wojennymi i dovin basalami, a zatem zawsze wietnie wiedzia³, co siê dzieje. Dysponowa³ najwie¿szymi informacjami na temat okrêtów Nowej Republiki i strat, jakie ponosi³y obie strony podczas ka¿dej bitwy. Stosownie do swoich umiejêtnoci, mia³ bezw³os¹ i rozdêt¹ czaszkê, na której widaæ by³o liczne blizny. Mia³y dawaæ wiadectwo pêtlom i zwojom, jakich nie brakowa³o w jego udoskonalonym mózgu. Niestety, ogromna wiêkszoæ informacji ma charakter historyczny i dlatego przedstawia dla nas w¹tpliw¹ wartoæ ci¹gn¹³ Raff po chwili. Wygl¹da na to, ¿e mieszkañcy planety Obroa-skai postanowili przechowywaæ dokumenty sporz¹dzane w oryginalnych jêzykach i mo¿liwe do odczytania tylko za pomoc¹ specyficznych urz¹dzeñ do deszyfrowania informacji. Taktyk wskaza³ unosz¹c¹ siê platformê. Le¿a³y na niej splamione krwi¹ zapisane arkusze duraplastu, karty danych i inne noniki informacji. Wszystkie czeka³y, a¿ spopieli je wiêty ogieñ. To w³anie dlatego potrzebujemy tylu mechanizmów dekoduj¹cych i urz¹dzeñ t³umacz¹cych. Mimo to uwa¿am nasz szturm na biblioteki za uzasadniony. W koñcu, kiedy zdo³amy przet³umaczyæ ich zawartoæ na mowê villipów, zdobyte informacje pozwol¹ nam poznaæ psychikê wielu ras inteligentnych istot. Z pewnoci¹ u³atwi nam to panowanie nad podbitymi obszarami. 34
Pojawi³ siê s³u¿¹cy. Bosonogi, ubrany w d³ug¹ tunikê, wszed³ po wyciosanych z korala yorik stopniach platformy dowodzenia. Postawi³ tacê z jedzeniem i karafkê z bursztynowym p³ynem na blacie stoj¹cego miêdzy kap³anem a taktykiem niskiego sto³u. Spiczast¹ brodê s³ugi szpeci³y g³êbokie fioletowe blizny, które wygl¹da³y jak zarost, a worki pod osadzonymi blisko siebie oczami nosi³y lady kunsztownego tatua¿u. Nad wystaj¹cymi brwiami b³yszcza³o cofniête czo³o, tak¿e pokryte wytatuowanymi znakami i symbolami. U stóp platformy, gdzie panowa³ pó³mrok, a raczej ciemnoci, czeka³a cierpliwie samotna osoba. W pewnej chwili Harrar rozkaza³, ¿eby s³u¿¹cy poda³ napój jemu, taktykowi i istocie stoj¹cej obok platformy. S¹cz¹c kroplê po kropli, zastanawia³ siê, czy taktyk w³aciwie oceni³ zdobyte ³upy wojenne. Wieki, spêdzone na przemierzaniu miêdzygalaktycznych przestworzy, wywar³y niekorzystny wp³yw na stan wielu gwiezdnych jednostek Yuuzhan zarówno okrêtów, jak i wiatostatków. Przestronne pomieszczenia ogrzewa³y kiedy okaza³e kotary i kobierce, a monotoniê pok³adów umila³y wykwintne mozaiki. Teraz prawie wszêdzie królowa³ ch³ód i pustka. Co prawda, sklepienia pomieszczeñ socjalnych wci¹¿ jeszcze wspiera³y siê na rzebionych s³upach, ale powierzchnie kolumn by³y teraz bezbarwne, chropowate i zniszczone. Bioluminescencyjne roliny, które kiedy dawa³y tlen i wiat³o, nie pleni³y siê tak dobrze jak dawniej, a w wielu komnatach wrêcz wygl¹da³y jak dogorywaj¹ce wiece. Nawet podobne do grot jaskinie, zarezerowwane dla najwy¿szych stopniem dowódców i dostojników, mia³y teraz ponury, odra¿aj¹cy wygl¹d. Czy w zdobytych dokumentach znalelimy jakie informacje na temat rycerzy Jedi? zainteresowa³ siê w pewnej chwili Harrar. Jest ich zdumiewaj¹co niewiele, eminencjo odpar³ taktyk. Mo¿na odnieæ wra¿enie, ¿e informacji dotycz¹cych Jedi albo nie przekazywano do bibliotek, albo wiadomie je z nich usuniêto. Kap³an odstawi³ czarkê z napojem na blat sto³u. Ró¿nica wydaje siê doæ istotna powiedzia³. Któr¹ mo¿liwoæ uznajesz za bardziej prawdopodobn¹? Tê drug¹, eminencjo. W bibliotekach znalelimy ca³e mnóstwo najró¿niejszych dokumentów o treci filozoficznej. To dziwne, ¿e nie zawiera³y prawie niczego na temat Jedi. Mo¿liwe, ¿e to sami Jedi nie zgodzili siê na umieszczenie w bibliotekach informacji na swój temat zasugerowa³ Harrar. Zapewne s¹ bardziej tajemniczy ni¿ mylimy. 35
To wyjania³oby brak opisu i interpretacji przypisywanych im dzie³ sztuki przyzna³ taktyk. Podobnie jak fakt, ¿e Moc chyba nie jest przejawem dzia³alnoci jakiegokolwiek bóstwa. A mimo to masz powód, aby uwa¿aæ, ¿e informacje na ich temat zniszczono albo skasowano. Uwa¿am za prawdopodobne, eminencjo, ¿e nawet gdyby zakazywa³o tego istniej¹ce prawo, powsta³yby jakie dokumenty albo ustne przekazy. Prawdopodobnie zajmowali siê tym sami Jedi, a mo¿e kto spoza ich zakonu... Mogli sporz¹dzaæ je nawet ich wrogowie. Mam tu na myli kroniki dziejów rycerzy, bibliografie dzie³ wybitnych twórców albo mistrzów i tak dalej. Uwa¿asz, ¿e Jedi tworzyli co w rodzaju zakonu? Taktyk Raff popatrzy³ na stoj¹c¹ w pó³mroku samotn¹ istotê. Po chwili kiwn¹³ g³ow¹. Wygl¹da na to, ¿e z pocz¹tku rycerze Jedi rzeczywicie tworzyli taki zakon. Ich g³ównym celem by³o wówczas oddawanie siê medytacjom filozoficznym i teologicznym. Nie wiemy, czy to oni odkryli ród³o energii nazwanej przez nich Moc¹. Mo¿liwe, ¿e tylko pierwsi wpadli na trop, jak wykorzystaæ Moc do w³asnych celów. Tak czy owak, mo¿emy siê domylaæ, ¿e stopniowo przemienili siê z mylicieli w stró¿ów spo³ecznego ³adu. Przez kilka tysiêcy pokoleñ s³u¿yli tej galaktyce jako stra¿nicy sprawiedliwoci. Harrar splót³ wszystkie szeæ palców r¹k i w zamyleniu zacz¹³ bêbniæ nimi po wytatuowanych wargach. Musia³a ich byæ ca³a armia odezwa³ siê w pewnej chwili. Zgadzam siê, eminencjo. Tyle, ¿e do walki przeciwko nam nie stanê³a ¿adna armia Jedi ci¹gn¹³ w zamyleniu kap³an. Z raportów, jakie otrzymywalimy z miejsc bitew, wynika, ¿e walczy z nami zaledwie ma³a garstka. Twarz Harrara rozjani³ nik³y umiech. Oznacza³oby to, ¿e kto nie tylko usun¹³ informacje z bibliotek planety Obroa-skai. Ten kto wyeliminowa³ tak¿e samych Jedi. Ja równie¿ tak uwa¿am zgodzi³ siê z nim taktyk. Ale kto? Raff wzruszy³ ramionami. Zwolennicy tak zwanej ciemnej strony? Istoty, które sami Jedi nazwali Sithami? Harrar wyprostowa³ siê i opar³ o poduszki u³o¿one za plecami. Mo¿liwe wiêc, ¿e w tej galaktyce mamy sprzymierzeñców. To prawdopodobne, je¿eli jeszcze pozostali jacy Sithowie. 36
Zanim kap³an mia³ czas odpowiedzieæ, w pomieszczeniu rozleg³ siê odg³os szybkich rytmicznych kroków. Wkrótce potem z ciemnoci wy³oni³a siê m³oda i uderzaj¹co piêkna Yuuzhanka. D³uga po³yskuj¹ca szata podkrela³a kszta³ty jej szczup³ego cia³a. Turban na g³owie skrywa³ wiêkszoæ kruczoczarnych w³osów, a na obrze¿ach szaty widnia³y rzêdy wiec¹cych lub opalizuj¹cych owadów. Stawiaj¹c d³ugie kroki, istota podesz³a mia³o do platformy dowodzenia. Kiedy stanê³a u stóp podwy¿szenia, skrzy¿owa³a rêce na piersi i zgiê³a cia³o w pe³nym szacunku uk³onie. Witaj, Elan odezwa³ siê ciep³o kap³an Harrar. Elan unios³a g³owê, która nie by³a tak wypuk³a jak g³owa kap³ana ani tak zniekszta³cona jak czaszka taktyka. Istota mia³a p³askie koci policzkowe, a jej poci¹g³a twarz koñczy³a siê rozdwojon¹ brod¹. Jasnoniebieskie i zimne jak lód oczy otacza³y fioletowob³êkitne i br¹zowe zawijasy. Szeroki nos wygl¹da³, jakby wyrasta³ wprost z czo³a. Czego sobie ¿yczysz, eminencjo? W tej chwili tylko tego, ¿eby dotrzymywa³a nam towarzystwa odrzek³ Harrar. Gestem absolutnie pozbawionym ³askawoci poklepa³ poduszki, u³o¿one obok tych, na których wspiera³o siê jego cia³o. Przyby³a w sam¹ porê, aby uczestniczyæ w sk³adaniu ofiary. Elan obejrza³a siê przez ramiê. Towarzyszy³a jej drobna istota o dziwacznym wygl¹dzie i ró¿nobarwnej twarzy. Jej tors zdobi³y krótkie pióra, u³o¿one w taki sposób, ¿e tworzy³y wielobarwne pstrokate ³aty. Z boków torsu wyrasta³y dwie cienkie rêce, zakoñczone szczup³ymi czteropalczastymi d³oñmi. Z owalnej i doæ nieproporcjonalnej g³owy, której ty³ wygl¹da³ jak grzbiet poroniêty delikatnymi piórami, stercza³y cienkie uszy i para spiralnie skrêconych czu³ków. Lekko wklês³¹, poroniêt¹ delikatnym meszkiem twarz zdobi³y skone oczy i szerokie usta. Istota chodzi³a na dwóch nogach, ale ich stawy kolanowe umo¿liwia³y zginanie koñczyn do ty³u, a nie do przodu. Nogi koñczy³y siê p³askimi stopami, dziêki czemu stworzenie mog³o poruszaæ siê zwinnymi skokami. Harrar zauwa¿y³ niezdecydowanie m³odej Yuuzhanki. Twoja powierniczka tak¿e mo¿e nam towarzyszyæ odezwa³ siê po chwili. Elan zerknê³a na stoj¹c¹ w cieniu platformy nieznajom¹ osobê i ujê³a praw¹ rêkê swojej towarzyszki. 37
Chod, Vergere rzek³a. Wesz³a po stopniach platformy i usiad³a tak, by zosta³o miejsce dla jej powierniczki. Vergere spoczê³a jak ptak, moszcz¹cy siê porodku gniazda. Elan spojrza³a na kap³ana. Dlaczego zosta³am wezwana, eminencjo? zapyta³a. Harrar uda³, ¿e jest rozczarowany. Skin¹³ na najbli¿szego s³ugê. Mo¿emy rozpocz¹æ sk³adanie ofiary. S³u¿¹cy sk³oni³ siê i wyda³ polecenie dwóm doskonale ukrytym odbiorczym villipom, które natychmiast ukszta³towa³y obraz. Oczom wszystkich ukaza³a siê rozleg³a panorama okolicznych przestworzy. Ros³a, dopóki nie wype³ni³a ca³ej przedniej czêci pomieszczenia. W koñcu przes³oni³a nawet meble i przegrody. Mog³oby siê wydawaæ, ¿e pewna czêæ fasetkowych cian statku sta³a siê przezroczysta jak transpastal albo zniknê³a. Porodku wytwarzanego przez villipy obrazu unosi³o siê s³oñce planety Obroa-skai. Wygl¹da³o jak gigantyczny kocio³ wype³niony p³omienist¹ mazi¹. W stronê gwiazdy lecia³ pochwycony we wczeniejszej fazie bitwy stary, wys³u¿ony i pokiereszowany transportowiec. Otoczka jego ochronnych pól zaczyna³a jarzyæ siê winiowym blaskiem. Jednostka mia³a kszta³t nieregularnego spodka, a w jej wnêtrzu le¿a³o ponad dwa tysi¹ce schwytanych jeñców wojennych i androidów. Oczyszczeni przez dwiêk, okadzeni wiêtymi dymami i u³o¿eni niczym szczapy por¹banego drewna, nieszczênicy do¿ywali w³anie ostatnich sekund ¿ycia. Harrar, jego gocie i cz³onkowie wity w milczeniu obserwowali, jak pomarañczoworó¿owy blask s³oñca ogarnia najpierw dziób transportowca, a potem zaczyna rozprzestrzeniaæ siê w kierunku rufy. P³yty poszycia czerwienia³y i topnia³y, a nadbudówki traci³y kanciaste kszta³ty. Paraboliczne anteny, zestawy czujników i generatory ochronnych pól miêk³y jak wosk i odrywa³y siê od kad³uba. W koñcu pancerne p³yty pomarszczy³y siê i jedna po drugiej zaczê³y ³uszczyæ siê i odpadaæ. W koñcu podda³ siê i zapad³ sam kad³ub. Skazany na zag³adê transportowiec przemieni³ siê w pochodniê... ognisty przecinek, który wieci³ kilka chwil, aby zaraz znikn¹æ. Harrar wyci¹gn¹³ rêce na boki na wysokoæ ramion i rozcapierzy³ wszystkie palce. Pragn¹c okazaæ czeæ naszemu stwórcy, Yun-Yuuzhanowi, a tak¿e wyraziæ wdziêcznoæ za poparcie i opiekê, sk³adamy mu w ofierze tych, którzy nie s¹ godni dalszego ¿ycia. Prosimy go o pomoc w pokonywaniu trudnoci, jakie piêtrzy przed nami. B³agamy, 38
aby zechcia³ owieciæ ten mroczny wiat i wypleniæ z niego wszelkie z³o, niewiedzê i zabobony. Otwieramy przed nim swoje dusze... Niechaj nasze ofiary umocni¹ ciê i o¿ywi¹ odezwa³ siê chór osób zgromadzonych w pomieszczeniu. Wznosimy ku tobie serca... Aby ci siê dobrze powodzi³o. Z w³asnej woli oddajemy siê... Dziêki tobie odniesiemy zwyciêstwo. Pochwycony przez jêzor atomowego ognia nadawczy villip, a¿ do tej chwili lec¹cy w niewielkiej odleg³oci za transportowcem, rozjarzy³ siê i sp³on¹³. Kiedy obraz rozmy³ siê i znikn¹³, s³u¿¹cy Harrara powrócili do swoich obowi¹zków. Dopilnujê, ¿eby przes³ane obrazy przeanalizowano pod k¹tem ewentualnych niepomylnych znaków obieca³ taktyk, spogl¹daj¹c na kap³ana. Harrar skin¹³ g³ow¹. Dopilnuj tak¿e, ¿eby wynik analizy przes³ano komandorowi Tli powiedzia³. Mo¿liwe, ¿e na razie nie bardzo przejmuje siê takimi sprawami, ale kiedy zlekcewa¿y z³owró¿bne znaki i poniesie klêskê, mo¿e opamiêta siê i nawróci. Taktyk Raff zgi¹³ siê w umiarkowanie g³êbokim uk³onie. Stanie siê, jak sobie ¿yczysz, eminencjo. Nagle poduszka, na której siedzia³ Harrar, unios³a siê i sp³ynê³a z koralowych schodów. Zajmiemy siê teraz bie¿¹cymi problemami odezwa³ siê Yuuzhanin. Na twarzy Elan odmalowa³o siê zainteresowanie. M³oda Yuuzhanka cisnê³a rêkê opierzonej towarzyszki. Na razie nasze poczynania zosta³y pob³ogos³awione ³atwymi zwyciêstwami zacz¹³ kap³an. wiaty siê korz¹, a ich mieszkañcy padaj¹ do naszych stóp. Z pewnoci¹ którego dnia bêdziemy w³adali tymi istotami. Uwa¿am jednak, ¿e znacznie trudniej przyjdzie nam zmieniæ sposób ich mylenia. Je¿eli chcemy to osi¹gn¹æ, musimy mieæ co wiêcej ni¿ tylko lepsze uzbrojenie. Popatrzy³ na Elan. Naszym najwiêkszym problemem jest grupa istot, które nazywaj¹ siebie rycerzami Jedi podj¹³ po chwili. Mo¿emy ich uwa¿aæ za kogo w rodzaju funkcjonariuszy policji myli. Jest ich wprawdzie niewielu, ale maj¹ bardzo du¿e wp³ywy. Elan zerknê³a na Vergere i jeszcze raz cisnê³a jej rêkê. 39
Jakim bóstwom oddaj¹ czeæ ci Jedi? zapyta³a. O ile nam wiadomo, nie maj¹ ¿adnych bogów odrzek³ Harrar. Zamiast tego czerpi¹ duchow¹ si³ê z ogromnego zbiornika energii zwanej przez nich Moc¹. Czy opracowalimy strategiê, która umo¿liwi³aby nam wyeliminowanie albo uszkodzenie ród³a tej Mocy? Dotychczas nie. Chyba jednak mo¿emy zrobiæ co, ¿eby pozbyæ siê samych Jedi. Harrar pokaza³ gestem nieznajomego, ca³y czas stoj¹cego w milczeniu u stóp schodów. Elan, to jest jeden z naszych agentów, egzekutor Nom Anor powiedzia³. Nie tylko pomóg³ nam opanowaæ przyczó³ek w rejonie Odleg³ych Rubie¿y, ale tak¿e zdo³a³ zwerbowaæ wielu agentów sporód mieszkañców podbijanych wiatów. Wielokrotnie bra³ udzia³ w akcjach o charakterze propagandowym albo dywersyjnym. W tej chwili oderwa³ siê od zwyk³ych obowi¹zków, ¿eby nadzorowaæ plan, jaki zrodzi³ siê w naszych g³owach. Elan obdarzy³a Noma Anora ¿yczliwym spojrzeniem. Agent wszed³ po stopniach platformy dowodzenia i stan¹³ przed ni¹. Szczup³y i redniego wzrostu, nie wyró¿nia³ siê niczym nadzwyczajnym. Tylko blizny na twarzy i po³amane koci policzkowe dowodzi³y, ¿e sk³ada³ w ¿yciu wiêcej ofiar ni¿ mog³oby siê wydawaæ na pierwszy rzut oka. Zapewne w trakcie jednej z nich straci³ albo celowo powiêci³ oko. Chocia¿ oczodó³ przypomina³ w tej chwili ciemn¹ jamê, Elan zauwa¿y³a, ¿e koci twarzy zosta³y u³o¿one w taki sposób, aby da³o siê tam umieciæ playerin bol pluj¹cy mierciononym jadem organ, do z³udzenia przypominaj¹cy prawdziw¹ ga³kê oczn¹. Gdyby okryæ go maskuj¹cym ooglithem, bez trudu móg³by uchodziæ za cz³owieka zauwa¿y³a szeptem Elan, zwracaj¹c siê do Vergere. Jest ambitny, pani szepnê³a w odpowiedzi jej towarzyszka. Miej siê na bacznoci. Nom Anor sk³oni³ siê Harrarowi nisko, ale nie tak nisko, jak powinien. Zanim rozpoczêlimy inwazjê, przeprowadzi³em pewn¹ próbê zacz¹³. Zamierza³em przekonaæ siê, czemu musimy stawiaæ czo³o. Rozsia³em na kilku planetach mieszaniny wywo³uj¹cych choroby zarodników. Sam je opracowa³em i wyhodowa³em. Jedna grupa takich zarodników, odmiana coomb, okaza³a siê niezwykle skuteczna. Na chorobê zapad³o ponad sto istot. Prawie wszystkie póniej 40
zmar³y. Ocala³a tyko jedna: istota ludzka p³ci ¿eñskiej, która jest rycerzem Jedi. Poniewa¿ choroba nie by³a zakana, od kobiety nie zarazili siê inni Jedi. Nom Anor przeniós³ spojrzenie na m³od¹ Yuuzhankê. Wszystko przemawia za tym, ¿e ta istota jest miertelnie chora. Na razie jednak nie umar³a. Domylam siê, ¿e czerpie si³y ze zbiornika Mocy. Jej opór mo¿e jednak okazaæ siê dla nas prawdziwym b³ogos³awieñstwem. Jestem pewien, ¿e potrafimy wykorzystaæ go, aby dobraæ siê do skóry pozosta³ym Jedi. Przenikn¹æ w ich szeregi? domyli³a siê Elan. Wymordowaæ ich odezwa³ siê Harrar, nie wstaj¹c z poduszki. A przynajmniej tylu, ilu oka¿e siê mo¿liwe. Nom Anor pokiwa³ g³ow¹. Taki wyczyn zdemoralizuje mieszkañców niezliczonych planet powiedzia³. Wszyscy pomyl¹, ¿e je¿eli umiemy pokonaæ nawet niezwyciê¿onych Jedi, jak¹ mog¹ ¿ywiæ nadziejê, ¿e siê nam przeciwstawi¹? Dziêki temu zadamy druzgocz¹cy cios ich wierze w rycerzy Jedi i podkopiemy zaufanie do Mocy. wiaty zaczn¹ kapitulowaæ bez walki. Najwy¿szy lord Shimrra bêdzie zachwycony, ¿e wywi¹zalimy siê z zadania przed up³ywem wyznaczonego terminu. Ucieszy siê, kiedy powiemy mu, ¿e na niego czekamy. Elan przenios³a spojrzenie z Harrara na Noma Anora. Po chwili spojrza³a znów na kap³ana. A jak¹ rolê ja mam odgrywaæ w tym planie? zapyta³a. Harrar rozkaza³, ¿eby poduszka pop³ynê³a w kierunku m³odej Yuuzhanki. Kiedy znieruchomia³ przed ni¹, powiedzia³: Tak¹, do której odgrywania kap³anka sekty zwodzicielek jest wyj¹tkowo dobrze przygotowana.
41
ROZDZIA£
"
Han sta³ na krawêdzi naturalnego mostku. Czubki jego wysokich do kolan czarnych butów wystawa³y poza konar wroshyra. G³osy przyjació³ dobiega³y z tak daleka, ¿e nie da³o siê rozró¿niæ ani s³owa. Gêsta mg³a, spowijaj¹ca ca³y ranek konary gigantycznych drzew, opada³a teraz w postaci ciê¿kich kropel deszczu. Niemi³e i zarazem aromatyczne wonie, jakie wydobywa³y siê z nieprzeniknionych, niebezpiecznych g³êbin d¿ungli, raz po raz przyprawia³y go o zawroty g³owy. W pobli¿u, wykorzystuj¹c pr¹d wznosz¹cego siê powietrza, wzlecia³a ku niebu para ptaków kroyie. Ich skrzyd³a b³ysnê³y, owietlone niemia³ym promieniem s³oñca. W pe³ni wiadom, co robi, Han wypuci³ z palców kawa³ek kory wroshyra. Obserwowa³, jak wiruj¹c w locie, znika mu z oczu. Fragment mostku, gdzie sta³, nie mia³ ¿adnej porêczy ani bariery; nic wiêc nie oddziela³o go od przepaci. Uwa¿aj, ¿eby nie spad³ dobieg³ go nagle zza pleców g³os Leii. Han drgn¹³, ale siê nie odwróci³. To dziwne powiedzia³. Zawsze wydaje mi siê, ¿e dno jest o wiele bli¿ej ni¿ w rzeczywistoci. Leia podesz³a i stanê³a za jego plecami. Nawet je¿eli to prawda, powiniene zaopatrzyæ siê w parê naprawdê wytrzyma³ych repulsorowych butów. Han odwróci³ g³owê i wyszczerzy³ zêby w krzywym umiechu. Przesycone wilgoci¹ powietrze Kashyyyka przemieni³o w³osy jego ¿ony w potargan¹ grzywê, a pr¹dy wznosz¹cego siê powietrza porusza³y fa³dami jej lunej spódnicy i bluzki bez rêkawów. Nie martw siê o mnie, kochanie odrzek³. Ju¿ siê tam znajdujê. 42
Leia stanê³a obok niego i ostro¿nie spojrza³a w pozornie bezdenn¹ czeluæ. A ja zawsze myla³am, ¿e ju¿ nic nie przerazi mnie bardziej ni¿ widok z okna naszego apartamentu rzek³a po chwili. Ujê³a mê¿a pod rêkê i delikatnie odci¹gnê³a go od krawêdzi. Martwiê siê o ciebie. To pewnie pierwszy raz. Na ustach Hana ukaza³ siê wymuszony umiech. Czujê siê doskonale. Leia zmarszczy³a brwi. Naprawê, Hanie? zapyta³a. S³ysza³am, co siê sta³o, kiedy rozmawiali z tob¹ Malla i Waroo. Solo pokrêci³ g³ow¹. Znowu sprawia³ wra¿enie zaniepokojonego. Muszê po³o¿yæ kres tej historii z d³ugiem ¿ycia oznajmi³ stanowczo. I to raz na zawsze. Po prostu daj im trochê czasu zaproponowa³a Leia. Zrozumiej¹. Pamiêtasz, kiedy nie mog³am pójæ nawet do ³azienki, ¿eby nie towarzyszy³ mi Khabarakh albo jaki inny Noghri. Ta-a, i teraz tak¿e nie mo¿esz siê uwolniæ od ich towarzystwa przypomnia³ Han. Nie zamierzam lekcewa¿yæ niczego, co dla ciebie zrobili, ale... Chyba wiem, do czego zmierzasz przerwa³a mu Leia. Han pokrêci³ g³ow¹. Za³o¿ê siê, ¿e nie wiesz odrzek³ ponuro. Widzisz, zapewne mog³aby rozkazaæ Noghrim, ¿eby ciê nie pilnowali. Tymczasem z istotami rasy Wookie to inna sprawa. Jeste w b³êdzie, je¿eli uwa¿asz, ¿e Lowbacca albo Waroo us³uchaliby takiego rozkazu. Leia zaplot³a rêce na piersi i wyszczerzy³a zêby w przekornym umiechu. W porz¹dku powiedzia³a. Gdy tylko powrócimy na Coruscant, wydam polecenie, ¿eby Cal Omas albo kto inny zaproponowa³ uchwalenie ustawy, w myl której czas trwania d³ugu ¿ycia Wookiech zosta³by ograniczony. Co ty na to? Chcesz ryzykowaæ, ¿e radny Triebakk wpadnie w z³oæ? zdziwi³ siê Solo. Daj spokój. Uporam siê z tym na swój sposób. Han mia³ tak nachmurzon¹ minê, ¿e zdeprymowana Leia natychmiast spowa¿nia³a. Nie zamierza³am ciê uraziæ, Hanie rzek³a cicho. Rozumiem, co czujesz. Dzisiejsza ceremonia musia³a ciê kosztowaæ sporo nerwów. Han odwróci³ g³owê i spojrza³ w inn¹ stronê. 43
Szkoda tylko, ¿e sam nie wiem, co czujê. Myla³em, ¿e dziêki tej ceremonii pogodzê siê z losem albo zapomnê o tym, co siê sta³o. Zamiast tego poczu³em siê jeszcze gorzej. Mo¿e gdybym sprowadzi³ chocia¿ cia³o Chewiego, jego krewni urz¹dziliby ceremoniê pogrzebow¹... Nie koñcz¹c zdania, gniewnie pokrêci³ g³ow¹. Co za g³upstwa wygadujê! Nie chodzi mi przecie¿ o to, ¿e nie mog³em uczestniczyæ w jakim obrzêdzie! Leia milcza³a. Mia³a wra¿enie, ¿e Han jeszcze nie skoñczy³. Dobrze wiem, ¿e nie zmieniê tego, co wydarzy³o siê na Sernpidalu ci¹gn¹³ po chwili. Winiê jednak siebie, ¿e w ogóle nas wszystkich w to wpl¹ta³em. Stara³e siê nie dopuciæ, by zginêli przypomnia³a Leia. I komu przynios³o to korzyæ? Leia postanowi³a zmieniæ temat rozmowy. Czy powiedzia³e Anakinowi, ¿e nie masz do niego ¿alu za to, i¿ nie uratowa³ Chewiego? zapyta³a. Na twarzy Hana ukaza³ siê wymuszony umiech. Najwiêkszy b³¹d pope³ni³em, kiedy pozwoli³em mu usi¹æ w fotelu pilota. Hanie... Nie mówiê, ¿e to by³a wina Anakina przerwa³ jej Solo. Wiem jednak, ¿e gdybym to ja siedzia³ za sterami, podj¹³bym inn¹ decyzjê. Parskn¹³ gorzkim miechem. Zginêlibymy wówczas wszyscy: Chewie, Anakin, ja... A teraz to szaleñstwo z kontynuowaniem d³ugu ¿ycia. Odszed³ kilka kroków i nagle odwróci³ siê jak u¿¹dlony. Za nic w wiecie nie zgodzê siê odpowiadaæ za mieræ nastêpnego cz³onka jego honorowej rodziny, Leio. Nie ty odpowiadasz za to, co siê sta³o. Ja oznajmi³ stanowczo Han. Kto wie, jakie ¿ycie wiód³by Chewie, gdybym nie ci¹gn¹³ go ze sob¹ po szlakach ca³ej galaktyki, ¿eby przemycaæ przyprawê, korzenie chak i kto wie, co jeszcze. Leia zmarszczy³a brwi. Co chcesz przez to powiedzieæ, Hanie? zapyta³a. Czy to znaczy, ¿e nie powiniene uwalniaæ go z niewoli? O ile mi wiadomo, Chewie móg³ zgin¹æ, zamêczony na mieræ w imperialnym obozie pracy albo w wyniku nieszczêliwego wypadku. Nie wolno ci myleæ w taki sposób. A poza tym nie staraj mi siê wmówiæ, ¿e Chewie nie lubi³ wa³êsaæ siê w twoim towarzystwie, co nie mia³o nic wspólnego z d³ugiem ¿ycia. S³ysza³e, co powiedzia³ Ralrra: Chewbacca odlecia³ z Kashyyyka, gnany ¿¹dz¹ przygód. Ty i on doskonale do siebie pasowalicie. 44
Han zacisn¹³ wargi. Chyba masz racjê zacz¹³. Mimo to... Pogr¹¿ony w rozpaczy, z rezygnacj¹ pokrêci³ g³ow¹. Leia dotknê³a policzka Hana i delikatnie nacisn¹wszy, nak³oni³a go do odwrócenia g³owy. Kiedy popatrzy³ w jej oczy, szeroko siê umiechnê³a. Wiesz, co zapamiêta³am najlepiej? zapyta³a. Kiedy Chewie przytroczy³ mnie do torsu i przeniós³ przez ni¿sze poziomy Rwookrrorro. Jakbym by³a niemowlêciem. Han parskn¹³. Mo¿esz siê uwa¿aæ za szczêciarê powiedzia³. Kiedy odby³em podobn¹ podró¿ w quulaarze, przewieszonym przez plecy Tarkazzy. Leia zakry³a d³oni¹ usta, ale i tak nie zdo³a³a powstrzymaæ siê od miechu. Ojca Katarry? Tej z pasmem jasnobr¹zowej sierci na plecach? Tej samej. Han tak¿e siê umiechn¹³, ale szybko znów spowa¿nia³. Odwróci³ g³owê i skierowa³ spojrzenie na korony wroshyrów. Wspomnienia przynosz¹ ulgê na krótko, ale zaraz potem wraca pamiêæ tego, co siê sta³o. Jak d³ugo bêdzie to trwa³o, Leio? Ile czasu potrzeba, ¿eby zapomnieæ? Leia westchnê³a. Nie wiem, jak odpowiedzieæ, ¿eby to nie zabrzmia³o jak komuna³. Ca³e ¿ycie to jedna wielka zmiana, Hanie. Spójrz choæby na to miejsce. wietliste prêty zastêpuj¹ latarnie z fosfopch³ami, repulsorowe sanie wypieraj¹ banthy... Wszystkie rzeczy wykazuj¹ dziwn¹ sk³onnoæ do zmiany stanu, kiedy najmniej siê tego spodziewamy. Niedawni wrogowie staj¹ siê sprzymierzeñcami albo przyjació³mi, a wczorajsi przeciwnicy przemieniaj¹ siê w konfederatów. Ci sami Noghri, którzy starali siê mnie zamordowaæ, zostali póniej moimi stra¿nikami. Gilad Pellaeon przylecia³ tu kiedy, ¿eby zrobiæ z Wookiech niewolników, ale póniej, kiedy trzeba by³o stawiæ czo³o Yuuzhanom, opowiedzia³ siê po naszej stronie. Czy ktokolwiek móg³by to przewidzieæ? Leia wyci¹gnê³a rêce i zaczê³a masowaæ plecy mê¿a. Wczeniej czy póniej ból serca ust¹pi. Han poczu³, ¿e miênie jego pleców napinaj¹ siê pod dotykiem palców ¿ony. W³anie na tym polega ca³y problem powiedzia³. Ból serca w koñcu ustêpuje. 45
Podszed³ do krawêdzi mostku, usiad³ i spuci³ nogi poza krawêd konara. Leia kucnê³a obok Hana i objê³a jego plecy. Oboje d³u¿szy czas milczeli. Tracê go, Leio odezwa³ siê w koñcu Solo. Wiem, ¿e nie ¿yje, ale jaki czas mia³em wra¿enie, ¿e czujê go obok siebie. £udzi³em siê, ¿e wystarczy tylko odwróciæ g³owê, ¿eby go znów zobaczyæ. S³ysza³em go... tak wyranie, jakby sta³ tu¿ obok. mia³ siê i komentowa³ co, co zrobi³em. Przysiêgam ci, ¿e czasami rozmawia³em z nim, jakby nic z³ego siê nie wydarzy³o. Co jednak siê zmieni³o i zmienia siê dalej. Teraz, kiedy naprawdê chcê go zobaczyæ albo us³yszeæ, muszê staraæ siê o wiele bardziej ni¿ kiedy. Pogodzi³e siê z tym, co siê sta³o, Hanie rzek³a Leia. Zrozumia³e, ¿e ¿ycie musi toczyæ siê dalej. Han parskn¹³ krótkim, wymuszonym miechem. Czyje ¿ycie musi toczyæ siê dalej? zapyta³. Moje? Nie s¹dzê. Przedtem muszê wymyliæ co, co sprawi, ¿e jego mieræ bêdzie mia³a jakie znaczenie. Ocali³ ¿ycie Anakina przypomnia³a Leia. Nie o to mi chodzi³o odpar³ Han. Chcê, ¿eby Yuuzhanie zap³acili za to, co zrobili na Sernpidalu. I za wszystko, co nadal robi¹. Leia napiê³a wszystkie miênie. Zrozumia³abym, Hanie, gdybym us³ysza³a co takiego od Anakina rzek³a cicho. Jest m³ody i mo¿e jeszcze nie wie, o co chodzi. Nie chcê jednak wys³uchiwaæ takich bredni z twoich ust. Han wzruszy³ ramionami i strz¹sn¹³ z pleców rêkê ¿ony. Dlaczego uwa¿asz, ¿e wiem o ¿yciu wiêcej ni¿ Anakin? spyta³. Leia opuci³a rêce wzd³u¿ tu³owia i wsta³a. Nie zastanawia³am siê nad tym, Hanie oznajmi³a. No có¿, mo¿e powinna wychrypia³, nawet nie odwracaj¹c g³owy. Tam, gdzie zaledwie kilka chwil wczeniej jarzy³ siê obraz sk³adanej ofiary, by³o teraz widaæ dwudziestu jeñców, kul¹cych siê wewn¹trz krêpuj¹cego obszaru. Wszystkich podtrzymywa³y dwa niewielkie krwistoczerwone dovin basale. Porodku zbiorowiska istot ró¿nych ras sta³ hkigiañski kap³an Gotal, któremu Harrar obieca³ rych³¹ mieræ. Powierzchnia pó³kuli ograniczaj¹cego obszaru mieni³a siê i falowa³a niczym b¹bel gor¹cego powietrza. 46
Na platformie dowodzenia stali Harrar, Nom Anor, Raff, Elan i jej pupilka. Obserwowali, jak do ³adowni wchodzi m³ody wojownik rasy Yuuzhan Vong, ubrany w winiowofioletow¹ tunikê. Sk³oni³ siê przed dostojnymi widzami i podszed³ do granicy pola. Zabójca odezwa³a siê pó³g³osem zdumiona Elan, spogl¹daj¹c na Vergere. Tylko uczeñ poprawi³ j¹ kap³an Harrar. Na razie nie wyró¿ni³ siê niczym nadzwyczajnym. Za chwilê jednak zrobi co, dziêki czemu bez w¹tpienia zas³u¿y na wiêksze powa¿anie. Kiedy wojownik przekroczy³ umo¿liwiaj¹c¹ przejcie tylko w jedn¹ stronê barierê krêpuj¹cego obszaru, po prawie niewidocznej powierzchni pó³kuli rozbieg³y siê krêgi jak po tafli wody. Stoj¹cy w pobli¿u stra¿nicy unieli amphistaffy, jakby oczekiwali, ¿e wiêniowie rzuc¹ siê do rozpaczliwego ataku. Nie wiadomo jednak, czy tak bardzo siê bali, czy te¿ mo¿e górê wziê³a zwyk³a ciekawoæ. Tak czy owak, ¿aden nie zaatakowa³ intruza. Równie¿ m³ody wojownik, kiedy znalaz³ siê w rodku krêpuj¹cej pó³kuli, zrobi³ dwa kroki, po czym znieruchomia³. Odwróci³ tylko g³owê w taki sposób, aby k¹tem oka widzieæ kap³ana. Obserwuj wszystko uwa¿nie, Elan odezwa³ siê Harrar. Wyci¹gn¹³ praw¹ rêkê i ledwo zauwa¿alnym gestem da³ znak zabójcy, ¿e mo¿e zaczynaæ. M³odzieniec otworzy³ usta i opró¿ni³ p³uca ze wszystkiego, co siê w nich znajdowa³o. Wiêniowie zareagowali niemal natychmiast. W pierwszej chwili cofnêli siê, jakby zamroczeni albo przera¿eni. Wkrótce uwiadomili sobie, co ich czeka. Ogarniêci panik¹, schwycili siê za gard³a, jakby nagle we wnêtrzu krêpuj¹cej pó³kuli zabrak³o powietrza. Ich g³adkie blade twarze posinia³y albo sczernia³y jak spalone ogniem. Cz³onki i koñczyny spazmatycznie zadr¿a³y, a z ow³osionych cia³ zaczê³y wypadaæ kêpki sierci. Skóra pokry³a siê szkar³atnymi plamami, by chwilê potem sp³yn¹æ krwi¹ z rozsadzonych naczyñ. Niektórzy wiêniowie padli na kolana i wymiotowali krwi¹. Inni, zapewne wytrzymalsi, zataczali siê jak pijani i wpadali jedni na drugich niczym lepcy. W koñcu jednak i oni, daremnie chwytaj¹c resztki powietrza, zakrztusili siê i legli na p³ytach pok³adu. W koñcu w pó³kuli krêpuj¹cego pola sta³ tylko m³ody zabójca. Nie trwa³o to jednak d³ugo. Dobrze wiedzia³, ¿e nie wolno mu zaczerpn¹æ powietrza. Odwróci³ siê i usi³owa³ opuciæ pó³kulê, ale wytwarzaj¹ce ochronne pole dovin basale nie pozwoli³y mu wyjæ na zewn¹trz. Wstrzymuj¹c oddech, m³odzieniec rozpaczliwie przeszed³ 47
wzd³u¿ obwodu. Zapewne mia³ nadziejê, ¿e znajdzie jak¹ lukê. Mo¿e spodziewa³ siê, ¿e na skutek czyjego b³êdu albo niedopatrzenia zdo³a ocaliæ ¿ycie. Szuka³ jednak nadaremnie. W koñcu chyba uwiadomi³ sobie, jaki los jest mu pisany. Odwróci³ siê w kierunku Harrara i dumnie wyprostowa³, a potem zacisn¹³ d³onie w piêci i uderzy³ nimi w przeciwleg³e ramiona. Dopiero wtedy chwyci³ g³êboki haust powietrza. Z jego oczu i nosa pociek³y stru¿ki krwi. Chwilê póniej udrêczona twarz przemieni³a siê w makabryczn¹ maskê. M³ody wojownik nie wypowiedzia³ jednak ani s³owa. Jego kociste cia³o zadr¿a³o od stóp do g³ów. W koñcu zabójca run¹³ twarz¹ na p³yty pok³adu. We wnêtrzu krêpuj¹cego obszaru zaroi³y siê teraz setki spontanicznie powsta³ych stworzeñ, nie wiêkszych ni¿ fosfopch³y. Wiruj¹c w ob³êdnym tañcu, obsiad³y le¿¹ce na pok³adzie nieruchome cia³a i skupi³y siê wzd³u¿ okrêgu migotliwej pó³kuli. Wygl¹da³o to, jakby usi³owa³y wydostaæ siê na wolnoæ podobnie jak chwilê wczeniej stara³ siê tego dokonaæ m³ody Yuuzhanin. Harrar skin¹³ na jednego z akolitów. Pochwyæ jedno i przynie mi! rozkaza³. Tylko szybko! Akolita sk³oni³ siê i podbieg³ do granicy krêpuj¹cego obszaru. Wyci¹gn¹³ rêkê i przebi³ prawie niewidoczn¹ zaporê. Ukryt¹ w rêkawicy d³oni¹ pochwyci³ jedno stworzenie. Trzymaj¹c je kciukiem i wskazuj¹cym palcem, cofn¹³ d³oñ, odwróci³ siê i podbieg³ do platformy dowodzenia. Kiedy wstêpowa³ po wyciosanych z korala stopniach, stworzenia we wnêtrzu pó³kuli przesta³y siê poruszaæ. Wydawaæ siê mog³o, ¿e nagle straci³y energiê. Zachowywa³y siê, jakby kona³y. Akolita sk³oni³ siê i wrêczy³ ma³e ¿yj¹tko Harrarowi. Chocia¿ siê wyrywa³o, Harrar schwyci³ je trzema palcami prawej d³oni i uniós³ tak, ¿eby Elan mog³a siê przyjrzeæ. Stworzenie wygl¹da³o jak lekko opalizuj¹cy dysk, z którego wystawa³y trzy pary zaopatrzonych w stawy odnó¿y. Botous oznajmi³ Harrar. Zarówno nosiciel, jak i produkt uboczny trucizny. Wyrzucony wraz z oddechem zabójcy. Stworzenia dojrzewaj¹ bardzo szybko, je¿eli maj¹ pod dostatkiem tlenu, ale ¿yj¹ wyj¹tkowo krótko. Twoja broñ przeciwko Jedi domyli³a siê Elan. Wytrawny nosiciel, odpowiednio opró¿niaj¹c zawartoæ p³uc, potrafi wyrzuciæ z nich cztery dawki botousów ci¹gn¹³ kap³an. W zamkniêtych i uszczelnionych pomieszczeniach nie ma przed nimi ratunku. Nawet dla nosiciela. Rozumiesz? 48
Rozumiem, ¿e nosiciel podejmuje ryzyko mierci razem ze swoimi ofiarami. Toksyczne dzia³anie stworzeñ po uwolnieniu z p³uc trwa bardzo krótko odezwa³ siê Nom Anor. Nosicielka musi znaleæ siê jak najbli¿ej celu. Nosicielka... powtórzy³a Elan, spogl¹daj¹c na Harrara. Kap³an wytrzyma³ si³ê jej spojrzenia. Chcielibymy urz¹dziæ wszystko tak, ¿eby da³a siê pochwyciæ ¿o³nierzom Nowej Republiki powiedzia³. Komandor Tla nie by³ tym zachwycony, ale w koñcu zgodzi³ siê pozwoliæ im na zwyciêstwo. Kiedy wpadniesz w ich rêce, poprosisz o azyl polityczny. Elan nie kry³a sceptycyzmu w spojrzeniu ani w g³osie. Dlaczego mieliby mi go przyznaæ? zapyta³a. Poniewa¿ zamierzamy przekonaæ ich, ¿e jeste cenn¹ zdobycz¹ odrzek³ Anor. Harrar potwierdzi³ jego s³owa kiwniêciem g³owy. Przeka¿esz im wartociowe informacje. Dowiedz¹ siê z nich, dlaczego przylecielimy do ich galaktyki i jakie spustoszenia pozostawilimy za sob¹. Owiadczysz im tak¿e, ¿e w naszych szeregach dosz³o do ró¿nicy zdañ, a nawet do roz³amu. To w³anie dziêki temu zdecydowa³a siê na ucieczkê. Zdradzisz im tak¿e kilka tajemnic o charakterze wojskowym. Czy komandor Tla zosta³ o wszystkim uprzedzony? wtr¹ci³ siê niemia³o Raff. Prawie o wszystkim odpar³ Harrar. A zatem muszê zaprotestowaæ ci¹gn¹³ taktyk. Obawiam siê, ¿e przyjdzie nam zap³aciæ zbyt wysok¹ cenê. Biorê na siebie pe³n¹ odpowiedzialnoæ oznajmi³ oschle kap³an. Nie dopuszczê, ¿eby poród nas dosz³o do prawdziwego roz³amu. Raff uzna³ jednak za s³uszne obstawaæ przy swoim. Eminencjo, przecie¿ niedawno egzekutor Nom Anor poinformowa³ nas, ¿e jaka kobieta-Jedi prze¿y³a wczeniejsz¹ próbê zatrucia jej organizmu. Dlaczego wiêc botousy mia³yby poskutkowaæ w przypadku innego Jedi, a tym bardziej ca³ej grupy? Popatrzy³ na Elan. Nie wspominam o bardzo skomplikowanym sposobie przeniesienia mierciononej broni. Przez chwilê na twarzy Harrara malowa³o siê wahanie. Twoje stanowisko upowa¿nia ciê do wyg³aszania takich zastrze¿eñ, taktyku powiedzia³. Co proponujesz? 4 Próba bohatera
49
Raff zastanowi³ siê, zanim odpowiedzia³. Uwa¿am, ze twój wys³annik powinien przynajmniej dysponowaæ dodatkow¹ broni¹ odezwa³ siê w koñcu. Na wypadek, gdyby botousy okaza³y siê nieskuteczne. Harrar przeniós³ spojrzenie na Anora. Egzekutor lekcewa¿¹co machn¹³ rêk¹. To zbyteczne odpar³. Ale ³atwo wykonalne. Istniej¹ gatunki amphistaffów, które ³atwo zmodyfikowaæ i implantowaæ nosicielowi w³anie w takim celu. Zadowolony Harrar kiwn¹³ g³ow¹. Mo¿esz kontynuowaæ, egzekutorze powiedzia³. Anor spojrza³ na Elan. Niestety, nie znam urz¹dzeñ, które zapewni³yby ci sukces podczas przes³uchiwania przez agentów Wywiadu Nowej Republiki. Bêdziesz zdana wy³¹cznie na w³asne si³y. Zaczniesz od owiadczenia, ¿e dysponujesz informacjami o zarodnikach, które rozrzuci³em na kilku wiatach. Bêdziesz siê upiera³a, ¿e przeka¿esz te informacje tylko rycerzom Jedi. Musisz jednak mieæ siê na bacznoci. Ci Jedi maj¹ w sobie co, co upodabnia ich do bogów. Bardzo szybko odkryj¹, ¿e usi³ujesz wywieæ ich w pole, chocia¿ od najm³odszych lat uczy³a siê zwodziæ i oszukiwaæ. Dlatego powinna dysponowaæ szybko dzia³aj¹c¹ trucizn¹. Musisz dzia³aæ w wielkim popiechu. Harrar wyci¹gn¹³ stworzenie w stronê m³odej kap³anki. Spiesz siê, Elan powiedzia³. We to i zamknij w d³oni. Zwodzicielka spojrza³a powa¿nie w jego oczy. Je¿eli to zrobiê, zgodzê siê przyj¹æ twoj¹ propozycjê odpar³a. Harrar odwzajemni³ jej spojrzenie. Nie wydam ci takiego polecenia, Elan powiedzia³. Decyzja w tej sprawie nale¿y do ciebie. M³oda Yuuzhanka zerknê³a na swoj¹ powierniczkê. Co mi radzisz? zapyta³a. Skone oczy Vergere posmutnia³y. Doradzi³abym ci, pani, ¿eby odmówi³a odrzek³a. Ale wiem, ¿e od dawna pragniesz byæ poddana próbie. Chcesz wykonaæ zadanie godne twoich umiejêtnoci. Ze smutkiem przyznajê, ¿e nie znam prostszego i skuteczniejszego sposobu zdobycia szacunku i s³awy. Harrar zerkn¹³ na egzotyczn¹ pupilkê kap³anki. Mo¿esz wzi¹æ j¹ ze sob¹, Elan, jeli chcesz powiedzia³. Mo¿liwe, ¿e ci w czym pomo¿e. 50
Elan spojrza³a jeszcze raz na Vergere. Zgodzi³aby siê mi towarzyszyæ? A kiedy ci nie towarzyszy³am, pani? odpar³a istota. Kap³anka siêgnê³a po niewielkie stworzenie i zamknê³a je w d³oni. Zanim rozwar³a palce, wniknê³o do jej cia³a. Przedostanie siê do twoich p³uc i tam dojrzeje oznajmi³ z umiechem Harrar. Zorientujesz siê, kiedy trucizna osi¹gnie najwiêksz¹ si³ê. Wyrzucisz j¹ wówczas z p³uc cztery razy, przeciwko tylu rycerzom Jedi, ilu zdo³asz zgromadziæ w zamkniêtym i szczelnym pomieszczeniu. Elan spojrza³a na Harrara. A co potem, eminencjo? Chcesz wiedzieæ, co siê stanie z tob¹? domyli³ siê Yuuzhanin. Uj¹³ jej d³oñ, uniós³ do oczu i zacz¹³ ogl¹daæ miejsce, gdzie botous przenikn¹³ do jej organizmu. Nom Anor i ja uczynimy wszystko, co w naszej mocy, ¿eby w ka¿dej chwili wiedzieæ, gdzie siê znajdujesz. Nie mogê ci jednak obiecaæ, ¿e ciê uratujemy. Mo¿esz byæ pewna tylko wywy¿szenia. Je¿eli twoja misja zakoñczy siê powodzeniem, umrzesz razem z rycerzami Jedi albo póniej zostaniesz skazana na mieræ i stracona. Elan wyszczerzy³a zêby w nieszczerym umiechu. Decyzja w tej sprawie nale¿y tak¿e do mnie? Harrar poklepa³ jej d³oñ. Je¿eli ciê to pocieszy, pomyl o przysz³ym ¿yciu powiedzia³. Zazdroszczê ci. Ju¿ nied³ugo je rozpoczniesz. Otoczony pêdami winoroli kshyy i pilnuj¹cymi go stra¿nikami, Sokó³ Millenium spoczywa³ na platformie l¹downiczej Thiss, tu¿ obok wahad³owca, którym na Kashyyyk przylecieli Luke, Jacen, Anakin i Lowbacca. Sczernia³a od p³omieni platforma na skraju Rwookrrorro powsta³a dziêki temu, ¿e niegdy odgiêto poziomo tu¿ przy pniu gigantyczny konar wroshyra. By³a tak wielka, ¿e l¹dowaæ mog³y na niej nawet pasa¿erskie liniowce; w tej chwili jednak sta³ na niej tylko Sokó³ i wysmuk³y wahad³owiec. Od dawna odk¹d Chewie wyl¹dowa³ Soko³em na Kashyyyku w czasach Kryzysu Czarnej Floty do miasta nie przylecia³o tylu zaproszonych goci, turystów, ¿a³obników i zwyk³ych gapiów. Przybywali z daleka z Karryntory, Northaykka, Wysp Wartaki, a nawet odleg³ego Pó³wyspu Thikkiiañskiego. Chcieli nie tylko zobaczyæ Lukea, Hana czy 51
Leiê, ale tak¿e choæby rzuciæ okiem na koreliañski frachtowiec typu YT-1300, który w rêkach Chewiego i Hana okry³ siê tak¹ s³aw¹. Jak taurill przemykaj¹cy miêdzy wybuja³ymi paprociami shag, Han przeciska³ siê przez t³um rozwrzeszczanych Wookiech. Chyba wszyscy siê sprzysiêgli, ¿eby energicznym poklepywaniem po plecach strzaskaæ mu krêgos³up albo przynajmniej w którym z wielu ucisków po³amaæ ¿ebra. Kiedy Korelianin dotar³ w koñcu do Soko³a i chronionego przez stra¿ników fragmentu l¹dowiska, wygl¹da³, jakby zbyt du¿o czasu spêdzi³ w symulatorze stanu niewa¿koci. U stóp opuszczonej rampy czekali na niego Leia, Luke, dzieci i oba automaty. Tato odezwa³a siê Jaina, kiedy Han podszed³ do niej trochê bli¿ej. Myla³am, ¿e odlecimy dopiero jutro. Zmiana planów mrukn¹³ Solo. Czy wszystko sprawdzone przed odlotem? Ta-a, ale... W takim razie wchodzimy i startujemy. Sk¹d ten popiech, Hanie? zapyta³ Luke, zastêpuj¹c mu drogê. Odrzuci³ na plecy kaptur czarnego p³aszcza Jedi, a u pasa zwisa³a mu rêkojeæ wietlnego miecza. Uciekamy przed kim czy chcemy dok¹d zd¹¿yæ? Han stan¹³ jak wryty. K¹tem oka zauwa¿y³, ¿e Leia skrzywi³a siê i odwróci³a g³owê. O co ci chodzi? zapyta³, spogl¹daj¹c w oczy mistrza Jedi. Luke mia³ jednak nieprzeniknion¹ minê. Co pilnego do za³atwienia na Coruscant? zapyta³. Han zacisn¹³ zêby. Jutro, dzisiaj, co za ró¿nica? Je¿eli naprawdê chcesz wiedzieæ, tak. Mam do za³atwienia piln¹ sprawê. Co, co dotyczy istot rasy Yuuzhan Vong i losów galaktyki. Hanie... Doæ tego! przerwa³ mu Solo. Zaraz siê jednak opanowa³ i nie powiedzia³ tego, co zamierza³. Kiedy siê odezwa³, jego g³os mia³ mniej wiêcej normalne brzmienie. Lukeu, po prostu mam ju¿ dosyæ okazywania mi wspó³czucia. Najlepiej daj sobie z tym spokój. W porz¹dku, je¿eli naprawdê tego chcesz... Solo wymin¹³ go i ruszy³ w górê rampy, ale nagle przystan¹³ i odwróci³ siê, jakby co go u¿¹dli³o. Wiesz, czasami nie mam pojêcia, co jest gorsze. Czy to, ¿e wszyscy wy³a¿¹ ze skóry, ¿eby mnie pocieszyæ i poprawiæ moje 52
samopoczucie, czy twoja wiara we w³asne mo¿liwoci. Mo¿e wydaje ci siê, ¿e mnie rozgryz³e, ale to nieprawda. Tak, tak, dobrze wiem, ¿e ty tak¿e straci³e przyjació³ i cz³onków rodziny, a teraz trapisz siê chorob¹ Mary. Nie zapominaj jednak, ¿e Chewie odda³ ¿ycie za mojego syna, a to zupe³nie co innego. Nie mo¿esz wiedzieæ, jak siê czujê. Nawet nie usi³ujê udawaæ, ¿e wiem odpar³ spokojnie Skywalker. Jak jednak powiedzia³e, wiem co na temat ¿a³oby. Han uniós³ rêce na wysokoæ ramion. Tylko nie mów nic na temat Mocy. Nie w takiej chwili. Owiadczy³em ci ju¿ dawno, ¿e nie wierzê, aby o wszystkim we wszechwiecie decydowa³a jedna si³a. Mo¿liwe, ¿e siê nie myli³em. Mówisz to po tym, co razem prze¿ylimy? Wszystko, co razem prze¿ylimy odpar³ porywczo Solo, celuj¹c wskazuj¹cym palcem w twarz przyjaciela mia³o wiêcej wspólnego ze strzelaniem z blasterów ni¿ pos³ugiwaniem siê wietlnym mieczem. Sam o tym wiesz najlepiej. Upadek Imperium zawdziêczamy Mocy oznajmi³ mistrz Jedi. A co to ma do rzeczy? obruszy³ siê Han. Przypuszczasz, ¿e to mi pomo¿e? Spojrza³ w dó³ rampy na Leiê, trójkê dzieci, Threepia i Artoo-Detoo. Wszyscy sprawiali wra¿enie powa¿nie zaniepokojonych. Nie dysponujê umiejêtnociami Jedi. Nie mo¿na te¿ skasowaæ zawartoci mojej pamiêci jak androidom czy robotom. Jestem normalnym gociem, mam normalne uczucia i mo¿e trochê wiêksz¹ ni¿ przeciêtna porcjê wad i niedoci¹gniêæ. Nie widzê Chewiego, Lukeu. A przynajmniej nie w taki sposób, jak twierdzi³e, ¿e widzia³e Obi-Wana, Yodê i ojca. Nie mam Mocy na swoje us³ugi. Ale¿ masz, Hanie sprzeciwi³ siê ³agodnie Luke. W³anie to usi³ujê ci powiedzieæ. Je¿eli tylko odrzucisz gniew i z³oæ, z pewnoci¹ ujrzysz Chewiego. Han otworzy³ i zamkn¹³ usta. Odwróci³ siê na piêcie i ruszy³ w górê rampy. W nastêpnej chwili zamar³ i jeszcze raz siê odwróci³. Nie mam pojêcia, czy jestem gotów wejæ po tej pochylni mrukn¹³, jakby do siebie. Zacz¹³ schodziæ i nie zatrzyma³ siê, dopóki nie przeszed³ obok Lukea. Hanie! wykrzyknê³a Leia. Odwróci³ siê, ale nie spojrza³ na ¿onê. Skierowa³ spojrzenie na twarz Jainy. Wróæ Soko³em na Coruscant wychrypia³. 53
Jaina otworzy³a szerzej oczy. Z wysi³kiem prze³knê³a linê. Ale... A ty? wyj¹ka³a. Nie martw siê o mnie! prawie krzykn¹³ Han. Sam tam wrócê! Nie mówi¹c ani s³owa wiêcej, odwróci³ siê i ruszy³ przez woln¹ przestrzeñ platformy l¹downiczej. W orodku dowodzenia fasetkowego statku Harrara pozostali tylko kap³an i Nom Anor. Wewn¹trz obszaru krêpuj¹cego krz¹ta³ siê teraz wyhodowany przez specjalistów od in¿ynierii biologicznej czworonóg nie wiêkszy od Ewoka. Poruszaj¹c siê zwinnie w rodku pó³kuli, kierowa³ podobny do ryjka pysk raz w tê, a raz w inn¹ stronê. Wysysa³ niczym odkurzacz szcz¹tki stworzeñ zrodzonych z oddechu m³odego zabójcy. Trupy wiêniów a tak¿e zw³oki wojownika wci¹¿ jeszcze czeka³y na uprz¹tniêcie. Harrar i Nom Anor stali obok prawie niewidocznej, faluj¹cej powierzchni pó³kuli. Przygl¹dali siê, jak stworzenie pracuje. Elan, Vergere i taktyk opucili pomieszczenie. Bardzo wiele zale¿y od powodzenia tego planu odezwa³ siê w koñcu Harrar. Wiêcej ni¿ przypuszczasz zgodzi³ siê z nim Nom Anor. Od czasu klêski, jaka spotka³a prefekta DaGarê na Helsce, nie cieszê siê takim szacunkiem jak kiedy. Pok³adam wiarê w tobie oznajmi³ stanowczo kap³an. Egzekutor sk³oni³ g³owê w podziêkowaniu. Czy s¹dzisz, ¿e Elan zgodzi siê zgin¹æ razem z rycerzami Jedi? zapyta³. A mo¿e zaryzykuje, w nadziei, ¿e Nowa Republika zechce darowaæ jej ¿ycie? Uwa¿am, ¿e wybierze mieræ razem z ofiarami. I nie przyprawia ciê to o ból g³owy? zapyta³ Anor. Mimo wszystko, jej domena jest potê¿na. A jej ojciec cieszy siê powa¿aniem samego najwy¿szego lorda Shimrry, prawda? Jest arcykap³anem przyzna³ Harrar i demonstracyjnie westchn¹³. Tylko Elan mo¿e zagwarantowaæ powodzenie tego planu. Bardzo bolenie odczujê jej mieræ. Czasami jednak trzeba powiêciæ przynêtê, ¿eby zwabiæ ofiarê.
54
ROZDZIA£
#
Zielona kula Kashyyyka zostawa³a coraz dalej za ruf¹ Soko³a Millenium. Jaina i Leia siedzia³y obok siebie w sterowni na fotelach pilotów. C-3PO, bardziej milcz¹cy ni¿ zazwyczaj, zajmowa³ stoj¹cy za ich plecami fotel nawigatora. Spe³niaj¹c nieoczekiwan¹ probê Streena, Luke zabra³ wszystkich pozosta³ych na pok³ad wahad³owca i uda³ siê na Yavin Cztery. Jaina mog³a im towarzyszyæ, ale Leia oznajmi³a, ¿e nie czuje siê na si³ach sama lecieæ Soko³em do domu. Kiedy nawigacyjny komputer oblicza³ wspó³rzêdne skoku przez nadprzestrzeñ, ¿eby frachtowiec móg³ wyskoczyæ w okolicach Coruscant, Jaina popatrzy³a niespokojnie na matkê. Wygl¹da³a niepozornie i bardzo krucho w zbyt du¿ym dla niej fotelu, na którym tyle lat siadywa³ Chewbacca. Odk¹d wystartowali z platformy l¹downiczej Thiss, w³aciwie nie powiedzia³a ani s³owa. Nieczêsto zdarza mi siê pilotowaæ statek taty odezwa³a siê Jaina, wybieraj¹c pierwszy lepszy temat na rozpoczêcie rozmowy. Leia zareagowa³a jak wyrwana z g³êbokiego transu. S³ucham? Powiedzia³am, ¿e jestem zdumiona, i¿ tata poprosi³ mnie, bym polecia³a Soko³em do domu. Leia obdarzy³a córkê ciep³ym umiechem. Pobi³a rekord, lec¹c Kaprysem Landa... by³a pilotk¹ Eskadry £obuzów... Twój ojciec ma wysokie mniemanie o twoich umiejêtnociach. Jaina na chwilê umilk³a. Widocznie zastanawia³a siê nad tym, co us³ysza³a. Mam nadziejê, ¿e bezpiecznie przyleci do domu powiedzia³a w koñcu. 55
Leia siê rozemia³a. Nie martw siê. Wskoczy na pok³ad jakiego frachtowca albo towarowego transportowca i przyleci na Coruscant wczeniej ni¿ my. Nikt nie musi mu pomagaæ, jeli chodzi o te sprawy. I o wszystkie inne marszcz¹c brwi doda³a Jaina. Leia zacisnê³a wargi w w¹sk¹ liniê. Ujê³a d³oñ córki. Nie myl dwóch rzeczy powiedzia³a. Co innego nie przyjmowaæ pomocy, a co innego jej nie potrzebowaæ. Dlaczego zachowuje siê tak dziwnie? zapyta³a Jaina. A ile zosta³o nam czasu? za¿artowa³a Leia. Krótka odpowied brzmi: twój ojciec wychowywa³ siê i dorasta³ w zupe³nie odmiennych warunkach ni¿ ty i ja. Nie korzysta³ z pomocy innych cz³onków rodziny. Nie mia³ nawet w³asnego domu. Pokrêci³a g³ow¹. Ima³ siê w ¿yciu niemal wszystkiego. Bra³ udzia³ w wycigach grawicykli, by³ pilotem i oficerem Imperialnej Marynarki, przemyca³ towary... Czymkolwiek jednak siê zajmowa³, kierowa³ siê dwiema zasadami: polega³ wy³¹cznie na w³asnych si³ach i trochê nieufnie traktowa³ wszystkich pozosta³ych. Kiedy dorasta³, nie móg³ liczyæ na niczyj¹ pomoc. Z pewnoci¹ nie poprosi o ni¹ tak¿e teraz. Zachowuje siê jednak, jakby tylko on odczuwa³ ból po stracie Chewiego. Wie, ¿e to nieprawda zapewni³a j¹ Leia. Jest tak¿e wiadom tego, jak siê zachowuje. Kiedy wrócilimy razem na Sernpidal po mierci Chewiego, powiedzia³ mi, ¿e nagle poczu³ siê, jakby wiat sta³ siê niebezpieczny. Zawsze przypuszcza³, ¿e cz³onkom naszej rodziny i najbli¿szym przyjacio³om nie mo¿e staæ siê nic z³ego. Wyobra¿a³ sobie, ¿e ¿yjemy, jakby zamkniêci w rodku b¹bla, odgradzaj¹cego nas od wszystkich tragedii i niebezpieczeñstw. W pewnym sensie mia³ racjê. To istny cud, ¿e prze¿ylimy tyle gronych przygód i sytuacji, ale zawsze udawa³o siê nam wyjæ z nich ca³o. Tyle razy tak ma³o brakowa³o i tyle razy ocieralimy siê o mieræ, ¿e nabra³ pewnoci, i¿ jestemy... niemiertelni, niezniszczalni. mieræ Chewiego zmusi³a go do zmiany zdania. Twój ojciec wykorzysta³ nawet chorobê Mary Jade jako dowód, ¿e jego wiat sta³ siê nagle nieobliczalny i niebezpieczny. Leia umilk³a, jakby siê nad czym zastanawia³a. Dopiero znacznie póniej przypomnia³am sobie, ¿e ju¿ kiedy zwierza³ mi siê z podobnych w¹tpliwoci podjê³a po chwili. Wkrótce po tym, kiedy ciebie, Jacena i Anakina porwa³ Hethrir. Czy przypominasz sobie, jaki póniej sta³ siê opiekuñczy? 56
Jaina pokrêci³a g³ow¹. Prawdê mówi¹c, nie bardzo odpar³a. No có¿, by³a wtedy bardzo m³oda westchnê³a Leia. Wierz mi, wiele nastêpnych miesiêcy twój ojciec nie spuszcza³ z was oczu. Odwróci³a g³owê i spojrza³a na córkê. Bardzo siê stara³, ¿eby wszyscy uwa¿ali go za zatwardzia³ego sceptyka, ale chyba po prostu w g³êbi duszy wierzy³, ¿e nie stanie siê wam nic z³ego. Dlaczego wiêc traktuje wszystkich, jakby chcieli go skrzywdziæ? zdziwi³a siê dziewczyna. Zapewne uwa¿a, ¿e gdyby okaza³, co naprawdê czuje, musia³by za³amaæ siê i oddaæ rozpaczy, zamiast zamkn¹æ siê w sobie i odci¹æ od reszty wiata. A na to jest zbyt sprytny. Czy w³anie dlatego zas³u¿y³ sobie na takie przezwisko? zainteresowa³a siê Jaina. Leia pokrêci³a g³ow¹. To zupe³nie inna historia. Jaina zaczê³a obgryzaæ doln¹ wargê. Ale wróci do domu, mamo, prawda? zapyta³a po chwili. To znaczy... nie ma teraz nikogo oprócz nas. Mam racjê? Oczywicie... zaczê³a Leia, ale przerwa³ jej Threepio. Mam nadziejê, ¿e to mu wystarczy powiedzia³. Mif Kumas, pochodz¹cy z planety Calibop funkcjonariusz, roz³o¿y³ skrzyd³a. W ci¹gu ostatnich dwóch kadencji odpowiada³ za porz¹dek na posiedzeniach senatu Nowej Republiki. Wsta³ z wygodnego fotela, ustawionego na podwy¿szeniu w wielkiej sali zgromadzeñ. Szanowni senatorowie, proponujê, ¿ebycie nie zak³ócali toku obrad wybuchami gniewu odezwa³ siê do zebranych. Bez wzglêdu na to, czy uzasadnionego, czy nie. Zaczeka³, a¿ wszyscy siê uspokoj¹, po czym sk³oni³ ozdobion¹ grzyw¹ g³owê w kierunku mównicy, która sta³a na przeciwleg³ym krañcu podwy¿szenia, na wypolerowanej kamiennej posadzce ogromnej sali. Udzieli³em g³osu dyrektorowi Obroañskiego Instytutu, szanownemu Bel-dar-Nolekowi. Zas³uguje, ¿ebycie do koñca wys³uchali, co ma do powiedzenia. Bel-dar-Nolek sk³oni³ siê uprzejmie Kumasowi, a potem odwróci³ siê w stronê senatorów i kontynuowa³ przemówienie. Co wiêcej, Instytut uwa¿a, ¿e Nowa Republika nie wywi¹za³a siê z obowi¹zku obrony zagro¿onego wiata. 57
Dyrektor by³ istot¹ ludzk¹, mê¿czyzn¹ niezbyt wysokim, ale postawnym. Na ogó³ nosi³ szyte na miarê garnitury i podpiera³ siê rêcznie rzebion¹ z grelowego drewna lask¹. Kiedy przemawia³, dr¿a³y fa³dy jego obwis³ych policzków i podbródka. Czêsto akcentowa³ s³owa, dgaj¹c powietrze serdelkowatym palcem. Cz³onkowie tego szacownego gremium wiedzieli, ¿e planeta Obroa-skai jest nara¿ona na niebezpieczeñstwo. Jednak nie uczynili nic, by ochroniæ nas przed atakiem. Istoty rasy Yuuzhan Vong spad³y na nas niczym velkery na ofiarê. Wypatroszyli do czysta nasze miasta. Przerwa³ na chwilê, aby odchrz¹kn¹æ. Kiedy to siê wydarzy³o, przebywa³em wprawdzie w sprawach s³u¿bowych na Coruscant, ale zapozna³em siê z raportami i hologramami. W sali rozleg³ siê szmer rzucanych pó³g³osem uwag, przewa¿nie obraliwych albo niepochlebnych. Kumas musia³ jeszcze raz wstaæ i przywo³aæ do porz¹dku niezdyscyplinowanych senatorów. Zadowolony ze wzburzenia, jakie ogarnê³o zebranych po jego s³owach, Bel-dar-Nolek zaplót³ miêsiste rêce i opar³ je na wydatnym brzuchu. W ogromnej sali unosi³y siê, wystawa³y albo wisia³y rzêdy umieszczonych bez ³adu i sk³adu galerii, kabin i balkonów. Ci¹gnê³y siê wysoko, a¿ po samo zwieñczone kopu³¹ sklepienie. Przerzuconymi miêdzy nimi k³adkami, rampami, chodnikami i pomostami kr¹¿y³y setki najró¿niejszych automatów i androidów: protokolarnych, t³umacz¹cych i zwyczajnych pos³añców. I chocia¿ zajmowane miejsce nie wiadczy³o o randze senatora, reprezentanci wiatów przyjêtych nieco wczeniej do Nowej Republiki zajmowali najwy¿sze poziomy wielkiej sali. Z uwagi na to siedz¹cy ni¿ej senatorowie czêsto traktowali ich jak widzów, a nie pe³noprawnych cz³onków senatu Nowej Republiki. Wywo³ywa³o to zrozumia³e oburzenie poród m³odszych sta¿em przedstawicieli. Pragn¹c ich udobruchaæ, kto rozpuszcza³ pog³oski o wyposa¿eniu najwy¿ej po³o¿onych miejsc w niezale¿ne lataj¹ce platformy podobne do tych, jakie stosowano w schy³kowym okresie Starej Republiki. Chyba jednak nikt nie dawa³ tym plotkom wiary. W odpowiedzi na s³owa Bel-dar-Noleka z jednej z najwy¿szych galerii rozleg³ siê g³os Thuva Sineva. Mê¿czyzna by³ przedstawicielem stu siedemdziesiêciu piêciu zamieszkanych planet w jednym z najodleglejszych krañców Hegemonii Tion. Równoczenie w powietrzu porodku sali zmaterializowa³ siê naturalnej wielkoci hologram senatora. Jego ród³em by³ generator, umieszczony w zag³êbieniu posadzki miêdzy mównic¹ a podwy¿szeniem dla doradców, gdzie ustawiono pó³okr¹g³y rz¹d foteli o najró¿niejszych kszta³tach 58
i rozmiarach. Gdyby ktokolwiek mia³ w¹tpliwoci co do to¿samoci przemawiaj¹cego senatora, móg³ zapoznaæ siê z informacjami wywietlanymi na niewielkich ekranach monitorów, jakie wbudowano w pod³okietniki wszystkich foteli. Pragnê owiadczyæ zebranym senatorom, ¿e w celu obrony planety Obroa-skai przed spodziewanym atakiem wys³ano interwencyjn¹ flotê oznajmi³ Shinev. I ¿e uczyniono wszystko w granicach rozs¹dku, ¿eby nie dopuciæ do inwazji Yuuzhan. Bel-dar-Nolek zwróci³ siê w stronê migotliwego hologramu. Wys³ano parê zmodyfikowanych, prawdopodobnie wyci¹gniêtych ze sk³adnic z³omu platform obronnych typu Golan prychn¹³ pogardliwie. A z nimi kilka zabytkowych okrêtów. Trudno nazwaæ to interwencyjn¹ flot¹, panie senatorze. Niczym wiêcej nie dysponowalimy, panie dyrektorze burkn¹³ Bothanin Borsk Feylya, przywódca Nowej Republiki. Nawet nie wsta³ z fotela, stoj¹cego porodku podwy¿szenia. W jego fioletowych oczach zap³onê³y gniewne b³yski. Co wiêcej, je¿eli wzi¹æ pod uwagê dziwaczne postêpowanie nieprzyjació³ i niemo¿liwoæ przewidzenia ich ruchów, uznajê te zarzuty za bezpodstawne i krzywdz¹ce. Bel-dar-Nolek roz³o¿y³ rêce w gecie pojednania. Panie przewodnicz¹cy Feylyo, staram siê tylko zapobiec przysz³ym b³êdom w ocenie sytuacji. Zrozumia³bym, gdyby chodzi³o o zignorowanie proby przedstawicieli jakiej planety z Odleg³ych Rubie¿y. Dopuszczenie jednak, ¿eby tak s³awny wiat jak Obroa-skai wpad³ w rêce nieprzyjació³... Zg³aszam sprzeciw! przerwa³ mu senator z Agamara. Dyrektor zachowuje siê jak niepoprawny szowinista! Jakim prawem przedstawiciel planety Obroa-skai uwa¿a swój wiat za pêpek wszechwiata? Bel-dar-Nolek spiorunowa³ cz³owieka spojrzeniem. Kiedy zdecydowa³ siê kontynuowaæ przemówienie, nie przebiera³ w s³owach. Uwa¿am nasz wiat za wa¿niejszy ni¿ wszystkie pozosta³e, choæby dlatego, ¿e funkcjonariusze i urzêdnicy planety Obroa-skai powiêcili ¿ycie uwiecznianiu kulturalnej ró¿norodnoci. Domagam siê, póki nie jest za póno, ¿eby ocaliæ ile mo¿na sporód naszych bibliotecznych dokumentów. Panie sekretarzu Kumas rozleg³ siê nagle dwiêczny i s³odki jak miód ¿eñski g³os. Chcia³abym przemówiæ do zebranych senatorów. Kumas roz³o¿y³ d³ugie skrzyd³a. Senat udziela g³osu pani senator Viqi Shesh z planety Kuat powiedzia³. 59
Oczy wszystkich zwróci³y siê w stronê jednego z balkonów. Z fotela wsta³a szczup³a i urodziwa kobieta w trudnym do okrelenia wieku. Opar³a d³onie o porêcz i ruchem g³owy odrzuci³a na plecy po³yskuj¹ce, d³ugie czarne w³osy. Zajmowa³a siê polityk¹ od niedawna, ale bardzo szybko da³a siê poznaæ jako wytrawna negocjatorka. Wykazywa³a du¿y talent do godzenia zwanionych frakcji. Co najdziwniejsze, umia³a robiæ to tak, aby wszyscy byli zadowoleni. Natychmiast zwróci³a na siebie uwagê reporterów i dziennikarzy ze rodków masowego przekazu, którzy prawie codziennie publikowali na jej temat co nowego. Wkrótce jej twarz sta³a siê równie znana jak oblicze przywódcy Borska Feylyi. Je¿eli chodzi o ratowanie cennych informacji, panie dyrektorze zaczê³a, zwracaj¹c siê do Bel-dar-Noleka rozumiem, ¿e sprawa jest za³atwiona. S³ysza³am, ¿e zanim dosz³o do ataku na biblioteki planety Obroa-skai, ³adownie kilku statków wype³niono najcenniejszymi dokumentami i przetransportowano je do filii Instytutu na Coruscant. Czy¿bym zosta³a le poinformowana? To by³a tylko drobna czêæ tego, co mielimy nadziejê uratowaæ odpar³ gniewnie Bel-dar-Nolek. Shesh unios³a brwi i kiwnê³a g³ow¹ powa¿nym, choæ lekko ura¿onym ruchem. Proszê wybaczyæ to, co powiem, ale przesz³oæ obchodzi mnie o wiele mniej ni¿ przysz³oæ. Uwa¿am z³upienie bibliotek za straszliwy cios, ale si³y zbrojne Nowej Republiki nie mog¹ pozwoliæ sobie na tracenie okrêtów w celu odzyskania panowania nad jakimkolwiek wiatem w sytuacji, kiedy usi³uj¹ broniæ tylu pozosta³ych. Istoty rasy Yuuzhan Vong staraj¹ siê opanowaæ kluczowe sektory Odleg³ych i rodkowych Rubie¿y. Je¿eli nie powstrzymamy najedców, przed up³ywem standardowego roku opanuj¹ Rejon Kolonii. Kto wie, mo¿e nawet zapuszcz¹ siê do samego J¹dra galaktyki? Wówczas ich ³upem mo¿e paæ Coruscant. Bel-dar-Nolek obrzuci³ kobietê chmurnym, lodowatym spojrzeniem. Przejrza³em pani¹ powiedzia³. Dobrze wiem, o co pani chodzi. Planeta Obroa-skai zosta³a skazana na swój los, poniewa¿ nie mia³a strategicznego znaczenia. Z pewnoci¹ inaczej by siê sta³o, gdyby chodzi³o o Kuat, Chandrilê czy Bothawui. Gdyby okrêty Yuuzhan otoczy³y któr¹kolwiek z tych planet, bardzo w¹tpiê, czy dowódcy jednostek floty Nowej Republiki byliby zajêci innymi sprawami. Wojsko broni³o planety Ithor. Okrêty znajdowa³y siê nawet w przestworzach Szcz¹tków Imperium. 60
Przecie¿ planeta Ithor, mimo naszych wysi³ków, tak¿e zosta³a spl¹drowana przypomnia³a Shesh. Wspó³czujê panu, dyrektorze, ale nie rozumiem, co da³oby siê teraz zrobiæ. Bel-dar-Nolek z³o¿y³ praw¹ d³oñ w piêæ i grzmotn¹³ ni¹ o lew¹. Mo¿emy zaapelowaæ do istot rasy Yuuzhan Vong, aby umo¿liwili dostêp do planety Obroa-skai naszym historykom i naukowcom. Zewsz¹d rozleg³y siê okrzyki sprzeciwu. Kumas usi³owa³ zaprowadziæ porz¹dek. Nagle z fotela zerwa³ siê przywódca Borsk Feylya. Z gniewu zje¿y³y siê wszystkie kremowe w³oski jego poroniêtej sierci¹ twarzy. Nasz organ nie ma zwyczaju wdawaæ siê w pertraktacje z jakimikolwiek agresorami! owiadczy³ tak stanowczo, ¿e chyba wszystkim przesz³a ochota do dyskusji. Mimo to Bel-dar-Nolek nie dawa³ za wygran¹. A zatem obawiam siê, ¿e Obroañski Instytut nie ma wyboru. Musimy zawrzeæ z Yuuzhanami odrêbny pokój. Z ca³¹ stanowczoci¹ odradzam taki krok, panie dyrektorze odezwa³a siê Shesh. Ostatnie próby odwo³ania siê do poczucia sprawiedliwoci Yuuzhan zakoñczy³y siê tragedi¹. Najedcy bestialsko zamordowali jedn¹ osobê z naszego grona, senatora Elegiosa AKlê. Uwa¿am, ¿e odpowiedzialnoæ za mieræ senatora AKli ponosi Luke Skywalker i jego Jedi oznajmi³ rozgoryczony Bel-dar-Nolek. Podobnie jak za wszystko, co nas spotka³o. Gdzie byli, kiedy najedcy ³upili biblioteki planety Obroa-skai? Co robili, gdy mordowano naszych obywateli? Wszyscy siê zgodz¹, ¿e powinni stan¹æ w pierwszym szeregu obroñców orodka nauki i kultury. Nawet Jedi nie mog¹ przebywaæ we wszystkich miejscach równoczenie odpar³ Feylya. Uwa¿am, ¿e s¹ winni. Obwiniam rycerzy Jedi i bothañskiego admira³a Traesta Krefeya, który sta³ siê niebezpiecznym ³ajdakiem! Domagam siê cofniêcia tych s³ów! wybuchn¹³ Feylya. Takie uwagi s¹ wyj¹tkowo niesprawiedliwe i prowokuj¹ce! Co wiemy na temat genezy tego konfliktu? odpar³ dyrektor, zwracaj¹c siê do ogó³u senatorów. Wyranie zale¿a³o mu na ich poparciu i przychylnoci. Tylko to, co powiedzia³ nam jaki Jedi. Podobno Yuuzhanie zaatakowali placówkê ExGalu na Belkadanie, a potem napadli na Dubrillion i Sernpidal. Kto mo¿e jednak zarêczyæ, ¿e nie zostali sprowokowani przez samych Jedi? Je¿eli potraktowano ich jak wrogów, mo¿e tylko odp³acili piêknym za nadobne? Mo¿e ten konflikt to tylko kontynuacja wczeniejszego nieporozumienia? 61
B³êdnego odczytania intencji, wskutek czego rycerze Jedi okazali wrogoæ na Dantooine i Ithorze? Prawdopodobnie zawinili tak¿e niektórzy dowódcy i ¿o³nierze, a zw³aszcza admira³ Krefey i piloci Eskadry £obuzów. Kto wie, mo¿e kto wyda³ rozkaz, aby w tym po¿a³owania godnym konflikcie wziêli tak¿e udzia³ inni wojskowi? Bel-dar-Nolek dramatycznie zawiesi³ g³os i roz³o¿y³ rêce zamaszystym gestem, którym chcia³ obj¹æ chyba wszystkich senatorów. Gdzie podziewaj¹ siê teraz Jedi? zapyta³. Co siê sta³o z pani¹ ambasador Organ¹ Solo? Czy to nie ona, razem z senatorami i przedstawicielami ró¿nych planet, pierwsza zwróci³a nasz¹ uwagê na istoty rasy Yuuzhan Vong? Ze swojego fotela wsta³ radny Alderaana, Cal Omas. Pani ambasador Organa Solo jest zajêta osobistymi sprawami. Mo¿e warto przypomnieæ panu dyrektorowi i innym cz³onkom tego zgromadzenia, ¿e Organa Solo nie reprezentuje rycerzy Jedi doda³a Shesh. W takim razie kto ich reprezentuje? upiera³ siê Bel-dar-Nolek. Dlaczego pozwala siê, ¿eby robili, co im siê podoba? Dlaczego nie odpowiadaj¹ za swoje czyny ani przed senatem, ani dowódcami wojsk obrony? Podobno jestemy cz³onkami Nowej Republiki. Wydaje mi siê jednak, ¿e jestemy s³absi ni¿ kiedy Stara Republika, która przynajmniej mia³a nad Jedi jak¹ w³adzê. Powiód³ spojrzeniem po ogromnej sali. Zapytam i was ci¹gn¹³ po chwili. Na co czekaj¹ rycerze Jedi? Czy obawiaj¹ siê stawiæ czo³o Yuuzhanom? A mo¿e knuj¹ w³asne, tajne plany? Proponujê, ¿eby po³o¿yæ kres ich nierozs¹dnemu postêpowaniu i rozpocz¹æ negocjacje z istotami rasy Yuuzhan Vong. Radzê jednak, ¿eby w roli poredników nie wystêpowali ani Jedi, ani nikt, kto ma z nimi jaki zwi¹zek... choæby taki, jaki mia³ zamordowany Elegos AKla. Kiedy gwar gniewnych okrzyków i pomruków ucich³ na tyle, ¿eby w sali da³o siê s³yszeæ g³os nastêpnego mówcy, pierwsza przemówi³a Viqi Shesh. Szanowni zebrani, je¿eli nie mo¿ecie zadowoliæ siê niczym innym, pocieszcie siê tym, ¿e dyrektor Bel-dar-Nolek nie jest ani politykiem, ani strategiem. Zaczeka³a, a¿ ucichnie echo miechów, braw i okrzyków. Nie mo¿emy dopuciæ, by w tej sprawie istnia³y poród nas istotne podzia³y. Nie powinnimy pozwoliæ, ¿eby upadek Ithora, a teraz Obroa-skai, podkopa³ nasze zaufanie do rycerzy Jedi. Wiem, ¿e zgodzicie siê z moim zdaniem. Uwa¿am, ¿e os³abiaj¹c wiarê w rycerzy Jedi, os³abiamy wiarê w samych siebie. 62
ROZDZIA£
$
Kiedy Luke przekroczy³ drzwi swojego apartamentu na Coruscant, Mara zerwa³a siê z tapczanu i powita³a go z otwartymi ramionami w pó³ drogi. Najwy¿szy czas powiedzia³a, tul¹c siê do niego z ca³ej si³y. Do pokoju wtoczy³ siê astromechaniczny robot R2-D2. Powita³ Marê kilkoma melodyjnymi piskami, a potem od razu skierowa³ siê do stanowiska uzupe³niania zasobów energii. Wróci³bym wczeniej, ale Streen poprosi³, ¿ebym przylecia³ na Yavin Cztery wyjani³ Skywalker. K³opoty? Mo¿liwe. Teraz, kiedy Yuuzhanie zajêli Obroa-skai, mog¹ odkryæ fakt istnienia akademii. Je¿eli siê o tym dowiedz¹, bêdziemy musieli pomyleæ, dok¹d zabraæ m³odych Jedi. A tymczasem Streen, Kam i Tionna uwa¿nie ledz¹ rozwój sytuacji. Nie widzieli siê zaledwie standardowy tydzieñ, ale Luke zauwa¿y³ z przera¿eniem, jak delikatna i cienka sta³a siê skóra jego ¿ony. Zastanawia³ siê, czy nie powinien zbadaæ Mary za porednictwem Mocy. Obawia³ siê jednak, ¿e ¿ona mo¿e wykryæ obecnoæ jego myli i oburzyæ siê, i¿ uczyni³ to bez jej wiedzy i zgody. Zamiast tego przytuli³ j¹ mocniej. Potem cofn¹³ siê na odleg³oæ wyci¹gniêtej rêki. Pozwól, ¿e ci siê przyjrzê powiedzia³. Mara mia³a bardzo blad¹ twarz i siñce pod oczami. Jej z³ocistorude w³osy b³yszcza³y jednak jakby trochê bardziej ni¿ wówczas, kiedy odlatywa³. Jego spojrzenie zapali³o w oczach ¿ony ciep³e b³yski. Jaka diagnoza, panie doktorze? zapyta³a. 63
Luke udawa³, ¿e nie s³yszy dr¿enia jej g³osu, ale Mara przejrza³a go na wylot. Oboje wiedzieli, ¿e niewiele mog¹ ukryæ przed sob¹ chocia¿ choroba poczyni³a w organizmie Mary takie spustoszenia, ¿e intensywnoæ i g³êbokoæ ³¹cz¹cej ich wiêzi chyba trochê ucierpia³a. Sama mi to powiedz odrzek³ Skywalker. To nie by³ mój najlepszy tydzieñ przyzna³a kobieta. Umiechnê³a siê z przymusem, ale zaraz z irytacj¹ zacisnê³a wargi. Nie mam pojêcia, jakim cudem da³am ci siê namówiæ, ¿eby tu przylecieæ. Tylko nie mów, ¿e trafi³e na chwilê mojej s³aboci. Wcale nie zamierza³em. Kilka miesiêcy wczeniej Mara dosz³a do przekonania, ¿e najlepsz¹ metod¹ walki z trapi¹c¹ jej organizm chorob¹ bêdzie aktywne ¿ycie i zachowanie ca³kowitego zespolenia z Moc¹. Kiedy jednak dowiedzia³a siê o brutalnym zamordowaniu Elegosa AKli i spustoszeniu Ithora, stan jej zdrowia uleg³ wyranemu pogorszeniu. Mo¿liwe, ¿e przeczucia Lukea i Mary by³y b³êdne i ¿e dolegliwoci kobiety nie mia³y nic wspólnego z tym, co istoty rasy Yuuzhan Vong wprowadzi³y do galaktyki. Tak czy owak, wszystko wskazywa³o, ¿e stan zdrowia Mary pogarsza³ siê albo poprawia³ w zale¿noci od wieci, jakie nap³ywa³y z frontu walki. Kiedy dowiedzia³a siê o zwyciêstwach, jakie Nowa Republika z takim trudem odnios³a w walkach o Helskê i Dantooine, poczu³a siê trochê lepiej. Posêpne wieci, jakie nap³ynê³y z Ithora, wyranie podkopa³y jej zdrowie i wprawi³y w ponury nastrój podobnie jak chyba wszystkich, którzy je us³yszeli. Luke zdj¹³ p³aszcz Jedi, uj¹³ d³oñ ¿ony i poprowadzi³ j¹ do skromnie umeblowanego salonu. Jego czarny ubiór kontrastowa³ z biel¹ jej szlafroka. Mara z wysi³kiem usiad³a na krawêdzi tapczana, wspar³a siê na ³okciu i podkurczy³a wychudzone nogi. Jedn¹ d³oni¹ odrzuci³a na plecy d³ugie w³osy. Spojrza³a przez okno na przemieszczaj¹ce siê za nim promy i wahad³owce. Apartament Skywalkerów znajdowa³ siê ca³kiem blisko wielkiej sali zgromadzeñ, ale dziêki szybom z poch³aniaj¹cego ha³as szk³a w mieszkaniu nie s³ysza³o siê grzmotów, towarzysz¹cych przekraczaniu bariery dwiêku. Widzia³a siê z doktorem Oolosem? zapyta³ Luke, gdy uzna³, ¿e cisza zbytnio siê przed³u¿a. Mara odwróci³a g³owê w jego stronê. Widzia³am. I co? 64
Powiedzia³ mi to samo, co przed siedmioma miesi¹cami Cilghal i Tomla El. Nigdy nie widzia³ niczego, co choæ trochê przypomina³oby mu tê chorobê. Z tego wynika, ¿e nie mo¿e nic poradziæ. Mog³am ci to od razu powiedzieæ. Zaoszczêdzi³oby nam to k³opotów z przylatywaniem na Coruscant. Oolos nie zdoby³ siê na to, ¿eby stwierdziæ jednoznacznie, i¿ przy ¿yciu utrzymuje mnie jedynie oddzia³ywanie Mocy; ale wyranie da³ mi to do zrozumienia. Jest jeszcze... kto, kto cierpi na tê sam¹ dolegliwoæ zacz¹³ ostro¿nie Skywalker. Mara pokrêci³a g³ow¹. Ju¿ nie odpar³a. Umar³. Wkrótce po twoim odlocie na Kashyyyk. Na twarzy mistrza Jedi odmalowa³o siê rozczarowanie. Ism Oolos, z rasy HoDin, cieszy³ siê opini¹ nie tylko wybitnego lekarza. By³ równie¿ naukowcem okrytym zas³u¿on¹ s³aw¹. To w³anie on bada³ skutki zarazy zwanej Posiewem mierci, która dwanacie lat wczeniej spustoszy³a niemal ca³y sektor Meridiana. Czy powiedzia³ co ciekawego na temat ¿uka? zapyta³ Luke. Nies³awnego ¿uka z Belkadana? uzupe³ni³a ¿artobliwie kobieta. Pokrêci³a g³ow¹. Nic oprócz tego, ¿e jeszcze nigdy nie widzia³ takiego stworzenia. Przeprowadzi³ kilka dowiadczeñ, ale nie uzyska³ dowodów, z których by wynika³o, ¿e moja dolegliwoæ ma z tym ¿ukiem co wspólnego. Luke siê zamyli³. Wygl¹da³o to, jakby chcia³ zajrzeæ w g³¹b w³asnej duszy. Przypomnia³ sobie, ¿e przed wielu laty Kalamarianka Cilghal wyleczy³a z równie strasznej choroby ówczesn¹ przywódczyniê Nowej Republiki, Mon Mothmê. Pos³uguj¹c siê Moc¹, usunê³a z jej organizmu jeden po drugim wszystkie wirusy nazwane nanoniszczycielami, którymi zarazi³ j¹ podstêpny skrytobójca. Jak wiêc mo¿liwe, ¿e teraz ani Cilghal, ani Oolos, ani ithoriañski uzdrowiciel Tomla El nie mogli nic poradziæ w obliczu molekularnych zaburzeñ, jakie objawi³y siê w organizmie Mary? Luke doszed³ do przekonania, ¿e choroba jego ¿ony musi mieæ co wspólnego z Yuuzhanami. Chocia¿ w walce z najedcami bra³o udzia³ coraz wiêcej istot z ca³ej galaktyki, on i Mara toczyli z wrogami bardzo osobist¹ wojnê. Czy uroczystoæ upamiêtniaj¹ca mieræ Chewiego by³a bardzo przygnêbiaj¹ca? zapyta³a Mara. Najwyraniej chcia³a porozmawiaæ o czym innym ni¿ stan jej zdrowia. Luke uniós³ g³owê, spojrza³ na ni¹ i nabra³ g³êboki haust powietrza. 5 Próba bohatera
65
Nie dla cz³onków najbli¿szej rodziny Chewiego odpar³. Wookie nie boj¹ siê mierci i nie rozpaczaj¹ po mierci bliskiej osoby. Niepokojê siê jednak o Hana. Mara wspó³czuj¹co pokiwa³a g³ow¹. Có¿, twoja siostra jest towarzyszk¹ ¿ycia Hana, ale Chewie by³ jego najlepszym przyjacielem rzek³a. Han musi mieæ czas, ¿eby pogodziæ siê z jego mierci¹. Tymczasem czuje siê parszywie. Kiedy usi³owa³em zaproponowaæ, ¿eby otworzy³ siê na dzia³anie Mocy, dosyæ bezceremonialnie przypomnia³ mi, ¿e nie jest rycerzem Jedi. To jeszcze jeden powód, dla którego on i Chewie byli sobie tacy bliscy powiedzia³a kobieta. Czu³ siê ze wszystkich stron osaczony. Pogr¹¿y³a siê w zadumie na kilka chwil, po czym spojrza³a na mê¿a, jakby nagle co sobie przypomnia³a. Pamiêtam, jak kiedy twój ojciec cisn¹³ kim o przegrodê tylko dlatego, ¿e nieszczênik nie okazywa³ Mocy nale¿ytego szacunku. Nie uwa¿am tego za w³aciwy sposób nawracania Hana oznajmi³ Luke i umiechn¹³ siê z przymusem. Wszyscy siê spodziewaj¹, ¿e w³anie do takiego sposobu uciekn¹ siê Jedi, kiedy stawi¹ czo³o Yuuzhanom stwierdzi³a Mara. To prawda przyzna³ mistrz Jedi. A ¿¹daj¹ tego ci sami ludzie, którzy siê obawiaj¹, ¿e przejmiemy w³adzê nad galaktyk¹ albo zaprzedamy dusze ciemnej stronie. Mara lekko siê umiechnê³a. Nie wszystko potoczy³o siê, jak planowano, prawda? spyta³a. Chocia¿ zawarlimy traktat pokojowy, zawsze uwa¿a³am, ¿e ca³y czas bêdziemy musieli stawiaæ czo³o wyzwaniom... prze¿ywaæ dobrze znane wzloty i upadki. S¹dzi³am jednak, a nawet by³am przekonana, ¿e zdo³amy przepêdziæ wszystkich wrogów Nowej Republiki. Teraz nie jestem tego taka pewna. Luke zastanawia³ siê, czy jego ¿ona nie ma przypadkiem na myli przewrotnoci swoich nieprzyjació³. Je¿eli tak, jej s³owa mog³y sugerowaæ, ¿e powoli traci wiarê we w³asne si³y. Mon Mothma zapyta³a mnie kiedy, czy uwa¿am, ¿e moi uczniowie zostan¹ w przysz³oci arcykap³anami albo wybitnymi przywódcami zacz¹³ w koñcu. Zastanawia³a siê, czy rycerze Jedi zechc¹ ¿yæ w izolacji, czy te¿ mo¿e oddadz¹ swoje us³ugi wszystkim w potrzebie... czy stan¹ siê pe³noprawnymi cz³onkami spo³ecznoci, czy zdecyduj¹ siê ¿yæ z daleka od wszystkich. Zmru¿y³ oczy, jakby chcia³ przypomnieæ sobie s³owa by³ej przywódczyni. Oczami 66
duszy widzia³a rycerzy Jedi, którzy zechc¹ ubrudziæ swoje rêce... to znaczy wzi¹æ czynny udzia³ we wszystkich dziedzinach codziennego ¿ycia. Jedni zostan¹ lekarzami, drudzy prawnikami, a inni politykami albo nawet wojskowymi. Uwa¿a³a, ¿e moim obowi¹zkiem jest daæ uczniom dobry przyk³ad. Zostaæ prawdziwym przywódc¹, a nie tylko figurantem. Zapewne teraz pierwsza by przyzna³a, ¿e jej niepokój by³ bezpodstawny domyli³a siê Mara. Tak uwa¿asz? zdziwi³ siê Skywalker. Obi-Wan ani Yoda nigdy nie rozmawiali ze mn¹ o tym, co mo¿e mnie czekaæ w odleg³ej przysz³oci. Mo¿e gdybym nie spêdzi³ kilku ostatnich lat, ucz¹c siê, jak przezwyciê¿aæ wp³yw isalamirów i dostrajaæ klingê miecza do roz³upywania bry³ rudy cortosis, wiedzia³bym, jak¹ drog¹ powinni teraz kroczyæ Jedi. Tymczasem ciemna strona nie rezygnuje. Nadal wabi i zachêca do gniewu i wywierania zemsty... nawet na istotach rasy Yuuzhan Vong. Im silniejszy siê stajesz, tym bardziej ciê kusi. Luke spojrza³ w oczy ¿ony. Mo¿e Jacen ma racjê, kiedy mówi, ¿e istniej¹ inne rozwi¹zania ni¿ walka. Z pewnoci¹ nie dowiedzia³ siê tego od ojca zauwa¿y³a Mara. Sam doszed³ do takiego wniosku, a to liczy siê jeszcze bardziej odpar³ Luke. Uwa¿a, ¿e zbyt du¿¹ wagê przywi¹zujê do Mocy jako si³y. Wskutek tego przestajê rozumieæ, ¿e Moc przede wszystkim jednoczy. Jacen jest wci¹¿ jeszcze bardzo m³ody. Jest m³ody, ale umie trzewo myleæ. Co wiêcej, ma racjê. Zawsze zajmowa³em siê raczej bie¿¹cymi problemami. Nie zastanawia³em siê, co mo¿e siê zdarzyæ w przysz³oci, wiêc chyba straci³em z widoku co wa¿nego. Trudniej przychodzi³o mi walczyæ z samym sob¹ ni¿ pojedynkowaæ siê z w³asnym klonem. Luke wsta³ z tapczana i podszed³ do okna. Rycerze Jedi zawsze godzili zwanione strony podj¹³ po chwili. Nigdy nie byli najemnikami. To w³anie dlatego stara³em siê, ¿ebymy zachowali niezale¿noæ. Nie zgadza³em siê, bymy sk³adali przysiêgê na wiernoæ Nowej Republice. Nie jestemy organem ich si³ zbrojnych. Nie jestemy i nigdy nie bêdziemy. Kiedy umilk³, Mara zaczeka³a, dopóki nie upewni³a siê, ¿e skoñczy³. Zaczynasz zachowywaæ siê jak ta Fallanasska, która namówi³a ciê na szaleñcz¹ wyprawê w poszukiwaniu twojej matki rzek³a. 67
Akanah Norand Pell podpowiedzia³ Skywalker. Jaka szkoda, ¿e nie wiem, dok¹d udali siê jej ziomkowie. Mara parsknê³a. Nawet gdyby ich odnalaz³, nie na wiele by ci siê to przyda³o. Bardzo w¹tpiê, ¿eby Yuuzhanie okazali siê równie podatni na wytwarzane przez nich fantomy jak kiedy Yevethowie. S¹dz¹c z tego, co o nich wiemy, chyba by siê nie okazali przyzna³ markotnie Luke. Mara wybuchnê³a ironicznym, krótkim miechem. Akanah... zaczê³a cierpko. Akanah, Gaeriela Captison, Callista... Utracone ukochane Lukea Skywalkera. Nie wspominam ju¿ o tej na Folorze... Fondorze poprawi³ j¹ misrz Jedi. Tu nie masz racji. Nigdy nie by³em zakochany w Tanith Shire. Wszystko jedno. Ka¿da zjawia³a siê w twoim ¿yciu, kiedy kryzys mia³ wybuchn¹æ albo ju¿ trwa³. A kiedy by³o tak, ¿e nie trwa³ taki albo inny kryzys? W³anie to martwi mnie najbardziej odrzek³a Mara. Czy nie powinnam siê obawiaæ, ¿e i teraz na drodze twojego ¿ycia stanie jaka kobieta? Luke odwróci³ siê od okna i usiad³ na tapczanie obok ¿ony. Najbardziej interesuje mnie nasz obecny kryzys oznajmi³ z przekonaniem. Musimy odnieæ zwyciêstwo. Co wy wiecie na temat ironii losu? Mój ojciec opowiada³ mi kiedy historiê, jaka wydarzy³a siê przed mniej wiêcej dwunastu laty w³anie tu, w sektorze Meridiana. Kapitan Skent Graff dumny mê¿czyzna o szerokich barach i twarzy, na której widok miêk³y serca chyba wszystkich kobiet powiód³ spojrzeniem po zat³oczonym, ciasnym mostku Prawdomównego. Siedzia³ na krawêdzi pulpitu konsolety integratora przesy³anych sygna³ów i obrazów. Ko³ysz¹c w powietrzu jedn¹ nog¹ jakby chcia³ zwróciæ uwagê s³uchaczy na d³ugi, czarny i nienagannie wypolerowany oficerski but drug¹ opar³ o p³yty pok³adu. Jego s³ów s³ucha³o szecioro czy siedmioro cz³onków za³ogi, pe³ni¹cych w tej chwili s³u¿bê przy konsoletach lekkiego kr¹¿ownika. Kontrolne pulpity ich urz¹dzeñ raz po raz rozb³yskiwa³y ró¿nobarwnymi wiate³kami i wydawa³y mniej lub bardziej melodyjne serie pisków. W pomieszczeniu s³ychaæ by³o tak¿e cichy monotonny pomruk 68
zainstalowanego w si³owni okrêtu damoriañskiego reaktora. Ukonie umieszczone iluminatory jednostki, przypominaj¹cej kszta³tem sztabkê metalu, ukazywa³y okryt¹ p³aszczem chmur planetê Exodo Dwa i jej ¿a³osny ksiê¿yc. Nieco dalej, w odleg³oci co najmniej kilku lat wietlnych, by³o widaæ wiec¹ce chmury gazów mg³awicy Migotliwy Welon. Ojciec pe³ni³ wówczas s³u¿bê na pok³adzie Corbantisa i stacjonowa³ w kr¹¿¹cej wokó³ Durrona orbitalnej bazie ci¹gn¹³ Graff. Pewnego razu wys³ano go z zadaniem sprawdzenia, czy meldunki o rzekomej napaci bandy piratów na Ampliquen maj¹ co wspólnego z prawd¹. Nikt wtedy nie wiedzia³, czy naprawdê chodzi o atak piratów, czy te¿ mo¿e kruchy rozejm postanowili zerwaæ wojskowi z Budpocka. Dopiero znacznie póniej wysz³o na jaw, ¿e by³ to jeden z elementów podstêpnego planu, jaki uknuli dyrektorzy Spó³ki Loronar, kilku wojskowych Imperium i jeden goæ o nazwisku Ashgad. Wszyscy zmówili siê i podjêli próbê zara¿enia sektora straszliw¹ zaraz¹. Zwan¹ Posiewem mierci odezwa³a siê m³oda Sullustanka, obs³uguj¹ca stanowisko nawigacyjnego komputera. Dajcie tej damie skrêta z b³yszczostymem powiedzia³ dobrodusznie Graff. Dobrze zna historiê galaktyki. Tak czy owak, Corbantis nigdy nie dotar³ na Ampliquen. Zosta³ zestrzelony przez stado inteligentnych rakiet Loronara i skazany na zag³adê na skalnej pó³ce lodowca planety Damonite Yors B. To niedaleko st¹d, przynajmniej w linii prostej. Nied³ugo potem na miejscu katastrofy pojawili siê Han Solo i jego dobry przyjaciel Wookie... Którzy zupe³nie przypadkiem przelatywali w pobli¿u swoim Soko³em Millenium? domyli³a siê pani oficer ³¹cznociowiec. Prawdê mówi¹c, wyruszyli na poszukiwania przywódczyni Nowej Republiki Leii Organy Solo, która zaginê³a gdzie w tych okolicach wyprowadzi³ j¹ z b³êdu kapitan. To nie ma jednak nic do rzeczy. Opar³ ³okieæ o kopu³kê wy³¹czonego i przytwierdzonego do najbli¿szej przegrody astromechanicznego robota typu R. Solo i Wookie zaczêli badaæ wrak zestrzelonego okrêtu i odnaleli siedemnastu powa¿nie napromieniowanych, ale ¿ywych cz³onków za³ogi. Jednym z nich by³ mój ojciec. Dwaj marynarze Corbantisa zmarli, zanim Solo i Wookie przetransportowali ich na pok³ad swojego frachtowca, ale pozosta³ych piêtnastu trafi³o do orodka medycznego kosmoportu Bagsho na Nim Drovis. W owych czasach placówk¹ medyczn¹ kierowa³ s³ynny lekarz, HoDin. 69
Nazywa³ siê... ju¿ teraz dobrze nie pamiêtam, Oolups, Ooplos czy co w tym rodzaju. W ka¿dym razie ten Ooplos zrobi³ dla swoich nowych pacjentów absolutnie wszystko, co by³o w jego mocy. K³opot w tym, ¿e kiedy do jego orodka przylecieli Solo i Wookie z rannymi cz³onkami za³ogi Corbantisa, szpitale by³y tak zat³oczone, i¿ niektórych chorych trzeba by³o umieciæ w zbiornikach bacta zainstalowanych w pawilonach. I jak przypuszczacie, co siê sta³o? Zarazili siê wirusem Posiewu mierci? zaryzykowa³a pani nawigator. Graff kiwn¹³ g³ow¹. Zarazili siê wirusem Posiewu mierci powtórzy³. Powiedzia³em wam o tym, ¿eby udowodniæ, ¿e nigdy nic nie wiadomo. Czasami wydaje siê wam, ¿e wymknêlicie siê mierci, a ona dopada was, kiedy najmniej siê tego spodziewacie. I potem, po tylu latach, powróci³ pan w to miejsce odezwa³a siê Sullustanka. Dok³adnie tu, gdzie pañski ojciec stara³ siê przegoniæ z przestworzy handlarzy zwilu. Zwilu? zainteresowa³ siê prosty marynarz, Twilek, pe³ni¹cy s³u¿bê na stanowisku oceny stopnia zagro¿enia. To rodzaj narkotyku wyjani³ kapitan. Na twarzy sullustañskiej pani nawigator pojawi³ siê lekki umiech. Dla tych, którzy maj¹ na tyle szerokie prze³yki, aby umieszczaæ w nich... Panie kapitanie przerwa³a pani oficer ³¹cznociowiec. Z Durrona melduj¹, ¿e czujniki ledzenia stanu nadprzestrzeni wykry³y pojawienie siê promieniowania Cronaua w naszym sektorze. S¹ niemal pewni, ¿e do normalnych przestworzy usi³uje przenikn¹æ jaki du¿y obiekt. Dy¿urni oficerowie czekaj¹ na potwierdzenie z telespondera. Graff zeskoczy³ z pulpitu i pospieszy³ do obrotowego fotela dowódcy okrêtu. Mamy kontakt wizualny? zapyta³. Jeszcze nie, panie kapitanie. To wszystko dzieje siê zbyt daleko, poza zasiêgiem naszych sensorów. Graff usiad³ na fotelu i odwróci³ siê w stronê oficera koordynuj¹cego przekazywanie sygna³ów i obrazów. Nawi¹¿cie ³¹cznoæ z dowódc¹ Rêkawicy i przeka¿cie, ¿e og³aszam pogotowie bojowe. 70
Na mostku i w pozosta³ych pomieszczeniach kr¹¿ownika rozleg³o siê zawodzenie alarmowych syren. Nad stanowiskami pomiarowymi i kontrolnymi zapali³y siê niebieskie lampki. Siedz¹cy przy swojej konsolecie oficer koordynator odwróci³ g³owê i popatrzy³ na dowódcê. Panie kapitanie, technicy melduj¹, ¿e podjêli wszystkie rodki ostro¿noci zameldowa³. Generatory ochronnych pól w³¹czone i ustawione na najwiêkszy zasiêg. Zaczynaj¹ pojawiaæ siê pierwsze dane odezwa³ siê marynarz. Do normalnych przestworzy powróci³ nieznany okrêt. Radary i komputery wizerunków laserowych usi³uj¹ pokazaæ, jak wygl¹da. Graff skierowa³ spojrzenie w stronê generatora hologramów. Powoli kszta³towa³ siê przed nim upiorny wizerunek czarnego jak onyks, gigantycznego fasetkowego wielocianu. Yuuzhanie? Nie wiemy, panie kapitanie odrzek³ marynarz. Niepodobny do ¿adnego, jaki mamy w bazach danych. Przygotowaæ siê do opuszczenia orbity stacjonarnej. Panie kapitanie, cechy charakterystyczne intruza zgadzaj¹ siê z cechami okrêtu nieprzyjacielskiej floty, która zaatakowa³a Obroa-skai. Eskadra Rêkawica znalaz³a siê w przestworzach. Piloci zajmuj¹ wyznaczone miejsca. Czy z yuuzhañskiego okrêtu wysy³ano jakie sygna³y? zapyta³ Graff. Zaprzeczam, panie kapitanie odpar³a oficer ³¹cznociowiec. Chwileczkê... Skanery pokazuj¹ teraz wizerunki dwóch jednostek. Dowódca ponownie obróci³ g³owê w stronê generatora hologramów. Obok poprzedniego, wielkiego wielocianu wyrasta³ kszta³t drugiego, o wiele mniejszego. Czy to drugi intruz, czy mamy do czynienia z czym w rodzaju mitozy? Wszystko wskazuje na to, ¿e jest czêci¹ wiêkszego okrêtu, panie kapitanie zameldowa³ koordynator. Obiekt jeden zmieni³ kurs. Kieruje siê teraz ku orbitalnej stacji Durrona. Modu³ przyspiesza, jakby chcia³ przechwyciæ nasze myliwce. Rêkawica zmienia szyk. Piloci przygotowuj¹ siê do walki. Po³¹czcie mnie z dowódc¹ Rêkawicy rozkaza³ Graff, zwracaj¹c siê do pani oficer ³¹cznociowiec. Rêkawica Jeden na linii, panie kapitanie odezwa³a siê niemal natychmiast kobieta. 71
Rêkawica Jeden, czy mo¿ecie pokazaæ nam, co widzicie? Przekazywany przez odbiornik komunikatora g³os dowódcy eskadry brzmia³ cicho, jakby z trudem przedziera³ siê przez szumy i trzaski zak³óceñ. Przekazujê. Wygl¹da, jakby najwiêkszy sygnet galaktyki straci³ najcenniejszy kamieñ. Widzielicie kiedy co takiego? odezwa³ siê kto na mostku kr¹¿ownika, kiedy rzeczywisty obraz zast¹pi³ holograficzn¹ symulacjê. Panie kapitanie, obserwujemy wzrost bioenergii mniejszego statku zameldowa³ nagle koordynator. Zostalimy namierzeni przez ich urz¹dzenia celownicze. Graff zapi¹³ pasy ochronnej sieci. Przygotowaæ siê na wstrz¹s powiedzia³. W dziobowych iluminatorach Prawdomównego pojawi³ siê z³ocisty b³ysk. Ca³y kad³ub okrêtu zadr¿a³ jak po ciosie potê¿nej piêci. Energia plazmowa oznajmi³ marynarz. Ulubiona dalekosiê¿na broñ Yuuzhan. Nie odnielimy ¿adnych uszkodzeñ. Ochronne pola nadal sprawne. Zasiêg? Druga jednostka w³anie znalaz³a siê w zasiêgu strza³u odpar³ dowódca systemów uzbrojenia. Graff odwróci³ siê w stronê pani ³¹cznociowiec i zrobi³ gest, jakby ci¹gn¹³ co w dó³. Proszê przekazaæ dowódcy Rêkawicy, ¿eby nie atakowali. Niech trzymaj¹ siê w bezpiecznej odleg³oci. Baterie sterburtowych laserów, przygotowaæ siê do otwarcia ognia. Prawdomówny by³ osiemsetpiêædziesiêciometrowym lekkim kr¹¿ownikiem klasy Proficient, zmodyfikowanym i dozbrojonym ju¿ po skonstruowaniu. Dysponowa³ jednak tylko dziesiêcioma ciê¿kimi turbolaserami i dwunastoma dzia³ami jonowymi, co nie zapewnia³o mu du¿ej si³y ognia. Modyfikacje polega³y na usuniêciu kilku wzmacniaj¹cych sztywnoæ kad³uba grodzi i wyposa¿eniu okrêtu w hangar dla gwiezdnych myliwców. Mimo tych udoskonaleñ, trudno by³oby uznaæ okrêt za nowoczesny albo silnie uzbrojony. Rêkawica bêdzie trzyma³a siê z daleka zameldowa³a kobieta. Graff kiwn¹³ g³ow¹. Przygotowaæ torpedy protonowe. Ustawiæ zapalniki na wybuch przy napotkaniu pierwszych grawitacyjnych anomalii. 72
Panie kapitanie, wszystkie torpedy s¹ uzbrojone zgodnie z wczeniej og³oszonym protoko³em walki. Graff popatrzy³ na oficera odpowiedzialnego za systemy uzbrojenia. Je¿eli ten kamieñ zachowa siê jak wszystkie inne, z którymi mielimy do czynienia do tej pory, torpedy znikn¹ w pró¿ni, ale strza³y turbolaserów mog¹ dotrzeæ do celu. Zrozumia³em, panie kapitanie. Graff odwróci³ siê w inn¹ stronê. G³ówne baterie, otworzyæ ogieñ. W przestworza pomknê³y olepiaj¹ce pociski, za którymi ci¹gnê³y siê b³êkitnozielone smugi. Daleko przed dziobem kr¹¿ownika przemieni³y siê w jaskrawe pulsuj¹ce b³yski. Cel trafiony zameldowa³ dowódca artylerzystów. Ognia powtórzy³ Graff. Jeszcze raz protonowe torpedy i smugi wiat³a polecia³y w kierunku nieprzyjacielskiego okrêtu. Dootar³y do celu i upstrzy³y go ognistymi rozb³yskami, rywalizuj¹cymi pod wzglêdem intensywnoci blasku z s¹siednimi gwiazdami. Przerwaæ ogieñ! Graff spojrza³ na dowódcê systemów uzbrojenia. Miejmy nadziejê, ¿e ostudzilimy ich zapêdy. Przeniós³ spojrzenie na pani¹ oficer ³¹cznociowiec. Proszê przekazaæ dowódcy Rêkawicy, ¿e maj¹ woln¹ drogê. Kobieta zwróci³a siê do mikrofonu komunikatora i przekaza³a informacjê. Zainstalowane na koñcach skrzyde³ têponosych maszyn laserowe dzia³ka plunê³y smugami szkar³atnego wiat³a. Z wyrzutni myliwców typu B, wlok¹c wstêgi ró¿owawej powiaty, wyskoczy³y torpedy protonowe. Nieprzyjacielska jednostka poch³onê³a jednak energiê wszystkich strza³ów, po czym odpowiedzia³a fontannami stopionej ska³y. Niczym cianki drogocennego klejnotu, poszczególne fasetki okrêtu kolejno rozb³yskiwa³y i ciemnia³y, by po chwili zlaæ siê z czerni¹ otaczaj¹cych je przestworzy. Prawdomówny, nieprzyjaciel usi³uje nas pozbawiæ ochronnych pól zameldowa³ kilka chwil póniej dowódca eskadry. Rêkawica Jeden, wydaj rozkaz swoim pilotom, ¿eby zwiêkszyli ich natê¿enie i zasiêg. Powinni tak¿e nastawiæ inercyjne kompensatory zgodnie z wymogami nowego protoko³u. I uwa¿ajcie, czy w przestworzach nie pojawi¹ siê koralowe skoczki. Ju¿ wykonane, Prawdomówny. Nie mo¿emy zwiêkszyæ natê¿enia pól na tyle, ¿eby skompensowaæ energiê strza³ów nieprzyjaciela. 73
Os³ony zanik³y odezwa³ siê g³os jednego z pilotów. Przerywam atak. Nie oddalaj siê od skrzyd³owych! krzykn¹³ Rêkawica Jeden. Utrzymuj jak najwiêksz¹ czêstotliwoæ strza³ów z laserowych dzia³ek. Kompensator uszkodzony nap³yn¹³ kolejny meldunek. Przerywam atak i wracam do bazy. Rêkawica Osiem, uwa¿aj na ogon! Panie kapitanie, znów ronie bioenergia yuuzhañskiego okrêtu! zameldowa³ koordynator. Graff odwróci³ siê do pani oficer ³¹cznociowiec. Niech Rêkawica przerwie atak. Nieprzyjacielska jednostka znów strzela. Widoczne na g³ównym ekranie mostka trzy gwiezdne myliwce zniknê³y w rozb³yskach niezbyt intensywnych eksplozji. Chwilê póniej z odbiornika komunikatora rozleg³ siê podniecony i zaniepokojony g³os dowódcy eskadry. Ponosimy straty! Dwójka, Czwórka i Pi¹tka zestrzeleni. Wci¹¿ jeszcze nie namierzylimy nieprzyjacielskich dovin basali ani stanowisk artylerii. O czym on mówi? zapyta³ obcesowo dowódca kr¹¿ownika. Marynarz Twilek odrzuci³ na plecy oba g³owogony i wbi³ spojrzenie w ekrany wskaników swojej konsolety. Komputer analizuj¹cy przebieg walki ju¿ siê tym zajmuje, panie kapitanie zameldowa³ po chwili. Wygl¹da na to, ¿e systemy broni i generatory czarnych dziur mog¹ siê przemieszczaæ... Panie kapitanie, wszystko wskazuje na to, ¿e strzelaæ i wytwarzaæ grawitacyjne anomalie mo¿e dos³ownie ka¿dy punkt kad³uba! Uniós³ g³owê i popatrzy³ na dowódcê. Panie kapitanie, nieprzyjacielski modu³ ponownie namierzy³ nasz okrêt! Zaledwie marynarz skoñczy³ mówiæ, kad³ub kr¹¿ownika zadr¿a³, trafiony potê¿nym strza³em. wiate³ka na mostku przygas³y, by po chwili rozjarzyæ siê na nowo. Po pulpitach zatañczy³y krzaczaste b³yski b³êkitnych wy³adowañ. Uwolniony z magnetycznej uwiêzi, jaka dot¹d utrzymywa³a go blisko przegrody, astromechaniczny robot typu R run¹³ na p³yty pok³adu. W³¹czy³y siê wentylatory, by usun¹æ z pomieszczenia stru¿ki b³êkitnego dymu. Technicy z sekcji dziobowych melduj¹ o uszkodzeniach odezwa³a siê pani oficer ³¹cznociowiec. Generator numer dwa w si³owni nie dzia³a. Ochronne pola straci³y u³amek mocy. 74
Przeka¿ dowódcy Rêkawicy, ¿eby przegrupowali siê i wycofali rozkaza³ pospiesznie Graff. Postaw w stan pogotowia ekipy naprawcze i remontowe. Artylerzyci, przygotowaæ dziobowe turbolasery i dzia³a jonowe do otwarcia ci¹g³ego ognia na mój rozkaz. Chcê, ¿eby przeorali ten okrêt od jednego koñca do drugiego. Rzut oka na g³ówny ekran mostka upewni³ go, ¿e powracaj¹ce do bazy pozosta³e myliwce Eskadry Rêkawica zd¹¿y³y wycofaæ siê na bezpieczn¹ odleg³oæ. Ognia! Ponownie z wyrzutni kr¹¿ownika pomknê³y smugi mierciononych pocisków i b³yskawic. Tym razem jednak kad³ub nieprzyjacielskiego okrêtu nie rozjarzy³ siê eksplozjami trafieñ. Os³upia³y Graff wpatrywa³ siê w g³ówny ekran. Chybili? zdziwi³ siê, jakby nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom. Zaprzeczam, panie kapitanie odpar³ dowódca artylerzystów. Wygl¹da na to, ¿e nieprzyjacielski okrêt poch³on¹³ energiê naszych strza³ów. Wszystkie baterie... rozkaza³ znowu Graff. Ognia! Ciemnoci przestworzy rozb³ys³y tak intensywnym blaskiem, ¿e pe³ni¹cy s³u¿bê na mostku cz³onkowie za³ogi Prawdomównego musieli odwróciæ oczy od iluminatorów. Zdawaæ by siê mog³o, ¿e nagle potê¿na piêæ wepchnê³a okrêt do rodka supernowej. Nieprzyjacielski okrêt zmienia kurs zameldowa³ koordynator. Usi³uje zejæ z linii naszych strza³ów. Wszystkie baterie, ognia! warkn¹³ Graff. Cel trafiony wieloma strza³ami! W przestworzach pojawi³y siê od³amki. Nieprzyjaciel ponownie zmienia kurs i zmniejsza prêdkoæ. Graff odwróci³ siê na fotelu w stronê pani nawigator. Lecimy za nim rozkaza³. Utrzymywaæ stale tê sam¹ odleg³oæ. Nagle, bez ostrze¿enia, w przestworzach przed dziobem kr¹¿ownika pojawi³ siê b³ysk wielkiej eksplozji. Wszystkie ekrany na mostku zalni³y olepiaj¹c¹ biel¹. Kiedy Graff uzna³, ¿e ju¿ mo¿na, spojrza³ przez iluminator. W ciemnociach przed dziobem Prawdomównego nie dostrzeg³ jednak ani ladu nieprzyjacielskiego okrêtu. Gdzie siê podzia³? mrukn¹³ do siebie. Czy¿by znikn¹³ w nadprzestrzeni? Zaprzeczam, panie kapitanie odezwa³ siê koordynator. Szcz¹tki w przestworzach dowodz¹, ¿e rozpad³ siê na kawa³ki. 75
Z garde³ cz³onków za³ogi wyrwa³y siê spontaniczne, radosne okrzyki. Cisza! hukn¹³ Graff. Mielimy szczêcie czy odkrylimy jaki s³aby punkt? Nie wiadomo, panie kapitanie, ale nieprzyjacielski okrêt zosta³ ca³kowicie zniszczony. Musielimy przeci¹¿yæ ich systemy poch³aniania. Wiêkszy okrêt, który go pozostawi³, nadal leci z du¿¹ prêdkoci¹ w kierunku orbitalnej stacji Durrona. Graff zdj¹³ kapitañsk¹ czapkê i podrapa³ siê po g³owie. Muszê przyznaæ, ¿e nic z tego nie rozumiem mrukn¹³. Panie kapitanie, dowódca Rêkawicy melduje, ¿e tu¿ przed eksplozj¹ od atakowanego modu³u od³¹czy³a siê kapsu³a ratunkowa oznajmi³a pani oficer ³¹cznociowiec. Za chwilê powinna znaleæ siê w zasiêgu naszych skanerów. Graff odwróci³ siê w stronê g³ównego ekranu. Pe³ne powiêkszenie. Kobieta wyci¹gnê³a rêkê i pokaza³a przemieszczaj¹cy siê bardzo szybko wietlisty punkcik. Jest, panie kapitanie. Dowódca kr¹¿ownika zobaczy³ co, co przypomina³o cylindryczn¹ asteroidê. Jej rufowa czêæ jarzy³a siê s³abym blaskiem. Jakim leci kursem? zapyta³, spogl¹daj¹c na pani¹ nawigator. Kieruje siê na Exodo Dwa odrzek³a kobieta. Nie wybra³bym tego kierunku, gdybym to ja ni¹ lecia³ stwierdzi³ Graff. Je¿eli nie zmieni kursu, nied³ugo znajdzie siê w zasiêgu generatora promienia ci¹gaj¹cego numer dwa odezwa³ siê marynarz. Graff nie przesta³ spogl¹daæ na pani¹ nawigator. To mo¿e byæ pu³apka, panie kapitanie. Na przyk³ad bomba z opónionym zap³onem. Graff kiwn¹³ g³ow¹. Mia³ ponur¹ minê. W³¹czyæ generator promienia ci¹gaj¹cego rozkaza³ po chwili. Tylko na tyle, ¿eby trzymaæ tê rzecz w sta³ej odleg³oci. Ostrzec Rêkawicê. Proszê im przekazaæ, ¿eby sprawdzili, czy nieprzyjacielska kapsu³a nie ma jakiej broni. I niech zachowaj¹ bezpieczn¹ odleg³oæ. Nawet je¿eli nie wykryj¹ broni, nie zamierzam ci¹gaæ tego w pobli¿e kr¹¿ownika. Teraz proszê mnie po³¹czyæ z dowództwem floty. 76
Poprzez szumy i trzaski przedar³ siê g³os jednego z pilotów. Prawdomówny, tu Rêkawica Trzy. To z pewnoci¹ kapsu³a ratunkowa. Prawdopodobnie z korala yorik. Nie stwierdzam ¿adnych systemów uzbrojenia. Skanery wykry³y jednak obecnoæ ¿ywych istot na pok³adzie. Kapsu³a jest nie wiêksza od l¹dowego migacza. Prymitywne dovin basale pozwalaj¹ jej manewrowaæ i utrzymywaæ siê na kursie. Powierzchnia fasetkowa, ale ma przezroczyst¹ kabinê. Wygl¹da jak p³atek miki. Proszê o pozwolenie... chcia³bym zbli¿yæ siê i zajrzeæ do rodka. Graff zastanawia³ siê chwilê nad odpowiedzi¹. Rêkawica Trzy, masz zielone wiat³o powiedzia³ w koñcu. Tylko miej oczy szeroko otwarte. Potwierdzam, Prawdomówny nap³ynê³a odpowied pilota. Bêdê uwa¿a³. Na mostku zapad³a pe³na oczekiwania cisza. Kilka minut nikt siê nie odzywa³. Póniej g³onik z cichym trzaskiem znów obudzi³ siê do ¿ycia. Prawdomówny, zajrza³em do rodka. Wygl¹da na to, ¿e w kabinie siedz¹ dwie, powtarzam: dwie osoby. Wygl¹d jednej dowodzi, ¿e to istota p³ci ¿eñskiej. Co do drugiej... có¿, panie kapitanie, druga wygl¹da jak straszyd³o.
77
ROZDZIA£
%
Han Solo przylecia³ na Coruscant. Kiedy dotar³ na l¹dowisko 3733 wschodniego kosmoportu, przy³o¿y³ d³oñ do ukrytego w cianie sterownika iluminacyjnego panelu. Wokó³ zamykanego jak przes³ona têczówkowa otworu wejciowego zap³on¹³ piercieñ jarzeniowych lamp, które owietli³y Soko³a Millenium niebieskawym zimnym blaskiem. Statek by³ po³¹czony giêtkimi kablami z urz¹dzeniami diagnostycznymi i monitoruj¹cymi, przez co wygl¹da³ jak pacjent poddawany intensywnej terapii. Jarz¹cy siê piercieñ cicho bucza³, a w powietrzu unosi³a siê ledwie wyczuwalna woñ ozonu. P³ytê l¹dowiska szpeci³y ka³u¿e rozlanego ch³odziwa, plamy smaru, krople zastyg³ego lakieru i ciemne lady po gazach wylotowych jednostek napêdowych gwiezdnych statków. L¹dowisko 3733 zosta³o wynajête gociowi, który przedstawi³ siê jako Vyyk Draygo, ale chocia¿ Han stara³ siê nie rzucaæ w oczy, niemal wszyscy urzêdnicy na Coruscant wiedzieli, ¿e w pomieszczeniu spoczywa w³anie Sokó³. Kiedy tydzieñ wczeniej wyl¹dowa³a nim Jaina, osadzi³a frachtowiec dok³adnie porodku namalowanego na permabetonowej p³ycie czerwonego okrêgu, teraz zatartego i prawie niewidocznego. Po tym, co wydarzy³o siê na Kashyyyku, Han odczeka³, a¿ znalaz³ w sobie doæ si³, ¿eby wróciæ na Coruscant. Z³ego humoru nie poprawi³y mu trzy d³ugie dni, spêdzone na pok³adzie rozklekotanego frachtowca. Kiedy podszed³ do Soko³a od strony dziobu, przystan¹³ pod wystaj¹cymi, kanciastymi jak szczêki fragmentami kad³uba. Uniós³ g³owê i przypomnia³ sobie, jak siê czu³, kiedy prawie trzydzieci lat wczeniej pierwszy raz zobaczy³ statek na rz¹dzonym przez Huttów 78
ksiê¿ycu Nar Shaddaa. Frachtowiec nale¿a³ wtedy do Landa Calrissiana, który ponoæ jak sam twierdzi³ wygra³ go w Miecie w Chmurach podczas partii sabaka. I chocia¿ Han widzia³ wczeniej dziesi¹tki koreliañskich lekkich frachtowców typu YT-1300, zakocha³ siê w Sokole od pierwszego wejrzenia. Od samego pocz¹tku dostrzeg³ w nim co, co odró¿nia³o ten egzemplarz od wszystkich pozosta³ych. I nie chodzi³o tylko o to, ¿e ju¿ wtedy Sokó³ wyda³ mu siê wyj¹tkowo szybki i zwrotny. Mia³ w sobie co, co znamionowa³o godnoæ i dumê... ale te¿ nie zawsze chwalebn¹ przesz³oæ i chêæ prze¿ycia niezwyk³ych przygód. Patrz¹c ten pierwszy raz na Soko³a, Han postanowi³, ¿e tak czy inaczej, kiedy stanie siê jego w³acicielem. Jak na ironiê, doskona³a okazja nadarzy³a siê w³anie w Miecie w Chmurach, podczas trwaj¹cego cztery dni wielkiego turnieju sabakowego. W trakcie kolejnych rund odpadli pozostali gracze, no i w finale Han zmierzy³ siê z samym Calrissianem. Okaza³o siê, ¿e mia³ czystego sabaka, co zapewni³o mu wygran¹. Jego przeciwnik blefowa³, ¿e ma zestaw Idioty, ale nie na wiele mu siê to zda³o. niadolicy hazardzista nie mia³ doæ kredytów, ¿eby do³o¿yæ do puli, wiêc zaproponowa³ przyjêcie elektronicznego weksla. Dokument opiewa³ na jakikolwiek gwiezdny statek, zaparkowany w jego czêci l¹dowiska. Han zgodzi³ siê na propozycjê Calrissiana. Kiedy wygra³, zdenerwowany Lando usi³owa³ namówiæ go do wybrania nowszego modelu frachtowca statku typu YT-2400. Han bez wahania wskaza³ jednak Soko³a. Wci¹¿ jeszcze mia³ w pamiêci pierwsze chwile... i uniesienie, jakie czu³, kiedy zasiad³ za sterami w fotelu pilota. Zachwyci³ siê moc¹ silników napêdu podwietlnego i mo¿liwociami nieco wczeniej zainstalowanej wojskowej jednostki napêdu nadwietlnego. Statek okaza³ siê rzeczywicie bardzo szybki; nie mia³ jednak ani grubego pancerza, ani silnego uzbrojenia. Han zacz¹³ go wiêc ulepszaæ, modyfikowaæ i przerabiaæ. Robi³ to przez nastêpne dwadziecia lat. Uwa¿a³ Soko³a za co w rodzaju dzie³a sztuki, które nigdy nie jest tak dobre, aby mo¿na by³o nazwaæ je doskona³ym. W ci¹gu tych lat chroni³ statek jak móg³, nierzadko z nara¿eniem ¿ycia. Martwi³ siê o niego i troszczy³ jak wzorowy ojciec. Têskni³ za nim jak za ukochan¹ istot¹. Pewnego razu, kiedy przebywa³ na planecie Dellalt, jego statek porwali Egnom Fass i Inoch. Kiedy indziej frachtowiec przylgn¹³ do rufowej wie¿y dowodzenia gwiezdnego niszczyciela Mciciel. Pilotuj¹c go, Lando i Nien Nunb toczyli walkê przeciwko drugiej Gwiedzie mierci. 79
Han nigdy nie potrafi³ zrozumieæ decyzji przysz³ej ¿ony Lukea Skywalkera, Mary Jade, która kilka lat wczeniej pozwoli³a, aby jej ulubiony gwiezdny jacht, Ognista Jade, roztrzaska³ siê o mury twierdzy na Nirauanie. Zacz¹³ obchodziæ ukochany statek. Na kad³ubie wci¹¿ jeszcze by³o widaæ lady po modyfikacjach i ulepszeniach, dokonywanych przez niego a tak¿e innych w ci¹gu tych wszystkich lat. Kiedy Han i Chewie przebywali w koreliañskim sektorze ksiê¿yca Nar Shadda, umiecili Soko³a w gwiezdnej stajni Shuga Ninksa. Zainstalowali tam wojskow¹ antenê i czterolufowe dzia³ko w spodniej czêci kad³uba, a tak¿e wyrzutnie pocisków z zapalnikami udarowymi na dziobie, miêdzy wystaj¹cymi szczêkami. Pos³uguj¹c siê makrospawark¹, Shug przytwierdzi³ do kad³uba kilka superwytrzyma³ych p³yt pancerza, zdemontowanego z wraku gwiezdnego niszczyciela Likwidator. Dziêki ekipie techników-banitów, którzy osiedli w Sektorze Wspólnym galaktyki, ju¿ wkrótce Sokó³ dysponowa³ doskona³ymi generatorami ochronnych pól, wytrzyma³ymi kompensatorami przeci¹¿eñ i przyspieszeñ, potê¿nymi jednostkami napêdowymi oraz zestawami najnowoczeniejszych czujników. Nic dziwnego, ¿e w owych czasach frachtowiec i jego za³oga pogwa³cili wiêcej przepisów W³adz Sektora Wspólnego ni¿ jakikolwiek inny statek tej klasy. Kiedy w czasach Kryzysu Czarnej Floty frachtowiec wyl¹dowa³ na Kashyyyku, Jowdrrl wyposa¿y³a go w dodatkowe panele przezroczystych optycznych przetworników, co znakomicie poprawi³o widocznoæ od strony dziobu i rufy. Kuzynka Chewiego zaprojektowa³a równie¿ i zainstalowa³a w sterowni urz¹dzenia do automatycznego kierowania ogniem czterolufowych dzia³ek i ledzenia celnoci strza³ów. Znacznie póniej, kiedy skoñczy³ siê konflikt z ró¿nymi frakcjami by³ego Imperium chocia¿ Han nie ponosi³ za to ¿adnej winy Sokó³ zmieni³ siê w statek wygodniejszy i ³adniejszy. Okresowe przegl¹dy, jakim regularnie poddawano go na Coruscant, a tak¿e starania ¿yczliwego, ale beztroskiego szefa ekipy stoczniowych techników prawie przywróci³y mu dawn¹ m³odoæ. Przewody powi¹zano w pêczki, oznaczono i starannie u³o¿ono we w³aciwych miejscach. Urz¹dzenia mechaniczne zyska³y odporne na wstrz¹sy podstawy. Przyrz¹dy elektryczne uziemiono i zaopatrzono w elektromagnetyczne ekrany. Jednostki napêdowe zosta³y wzbogacone o system wzmacniaczy firmy Sienar. Zestaw generatorów promienia ci¹gaj¹cego powiêkszono o jednostkê typu Mark 7. Napêd nadwietlny otrzyma³ 80
nowy motywator serii 401. Wymieniono tak¿e obiektywy kamer skanerów, wyklepano wgniecenia kad³uba, ³adownie upiêkszono ró¿nobarwnymi wyk³adzinami... Kiedy Han to zobaczy³, o ma³o nie oszala³ ze z³oci. Podoba³o mu siê, kiedy statek mia³ kad³ub pe³en wgnieceñ, rys i zadrapañ, które nadawa³y mu specyficzny wygl¹d. Uwa¿a³, ¿e gdyby nie czêste korzystanie z p³ynu bacta i przeszczepy z syntetycznej skóry, on tak¿e mia³by cia³o poznaczone w podobny sposób. Czasami zastanawia³ siê, jak by wygl¹da³, gdyby dopuci³, aby wszystkie rany pozostawi³y blizny podobne do tej, jak¹ mia³ na policzku... po zadanej no¿em ranie, któr¹ odniós³ chyba w innym ¿yciu. Ostateczn¹ krzywdê wyrz¹dzono jednak Soko³owi zaledwie przed kilkoma miesi¹cami. To w³anie wtedy mieræ zabra³a Chewiego, najlepszego przyjaciela Hana i drugiego pilota. Frachtowcowi brakowa³o teraz czego, co prawdopodobnie unieruchomi go na p³ycie l¹dowiska na d³ugo... Kto wie, mo¿e nawet na zawsze? Tej straty nie mog³y mu powetowaæ ¿adne modyfikacje ani upiêkszenia. Ogarniêty nieopisanym smutkiem Han znieruchomia³ pod szeciok¹tnym sterburtowym piercieniem cumowniczym. Wygl¹da³, jakby zapomnia³ o up³ywie czasu. Z Soko³em wi¹za³o siê tyle wspomnieñ... frachtowiec sta³ siê istn¹ kronik¹ przygód, jakie prze¿y³ w towarzystwie Chewiego. Han obawia³ siê choæby tylko spojrzeæ na swój statek. Nie wierzy³, ¿e znajdzie w sobie doæ odwagi i si³, ¿eby wejæ na pok³ad. Kilka minut póniej wyj¹³ jednak z kieszeni sterownik i wystuka³ na klawiaturze umo¿liwiaj¹c¹ wstêp kombinacjê. Zaczeka³, a¿ opadnie i znieruchomieje p³yta rampy. Spojrza³ na ni¹, jakby siê zastanawia³, czy mo¿e na ni¹ wejæ. W koñcu zdecydowa³ siê. St¹pa³ jednak chwiejnie i ostro¿nie, jak cz³owiek, który uczy siê na nowo chodziæ. Kiedy dotar³ na pok³ad, znalaz³ siê w biegn¹cym po obwodzie korytarzu. Przystan¹³ na skrzy¿owaniu i przejecha³ d³oni¹ po idealnie czystej i miêkkiej wyk³adzinie ciany. Pomyla³, ¿e w ci¹gu ostatnich piêciu lat Sokó³ sta³ siê naprawdê przytulnym, niemal luksusowym statkiem. Popêkane i wyszczerbione p³yty pok³adu wymieniono na nowe, w kuchni nie brakowa³o nigdy jedzenia, a w powietrzu unosi³y siê mi³e wonie. S³ynne skrytki pod pok³adem, kiedy s³u¿¹ce do transportowania ³adunków przyprawy albo ludzi, pe³ni³y teraz zupe³nie inn¹ funkcjê. W czasie ostatnich wycieczek wykorzystywano je do chowania rodzinnych baga¿y albo dzie³ sztuki, które Leia zakupi³a do ich domu na Coruscant. 6 Próba bohatera
81
Han min¹³ wejcie do sterowni i skierowa³ siê w g³¹b statku. Kiedy zastanawia³ siê, czy nie przywróciæ Soko³a do poprzedniego stanu. Zacz¹³ nawet usuwaæ niektóre upiêkszenia i udoskonalenia. Mimo wszystko frachtowiec typu YT-1300 by³ czym w rodzaju bezcennego obiektu muzealnego... unikatowym eksponatem, prawie tak rzadkim jak nubian typu J-327. I chocia¿ czasami piszcza³, zgrzyta³, jêcza³ i skowycza³, a tu i ówdzie widnia³y ciemne szramy po trafieniach z blasterów, by³ w doskona³ym stanie i móg³ staæ siê obiektem badañ wielu pokoleñ historyków. Jednym z pierwszych usuniêtych dodatków by³y wyrzutnie pocisków z zapalnikami udarowymi. Han doszed³ do wniosku, ¿e zawsze przeszkadza³y mu w za³adunku towarów. Rzecz jasna, usun¹³ je jeszcze zanim jakby znik¹d pojawili siê Yuuzhanie. Nikt wówczas siê nie spodziewa³, ¿e stworz¹ dla galaktyki tak wielkie zagro¿enie. Kto móg³ wiedzieæ, ile istot zginê³oby na obszarze Odleg³ych Rubie¿y oprócz Chewiego, gdyby usun¹³ tak¿e wie¿yczki czterolufowych dzia³ek? Han wszed³ do wietlicy i nie bardzo wiedz¹c, co robi, usiad³ na obrotowym fotelu. Doszed³ do wniosku, ¿e chyba ogarnia go coraz wiêksze przygnêbienie. G³adki metal p³yt pok³adu i bakburtow¹ przegrodê pokrywa³a teraz jaskrawa, wzorzysta wyk³adzina jeszcze jedno ustêpstwo na rzecz komfortu i wygody cz³onków jego rodziny. Han przypomnia³ sobie, ¿e to w³anie tu, z tego fotela, obserwowa³, jak Luke stawia pierwsze kroki, walcz¹c ze zdalniakami wietlnym mieczem. Odwróci³ siê i zobaczy³ stolik z holograficzn¹ gr¹ planszow¹ zwan¹ dejarikiem. To przy tym stoliku spêdzi³ wiele godzin Chewie, graj¹c z najró¿niejszymi przeciwnikami, i to przy tym stoliku zaledwie kilka lat wczeniej Leia, admira³ Pellaeon i zmar³y senator Elegos AKla dyskutowali na temat warunków zawarcia traktatu pokojowego. Han przesun¹³ d³oni¹ po twarzy, zupe³nie jakby chcia³ zetrzeæ z niej cisn¹ce siê wspomnienia. Z wysi³kiem wsta³, przeszed³ wietlicê i znalaz³ siê w pomieszczeniu remontowym. To w³anie tu pierwszy raz trzyma³ w objêciach i ca³owa³ Leiê, dopóki obcesowo nie przeszkodzi³ mu... chyba Threepio. Z³ocisty android oznajmi³ wtedy, ¿e umiejscowi³ uszkodzenie. Owiadczy³, ¿e ³¹cze mocy na osi ujemnej jest spolaryzowane... A mo¿e to nie by³ Threepio, ale Chewie? Od tamtych czasów up³yn¹³ chyba milion lat, pomyla³ Solo. Przecisn¹³ siê przejciem na rufê i dotar³ do bakburtowej czêci okr¹g³ego korytarza. Stan¹³ przed drzwiami do kabiny, w której Luke 82
przychodzi³ do siebie, kiedy straci³ d³oñ w trakcie pojedynku na wietlne miecze z w³asnym ojcem. Gór¹ korytarza poprowadzono rury z ch³odziwem rdzenia reaktora i kana³y wentylacyjne, wiod¹ce do rufowych ³adowni. Han przypomnia³ sobie, ¿e te elementy statku przesz³y chyba wiêcej przeobra¿eñ ni¿ jakiekolwiek inne. Zmniejszona, ¿eby zrobiæ miejsce dla silniejszej jednostki napêdu nadwietlnego, rufowa ³adownia zosta³a podzielona na kilka czêci. To w³anie tu spotka³ smutny koniec niedosz³ego handlarza niewolników, Zlarba. Od czasu chwil spêdzonych w Sektorze Wspólnym galaktyki, w³anie tu znajdowa³y siê kapsu³y ratunkowe. Po oryginalnych kapsu³ach, do których wchodzi³o siê otwieraj¹c zawieszone na zawiasach kraty, pozosta³y tylko wspomnienia i niewyrane lady. Ju¿ dawno zamiast nich zainstalowano nowoczesne i skomplikowane kuliste kapsu³y z otworami luz w kszta³cie przes³on têczówkowych. Pod¹¿aj¹c w kierunku dziobu sterburtow¹ po³ow¹ korytarza, Han min¹³ kabinê, któr¹ zazwyczaj wykorzystywa³ jako osobist¹ kwaterê. To tu o ma³o nie stoczy³ pojedynku z Gallandrem, ówczesnym najszybszym rewolwerowcem galaktyki. A w tej chwili martwym, podobnie jak wielu innych bohaterów tamtych czasów. Han roz³o¿y³ rêce, opar³ d³onie o framugê drzwi, nachyli³ siê i zajrza³ do kuchni. Umiechaj¹c siê lekko do w³asnych myli, przypomnia³ sobie, ¿e to tu przygotowywa³ kolacjê dla Leii, kiedy staraj¹c siê o jej wzglêdy, porwa³ j¹ i lecia³ na Dathomirê. Pamiêta³, jak nak³ada³ porcje puddingu do muszli cory i przyrz¹dza³ pieczeñ z wonnego ozora arica. Kiedy przeszed³ jeszcze kilka kroków, uwiadomi³ sobie, ¿e zatoczy³ pe³ne ko³o. Nie zszed³ jednak po rampie, ale uda³ siê do sterowni. Sta³ kilka chwil na progu, jakby zastanawia³ siê, czy wejæ, czy mo¿e tylko zajrzeæ do rodka. Ruszy³ jednak przejciem miêdzy dwoma ustawionymi w drugim rzêdzie fotelami i opar³ d³onie o pulpit jakiej konsolety. Potem uniós³ g³owê i popatrzy³ przez fasetkowy iluminator na pe³ne czêci zapasowych pó³ki, które zaledwie rok wczeniej zawiesi³ wspólnie z Chewiem na cianie l¹dowiska. W koñcu osun¹³ siê na zbyt du¿y dla niego fotel drugiego pilota. Zamkn¹³ oczy i siedzia³ d³u¿szy czas nieruchomo. Niczego nie widzia³ i o niczym nie myla³. Zaledwie przed miesi¹cem odnosi³ wra¿enie, ¿e Chewie nadal ¿yje. Wydawa³o mu siê, ¿e wci¹¿ jeszcze s³yszy jego gniewne 83
pomruki albo wybuchy beztroskiego miechu. Siedz¹c w swoim fotelu pierwszego pilota, odwraca³ g³owê i spogl¹da³ na fotel przyjaciela. Móg³by przysi¹c, ¿e widzi na nim Chewiego, siedz¹cego z rêkami splecionymi na torsie albo z³¹czonymi z ty³u g³owy. Chewie nie by³ jedyn¹ obc¹ istot¹, która towarzyszy³a mu podczas licznych wypraw. Kiedy przebywa³ na Ilezji, lata³ z Togorianinem Muuurghiem... Wookie by³ jednak jedynym prawdziwym partnerem i przyjacielem. Han nie wyobra¿a³ sobie, ¿eby pilotowa³ Soko³a, maj¹c u boku kogokolwiek innego. A zatem móg³ tylko albo zakonserwowaæ Soko³a przed wp³ywem czynników atmosferycznych jak zrobi³ ze swoim pistoletem typu BlasTech albo przekazaæ statek do Muzeum Dzia³añ Zbrojnych Sojuszu na Coruscant, do czego od piêtnastu lat namawiali go natarczywi kustosze. Han doszed³ do wniosku, ¿e najprawdopodobniej i on powinien trafiæ do muzeum. Podobnie jak Sokó³, nale¿a³ do przesz³oci. Chyba nikomu nie móg³ siê na nic przydaæ. Ciê¿ko westchn¹³. Pomyla³, ¿e ¿ycie przypomina grê w sabaka. Karty rozdaje los, cz³owiek nie ma na nie ¿adnego wp³ywu. Czasami jest pewny wygranej, ale walory kart mog¹ w ka¿dej chwili ulec zmianie. Trzeba umieæ pogodziæ siê z przegran¹. Han wyci¹gn¹³ odruchowo rêkê i siêgn¹³ pod pulpit kontrolnej konsolety. Pamiêta³, ¿e on i Chewie chowali tam p³ask¹ metalow¹ manierkê z destylowanym w pró¿ni mocnym trunkiem. Jego palce nie natknê³y siê jednak na ¿aden przedmiot. Manierka zniknê³a. Widocznie które z dzieci znalaz³o j¹ i prze³o¿y³o w inne miejsce, a mo¿e nieuczciwy mechanik uzna³, ¿e mo¿e sobie j¹ przyw³aszczyæ. Po kilku chwilach gorzkie rozczarowanie Hana przemieni³o siê we wciek³oæ. Solo uniós³ rêkê, zacisn¹³ palce w piêæ i zacz¹³ raz po raz waliæ w pulpit konsolety. Przesta³ dopiero, kiedy d³oñ zdrêtwia³a. Nachyli³ siê, opar³ ³okcie o pulpit, z³o¿y³ na nich g³owê i zap³aka³. Och, Chewie... powiedzia³ g³ono, chocia¿ w sterowni Soko³a nie by³o nikogo innego, kto móg³by go us³yszeæ. Kiedy kierowa³ siê do orodka transportowego wschodniego kosmoportu, us³ysza³ dobiegaj¹cy zza pleców g³ony okrzyk: Spryciarzu! Nie zwalniaj¹c, obejrza³ siê przez ramiê, ale gdy zobaczy³, kto go wo³a, stan¹³ na ruchomym chodniku jak wryty. Odwróci³ siê i umiechn¹³ najszerzej jak potrafi³. 84
Ju¿ od dawna nikt mnie tak nie nazywa³ powiedzia³ do krêpego, siwow³osego mê¿czyzny, który spieszy³ chodnikiem w jego stronê. Cz³owiek ucisn¹³ wyci¹gniêt¹ d³oñ Hana. Pochwyci³ go w objêcia i zacz¹³ entuzjastycznie klepaæ po plecach. Kiedy go w koñcu puci³, Han nadal szeroko siê umiecha³. Ile¿ to lat, Roa? zapyta³. Ze trzydzieci? Nie powiem ci dok³adnie, ile, ale pamiêtam, gdzie to by³o odpar³ mê¿czyzna. Hala odlotów kosmoportu na Roonadanie. Towarzyszy³a ci wtedy piêkna, ciemnow³osa kobieta. Je¿eli dobrze pamiêtam, chcielicie dostaæ siê na pok³ad Pani Mindoru i odlecieæ na Amuuud. Fiolla z Lorrdu odezwa³ siê Han, jakby ca³y czas nie myla³ o niczym innym. Gestem podbródka wskaza³ swego rozmówcê. By³e wtedy ubrany w klasyczny be¿owy garnitur i têczow¹ apaszkê. A ty, mój m³ody przyjacielu, wyranie mia³e siê na bacznoci. W kaprawych b³êkitnych oczkach by³ego przemytnika zapali³y siê figlarne b³yski. Powiedzia³e, ¿e wycofa³e siê z interesu i zajmujesz siê transportem legalnych towarów. Twoja firma nazywa³a siê Han-Solo Transport, mam racjê? Dopiero jaki czas potem dowiedzia³em siê, ¿e sam jeden wygra³e Bitwê o Yavin. To nieprawda oznajmi³ Han. Mia³em kogo do pomocy. Roa pog³adzi³ siê po idealnie wygolonym policzku. To ciekawe... zacz¹³. Póniej s³ysza³em, ¿e pozwoli³e zamroziæ siê w bloku karbonitu. S¹dzi³em wtedy, ¿e uczyni³e to z myl¹ o przysz³ych pokoleniach. Han zmru¿y³ oczy. Prawdê mówi¹c, myla³em o sprzedawaniu w³asnych odlewów. Roa wybuchn¹³ miechem. Kiedy siê uspokoi³, popatrzy³ na Hana z lekk¹ dezaprobat¹. Ostrzega³em ciê, ¿eby nie wspó³pracowa³ z Huttami. Powiniene by³ raczej ostrzec Huttów, ¿eby nie wspó³pracowali ze mn¹ odci¹³ siê Solo. Z niejakim podziwem zauwa¿y³, ¿e Roa jest ubrany w kosztowny askijañski garnitur i pó³buty z prawdziwej chromaskóry. Na pulchnych palcach ró¿owiutkich r¹k nosi³ wiele piercieni i sygnetów z iskrz¹cymi siê klejnotami. Pamiêta³, ¿e Roê przedstawi³ mu zmar³y Mako Spince, kiedy wszyscy trzej przebywali na ksiê¿ycu 85
Nar Shaddaa. Ju¿ wtedy Roa by³ starszawym, dowiadczonym i ciesz¹cym siê du¿¹ s³aw¹ przemytnikiem. Zawsze szlachetny, dobroduszny i hojny a¿ do przesady, Roa nauczy³ przemytniczego rzemios³a wielu m³odych ludzi, którzy z tego czy innego powodu mieli na pieñku z prawem. Jednym z jego uczniów by³ Han Solo. Roa doceni³ jego talent i zapa³ do nauki, wiêc polecia³ z nim pierwszy raz Tras¹ na Kessel. Jaki czas Han podobnie jak Chewie, Lando, Salla Zend i inni stali bywalcy ksiê¿yca Nar Shaddaa pracowa³ dla jego organizacji. Przemytnik zaprosi³ Hana na swój lub, ale póniej, za namow¹ ¿ony, wycofa³ siê z interesu. A zatem nadal zajmujesz siê importem i eksportem towarów? zapyta³ Solo. Sprzeda³em firmê oznajmi³ Roa. Prawie dziesiêæ lat temu. Han przyjrza³ siê uwa¿niej siwow³osemu przyjacielowi. Roa, od czasu tamtego spotkania na Roonadanie nic a nic siê nie zmieni³e! Ty tak¿e nie odpar³ przemytnik bardzo przekonuj¹cym tonem. Han wykrzywi³ usta w wymuszonym umiechu. Poklepa³ przednie zêby czubkiem wskazuj¹cego palca. Regenerowane oznajmi³, po czym dotkn¹³ nosa. £amany i nastawiany tyle razy, ¿e chyba nie pozosta³a ani jedna oryginalna chrz¹stka. Ca³a twarz jest w op³akanym stanie. Spójrz, jedno oko mam wy¿ej ni¿ drugie! A ty myla³e, ¿e zapewni³em sobie m³odzieñczy wygl¹d w naturalny sposób? zapyta³ Roa, ciszywszy g³os do teatralnego szeptu. Nie mów, niech sam zgadnê za¿artowa³ Solo. Jeste klonem. Mam racjê? Roa wybuchn¹³ miechem. Prawie. Kuracja odm³adzaj¹ca plus codzienne stymulacje ostroci wzroku. Odwróci³ g³owê, aby Han móg³ podziwiaæ szlachetny profil. Kaza³em kosmedykom pozostawiæ tylko tyle cech mojego wieku, aby zapewni³y mi dystyngowany wygl¹d. I zapewni³y, stary ³ajdaku. Prawdê mówi¹c, do poddania siê tej terapii namówi³a mnie Lwyll doda³ Roa. W³aciwie to by³ jej pomys³. Han przypomnia³ sobie obdarzon¹ dwiêcznym g³osem jasnow³os¹ i urodziw¹ ¿onê przyjaciela. Jak siê miewa? zapyta³. 86
Roa umiechn¹³ siê z przymusem. Zmar³a kilka miesiêcy temu. Han zacisn¹³ usta w w¹sk¹ liniê. Przykro mi z tego powodu, Roa. Starszawy przemytnik nie od razu odpowiedzia³. A mnie przykro z powodu tego, co spotka³o Chewbaccê odezwa³ siê po chwili. Prawdê mówi¹c, stara³em siê uzyskaæ zgodê na wziêcie udzia³u w ceremonii honorowej. Zamierza³em przylecieæ na Kashyyyk, ale sam wiesz, jak niechêtnie goszcz¹ Wookie ludzi na swej planecie. Han kiwn¹³ g³ow¹. Doskonale pamiêtaj¹, ile krzywd doznali z r¹k ludzi w czasach Imperium. A kto ich nie dozna³ mrukn¹³ Roa tonem, który wskazywa³, ¿e to nie mia³o byæ pytanie. Tym razem Han kilka chwil siê nie odzywa³. A zatem co sprowadza ciê na Coruscant? zapyta³ w koñcu. Myla³em, ¿e przepadasz za swobod¹ przestworzy. W oczach by³ego przemytnika zap³onê³y gniewne b³yski. Je¿eli chcesz znaæ prawdê, to ty odpar³ prosto z mostu. Przylecia³em tu z twojego powodu. Han poczu³ ciarki na plecach. W ci¹gu poprzednich lat spotyka³ siê z by³ym przemytnikiem w tak zapad³ych k¹tach jak ksiê¿yc Nar Shaddaa czy Roonadan. Siwow³osy mê¿czyzna uwiadomi³ mu, ¿e galaktyka bez wzglêdu na to, jak czêsto i jak daleko siê wyprawia³ jest o wiele mniejsza ni¿ starano siê go przekonaæ. Nie wiem dlaczego, ale chyba spodziewa³em siê, ¿e to powiesz. Roa po³o¿y³ d³onie na jego ramionach. Co ty na to, ¿ebymy znaleli jaki k¹t i spokojnie pogadali? Han kiwn¹³ g³ow¹. Znam jedn¹ restauracjê w orodku transportowym odpar³. Pozwolili, ¿eby ruchomy chodnik wwióz³ ich do rodka. W drodze rozmawiali o tym, co mog³o siê staæ z dawnymi znajomymi i przyjació³mi: Vonzelem, Tregg¹, Sonniodem, bliniêtami Briil... Wspominali te¿ dawne dobre czasy i odleg³e miejsca. Han jednak ani na chwilê nie przestawa³ siê zastanawiaæ, o co chodzi by³emu przemytnikowi. Chocia¿ up³ynê³o tyle lat, wci¹¿ jeszcze mia³ w pamiêci regu³y Roi: nigdy nie ignoruj proby o pomoc albo o ratunek, okradaj tylko bogatszych od siebie, nie zaczynaj graæ w sabaka, jeli 87
nie mo¿esz pogodziæ siê z przegran¹, nie siadaj za sterami, je¿eli jeste pod wp³ywem alkoholu, b¹d zawsze gotów wzi¹æ nogi za pas... To wszystko nie oznacza³o jednak, ¿e ufa³ mu bez zastrze¿eñ. Kiedy znaleli siê w Gwiezdnej Lo¿y, us³u¿ny android wskaza³ im wolny stolik na terenie patio, gdzie grupa Durosjan i Gotalów przygl¹da³a siê transmitowanym przez HoloNet zawodom. Z ukrytych g³oników s¹czy³y siê kiepskie przeróbki modnych przed dwudziestoma laty klasycznych przebojów. Pragn¹c uczciæ spotkanie po tylu latach, Han i Roa zamówili po dzbanku piwa ebla, sprowadzanego na Coruscant a¿ z Bonadana. Zanim jednak zd¹¿yli wypiæ po³owê zawartoci, zaniepokojony i zniecierpliwiony Han zapyta³, dlaczego Roa go poszukiwa³. Masz racjê... odpar³ by³y przemytnik. Odstawi³ dzbanek i otar³ usta. Czy pamiêtasz z dawnych czasów przemytnika, który nazywa³ siê Reck Desh? Han zastanawia³ siê chwilê, po czym wyszczerzy³ zêby w umiechu. Wysoki, szczup³y, mocno umiêniony? Uwielbia³ blizny i tatua¿e, przek³uwa³ cia³o, nosi³ bi¿uteriê z elektrum? Chewbacca i ja zawarlimy z nim niegdy spó³kê, jeszcze kiedy pracowalimy dla ciebie. Nie chodzi³o o nic powa¿nego... transport wody mineralnej Ralla na Rampê. Umiechn¹³ siê jeszcze szerzej. Soko³em zajmowa³ siê wtedy Doc Vandangante, wiêc po¿yczy³e nam swój statek, Wêdrowca. Reck twierdzi³, ¿e Wêdrowiec jest szybszy ni¿ Sokó³, wiêc kiedy nastêpny raz lecielimy Wodospadami na Rampê, za³o¿ylimy siê o piêædziesi¹t skrzynek gizerskiego piwa, który statek zwyciê¿y. Ty i Wookie wygralicie ten zak³ad powiedzia³ Roa. Pokonalicie Recka bez trudu. Reck by³ niez³ym nawigatorem, ale kiepskim pilotem odpar³ Solo. Nie wywar³ na mnie wielkiego wra¿enia. Roa siêgn¹³ po dzbanek, wypi³ ³yk i obliza³ wargi. Czasami ¿o³nierza poznaje siê dopiero, kiedy zostaje oficerem stwierdzi³ tajemniczo. Co chcesz przez to powiedzieæ? Reck przeszed³ na drug¹ stronê. Na czyj¹? Na stronê nieprzyjació³, Hanie odpar³ Roa, pochylaj¹c siê ku niemu nad blatem sto³u. A przynajmniej na stronê bandy najemników, którzy trzymaj¹ z Yuuzhanami. 88
To niemo¿liwe owiadczy³ Solo. Reck nie móg³ siê okazaæ zdrajc¹. Nic na to nie wskazywa³o. A poza tym... on i Chewbacca bardzo siê lubili. Po tym, co Yuuzhanie zrobili Chewiemu, Reck nie chcia³by mieæ z nimi nic wspólnego. Mo¿e nie wiedzia³, co zrobili Chewiemu odrze³ Roa. A mo¿e skusi³y go kredyty... Zamyli³ siê na chwilê. Tak czy owak, zwi¹za³ siê z band¹ najemników, którzy nazywaj¹ siebie Brygad¹ Pokoju. Wieæ niesie, ¿e staraj¹ siê wzbudzaæ nienawiæ do rycerzy Jedi i wynajduj¹ s³abe punkty planet, aby Yuuzhanie mogli zrobiæ z nimi to samo, co z Sernpidalem. Zirytowany Han zmru¿y³ oczy. Dlaczego mi to mówisz, Roa? By³y przemytnik wbi³ spojrzenie w blat sto³u. Poniewa¿ Lwyll zginê³a na jednej z planet, któr¹ Brygada Pokoju przygotowa³a do zdobycia. Han uwiadomi³ sobie, ¿e nie wie, co powiedzieæ. Otworzy³ szeroko oczy i bez s³owa patrzy³ na przyjaciela. Gdybymy odlecieli stamt¹d dzieñ wczeniej... nie podnosz¹c oczu na rozmówcê, ci¹gn¹³ siwow³osy mê¿czyzna. Musia³em jednak jeszcze za³atwiæ to i owo. Umiechn¹³ siê ponuro, po czym uniós³ g³owê i spojrza³ na Hana. Z trudem powstrzymywa³ ³zy. Zawsze te interesy. Lwyll zginê³a, kiedy planetê zaatakowa³a pierwsza fala Yuuzhan. Ja zalicza³em siê do nielicznych, którym uda³o siê ujæ z ¿yciem. Han zamkn¹³ oczy i r¹bn¹³ piêci¹ w blat sto³u. Kiedy jednak spojrza³ na przyjaciela, nie czu³ gniewu. Zaczyna³ siê domylaæ, o co chodzi. A zatem przylecia³e tu, ¿eby... zacz¹³ i urwa³. Uwa¿asz, ¿e to sprawa nie tylko miêdzy tob¹ a Reckiem, ale tak¿e miêdzy tob¹ a mn¹, prawda? Roa wytrzyma³ jego spojrzenie. Nie chcê, ¿eby z powodu Recka i jego bandy stracili ¿ycie inni ludzie powiedzia³. Yuuzhanie daj¹ sobie wietnie radê bez pomocy zbirów z Brygady Pokoju. S¹ sprawcami zbyt wielu tragedii. Gdybym móg³ rozprawiæ siê z Reckiem sam, nie prosi³bym ciê o pomoc. Uwierz mi jednak, ju¿ nie jestem m³ody. Mam o wiele mniej si³ ni¿ móg³by s¹dziæ po wygl¹dzie. Ta-a, a kto chêtniej móg³by ci pomóc ni¿ ja? zapyta³ cierpko Solo. Goæ, któremu Yuuzhanie zamordowali partnera. Je¿eli mam byæ z tob¹ szczery, to tak odpar³ bez wahania Roa. W³anie tak sobie pomyla³em. 89
Han parskn¹³. Nigdy nie ignoruj proby o pomoc, co? Mam racjê, Roa? Wsta³ od stolika i podszed³ do ogromnych okien, sk¹d rozci¹ga³ siê widok na pole startowe pobliskiego kosmoportu. Co kilka chwil podrywa³y siê stamt¹d ró¿ne gwiezdne statki. Sta³ jaki czas, pogr¹¿ony w zadumie. Kiedy w koñcu podszed³ do stolika, odwróci³ krzes³o i usiad³ na nim okrakiem. Gdzie w tej chwili przebywaj¹ Reck i jego najemnicy? zapyta³ pó³g³osem. Nie mam pojêcia odrzek³ Roa. Wiem jednak, dok¹d polecieæ, ¿eby siê tego dowiedzieæ. Powinnimy udaæ siê najpierw... Han uniós³ rêce na wysokoæ ramion. Nic nie mów przerwa³. Je¿eli nie bêdê wiedzia³, dok¹d lecimy, nikomu nie powiem. Musimy zrobiæ to szybko, dopóki lady s¹ wie¿e doda³ Roa. Han przygryz³ doln¹ wargê. Zastanawia³ siê chwilê. Przylecia³e tu w³asnym statkiem? spyta³ w koñcu. Na twarzy siwow³osego mê¿czyzny odmalowa³o siê zdumienie. Jasne, ale... naprawdê chcesz, ¿ebym lecia³ jako twój pilot? Muszê przyznaæ, ¿e siê nie spodziewa³em... Tak czy nie, Roa? By³y przemytnik uniós³ rêce w pojednawczym gecie. Nie zrozum mnie le, synu zacz¹³. Z ca³ego serca zgadzam siê na twoj¹ propozycjê. Uwa¿a³em jednak za oczywiste, ¿e zechcesz polecieæ Soko³em. Han pokrêci³ g³ow¹. Jak powiedzia³ mi kiedy pewien przem¹drza³y android, Sokó³ jest lepiej wyposa¿ony, by uciekaæ ni¿ braæ udzia³ w walce odezwa³ siê ponuro. A poza tym w tej chwili to statek-widmo.
90
ROZDZIA£
&
Agresywne poczynania odnosz¹ w¹tpliwy skutek, poniewa¿ nie mamy najmniejszego pojêcia, co planuj¹ nasi wrogowie odezwa³ siê pu³kownik Ixidro Legorburu. Na chwilê umilk³ i powiód³ spojrzeniem po dowódcach Wojsk Obrony Nowej Republiki i zbieraninie wysokich stopniem oficerów. Mo¿emy siê tego domylaæ dopiero teraz, kiedy stracilimy trzydzieci systemów planetarnych, a Helska, Sernpidal, Ithor i Obroa-skai zosta³y zniszczone. Dopiero w tej chwili zaczynamy siê orientowaæ, jaki szlak zamierzaj¹ obraæ Yuuzhanie, przecinaj¹c nasz¹ galaktykê. Legorburu wychowywa³ siê na planecie Mhaeli, której mieszkañcy utrzymywali siê g³ównie z uprawy roli. By³ zdumiewaj¹co bystry, sprytny i szybki, tote¿ bez trudu znalaz³ zatrudnienie jako funkcjonariusz Wywiadu. W czasach Kryzysu Czarnej Floty pe³ni³ obowi¹zki doradcy g³ównego taktyka, a potem awansowa³ na stanowisko dyrektora Wydzia³u Wojskowych Analiz i Ocen Sztabu Floty. Chcia³bym jednak podkreliæ, ¿e ich strategia walki i stawiane cele wci¹¿ jeszcze pozostaj¹ dla nas tajemnic¹. Krytyczna sytuacja sprawi³a, ¿e odprawê zorganizowano na planecie Kuat, a nie na Coruscant. Mo¿e w³anie dlatego kilku oficerów i specjalistów, zarówno ze stolicy Nowej Republiki, jak i innych planet, by³o reprezentowanych przez hologramy. Czy wiadomo co o tym, sk¹d pochodz¹? zapyta³ admira³ Sien Sovv. Sullustanin by³ jednym z najwa¿niejszych dowódców sztabu Wojsk Obrony. Siedzia³ przy konsolecie dostosowanej do jego ma³ych palców i wyposa¿onej w aparaturê filtruj¹c¹ ha³asy i szmery, które mog³y dra¿niæ wra¿liwe uszy admira³a. 91
Jak pan wie, pierwszy wpad³ w rêce Yuuzhan... a raczej zosta³ przez nich spustoszony... Belkadan, gdzie Stowarzyszenie ExGal za³o¿y³o bazê nas³uchow¹. Legorburu przestawi³ paraboliczn¹ antenê projektora hologramów w taki sposób, aby ukaza³ siê trójwymiarowy obraz Ramienia Tingel galaktyki. Ju¿ wtedy pojawia³y siê g³osy, jakoby najedcy pochodz¹ spoza naszej galaktyki. Mimo to pocz¹tkowo nie dalimy im wiary. Uwa¿alimy, ¿e przybyli ze rodkowej czêci Ramienia Tingel, z nieznanego systemu usytuowanego gdzie miêdzy Sektorem Wspólnym a przestworzami Szcz¹tków Imperium. Czy ta mo¿liwoæ jest nadal brana pod uwagê? zapyta³ brygadier Etahn Abaht. Pe³ni³ kiedy obowi¹zki dowódcy Pi¹tej Floty, a póniej tak¿e bra³ udzia³ w walkach z Yevethami. By³ Dorneaninem, mia³ tward¹ fioletow¹ skórê i powieki, które mog³y nabrzmiewaæ i rozk³adaæ siê jak wachlarz. Legorburu popatrzy³ na przedstawiciela Instytutu Badañ Istot Obcych Ras z siedzib¹ w Baraboo. Zanim jednak Ithorianin zd¹¿y³ zabraæ g³os, ze swojego miejsca wsta³ admira³ Sovv. Z pewnoci¹ wyra¿ê opiniê wszystkich uczestników tej odprawy zacz¹³ je¿eli powiem, ¿e bardzo wspó³czujemy panu z powodu tego, co spotka³o pañsk¹ planetê. To wielki cios dla ca³ej galaktyki. Tamaab Moolis podziêkowa³ Sullustaninowi kiwniêciem wyd³u¿onej g³owy. Dziêkujê panu admira³owi powiedzia³, u¿ywaj¹c obu ust naraz. Chwilê póniej znikn¹³ smutek i ból, jakie dot¹d malowa³y siê w szeroko rozstawionych oczach, a pojawi³o siê o¿ywienie. Chcielimy sprawdziæ s³usznoæ hipotezy, jakoby istoty rasy Yuuzhan Vong pochodzi³y z Ramienia Tingel galaktyki, wiêc starannie przeszukalimy nasze bazy danych. Nie znalelimy w nich jednak nic, co potwierdzi³oby te przypuszczenia. Przebywaj¹cy na Dubrillionie protokolarny android oznajmi³, ¿e jêzyk istot rasy Yuuzhan Vong jest podobny do janguiñskiego, ale i ten trop nie doprowadzi³ nas do wyjanienia zagadki. Mimo to prowadzimy dalej poszukiwania. Nie wykluczamy, ¿e Yuuzhanie s¹ pochodz¹c¹ z naszej galaktyki, dawno zaginion¹ ras¹ istot, które nagle da³y znaæ o swoim istnieniu. Czy ta czêæ Ramienia Tingel by³a kiedy zamieszkana? zainteresowa³ siê admira³ Sovv. Ithorianin odwróci³ siê w stronê holograficznego wizerunku przedstawiciela Instytutu Badañ Astrograficznych, Beena Ltotha. Istota by³a tak¿e Dorneaninem, synem Kilesa LTotha, którego 92
mianowano dowódc¹ Pi¹tej Floty po tym, jak te obowi¹zki przesta³ pe³niæ jego przyjaciel, Etahn Abaht. Wykluczamy mo¿liwoæ, ¿e istoty tak potê¿ne jak Yuuzhanie mog³y mieszkaæ na jakiejkolwiek planecie w przestworzach Ramienia Tingel odezwa³ siê hologram Ltotha. Je¿eli wzi¹æ pod uwagê ich umiejêtnoci, potêgê i ogrom wojennej floty, ju¿ dawno powinny by³y opanowaæ tam setki wiatów, a mo¿e nawet systemów. Z pewnoci¹ zwróci³oby to nasz¹ uwagê. Us³yszelibymy o nich... czy to od Trianiich, czy innych istot, zamieszkuj¹cych tê czêæ Ramienia Tingel. Wiem, ¿e ta czêæ galaktyki wci¹¿ jeszcze nie zosta³a dok³adnie zbadana. Pewne starania w tym kierunku czyniono, zanim dosz³o do wybuchu Wojen Klonów. Ten fakt stanowi³ zreszt¹ jeden z powodów, dla których Imperator Palpatine da³ W³adzom Sektora Wspólnego woln¹ rêkê, je¿eli chodzi o sprawowanie rz¹dów w tym rejonie Ramienia Tingel. Obecnie uwa¿amy, ¿e istoty rasy Yuuzhan Vong rzeczywicie przyby³y do nas spoza galaktyki. Przerwa³ na chwilê. I to nie tylko z pobliskiej gromady gwiezdnej, jak uczynili Ssi-ruukowie, ale z zupe³nie innej galaktyki. Abaht parskn¹³ z irytacj¹. Istoty zdolne do przemierzania miêdzygalaktycznych przestworzy musia³yby byæ o wiele bardziej zaawansowane pod wzglêdem rozwoju ni¿ my powiedzia³. Co najmniej o kilkaset pokoleñ. A tymczasem piloci statków i okrêtów Yuuzhan korzystaj¹ z tych samych punktów wnikania i wyskakiwania z nadprzestrzeni, co nawigatorzy naszych jednostek. Przypuæmy jednak, ¿e w ci¹gu tych setek pokoleñ byli w ci¹g³ym ruchu odezwa³ siê Legorburu. Wyobramy sobie, ¿e miêdzygalaktyczn¹ pustkê przemierzaj¹ ca³e floty ich okrêtów, podobnych do ithoriañskich statków-miast, tylko wielokrotnie wiêkszych. Abaht machn¹³ rêk¹. Interesuj¹ mnie fakty, a nie bajki, panie pu³kowniku parskn¹³ pogardliwie. Legorburu zmusi³ siê do zachowania spokoju. W tej chwili staramy siê ustaliæ, czy Imperator Palpatine wiedzia³ o istnieniu istot rasy Yuuzhan Vong zacz¹³. Wiemy tylko, ¿e w przestworzach granicz¹cych z nasz¹ galaktyk¹ mieszkaj¹ Ssi-ruukowie. Korzystaj¹c z uprzejmoci moffa Ephina Sarretiego, który reprezentuje Imperium, uzyskalimy dostêp do imperialnych baz danych i dokumentów dotycz¹cych tak zwanego Projektu Badañ Miêdzygalaktycznych Przestworzy. 93
Projekt Badañ Miêdzygalaktycznych Przestworzy zosta³ sfinansowany przez senat Starej Republiki na ¿yczenie mistrza Jedi, Jorusa Cbaotha. Zakoñczy³ siê jednak katastrof¹. Nie zdo³ano stwierdziæ, czy gdzie poza galaktyk¹ tak¿e ¿yj¹ inteligentne istoty. Naturalnej wielkoci hologram moffa Sarretiego, przekazywany z planety Bastion, z odleg³ych przestworzy Szcz¹tków Imperium, by³ prawie bezbarwny i przecinany ukonymi liniami zak³óceñ. Technik musia³ tak¿e zwiêkszyæ wzmocnienie sygna³u akustycznego. ...imperialne bazy danych nie zawieraj¹ ¿adnej wzmianki o istotach rasy Yuuzhan Vong ci¹gn¹³ mówca. Palpatine wiedzia³ jednak, ¿e Chissowie fortyfikuj¹ swoje wiaty, poniewa¿ obawiaj¹ siê napaci ze strony nieznanych agresorów. Mo¿liwe, ¿e w³anie dlatego nakaza³ najs³ynniejszemu Chissowi, wielkiemu admira³owi Thrawnowi, powrót do Nieznanych Rejonów galaktyki. Sovv i jego dowódcy pochylili g³owy i zaczêli siê cicho naradzaæ. Sugeruje pan, ¿e tymi nieznanymi agresorami mogli byæ Yuuzhanie? zapyta³ w koñcu Sullustanin. Wiedzielibymy to na pewno, gdyby uda³o siê nam nawi¹zaæ bezporedni kontakt z Chissami odpar³ hologram Sarretiego. Jag Fel nie zgodzi³ siê jednak zaj¹æ poredniczeniem, a wszystkie próby po³¹czenia siê z planet¹ Nirauan zakoñczy³y siê niepowodzeniem. Czy próbowalicie wys³aæ tam jaki statek? zapyta³ Abaht. Hologram imperialnego moffa siê umiechn¹³. A pan, generale? Ujrzawszy grymas na twarzy Abahta, doda³: Nie zamierzamy naruszaæ granic przestworzy Chissów. Mog³oby siê okazaæ, ¿e musimy prowadziæ walkê na dwa fronty. To oczywiste, moffie odpar³ Sovv, ponuro kiwaj¹c g³ow¹. Przeniós³ spojrzenie na Legorburu. Proszê kontynuowaæ, panie pu³kowniku. Mhaelianin zmieni³ ustawienie anteny projektora hologramów, tak ¿e wietlisty obraz granicznej czêci galaktyki znalaz³ siê bli¿ej sto³u projekcyjnego. Yuuzhanie wykorzystuj¹ rodkow¹ czêæ Ramienia Tingel jako punkt, w którym gromadz¹ i przegrupowuj¹ si³y ci¹gn¹³. Oddzia³y zwiadowców, wys³ane do s¹siednich sektorów, tu i tu wskaza³ kolonie Trianii i Dathomirê wykry³y obecnoæ du¿ych skupisk o wiele wiêkszych okrêtów ni¿ te, z jakimi spotykalimy siê do tej pory. Czekam na liczby odezwa³ siê oschle Abaht. 94
Legorburu kiwn¹³ g³ow¹ w stronê Tammarianina Ayddara Nylykerki, g³ównego analityka w czasach konfliktu z Yevethami, a obecnie dyrektora Wywiadu Floty Nowej Republiki. Opieraj¹c siê na dostêpnych informacjach, oceniamy w tej chwili liczebnoæ jednostek floty Yuuzhan na tysi¹c okrêtów liniowych powiedzia³. Tworz¹ grupy szturmowe i flotylle, w których sk³ad wchodzi od dwudziestu piêciu do siedemdziesiêciu piêciu okrêtów. Sovv i pozostali spojrzeli po sobie zdumieni i zaskoczeni. Zapewne wszyscy siê uciesz¹, kiedy powiem doda³ szybko Nylykerka ¿e senat uchwali³ ustawê o powszechnym poborze. Do koñca przysz³ego roku stocznie Kuat, Bilbringi, Sluis Van i Fondora maj¹ podwoiæ liczbê produkowanych ciê¿kich kr¹¿owników. Przysz³ego roku... powtórzy³ Sullustanin. Zapewne za rok o tej porze Yuuzhanie zapukaj¹ do drzwi naszych domów. To mo¿liwe, panie admirale zgodzi³ siê z nim Nylykerka. Tyle ¿e dysponuj¹c tyloma kalamariañskimi kr¹¿ownikami klasy Mediator, bothañskimi szturmowymi kr¹¿ownikami i koreliañskimi gwiezdnymi jednostkami obronnymi klasy Viscount, ile mamy obecnie, mo¿emy stawiaæ czo³o Yuuzhanom na wielu frontach walki równoczenie. Sovv nieobowi¹zuj¹co pokiwa³ g³ow¹. Jak wypadaj¹ nieprzyjacielskie okrêty w porównaniu z naszymi jednostkami? zapyta³. Nylykerka zajrza³ do komputerowego notesu. Gdybymy uwzglêdnili rozmiary i uzbrojenie, w sk³ad ich flot wchodz¹ odpowiedniki naszych okrêtów: kr¹¿owników, niszczycieli, transportowców wojska, fregat, korwet i kanonierek. Odpowiedniki naszych gwiezdnych myliwców nosz¹ nazwê koralowych skoczków. Z meldunków zwiadowców wynika, ¿e niedawno pojawi³y siê jednostki istot rasy Yuuzhan Vong, pod wzglêdem wielkoci i si³y ognia porównywalne z gwiezdnymi niszczycielami klasy Super. Nad blatem projekcyjnego sto³u utworzy³ siê hologram yuuzhañskiego okrêtu. Oto nieprzyjacielski okrêt dowodzenia, który uczestniczy³ w ataku na Obroa-skai oznajmi³ Nylykerka. Dziesi¹tki tysiêcy punktów na powierzchni z korala yorik mog¹ emitowaæ porcje niszczycielskiej energii podobne do iloci, jakie wysy³aj¹ nasze najpotê¿niejsze turbolasery i jonowe dzia³a. Okrêt nie ma ochronnych pól w naszym znaczeniu tego okrelenia. Za³oga mo¿e jednak wytwarzaæ grawitacyjne anomalie, zdolne do poch³aniania albo odbijania energii naszych strza³ów. Za wytwarzanie tych anomalii odpowiadaj¹ organiczne 95
urz¹dzenia zwane dovin basalami. Mog¹ one s³u¿yæ jako repulsory, a tak¿e jednostki napêdu konwencjonalnego i nadwietlnego. Nylykerka w³¹czy³ laserowy wskanik i pokaza³ cienkie wypustki, stercz¹ce z dziobu i rufy yuuzhañskiego okrêtu dowodzenia. W tych koñcówkach kryj¹ siê równie¿ wyrzutnie plazmy, zamykane na koñcach trójlistnymi zaworami. Ponadto w ka¿dej mieci siê kilka koralowych skoczków, które s¹ podobnie chronione jak ca³y okrêt i tak¿e zdolne do wystrzeliwania porcji plazmy. Pocz¹tkowo przypuszczalimy, ¿e skoczki s¹ zdalnie sterowanymi automatami, podobnie jak popularnie zwane Ig³ami jednostki typu CSNR, produkowane kiedy przez Spó³kê Loronar i u¿ywane przez Federacjê Handlow¹. Przekonalimy siê jednak, ¿e ruchami ka¿dego skoczka kieruje indywidualny pilot. Przynajmniej do pewnego stopnia. Chcê powiedzieæ, ¿e o taktyce walki decyduje stworzenie zwane yammoskiem. Jest ono czym w rodzaju koordynatora i spe³nia funkcje organicznego komputera, analizuj¹cego na bie¿¹co przebieg bitwy. Laserowy wietlisty punkt zwróci³ uwagê wszystkich na narole o nieregularnych kszta³tach, widoczne na kad³ubie okrêtu dowodzenia. Nie zdo³alimy ustaliæ, dlaczego niektóre fragmenty powierzchni kad³uba s¹ g³adkie ci¹gn¹³ Nylykerka. Widoczne na nich znaki sugeruj¹ podobieñstwo do symboli i hieroglifów, bardzo czêsto spotykanych na jajowatych kad³ubach statków mnichów z Aing-Tii. Uwa¿amy, ¿e mog¹ oznaczaæ pochodzenie albo status spo³eczny, a nie stopieñ wojskowy. Wród zebranych wojskowych zapad³a pe³na zdumienia cisza. Pierwszy przerwa³ j¹ Legorburu. Odk¹d istoty rasy Yuuzhan Vong da³y znaæ o sobie w przestworzach Ramienia Tingel, wszystko wskazuje na to, ¿e kieruj¹ siê, chocia¿ nie prost¹ drog¹, w stronê J¹dra galaktyki. Mo¿liwe, ¿e atak na Obroa-skai oznacza pocz¹tek zwrotu ku rodkowym Rubie¿om, ale jest chyba zbyt wczenie na wyci¹ganie bardziej konkretnych wniosków. No có¿, lepiej, ¿eby kto jednak zacz¹³ je wyci¹gaæ burkn¹³ Abaht. Nie mo¿emy bez koñca tylko siê broniæ. Legorburu zatkn¹³ palec za ko³nierz munduru. Je¿eli Yuuzhanie bêd¹ nadal kierowali siê w tê sam¹ stronê i nie zbocz¹ w istotny sposób z ekliptyki powiedzia³ mog¹ min¹æ gromadê gwiezdn¹ Hapes, a mo¿e nawet Kashyyyk. Niemal dok³adnie na ich szlaku znajdzie siê jednak sektor Meridiana, Przestworza Huttów, Bothawui, Rodia oraz Ryloth. 96
Abaht zamruga³ nabrzmia³ymi powiekami i potoczy³ spojrzeniem po uczestnikach odprawy. Czy kto z obecnych naprawdê wierzy, ¿e Yuuzhanie pragn¹ tylko przelecieæ przez nasz¹ galaktykê? zapyta³ dramatycznym tonem. A przelatuj¹c przez ni¹, tylko od niechcenia pustosz¹ wiaty i sk³adaj¹ w ofierze ich obywateli? Nikt nie odpowiedzia³, wiêc doda³: Co zrobimy, je¿eli jednak skieruj¹ siê w stronê J¹dra galaktyki? Nylykerka odwróci³ antenê projektora hologramów w taki sposób, ¿eby pokazaæ rozmieszczenie okrêtów najwa¿niejszych flot Nowej Republiki. Admira³ Pellaeon przekaza³ swoje jednostki Szcz¹tkom Imperium, ¿eby chroni³y ich planety przed mo¿liw¹ inwazj¹ zacz¹³, pokazuj¹c punkt na hologramie. Elementy Trzeciej i Czwartej Floty s¹ rozproszone wzd³u¿ Hydiañskiej Drogi i Perlemiañskiego Szlaku Handlowego. Wiêkszoæ okrêtów Drugiej Floty jest usytuowana miêdzy gromad¹ gwiezdn¹ Hapes a J¹drem, w okolicach Borleias. Elementy Jedynki i Pi¹tki stacjonuj¹ w przestworzach Coruscant, Kuat, Chandrili, Commenora i Fondora. Sama si³a i gotowoæ flot nie wystarczy odezwa³ siê po chwili ciszy admira³ Sovv. O wiele wa¿niejsze jest zrozumienie, jakimi istotami s¹ Yuuzhanie. Musimy wiedzieæ, z kim w³aciwie mamy do czynienia. Legorburu powiód³ spojrzeniem po twarzach, pokazywanych na ekranach monitorów jego konsolety. Hmm... doktor Eicroth, mo¿e pani zechcia³aby rzuciæ trochê wiat³a na to zagadnienie? zapyta³. Hologram Joi Eicroth ukazywa³ powabn¹ jasnow³os¹ kobietê. Agentka by³a kiedy, choæ krótko, ¿on¹ admira³a Draysona, ale i teraz wspó³pracowa³a z nim jako funkcjonariuszka Alphy Blue, tajnej komórki Wywiadu Nowej Republiki. Nale¿a³a do pierwszej grupy osób, które wiele lat wczeniej widzia³y odmro¿onego Qella na planecie Maltha Obex. Obecnie wchodzi³a w sk³ad zespo³u ksenobiologów, którym powierzono zadanie sporz¹dzenia wszechstronnego portretu istoty rasy Yuuzhan Vong. Mamy do czynienia z istotami trochê przypominaj¹cymi ludzi odezwa³a siê Eicroth. Zarówno pod wzglêdem zewnêtrznym, jak wewnêtrznym. Jedyny wyj¹tek stanowi¹ podobne do gadów pó³inteligentne stworzenia, które pomaga³y Yuuzhanom walczyæ na Dantooine, Garqi i Ithorze. S³usznoæ tej teorii potwierdza fakt, ¿e mistrz 7 Próba bohatera
97
Jedi Luke Skywalker nie odniós³ ¿adnych obra¿eñ, ani kiedy za³o¿y³ rozpoznawcz¹ maskê koralowego skoczka, ani gdy pos³ugiwa³ siê organicznym aparatem do oddychania. Muszê jednak podkreliæ, ¿e z przeprowadzonych autopsji wynikaj¹ bardzo intryguj¹ce wnioski. Nad projekcyjnym sto³em ukaza³y siê hologramy trzech istot rasy Yuuzhan Vong. Zaczê³y siê powoli obracaæ. Ró¿nice s¹ widoczne od pierwszego rzutu oka kontynuowa³a Eicroth. Jeden ma zagadkowo wyd³u¿on¹ g³owê, drugi pomocnicze ¿ebra, a trzeci g³êboko wyciête w torsie dziwne wzory. Mo¿emy siê domylaæ, ¿e w spo³eczeñstwie Yuuzhan du¿¹ rolê odgrywa pochodzenie. Mo¿liwe, ¿e chodzi o przynale¿noæ do jakiej kasty albo grupy. Chyba mo¿emy uznaæ za pewne, ¿e Yuuzhanie poddaj¹ swoje cia³a bardzo bolesnym modyfikacjom, ¿eby przypodobaæ siê religijnemu albo wojennemu autorytetowi. Tak czy owak, wspólne cechy tych modyfikacji i znaków sugeruj¹, ¿e istoty rasy Yuuzhan Vong utworzy³y skomplikowany hierarchiczny ³ad spo³eczny. To z kolei zgadza siê z praktycznymi aspektami ich nauki i techniki. Z tego, co uda³o siê nam ustaliæ, wynika, ¿e absolutnie wszystkie urz¹dzenia Yuuzhan maj¹ naturê biologiczn¹. Pos³ugiwanie siê bioreaktorami, neurosilnikami i broniami biologicznymi dowodzi, ¿e istoty rasy Yuuzhan Vong przywi¹zuj¹ ogromn¹ wagê do wytworów techniki organicznej, a nie sztucznej. My wynajdujemy mechanizmy i urz¹dzenia, a oni hoduj¹ formy ¿ycia, które spe³niaj¹ te same funkcje, co nasze maszyny. Czy mo¿na ich pokonaæ? zapyta³ Abaht na tyle g³ono, ¿eby jego g³os przedar³ siê przez szmer kilku prowadzonych pó³g³osem indywidualnych rozmów. Yuuzhanie s¹ wy¿si i ciê¿si ni¿ wiêkszoæ ludzi odpar³a Eicroth. Ich wojownicy s¹ silni i zwinni, panie generale. W niektórych przypadkach pomaga im albo chroni ich cia³a ¿ywa zbroja. Mimo to mo¿na ich zabiæ, pos³uguj¹c siê konwencjonaln¹ broni¹, a prawdopodobnie tak¿e mieczem wietlnym rycerza Jedi. Pewne nadzieje pok³adamy w py³ku drzew baforr, który alergizuje ich organiczne pancerze. Up³ynie jednak sporo czasu, zanim zdo³amy zsyntetyzowaæ wystarczaj¹ce iloci py³ku, aby sta³ siê skutecznym rodkiem odstraszaj¹cym albo broni¹ biologiczn¹. Jednak ka¿de nastêpne zetkniêcie z istotami rasy Yuuzhan Vong dostarcza nam nowych danych na temat ich s³abych punktów psychologicznych, anatomicznych i spo³ecznych. Wród uczestników odprawy zapad³a g³ucha cisza. W koñcu przerwa³ j¹ komodor Brand, by³y dowódca wchodz¹cego w sk³ad 98
Pi¹tej Floty kr¹¿ownika Nieugiêty i najbardziej gburowaty sporód wszystkich wy¿szych stopniem oficerów. Komodor g³ono zabêbni³ grubymi paluchami po pulpicie konsolety. Kiedy siedzê tu i s³ucham raportów, ca³y czas zadajê sobie jedno i to samo pytanie zacz¹³, kiedy zwróci³y siê na niego oczy wszystkich zebranych. Czego w³aciwie chc¹ od nas te istoty? Czy chodzi im o terytorium, surowce czy religiê? A mo¿e chc¹ wywrzeæ zemstê za krzywdy wyrz¹dzone przez jednego z nas tak dawno, ¿e nie zachowa³y siê na ten temat ¿adne dokumenty? Czy istoty rasy Yuuzhan Vong uwa¿aj¹ nas za robactwo, jak uwa¿ali Yevethowie z Ligi Duskhañskiej? A mo¿e zale¿y im, jak Ssi-ruukom, na energii naszego ¿ycia? Zanim ktokolwiek zdo³a³ odpowiedzieæ, g³os zabra³ jeden z techników ³¹cznociowców. Panowie powiedzia³, zwracaj¹c siê do Sovva i pozosta³ych oficerów zg³osi³ siê dyrektor Scaur. Ma piln¹ wiadomoæ i twierdzi, ¿e wszyscy powinni j¹ us³yszeæ. Sullustañski admira³ mrukn¹³ co, co zabrzmia³o jak przekleñstwo. W porz¹dku rzek³ po namyle. Proszê sprawdziæ systemy ochronne i po³¹czyæ go z nami. Porodku t³umi¹cego dwiêki ochronnego obszaru, otaczaj¹cego wszystkich uczestników odprawy, utworzy³ siê zmniejszony do po³owy naturalnej wielkoci hologram dyrektora Wywiadu Nowej Republiki. Panie admirale odezwa³ siê migotliwy i prawie bezbarwny wizerunek Scaura w³anie dowiedzia³em siê o incydencie, jaki wydarzy³ siê wczoraj rano standardowego czasu w sektorze Meridiana. Mam dla pana dobr¹ wiadomoæ. Za³oga lekkiego kr¹¿ownika Prawdomówny stoczy³a walkê z nieprzyjacielskim okrêtem i zniszczy³a go w okolicach Exodo Dwa. Jeszcze lepsza wiadomoæ to ta, ¿e uda³o siê nam pochwyciæ, ca³e i zdrowe, dwie istoty rasy Yuuzhan Vong, które wystrzeli³y ratunkow¹ kapsu³ê, by ratowaæ ¿ycie. Najbardziej intryguj¹c¹ wiadomoæ zachowa³em jednak na sam koniec. Obie istoty poprosi³y nas o azyl polityczny. Wielkie okr¹g³e czarne oczy admira³a sprawia³y wra¿enie jeszcze bardziej szklistych ni¿ zazwyczaj. Sullustanin rozpar³ siê na fotelu i nie kryj¹c zdziwienia spojrza³ na Abahta i Branda. No có¿, panowie odezwa³ siê po chwili. Wygl¹da na to, ¿e ju¿ nied³ugo dowiemy siê, czego od nas chc¹ Yuuzhanie.
99
ROZDZIA£
'
Zawsze wiedzia³em, ¿e lubujesz siê w luksusie stwierdzi³ Roa, kiedy obaj wysiedli z repulsorowej taksówki. Maszyna wyl¹dowa³a na balkonie rezydencji Solo, mieszcz¹cej siê w jednej z najwytworniejszych okolic dzielnicy administracyjnej Coruscant. Pozb¹d siê z³udzeñ odpar³ Han. W rodku jest o wiele mniej miejsca ni¿ mo¿e ci siê wydawaæ. Roa podszed³ do porêczy balkonu i spojrza³ w dó³. Potem zadar³ g³owê i popatrzy³ w górê. Chocia¿ z balkonu eleganckiego apartamentu rozci¹ga³ siê zapieraj¹cy dech w piersi widok, do wierzcho³ka budynku by³o mniej wiêcej tak samo daleko jak do parteru. Có¿, mieszkasz zaledwie trzysta metrów poni¿ej szczytu zauwa¿y³ Roa, szelmowsko siê umiechaj¹c. Praktycznie na poddaszu. Powiniene byæ dumny z tego, co uda³o ci siê osi¹gn¹æ w ¿yciu. ¯adnemu sporód moich by³ych uczniów nie powiod³o siê tak dobrze jak tobie. Zawdziêczam wszystko ¿onie mrukn¹³ zak³opotany Solo. I przywilejom zwi¹zanym z jej stanowiskiem. Dobrze wiedzieæ, na co id¹ pieni¹dze z moich podatków odrzek³ Roa z jeszcze szerszym umiechem. Drzwi balkonowe rozpozna³y Hana i wpuci³y go do mieszkania. Porodku atrium, na wy³o¿onej ceramicznymi p³ytkami posadzce, sta³ Threepio. Na widok Hana przekrzywi³ g³owê i zgi¹³ z³ociste rêce w ³okciach tak, ¿e prawie uj¹³ siê pod boki. Ale¿ to pan Solo powiedzia³. I goæ. Witam panów. Zwróci³ siê do by³ego przemytnika i doda³: Jestem See-Threepio, specjalista od kontaktów ludzi z cyborgami. 100
Przechodz¹c pod sklepionym kolebkowo portalem, Roa cicho gwizdn¹³. Ile czasu potrzeba, ¿eby us³yszeæ echo? zapyta³ ca³kiem powa¿nym tonem. Przestañ siê wyg³upiaæ, dobrze? odpar³ k¹tem ust Han. Je¿eli chcesz wiedzieæ, mielimy mniejsze mieszkanie w Wie¿y Orowood, ale kiedy dzieciaki zaczê³y dorastaæ... Roa przerwa³ mu uniesieniem rêki. Je¿eli o mnie chodzi, nie musisz siê usprawiedliwiaæ ani t³umaczyæ powiedzia³. Za wszystkie kredyty w Banku Nowej Republiki nie zgodzi³bym siê przeprowadziæ na Coruscant, ale z tob¹ to co innego. Je¿eli musisz tu mieszkaæ, nie wstyd siê luksusu. Han zmarszczy³ brwi i odwróci³ siê do Threepia. Gdzie jest Leia? zapyta³. W g³ównej sypialni, proszê pana odrzek³ z³ocisty android. Pomaga³em jej siê pakowaæ, ale pos³a³a mnie na dó³, ¿ebym przyniós³ to. Wyci¹gn¹³ rêce i pokaza³ mieni¹cy siê jedwabny szal, który Han kupi³ ¿onie, kiedy oboje wyprawili siê na Bimmisaari. Pakowaæ? zapyta³ zdziwiony Solo. Dok¹d siê wybiera? Prawdê mówi¹c, proszê pana, jeszcze mi tego nie powiedzia³a. Musia³o byæ bardzo trudno wybraæ odpowiedni¹ garderobê stwierdzi³ Roa. Threepio odwróci³ siê w jego stronê. Gdyby móg³ i gdyby umo¿liwia³o to oprogramowanie, zamruga³by jasno wiec¹cymi fotoreceptorami. S³ucham pana? W odpowiedzi Roa tylko siê umiechn¹³. Han spojrza³ na przyjaciela. Lepiej zaczekaj na dole powiedzia³. Sam siê wszystkim zajmê. By³y przemytnik kiwn¹³ g³ow¹. Nie mam nic przeciwko temu. Panie Solo odezwa³ siê Threepio. Wygl¹da na to, ¿e mam towarzyszyæ pani Leii. I co z tego? zapyta³ Han, kieruj¹c siê ku krêconym schodom. No có¿, sam pan najlepiej wie, jak znoszê miêdzygwiezdne podró¿e odpar³ Threepio. Myla³em, ¿e mo¿e móg³by pan siê za mn¹ wstawiæ... Han wybuchn¹³ miechem. 101
Naprawdê mi ciê ¿al, Threepio odpar³ z udawan¹ powag¹. Threepio przekrzywi³ g³owê. Sprawia³ wra¿enie mile zaskoczonego. Zupe³nie nie wyczu³ sarkazmu w tonie g³osu Hana. Ale¿... dziêkujê panu! odrzek³. Zapewne wspó³czucie nie zwolni mnie z obowi¹zków, ale przyjemnie wiedzieæ, ¿e chocia¿ jedna osoba martwi siê moim losem do tego stopnia, ¿eby to powiedzieæ. Ju¿ dawno twierdzi³em, ¿e jest pan najbardziej ludzki sporód wszystkich ludzi. Prawdê mówi¹c, zaledwie przed tygodniem mówi³em... Improwizowane przemówienie Threepia trwa³o ca³y czas, kiedy Han wspina³ siê po krêconych schodach na wy¿szy poziom. W koñcu stan¹³ na progu g³ównej sypialni i zobaczy³ ¿onê, rozk³adaj¹c¹ na ³ó¿ku swoje ubrania. By³a boso, ubrana w szlafrok z po³yskuj¹cego jedwabiu. Upiê³a w³osy, ale kilka kosmyków ociera³o siê o policzki. Wygl¹da na to, ¿e ilekroæ spóniam siê do domu, przygotowujesz siê do kolejnej wyprawy powiedzia³ Han. Mo¿e w ogóle nie powinna siê rozpakowywaæ? Leia znieruchomia³a, kiedy go ujrza³a. Martwi³am siê o ciebie odrzek³a. Ca³y ranek stara³am siê z tob¹ porozumieæ. Han potar³ nos. Wêdrowa³em Szlakiem Wspomnieñ odpar³. A zreszt¹ i tak mia³em wy³¹czony komunikator. Wskaza³ otwarty neseser. Threepio powiedzia³ mi, ¿e oboje dok¹d siê wybieracie. Leia usiad³a na krawêdzi ogromnego ³o¿a, okrêci³a na palcu kosmyk w³osów i wsunê³a go za ucho. Nigdy by nie zgad³ oznajmi³a. Na Ord Mantell. Problemy z uchodcami zaczynaj¹ przerastaæ nasze mo¿liwoci, Hanie. K³opoty z wy¿ywieniem, choroby, poszukiwania zaginionych cz³onków rodzin... jakby tego nie doæ, podejrzenia co do rzeczywistych motywów, jakimi kieruje siê Nowa Republika. Prezydium senatu poprosi³o mnie, ¿ebym spotka³a siê z przywódcami kilku wiatów rodkowych Rubie¿y w celu przedyskutowania mo¿liwych rozwi¹zañ tych problemów. Podejrzenia? zdziwi³ siê Han. Jakie podejrzenia? Bardzo wielu ludzi uwa¿a, ¿e kiedy w koñcu rozprawimy siê z Yuuzhanami, Nowa Republika zechce si³¹ przy³¹czyæ setki wiatów, a mo¿e nawet systemów. Je¿eli sytuacja bêdzie nadal rozwija³a siê w taki sposób, nie ma mowy odpar³ Solo. 102
Wiem rzek³a zaniepokojona Leia. Han znowu popatrzy³ na jej neseser. Czy odgrywanie roli siostry mi³osierdzia nigdy ci siê nie znudzi? zapyta³. Mi³osierdzia zaczyna siê cz³owiek uczyæ we w³asnym domu wtr¹ci³ siê 3-CPO. Od razu siê zreflektowa³. Nie, chwileczkê. Chyba to powiedzenie powinno brzmieæ: Altruizmu zaczyna siê cz³owiek uczyæ we w³asnym domu. Musia³y mi przeszkodziæ jakie zak³ócenia. Podniecenie, zwi¹zane z pakowaniem siê i przygotowaniami do kolejnej miêdzygwiezdnej wyprawy... Threepio! odezwa³ siê Han, celuj¹c w niego wskazuj¹cym palcem. Poniewa¿ jêzyk gestów i ruchów cia³ istot ludzkich by³ jednym sporód milionów, które zna³, protokolarny android natychmiast umilk³. Leia przenios³a spojrzenie z Threepia na mê¿a. ¯yjê po to, ¿eby odgrywaæ rolê siostry mi³osierdzia oznajmi³a. Staram siê pomagaæ jak umiem. Han nonszalancko pokiwa³ g³ow¹. Prawdê mówi¹c, nie mog³o u³o¿yæ nam siê lepiej, poniewa¿ i mnie pewien czas nie bêdzie w domu. Leia zajrza³a w jego oczy. Dok¹d lecisz? zapyta³a. Jeszcze nie wiem. Leia unios³a brwi. Nie wiesz? To fakt odpar³ Solo, patrz¹c na dó³, gdzie pozostawi³ przyjaciela. Roa przygl¹da³ siê kryszta³owemu pos¹¿kowi, który ¿ona Hana znalaz³a na planecie Vortex. Leia spojrza³a na ni¿szy poziom. Kto to? zapyta³a. Dobry przyjaciel z dawnych czasów. Jako siê nazywa? Roa. To ju¿ co odpar³a Leia, umiechaj¹c siê z przymusem. Nie mam pojêcia, dok¹d siê wybierasz, ale przynajmniej wiem, z kim... na wypadek, gdybym musia³a siê z tob¹ skontaktowaæ. Przerwa³a na chwilê. Bierzecie Soko³a? Han pokrêci³ g³ow¹. Je¿eli chcesz, mo¿esz nim lecieæ, dok¹d ci siê podoba. 103
Leia wbi³a spojrzenie w jego oczy. Hanie, o co w tym wszystkim chodzi? spyta³a, coraz bardziej zaniepokojona. Ja i Roa lecimy, ¿eby siê zobaczyæ ze wspólnym znajomym. Tak bardzo siê spieszycie, ¿e nie mo¿ecie zaczekaæ? Han odwzajemni³ jej spojrzenie. Teraz albo nigdy, Leio powiedzia³. To przecie¿ takie proste. Wyj¹³ ze schowka podró¿n¹ torbê i zacz¹³ upychaæ w niej ubrania. Leia umilk³a. D³u¿szy czas tylko mu siê przygl¹da³a. Czy przynajmniej nie móg³by zaczekaæ, a¿ Anakin wróci do domu? zapyta³a w koñcu. Unikasz go ca³y tydzieñ. Han nie odwróci³ siê ani nie spojrza³ na ¿onê. Po¿egnaj go ode mnie, dobrze? Leia obesz³a go i stanê³a tak, ¿e musia³ unieæ g³owê. Macie sobie do powiedzenia co wiêcej ni¿ tylko s³owa po¿egnania zaczê³a. Ch³opiec jest zdezorientowany i zagubiony, Hanie. Mówisz mu, ¿e nie powinien winiæ siebie za to, co wydarzy³o siê na Sernpidalu, ale twój gniew i milczenie sugeruj¹ mu co wrêcz przeciwnego. Musisz mu pomóc siê pozbieraæ. Han zapatrzy³ siê na Leiê. Anakin mnie nie potrzebuje stwierdzi³ po chwili. Ma Moc. Zmru¿y³ oczy. Wiesz, co powiedzia³ mi Luke? Zauwa¿y³, ¿e poniewa¿ moje dzieci s¹ rycerzami Jedi, ju¿ nied³ugo nie bêdê móg³ dotrzymaæ im kroku. No có¿, w³anie to mi siê przydarzy³o. Przeroli mnie. Ju¿ mnie nie potrzebuj¹. Luke wcale nie mia³ tego na myli. Leia podesz³a jeszcze bli¿ej mê¿a. Hanie, wys³uchaj mnie. Anakin zamierza pomciæ mieræ Chewiego z dwóch powodów. Po pierwsze, pragnie siê zrehabilitowaæ. Po drugie, chce, ¿eby mu przebaczy³. Teraz bardziej ni¿ kiedykolwiek potrzebuje twojego zrozumienia i poparcia. Potrzebuje twojej mi³oci, Hanie. A tego nie zapewni mu Moc, choæby bardzo siê stara³. Han wypuci³ powietrze. Je¿eli usi³ujesz wzbudziæ we mnie poczucie winy, to wietnie ci siê udaje powiedzia³. Nie staram siê o to rzek³a Leia. Chcê tylko... Urwa³a i z rezygnacj¹ wzruszy³a ramionami. Niewa¿ne, Hanie. Wiesz, co ci powiem? Mo¿e i dobrze, ¿e jaki czas nie bêdzie ciê w domu. Nie komentuj¹c jej s³ów, Han odwróci³ siê i zacz¹³ szperaæ w jednej z szuflad. Chwilê póniej znalaz³ swój stary, co najmniej 104
trzydziestoletni pistolet typu BlasTech DL-44. Przetar³ kciukiem przedni¹ soczewkê celowniczej lunety, po czym wsun¹³ broñ do kabury specjalnie wyciêtej w taki sposób, ¿eby ods³oniæ bezpiecznik spustu. Leia przygl¹da³a siê, jak Han chowa broñ do podró¿nej torby. Obiecaj mi, ¿e to tylko na wypadek, gdyby musia³ stan¹æ do zawodów w szybkoci wyci¹gania broni powiedzia³a, coraz bardziej przera¿ona. W d³oni jasnoskórego mê¿czyzny w byle jakich spodniach ko³ysa³a siê czarna skórzana teczka. Na pierwszy rzut oka wygl¹da³a jak najzwyklejsza walizeczka. Z pewnoci¹ nie zwróci³aby uwagi ¿adnego sporód wielu krêc¹cych siê po kosmoporcie Bagsho z³odziejaszków, którzy mieli brzydki zwyczaj wyrywaæ torby podró¿nym i uciekaæ jak najdalej. Co prawda, gdyby ten czy ów zauwa¿y³ mocno zaciniête palce mê¿czyzny, doszed³by do wniosku, ¿e zawartoæ mo¿e byæ cenniejsza ni¿ mu siê wydaje. Wystarczy³o jednak przyjrzeæ siê w³acicielowi, aby najbardziej zuchwali rabusie dali sobie spokój. Mê¿czyzna wygl¹da³ na bardzo pewnego siebie, a luna marynarka nie potrafi³a ukryæ szerokoci jego pleców. Co najwa¿niejsze jednak, nieznajomy stara³ siê mo¿e odrobinê zbyt usilnie nie zwracaæ na siebie niczyjej uwagi. Przeszed³ przez posterunek imigracyjny bez ¿adnych k³opotów, po czym skierowa³ siê zazwyczaj u¿ywanym przez goci szlakiem, wiod¹cym na przystanek rodka transportu publicznego. Wybra³ ten, którym móg³ dotrzeæ do orodka medycznego. Od czasu, kiedy orodkiem kierowa³ Ism Oolos, na planecie Nim Drovis zasz³y du¿e zmiany. Nowa Republika postanowi³a zrekompensowaæ mieszkañcom wszystkie straty i cierpienia sprzed dwunastu lat, kiedy w³adaj¹cy poblisk¹ Nam Chorios Seti Ashgad uwolni³ zarazki Posiewu mierci. Sfinansowano budowê i wyposa¿enie placówki meteorologicznej, aby pracuj¹cy w nich naukowcy ujarzmili padaj¹ce codziennie ulewne deszcze. Rycerze Jedi wynegocjowali zawieszenie broni w konflikcie, jaki od dawna istnia³ miêdzy plemionami Drovian i Gopsoów. Powstrzymano tempo rozrostu pleni i grzybów, które dotychczas pleni³y siê gdzie mog³y, i nawet kana³y Starego Miasta nie cuchnê³y ju¿ tak jak kiedy. Hodowanie limaków na masow¹ skalê sta³o siê bardzo pop³atnym przedsiêwziêciem. Kiedy mê¿czyzna z czarn¹ teczk¹ dotar³ do odnowionego orodka medycznego, ze starannie ukrywan¹ radoci¹ zwróci³ uwagê na 105
t³umy uzbrojonych droviañskich stra¿ników. Patroluj¹c okolicê, trzymali w mackach albo szczypcach blasterowe karabiny. Mê¿czyzna podda³ siê rutynowemu przewietleniu i skanowaniu, po czym skierowa³ siê do przestronnej sali audiencyjnej, gdzie krz¹tali siê i Drovianie, i ludzie. Ci ostatni mogli byæ potomkami pierwszych kolonistów, którzy przylecieli na Nim Drovis z Alderaana. Tajemniczy mê¿czyzna podszed³ do m³odej Drovianki, najwyraniej pe³ni¹cej obowi¹zki recepcjonistki. Istota siedzia³a za biurkiem, ustawionym naprzeciwko wejcia do sali. Jestem umówiony z doktorem Saychelem powiedzia³. Jak siê pan nazywa? zapyta³a Drovianka, nie przestaj¹c obracaæ w ustach prymki zwilu. Cof Yody. Recepcjonistka zaproponowa³a gestem, by mê¿czyzna usiad³. Kilka chwil póniej zaprosi³a go równie¿ gestem ¿eby podszed³ do biurka. W³¹czy³a interkom, z którego rozleg³ siê mêski g³os. Mówi doktor Saychel. Pyta³ pan o mnie? Tak. Wydaje mi siê, ¿e kiedy przebywa³em na Ampliquenie, zarazi³em siê w³onic¹. Dlaczego nie zwróci³ siê pan do tamtejszych lekarzy, ¿eby zajêli siê stanem pañskiego zdrowia? Pracownicy administracyjni tamtejszego orodka medycznego nie chcieli uznaæ wa¿noci mojego ubezpieczenia. Saychel chwilê nic nie mówi³. Proszê wejæ przez drzwi po lewej stronie biurka pani recepcjonistki i kierowaæ siê strza³kami do laboratorium. Pod¹¿aj¹c wyznaczon¹ tras¹, mê¿czyzna min¹³ kilka izolatek i prymitywnych sal operacyjnych. Przeszed³ przez dwa albo trzy drewniane pawilony, a kiedy znalaz³ siê w murowanym budynku, zag³êbi³ siê w labirynt kiepsko owietlonych korytarzy. W koñcu stan¹³ przed drzwiami odosobnionego oddzia³u, gdzie dwanacie lat wczeniej poddawano kwarantannie ofiary Posiewu mierci. Saychel, kierownik orodka medycznego Nim Drovis, mia³ na sobie czêciowo uszczelniony antykontaminacyjny kombinezon, a na twarzy makrosoczewkowe gogle. Witam pana w Bagsho, majorze Showolter odezwa³ siê wylewnie. Nie s¹dzi³em, ¿e pofatyguje siê do nas kto zajmuj¹cy tak wysokie stanowisko. Prawdê mówi¹c, rzucalimy monet¹ i wypad³o na mnie odpar³ Showolter. Domylam siê, ¿e ta sprawa bardzo was interesuje. 106
Showolter i Saychel znali siê jeszcze z czasów, kiedy obaj przebywali na Coruscant. Pracowali w bezpiecznym pomieszczeniu, ukrytym w dzielnicy rz¹dowej g³êboko pod powierzchni¹ gruntu. Od czasu do czasu stykali siê z tak s³awnymi osobami jak Luke Skywalker, Han Solo czy Lando Calrissian. Od tamtych czasów gêste blond w³osy Saychela posiwia³y i wygl¹da³y teraz jak srebrzysto¿ó³ta grzywa. Policzki mê¿czyzny przecina³a czerwona siatka popêkanych naczyñ krwiononych. Jestem pewien, ¿e to ty odezwa³ siê Saychel. Przepisy nakazuj¹ mi jednak jeszcze raz ciê sprawdziæ. Showolter kiwn¹³ g³ow¹ i roz³o¿y³ rêce na boki. W³anie za to ci p³acimy, profesorze powiedzia³. Kierownik orodka medycznego wyj¹³ z kieszeni kombinezonu niewielki skaner. Urz¹dzenie bardzo szybko odnalaz³o implantowany identyfikator, który Showolter mia³ wszyty miêdzy miênie prawego ramienia. Sekundê czy dwie póniej potwierdzi³o jego to¿samoæ. A zatem, gdzie przetrzymujecie nasze dwie uciekinierki? zapyta³ oficer Wywiadu Nowej Republiki. Saychel poprowadzi³ go do drzwi, których pokonanie wymaga³o sprawdzenia wzorów odcisków palców i siatkówek oczu. Gdy obaj mê¿czyni znaleli siê w laboratorium, podeszli do transpastalowego okna, usytuowanego w przeciwleg³ej cianie i przepuszczaj¹cego wiat³o tylko w jedn¹ stronê. W niewielkim pokoju za oknem, ubrane w szpitalne szlafroki, siedzia³y na osobnych pryczach obie rzekome zdrajczynie. Pó³g³osem rozmawia³y w jêzyku, który Showolter uzna³ za ich ojczysty. W pomieszczeniu znajdowa³ siê tak¿e stó³, dwa krzes³a i przenona ³azienka. Spojrzawszy na Yuuzhankê, zdziwiony Showolter otworzy³ szerzej oczy. Nie s¹dzi³em, ¿e samice naszych wrogów mog¹ byæ tak urodziwe powiedzia³. To prawda zgodzi³ siê z nim Saychel, spogl¹daj¹c przez transpastalowe okno. Jest bardzo powabnym okazem. A ta druga? zainteresowa³ siê Showolter. Kim jest? Ulubionym zwierz¹tkiem czy partnerem? Wydaje siê, ¿e i jednym, i drugim odpar³ Saychel. Tak czy owak, nigdy siê nie rozstaj¹. A jeli to ulubienica, sprawia wra¿enie równie inteligentnej jak jej w³acicielka. Ulubienica? zapyta³ zdumiony oficer Wywiadu. To tak¿e samica? 107
Z ca³¹ pewnoci¹ odrzek³ lekarz. Zapewne pochodzi z rasy zamieszkuj¹cej galaktykê Yuuzhan, a mo¿e zosta³a wyhodowana sztucznie w jakiej kadzi... za pomoc¹ in¿ynierii genetycznej. Mielicie jakie k³opoty z przetransportowaniem ich do tego pomieszczenia? Saychel pokrêci³ g³ow¹. Cz³onkowie za³ogi Prawdomównego sprowadzili je tu w energetycznej klatce i proszê nie pytaæ mnie, sk¹d j¹ wziêli. Kiedy przeprowadzono wstêpne badania i testy, przenielimy je do tego pomieszczenia. Zapozna³em siê z raportami oznajmi³ Showolter. By³y jakie niespodzianki? Niewarte wzmianki. Co stwierdzilicie, badaj¹c ich kapsu³ê ratunkow¹? Podobna do yuzhañskich myliwców, ale pozbawiona systemów uzbrojenia. Zbudowana z czarnej odmiany korala yorik i napêdzana przez dovin basala. Niestety, nie ¿y³ ju¿, kiedy pochwycilimy kapsu³ê. Saychel wskaza³ s¹siedni stó³ laboratoryjny, gdzie sta³ du¿y pojemnik wype³niony p³ynem konserwuj¹cym. P³ywa³ w nim mniej wiêcej metrowej rednicy przedmiot w kszta³cie serca z wieloma niebieskawymi wypustkami. Ciekawszy ni¿ twoje standardowe silniki repulsorowe stwierdzi³ Showolter. O wiele mrukn¹³ bez cienia umiechu Saychel. Oficer Wywiadu Nowej Republiki spojrza³ na drugi, mniejszy pojemnik, w którym p³ywa³ przedmiot w kszta³cie rozchylonego str¹ka. Mia³ rozmiary ludzkiej g³owy, a na zgrubia³ej krawêdzi widnia³y niewielkie narole czy guzy. Co to jest? zapyta³. Saychel podszed³ do pojemnika. S¹dz¹c z opisu, jaki nam dostarczono, to villip oznajmi³. Organiczny komunikator. ¯yje? Chyba tak. Czy co... powiedzia³? Nie odpar³ zaskoczony lekarz. Prawdê mówi¹c, nikomu nie wpad³o do g³owy, ¿eby zadaæ mu pytanie. Showolter zmarszczy³ brwi. Machinalnie pog³adzi³ miênie prawego ramienia. Póniej odwróci³ siê i spojrza³ na rzekome zdrajczynie. 108
Dalicie im co do jedzenia? zapyta³. Standardowe racje ¿ywnociowe odpar³ Saychel. Ta mniejsza, upierzona, z wielkim apetytem zjad³a wszystko, co dosta³a. Mo¿e to w³anie klucz do wygrania tej wojny zasugerowa³ Showolter. Jedzenie. Saychel skrzywi³ siê, jakby po³kn¹³ co kwanego. S³ysza³em ju¿ bardziej zwariowane propozycje. Rozmawialicie z nimi? zainteresowa³ siê major. Czy to w ogóle mo¿liwe? Samica rasy Yuuzhan Vong... przy okazji, nazywa siê Elan... zna basic i to nawet ca³kiem dobrze. Twierdzi, ¿e nauczy³a siê go w trakcie szkolenia. Kim jest? Saychel wyszczerzy³ zêby w szerokim umiechu. Naprawdê jeste gotów us³yszeæ odpowied? zapyta³. Kap³ank¹. Showolter zmarszczy³ krzaczaste brwi. ¯artujesz! powiedzia³, zerkaj¹c na Elan. Ciekaw jestem, czy ka¿¹ im ¿yæ w celibacie. Nie przysz³o mi na myl o to spytaæ odpar³ powa¿nie Saychel. Chyba rzeczywicie zale¿y jej na otrzymaniu azylu politycznego. Kiedy o to prosi³a, dla zabawy dokona³em analizy parametrów jej g³osu. Wszystko przemawia za tym, ¿e mówi³a szczerze. Czy prosi³a jeszcze o co? Pragnie spotkaæ siê z rycerzami Jedi. Twierdzi, ¿e ma dla nich informacje na temat roznoszonej za porednictwem zarodników zarazy, któr¹ zaczêli szerzyæ Yuuzhanie, zanim dokonali napaci na nasze wiaty. Showolter podrapa³ siê po g³owie. Ulubione zwierz¹tko przepada za naszym jedzeniem, yuuzhañska kap³anka zna basic i wie o istnieniu rycerzy Jedi, obie pragn¹ uzyskaæ azyl polityczny... Za chwilê pewnie siê dowiemy, ¿e za³o¿y³y siê, która dru¿yna zdobêdzie w tym roku mistrzostwo pierwszej ligi. Dramatycznie westchn¹³. Dyrektor Scaur chcia³by, ¿eby przetransportowano je na Wayland. Rzecz jasna, jak najdyskretniej i z zachowaniem wszystkich niezbêdnych rodków ostro¿noci. Maj¹ byæ tam poddane wstêpnemu przes³uchaniu. Powiadomiono ju¿ naszych agentów Noghrich, którzy pe³ni¹ tam s³u¿bê. Osobicie siê tym zajmiesz? zapyta³ Saychel. Jego rozmówca kiwn¹³ g³ow¹. 109
Wiesz chyba, ¿e to podstêp? zapyta³ Saychel. Mam na myli te dwie istoty. Oczywicie odpar³ oficer Wywiadu. Jednak to mo¿e byæ jedyna szansa przes³uchania kogokolwiek z rasy Yuuzhan Vong. Nie mo¿emy jej przegapiæ. Nawet gdybymy musieli zgodziæ siê na ich probê i zorganizowaæ spotkanie z rycerzami Jedi. Witaj na pok³adzie odezwa³ siê Roa do Hana, kiedy dotarli na szczyt wy³o¿onej miêkkim dywanem pasa¿erskiej rampy gwiezdnego statku typu SoroSuub 3000. Han tylko raz zajrza³ do rodka i cicho gwizdn¹³. Nawet tamowo produkowane egzemplarze tego smuk³ego, przypominaj¹cego grot strza³y modelu by³y wyposa¿one jak luksusowe jachty, ale Radosny Sztylet przewy¿sza³ je pod ka¿dym wzglêdem. Dos³ownie wszystko, co nie by³o kosztownym drewnem pocz¹wszy od posadzki korytarzy, a skoñczywszy na przepierzeniach i przegrodach wygl¹da³o zupe³nie jak prawdziwe. W ka¿dej niszy i wnêce umieszczono drogocenny przedmiot, dzie³o sztuki albo przynajmniej kosztowny hologram. Ustawion¹ w przeciwleg³ym k¹cie ³agodz¹c¹ skutki nag³ych przyspieszeñ kanapê pokrywa³a skóra crosha i migotliwy jedwab. Czy to fijisi? zapyta³ Han takim tonem, jakby nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom. Przykucn¹³ i przesun¹³ palcami po fragmencie parkietu. Prawdê mówi¹c, to uwa odrzek³ Roa. Zabra³em z pok³adu wraku alderaañskiego spacerowego statku. Piraci zrabowali wszystko inne, co mia³o jak¹ wartoæ. Han wszed³ na pok³ad i rozejrza³ siê po wnêtrzu. Zwraca³ uwagê na ka¿dy szczegó³ i od czasu do czasu krêci³ g³ow¹. Czy wiesz, kto lata³ kiedy podobnym jachtem? zapyta³ w pewnej chwili. Lando Calrissian. Ale i tak jego licznotka nie mo¿e siê równaæ z twoim Sztyletem. Je¿eli Lando nie zmieni³ siê od czasów, kiedy go zna³em, zapewne wiêcej wydaje na systemy ledzenia i uzbrojenie ni¿ ja na wyposa¿enie ca³ego jachtu. Mo¿e, mo¿e... Han wyszczerzy³ zêby w umiechu i spojrza³ na Roê. By³ mu wdziêczny za to, ¿e przyjaciel uwolni³ go od koniecznoci wys³uchiwania narzekañ i wymówek, które musia³ znosiæ w domu. 110
A zatem stary piracie, czym teraz siê zajmujesz? zapyta³. Wynajmujesz kabiny cz³onkom objazdowych orkiestr jizzowych? Roa parskn¹³ miechem. Nie ukrywam, ¿e zatrudni³em w organizacjach podatkowych i celnych Bonadana kilku funkcjonariuszy, dziêki którym sta³em siê bogaty powiedzia³. Teraz jednak pozosta³ mi tylko ten statek. Klepn¹³ Hana po plecach i obaj przeszli do g³ównej dziobowej sterowni. Kiedy siê tam znaleli, na ich spotkanie ruszy³ stoj¹cy dot¹d w niszy srebrzysty protokolarny android. Jego wypolerowana pow³oka lni³a niczym lustro. Bardzo przepraszam, panie Roa, ale do statku zbli¿a siê jaki intruz oznajmi³ beznamiêtnym tonem. Hanie, to jest Void odezwa³ siê Roa. Znalaz³em go na Rhommamoolu. Wyrwa³em go z ³ap tamtejszych fanatyków, niszcz¹cych wszystkie androidy. Biedak tak siê zdenerwowa³, ¿e musia³em skasowaæ zawartoæ jego pamiêci. Naby³em go za pó³darmo, ale wyda³em piêæset coruscañskich kredytów, ¿eby doprowadziæ go do obecnego stanu. Roa zwróci³ siê do Voida. Poleci³ mu pokazaæ intruza, na którego skierowa³y siê obiektywy zainstalowanych na l¹dowisku skanerów systemu bezpieczeñstwa. Na ekranie monitora konsolety pojawi³ siê obraz szczup³ego kilkunastolatka o br¹zowych w³osach i b³êkitnych oczach. Ch³opiec by³ ubrany w jasn¹ tunikê z szorstkiego materia³u, wypuszczon¹ na br¹zowe, obcis³e cienkie spodnie. Znasz go? zapyta³ Roa, zwracaj¹c siê do Hana. Solo zmru¿y³ oczy. To mój syn oznajmi³ ponuro. Kiedy Han stan¹³ we w³azie jachtu, Anakin dociera³ do stóp rampy. Skanery l¹dowiska wykry³y, ¿e ch³opiec jest zaniepokojony. Kiedy zobaczy³ ojca, niepokój ust¹pi³ miejsca niepewnoci. Han zbieg³ po rampie i uj¹³ siê pod boki, kieruj¹c kciuki w stronê syna. Jakim cudem uda³o ci siê mnie tu odnaleæ? zapyta³ gniewnym tonem. Anakin cofn¹³ siê o krok. Mama powiedzia³a, ¿e wyprawiasz siê z kim o imieniu Roa i ¿e nie lecisz Soko³em odpar³ cicho. Nie musia³em d³ugo szukaæ, ¿eby znaleæ w³aciwe l¹dowisko. 111
Rysy twarzy Hana stê¿a³y. Mam nadziejê, ¿e nie wys³a³a ciê, ¿eby zapyta³, dok¹d siê wybieram burkn¹³. Jak jej owiadczy³em, sam jeszcze tego nie wiem. Anakin zmarszczy³ czo³o. Nie wys³a³a mnie odrzek³. Sam przyszed³em. Ach, tak... powiedzia³ nieco zbity z tropu Han. W takim razie... Ja... mam co dla ciebie. Ch³opiec odpi¹³ niewielki skórzany futera³ od pasa, opinaj¹cego jego tunikê. Mo¿esz to uznaæ za prezent po¿egnalny. Han wy³uska³ z futera³u lekki cylinder, trochê krótszy ni¿ jego d³oñ i szeroki mniej wiêcej na cztery palce. Zosta³ sporz¹dzony z jakiego zapamiêtuj¹cego kszta³ty stopu, a na powierzchni mia³ wyryte równoleg³e karby. Poddajê siê oznajmi³ chwilê póniej Solo. Co to jest? Zestaw narzêdzi umo¿liwiaj¹cych prze¿ycie. Z niepewnym umiechem Anakin wyj¹³ cylinder z r¹k ojca. Przyciskaj¹c wtopione w powierzchniê guziki, pokazywa³ po kolei wszystkie urz¹dzenia. By³y wród nich miniaturowe no¿e, p³askie klucze i luma. Nie brakowa³o nawet makrospawarki ani niewielkiego transpiratora urz¹dzenia umo¿liwiaj¹cego oddychanie. Han milcza³. Po prostu nie mia³ pojêcia, co powiedzieæ. Pos³uchaj, ch³opcze... odezwa³ siê w koñcu. To bardzo po¿yteczny zestaw, ale w najbli¿szej przysz³oci nie wybieram siê na ¿aden biwak... Podarowa³ mi go Chewie oznajmi³ rzeczowo Anakin. Zrobi³ go specjalnie dla mnie. Han otworzy³ szeroko oczy. Nie ukrywa³ zaskoczenia. Je¿eli zrobi³ go specjalnie dla ciebie, to jeszcze jeden powód, dla którego nie mogê go przyj¹æ. Nie przejmuj¹c siê jego s³owami, Anakin wsun¹³ cylinder w d³oñ ojca. Chcê, ¿eby go wzi¹³, tato powiedzia³. Uniós³ g³owê i niemia³o zajrza³ w jego oczy. Han ju¿ otwiera³ usta, by zaprotestowaæ, ale widocznie sobie co przypomnia³, bo zrezygnowa³. Zestaw narzêdzi oznacza³ propozycjê zawieszenia broni. Gdyby go nie przyj¹³, jeszcze bardziej pog³êbi³by przepaæ, jaka dzieli³a ich od czasu wydarzeñ na Sernpidalu. 112
Najpierw kusza Chewiego i torba, a teraz zestaw jego narzêdzi mrukn¹³, umiechaj¹c siê z przymusem. Zazwyczaj nie dostajê tylu prezentów nawet na urodziny. Nie przestaj¹c siê umiechaæ, obróci³ w palcach karbowany cylinder. Kto wie, mo¿e pewnego dnia mi siê przyda. Mam nadziejê, ¿e tak mrukn¹³ Anakin. Han uniós³ brew i popatrzy³ na syna. Dlaczego to zabrzmia³o jak jedno z wielu enigmatycznych proroctw twojego wuja? Chcia³em tylko powiedzieæ, ¿e Chewie by³by zachwycony, gdyby dowiedzia³ siê, i¿ u¿ywasz czego, co sam zrobi³ odrzek³ Anakin. Ta-a, chyba rzeczywicie przyzna³ niechêtnie Han, odwracaj¹c g³owê. Dziêki, ch³opcze. Anakin chcia³ jeszcze co powiedzieæ, ale przeszkodzi³ mu Roa. By³y przemytnik stan¹³ na progu w³azu i zwracaj¹c siê do Hana, zawo³a³: Mamy zgodê na start! Han spojrza³ na syna. Pora ruszaæ w drogê powiedzia³. Jasne, tato zgodzi³ siê z nim Anakin. Uwa¿aj na siebie. Objêli siê i uciskali, ale obaj czuli siê doæ niezrêcznie i nieswojo. Han odwróci³ siê i zacz¹³ wchodziæ po rampie. W pó³ drogi jednak zmieni³ zdanie. Przystan¹³ i obejrza³ siê przez ramiê na syna. Nie martw siê o mnie powiedzia³. Nie stanie mi siê nic z³ego. Wszystko jako siê u³o¿y. Anakin odwzajemni³ jego spojrzenie. Zamruga³ szybko, jakby walczy³ ze ³zami. Wszystko, to znaczy co? zapyta³. Ta wojna, moje wyrzuty sumienia z powodu mierci Chewiego czy to, ¿e odlatujesz, nie mówi¹c nikomu, dok¹d ani dlaczego?
8
113
ROZDZIA£
Imponuj¹cy pod ka¿dym wzglêdem budowy cia³a, karnacji skóry i postawy komandor Tla przechadza³ siê tam i z powrotem u stóp topornie wyciosanej platformy dowodzenia, usytuowanej w centralnym punkcie statku kap³ana Harrara. Ze spiczastych wierzcho³ków szerokich pleców yuuzhañskiego dowódcy zwiesza³ siê d³ugi wojskowy p³aszcz. Zaszeleci³, kiedy Tla odwróci³ siê nagle, ¿eby spojrzeæ na Harrara i Noma Anora. Dopuszczenie do zniszczenia naszego okrêtu by³o niewybaczalnym marnotrawstwem! zagrzmia³. Powinnicie byli wymyliæ inny sposób przekazania Elan w ich rêce! Inne scenariusze mog³y okazaæ siê jeszcze kosztowniejsze na d³u¿sz¹ metê sprzeciwi³ siê Harrar. Cz³onkowie za³ogi tego okrêtu chêtnie zgodzili siê z³o¿yæ w ofierze w³asne ¿ycie. Wiedzieli, ¿e ich ofiara nie oka¿e siê daremna, a dziêki powiêceniu i mierci okryj¹ siê wiekuist¹ s³aw¹. Rozgniewany Tla zerkn¹³ na taktyka. Awansowany po akcji na Ithorze, gdzie poniós³ mieræ Shedao Shai, komandor mia³ wiecznie nachmurzon¹ minê. Zachowywa³ siê, jakby wyrz¹dzono mu krzywdê albo zniewagê. Z ca³ym szacunkiem, eminencjo odezwa³ siê Raff. To nie jest gra, w której zwyciê¿a ten, kto oka¿e siê sprytniejszy. Toczymy wiêt¹ wojnê. Ach, ale przecie¿ ka¿da wojna jest tak¹ czy inn¹ gr¹ odpar³ Harrar. Musielimy do³o¿yæ starañ, ¿eby ucieczka Elan wygl¹da³a jak najbardziej wiarygodnie. Tla prychn¹³ pogardliwie. 114
Dopiero niedawno przylecia³e do nas, kap³anie. Jeszcze nie orientujesz siê w sytuacji. Nie doceniasz niewiernych. Ju¿ nied³ugo dowiedz¹ siê, ¿e to tylko przemylny fortel. Doprawdy? zapyta³ Harrar. Czy zdziwi siê pan, kiedy powiem, ¿e niewierni przetrzymuj¹ Elan w chronionym miejscu? Taktyk Raff obrzuci³ kap³ana podejrzliwym spojrzeniem. Na pana miejscu, eminencjo, nie przywi¹zywa³bym do tego zbytniej wagi powiedzia³. Elan jest pierwsz¹ istot¹ naszej rasy, któr¹ uda³o siê im pochwyciæ ¿yw¹. Nic dziwnego, ¿e tak siê o ni¹ troszcz¹. Oczywicie! przytakn¹³ gorliwie Harrar. Najwa¿niejsze jednak, ¿e wiem, gdzie przebywa i dok¹d ma byæ przetransportowana. Ju¿ nied³ugo. Nie zmieniaj¹c sceptycznego wyrazu twarzy, Tla przeniós³ spojrzenie na Noma Anora. Czy to zas³uga pañskich pacho³ków, panie egzekutorze? Nom Anor umiechn¹³ siê, ale pokrêci³ g³ow¹. Niestety, nie, panie komandorze odrzek³ przepraszaj¹co. A zatem sk¹d to wiesz? zagrzmia³ Tla, zwracaj¹c siê do kap³ana. Harrar skin¹³ na jednego z akolitów. M³odzieniec podszed³ kilka kroków i wyci¹gn¹³ rêce. Trzyma³ w nich delikatnie jak nowo narodzone dziecko jasnobr¹zowego, lekko sp³aszczonego villipa. Zachowuj¹c ostro¿noæ, kap³an odebra³ mu stworzenie i u³o¿y³ w zag³êbieniu lewej rêki. Istoty, które pochwyci³y nasz¹ przynêtê, pope³ni³y b³¹d zacz¹³. Elan omami³a ich do tego stopnia, ¿e pozwolili jej zatrzymaæ bliniaka naszego maleñstwa. Tamten za pos³usznie informuje nas o tym, co siê dzieje. Harrar wyci¹gn¹³ wszystkie trzy palce prawej d³oni i pieszczotliwie pog³adzi³ skraj villipa. Obud siê, malutki, i powtórz, co powiedzia³e mi poprzednio. Komandor Tla i taktyk nie potrafili ukryæ zaciekawienia. Podeszli do Harrara. Zmarszczona tkanka porodku pokrytej guzami krawêdzi rozci¹gnê³a siê i wyg³adzi³a. Chwilê póniej stworzenie zaczê³o wywracaæ siê na drug¹ stronê. Kiedy skoñczy³o, postara³o siê jak najwierniej odtworzyæ rysy twarzy urodziwej kap³anki-zwodzicielki. Way-land oznajmi³o. Way... llland.
115
Spowolniony przez silniczki hamuj¹ce, cywilny prom Nieustanny lecia³ nad skalistymi p³askowy¿ami pó³nocnowschodniej czêci najwiêkszego kontynentu Waylandu. Po³udniowe stoki pozbawionej wierzcho³ka góry Tantiss porasta³y teraz iglaste gêste lasy. Na wschód od góry, jak okiem siêgn¹æ, ci¹gnê³y siê jednak ogo³ocone z rolinnoci tereny, spustoszone w wyniku trzêsieñ gruntu, jakie przed ponad piêtnastu laty zniszczy³y tajny magazyn Imperatora Palpatinea. Jednym z trojga pasa¿erów promu by³a Belindi Kalenda, zastêpczyni dyrektora WNR do spraw operacyjnych. W pewnej chwili kobieta zbi¿y³a twarz do szyby iluminatora. Zapewne nie chcia³a, ¿eby jej spojrzeniu umkn¹³ jakikolwiek szczegó³ krajobrazu. W miarê jak prom obni¿a³ lot i kierowa³ siê do celu, stopniowo przed dziobem statku ukazywa³o siê le¿¹ce u stóp góry miasto. Jestem zaskoczona odezwa³a siê Kalenda, na chwilê odwracaj¹c g³owê do towarzyszki podró¿y. Wyobra¿a³am sobie, ¿e Nowe Nystao to niewielka wioska, a to ca³kiem spora osada. Szczup³a i niadolica funkcjonariuszka Wywiadu Nowej Republiki mia³a odrobinê zbyt szeroko rozstawione oczy i g³os o niskim gard³owym brzmieniu. Pracowa³a w WNR zaledwie od dwunastu lat, ale chocia¿ by³a jeszcze dosyæ m³oda, bardzo szybko awansowa³a. Zawdziêcza³a to g³ównie sukcesowi, jaki odnios³a jakie siedem lat wczeniej, kiedy wyprawi³a siê do koreliañskiego systemu planetarnego, gdzie odkry³a i udaremni³a grony spisek. Siedz¹ca obok pani ksenobiolog Joi Eicroth pochyli³a siê i spojrza³a przez iluminator. Kiedy to rzeczywicie by³a ma³a wioska rzek³a. Teraz jednak w Nowym Nystao i w najbli¿szym s¹siedztwie mieszka prawie dziesiêæ tysiêcy ró¿nych istot. Mynyershowie, Psadanie i ludzie... a oprócz nich piêciuset Noghrich, którzy za³o¿yli tê osadê. ¯yj¹ w zgodzie? Na razie tak. Kalenda siê rozemia³a zapewne do w³asnych myli. Noghri gardz¹ wszystkimi i wszystkim, co ma jakikolwiek zwi¹zek z Palpatinem powiedzia³a. Jako jednak nie maj¹ nic przeciwko mieszkaniu na planecie, zawdziêczaj¹cej mu nazwê. Nikt nigdy nie dowiód³, ¿e Wayland to kryptonim, nadany tej planecie przez Palpatinea odezwa³ siê doktor Yintal, siedz¹cy za plecami obu kobiet. Przypuszczam, ¿e nazwê wymylili ludzie, którzy osiedlili siê tu du¿o wczeniej, zanim Imperator postanowi³ ukryæ swój skarbiec g³êboko w trzewiach góry Tantiss. 116
Yintal by³ niskim i szczup³ym mê¿czyzn¹ o melancholijnym usposobieniu. Pracowa³ w Wywiadzie Floty na stanowisku analityka. Przy³¹czy³ siê do rozmowy tak niespodziewanie, ale za to z takim przekonaniem, ¿e rozbawione kobiety dyskretnie siê umiechnê³y i wymieni³y porozumiewawcze spojrzenia. A gdzie¿ indziej istoty rasy Noghri mog³yby obrzucaæ b³otem wszystko, co nale¿a³o do Palpatinea? zapyta³a Eicroth, odwracaj¹c g³owê w stronê mê¿czyzny. Mam racjê, panie doktorze? To z pewnoci¹ jeden z powodów, dla których s¹ zadowolone z obecnej sytuacji odrzek³ Yintal ze mierteln¹ powag¹. W koñcu prom zatoczy³ kr¹g i ³agodnie osiad³ na p³ycie l¹dowiska w samym centrum Nowego Nystao. Pasa¿erowie zabrali baga¿e i skierowali siê do luzy. Wayland powita³ ich jasnym blaskiem dnia i krystalicznie czystym powietrzem, przesyconym jakim s³odkim aromatem. Rozrastaj¹ce siê miasto przypomina³o przypadkow¹ zbieraninê wiklinowych sza³asów, drewnianych chat i murowanych albo kamiennych domów. Budowle odzwierciedla³y zapewne ró¿norodnoæ ras zamieszkuj¹cych je obywateli. Najbardziej jednak rzuca³o siê w oczy mnóstwo otaczaj¹cych miejscowe l¹dowisko barów, restauracji i hoteli. Kalenda ju¿ chcia³a zwróciæ na to uwagê Eicroth, kiedy pojawi³ siê major Showolter. Przylecia³, siedz¹c na burcie wys³u¿onego migacza l¹dowego typu SoroSuub Corvair. Z pomieszczenia dla pasa¿erów, sk¹d usuniêto sk³adane panele dostêpu, wyskoczy³a dwójka Noghrich. Showolter, który prowadzi³ pojazd, nosi³ przyciemnione gogle i kupione na miejscowym bazarze wzorzyste poncho. Kiedy wysiad³, zasalutowa³ Kalendzie, po czym wymieni³ z Eicroth i Yintalem uciski d³oni. Potem przedstawi³ gociom Mobvekhara i Khakraima z klanu Makhkhar. Obaj Noghri strzegli bezpiecznej kryjówki, gdzie znajdowa³a siê miejscowa placówka Wywiadu Nowej Republiki. Chocia¿ s³oñca nie przes³ania³a ani jedna chmurka, kar³owate szare istoty wygl¹da³y jak dzikie i okrutne gnomy. Kalenda unios³a brwi i nie ukrywaj¹c zdziwienia, spojrza³a na poobijany pojazd. Zerknê³a w g³¹b pomieszczenia dla pasa¿erów. Czy na pewno wszyscy siê tam pomiecimy? zapyta³a. Myla³em, ¿e mo¿e poszlibymy pieszo odezwa³ siê Showolter. Ton jego g³osu dowodzi³, ¿e mia³o to byæ pytanie. To tylko kilka kroków. Kalenda zrobi³a zapraszaj¹cy gest praw¹ rêk¹. Proszê przodem, panie majorze. 117
Istoty rasy Noghri oznajmi³y, ¿e zaopiekuj¹ siê baga¿ami. Showolter i wszyscy pozostali ruszyli w drogê. W¹skimi utwardzonymi chodnikami spieszy³y t³umy wysokich, chudych i wiotkich Mynyershów, zakutych w pancerze Psadan i gronych Noghrich. Tu i ówdzie widzia³o siê równie¿ grupki Bimmsów, Falleenów, Bothan i istot innych ras. Co ciekawe, wszyscy skupiali siê przed wejciami do hoteli albo siedzieli w ma³ych barach, popijaj¹c najró¿niejsze trunki. Zaintrygowana Kalenda postanowi³a zaspokoiæ ciekawoæ. Nieoczekiwany rezultat porozumienia z Debble oznajmi³ Showolter, gdy go o to zapyta³a. Podpisany dokument przewiduje, ¿e ka¿de dzie³o sztuki, dotychczas stanowi¹ce w³asnoæ Palpatinea, znalezione we wnêtrzu albo w okolicach góry Tantiss, mo¿e zostaæ zwrócone rasie istot, które je stworzy³y. Odk¹d porozumienie wesz³o w ¿ycie, na Wayland przylecia³o tysi¹ce w³acicieli, kustoszy muzeów i najzwyklejszych poszukiwaczy skarbów. Wszyscy szukaj¹ cennych artefaktów, licz¹c na to, ¿e mog³y ocaleæ z kataklizmu. Wiele takich przedmiotów ju¿ odnaleziono. Ca³y czas trwaj¹ jednak poszukiwania pozosta³ych. Nic dziwnego, ¿e Nowe Nystao ci¹gle siê rozrasta. Przybysze z innych planet musz¹ co jeæ i gdzie mieszkaæ. W ci¹gu tych kilkunastu lat wzniesiono wiele hoteli i restauracji, co przyczyni³o siê do dalszego rozwoju miasta. I znalezienia setek innych zabytków i dzie³ sztuki doda³ Yintal. Showolter kiwn¹³ g³ow¹. Poszukiwaczy skarbów jest tu chyba wiêcej ni¿ winowê¿y powiedzia³. Kiedy funkcjonariusze WNR dotarli do noghrijskiej dzielnicy miasta, prymitywne sza³asy Mynyershów i murowane fortece Psadan ust¹pi³y miejsca prozaicznym, ale funkcjonalnym i porz¹dnie zbudowanym domom z drewna i kamieni. Prawdê mówi¹c, kiedy rozpoczê³o siê oficjalne równanie z ziemi¹ góry Tantiss, przetransportowano z Honoghru ca³¹ wioskê. Krótkie, ale doæ strome podejcie pozwoli³o dotrzeæ do nie wyró¿niaj¹cego siê niczym szczególnym budynku, wzniesionego w charakterystycznym stylu istot rasy Noghri. Zbudowany u stóp stromej góry dom ocienia³y kwitn¹ce drzewa. Mobvekhar i Khakraim stanêli na stra¿y po obu stronach drzwi wejciowych, a Showolter i pozostali weszli do pozbawionego okien i sk¹po umeblowanego frontowego pokoju. Przez tylne drzwi mo¿na wejæ do jednego z wielu tuneli, dziêki którym podziemia góry Tantiss wygl¹daj¹ jak rzeszoto oznajmi³ 118
oficer WNR. Wykuto je w litej skale, tak wytrzyma³ej, ¿e miêdzy Waylandem a Borleias trudno znaleæ twardsz¹. Wskaza³ drzwi wiod¹ce do s¹siedniego pokoju. W³anie tam ukrylimy nasz¹ buntowniczkê. Tê drug¹, jej ulubione zwierz¹tko, trzymamy w piwnicy. Czy to wy j¹ tak nazwalicie, czy ona? zainteresowa³a siê Eicroth. Showolter odwróci³ siê w jej stronê. Prawdê mówi¹c, uciekinierka nazwa³a j¹ powierniczk¹. Czworo ludzi przesz³o do s¹siedniego pokoju, gdzie przebywa³a samica rasy Yuuzhan Vong. Obca istota zdjê³a z pryczy poduszkê i siedzia³a na niej, pogr¹¿ona w medytacjach. Zamiast egzotycznego stroju, który nosi³a, kiedy Kalenda widzia³a j¹ na dwuwymiarowej fotografii, Elan mia³a na sobie dresowe spodnie i bluzê z kapturem. Chocia¿ skórê kap³anki szpeci³ barbarzyñski tatua¿, Elan wygl¹da³a jeszcze dostojniej i powabniej ni¿ na zdjêciach albo hologramach. Widocznie us³ysza³a jaki szmer, bo otworzy³a skone oczy barwy intensywnego b³êkitu i spojrza³a na twarze wszystkich po kolei przybyszów. Elan, to s¹ niektórzy sporód moich wspó³pracowników odezwa³ siê bez ¿adnych wstêpów Showolter. Istota spiorunowa³a go spojrzeniem. Gdzie jest Vergere? zapyta³a. Piêtro ni¿ej odpar³ oficer WNR. Jad³a, kiedy ostatnio j¹ widzia³em. wiadomie nas rozdzielilicie! Tylko na pewien czas. Elan, kim jest dla ciebie Vergere? zapyta³a Eicroth, podchodz¹c do istoty i siadaj¹c na skraju pryczy. Jest moj¹ powierniczk¹. Znamy to s³owo, ale prawdopodobnie przypisujemy mu inne znaczenie odezwa³a siê Kalenda. Chcesz powiedzieæ, ¿e Vergere jest kim wiêcej ni¿ przyjació³k¹? Jest ni¹ tak¿e. A zatem jest twoj¹ doradczyni¹ i przyjació³k¹ podsumowa³a funkcjonariuszka Wywiadu. Nie jest przyjació³k¹ odpar³a gniewnie Elan. Jest powierniczk¹. Usiad³a wygodniej na poduszce. Przyszlicie poddaæ mnie dalszym badaniom? Kalenda zajê³a miejsce na pryczy obok Eicroth. Tylko kilka pytañ odrzek³a uspokajaj¹cym tonem. 119
Pytañ, na które nie mog³y odpowiedzieæ wasze po¿a³owania godne analizatory i skanery? Na twarzy Yuuzhanki pojawi³ siê z³oliwy umiech. Jak mo¿ecie uwa¿aæ, ¿e maszyny potrafi¹ komunikowaæ siê z ¿ywymi istotami? Kalenda umiechnê³a siê z przymusem. Przypuæmy, ¿e uwa¿amy to za sposób zawierania znajomoci powiedzia³a. My, istoty rasy Yuuzhan Vong, nie znamy takich sposobów owiadczy³a Elan. Wiemy, kim s¹ inni. Nosimy to, kim jestemy. Pog³adzi³a pokryte tatua¿em policzki. To, co widzicie, odpowiada temu, co jest w rodku. Jestecie g³upcami, je¿eli przypuszczacie, ¿e mogê byæ kim innym ni¿ osoba, o której wiadcz¹ moje policzki i cia³o. Dlaczego nie zgadzacie siê przyznaæ mi politycznego azylu? Czy istoty rasy Yuuzhan Vong zgodzi³yby siê przyj¹æ jak¹kolwiek istotê ludzk¹, nie zadaj¹c jej absolutnie ¿adnych pytañ? wtr¹ci³ siê Yintal. Elan obrzuci³a go gniewnym spojrzeniem. Je¿eli mamy jakie podejrzenia albo w¹tpliwoci, uciekamy siê do ³amania odrzek³a. Czym jest ³amanie? zapyta³ wyranie zaintrygowany analityk. Praktycznym sposobem poznawania prawdy. Eicroth czeka³a, a¿ Elan powie co wiêcej, ale obca istota umilk³a. Stwierdzi³a, ¿e nosicie to, kim jestecie odezwa³a siê po chwili pani ksenobiolog. Czy mia³a na myli znaki na powierzchni cia³a? Znaki? powtórzy³a Elan z nieukrywanym obrzydzeniem. Jestem kap³ank¹ Yun-Harli. Dotknê³a najpierw szerokiego czo³a, a potem pog³adzi³a rozszczepion¹ brodê. To jest czo³o Yun-Harli, a to jej broda. To nie s¹ ¿adne znaki. Nale¿ê do elity. Dlaczego istota nale¿¹ca do elity mia³aby wypieraæ siê swoich pobratymców? zapyta³ prosto z mostu Yintal. Elan zmru¿y³a oczy, tak ¿e wygl¹da³y jak w¹skie szparki. Zapewne chcia³a wywrzeæ wra¿enie, ¿e zastanawia siê nad odpowiedzi¹. Dosz³o miêdzy nami do ró¿nicy zdañ odezwa³a siê w koñcu. Nie wszyscy Yuuzhanie uwa¿aj¹, ¿e powinnimy byli przelecieæ przez miêdzygalaktyczn¹ pustkê, ¿eby dotrzeæ do waszej galaktyki. Równie liczna grupa twierdzi, ¿e prowadz¹c tê wojnê, nie postêpujemy zgodnie z wol¹ bogów. Poniewa¿ jestem kap³ank¹ 120
wtajemniczon¹ i dowiadczon¹, zapragnê³am, ¿ebycie zostali owieceni na inne sposoby. Czy to znaczy, ¿e nie jeste zwolenniczk¹ masowych mordów ani sk³adania rytualnych ofiar, które charakteryzowa³y wasze postêpowanie do tej pory? zdziwi³a siê Kalenda. Elan odwróci³a siê w jej stronê. Ofiary s¹ bardzo wa¿ne, je¿eli kto myli o przetrwaniu rzek³a. My, istoty rasy Yuuzhan Vong, sk³adamy w ofierze i siebie, i niewiernych. Bez wzglêdu na to, czy wasza galaktyka jest ziemi¹ wybran¹, czy te¿ nie, musi byæ oczyszczona, zanim bêdzie mog³a zostaæ zamieszkana. Przerwa³a na chwilê. Mimo to nie chcemy waszej mierci podjê³a po chwili. Zale¿y nam tylko, ¿ebycie poznali i przyjêli prawdê. Tê prawdê, któr¹ g³osz¹ wasi bogowie podpowiedzia³a Eicroth. Jedyni prawdziwi bogowie poprawi³a j¹ Elan. Yintal parskn¹³ pogardliwie. Nie jeste kap³ank¹ stwierdzi³. Jeste oszustk¹, agentk¹ i szpiegiem. Twój macierzysty okrêt uda³o siê nam zniszczyæ o wiele za ³atwo. W oczach Elan zap³onê³y gniewne b³yski. Vergere i ja ukry³ymy siê w kapsule na pocz¹tku bitwy rzek³a. Sk¹d mog³ymy wiedzieæ, ¿e zniszczycie nasz okrêt? Nasza ucieczka by³a tylko... przypadkiem, szczêliwym zbiegiem okolicznoci. Nawet je¿eli to prawda nie dawa³ za wygran¹ analityk Floty Nowej Republiki dlaczego wasi dowódcy wojskowi okazali siê tak lekkomylni? Dlaczego skierowali do walki z nami taki ma³y okrêt, skoro w pobli¿u znajdowa³ siê inny, o wiele wiêkszy? Elan odwzajemni³a mu siê szyderczym umiechem. Czy ja tak¿e, gdybym pragnê³a ciê oceniaæ, ma³y cz³owieczku, powinnam zwracaæ uwagê na twój wzrost? zapyta³a. Nasz wiêkszy okrêt by³ o wiele gorzej uzbrojony ni¿ mniejszy. W przeciwnym razie dlaczego mia³by odlatywaæ z pola bitwy po zniszczeniu jego ikry? Yintal przeniós³ spojrzenie na Kalendê i Eicroth. K³amie zawyrokowa³ beznamiêtnym tonem. Elan ciê¿ko westchnê³a. Jestecie bardzo podejrzliwymi istotami powiedzia³a. Przylecia³am do was, ¿eby wywiadczyæ wam przys³ugê. 121
W jaki sposób, Elan? zapyta³a Kalenda. Musicie pozwoliæ mi porozmawiaæ z Jedi. Przeka¿ê im informacje o chorobie. Yintal podszed³ do Yuuzhanki i nie zmieniaj¹c sceptycznego wyrazu twarzy, zmierzy³ j¹ pogardliwym spojrzeniem. Co taka kap³anka, jak ty, mo¿e wiedzieæ na temat zarazy? Elan pokrêci³a g³ow¹. To nie jest zaraza rzek³a. To reakcja organizmu na zarodniki coomb. Wasi Jedi bêd¹ wiedzieli, o co chodzi. Dlaczego nie mo¿esz powiedzieæ tego nam? zdziwi³a siê Kalenda. Dlaczego to takie wa¿ne, ¿e musisz spotykaæ siê z rycerzami Jedi? Elan skierowa³a na ni¹ pa³aj¹ce oczy. Przeka¿ im, co wam powiedzia³am odrzek³a. Oni to zrozumiej¹. Yintal wzruszy³ ramionami i skierowa³ siê ku drzwiom pokoju, ale w pó³ drogi nagle zawróci³. Musimy mieæ dowód, ¿e naprawdê przylecia³a tu jako dobrodziejka, a nie jako szpieg powiedzia³. Elan roz³o¿y³a bezradnie rêce. Widzicie mnie odpar³a. Jaki dowód mam wam przedstawiæ? Niski mê¿czyzna zacisn¹³ usta i podszed³ do Yuuzhanki. Przykucn¹³ przed ni¹ i oznajmi³: Informacje o charakterze wojskowym. Na twarzy obcej istoty odmalowa³o siê zdziwienie zmieszane z zak³opotaniem. Czy rzeczywicie tak wam na tym zale¿y? zapyta³a. Powiedz nam co, co moglibymy przedstawiæ naszym prze³o¿onym jako dowód twoich dobrych intencji zachêci³a j¹ Kalenda. Je¿eli twoje informacje siê potwierdz¹, mo¿e zgodzimy siê spe³niæ twoj¹ probê i zorganizujemy spotkanie z rycerzami Jedi. Elan umilk³a. Sprawia³a wra¿enie, ¿e zastanawia siê nad odpowiedzi¹. Mój zakon utrzymuje cis³e kontakty z wojownikami zaczê³a w koñcu. Kap³ani informuj¹ ich, kiedy wró¿by s¹ pomylne. Podpowiadamy im i prorokujemy w takich sprawach jak taktyka walki... A zatem powiedz nam, gdzie bêdzie mia³ miejsce nastêpny atak okrêtów waszej floty przerwa³ bezceremonialnie Yintal. Wymieñ nazwê planety. 122
Elan ju¿ otwiera³a usta, by odpowiedzieæ, ale w tej samej sekundzie z frontowego pokoju da³ siê s³yszeæ donony trzask i ³omot. Chwilê póniej rozleg³y siê st³umione okrzyki w basicu i w jêzyku Noghrich. Kalenda i Eicroth zerwa³y siê z pryczy. Drzwi bocznego pokoju z trzaskiem siê otworzy³y i do pomieszczenia wpad³ wysoki, potê¿nie zbudowany mê¿czyzna. Potkn¹³ siê na progu, ale bardzo szybko odzyska³ równowagê. Powiód³ spojrzeniem po pokoju, jakby chcia³ zorientowaæ siê w sytuacji. By³ ubrany w kombinezon gwiezdnego pilota. Z rozdaræ bluzy i ran ciêtych na twarzy s¹czy³y siê krople krwi. Mê¿czyzna utkwi³ spojrzenie w Elan; po chwili wetkn¹³ czubek wskazuj¹cego palca prawej d³oni w szczelinê z boku nosa i wyda³ przenikliwy, mro¿¹cy krew w ¿y³ach okrzyk. Wrzasn¹³, a raczej zawy³ w mowie istot rasy Yuuzhan Vong: Do-roik vong pratte! I nagle wydarzenia zaczê³y toczyæ siê tak szybko, jakby czas zatrzyma³ siê w miejscu. Skóra twarzy mê¿czyzny, jakby obdarzona w³asn¹ wiadomoci¹, zaczê³a odklejaæ siê i ³uszczyæ. Chwilê potem ukaza³a siê przera¿aj¹co zniekszta³cona maska, ca³a w faliste linie i spiralne zawijasy. Pomimo widruj¹cego w uszach wycia da³ siê s³yszeæ dobiegaj¹cy spod kombinezonu Yuuzhanina trzask dartego materia³u i odg³os pêkania. Po nogach wojownika sp³ynê³y dwie strugi galaretowatej mazi. Po³¹czy³y siê na pod³odze w jedn¹ ka³u¿ê i odpe³z³y na bok niczym plama ¿ywego smaru. Elan zerwa³a siê na równe nogi i uciek³a pod przeciwleg³¹ cianê. Opar³a siê o ni¹ plecami i zaczê³a syczeæ i warczeæ na intruza. Wyci¹gnê³a ku niemu rêce w obronnym gecie i zakrzywi³a d³ugie palce jak szpony. Skrytobójca! wycharcza³a przez zaciniête zêby. Ju¿ mnie tu odnaleli! Yintal ockn¹³ siê i skoczy³, ¿eby zabiec drogê Yuuzhaninowi. Istota uderzy³a go grzbietem d³oni w policzek tak mocno, ¿e z³ama³a mu krêgos³up niczym such¹ szczapê. Odrzucony si³¹ ciosu na bok analityk przelecia³ przez pokój i zderzy³ siê z Showolterem. Obaj runêli na pod³ogê. Skrytobójca ju¿ zamierza³ rzuciæ siê na Elan, ale od ty³u zaatakowali go Mobvekhar i Khakraim. Obaj Noghri mieli zakrwawione rêce i g³owy. Skoczyli na Yuuzhanina i popchnêli go w stronê przeciwleg³ej ciany tu¿ obok Elan, która w ostatniej chwili uskoczy³a i odbieg³a, aby ukryæ siê pod prycz¹. 123
Napastnik zderzy³ siê twarz¹ z kamienn¹ cian¹ z takim impetem, ¿e si³a uderzenia powinna by³a po³amaæ mu wszystkie koci. Przez chwilê mog³o siê wydawaæ, ¿e skrytobójca ulegnie sile miêni noghrijskich stra¿ników, jednak bardzo szybko odwróci³ siê i wyprostowa³. Machn¹³ mocarnymi rêkami i odrzuci³ na boki obu komandosów. Przekozio³kowali w powietrzu, zderzyli siê z bocznymi cianami i niczym ³achmany osunêli na pod³ogê. Yuuzhanin odwróci³ siê tak gwa³townie, ¿e krople jego krwi rozbryznê³y siê we wszystkie strony. Zmru¿y³ blisko siebie osadzone oczy i zacz¹³ wodziæ spojrzeniem po pokoju. Kiedy zobaczy³ Elan, skoczy³ ku niej. Przebiegaj¹c miêdzy Kalend¹ a Eicroth, odepchn¹³ obie kobiety na boki z tak¹ si³¹, ¿e niczym szmaciane kuk³y runê³y na pod³ogê. Przewróci³ pryczê praw¹ d³oni¹, a lew¹ pochwyci³ kap³ankê. Zacisn¹³ na jej szyi d³ugie palce, poderwa³ j¹ w powietrze i przycisn¹³ do przeciwleg³ej ciany. W tej samej chwili ockn¹³ siê Mobvekhar. Zerwa³ siê na nogi i skoczy³ ku napastnikowi. Obj¹³ go w pasie i zatopi³ w jego karku d³ugie, ostre zêby. Wojownik rasy Yuuzhan Vong g³ono zawy³. Wyprostowa³ lew¹ rêkê, ale nie wypuci³ wierzgaj¹cej i wymachuj¹cej kap³anki. Praw¹ zacz¹³ grzmociæ Noghriego, który przyklei³ siê do jego pleców. Po jednym z takich ciosów Mobvekhar stêkn¹³. Widocznie si³a ciosu wypar³a z jego p³uc resztkê powietrza. Mimo to dzielny komandos nie wypuci³ ofiary. Oszo³omiona Kalenda, chwiej¹c siê i zataczaj¹c, zerwa³a siê na nogi. Potrz¹snê³a g³ow¹, jakby chcia³a odzyskaæ ostroæ spojrzenia. Kiedy oprzytomnia³a, rzuci³a siê na wci¹¿ jeszcze m³óc¹c¹ plecy Noghriego praw¹ rêkê skrytobójcy. Pochwyci³a j¹ i kilka sekund szybowa³a w powietrzu w dó³ i w górê, w dó³ i w górê. Wreszcie zirytowany Yuuzhanin odrzuci³ kobietê na bok niczym cierkê. Kalenda przelecia³a przez pó³ pokoju i uderzy³a g³ow¹ o co twardego. Zamroczona, ujrza³a jaskrawe plamy na tle nieprzeniknionego mroku. Dopiero po chwili zamajaczy³ przed jej oczami ogl¹dany do góry nogami major Showolter. Mê¿czyzna le¿a³ w dziwacznej pozie w k¹cie pokoju, a wzorzyste ponczo owinê³o siê wokó³ jego szyi. Usi³uj¹c siê uwolniæ, gramoli³ siê spod cia³a zabitego Yintala. Kiedy mu siê to uda³o, wyci¹gn¹³ z kabury na piersi niewielki blaster. Le¿¹c na brzuchu, starannie wymierzy³. Nie chcia³ zraniæ Mobvekhara, który chwilê wczeniej spad³ na pod³ogê. Strzeli³ i trafi³ Yuuzhanina dok³adnie miêdzy ³opatki. W powietrzu rozesz³a siê woñ 124
ozonu i sw¹d palonej tkanki; skrytobójca jednak nie zareagowa³. Showolter strzeli³ ponownie. Tym razem trafi³ napastnika w kark i podpali³ jego w³osy. Po chwili strzeli³ jeszcze raz. Ostatni, jak siê potem okaza³o. Skrytobójca zesztywnia³ i run¹³ na pod³ogê, a z trafionych miejsc s¹czy³y siê stru¿ki dymu. Mimo to nie wypuci³ gard³a Elan z zaciniêtych palców lewej d³oni. Chocia¿ z nosa i oczu yuuzhañskiej kap³anki ciek³a krew, istota musia³a sama rozewrzeæ grube paluchy skrytobójcy. Kiedy skoñczy³a, osunê³a siê na pod³ogê i ³apczywie chwytaj¹c powietrze, opar³a siê plecami o cianê. Kalenda odwróci³a siê na brzuch. Zaczê³a pe³zn¹æ po pod³odze w stronê Elan, ¿eby jej pomóc. W tej samej chwili cianami domu wstrz¹sn¹³ grzmot potê¿nej eksplozji. Komunikator Showoltera obudzi³ siê do ¿ycia i cicho zawiergota³. Major wyj¹³ go z kieszeni. S³ucham? Koralowe skoczki Yuuzhan zameldowa³ zwiêle rozmówca. Piêæ czy szeæ. Piloci lataj¹ nad Nowym Nystao i zrzucaj¹ bomby. Powiadomilimy dowódcê Prawdomównego. Nasze myliwce lec¹ na odsiecz. Showolter zacisn¹³ palce na ramieniu Kalendy. Zabierz uciekinierki do pancernego schronu! wychrypia³. Na jego wargach pojawi³y siê kropelki krwi i liny. Natychmiast! Na najdalszym krañcu systemu, do którego nale¿a³ Wayland, przyczai³a siê samotna yuuzhañska kanonierka. Na mostku sta³ Nom Anor. Przygl¹da³ siê optycznemu polu, wytwarzanemu przez bardzo oddalone sygnalizacyjne villipy. Obserwowa³, jak piloci koralowych skoczków tocz¹ zaciête pojedynki z pilotami gwiezdnych myliwców Nowej Republiki. Powietrze raz po raz przecina³y b³yskawice strza³ów. Nie okazujcie zbytniej gorliwoci odezwa³ siê do pilotów, kieruj¹cych ruchami koralowych skoczków. Chodzi tylko o to, ¿eby ich przekonaæ.
125
ROZDZIA£
Han siedzia³ w sterowni Radosnego Sztyletu. Spogl¹da³ przez w¹ski panoramiczny iluminator jachtu na ró¿nobarwne linie nieczu³ej nadprzestrzeni. Obok niego Roa, siedz¹c w fotelu pierwszego pilota, cicho pochrapywa³. Z ty³u, jeden z androidów jachtu nadzorowa³ pracê nawigacyjnego komputera. Gdyby tylko czas da³o siê tak ³atwo przecign¹æ jak wiat³o, pomyla³ Solo. Móg³by wówczas dokonaæ skoku w odleg³¹ przysz³oæ, gdzie Sernpidal by³by tylko zatartym wspomnieniem. Móg³by tak¿e cofn¹æ siê do tego przera¿aj¹cego dnia na skazanej na zag³adê planecie. Mo¿e potrafi³by zmieniæ bieg wydarzeñ i zapobiec katastrofie. A tak, maj¹c wie¿o w pamiêci tamte tragiczne chwile, musia³ prze¿ywaæ je wci¹¿ na nowo. Sokó³ pe³en uchodców, unosz¹cy siê tu¿ nad wierzgaj¹c¹ powierzchni¹ Sernpidala... Ma³y ksiê¿yc, Dobido, przyci¹gany przez koszmarnego potwora Yuuzhan, spadaj¹cy na planetê... Chewbacca, trzymaj¹cy jedn¹ ³ap¹ dwoje dzieci i wymachuj¹cy drug¹... Wiatr mierzwi w³osy jego zakrwawionej sierci. A póniej... Chewie strzela z kuszy, a Anakin pos³uguje siê Moc¹. Obaj krusz¹ kawa³ki muru i odrzucaj¹ na boki gruz, pod którym uwi¹z³ ogon niewielkiego promu... Sokó³ stawia czo³o podmuchom wyj¹cej wichury. Chewie ratuje od mierci ma³ego ch³opca. Han wychyla siê poza krawêd opuszczonej rampy, jak najdalej mo¿e, a przyjaciel rzuca malca w jego wyci¹gniête rêce... 126
Sernpidal, wstrz¹sany spazmatycznymi drgawkami, zaczyna siê rozpadaæ... Chewie unosi Anakina i podaje Hanowi. Posy³a mu spojrzenie pe³ne spokojnej rezygnacji. Przera¿aj¹co skowycz¹ przeci¹¿one silniki repulsorowe Soko³a. Silny podmuch wichury podrywa frachtowiec i spycha na bok. Kilku uchodcow trzyma Hana za nogi, ale on nie mo¿e dosiêgn¹æ wyci¹gniêtych r¹k przyjaciela... Kolejny wstrz¹s powierzchni planety odrzuca Chewiego bardzo daleko od statku... Anakin spieszy do sterowni. K³adzie frachtowiec na burtê, ¿eby przemkn¹æ w¹sk¹ alej¹ i skrêciæ za róg zrujnowanego domu. Chewie, odwrócony plecami do Soko³a, wpatruje siê w p³on¹cy ksiê¿yc. Unosi wysoko rêce, jakby chcia³ zapobiec nadci¹gaj¹cemu kataklizmowi... Wierni na ulicach miasta nie przestaj¹ s³aæ mod³ów do przybywaj¹cej bogini Tosi-karu... Ognisty podmuch, który prawie osmala rêce i twarz Hana i obala Chewiego na ziemiê. Wal¹ siê w gruzy resztki okolicznych domów. Jêcz¹ z wysi³ku przeci¹¿one generatory pól si³owych. Wyczerpany i zakrwawiony Chewie podnosi siê i wspina na stertê gruzu... spogl¹da na spadaj¹cy ksiê¿yc... wymachuje mocarnymi rêkami... ryczy wyzywaj¹co, jakby chcia³ odrzuciæ ognist¹ zjawê tam, sk¹d przybywa³a... Pilotuj¹cy Soko³a Anakin unosi dziób staku i kieruje go ku niebu... Przyspiesza, skazuj¹c Chewiego na pewn¹ mieræ... zostawiaj¹c go na pastwê losu... I pierwsze s³owa, które wypowiedzia³ Han, kiedy stan¹³ oko w oko z synem: Zostawi³e go. Wspomnienie tych s³ów przeszy³o serce Hana niczym sztylet... równie bolenie jak wspomnienie mierci przyjaciela. To oskar¿enie, wyg³oszone w chwili bólu i rozpaczy, mimo up³ywu tylu miesiêcy by³o niemo¿liwe do cofniêcia. Han w mêce zamkn¹³ oczy i zacisn¹³ piêci. Jak d³ugo jeszcze w jego pamiêci mia³ trwaæ obraz samego siebie, wychylonego daleko poza krawêd opuszczonej rampy i daremnie wyci¹gaj¹cego rêce do Chewiego? Nagle drzemi¹cy obok niego Roa poruszy³ siê i g³ono ziewn¹³, a potem przeci¹gn¹³ siê i zaplót³ palce d³oni z ty³u g³owy. Kilka razy zamruga³ i odwróci³ siê do androida nadzoruj¹cego dzia³anie nawigacyjnego komputera. 127
Jak d³ugo jeszcze? zapyta³. Ju¿ wkrótce statek powróci do normalnych przestworzy, panie Roa. By³y przemytnik spojrza³ na Hana i wyszczerzy³ zêby w szerokim umiechu. Jak za dawnych czasów, co? Ty i ja, cigani przez celników... Han musia³ przywo³aæ na pomoc ca³¹ si³ê woli, ¿eby otrz¹sn¹æ siê ze wspomnieñ. Chocia¿ szybko przyszed³ do siebie, odnosi³ wra¿enie, ¿e krew w jego ¿y³ach pali niczym ogieñ. Pamiêtam pierwszy przelot Tras¹ na Kessel, jakby to wydarzy³o siê wczoraj powiedzia³. Siwow³osy mê¿czyzna umiecha³ siê dalej, ale teraz jakby wbrew sobie. Skoro ju¿ mowa o Kessel zacz¹³ ostro¿nie zawsze chcia³em ciê o co zapytaæ. Przyznajê, ¿e kiedy wieci lec¹ z Tatooine na Bonadan, czasami to i owo dociera trochê zniekszta³cone albo upiêkszone. S³ysza³em jednak, ¿e podobno che³pi³e siê, jakoby pokonuj¹c Trasê na Kessel, przelecia³ mniej ni¿ dwanacie parseków. Przerwa³ na chwilê. To prawda? Z nieprzeniknionej twarzy Hana nie móg³ jednak wyczytaæ ¿adnej odpowiedzi. Hmm? Roa nie dawa³ za wygran¹. To prastare dzieje, Roa odpar³ w koñcu Solo. I nigdy nie lubi³em mówiæ na ten temat. Przypomnij sobie nalega³ by³y przemytnik. Chcê to us³yszeæ z twoich ust. Han uniós³ rêce i rozcapierzy³ palce. Pos³uchaj odezwa³ siê po chwili. Obawia³em siê, ¿e Jabba urwie mi g³owê za to, i¿ pozostawi³em w przestworzach ³adunek jego przyprawy. Chewie i ja musielimy j¹ odnaleæ, a cigali nas imperialni celnicy. Zale¿a³o nam na tej pracy. Sam wiesz, jak to jest, Roa. Czasami robi siê albo mówi, co siê musi. Ale czy to prawda? zapyta³ Roa. Rzeczywicie przelecielicie mniej ni¿ dwanacie? Han przy³o¿y³ do piersi obie d³onie. Czy by³bym zdolny wymyliæ co takiego? odpar³, lekko siê umiechaj¹c. Je¿eli ju¿ siê czym przechwalam, ka¿de moje s³owo to wiêta prawda. Roa patrzy³ na niego przez chwilê, jakby niepewny, czy przyjaciel nie ¿artuje. W koñcu wybuchn¹³ beztroskim miechem. 128
Niech ciê, Hanie westchn¹³. Gdzie siê podzia³y tamte lata? Dlaczego przestalimy goniæ za maj¹tkiem i s³aw¹? Doszlimy do wniosku, ¿e to nie ma sensu. Han zdecydowanie pokrêci³ g³ow¹. Mimo to... wci¹¿ nie mogê uwierzyæ, ¿e taki porz¹dny goæ jak Reck z w³asnej woli przeszed³ na stronê nieprzyjació³. W porównaniu z nimi Huttowie to nieszkodliwe ³obuziaki, a Palpatine to owiecony despota. Mo¿liwe przyzna³ Roa, nagle powa¿niej¹c. Ale zawsze op³aca³o siê trzymaæ z tymi, którzy wygrywaj¹. A oprócz tego... kredyty to kredyty. Nie musz¹ pochodziæ z czystych r¹k, ¿eby Reck i jemu podobni dali siê skusiæ. Han siê umiechn¹³. Widzê, Roa, ¿e sta³e siê filozofem na stare lata. By³y przemytnik wzruszy³ ramionami. Kiedy umiera ci kto bardzo bliski, nagle orientujesz siê, ¿e masz mnóstwo czasu na rozmylania... odpar³ z gorycz¹. Uniós³ g³owê i spojrza³ w oczy Hana. Zapewne sam siê tego domyli³e, prawda? Solo nie odpowiedzia³. W sterowni rozleg³ siê melodyjny kurant nawigacyjnego komputera. Panie Roa, w³anie wyskakujemy z nadprzestrzeni zameldowa³ android. Obaj mê¿czyni odwrócili siê i skupili uwagê na pulpicie kontrolnej konsolety. Przygotowywali Radosny Sztylet do lotu w normalnych przestworzach. Silniki napêdu podwietlnego dzia³aj¹ oznajmi³ w pewnej chwili Roa. Han pstrykn¹³ ostatnim prze³¹cznikiem. Generatory ochronnych pól w³¹czone i sprawne zameldowa³. Wyd³u¿onym, b³êkitnawym tunelem przeniknêli do normalnej przestrzeni. Otaczaj¹ce ich dot¹d ró¿nobarwne smugi zbieg³y siê i zmieni³y w wietliste punkty. Z pocz¹tku jeszcze wirowa³y, ale po chwili ustatkowa³y siê i znieruchomia³y. Ka¿de p³on¹ce w oddali s³oñce wydawa³o siê ognistymi wrotami do alternatywnej rzeczywistoci. Je¿eli nie liczyæ drobnego wstrz¹su, powrót Sztyletu do normalnych przestworzy przebieg³ bez zak³óceñ. Wlatujemy do systemu Anobisa owiadczy³ beznamiêtnym tonem android. 9 Próba bohatera
129
Anobisa? powtórzy³ zdziwiony Solo. Ta planeta to kompletna dziura. Nawet Reck nie chcia³by tu mieæ swojej kryjówki. Spojrza³ wyczekuj¹co na przyjaciela, ale Roa pokrêci³ g³ow¹. Anobis to tylko boczne drzwi do ostatecznego celu powiedzia³. Gdybymy zdecydowali siê na bezporedni skok, mog³oby siê okazaæ, ¿e znalelimy siê porodku floty nieprzyjació³ albo Szcz¹tków Imperium. Wymierzy³ gruby palec wskazuj¹cy w sterburtowy iluminator. Sam popatrz. Han odwróci³ siê w prawo. W przestworzach tak blisko, ¿e niemal móg³by wyci¹gn¹æ rêkê i go dotkn¹æ unosi³ siê podziurawiony jak rzeszoto, wypalony wrak gwiezdnego niszczyciela. Przechylony na bakburtê i otoczony chmur¹ szcz¹tków, nie mia³ ju¿ wielkiej wie¿y dowodzenia ani przedniej, spiczastej czêci dziobu. Niegdy b³yszcz¹ce p³yty pancerza w czêci rufowej by³y teraz upstrzone czarnymi plamami i okropnymi kraterami trafieñ. Z wypatroszonych przedzia³ów ródokrêcia zwisa³y wi¹zki przewodów i kabli. Han powróci³ mylami do ataku na opanowan¹ przez Yuuzhan Helskê Cztery. Mia³ przed sob¹ wrak gwiezdnego niszczyciela Eliksir M³odoci, straconego z prawie wszystkimi cz³onkami za³ogi na pok³adzie. Czy mamy jak¹kolwiek szansê w walce przeciwko tym zbirom? zapyta³ Roa. Nie pokonamy istot rasy Yuuzhan Vong w ¿aden inny sposób odpar³ Solo. A zatem dok¹d teraz lecimy, Roa? Jego towarzysz zabêbni³ wskazuj¹cym palcem po ekranie monitora, na którym kaza³ wywietliæ fragment przestworzy. Na Ord Mantell powiedzia³. Zdumiony Han otworzy³ usta, odchyli³ g³owê i wybuchn¹³ g³onym miechem. Roa spojrza³ na niego. Nie ukrywa³ zaniepokojenia i zdumienia. Obawiasz siê, ¿e spotkasz kogo z odleg³ej przesz³oci? domyli³ siê po chwili. Nie z odleg³ej, ale z bardzo bliskiej, i nie z przesz³oci, a z teraniejszoci odrzek³ Solo, kiedy trochê siê opanowa³. Moj¹ ¿onê. Ord Mantell by³a wci¹¿ t¹ sam¹, nie wyró¿niaj¹c¹ siê niczym szczególnym kul¹, któr¹ Han zapamiêta³ z czasów poprzednich wizyt. A w ci¹gu ostatnich lat sk³ada³ ich co najmniej kilka. Czasami 130
przylatywa³ tu celowo, ale najczêciej przez przypadek. Od czasu ostatniej wizyty kiedy to pe³ni³ obowi¹zki g³ównego sêdziego Derby £amaczy Blokad pojawi³o siê jednak co nowego, a mianowicie niewielka orbitalna stacja o przestarza³ym kszta³cie piercienia. Z³o¿ono j¹ z czêci wyci¹gniêtych ze sk³adnic z³omu i dostarczonych przez Huttów za porednictwem konsorcjum towarzystw budowlanych rodkowych Rubie¿y. Stacja nie zosta³a jednak ukoñczona. Brakowa³o dwóch szprych i jakich dziesiêciu stopni obwodu. Wszystko wskazywa³o na to, ¿e mia³o ich brakowaæ jeszcze jaki czas, poniewa¿ po zniszczeniu Ithora zabrak³o chêtnych do dalszej pracy. Roa oznajmi³, ¿e stacja nazywa siê Ko³o Fortuny. Wprawdzie korzysta z grawitacyjnego pola planety Ord Mantell, ale z sam¹ planet¹ nie ma wiele wspólnego powiedzia³, odwracaj¹c siê na fotelu pilota. To w³aciwie wolny kosmoport. I dopóki Yuuzhanie nie zablokowali tras handlowych, bardzo gwarny, rojny i têtni¹cy ¿yciem. Teraz sta³ siê punktem tranzytowym, pe³nym najbardziej zdesperowanych typów, jakich zdarzy³o ci siê widzieæ. Jestem gotów na wszystko oznajmi³ Solo pod warunkiem, ¿e nie bêdê musia³ l¹dowaæ na samej planecie. Ord Mantell zawsze przynosi³a mi pecha. Roa kiwn¹³ g³ow¹. A zatem musimy zrobiæ wszystko, ¿eby uzyskaæ potrzebne informacje, ani razu nie stawiaj¹c stopy na powierzchni planety. Na wyznaczenie miejsca l¹dowania czekali cierpliwie w kolejce piloci najró¿niejszych statków. Niektóre wygl¹da³y jak puste barki albo frachtowce. Zapewne ich kapitanowie nie mieli dok¹d lecieæ. Niewykluczone, ¿e ich macierzyste porty zosta³y opanowane przez Yuuzhan, a mo¿e towarzystwa transportowe zbankrutowa³y z powodu wojny. Zapewne na pok³adach t³oczyli siê na wpó³ zag³odzeni gwiezdni podró¿nicy pozbawieni rodków do ¿ycia, pozostawieni bez opieki konsulatów. W kolejce widzia³o siê tak¿e piêædziesiêcioletnie jaskrawoczerwone dyplomatyczne liniowce, a nawet okrêty na nowo wcielone do czynnej s³u¿by po latach przebywania w stoczni albo gwiezdnym doku. Na swoj¹ kolej czeka³y równie¿ pasa¿erskie transportowce, a wród nich kilka ithoriañskich statków-miast w kszta³cie sp³aszczonych spodków. Z pewnoci¹ na ich pok³adach roi³o siê od uchodców z podbitych albo spl¹drowanych wiatów, szukaj¹cych choæby na pewien czas miejsca, które mogliby nazwaæ 131
domem. A pragn¹c zaspokoiæ potrzeby nieszczêników, w przestworzach wokó³ oczekuj¹cych statków mrowi³y siê wys³u¿one i zdezelowane mniejsze jednostki. Pilotami tych trampów i tendrów byli przewa¿nie piraci albo przemytnicy. Zwabieni okazj¹ szybkiego zarobku, starali siê sprzedaæ uciekinierom wszystko, co mo¿liwe nie wy³¹czaj¹c marzeñ o szczêliwym ¿yciu na nieznanej planecie. Czekaj¹c cierpliwie w kolejce, Roa i Han zabijali czas, sprawdzaj¹c wszystkie pok³adowe systemy jednostki typu SoroSuub 3000. Szczególn¹ uwagê zwracali na szczelnoæ luz i w³azów. W koñcu pozwolono im wyl¹dowaæ w zat³oczonym i brudnym hangarze, zdemontowanym z pok³adu jakiego kr¹¿ownika typu MC80. Po wyl¹dowaniu zauwa¿yli na cianach zatarte, ale wci¹¿ jeszcze czytelne symbole, z pewnoci¹ naniesione w jednej z kalamariañskich stoczni. Podczas gdy Roa zajmowa³ siê wykonywaniem niezbêdnych procedur, Han zszed³ po rampie na p³ytê l¹dowiska. Chwilê potem drogê zast¹pi³a mu pi¹tka obcych istot rasy, której jeszcze nigdy nie widzia³. Potrzebowaæ mo¿e, ¿eby kto mia³ oko na twój statek? zawo³a³a jedna z nich, usi³uj¹c przekrzyczeæ panuj¹cy w hangarze harmider. U¿ywa³a wiszcz¹cego i silnie akcentowanego, ale zrozumia³ego basica. Han zmierzy³ spojrzeniem istotê od stóp do g³ów i z powrotem. Potrzebujê raczej, ¿eby kto mia³ oko na ciebie odrzek³ po chwili. Istota z pewnoci¹ p³ci mêskiej d³u¿sz¹ chwilê zastanawia³a siê, zanim zrozumia³a. Kiedy w koñcu dotar³o do niej znaczenie s³ów Hana, wybuchnê³a dononym i basowym, ale z pewnoci¹ szczerym miechem. S³ysz¹c go, Han o ma³o sam siê nie umiechn¹³. Istota, o g³owê ni¿sza ni¿ on, sta³a na dwóch nogach, krótkich, ale silnie umiênionych. Mia³a te¿ cienki ogon i wszystko przemawia³o za tym, ¿e umie siê nim pos³ugiwaæ. Pozosta³e czêci cia³a, wystaj¹ce spod jaskrawej kurtki i rozciêtych w strategicznych miejscach lunych spodni, porasta³ krótki meszek popielatej barwy. Jedyny wyj¹tek stanowi³y przylegaj¹ce do cia³a powierzchnie przedramion i ogon. W³oski mia³y tam ciemniejszy odcieñ, by³y te¿ d³u¿sze i sztywniejsze. Zapewne mog³y wyrz¹dziæ krzywdê. Podobnie jak dwaj inni samcy w grupie, rozmówca Hana mia³ d³ugie, nie¿nobia³e, obwis³e w¹sy, które uk³ada³y siê na kocistych 132
policzkach, a na g³owie istn¹ grzywê nieprawdopodobnie zmierzwionych bia³ych w³osów. Wielkie oczy wygl¹da³y, jakby wieci³y w³asnym blaskiem. W miejscu nosa widnia³ chitynowy dziób. Mia³ niewielkie dziurki, dziêki czemu przypomina³ muzyczny instrument. Zakrzywia³ siê i przechodzi³ w usta o w¹skich wargach. Dwie istoty p³ci ¿eñskiej by³y odrobinê ni¿sze ni¿ samce. Obie mia³y podobn¹ budowê cia³a, z kilkoma wdziêcznymi wypuk³ociami w odpowiednich miejscach i jaskrawymi plamami rozrzuconymi tu i ówdzie na jedwabicie miêkkiej, br¹zowawoszarej sierci. Ich twarzy nie zdobi³y obwis³e w¹sy, a zamiast grzyw na g³owach widnia³y po³yskuj¹ce, starannie uczesane i siêgaj¹ce ramion w³osy. Koñce g³adkich ogonów wygl¹da³y jak pomalowane jaskrawob³êkitn¹ farb¹. Na d³ugich szyjach wisia³o po kilka naszyjników; bi¿uteria zdobi³a tak¿e ma³e uszy, piêciopalczaste d³onie oraz nosy. Niech bêdzie, niech bêdzie odezwa³ siê ten sam samiec. W takim razie, chcieæ mo¿e, ¿eby kto posprz¹taæ i upiêkszyæ twój statek? Han uj¹³ siê pod boki i znów wybuchn¹³ miechem. Wci¹¿ jeszcze chichota³, kiedy po rampie zacz¹³ schodziæ Roa. Za kapitanem Sztyletu pod¹¿ali cz³onkowie za³ogi Void oraz android nadzorczy typu EV. G³owa tego drugiego przypomina³a zakrzywiony dziób wielkiego owoco¿ernego ptaka. Roa, czy chcesz, ¿eby ta banda odkurzy³a twoje dywany i zatroszczy³a siê o ³azienki? zapyta³ Solo, zwracaj¹c siê do przyjaciela. By³y przemytnik przyjrza³ siê obcym istotom z prawdziwym zainteresowaniem. Od tego s¹ androidy odezwa³ siê w koñcu. W takim razie my mo¿e popilnowaæ statku nie dawa³ za wygran¹ pierwszy samiec. Wokó³ krêci siê mnóstwo z³odziejaszek. Doceniam wasz¹ troskê o mój statek odrzek³ jak najuprzejmiej Roa ale bardzo dziêkujê. Mo¿e nastêpnym razem. Obce istoty zamieni³y ze sob¹ kilka zdañ w swojej piewnej mowie. Kiwnê³y g³owami obu przybyszom, po czym skierowa³y siê w stronê s¹siedniego statku, stoj¹cego na p³ycie l¹dowiska wys³u¿onej korwety klasy Maruder. Zupe³nie jakby kto wrzuci³ do mieszalnika gatunków we³nolamandra i kota manka zauwa¿y³ Solo, odprowadzaj¹c spojrzeniem obce istoty. 133
To Rynowie oznajmi³ Roa. Spotyka³em ich czasami w Sektorze Wspólnym, kiedy od czasu do czasu odwiedza³em zapad³e dziury tamtego rejonu... Ession, Ninn, Matrê Szeæ i tak dalej. S¹ wêdrowcami, to znaczy, kiedy nikt na nich nie poluje, nie stara siê wzi¹æ do niewoli, nie przegania z miejsca na miejsce ani nie usi³uje obwiniaæ za wykroczenia czy przestêpstwa, pope³nione przez kogo innego. Maj¹ opiniê oszustów, hazardzistów i z³odziejaszków, ale ja nigdy nie mia³em z nimi ¿adnych problemów. Nie boj¹ siê ciê¿kiej pracy i umiej¹ robiæ wszystko, pocz¹wszy od rozbierania wraków gwiezdnych statków, a skoñczywszy na wyrobie bi¿uterii. A prócz tego, s¹ urodzonymi muzykami. Potrafi¹ graæ tak skocznie i piêknie, ¿e nawet ty, s³uchaj¹c ich, puci³by siê w pl¹sy. Jestem pewien, ¿e zdo³a³bym siê powstrzymaæ burkn¹³ Solo. Chyba nie umia³by siê opanowaæ sprzeciwi³ siê Roa. Jeszcze nigdy nie s³ysza³e takiej muzyki. Nie chodzi mi o zwyk³y jizz czy który z nowoczesnych stylów. Mam na myli muzykê chwytaj¹c¹ za serce, porywaj¹c¹, pasjonuj¹c¹. Han pos³a³ jeszcze jedno spojrzenie w lad za oddalaj¹cymi siê istotami. Sk¹d pochodz¹? zapyta³. Jak nazywa siê ich rodzima planeta? Roa pokrêci³ g³ow¹. Nikt nigdy mi tego nie powiedzia³. Han lekko siê umiechn¹³. A wydawa³o ci siê, ¿e ju¿ wszystko widzia³e za¿artowa³. Polecili androidom, ¿eby pilnowa³y statku, a sami skierowali siê w stronê stanowisk s³u¿b imigracyjnych i celnych. Stoj¹ce w d³ugich kolejkach istoty ró¿nych ras i p³ci okazywa³y tam dokumenty, a tak¿e poddawa³y siê przewietlaniu i skanowaniu. Kiedy nadesz³a ich kolej, Han okaza³ dokument, z którego wynika³o, ¿e nazywa siê Roaky Laamu i jest bezrobotnym operatorem spawarek laserowych. Wczeniej zastanawia³ siê, czy aby nie zmieniæ wygl¹du tu i ówdzie dodaæ warstwê syntetycznej skóry, zapuciæ brodê albo zaopatrzyæ siê w protezê ale po namyle zrezygnowa³. Zdecydowa³ siê tylko zmieniæ uczesanie i postanowi³ kilka dni siê nie goliæ. Czêsto w przesz³oci, ilekroæ chcia³ zmieniæ wygl¹d, podró¿uj¹c z Lei¹ i dzieæmi, ucieka³ siê do tego samego sposobu. Zazwyczaj to wystarcza³o. W koñcu wiêkszoæ listów goñczych, jakie za nim kiedy rozsy³ano, przedstawia³a m³odego przywódcê Sojuszu Rebeliantów przystojnego, bystrookiego, z bokobrodami i burz¹ lni¹cych br¹zowych w³osów. 134
I wszystko sz³o pomylnie, dopóki nie dotar³ do stanowiska skanera. Proszê otworzyæ torbê odezwa³ siê m³ody funkcjonariusz, ponaglony przez androida, z którym wspó³pracowa³. Han spe³ni³ jego probê. Funkcjonariusz bez trudu znalaz³ blaster. Luneta i sto¿kowo zakoñczony t³umik spoczywa³y w osobnym futerale. Czy to DL-44? zapyta³ zdumiony m³odzieniec, jakby nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom. Mniej wiêcej odpar³ Solo. Dokona³em kilku ulepszeñ i modyfikacji. Funkcjonariusz rozemia³ siê i poci¹gn¹³ za rêkaw munduru pracuj¹cego przy s¹siednim skanerze kolegê. Boz, czy mam to uznaæ za broñ, czy za antyk? zapyta³. Z ca³¹ pewnoci¹ antyk odpar³ Boz, szeroko siê umiechaj¹c. Mo¿ecie siê miaæ, ch³opaki, ile chcecie mrukn¹³ Han. Postanowi³ nie che³piæ siê mo¿liwociami broni. M³ody agent rzuci³ okiem na dokumenty Hana. Tak czy owak, Laamu, muszê opró¿niæ modu³ energetyczny powiedzia³. Solo ugryz³ siê w jêzyk i wzruszy³ ramionami. Nie mam nic przeciwko temu oznajmi³ pod warunkiem ¿e tak samo postêpujesz ze wszystkimi innymi sztukami broni. Ze wszystkimi, które zauwa¿ymy zapewni³ go funkcjonariusz. Co za ulga mrukn¹³ Solo. Czy mo¿esz nam powiedzieæ, gdzie znajdziemy Koniec Zak³adów? zapyta³ Roa, kiedy m³odzieniec do³¹cza³ odsysacz do modu³u blastera. Zak³adaj¹c, ¿e obaj macie normalny wzrok odrzek³ agent, nie przerywaj¹c pracy pod¹¿ycie czerwonym szlakiem do ¿ó³tego tramwaju, wysi¹dziecie na bia³ej dwójce i stamt¹d prosto do Wa³ka. Nie mo¿ecie zab³¹dziæ. A co by powiedzia³, gdybymy nie rozró¿niali kolorów? zapyta³ jadowitym tonem Han. M³odzieniec w³o¿y³ unieszkodliwiony blaster z powrotem do torby. Uniós³ g³owê i spojrza³ na Hana. ¯e powinnicie skorzystaæ z taksówki odpar³ z powag¹.
135
Roa upar³ siê w koñcu, ¿eby jechaæ taksówk¹. Kierowc¹ okaza³ siê Sullustanin, by³y ambasador swojej planety na Ithorze. Traktowa³ Ko³o Fortuny jak bezludn¹ wyspê, na której brzegu wyl¹dowa³ bez rodków do ¿ycia. Czeka³, a¿ z ojczystego wiata przyl¹ mu dokumenty umo¿liwiaj¹ce odlot w inne miejsce. Wielu mog³oby ci opowiedzieæ tak¹ sam¹ albo bardzo podobn¹ historiê odezwa³ siê Roa do Hana, kiedy obaj wysiedli z taksówki w sektorze bia³ym drugim. Niektórzy staraj¹ siê powróciæ do domów, inni uciekaj¹ z domów, a jeszcze inni w ogóle stracili domy... Najczêciej nie maj¹ tak¿e niezbêdnych dokumentów, ¿eby odlecieæ z tej stacji.. nie wspominaj¹c o rodku transportu, aby dotrzeæ do celu podró¿y. Nie zdziw siê, je¿eli spotkasz tu dyplomatów pracuj¹cych jako kierowcy, profesorów uniwersytetów zatrudnionych w charakterze barmanów czy wa¿ne osobistoci z najró¿niejszych wiatów roznosz¹ce potrawy albo ryzykuj¹ce oszczêdnoci ca³ego ¿ycia w grze w sabaka... najczêciej nie prowadzonej uczciwie. Kiedy dotarli do Wa³ka, przecisnêli siê przez t³um zrozpaczonych istot ró¿nych ras Ithorian, Saheelindeelów, Brigians, Ruurian, Bimmsów, Dellaltian i wielu, wielu innych. Wszyscy uciekli z planet Hydiañskiej Drogi. Krêcili siê bez celu tu i tam, tul¹c resztki dobytku albo pilnuj¹c dzieci, ¿eby nie zgubi³y siê w t³umie. Czekali na cud, który pozwoli im odlecieæ z Ko³a, jak wiêkszoæ nazywa³a stacjê. G³odni, zrozpaczeni i przera¿eni nieszczênicy kulili siê chyba we wszystkich zakamarkach i k¹tach. Gdzie indziej st³oczyli siê ci, którzy wojnie zawdziêczali zaszczyt i powodzenie: umundurowani wojskowi i eksperci w dziedzinie odzyskiwania wartociowych przedmiotów, ale równie¿ fa³szerze dokumentów, poszukiwacze skarbów, oszuci, kombinatorzy, z³odzieje kieszonkowi i wszyscy pozostali. Han przypomnia³ sobie, co Leia powiedzia³a na temat sytuacji uchodców: brak ¿ywnoci i kwater, choroby i poszukiwanie zagubionych cz³onków rodzin... Zaczyna³ dochodziæ do przekonania, ¿e nie jest jedyn¹ osob¹, której wojna skomplikowa³a ¿ycie. Wci¹¿ jeszcze zastanawia³ siê nad tym, kiedy wkrótce potem znaleli siê w Koñcu Zak³adów zat³oczonej, ale ca³kiem przytulnej kawiarence. Na jej zapleczu wydzielono specjaln¹ salê do sabaka i innych gier hazardowych. Usiedli przy stoliku i zamówili gizerskie piwo. Najwy¿szy czas, ¿eby czego siê dowiedzieæ oznajmi³ Roa po wypiciu ostatniego ³yku. Wsta³ i zebra³ siê w sobie. Nied³ugo wrócê. 136
Han odprowadzi³ go spojrzeniem, a gdy przyjaciel dotar³ do okr¹g³ego szynkwasu, zainteresowa³ siê znów swoim kuflem jasnob³êkitnego piwa. K¹tem oka dostrzeg³ jednak, ¿e niedaleko stolika co siê poruszy³o. Uniós³ g³owê i zobaczy³ spogl¹daj¹cych na niego dwóch doros³ych Rynów poroniêtych ciemniejsz¹ sierci¹ i lepiej ubranych ni¿ ci, z którymi rozmawia³ na p³ycie l¹dowiska. Przepraszamy, ¿e przeszkadzamy odezwa³ siê wy¿szy. Jego g³os brzmia³ jak muzyka. Chcielibymy zapytaæ, czy to pan niedawno przylecia³ tym jachtem typu SoroSuub 3000? Han usiad³ prosto i po³o¿y³ d³onie na oparciach dwóch innych krzese³, stoj¹cych po jego obu stronach. Wieci rozchodz¹ siê tu naprawdê szybko przyzna³. I co z tego? No có¿, mi³y panie podj¹³ drugi samiec zastanawialimy siê... to znaczy, Cisgat i ja... czy kiedy pan st¹d wystartuje, nie bêdzie pan przelatywa³ w pobli¿u Rhinnala. Mo¿e zdo³alibymy zachêciæ pana odpowiedni¹ sum¹, ¿eby przetransportowa³ pan tam kilkoro pasa¿erów? Przykro mi, ch³opaki, ale nie wybieramy siê do J¹dra odpar³ Solo. Rynowie wymienili zaniepokojone spojrzenia. Chcielibymy panu co wyt³umaczyæ powiedzia³ Cisgat. Widzi pan, to dla nas bardzo wa¿ne, a czasu mamy coraz mniej. Mielimy siê tu spotkaæ z innymi cz³onkami naszej licznej rodziny, ale musia³o wydarzyæ siê co nieprzewidzianego, poniewa¿ siê nie zjawili. Na wypadek, gdyby nie mogli siê spotkaæ z nami tutaj, umówilimy siê z nimi na Rhinnalu podj¹³ niemal natychmiast jego towarzysz. Niestety, podobnie jak wielu innych w Kole, nie dysponujemy ¿adnym rodkiem transportu. Koñcz¹ siê nam pieni¹dze i w³aciwie stracilimy nadziejê, ¿e jeszcze kiedykolwiek zobaczymy siê z krewnymi. Obawiamy siê, ¿e cz³onkowie naszej rodziny odlec¹ z Rhinnala, nie wiedz¹c, co siê z nami sta³o doda³ Cisgat. Han zaplót³ rêce na piersi. Przykro mi, ¿e wasza rodzina siê rozproszy³a, ale jak powiedzia³em... Dobrze zap³acimy wpad³ mu w s³owo Cisgat. I nie sprawimy ¿adnych k³opotów uzupe³ni³ jego towarzysz. 137
Chwileczkê odezwa³ siê ostro Han. Powiedzia³em, ¿e jest mi przykro. Od pewnego czasu nie zajmujê siê ratowaniem niczyjej skóry. Rozumiecie? Przybysze zamilkli i d³u¿szy czas siê nie odzywali. Nam te¿ jest bardzo przykro odezwa³ siê w koñcu Cisgat. Widz¹c, ¿e Rynowie odwracaj¹ siê i odchodz¹, rozdra¿niony Han wypi³ jednym haustem resztkê piwa. Zaledwie odstawi³ kufel na blat stolika, obok niego wyrós³ jak spod ziemi Roa. Czego chcieli? zapyta³. ¯eby zabraæ ich na Rhinnal. By³y przemytnik zmarszczy³ brwi i usiad³. Jak powiedzia³em, wszyscy staraj¹ siê st¹d odlecieæ. Dowiedzia³e siê czego? zainteresowa³ siê Solo. Roa kiwn¹³ g³ow¹ wysokiemu i szczup³emu rudow³osemu mê¿czynie, który trzyma³ wysoko nad g³ow¹ kufel piwa i torowa³ sobie drogê do ich stolika. By³ ubrany w podniszczony kombinezon weterana gwiezdnych szlaków. Kiedy usiad³, Roa spojrza³ na Hana. To jest Roaky Laamu, a to Fasgo oznajmi³. Kiedy zobaczy³, ¿e nieznajomy wyci¹ga rêkê, szybko doda³, umiechaj¹c siê do Hana: Tylko nie zapomnij policzyæ palców, kiedy skoñczysz siê z nim witaæ. Fasgo wyszczerzy³ w umiechu poplamione zêby. Wypi³ spory ³yk piwa, za które z pewnoci¹ zap³aci³ towarzysz Hana. Fasgo by³ kiedy jednym z moich najlepszych poborców podatkowych i celników ci¹gn¹³ Roa. Zapytaj go, to ci sam powie. Potem, kiedy przesta³em mu p³aciæ, mia³ okazjê wspó³pracowaæ z Reckiem Deshem. Han zauwa¿y³, ¿e umiech powoli znika z twarzy rudzielca. Nie wiesz przypadkiem, gdzie moglibymy znaleæ Recka? zapyta³ Roa nieobowi¹zuj¹cym tonem. Fasgo z wysi³kiem prze³kn¹³ linê. Pos³uchaj, Roa zacz¹³ niepewnie. Dziêkujê ci za piwo, ale... Roaky i ja wiemy wszystko na temat nowych pracodawców Recka przerwa³ mu ostro by³y przemytnik. Nie musisz nas bajerowaæ. Fasgo przesun¹³ jêzykiem po wargach i nerwowo siê rozemia³. Znasz Recka, Roa odpar³. Zawsze s³u¿y temu, kto najlepiej p³aci. Han opar³ ³okcie na blacie sto³u. 138
Je¿eli tak mu dobrze p³ac¹, dlaczego nie jeste z nim? zapyta³. Nie w moim stylu odrzek³ rudow³osy mê¿czyzna, krêc¹c g³ow¹. Nie jestem zdrajc¹. Han i Roa wymienili spojrzenia. A co z Reckiem? nie dawa³ za wygran¹ Roa. Fasgo ponownie pokrêci³ g³ow¹. Nie mam pojêcia, gdzie mo¿e teraz siê podziewaæ odpar³ ponuro. Widz¹c pow¹tpiewanie w oczach Hana, doda³: Jestem z wami szczery, ch³opaki. Po prostu nie wiem. Powiód³ spojrzeniem po zat³oczonej sali, pochyli³ siê nad blatem sto³u i ci¹gn¹³, tym razem o wiele ciszej: Na tej stacji jest jednak kto, kto prawdopodobnie mo¿e wam powiedzieæ. To w³anie on rz¹dzi tu wszystkim... ca³ym podziemiem. Nazywa siê Szef B. Nie wiesz przypadkiem, gdzie mo¿emy znaleæ tego Szefa B? zapyta³ Roa. Fasgo ciszy³ g³os do ledwo s³yszalnego szeptu. Zapytajcie o niego raz czy dwa kogokolwiek doradzi³. Szef B sam was znajdzie. Zamierza³ wstaæ od sto³u, ale Han po³o¿y³ d³oñ na jego ramieniu. Kto wydaje rozkazy Reckowi? spyta³. Kto jest jego pracodawc¹? Twarz gwiezdnego w³óczêgi zblad³a jak p³ótno. Nie chcia³by siê z nimi spotkaæ, Roaky powiedzia³. S¹ paskudni jak diab³y, a mo¿e nawet bardziej. Podasz mi jakie nazwiska? Nigdy nie zapamiêtywa³em ¿adnych nazwisk. Naprawdê... Fasgo prze³kn¹³ linê. Urwa³ nie koñcz¹c zdania. Patrzy³ na co, co znajdowa³o siê ponad ramieniem Hana. Solo odwróci³ siê i ujrza³ zd¹¿aj¹c¹ do ich stolika trójkê Trandoshan. Wszyscy byli uzbrojeni w pistolety blasterowe Merr-Sonn i Blas-Tech. Nosili d³ugie do kolan p³aszcze, które utrzymywa³y sta³¹ temperaturê cia³a. Dwie jaszczuropodobne istoty stanê³y po obu stronach krzes³a Hana, a trzeci samiec najwy¿szy i najstarszy, je¿eli s¹dziæ po siwej barwie skóry okr¹¿y³ stolik a¿ dwa razy. Ani na chwilê nie przesta³ wlepiaæ w Hana czerwonych oczu z czarnymi renicami. W koñcu usiad³ na krzele, ustawionym dok³adnie naprzeciwko niego. Twoja twarz wydaje mi siê znajoma wychrypia³. Z pozbawionych ust warg wysun¹³ d³ugi jêzyk i kilka razy machn¹³ nim w powietrzu. A twój smak nawet jeszcze bardziej. 139
Han zmusi³ siê do rozlunienia miêni. Nie w¹tpi³, ¿e Trandoshanin go rozpozna³, nie by³ jednak pewien, czy kiedykolwiek spotka³ go na swojej drodze. Istoty wydziela³y kwan¹ woñ i pochodzi³y z planety nale¿¹cej do tego samego systemu gwiezdnego, co Kashyyyk. To w³anie one pomog³y przekonaæ funkcjonariuszy Imperium, ¿e istoty rasy Wookie stan¹ siê doskona³ymi niewolnikami, i to one zatrudnia³y siê póniej jako ich poganiacze. Ostatni raz widzia³em taki jêzor, jak zwiesza³ siê ze straganu z miêsem, upstrzony muszymi odchodami odpar³ beztrosko Solo. Jaszczur otworzy³ przepacist¹ paszczê, która dla wielu sta³a siê mierteln¹ pu³apk¹. Rozci¹gn¹³ pysk w grymasie przypominaj¹cym umiech i po³o¿y³ trójpalczaste d³onie na blacie sto³u. Samiec, którego mi przypominasz, od tamtych czasów sta³ siê wa¿n¹ osobistoci¹ zacz¹³ z³owieszczym tonem. Kiedy go zna³em, by³ jednak tylko marnym przemytnikiem. Transportowa³ przyprawê dla Hutta Jabby i wszystkich innych na tyle g³upich, ¿eby go zatrudniæ. Bossk? pomyla³ Han. Czy mo¿liwe... Ach, w tamtych czasach musia³e byæ licznym jajkiem odpar³ niefrasobliwie, staraj¹c siê sprowokowaæ istotê do dalszych zwierzeñ. Dobiegaj¹ce od strony s¹siednich stolików szmery rozmów ucich³y. Widocznie siedz¹cy przy nich gocie i bywalcy lokalu zastanawiali siê, czy pozostaæ na swoich miejscach i obejrzeæ sobie dalsz¹ czêæ przedstawienia, czy te¿ mo¿e braæ nogi za pas, póki jeszcze mo¿na. Je¿eli nie liczyæ innych równie ohydnych czynów, ten ludzki mieæ przeszkodzi³ kiedy handlarzom niewolników na Gandolo Cztery w zawarciu legalnej transakcji oznajmi³ jaszczur. Roa wyprostowa³ siê dumnie na krzele i powiedzia³: Co by³o, to minê³o, dr¹galu. A mo¿e nie polowa³e od tak dawna, ¿e musisz zak³ócaæ spokój przyjacio³om, którzy we w³asnym gronie chcieliby siê napiæ piwa? Trandoshanin spiorunowa³ siwow³osego mê¿czyznê spojrzeniem krwistych oczu. Póniej jednak skierowa³ je znów na Hana. Nie wiem, kim jest ten grubas, ale znam ciebie, cz³owieku odpar³. Nazywasz siê Han Solo. Solo? powtórzy³ zdumiony Fasgo. Han wytrzyma³ si³ê spojrzenia ogromnego jaszczura. To musi byæ Bossk, pomyla³. Mia³ tylko nadziejê, ¿e blaster typu E-11A1, 140
który istota nosi³a na biodrze, zosta³ pozbawiony energii przez celników. Powiedz mi co, Solo ci¹gn¹³ Trandoshanin. Czy nadal wtykasz swój parszywy dziób w nie swoje sprawy? Han wykrzywi³ twarz w wymuszonym umiechu. Tylko kiedy mam okazjê zniszczyæ czyj gwiezdny statek i upokorzyæ jego kapitana odrzek³, lekko mru¿¹c oczy. Trandoshanin wyprostowa³ siê na ca³¹ imponuj¹c¹ wysokoæ. S³ysza³em, ¿e straci³e swojego Wookiego, Solo powiedzia³. Plotka g³osi, ¿e pozwoli³e, aby jaki ksiê¿yc spad³ mu na g³owê. Zrobi³bym to samo, gdyby ci¹gle pa³êta³ siê za mn¹ jaki Wookie. Zachwycony patrzy³, jak Han podrywa siê z krzes³a i znów opada na nie, pchniêty w pier przez Roê. To przecie¿ nie ma sensu, Hanie odezwa³ siê by³y przemytnik. Cokolwiek by mu oderwa³ albo z³ama³, po pewnym czasie odronie. Trandoshan rozci¹gn¹³ pysk w z³oliwym umiechu. Co znaczy jeden zapchlony Wookie wiêcej albo mniej? zapyta³ z demonstracyjnym lekcewa¿eniem. Dlaczego nie polecisz na ich planetê i nie poszukasz sobie nastêpnego? Doprowadzony do ostatecznoci Han zerwa³ siê na równe nogi. Wymierzy³ cios, po którym w Koñcu Zak³adów rozpêta³o siê prawdziwe piek³o.
141
ROZDZIA£
Kiedy dokonywalimy skoku na Coruscant, spêdzi³am pewien czas w zbiorniku bacta oznajmi³a Belindi Kalenda szeciorgu cz³onkom Komisji do spraw Bezpieczeñstwa i Wywiadu senatu Nowej Republiki. Pragnê³a wyjaniæ im, dlaczego wygl¹da lepiej ni¿ siê czuje. Pani postêpowanie wykracza daleko poza zakres obowi¹zków, pani pu³kownik odezwa³ siê diamalañski senator Porolo Miatamia, siedz¹cy na przeciwleg³ym krañcu d³ugiego drewnianego sto³u. Na pomarszczonej, jakby wysuszonej twarzy istoty malowa³ siê autentyczny niepokój. Powinna pani by³a pozostaæ na Waylandzie. Moglimy przecie¿ zorganizowaæ holokonferencjê. Kalenda lekko siê umiechnê³a. Na Waylandzie nie ma urz¹dzeñ, które pozwoli³yby zorganizowaæ tak¹ holokonferencjê, panie senatorze odrzek³a. W takim razie mo¿e przejdziemy do sedna sprawy? zapyta³ siedz¹cy obok Kalendy senator Krall Praget. S³yn¹³ z tego, ¿e nie przebiera³ w s³owach; by³ tym przedstawicielem Edathy, który w czasach konfliktu z Yevethami domaga³ siê ust¹pienia Leii Organy Solo ze stanowiska przywódczyni Nowej Republiki. Miêdzy Pragetem a Miatam¹ siedzia³o kilkoro innych senatorów: Gron Marrab z Kalamara, Tolik Yar z Oolidi, Abel Bogen z Ralltiira i Viqi Shesh z planety Kuat. Do udzia³u w konferencji zaproszono tak¿e Lukea Skywalkera i jego ma³omównego siostrzeñca, Anakina Solo. Mistrz Jedi siedzia³ zachowuj¹c niezwyk³e milczenie. Jego g³owê i wiêksz¹ czêæ twarzy zas³ania³ kaptur czarnego p³aszcza. Kalenda odwróci³a siê do zaproszonych goci. 142
Dziêkujemy, ¿e zechcielicie przybyæ, mistrzu Skywalkerze i Jedi Solo rzek³a. Skywalker kiwn¹³ g³ow¹, ale nie powiedzia³ ani s³owa. Po pierwsze, chcia³abym zauwa¿yæ zaczê³a pani pu³kownik Wywiadu Nowej Republiki, z widocznym wysi³kiem wstaj¹c z fotela ¿e napaæ nieprzyjació³ na Wayland usprawiedliwia rodki ostro¿noci, jakie podejmujemy, ¿eby zapewniæ bezpieczeñstwo obu uciekinierkom. Atak z powietrza wyrz¹dzi³ wiele szkód w samym Nowym Nystao, ale ofiar wród ludnoci cywilnej by³o mniej ni¿ siê spodziewalimy. Z pewnoci¹ zginê³oby o wiele wiêcej osób, gdybymy zdecydowali siê przenieæ obce istoty na Bilbringi albo inn¹ gêsto zaludnion¹ planetê. G³êboko odetchnê³a, ale jej twarz wykrzywi³ przy tym grymas bólu. Jedn¹ z ofiar okaza³ siê doktor Yintal z Wywiadu Floty podjê³a po chwili. Nale¿y jednak podkreliæ, ¿e zgin¹³ w wyniku bezporedniego ataku na kap³ankê istot rasy Yuuzhan Vong, Elan. Rany odnios³a tak¿e pani doktor Joi Eicroth z Alphy Blue. Na szczêcie, bardzo szybko powraca do zdrowia, podobnie jak major Showolter, który mia³ przebite p³uco i z³amanych kilka ¿eber. Kiedy odlatywa³am z Waylandu, nasi dwaj dzielni komandosi rasy Noghri owiadczyli, ¿e s¹ gotowi dalej pe³niæ s³u¿bê. Gdzie w tej chwili znajduj¹ siê uciekinierki? zainteresowa³a siê pani senator Shesh. Przetransportowalimy je na Myrkr i trzymamy w bezpiecznym miejscu odpar³a Kalenda. Do czasu, a¿ postanowimy, co z nimi zrobiæ. Pani pu³kownik wtr¹ci³ siê Praget s³ysza³em, ¿e jedna z uciekinierek nie jest istot¹ rasy Yuuzhan Vong. Je¿eli to prawda, powstaje pytanie, kim w³aciwie jest. Racja przyzna³a Kalenda. Jeszcze nie ustalilimy, czy Vergere to istota z jakiej planety galaktyki Yuuzhan, czy te¿ mo¿e rezultat ich eksperymentów genetycznych. Czy uda³o siê zdobyæ jakiekolwiek informacje, z których by wynika³o, dlaczego obce istoty dokona³y inwazji na Odleg³e Rubie¿e? zapyta³ Miatama. Kalenda pokrêci³a g³ow¹. Skrytobójca zaatakowa³ na samym pocz¹tku przes³uchania powiedzia³a. Wczeniej Elan wymieni³a tylko kilka motywów, jakimi kierowali siê jej ziomkowie. Wiêkszoæ z nich ju¿ znalimy 143
z innych róde³. Istoty rasy Yuuzhan Vong zaatakowa³y nas na ¿¹danie swoich bogów. Zamierzaj¹ oczyciæ nasz¹ galaktykê i nawróciæ nas na swoj¹ wiarê. Elan uwa¿a, ¿e jej pobratymcom o wiele bardziej zale¿y na nawróceniu nas ni¿ na wytêpieniu. Z nagraniami zarejestrowanymi podczas tego przes³uchania, chocia¿ trwa³o bardzo krótko, mo¿na zapoznaæ siê w ka¿dej chwili. G³êboko odetchnê³a. Tym razem chyba nie odczu³a przy tym tak silnego bólu. Przylecia³am tu jednak, ¿eby powiedzieæ wszystkim, co oznajmi³a nam Elan po zabiciu skrytobójcy. Przekaza³a nam informacje o charakterze wojskowym, które mog¹ okazaæ siê nieocenione. Je¿eli siê potwierdz¹, dyrektor Scaur i ja zamierzamy ubiegaæ siê o zgodê na przetransportowanie obu uciekinierek tu, na Coruscant. Poprzez szmer zdumionych pomruków przebi³ siê s³odki jak miód g³os senatorki z planety Kuat. Zwa¿ywszy, co wydarzy³o siê na Waylandzie, czy to rozs¹dne posuniêcie? zapyta³a Shesh. S³ysza³am, ¿e mieszkañcy Nowego Nystao domagaj¹ siê od nas odszkodowania. W³anie to jest jednym z powodów, dla których wybralimy Coruscant wyjani³a Kalenda. Planeta nie stanowi ³atwego celu. Pierwsza przyznajê, ¿e kiedy przenosilimy uciekinierki z Nim Drovis na Wayland, nie zachowano wszystkich koniecznych rodków ostro¿noci. Obiecujê, ¿e to siê nie powtórzy. Opracowalimy plan wykorzystuj¹cy zamieszanie i chaos, jakie w tej chwili panuj¹ w przestworzach rodkowych Rubie¿y. Zamierzamy ukryæ Elan i jej towarzyszkê poród t³umu uchodców. Co wiêcej, planujemy przetransportowaæ je na Coruscant okrê¿n¹ drog¹. A na wszelki wypadek, pragn¹c wywieæ w pole wszystkich, którzy chcieliby dopuciæ siê sabota¿u, wylemy na inne planety kilka podobnych grup, ¿eby jeszcze dok³adniej zatrzeæ lady. Kalenda przerwa³a, ¿eby rozdaæ arkusze duraplastu z kopiami odpowiednich dokumentów. Barwne paski na brzegach wszystkich arkuszy wskazywa³y, ¿e s¹ cile tajne. Elan i Vergere polec¹ najpierw na Bilbringi, a stamt¹d na Jaggê Dwa i Chandrilê ci¹gnê³a po chwili. Rzecz jasna, je¿eli nie wydarzy siê nic nieprzewidzianego... no i tylko pod warunkiem ¿e Wywiad nie zdobêdzie ¿adnych informacji, z których by wynika³o, ¿e takie posuniêcie stworzy zagro¿enie dla bezpieczeñstwa Nowej Republiki. Nie widzê wiêkszego sensu w sprowadzaniu ich na Coruscant odezwa³ siê Bogen, potrz¹saj¹c g³ow¹ tak energicznie, ¿e 144
o ma³o nie rozwichrzy³ starannie u³o¿onych jasno¿ó³tych w³osów. Ma pani racjê; atak skrytobójcy dowodzi, jak du¿¹ rolê odgrywaj¹ pochwycone przez nas obce istoty. Mo¿liwe jednak, ¿e nale¿y przypisaæ mu inne znaczenie. Mo¿e ten atak by³ tylko podstêpem i mia³ utwierdziæ nas w mylnym przekonaniu co do prawdziwych celów ich ucieczki. Staraj¹c siê poruszaæ ostro¿nie i powoli, Kalenda usiad³a w fotelu. Mo¿liwe, ¿e powinnimy siê liczyæ i z tak¹ ewentualnoci¹ przyzna³a po chwili. Przypominam jednak, panie senatorze, ¿e nasz plan przetransportowania istot na Coruscant zale¿y od tego, czy potwierdz¹ siê przekazane przez nie informacje. Przerwa³a, ¿eby nabraæ powietrza. Podobnie jak chyba wszyscy, nie wyzby³am siê podejrzeñ. Kto wie, mo¿e jestem nawet bardziej podejrzliwa ni¿ ktokolwiek inny. Uwa¿am jednak, ¿e nawet je¿eli Elan ¿ywi wobec nas z³e zamiary, mo¿e siê okazaæ bardzo wa¿na dla powodzenia naszych planów. Twierdzi, ¿e wie, gdzie przebywaj¹ agenci Yuuzhan, prowadz¹cy dzia³alnoæ na planetach Nowej Republiki. Podobno potrafi tak¿e podaæ nazwiska wielu kolaborantów, których tamci zwerbowali sporód przemytników, najemników, piratów i najzwyklejszych awanturników. Prawdê mówi¹c, mam prawo przypuszczaæ, ¿e w ataku na Elan pomog³a grupa najemników, którzy nazwali siê Brygad¹ Pokoju. Wszystko przemawia za tym, ¿e to oni poinformowali naszych nieprzyjació³ o przeniesieniu uciekinierek na Wayland. Przerwa³a, ¿eby rozdaæ uczestnikom konferencji kilka innych arkuszy duraplastu. Widnia³a na nich oznaka grupy najemników. Przedstawia³a dwie d³onie z³¹czone w gecie powitania. Jedna mog³a nale¿eæ do istoty ludzkiej, druga za by³a ca³a wytatuowana. Znajdziecie tu informacje na temat cz³onków tej Brygady Pokoju, a tak¿e krótkie opisy aktów sabota¿u, o które ich oskar¿amy. Spojrza³a na Lukea Skywalkera. Wygl¹da na to, ¿e jednym z ich najwa¿niejszych celów jest szerzenie niechêci do rycerzy Jedi. Mistrz Jedi tylko kiwn¹³ g³ow¹, ale nadal milcza³. Mam nadziejê, ¿e Wywiad ma oko na tê grupê odezwa³a siê Shesh, unosz¹c g³owê znad arkusika z informacjami. Bardzo proszê zapoznaæ siê z treci¹ dokumentu przypomnia³a uprzejmie Kalenda. Senator Bogen g³ono chrz¹kn¹³ i poprosi³ o udzielenie g³osu. Niezupe³nie rozumiem, dlaczego ta Elan ma dla nas tak du¿e znaczenie... 10 Próba bohatera
145
Pani pu³kownik Wywiadu zwróci³a siê w jego stronê. Nie tylko mo¿e podaæ nam nazwiska agentów, ale wie, jak myl¹ taktycy Yuuzhan. Umilk³a, jakby siê nad czym zastanawia³a. Chodzi nawet o co wiêcej ci¹gnê³a po chwili. Elan twierdzi, ¿e zna przepowiednie i znaki, których szukaj¹ taktycy Yuuzhan, zanim przyst¹pi¹ do opracowywania planów ataku. Podobno mo¿e nawet wskazaæ nam planety, gdzie usadowili siê ich koordynatorzy wojenni. Chwileczkê przerwa³ Tolik Yar. Uniós³ jedn¹ rêkê, ale drug¹ ca³y czas wystukiwa³ polecenia na klawiaturze komputerowego notatnika. Jeden z raportów... w tej chwili nie mogê go odnaleæ... sugeruje, ¿e ci koordynatorzy s¹ obdarzeni telepatycznymi zdolnociami. Przesta³ wystukiwaæ rozkazy i popatrzy³ na Kalendê. Za³ó¿my, ¿e nasze uciekinierki tak¿e dysponuj¹ takimi umiejêtnociami. Mo¿liwe, ¿e jedna albo obie utrzymuj¹ z koordynatorem telepatyczn¹ wiê i w rzeczywistoci przekazuj¹ mu informacje o nas. Wspomniany przez pana raport z³o¿y³a pracownica naukowa ExGalu, pochwycona przez Yuuzhan i pewien czas przetrzymywana w ich niewoli podpowiedzia³a Kalenda. Muszê przyznaæ, ¿e mo¿liwoæ utrzymywania wiêzi, telepatycznej czy jakiejkolwiek innej, z istotami rasy Yuuzhan Vong rzeczywicie istnieje. To zreszt¹ g³ównie z tego powodu utrzymujemy uciekinierki w ci¹g³ej niepewnoci. Nie przekazujemy im ¿adnych strategicznych informacji, które mog³yby siê przydaæ naszym wrogom. Nawet je¿eli jakim cudem Yuuzhanie oswobodz¹ je z niewoli, obce istoty nie wyjawi¹ im absolutnie ¿adnych sekretów Nowej Republiki. W³aciwie dlaczego te dwie istoty pragn¹ przejæ na nasz¹ stronê? zdziwi³a siê senatorka Shesh. Elan da³a nam do zrozumienia, ¿e w szeregach Yuuzhan dosz³o do ró¿nicy zdañ. Podobno niektórzy wojownicy nie s¹ pewni, czy napaæ na nasz¹ galaktykê jest rzeczywicie zgodna z wol¹ ich bogów. Wszystko wskazuje na to, ¿e kap³anka chce nam pomóc. W zamian za co? Za bogactwa, now¹ to¿samoæ czy bezpieczn¹ kryjówkê? docieka³a Kuatka. Podejrzewam, ¿e jednak mo¿e ¿ywiæ wzglêdem nas wrogie zamiary. Nawet pozbawiony zêbów vonskr niechêtnie zmienia swoj¹ naturê. Kalenda zmru¿y³a oczy. Prawdê mówi¹c, Elan przedstawi³a nam jedn¹ probê rzek³a, wbijaj¹c pa³aj¹ce spojrzenie w Skywalkera. Pragnie spotkaæ siê z rycerzami Jedi. 146
Skywalker drgn¹³ i odwróci³ ku niej g³owê. Nastawi³ uszu nawet siedz¹cy obok niego Anakin. Czy powiedzia³a dlaczego? zainteresowa³ siê mistrz Jedi. Owiadczy³a, ¿e to ma jaki zwi¹zek z chorob¹, jak¹ zaczê³y szerzyæ istoty rasy Yuuzhan Vong na niektórych planetach krótko przed pojawieniem siê ich wiatostatków. Nie chcia³a jednak powiedzieæ nic wiêcej. Stwierdzi³a tylko, ¿e Jedi zrozumiej¹, o co chodzi. Skywalker i jego siostrzeniec wymienili zdumione spojrzenia. Nic wiêcej? zapyta³ wyranie zaintrygowany starszy Jedi. Kalenda pokrêci³a g³ow¹. Jak powiedzia³am senatorowi Miatamie, mo¿na zapoznaæ siê z zarejestrowanym przebiegiem przes³uchania. Prawdê powiedziawszy, jestem ciekawa pañskich uwag. Mo¿e zdo³a pan zauwa¿yæ co, co przeoczylimy albo zlekcewa¿ylimy. Mistrzu Skywalkerze wtr¹ci³ siê Kalamarianin Gron Marrab. Zwróci³ jedno wy³upiaste oko na Lukea, ale drugiego nie przesta³ kierowaæ na Kalendê. Zapewne niepotrzebnie o tym wspominam, ale chcia³bym zauwa¿yæ, ¿e nie powinien pan siê czuæ zobowi¹zany do spe³niania tej dziwacznej proby. Oczywicie, ¿e nie doda³ senator Praget, ironicznie siê umiechaj¹c. Chyba wszyscy doskonale wiedz¹, ¿e rycerze Jedi wcale nie maj¹ s³u¿yæ Nowej Republice. Senatorze, pañska uwaga by³a naganna i wysoce niestosowna upomnia³a go Shesh. Skywalker zignorowa³ jednak wypowied Prageta. Przedyskutujemy to odezwa³ siê po chwili. Je¿eli chodzi o mnie, nie mia³bym nic przeciwko temu, ¿eby spotkaæ siê z t¹ kap³ank¹. Wszyscy umilkli. W sali obrad zapad³a d³uga cisza. W koñcu znów odezwa³a siê Shesh. Pani pu³kownik zaczê³a w³aciwie czego dotycz¹ te informacje o charakterze wojskowym, które przekaza³a wam Elan? Celu nastêpnego ataku wojowników rasy Yuuzhan Vong odrzek³a Kalenda. Podobno bêdzie nim planeta Ord Mantell. Leia siedzia³a zwrócona plecami do po³udniowego wybrze¿a Worlportu i uroczej piaszczystej pla¿y. Nap³ywa³ stamt¹d cichy szmer fal spokojnego oceanu. W pewnej chwili unios³a g³owê i spojrza³a przez transpastalowe okno na wysokie, kopulaste wzgórza, 147
wznosz¹ce siê nad spowitymi dymem pó³nocnymi nieu¿ytkami. Jeszcze dalej ci¹gnê³y siê sk³adnice odpadków i z³omu, które koñczy³y siê dopiero u stóp Dziesiêciomilowego P³askowy¿u. Z najwy¿szego piêtra rz¹dowej rezydencji w³adz planety Ord Mantell miejsca konferencji powiêconej problemom uchodców rozci¹ga³ siê tak¿e widok na wiêksz¹ czêæ stolicy. Prawdê mówi¹c, móg³ przyprawiæ o zawrót g³owy. Tu i ówdzie widzia³o siê jeszcze lady niegdy klasycznej i dominuj¹cej koreliañskiej architektury. Jednak wiêkszoæ fantazyjnie zdobionych iglic, monumentalnych kolumnad, ogromnych rotund o charakterystycznych, ³agodnie zaokr¹glonych ³ukach, monolitycznych nadpro¿ach i rzebionych belkach ju¿ nie istnia³a. Zamiast nich panoszy³y siê niemal wszêdzie wzniesione w pseudorokokowym stylu kopu³y i obeliski, wiadcz¹ce o niezbyt wyszukanym smaku hazardzistów, utracjuszy i obiboków, którzy ca³ymi grupami przylatywali na planetê. Szpetotê budowli podkrela³y tworz¹ce zawi³e wzory w¹skie k³adki, wisz¹ce pomosty, wij¹ce siê rampy, mroczne tunele i d³ugie schody. Nietrudno by³oby zab³¹dziæ w tym labiryncie, pomyla³a Leia. Prawdê mówi¹c, ju¿ kiedy zab³¹dzi³a jakie dwadziecia piêæ lat wczeniej, kiedy przesta³a byæ ksiê¿niczk¹ i dyplomatk¹. Wkrótce potem mia³y miejsce wydarzenia na Hoth i Endorze, a znacznie póniej lub z Hanem i narodziny dzieci. Spogl¹daj¹c na budynki i gmachy miasta, Leia usi³owa³a sobie wyobraziæ, którêdy musia³aby iæ, ¿eby dotrzeæ z rezydencji w³adz planety na skraj ci¹gn¹cego siê po horyzont brunatnego pustkowia. Uczyni³aby wszystko, byle tylko nie myleæ, co robi¹ w tej chwili dzieci albo gdzie podziewa siê Han... Pani ambasador Organo Solo us³ysza³a niespodziewanie g³os przedstawiciela Balmorry. Czy dobrze siê pani czuje? Leia ocknê³a siê z zamylenia. Odwróci³a g³owê i z czaruj¹cym umiechem spojrza³a na siedz¹cych przy d³ugim stole zaproszonych przedstawicieli ró¿nych wiatów. Bardzo przepraszam rzek³a, zwracaj¹c siê do Balmorreanina. Mówi³ pan... Mówi³em, ¿e nie odpowiedzia³a pani na moje pytanie odezwa³ siê zirytowanym tonem szczup³y, starszawy mê¿czyzna, który siedzia³ sztywno wyprostowany, jakby po³kn¹³ kij. Czym w³adze Nowej Republiki zamierzaj¹ uzasadniæ swoj¹ probê, skoro istnieje mnóstwo innych, nadaj¹cych siê do zamieszkania wiatów, gdzie uchodcy mogliby osi¹æ, nie zagra¿aj¹c dobrobytowi rdzennej ludnoci? 148
Leia zmusi³a siê do zachowania spokoju. Uprzejmie siê umiechnê³a. Oczywicie dysponujemy rodkami, umo¿liwiaj¹cymi przetransportowanie dziesi¹tków milionów uchodców na wszystkie nadaj¹ce siê do zasiedlenia planety odleg³ych sektorów powiedzia³a. Nie zale¿y nam jednak na tym, ¿eby po prostu pozbyæ siê problemu. Tu chodzi o ludzi, którzy przyczynili siê do stabilnoci politycznej i dobrobytu Nowej Republiki. Ci nieszczênicy stracili dos³ownie wszystko: domy, farmy, przedsiêbiorstwa, a czêsto dorobek ca³ego ¿ycia. A w wielu przypadkach tak¿e cz³onków najbli¿szej albo dalszej rodziny. Co za po¿ytek z ludzi, którzy nie maj¹ nawet w³asnych planet? zadrwi³ jeden z delegatów. W³anie o to mi chodzi podchwyci³a Leia. Komisja do spraw Uchodców senatu Nowej Republiki poszukuje dla nich planet z dobrze rozwiniêt¹ infrastruktur¹; nie tylko z nadaj¹cymi siê do osiedlenia terenami, ale tak¿e planetarnymi systemami obronnymi, kosmoportami i sieci¹ rodków transportu naziemnego, a przede wszystkim z niezawodnymi systemami ³¹cznoci z Coruscant i innymi planetami J¹dra galaktyki. Alsakañski przedstawiciel prychn¹³ pogardliwie i pokrêci³ g³ow¹, ozdobion¹ puklami krêconych gêstych w³osów. Bardzo chwalebny pomys³, pani ambasador, ale kto wykarmi i odzieje te miliony uchodców? zapyta³ szyderczym tonem. Kto zbuduje im domy i zatroszczy siê o zaspokojenie wszystkich potrzeb? Kto zainstaluje promienniki, aby uchroniæ rdzenn¹ ludnoæ przed chorobami, które mog¹ zawlec uchodcy? Wydzielone przez senat rodki powinny pozwoliæ na rozwi¹zanie takich i innych problemów oznajmi³a oschle Leia. Ale na jak d³ugo? zapyta³ Devaronianin, krêc¹c g³ow¹ z dwoma d³ugimi ogonami. Gdyby kiedy Nowa Republika przesta³a wywi¹zywaæ siê z tych obowi¹zków... albo zosta³a do tego zmuszona w wyniku rozwoju wydarzeñ... ca³y ciê¿ar utrzymywania uchodców spad³by na barki cz³onków rz¹dów tamtych planet. Nie mogliby wyrzuciæ ze swoich wiatów osób, które zgodzili siê przyj¹æ w dobrej wierze. Taka sytuacja doprowadzi³aby te planety do gospodarczej ruiny. Leia pozwoli³a, ¿eby na jej twarzy uzewnêtrzni³a siê przynajmniej czêæ prze¿ywanej frustracji. Czy muszê przypominaæ, ¿e toczymy wojnê i je¿eli jej nie wygramy, gospodarka wielu planet stanie na krawêdzi bankructwa? 149
zapyta³a podniesionym tonem. Czy muszê podkrelaæ, ¿e stawk¹ w tej grze jest wolnoæ nas wszystkich... wolnoæ, któr¹ cieszymy siê od czasu zwyciêstwa nad Imperium? Kiedy zauwa¿y³a, ¿e zwróci³y siê na ni¹ oczy przedstawicieli wszystkich planet, ci¹gnê³a trochê ciszej i spokojniej: Dysponujemy rodkami, ¿eby przetransportowaæ ludnoæ wielu zagro¿onych planet z terenów Odleg³ych Rubie¿y na wiaty usytuowane bli¿ej J¹dra galaktyki. Wszêdzie, gdzie to konieczne, i gdzie bêdziemy mogli na to sobie pozwoliæ, zamierzamy korzystaæ z ogromnych frachtowców i transportowców, ¿eby przewoziæ dziesi¹tki tysiêcy istot równoczenie. Zanim jednak bêdziemy mogli zacz¹æ, niektórzy sporód was musz¹ wyraziæ na to zgodê w imieniu rz¹dów swoich planet. Przypominam, ¿e zrobili to ju¿ Kalamarianie w przypadku uchodców z Ithora, a ostatnio równie¿ Bimmisaarianie, którzy zgodzili siê przyj¹æ uciekinierów z Obroa-skai. Naszym celem jest stworzenie samowystarczalnych enklaw. Mogliby nimi zarz¹dzaæ kompetentni przedstawiciele, wybrani sporód samych uchodców. Mam tu na myli reprezentantów samorz¹dów, lekarzy, nauczycieli, techników i tak dalej. Mimo to chcê podkreliæ, ¿e uwa¿amy domeny tylko za tymczasowe miejsca przesiedlenia. Stopniowo, po jednej grupie naraz, zamierzamy przenosiæ je na inne, bardziej odpowiednie wiaty. Mo¿liwe te¿, ¿e wybierzemy dla nich takie, które w chwili obecnej nie s¹ zasiedlone. Indywidualne enklawy? zapyta³ przedstawiciel Jaggi Dwa. Dla ka¿dej rasy istot niezale¿nie? Wszêdzie, gdzie to mo¿liwe potwierdzi³a Leia. A jeli siê nie da, postaramy siê umieciæ razem kilka grup istot, które dot¹d ¿y³y ze sob¹ w zgodzie. I zadbaæ o wszystkie, czasami sprzeczne potrzeby ich cz³onków? Oczywicie. A co siê stanie, je¿eli tê sam¹ enklawê bêd¹ musia³y zamieszkiwaæ przedstawiciele grup, które dot¹d nie ¿y³y w zgodzie? zapyta³ przedstawiciel jednej z planet nale¿¹cych do gromady Koornacht, nieco wczeniej zasiedlonej na nowo. Bêdziemy siê starali rozwi¹zywaæ takie problemy, kiedy siê pojawi¹ obieca³a Leia. W jaki sposób? Wysy³aj¹c tam oddzia³y si³ porz¹dkowych? To mo¿liwe przyzna³a Organa Solo. Je¿eli oka¿e siê konieczne... 150
Przedstawiciel Balmorry pozwoli³ sobie na pe³en niedowierzania rechot. U¿y³a pani s³owa enklawa zacz¹³ ale mia³a pani na myli obóz odosobnienia, prawda? O g³os poprosi³ delegat Devarona. Spiorunowa³ Leiê spojrzeniem. A co, je¿eli wojownicy rasy Yuuzhan Vong opanuj¹ kolejne wiaty? zapyta³ obcesowo. Ilu nastêpnych uchodców bêdziemy musieli przyj¹æ? Czy istnieje jakakolwiek granica, czy te¿ mo¿e Nowa Republika zamierza st³oczyæ ludnoæ tysiêcy planet na powierzchniach kilku setek? Ograniczymy liczbê uchodców obieca³a Organa Solo. Odwróci³a siê w stronê delegatki planety Ord Mantell. Pani wiat móg³by daæ dobry przyk³ad. Moglibycie przyj¹æ uchodców, st³oczonych teraz na pok³adach Ko³a Fortuny, i pozwoliæ im zamieszkaæ w tymczasowych obozach na pó³noc od stolicy. Przedstawicielka planety kobieta z nosem jak guzik sprawia³a wra¿enie zdumionej i przera¿onej. Obawiam siê, ¿e to niemo¿liwe, pani ambasador odezwa³a siê po chwili milczenia. W grê wchodzi wiele istotnych powodów, ale najwa¿niejszy to ten, ¿e okolice Dziesiêciomilowego P³askowy¿u s¹ jedn¹ z naszych najwiêkszych atrakcji turystycznych. Atrakcji turystycznych? powtórzy³a Leia takim tonem, jakby nie mog³a uwierzyæ w³asnym uszom. Ord Mantell jest usytuowana na pierwszej linii frontu. Ilu turystów spodziewa siê pani zobaczyæ tu w ci¹gu najbli¿szych kilku miesiêcy? Kobieta siê zasêpi³a. Wygl¹da na to, ¿e los oszczêdzi³ nam najgorszego rzek³a. Spodziewamy siê, ¿e w miarê up³ywu czasu turystów bêdzie siê pojawia³o coraz wiêcej. Leia kilka razy odetchnê³a g³êboko. Bardzo siê stara³a zachowaæ spokój. Mo¿e w takim razie trochê dalej na zachód od stolicy? zapyta³a. Przedstawicielka Ord Mantell odrzuci³a jednak i tê propozycjê. Zmierzy³a rozmówczyniê protekcjonalnym spojrzeniem. Bardzo ¿a³ujê, ale tamte tereny stanowi¹ rezerwat manteliañskich savripów oznajmi³a. Myliwi z odleg³ych planet czekaj¹ w kolejce nieraz wiele miesiêcy na okazjê i honor tropienia tych drapie¿ników. 151
Zrozpaczona Leia westchnê³a. Czy naprawdê nikt sporód was nie zg³osi siê na ochotnika? zapyta³a, spogl¹daj¹c po kolei na wszystkich uczestników zebrania. Zg³osi³ siê przedstawiciel Gyndiny i systemu Circarpous. Gyndina zgadza siê przyj¹æ czêæ uchodców, przebywaj¹cych obecnie na terenie Ko³a Fortuny powiedzia³. Dziêkujê panu odpar³a Leia. Ruan tak¿e odezwa³ siê z dum¹ przedstawiciel Salliche Ag, Borert Harbright. Ród Harbrightów nie opuci nieszczêników w potrzebie. Leia umiechnê³a siê ciep³o do niego, ale uczyni³a to jakby wbrew sobie. Salliche Ag by³a potê¿n¹ i bogat¹ korporacj¹, w³adaj¹c¹ wieloma wiatami na obrze¿ach G³êbokiego J¹dra galaktyki. Ruan i kilka innych wiatów idealnie nadawa³y siê na za³o¿enie tymczasowych orodków dla przesiedleñców. W g³osie hrabiego Harbrighta brzmia³a jednak taka buta, ¿e Leia natychmiast zrozumia³a, i¿ musi siê mieæ na bacznoci. Z czarnych oczu mê¿czyzny wyziera³a ob³uda, a za uprzejmym umiechem kry³a siê dwulicowoæ. Mimo to Leia i tak mu podziêkowa³a. Wyra¿am g³êbok¹ wdziêcznoæ w imieniu Prezydium senatu i Senackiej Komisji do spraw Uchodców, a tak¿e tysiêcy istot, których ¿ycie uratuje pañska szczodroæ powiedzia³a. Jeszcze raz powiod³a spojrzeniem po twarzach uczestników zebrania. Zapewne teraz inni zechc¹ pod¹¿yæ w lady pana hrabiego doda³a, mo¿e odrobinê bardziej cierpko ni¿ powinna. Kiedy w koñcu og³oszono przerwê na drugie niadanie, Leia wsta³a i skierowa³a siê do wyjcia z okr¹g³ej sali. Spieszy³a siê, jak mog³a. Nie chcia³a, by ktokolwiek sporód zebranych zaczepi³ j¹ i zawraca³ g³owê b³ahymi problemami. Na korytarzu czeka³ Olmahk, osobisty stra¿nik rasy Noghri. Obok niego niecierpliwi³ siê C-3PO. Mam nadziejê, ¿e zebranie zakoñczy³o siê pomylnie, pani Leio odezwa³ siê uprzejmie protokolarny android. Musia³ przyspieszyæ, ¿eby dotrzymaæ jej kroku. Na tyle, na ile mo¿na by³o siê spodziewaæ mruknê³a rozgoryczona Leia. Skierowali siê do szybu turbowindy i zjechali na najni¿szy poziom rezydencji w³adz planety Ord Mantell. Kiedy jednak znaleli 152
siê w przestronnym i ostentacyjnie umeblowanym westybulu, Leia stanê³a jak wryta. Wygl¹da³o na to, ¿e wszystkie androidy, jakie mia³a w zasiêgu wzroku, kierowa³y siê z niezwyk³¹ szybkoci¹ ku któremu sporód wielu wyjæ z wielkiego gmachu. Co siê tu dzieje? zapyta³a. Nie mam najmniejszego pojêcia przyzna³ strapiony Threepio. Ale zaraz postaram siê dowiedzieæ. Przeci¹³ pó³ westybulu i zast¹pi³ drogê administracyjnemu androidowi z g³ow¹ w kszta³cie odwróconej probówki. Automat typu 3D-4X musia³ raptownie stan¹æ. Polizn¹³ siê na wypolerowanej kamiennej posadzce; na szczêcie jednak zdo³a³ utrzymaæ równowagê. Obaj zaczêli rozmawiaæ w jêzyku androidów tak szybko, ¿e wygl¹dali jak dwa owady, dziel¹ce siê porodku w¹skiego szlaku bardzo wa¿nymi informacjami. Kilka chwil póniej Threepio odwróci³ siê jak u¿¹dlony i pospieszy³ z powrotem do Leii i Olmahka. St¹pa³ sztywno i wymachiwa³ z³ocistymi rêkami, jak zawsze, ilekroæ przynosi³ niepomylne wieci. Pani Leio, w³anie otrzyma³em najbardziej przera¿aj¹c¹ wiadomoæ! oznajmi³ z wyranym przejêciem. Wygl¹da na to, ¿e istoty rasy Yuuzhan Vong obra³y za nastêpny cel ataku planetê Ord Mantell!
153
ROZDZIA£
!
Ten brutal móg³ ciê zabiæ, moja pani odezwa³a siê Vergere w tajnym jêzyku, u¿ywanym przez sektê kap³anek-zwodzicielek. Opatrywa³a obra¿enia, jakie zada³ Elan skrytobójca. Yuuzhanka odsunê³a powierniczkê na bok. Chcia³a przejrzeæ siê w lustrze, które nieco wczeniej przyniós³ Showolter. Ani na chwilê nie obawia³am siê o ¿ycie oznajmi³a. Ba³am siê tylko, czy nie wyrz¹dzi krzywdy moim botousom. Ten g³upiec zadawa³ ciosy z tak¹ si³¹, ¿e móg³ uszkodziæ stworzenia albo spowolniæ ich rozwój. Vergere przysiad³a na wyginaj¹cych siê do ty³u nogach i nastawi³a d³ugie uszy. Czy mylisz, pani, ¿e sta³o siê im co z³ego? zapyta³a zatroskana. Elan przesunê³a d³oni¹ po dolnej czêci torsu. Na jej twarzy pojawi³ siê z³oliwy umiech. Czujê, jak siê rozwijaj¹, Vergere odrzek³a. Szepcz¹ do mnie. Czekaj¹ na cztery wydechy, które je uwolni¹. Odnoszê wra¿enie, ¿e niecierpliwi¹ siê... sposobi¹ do akcji. One czy ty, moja pani? Elan odwróci³a g³owê i spojrza³a na powierniczkê. Je¿eli uwolniê szerz¹ce mieræ toksyny, otrzymam wspania³¹ nagrodê przypomnia³a. Wieæ o moim wyczynie mo¿e dotrzeæ nawet do uszu samego najwy¿szego lorda, Shimrry. Bez w¹tpienia zapewni³a j¹ Vergere. Najwiêksz¹ korzyæ odnios¹ jednak cz³onkowie twojej domeny. Elan nie przestawa³a wpatrywaæ siê w skone oczy istoty. 154
Nie bardzo wierzysz w to, ¿e Harrar zdo³a ocaliæ nas po tym, kiedy rozprawiê siê z rycerzami Jedi, prawda? zapyta³a. W wielkich oczach Vergere odmalowa³o siê pow¹tpiewanie. Prawdopodobnie z tego samego powodu zje¿y³y siê delikatne piórka z ty³u szyi. Wierzê, ¿e Harrar uczyni wszystko, co tylko mo¿liwe, ¿eby ciê odnaleæ odrzek³a szczerze. Od tej chwili jednak nie przyjdzie mu ³atwo ledziæ nasze ruchy. Po ataku skrytobójcy nasza sytuacja uleg³a istotnej zmianie. Teraz Showolter bêdzie nas przenosi³ z miejsca na miejsce. W koñcu znajdziemy siê tak g³êboko w przestworzach Nowej Republiki, ¿e dotrzeæ do nas nie zdo³a nawet Nom Anor. Chocia¿ sam odniós³ bardzo powa¿ne obra¿enia, major Showolter nie przestawa³ otaczaæ ich troskliw¹ opiek¹. Ostatnio jednak dok³ada³ wszelkich starañ, aby nawet przypadkiem nie wymieniæ nazwy wiata, dok¹d zdecydowa³ siê je przetransportowaæ. Elan wiedzia³a tylko, ¿e planeta jest jeszcze bardziej zacofana i odleg³a ni¿ ta, gdzie dot¹d przebywa³y. Tu¿ po wyl¹dowaniu zdo³a³a tylko zaobserwowaæ, ¿e powierzchniê porastaj¹ gêste, chyba niemo¿liwe do przebycia lasy i ¿e ronie w nich pe³no najdziwniejszych drzew, jakie kiedykolwiek widzia³a. Z urywków pods³uchanych rozmów wynika³o, ¿e planeta mo¿e poszczyciæ siê co najmniej jednym niewielkim miastem. Wkrótce jednak sta³o siê oczywiste, ¿e Elan, Vergere i funkcjonariuszy Wywiadu Nowej Republiki zakwaterowano bardzo daleko od niego. Kap³anka pog³aska³a poroniête delikatnym puchem plecy swojej towarzyszki. Je¿eli obowi¹zek zmusi mnie do z³o¿enia w ofierze w³asnego ¿ycia, pogodzê siê z losem, moja droga rzek³a. Wiem, ¿e wtedy moja domena rozwinie siê i rozkwitnie jak jeszcze nigdy do tej pory, a ojciec niew¹tpliwie awansuje do stopnia najwy¿szego arcykap³ana. A bezwzglêdny Harrar przypisze sobie ca³¹ zas³ugê. To nie powinno nas interesowaæ oznajmi³a Elan. Vergere zaplot³a rêce na torsie i kiwnê³a wyd³u¿on¹ g³ow¹. Pozostanê do samego koñca u twojego boku, pani obieca³a. Zachowuj¹c jak najwiêksz¹ ostro¿noæ, Elan zaczê³a badaæ siniaki, prêgi i lady, jakie na jej szyi pozostawi³y mocarne paluchy skrytobójcy. Znam tego, którego przys³a³ Harrar odezwa³a siê w pewnej chwili. Doskonali³ swoje umiejêtnoci pod nadzorem Shaiów. 155
Vergere przycisnê³a palce do oczu i rozmaza³a kilka ³ez w miejscach, gdzie na ciele Elan widnia³y najwiêksze rany i siniaki. Tej samej sekty, która da³a pocz¹tek Domenie Shai komandora Shedao? zapyta³a. Tej samej przyzna³a m³oda Yuuzhanka. Cz³onkowie domeny Shai znajduj¹ przyjemnoæ w zadawaniu bólu dla samego bólu... sobie albo wszystkim innym, którzy mieli nieszczêcie wpaæ w ich ³apy. Shaiowie uwa¿aj¹, ¿e w ¿yciu nie istnieje inny cel oprócz zadawania bólu. Ból jest dla nich celem samym w sobie. Jest pocz¹tkiem i koñcem sensu ¿ycia. Westchnê³a z wyran¹ ulg¹. Twoje ³zy przynosz¹ niezwyk³e ukojenie, moja droga. Vergere nie przesta³a zajmowaæ siê obra¿eniami kap³anki. Harrar chcia³ tylko przekonaæ naszych wrogów, ¿e jeste kim bardzo wa¿nym, wyj¹tkowym, moja pani odezwa³a siê w pewnej chwili. Je¿eli o to chodzi, post¹pi³ niezwykle przezornie. Lepiej, ¿eby Nowa Republika uwa¿a³a, i¿ Yuuzhanie s¹ niesforni i krn¹brni raczej ni¿ rozs¹dni. Elan kiwnê³a g³ow¹, ale nie powiedzia³a ani s³owa. Niektórzy uwa¿ali, ¿e Vergere przysz³a na wiat w wyniku eksperymentów genetycznych, do jakich istoty rasy Yuuzhan Vong wykazywa³y zawsze poci¹g i talent. W rzeczywistoci jednak egzotyczn¹ istotê przydzielono dwa pokolenia wczeniej wojownikom g³ównej floty. Zadecydowali tak cz³onkowie jednej z pierwszych grup zwiadowczych, badaj¹cych galaktykê, w której rodzili siê rycerze Jedi. Zwiadowcy przywieli na pok³ady wiatostatków dziesi¹tki pochwyconych istot ró¿nych ras i p³ci ludzi, Verpinów, Talzów i wielu innych. Niemal wszystkich poddano wyczerpuj¹cym badaniom albo z³o¿ono w ofierze. Pojedynczych wiêniów jednak przydzielono do zabawy albo do towarzystwa dzieciom najwy¿szych dostojników. Jedn¹ z takich obdarowanych osób by³a Elan, najm³odsza córka doradcy najwy¿szego lorda Shimrry. Niektórzy uwa¿ali, ¿e umiejêtnoci Vergere czyni¹ z niej wiêt¹ istotê. Up³ynê³o wiele lat, podczas których wiatostatki przemierza³y pustkê miêdzygalaktycznych przestworzy, a Elan poddawa³a siê rygorystycznemu i wyczerpuj¹cemu szkoleniu w zakonie kap³anek-zwodzicielek. Ca³y ten czas Vergere by³a jej nieod³¹czn¹ towarzyszk¹, powierniczk¹ i przyjació³k¹, a czasami nawet nauczycielk¹. Czy radujesz siê, ¿e nareszcie powróci³a do istot swojej rasy? zapyta³a pozornie obojêtnym tonem Elan. Trudno by³oby je uznaæ za istoty mojej rasy, pani odpar³a powierniczka. 156
A wiêc do swojej rodzimej galaktyki? nalega³a Yuuzhanka. W wielkich oczach istoty pojawi³y siê figlarne b³yski. My, Foshanie, nigdy nie czulimy siê tu jak w domu odrzek³a. Tworzylimy zbyt ma³o liczn¹ grupê. Istoty ludzkie wype³ni³y wszystkie mo¿liwe szczeliny procesu ewolucji. Prawdê mówi¹c, skaza³y moj¹ rasê na zag³adê. Dopuci³y, ¿ebymy wyginêli. A przecie¿ ¿adne z nas nie wyrz¹dzi³o im ¿adnej krzywdy. Moi ziomkowie starali siê ¿yæ w pokoju. Zajmowalimy niewielk¹ niszê ogromnego kontinuum. Ale zachwycasz siê ich jedzeniem. Ach, jedzenie... Vergere wybuchnê³a beztroskim miechem. To zupe³nie co innego. Elan spowa¿nia³a. Mog³aby wyjawiæ Showolterowi ca³¹ prawdê powiedzia³a. Dziêki temu wróci³aby do swoich. Vergere ujê³a ozdobion¹ tatua¿em d³oñ Elan i pieszczotliwie j¹ pog³aska³a. Jestem twoj¹ powierniczk¹, pani odrzek³a. Gdyby nie ty, zosta³abym zabita, zamêczona albo z³o¿ona w ofierze. Zawdziêczam ci ¿ycie. Pozostaniemy razem, dopóki jedna z nas nie zginie. Elan demonstracyjnie g³ono westchnê³a. Bez wzglêdu na to, co mówisz albo chcesz wyjawiæ, znasz te istoty lepiej ni¿ ktokolwiek inny... nawet Nom Anor. Vergere pokrêci³a g³ow¹. Egzekutor uzna³ poznanie ich za cel ¿ycia przypomnia³a. Poprzysi¹g³, ¿e nie spocznie, dopóki nie pozna ich lepiej ni¿ one znaj¹ siebie. My za, istoty rasy Fosh, o wiele wiêksz¹ uwagê powiêcamy ukrywaniu tego, kim jestemy. A zatem moja droga zaczê³a kap³anka chocia¿ twierdzisz, ¿e wiesz tak niewiele, powiedz mi jedno. Czy Showolter i kobiety, które nas odwiedza³y, chwycili przynêtê? Gdybym uczestniczy³a w ich naradach, mo¿e wiedzia³abym to na pewno odpar³a Vergere. Niew¹tpliwie powiêcenie i zapa³, z jakimi skrytobójca usi³owa³ wykonaæ zadanie, pomog³y rozproszyæ w¹tpliwoci, jakie pocz¹tkowo ¿ywi³ wzglêdem nas Showolter. Elan spowa¿nia³a. To prawda przyzna³a. Troszczy siê teraz o nas jak nigdy do tej pory. Poniewa¿ oczarowa³a go, moja pani stwierdzi³a powierniczka. Podobnie jak wszystkich. 157
Spodziewa³am siê, ¿e powiesz co takiego, moja droga mruknê³a Yuuzhanka. Uwa¿asz zatem, ¿e spe³ni¹ moj¹ probê i umo¿liwi¹ mi spotkanie z rycerzami Jedi? Jeszcze za wczenie, by to wiedzieæ, pani zauwa¿y³a Vergere. Mo¿e gdyby komandor Tla uzna³ za s³uszne pozwoliæ, ¿eby wojownicy Nowej Republiki odnieli jedno albo dwa zwyciêstwa, uwierzyliby w twoje informacje i pozwolili ci zobaczyæ siê z Jedi. Elan umilk³a na chwilê. Zna³a ich, kiedy tu mieszka³a? zapyta³a w koñcu. Jak ci wspomina³am, pani, staralimy siê ¿yæ na uboczu i nie rzucaæ w oczy, ale, rzecz jasna, znalimy rycerzy Jedi. W tamtych czasach ¿y³o ich wielu. Zdumia³am siê, kiedy przylecielimy tu i stwierdzi³am, ¿e teraz jest ich tylko kilkoro. Przerwa³a na chwilê. Dziêkujê ci, moja pani, ¿e nie wyjawi³a Harrarowi prawdy o moim pochodzeniu i przesz³oci. Elan siê umiechnê³a. Czy kiedykolwiek by³a wiadkiem, jak rycerze Jedi pos³uguj¹ siê Moc¹? zapyta³a. Jedi twierdz¹, ¿e Moc otacza nas wszystkich... ¿e przenika wszystko, co ¿yje odpar³a Foshanka. Je¿eli wiêc uznaæ, ¿e to prawda, odpowied brzmi: tak. Jestem przekonana, ¿e by³am wiadkiem oddzia³ywania Mocy. Mo¿e istoty rasy Yuuzhan Vong skorzystaj¹, je¿eli tak¿e naucz¹ siê ni¹ pos³ugiwaæ? zapyta³a kap³anka. Vergere zastanawia³a siê kilka chwil, zanim odpowiedzia³a. Moc to broñ obosieczna, moja pani odezwa³a siê w koñcu. Je¿eli kto u¿ywa jednego ostrza, mo¿e odnieæ zwyciêstwo. Musi jednak uwa¿aæ, aby nie zabi³o go drugie. Nie mo¿e pozwoliæ sobie nawet na chwilê nieuwagi. Nie wolno mu myleæ o niczym innym. W przeciwnym razie straci wszystko, co dot¹d uda³o mu siê osi¹gn¹æ. Spojrza³a na Elan. Rzeczywicie, istoty rasy Yuuzhan Vong skorzysta³yby, gdyby uwiadomi³y sobie istnienie Mocy. Jednak nie wszystkie mog³yby siê ni¹ pos³ugiwaæ. Tak¹ broni¹ byliby zdolni w³adaæ tylko ci, którzy maj¹ doæ si³y, by j¹ unieæ, i doæ rozs¹dku, ¿eby wiedzieæ, kiedy z niej skorzystaæ. Erinnic gwiezdny niszczyciel klasy Imperial II unosi³ siê w przestworzach miêdzy dwoma ksiê¿ycami. Oba mia³y podobn¹ wielkoæ i kr¹¿y³y wokó³ planety Ord Mantell w niewielkiej 158
odleg³oci jeden od drugiego. Z dziobowych hangarów okrêtu wylatywa³y eskadry X-skrzyd³owców typu T-65A3, maszyn typu E i myliwców TIE. Wszystkie eskadry opuci³y bazê zameldowa³ w pewnej chwili marynarz pe³ni¹cy s³u¿bê na mostku, w jednej z wnêk poni¿ej biegn¹cego rodkiem pomostu dowodzenia. Piloci kieruj¹ siê na wyznaczone stanowiska. Niech Moc bêdzie z wami pozdrowi³ ich wiceadmira³ Ark Poinard, korzystaj¹c z ogólnego kana³u ³¹cznoci. K¹tem oka dostrzeg³, ¿e na pomarszczonej i pooranej bruzdami twarzy genera³a Yalda Sutela niegdysiejszego przeciwnika, ale podczas wojny z Yuuzhanami sprzymierzeñca pojawi³ siê wymuszony umiech. Jaki problem, panie generale? zapyta³, odwracaj¹c siê do niego i unosz¹c krzaczast¹ siw¹ brew. Sutel zrobi³ niezbyt m¹dr¹ minê. Pokrêci³ g³ow¹, ale nie przesta³ siê umiechaæ. Nie, nic takiego odpar³. Tylko nie mog³em siê powstrzymaæ. Wci¹¿ jeszcze dziwiê siê, kiedy s³yszê to z pañskich ust. Poinard parskn¹³. Mo¿e pan wierzyæ albo nie zacz¹³ ale mówi³em tak do siebie, jeszcze kiedy z hangarów tego okrêtu startowa³y wy³¹cznie myliwce TIE. Nigdy w to nie uwierzê oznajmi³ Sutel. Nie zdradza³em siê z tym, ale zawsze darzy³em Moc wielkim powa¿aniem wyzna³ wiceadmira³. Za³o¿ywszy rêce za plecami, obaj weterani przechadzali siê pó³kolistym pomostem, biegn¹cym po obwodzie mostka, pod iluminatorami w kszta³cie trapezów. W wyniku zawartego miêdzy Now¹ Republik¹ a Szcz¹tkami Imperium kompromisu, Poinard zachowa³ honorowy tytu³ dowódcy okrêtu flagowego, a Sutela mianowano dowódc¹ grupy szturmowej. Sporód tworz¹cych ma³¹ flotê szesnastu jednostek, kilka eskortowa³o i chroni³o Erinnica. Wiêkszoæ jednak a wród nich kalamariañski szturmowy kr¹¿ownik klasy Mediator, dwa lotniskowce klasy Quasar Fire, trzy fregaty eskortowe i piêæ kanonierek klasy Ranger zajê³a stanowiska nad owietlon¹ stron¹ powierzchni pi¹tej planety systemu. Ka¿dy okrêt, którego dowódca zamierza³by dokonaæ skoku do systemu od strony opanowanych przez Yuuzhan rejonów przestworzy, musia³by przelatywaæ miêdzy planet¹ 159
a Rubie¿ami. Dowódcy okrêtów Nowej Republiki spodziewali siê, ¿e w miejscu, które wybrali na kryjówkê, ich jednostki pozostan¹ niewidoczne do ostatniej chwili. Poinard przystan¹³ przed najbardziej wysuniêtym ku dziobowi stanowiskiem kontrolnym. Pochyli³ siê i zagadn¹³ pani¹ technik, pe³ni¹c¹ s³u¿bê przy jednej konsolecie. Dzieje siê tam co ciekawego? Kobieta rzuci³a okiem na przyrz¹dy pomiarowe. Zaprzeczam, panie admirale powiedzia³a. Wszyscy wys³ani zwiadowcy melduj¹, ¿e panuje spokój. Wygl¹da na to, ¿e taktycy admira³a Sovva wys³ali nas na poszukiwania wiatru w polu odezwa³ siê pó³g³osem Poinard, zwróciwszy g³owê w stronê genera³a. Nie, dostalimy tê informacjê z Wywiadu odpar³ równie cicho Sutel, nie przestaj¹c wpatrywaæ siê w iluminator. To jeszcze gorzej mrukn¹³ wiceadmira³. Ord Mantell nie ma du¿ego znaczenia pod wzglêdem strategicznym. Sutel w koñcu oderwa³ spojrzenie od usianych punkcikami gwiazd przestworzy i popatrzy³ na Poinarda. A Ithor mia³? zapyta³. A Obroa-skai? Wojownicy rasy Yuuzhan Vong tocz¹ z nami psychologiczn¹ wojnê. Kto jak kto, ale pan powinien wiedzieæ to najlepiej. Czy to nie pañski brat s³u¿y³ kiedy jako dowódca oddzia³u robotów krocz¹cych AT-AT? Transportery opancerzone pe³ni³y bardzo wa¿ne funkcje na polu walki obruszy³ siê wiceadmira³. Jako ma³o skuteczna broñ, której g³ównym celem by³o sianie przera¿enia stwierdzi³ Sutel. To chyba oczywiste, ¿e Yuuzhanie chc¹ sterroryzowaæ nas w podobny sposób. Zamierzaj¹ nas pokonaæ, demoralizuj¹c albo os³abiaj¹c wolê walki. Ale Ord Mantell? zapyta³ z pow¹tpiewaniem Poinard. Zdemoralizuj¹ tam tylko turystów i szulerów... Panie admirale! przerwa³a mu kobieta pe³ni¹ca s³u¿bê na ni¿szym poziomie, we wnêce dla operatorów. Zwiadowcy melduj¹, ¿e z nadprzestrzeni wyskakuj¹ jednostki nieprzyjació³. Ograniczaj¹ prêdkoæ. Cechy charakterystyczne budowy i systemów napêdowych dowodz¹, ¿e mamy do czynienia z Yuuzhanami. Poinard odwróci³ siê i pochyli³ nad zag³êbieniem usytuowanym po przeciwnej stronie biegn¹cego rodkiem pomostu dowodzenia. Dy¿uruj¹cy tam technicy starali siê oceniæ stopieñ zagro¿enia. Ich komputery zaczê³y porozumiewaæ siê w jêzyku maszyn. 160
Og³osiæ alarm bojowy rozkaza³. Wolni od s³u¿by maj¹ pozostawaæ w swoich kwaterach. W³¹czyæ silniki napêdu podwietlnego i skierowaæ okrêt w pobli¿e ksiê¿yca numer dwa. Wyprostowa³ siê, odwróci³ i przeszed³szy kilka kroków, stan¹³ nad drugim zag³êbieniem. Pochyli³ siê nad kobiet¹ przy kontrolnej konsolecie. Ile okrêtów? zapyta³. Jedenacie, panie admirale zameldowa³a techniczka. Dwa odpowiedniki naszych korwet, piêæ odpowiedników fregat, trzy odpowiedniki lekkich kr¹¿owników i jeden odpowiednik okrêtu liniowego. Do rozmowy przy³¹czy³ siê m³odszy stopniem oficer, który cicho jak duch stan¹³ za plecami obu dowódców. Panie admirale, panie generale zacz¹³ s³u¿bicie dowódcy skrzyde³ melduj¹, ¿e ich piloci zakoñczyli zajmowaæ wyznaczone pozycje. Czekaj¹ na rozkaz ataku. Technicy ze stanowiska taktycznego mostka melduj¹, ¿e wszystkie systemy s¹ sprawne i gotowe do akcji. Wygl¹da, ¿e przynajmniej tym razem si³y s¹ wyrównane stwierdzi³ genera³ po chwili. Z wyj¹tkiem jednego drobiazgu, który daje nam przewagê zauwa¿y³ Poinard. Tamci nie wiedz¹, ¿e siê ich spodziewamy.
11
161
ROZDZIA£
"
Han opar³ siê ramieniem o pordzewia³e prêty ciasnej wiêziennej celi i zacz¹³ delikatnie masowaæ obola³¹ kostkê serdecznego palca prawej d³oni. To by³a pierwszorzêdna walka odezwa³ siê po chwili. Ju¿ dawno siê tak dobrze nie bawi³em. Fasgo i Roa siedzieli na bardzo brudnej pod³odze, oparci plecami o równie poplamion¹ cianê. Pierwszy mia³ zabawnie opuchniête prawe ucho; drugi wygl¹da³, jakby nie odniós³ powa¿niejszych obra¿eñ. Narobilimy nielichego ba³aganu radonie szczerz¹c zêby, zgodzi³ siê z nim Roa. Fasgo delikatnie pog³aska³ czubek nosa. Mam wra¿enie, ¿e jest z³amany mrukn¹³. Roa klepn¹³ by³ego agenta do spraw podatków i ce³ po ramieniu. Nastêpnym razem pamiêtaj, ¿e najlepsz¹ obron¹ bywa trzymanie siê w przyzwoitej odleg³oci doradzi³. Przynajmniej poza zasiêgiem wymachuj¹cych r¹k. Przykro mi tylko, ¿e ten dr¹gal nie wyzion¹³ ducha odezwa³ siê Fasgo. Daj mu jeszcze trochê czasu odpar³ g³ono Solo. Spojrza³ znacz¹co na trzech Trandoshan, zajmuj¹cych celê dok³adnie naprzeciwko nich, po drugiej stronie przejcia. Rudow³osy mê¿czyzna zbli¿y³ do siebie kciuk i palec wskazuj¹cy, tak ¿e dziel¹ca je odleg³oæ zmala³a do mniej wiêcej centymetra. Tamto krzes³o chybi³o go o tyle powiedzia³. 162
O prawdziwym pechu mo¿e mówiæ ten biedak Bith, który siedzia³ przy nastêpnym stole przypomnia³ Han. Jasne, my za to mamy szczêcie wtr¹ci³ siê Roa. Myla³, ¿e rzuci³ je który z Trandoshan. Fasgo kiwn¹³ g³ow¹. Jak to dobrze, ¿e ci balonog³owi gocie opowiedzieli siê po naszej stronie zauwa¿y³. Bardzo przyda³a siê nam ich pomoc. Nie tak g³ono! szepn¹³ by³y przemytnik. Ich tak¿e tu zamknêli, dwie cele dalej. Fasgo machn¹³ rêk¹. Wsadzili chyba wszystkich, którzy przebywali wtedy w Koñcu Zak³adów. Spojrza³ na Hana i wybuchn¹³ miechem. Dokonalimy naprawdê niezwyk³ej sztuki. Ta-a, trochê pomogli nam stra¿nicy. Solo zachichota³. Nic dziwnego, ¿e w³adze porz¹dkowe Ko³a nie zezwalaj¹ na noszenie uzbrojonych blasterów. Nagle rozleg³ siê g³ony pisk i nie smarowane od dawna drzwi wiêziennego bloku stanê³y otworem. Chwilê póniej przed krat¹ ich celi pojawi³ siê krzepki stra¿nik w szarym mundurze. W porz¹dku, cwaniaki odezwa³ siê gderliwie. Wynocha z celi. Jestecie wolni. Han, Roa i Fasgo wymienili zdumione spojrzenia. Myla³em, ¿e wyjdziemy za kaucj¹ dopiero po rozprawie? zdziwi³ siê siwow³osy mê¿czyzna. Nie bêdzie ¿adnej rozprawy burkn¹³ stra¿nik. Musicie mieæ wysoko postawionych przyjació³. Roa spojrza³ na Hana. Chyba jednak kto wie, ¿e tu przylecia³e, Roaky Laamu powiedzia³. Pamiêtasz, ten Trandoshanin rozpozna³ ciê bez trudu. Han doszed³ do wniosku, ¿e to mo¿liwe. Wiadomoæ roznios³a siê lotem b³yskawicy i kto powiadomi³ Leiê. Drzwi odsunê³y siê na bok i wszyscy trzej wyszli. Solo podszed³ do celi Trandoshan, ale przystan¹³ na tyle daleko, ¿eby ¿aden jaszczur nie dosiêgn¹³ go pazurami. Musimy to powtórzyæ, ch³opaki powiedzia³, lekko siê umiechaj¹c. I to szybko. Mo¿esz byæ tego pewien, Solo wychrypia³ Bossk. Stra¿nik zaprowadzi³ ich do czêci administracyjnej, zwróci³ rzeczy i wskaza³ drogê do wyjcia. 163
Je¿eli jeszcze raz tu traficie ostrzeg³ po¿a³ujecie tego. Tym razem ¿aden przyjaciel wam nie pomo¿e. Uroczy goæ mrukn¹³ Roa. Han musia³ przyznaæ mu racjê. Prawdopodobnie dorabia po godzinach jako urzêdnik, który rejestruje przylatuj¹ce statki stwierdzi³ cierpko. Zaledwie byli wiêniowie stanêli na tamie ruchomego chodnika, obok nich wyrós³ ugrzeczniony Aqualishanin. Roa, Fasgo i Roaky Laamu odezwa³a siê istota w basicu, nieco zniekszta³conym zapewne z powodu zakrzywionych do wewn¹trz k³ów. Ton jej g³osu wskazywa³, ¿e to nie mia³o byæ pytanie. Mój mocodawca chcia³by mieæ przyjemnoæ gociæ panów w swojej rezydencji. Szef B przypomnia³ Hanowi szeptem Roa. Ten, który mo¿e mieæ dla nas wa¿n¹ informacjê. Fasgo prze³kn¹³ linê. Czy¿bymy o niego rozpytywali? zapyta³ Han teatralnym szeptem. Nie przypominam sobie, ¿ebymy chocia¿ raz próbowali. Aqualishanin, który nazywa³ siê Quara, roz³o¿y³ rêce i rozcapierzy³ palce. Dajcie spokój, panowie powiedzia³. Z pewnoci¹ mo¿ecie powiêciæ kilka chwil na spotkanie z kim, komu zawdziêczacie wyjcie z wiêzienia. Zaskoczeni mê¿czyni wymienili zaniepokojone spojrzenia. No có¿, w takim razie... zacz¹³ niepewnie Solo. Prowad! Wszyscy czterej wsiedli do repulsorowej limuzyny i przeciêli mniej wiêcej dziewiêædziesiêciostopniowy ³uk Ko³a Fortuny. Czasami musieli zbaczaæ z kursu, ¿eby omin¹æ gromady statków z przygnêbionymi i zrozpaczonymi uchodcami na pok³adach. Kunsztownie zdobionych wrót rezydencji Szefa B pilnowali mrukliwi i niezbyt rozgarniêci gamorreañscy stra¿nicy, a w przestronnej i luksusowo urz¹dzonej poczekalni a¿ roi³o siê od pochlebców, petentów, lokajów i najró¿niejszych obiboków. Na dostosowuj¹cych siê do kszta³tów cia³a otomanach spoczywa³y w uwodzicielskich pozach dwie Twilekianki. Ubrane tylko w sk¹pe, siatkowe kostiumy k¹pielowe, delikatnie g³adzi³y d³ugie g³owoogony. Przy jakim stoliku siedzieli, zajêci gr¹ w laro, Rodianin, Kubaz, Whiphid i dwaj Weequayowie. W jednym z k¹tów znudzony Bith wygrywa³ gamy na wysmuk³ym rogu. 164
Aqualishanin wprowadzi³ Hana i jego towarzyszy do g³ównego salonu i szerokim gestem zaprosi³ do zajêcia miejsc w ogromnych luksusowych fotelach. Zaproponowa³, ¿e przyniesie co do picia. Han jednak nie skorzysta³ z zaproszenia i nie usiad³. Zachowaj gizerskie dla goci Koñca Zak³adów zasugerowa³ ciep³y, dwiêczny baryton, który rozleg³ siê nagle w wielkim pomieszczeniu. Han drgn¹³, ale nigdzie nie zauwa¿y³ mówi¹cej osoby. Poczêstuj ich Rezerw¹ Whyrena. Fasgo natychmiast siê rozpromieni³. Czego takiego nigdy nie odmówiê powiedzia³. Niech bêd¹ dwa doda³ szybko Roa, umiechaj¹c siê do Aqualishanina. Trzy poprawi³ go po chwili wahania Solo. Stara³ siê zorientowaæ, gdzie mo¿e siê znajdowaæ ród³o niskiego g³osu. Ca³¹ jedn¹ cianê ogromnego salonu zajmowa³y p³askie ekrany. Czêsto zmieniaj¹ce siê na nich obrazy przedstawia³y fragmenty wielu sekcji Ko³a Fortuny. Na jednym z nich Han rozpozna³ posterunek imigracyjny, gdzie m³ody urzêdnik unieszkodliwi³ jego blaster. Proszê, rozgoæcie siê zahucza³ ten sam ciep³y baryton. Han zastanawia³ siê, czy skorzystaæ z propozycji, ale w nastêpnej chwili pojawi³y siê szklanice wype³nione bursztynow¹ koreliañsk¹ whisky. Na zdrowie! powiedzia³, stawiaj¹c na pod³odze podró¿n¹ torbê i unosz¹c szklankê w powietrze ku niewidocznemu gospodarzowi. Nasze kawalerskie! zawtórowa³ Roa, tak¿e unosz¹c swoj¹ whisky. Wasza reputacja dotar³a do nas wczeniej ni¿ wy, panowie zabrzmia³ g³os. Fasgo przeci¹gn¹³ po wargach wierzchem d³oni. Je¿eli ma pan na myli tê awanturê w Koñcu Zak³adów zacz¹³ to niezupe³nie nasza wina. Za wiêkszoæ szkód i strat odpowiadaj¹ Trandoshanie... A czêciowo ja przerwa³ mu Szef B. To ja ich do tego nak³oni³em. Pan? zapyta³ zdumiony Han. Dlaczego? A jak inaczej móg³bym mieæ pewnoæ, ¿e skorzystacie z mojego zaproszenia, ni¿ wydaj¹c polecenie, aby uwolniono was z wiêzienia? 165
Niczego nie rozumiem przyzna³ oszo³omiony Solo. W wielkim salonie zadudni³ miech Szefa B. Rozkaza³em, aby mnie informowano, ilekroæ do Ko³a Fortuny przylatuj¹ osoby, ciesz¹ce siê wyj¹tkow¹ s³aw¹ albo nies³aw¹. Tak by³o w twoim przypadku, Roa. Wyobracie jednak sobie moje zdumienie, kiedy skorzysta³em z identyfikuj¹cych programów i stwierdzi³em, ¿e towarzyszy ci nie kto inny jak sam Han Solo. Na dwiêk s³ynnego nazwiska, wszyscy s³u¿¹cy i lokaje odwrócili g³owy. Han dopi³ trunek jednym ³ykiem i odstawi³ niezbyt delikatnie drogocenn¹ szklankê. Szef B wybuchn¹³ gromkim miechem. Muszê ci powiedzieæ, Solo zacz¹³ ¿e spodziewa³em siê zobaczyæ m³odszego mê¿czyznê. No có¿, kiedy by³em m³odszy oznajmi³ Han, rozgl¹daj¹c siê po przestronnym salonie. Ja tak¿e przyzna³ Szef B. Tak czy owak, kiedy siê dowiedzia³em, ¿e zmierzasz do Koñca Zak³adów, w którym ju¿ przebywa³ Bossk i jego kompani, po prostu da³em znaæ Trandoshaninowi, ¿e nied³ugo w lokalu pojawi siê jego dawny rywal. £atwo by³o siê domyliæ, jak dalej potocz¹ siê wydarzenia. W³anie tak pojmujesz gocinnoæ? zadrwi³ Han. Daj spokój, Solo obruszy³ siê Szef B. Sam powiedzia³e, ¿e ju¿ dawno tak siê dobrze nie bawi³e. Han parskn¹³. Zamierzasz siê nam pokazaæ czy chcesz, ¿ebymy pobawili siê w zgadywankê czyj to g³os? zapyta³, lekko zirytowany. Niespe³na trzy metry przed nim w powietrzu co zalni³o i maskuj¹ce pole zaczê³o zanikaæ. Wkrótce pojawi³a siê osoba, która mog³a siê zrodziæ ze zwi¹zku istoty ludzkiej i Hutta. Istota cz³ekokszta³tna o b³êkitnofioletowej skórze sta³a na dwóch podobnych do pni drzew, masywnych nogach zapewne z pomoc¹ implantowanych cewek repulsorowych. Mia³a rozmiary m³odego Hutta, a jej g³owa nie zmieci³aby siê w otworze normalnego w³azu. Okr¹g³a, symetryczna twarz wygl¹da³a jak oblicze cz³owieka, ale wszystkie charakterystyczne cechy rywalizowa³y z pozosta³ymi o palmê pierwszeñstwa pod wzglêdem wielkoci. B³yszcz¹ce i trochê wy³upiaste oczy wygl¹da³y jak niewielkie spodki, nos przypomina³ sp³aszczony dysk, a gêste, szczeciniaste szare w¹sy niemal ca³kowicie zas³ania³y miêsiste usta. G³owê wieñczy³y rozwichrzone, ciemnoszare bujne w³osy, które wygl¹da³y jak opuszczone gniazdo ptaka. Gigantyczne 166
ró¿owe uszy ko³ysa³y siê przy ka¿dym ruchu niczym skrzyd³a. W oszpeconych czerwonawymi plamami paluchach jednej d³oni tli³a siê gruba cygarra z korzenia chak. Na widok istoty Han o ma³o nie spad³ z fotela. Wielki Bunji? Gigantyczny humanoid parskn¹³ rubasznym miechem. Przy okazji wypuci³ z ust chmurê aromatycznego dymu. Szef Bunji, Hanie powiedzia³. Roa szeroko siê umiechn¹³. Zdumiewaj¹ce, ¿e nigdy siê nie spotkalimy zacz¹³ je¿eli zwa¿yæ na fakt, ¿e mielimy tylu wspólnych znajomych na Etti Cztery i pozosta³ych planetach Sektora Wspólnego. Mi³o mi ciê poznaæ po tylu latach. Gestem wskaza³ przyjaciela A to jest Fasgo. Bunji przeniós³ spojrzenie na rudow³osego weterana gwiezdnych szlaków. Tak, wiem powiedzia³. Drobne oszustwa, jakie pope³ni³ na pok³adach Ko³a, ani razu nie usz³y mojej uwagi. Starszawy mê¿czyzna z wysi³kiem prze³kn¹³ linê, ale nie powiedzia³ ani s³owa. Han ca³y czas krêci³ g³ow¹. Wygl¹da³o na to, ¿e wci¹¿ jeszcze nie mo¿e uwierzyæ w³asnym oczom. Chyba umieram, bo przed oczami zaczyna mi przelatywaæ ca³e ¿ycie odezwa³ siê w koñcu, spogl¹daj¹c na Bunjego i szczerz¹c zêby w szerokim umiechu. Nie zdziwi³bym siê, gdyby nagle pojawi³ siê tu Ploovo Dwa-Na-Jeden. Zapewniam ciê, Hanie, ¿e gdyby pojawi³ siê tu Ploovo, nie powita³by ciê z otwartymi ramionami stwierdzi³ Szef Bunji. Chocia¿ przeszed³ wiele operacji plastycznych, nie zdo³a³ siê pozbyæ z nosa blizn po ugryzieniach dinka, którego tak sprytnie podsun¹³e mu w Swobodnym Locie. Prawdê mówi¹c, jeszcze d³ugo potem wyp³aca³ ogromne sumy ka¿demu, kto przynosi³ mu dinka, ¿ywego czy zabitego. We wszystkich pomieszczeniach jego domów, biur i gwiezdnych statków roi siê teraz od wypchanych dinków. Ploovo posun¹³ siê nawet do tego, ¿e nosi³ przynosz¹c¹ szczêcie bransoletê, sporz¹dzon¹ wy³¹cznie z pazurów tylnych ³ap i k³ów tych drapie¿ników. Przypuszczam, ¿e w znacznej mierze przyczyni³ siê do niemal ca³kowitego wyginiêcia tego gatunku. Han zmarszczy³ brwi. Przykro mi to s³yszeæ, ale nigdy nie przepada³em za osobnikami, którzy usi³owali pozbawiæ mnie tego, co moje powiedzia³. 167
Bunji ponownie wybuchn¹³ miechem tak dononym, ¿e zadr¿a³y ciany i przepierzenia salonu. Sam siê o tym przekona³em powiedzia³, kiedy trochê spowa¿nia³. A zatem nie masz mi za z³e, ¿e kiedy ostrzela³em kopu³ê cinieniow¹ twojej mieszkalnej asteroidy? Wcale a wcale przyzna³ pogodnie Bunji. Zas³u¿y³em na to, co mnie spotka³o. Nie powinienem by³ ciê oszukiwaæ i pozbawiaæ czêci zap³aty za transport korzeni chak na Gaurick. Z ust mi to wyj¹³e. Han rozemia³ siê z ulg¹. Kaza³e naprawiæ Soko³a po tym, co przydarzy³o mu siê na Gauricku, ale potr¹ci³e koszty naprawy z tego, co by³e mi winien. To w³anie dlatego musia³em zwróciæ siê do Ploova z prob¹ o po¿yczkê. Bunji siê rozemia³, a Hana owionê³o ciep³o jego oddechu. Có¿, ca³e ¿ycie siê uczymy, Hanie powiedzia³. Z pewnoci¹ wiesz, ¿e ci wybaczy³em. Prawdê mówi¹c, mam wzglêdem ciebie olbrzymi d³ug wdziêcznoci za to, czego dokona³e na Tatooine. Wykona³ zamaszysty gest pulchn¹ rêk¹. Mo¿na powiedzieæ, ¿e swoje istnienie zawdziêcza ci wiêksza czêæ tej stacji. Han dgn¹³ siê wskazuj¹cym palcem w piersi. Za to, czego ja dokona³em na Tatooine? powtórzy³. Bunji zaci¹gn¹³ siê dymem z cygarry i wyszczerzy³ zêby w szerokim umiechu. cilej mówi¹c, za to, czego dokona³a twoja ¿ona ci¹gn¹³ po chwili. Widzisz, Hanie, usi³owa³em kiedy przenieæ swoj¹ bazê na Tatooine, ale zosta³em przepêdzony przez Jabbê. Hutt nie zadowoli³ siê tylko tym, ale w ci¹gu kilku nastêpnych lat niemal ca³kowicie pozbawi³ mnie dop³ywu gotówki. Jego mieræ otworzy³a przede mn¹ nowe mo¿liwoci. Mog³em zacz¹æ odbudowywaæ podstawy swojej w³adzy, chocia¿ musia³em siê zadowalaæ istotami pokroju lady Valarian i jej podobnymi. Jednak kilka sprytnych transakcji, jakie uda³o mi siê zawrzeæ w czasach wielkiego admira³a Thrawna, pozwoli³o mi znów stan¹æ na nogi. A potem, zaledwie rok temu, nakaza³em w pobliskim systemie skonstruowaæ Ko³o i przyholowa³em je w przestworza planety Ord Mantell. Ko³o nale¿y do ciebie? zdziwi³ siê Solo. Wiêksza czêæ przyzna³ Bunji. Niewielki udzia³ w nim ma tak¿e Hutt Borga. Gdyby tylko Nowa Republika zrobi³a co z tymi Yuuzhanami... Han spowa¿nia³. 168
Niektórzy z nas staraj¹ siê zrobiæ co w tej sprawie, Bunji. Czy w³anie dlatego przylecia³e tu, podaj¹c siê za kogo innego? Han i ja staramy siê wytropiæ by³ego przyjaciela wyjani³ Roa. Bunji z zainteresowaniem przekrzywi³ g³owê. Wytropiæ? Albo dowiedzieæ siê, gdzie przebywa doda³ Han. Wszystko zale¿y od tego, co nam powie, kiedy go ju¿ odnajdziemy. Kogo szukacie? Nazywa siê Reck Desh. Bunji umilk³ i d³u¿szy czas siê nie odzywa³. Zaci¹gn¹³ siê dymem z cygarry i wypuci³ pod sufit gigantyczne kó³ko. Dlaczego go szukacie? zapyta³ w koñcu. To d³uga historia odrzek³ Solo. Chyba nawet d³u¿sza ni¿ twoja. Bunji pokiwa³ wielk¹ g³ow¹. Na twoim miejscu, Hanie, nie spieszy³bym siê z szukaniem Recka Desha powiedzia³. Han pochyli³ siê do przodu tak daleko, ¿e musia³ oprzeæ ³okcie na kolanach. A to niby dlaczego? zapyta³. Up³ynê³o mnóstwo lat i od tamtych czasów wiele siê zmieni³o zacz¹³ Bunji. Ró¿ni gocie robi¹ teraz rzeczy, które kiedy nie przysz³yby do g³owy nikomu, nawet draniom pokroju Bosska. Jakie rzeczy? Zdradzaj¹ informacje na temat planetarnych systemów obronnych albo porywaj¹ ca³e transporty uchodców, a póniej przekazuj¹ nieszczêników w ³apy Yuuzhan Vongów, ¿eby ci mieli kogo sk³adaæ w ofierze. Han zacisn¹³ zêby. Okaza³o siê jednak, ¿e Bunji jeszcze nie skoñczy³. Reck zadaje siê ze zgraj¹ ³obuzów i najemników ci¹gn¹³ po chwili. Nazwali siê Brygad¹ Pokoju i pozostaj¹ w zmowie z Yuuzhanami. Szerz¹ nienawiæ do rycerzy Jedi i destabilizuj¹ systemy planet, które maj¹ byæ podbite. Nierzadko nawet nak³aniaj¹ przedstawicieli w³adz do poddawania swoich wiatów bez walki. Nie wiesz przypadkiem, gdzie w tej chwili mo¿e przebywaæ Reck? zapyta³ rzeczowo Han. Ostatnio poinformowano mnie, ¿e Brygada Pokoju prowadzi dzia³alnoæ w Przestworzach Huttów, ku przera¿eniu i wciek³oci 169
Borgi odpar³ Bunji. Gdyby chcia³, móg³bym dowiedzieæ siê czego wiêcej. Korelianin obrzuci³ go sceptycznym spojrzeniem. Dlaczego mia³by mi pomagaæ? zapyta³. Bunji wzruszy³ ramionami. Jak powiedzia³em, jestem twoim d³u¿nikiem. A je¿eli nie wystarcza ci ten powód, robiê to dla Wooka. Kiedy siê dowiedzia³em, jak zgin¹³, o ma³o nie dosta³em ataku serca. Odda³bym wszystko, ¿eby moim partnerem by³ kto taki jak Chewbacca. Zanim Han zd¹¿y³ odpowiedzieæ, rozleg³o siê zawodzenie alarmowych syren. Owietlenie luksusowego salonu przygas³o i zaczê³o migotaæ. Nagle, bez ostrze¿enia, Ko³o Fortuny zadr¿a³o, jakby pchniête palcem kolosalnej d³oni. Jeden z podw³adnych Bunjego pospieszy³ do najbli¿szego terminala systemu komputerowego. Wys³a³ polecenie wywietlenia informacji o tym, co siê dzieje. Atakuj¹ nas Yuuzhanie! wykrzykn¹³ po chwili. Wszystkie obce istoty i ludzie zerwali siê na równe nogi. Pobiegli w stronê wyjæ z salonu, szukaj¹c kryjówek albo schronów. Kto usi³owa³ siê ukryæ nawet wewn¹trz staromodnego kredensu, gdzie Bunji przechowywa³ Rezerwê Whyrena i inne drogocenne trunki. Han i Fasgo przypadkiem weszli w drogê ogarniêtemu panik¹ Whiphidowi. Potr¹ceni, runêli na pod³ogê. Roa schwyci³ Hana pod pachy, szarpn¹³ i postawi³ na nogi. Bunji i niektórzy sporód jego wity w³anie znikali w ogromnym otworze drzwi, jakie otworzy³y siê przed nimi w przeciwleg³ej cianie salonu. Han przerzuci³ podró¿n¹ torbê przez ramiê, ale zanim, potykaj¹c siê, dobieg³ do otworu, ten zamkn¹³ siê tu¿ przed jego nosem. Do Radosnego Sztyletu! krzykn¹³ Roa spod drzwi wiod¹cych do opustosza³ej poczekalni. Nie zamierzam przebywaæ wewn¹trz Ko³a, kiedy Yuuzhanie zaczn¹ toczyæ je z górki!
170
ROZDZIA£
#
Maj¹c za plecami ¿ó³te s³oñce planety Ord Mantell, kapitanowie okrêtów grupy szturmowej Nowej Republiki przyst¹pili do dzia³ania. Rozkazali wylecieæ spoza tarczy pi¹tej planety i otworzyæ ogieñ ze wszystkich dzia³ do nieprzyjació³. Równoczenie zza zêbatej krawêdzi ksiê¿yca wy³oni³y siê eskadry gwiezdnych myliwców. Piloci lecieli, aby rozpocz¹æ walkê z przeciwnikami. Blask, bij¹cy z dysz jonowych silników, rozprasza³ ciemnoci przestworzy. Artylerzyci baterii dzia³ kalamariañskiego szturmowego kr¹¿ownika i eskortowych fregat namierzyli odleg³e cele i rozpoczêli ostrza³ jednostek wroga. W przestworza pomknê³y b³yskawice laserowych strza³ów. Wygl¹da³y w pró¿ni jak rozjuszone przecinki i mylniki. Dotar³y do oddalonych celów. W ciemnociach przestworzy rozb³ys³y zachodz¹ce na siebie ogniste kule. By³o ich chyba wiêcej ni¿ dzikich kwiatów na ³¹ce. Kapitanowie yuuzhañskich okrêtów o dziobatych kad³ubach z korala yorik albo powierzchniach sk³adaj¹cych siê wielu faset poradzili sobie bez trudu z pierwszymi salwami. Polecili dovin basalom, aby otoczy³y ich jednostki ochronnymi czarnymi dziurami, a te niczym spragnione g¹bki poch³onê³y energiê nadlatuj¹cych strza³ów. Nie czekali jednak z za³o¿onymi rêkami. Wkrótce potem rozkazali, ¿eby ich marynarze odpowiedzieli salwami przera¿aj¹co gronej plazmy. Ku okrêtom Nowej Republiki pomknê³y, wij¹c siê niczym z³ociste sprê¿yny, groteskowo piêkne pociski. Na tle usianej punkcikami gwiazd czerni przestworzy wywiera³y niesamowite wra¿enie. Artylerzyci okrêtów grupy szturmowej przes³ali energiê do generatorów ochronnych pól, a kiedy te poch³onê³y energiê 171
nieprzyjacielskich strza³ów, dali znów ognia. Ku okrêtom Yuuzhan pomknê³y smugi laserowego wiat³a i p³on¹ce olepiaj¹co jasnym blaskiem pociski. Teraz flotylle ostrzeliwa³y jedna drug¹ d³ugimi salwami. Chwilê póniej do walki przy³¹czyli siê piloci X-skrzyd³owców, maszyn typu B oraz Y i myliwców przechwytuj¹cych TIE. Nadlecieli od strony floty obroñców i zaczêli nêkaæ, raziæ i ¿¹dliæ wysuniête jednostki Yuuzhan cienkimi nitkami laserowych b³yskawic. W pewnej chwili zaatakowali wygl¹daj¹cy jak piramida z korala yorik yuuzhañski okrêt o rozmiarach korwety. Jego obroñcy, zapewne olepieni jedn¹ z salw wystrzelonych przez artylerzystów szturmowego kr¹¿ownika, na chwilê przestali siê mieæ na bacznoci. Natychmiast wykorzystali to czterej piloci maszyn typu B. Przez szczeliny w systemach obronnych Yuuzhan przedar³y siê cztery starannie wymierzone torpedy protonowe. Eksploduj¹c, wyrwa³y z kad³uba nieprzyjacielskiej jednostki bry³y delikatnej tkanki wielkoci gwiezdnych myliwców. Ci¹gn¹c za sob¹ ogniste warkocze, kawa³ki korala yorik poszybowa³y we wszystkie strony. Unosz¹cy siê porodku szyku floty Nowej Republiki gwiezdny kr¹¿ownik nagle zmieni³ kurs. Kapitan prawdopodobnie zamierza³ odci¹gn¹æ nieprzyjació³ od planety Ord Mantell, Ko³a Fortuny i zakotwiczonych tam setek cywilnych jednostek z bezbronnymi uchodcami na pok³adach. Lufy turbolaserów dzia³ obróci³y siê i bluznê³y ogniem. W oddali znów rozkwit³y olepiaj¹ce kwiaty eksplozji. Za³oga drugiej yuuzhañskiej korwety usi³owa³a zmieniæ wektor lotu i unikn¹æ trafienia. Nadaremnie. Przeszyty sztychami laserowych b³yskawic nieprzyjacielski okrêt przeistoczy³ siê w ognist¹ kulê. W koñcu do walki przyst¹pili piloci podobnych do asteroid koralowych skoczków ró¿nych wielkoci, kszta³tów i kolorów. Zaatakowali niczym niemo¿liwa do powstrzymania, z³owieszcza chmura. Przemknêli miêdzy smugami laserowych strza³ów i zanurkowali w sam rodek eskadr obroñców planety. Piloci Nowej Republiki zostali zmuszeni do obrony. Z³amali szyki i wykonuj¹c rozpaczliwe beczki, zawroty i uniki, toczyli z napastnikami zaciête pojedynki. Wkrótce potem piloci koralowych skoczków zaczêli polowaæ na pilotów gwiezdnych maszyn typów X i TIE. Ci drudzy starali siê odp³acaæ im piêknym za nadobne. Skrzyd³owi usi³owali trzymaæ siê jak najbli¿ej jedni drugich oraz dowódców, ale czêsto rozdziela³y ich b³yskawice strza³ów i ataki nieprzyjació³. Dovin basale likwidowa³y ochronne pola maszyn 172
Nowej Republiki, a potem zasypywa³y je strugami roztopionych ska³, wystrzeliwanych ze sto¿kowatych stanowisk artylerii pok³adowej. Pozbawione os³on myliwce typu X i E eksplodowa³y w przestworzach ca³ymi dziesi¹tkami. Zajêci toczeniem za¿artych pojedynków piloci uciekali siê do coraz bardziej wymylnych manewrów i uników. W pewnej chwili z pok³adu najwiêkszej jednostki Yuuzhan poszybowa³y tak potê¿ne strza³y, ¿e artylerzyci szturmowego kr¹¿ownika musieli na pewien czas zapomnieæ o ataku. Os³oniêty potê¿n¹ tarcz¹ ochronnych pól kalamariañski okrêt poch³ania³ energiê kolejnych plazmowych pocisków nieprzyjació³. Po niewidocznej granicy pól wielkiego okrêtu raz po raz przemyka³y krzaczaste pajêczyny b³êkitnych b³yskawic. Okazuj¹c niezwyk³¹ cierpliwoæ, artylerzyci kr¹¿ownika zaczekali, a¿ ich przeciwnicy przerw¹ ostrza³, aby prze³adowaæ dzia³a. Dopiero wtedy otworzyli ogieñ ze wszystkich stanowisk równoczenie. W przestworza polecia³y jeszcze potê¿niejsze ni¿ do tej pory b³yskawice turbolaserowych strza³ów. Niektóre zosta³y poch³oniête przez grawitacyjne anomalie Yuuzhan; piêæ czy szeæ jednak znalaz³o drogê do celu. Od kad³uba nieprzyjacielskiego okrêtu oderwa³y siê i zniknê³y w mroku ogromne bry³y korala yorik. Do walki przy³¹czy³y siê tak¿e obie kanonierki klasy Ranger. Ich dowódcy zaatakowali wielki okrêt Yuuzhan z obu skrzyde³. Artylerzyci otworzyli ogieñ z baterii potê¿nych turbolaserów. Zniszczyli dziesi¹tki koralowych skoczków i jeden eskortowiec. Obie flotylle zmniejszy³y dziel¹c¹ je odleg³oæ i zwar³y szyki. W ciemnociach szybowa³y setki wietlnych smug i pocisków. W pewnej chwili, trafiona bratobójcz¹ salw¹, zniknê³a bez ladu trójka myliwców typu TIE. Ich piloci przypadkiem znaleli siê na linii strza³u. Laserowe smugi z dzia³ eskortowej fregaty Nowej Republiki przeszy³y kolejn¹ fregatê Yuuzhan od dziobu do rufy. W przestworza mignê³y roz¿arzone kawa³ki korala yorik i stanowisk artylerii. W nastêpnej sekundzie ca³y kad³ub znikn¹³, przes³oniêty wiec¹c¹ chmur¹. W odpowiedzi ogromna wataha koralowych skoczków osaczy³a i zaczê³a ostrzeliwaæ osamotnion¹ kanonierkê. Nieprzyjacielscy piloci rozprawili siê najpierw z ochronnymi polami, a potem zasypali okrêt Nowej Republiki lawinami ognistych pocisków. Wkrótce skazana na zag³adê jednostka przeistoczy³a siê w p³omieniste piek³o. 173
Gdzie indziej, usi³uj¹c unikn¹æ zderzeñ z kozio³kuj¹cymi bry³ami korala yorik, piloci eskadry myliwców typu E atakowali uszkodzony okrêt Yuuzhan. Otoczyli go i bezlitonie ostrzeliwali. Protonowe torpedy przedar³y siê przez luki w systemie obronnym i eksplodowa³y miêdzy dziobem a ródokrêciem. Od kad³uba nieprzyjacielskiego okrêtu zaczê³y odpadaæ z³uszczone warstwy zwêglonego korala. Kilka eksplozji wyrwa³o wiêksze bry³y. Kozio³kuj¹c w locie, zniknê³y w ciemnociach wiecznej nocy. Inny, unosz¹cy siê w pobli¿u trochê mniejszy okrêt nieprzyjació³, przeszyty sztychami laserowych strza³ów, tak¿e eksplodowa³. Rozpad³ siê na kawa³ki, które niczym ogniste py³ki poszybowa³y we wszystkie strony i zgas³y. Nieco bli¿ej ksiê¿yca, kr¹¿¹cego w najwiêkszej odleg³oci od planety Ord Mantell, toczy³y siê nadal setki za¿artych pojedynków. Piloci koralowych skoczków, X-skrzyd³owców i myliwców TIE uwijali siê jak w upiornym tañcu. Walczyli mê¿nie, ogarniêci ponur¹ ¿¹dz¹ wyeliminowania przeciwników. Wykonuj¹c zapieraj¹ce dech w piersi beczki, zgrabne lizgi i widowiskowe pêtle, nie przestawali ostrzeliwaæ celów, dopóki nie przemienia³y siê w kule ognia. Piloci niektórych maszyn k³adli je na skrzyd³o i zmieniali wektor lotu, ¿eby omin¹æ chmury szcz¹tków albo rozejrzeæ siê za innym celem. Czasami, jeli który mia³ uszkodzon¹ maszynê albo by³ ranny, stara³ siê opuciæ pole walki i wróciæ do bazy. Tymczasem w g³êbi systemu nadal trwa³a zaciêta walka miêdzy szturmowym kr¹¿ownikiem a okrêtem Yuuzhan. Obie wielkie jednostki nie przestawa³y zbli¿aæ siê do siebie. Ich artylerzyci ca³y czas wymieniali salwy, oddawane z ca³ej burty. W pewnej chwili, kiedy b¹ble otaczaj¹cych okrêty si³owych pól znalaz³y siê zbyt blisko siebie, przestworza przeciê³y smugi b³êkitnych wy³adowañ. Marynarze yuuzhañskiej jednostki nie dawali za wygran¹. Nie przestawali zasypywaæ wiêkszego okrêtu lawinami mierciononych pocisków. Artylerzyci kr¹¿ownika nie pozostawali d³u¿ni. Odpowiadali salwami potê¿nych smug skupionego wiat³a. Nagle w krzy¿owy ogieñ dosta³ siê samotny eskortowiec. Trafiony bezporednim strza³em, eksplodowa³. W ciemnoci przestworzy poszybowa³y roz¿arzone i zdeformowane bry³y metalu. Jakby rozwcieczeni strat¹ w³asnej jednostki, artylerzyci kr¹¿ownika zdwoili czêstotliwoæ i energiê strza³ów. W odpowiedzi z pok³adów okrêtu Yuuzhan polecia³y p³on¹ce bry³y korala yorik wielkoci sporych g³azów. Najwyraniej za³oga nieprzyjacielskiej jednostki nie zamierza³a rezygnowaæ z dalszej walki. Nagle z dziobowych ramion 174
okrêtu bluznê³y strumienie roz¿arzonej plazmy. Pierwszy raz na pancernych p³ytach poszycia kr¹¿ownika pojawi³y siê ogniste b³yski trafieñ. Dzia³a strzela³y. Stanowiska artylerii plu³y mierciononymi pociskami. W pewnej chwili z rufowej sekcji kad³uba szturmowego kr¹¿ownika zaczê³y wydobywaæ siê jêzyki ognia. Ogromny okrêt zwolni³ i zacz¹³ przechylaæ siê na burtê. Wkrótce p³omienie ogarnê³y zestawy sensorów. Mimo to artylerzyci, obs³uguj¹cy najwiêksze dzia³a, nie przestawali ostrzeliwaæ okrêtu wrogów. Pancerne p³yty rufowej czêci kad³uba pokonywa³o jednak coraz wiêcej pocisków. W koñcu pancerz pêk³ i w przestworza zaczê³o uchodziæ ¿yciodajne powietrze. Pos³uszeñstwa odmówi³y tak¿e generatory sztucznej grawitacji. Wnêtrznociami rannego okrêtu szarpnê³a seria silnych eksplozji. Wkrótce panowanie w rufowych sekcjach przejê³a bezlitosna pró¿nia. Wyssa³a na zewn¹trz cia³a zabitych cz³onków za³ogi i chmurê szcz¹tków. Na odsiecz uszkodzonemu kr¹¿ownikowi pospieszyli nieustraszeni piloci myliwców typu E i X-skrzyd³owców. Zaczêli ostrzeliwaæ yuuzhañski okrêt salwami protonowych torped. Pociski przedar³y siê przez os³abione systemy ochronne. Eksplodowa³y na pagórku dowodzenia, nadbudówce i kad³ubie. Z trafionych miejsc trysnê³y fontanny roz¿arzonego korala yorik. Piloci gwiezdnych maszyn Nowej Republiki przylecieli jednak za póno. Ze szczelin w kad³ubie kalamariañskiego kr¹¿ownika wydosta³ siê snop olepiaj¹cego wiat³a. Chwilê potem okrêtem targnê³a si³a piekielnej eksplozji. Kad³ub roz³ama³ siê na dwie czêci, z których wydosta³y siê setki kapsu³ ratunkowych. Kiedy opada³y na powierzchniê planety Ord Mantell niczym krople radioaktywnego deszczu, szturmowy kr¹¿ownik przemieni³ siê w kulê olepiaj¹co jasnego wiat³a. W ostatniej sekundzie ogniste bryzgi poszybowa³y we wszystkie strony przestworzy i stopniowo zgas³y. Spomiêdzy ksiê¿yców planety Ord Mantell wy³oni³ siê gwiezdny niszczyciel. Z dysz g³ównych i pomocniczych jednostek napêdowych wydobywa³a siê jaskrawa powiata. Przy³¹czaj¹c siê do walki, kapitan skierowa³ spiczasty dziób ku najwiêkszej jednostce floty Yuuzhan. Z rufowych dzia³ jonowych i baterii turbolaserów pomknê³y ku nieprzyjacielskiemu okrêtowi b³yskawice strza³ów. W porównaniu z kolosem Yuuzhan wydawa³y siê cienkie jak ig³y. Raz po raz trafia³y w czarny, nieruchomy kad³ub jednostki wroga. 175
Artylerzyci Erinnica przygotowali siê na kontratak, ale nie doczekali siê ani pocisków, ani strug roz¿arzonej plazmy. Nagle nieprzyjacielski okrêt zmieni³ kurs i przyspieszy³, jakby jego kapitan zamierza³ umkn¹æ z pola walki. Zamiast tego artylerzyci zaczêli ostrzeliwaæ ze wszystkich dziobowych stanowisk planetê Ord Mantell. W kierunku powierzchni pomknê³y olepiaj¹ce pociski. Przelatuj¹c przez warstwy atmosfery, wyry³y w niej ogniste tunele. Eksplodowa³y na powierzchni z tak¹ si³¹, ¿e nawet górne warstwy sk³êbionych, grubych chmur rozb³ys³y upiornym blaskiem. Chwilê póniej z czarnego otworu w rufowej czêci kad³uba wy³oni³ siê gigantyczny w¹¿. Przypomina³ bardziej ¿ywe stworzenie ni¿ mechanizm. Widocznie têpo zakoñczony i usiany czarnymi cêtkami nos potwora zwêszy³ Ko³o Fortuny, bo skierowa³ siê ku powoli wiruj¹cemu piercieniowi. Stworzenie zaczê³o siê wyd³u¿aæ, ca³y czas zbli¿aj¹c siê do niewielkiej orbitalnej stacji. Wyci¹ga³o siê i roztr¹ca³o na boki otaczaj¹ce Ko³o stada ma³ych barek, frachtowców i pasa¿erskich transportowców. Z hangarów kr¹¿ownika-lotniskowca Thurse wystartowa³y eskadry myliwców typu TIE i X-skrzyd³owców. Piloci skierowali maszyny ku potworowi. Rzucili siê na koszmarnego gada niczym stada wyg³odnia³ych drapie¿nych ptaków, ale ich atak nie odniós³ ¿adnego skutku. Przyczepione do rufy okrêtu Yuuzhan i chronione przez dovin basale gigantyczne stworzenie zaatakowa³o Ko³o Fortuny z zaciek³oci¹ jadowitego wê¿a. Zapewne zamierza³o wytr¹ciæ stacjê z orbity, bo po chwili skurczy³o siê i zaatakowa³o na nowo. Tym razem otworzy³o podobn¹ do czeluci paszczê i pochwyci³o skraj piercienia orbitalnej stacji. Pokrêci³o ³bem w prawo i w lewo, jakby uwa¿a³o Ko³o za kruchy, smakowity obwarzanek. Z ukrytych pod sufitami róde³ awaryjnego owietlenia s¹czy³o siê rubinowe wiat³o. W jego blasku przesycone wszechobecnym py³em i kurzem powietrze wygl¹da³o jak krwawa mgie³ka. Zawodzenie alarmowych syren zag³usza³o wszystkie inne dwiêki. Han tylko z wielkim trudem domyla³ siê, co krzycz¹ do niego Fasgo albo Roa. Wszyscy trzej biegli ³ukowato zakrêcaj¹cym korytarzem. Chcieli dostaæ siê na pok³ad Radosnego Sztyletu, zanim to, co pochwyci³o Ko³o, zdecyduje siê rozerwaæ je na strzêpy. Raz po raz orbitaln¹ stacj¹ wstrz¹sa³y fale udarowe bliskich eksplozji. Widocznie gdzie w przestworzach toczy³y siê zaciête 176
walki. Biegn¹cy mê¿czyni zataczali siê od ciany do ciany albo wpadali na obite miêkkimi wyk³adzinami przegrody. Najczêciej jednak zderzali siê z twardymi, kanciastymi przedmiotami, które od sufitu lub cian oderwa³a si³a gwa³townych wstrz¹sów. Chocia¿ wiêkszoæ ogarniêtych panik¹ mieszkañców albo goci Ko³a przepycha³a siê korytarzami w przeciwnym kierunku, Roa upiera³ siê, ¿e obra³ najkrótsz¹ drogê do l¹dowiska. Po ka¿dym kolejnym gwa³townym szarpniêciu dziesi¹tki biegn¹cych istot wpada³o na inne, lizga³o siê, potyka³o albo zwala³o na pod³ogê. Niektórzy obijali siê o ciany albo przegrody, innych za mia¿d¿y³ ciê¿ar cia³ istot t³ocz¹cych siê w alkowach albo na skrzy¿owaniach korytarzy. Nie lepiej radzili sobie zamo¿niejsi gocie, którzy postanowili uciekaæ repulsorowymi taksówkami. Pojazdy tak¿e zderza³y siê ze cianami albo ze sob¹. Czêsto w wyniku takich zderzeñ przewraca³y siê i wysypywa³y pasa¿erów na twardy durbeton. Roa pod¹¿a³ pierwszy; Han i Fasgo krok albo dwa za nim. W pewnej chwili by³y przemytnik skrêci³ w lewo w korytarz wiod¹cy jedn¹ ze szprych Ko³a. Zbieg³ na ni¿szy poziom po oszronionych stopniach jakiej klatki schodowej, a potem wpad³ do krêtego, w¹skiego korytarza, na którego cianach widnia³o mnóstwo rys i pêkniêæ. Z uszkodzonych przewodów i kabli energetycznych tryska³y tu i ówdzie fontanny iskier. Zanim jednak przebiegli pierwsze dziesiêæ metrów, co szarpnê³o orbitaln¹ stacj¹ z tak¹ si³¹, ¿e odmówi³y pos³uszeñstwa generatory sztucznej grawitacji. Han i jego towarzysze, zamiast przeciskaæ siê miêdzy tarasuj¹cymi przejcie po³amanymi szafkami i rega³ami, pofrunêli w powietrze. Pchani impetem, wznosili siê ku wybrzuszonemu i popêkanemu sufitowi niczym nurkowie wyp³ywaj¹cy na powierzchniê oceanu. Nagle, bez jakiegokolwiek ostrze¿enia, generatory sztucznej grawitacji w³¹czy³y siê i ci¹¿enie powróci³o. Wszyscy trzej, zaskoczeni, z g³uchym ³omotem runêli twarzami na zamiecon¹ pod³ogê. Nie widzê naszej przysz³oci w ró¿owych barwach! zawo³a³ Roa. Szybko wsta³ i potykaj¹c siê, ruszy³ dalej. Nasza przysz³oæ bêdzie mia³a barwy, jakie jej sami nadamy! odkrzykn¹³ Han, który tak¿e pozbiera³ siê z pod³ogi. Chwilê póniej, kiedy nast¹pi³ kolejny silny paroksyzm, tylko cudem nie wypuci³ podró¿nej torby i nie straci³ równowagi. Z sufitu i cian sfrunê³y chyba wszystkie pozosta³e ceramiczne p³ytki. Kilkanacie metrów przed nimi opad³a z g³onym brzêkiem ciê¿ka metalowa p³yta. Zapewne mia³a chroniæ obroñców przed po¿arem, 12 Próba bohatera
177
a mo¿e i strza³ami z blasterów. Dalsza wêdrówka korytarzem sta³a siê niemo¿liwa. Han i jego towarzysze musieli zawróciæ do biegn¹cego po obwodzie Ko³a g³ównego korytarza. Zaledwie tam dotarli, porwa³ ich t³um przera¿onych istot ró¿nych ras i p³ci, przepychaj¹cych siê w stronê p³yt l¹dowisk. Nagle co szarpnê³o orbitaln¹ stacj¹ z nieprawdopodobn¹ si³¹. Jeszcze nigdy Ko³o Fortuny nie dowiadczy³o tak silnego wstrz¹su. W korytarzu rozleg³ siê og³uszaj¹cy i szarpi¹cy nerwy trzask rozdzieranego metalu. Han spojrza³ przed siebie... i zdrêtwia³ z przera¿enia. Ogromny, ³ukowato wygiêty fragment zewnêtrznej ciany korytarza po prostu znikn¹³, oderwany od reszty konstrukcji. Nieub³agana, potê¿na si³a zaczê³a ci¹gn¹æ ku mrocznemu otworowi wszystkie st³oczone w korytarzu nieszczêsne istoty. Poprzez jêk szarpanego metalu dobiega³y wrzaski i jêki przera¿onych ludzi. Tocz¹c z góry przes¹dzon¹ walkê, istoty usi³owa³y pochwyciæ, co siê da³o. Drapi¹c paznokciami albo pazurami wyk³adziny cian, sufitu lub chodnika, stara³y siê z³apaæ cokolwiek, byle tylko nie daæ siê wyssaæ na zewn¹trz stacji. Czasami chwyta³y siê innych nieszczêników, ale najczêciej wraz z nimi przelatywa³y przez koszmarny otwór. Przyciniêci do wewnêtrznej ciany, Han, Fasgo i Roa zdo³ali chwyciæ siê powyginanych resztek metalowej porêczy. Musieli napi¹æ miênie r¹k, kiedy potê¿na si³a unios³a ich cia³a do poziomu. Z przera¿eniem patrzyli, jak jeden koniec uszkodzonej porêczy odrywa siê od popêkanej ciany. Przelecieli w powietrzu kilka metrów, ale na szczêcie uwolniony koniec zaklinowa³ siê w jakim otworze przeciwleg³ej ciany korytarza. Szarpniêcie okaza³o siê tak silne, ¿e omal nie oderwa³o ich zaciniêtych palców. Fragment porêczy przegradza³ teraz ca³¹ szerokoæ korytarza, a ich wyci¹gniête cia³a ³opota³y na wietrze niczym flagi. Obok nich gór¹, do³em i po bokach przelatywali ludzie, obce istoty, androidy, automaty i ró¿ne przedmioty, wyrwane z zamocowañ si³¹ poprzednich wstrz¹sów. Uchodz¹ce powietrze szumia³o wokó³ nich jak wzburzona rzeka. W pewnej chwili nadlecia³, kozio³kuj¹c w powietrzu, podobny do skrzynki na obuwie robot typu MSE-6. Z wielkim impetem trafi³ Fasga prosto w g³owê. Rudow³osy mê¿czyzna jêkn¹³ i rozluni³ uchwyt. Przeraliwie krzycz¹c, pofrun¹³ ku otworowi. Han przygl¹da³ siê, jak wymachuje rêkami i nogami... i pod¹¿a ku swojemu przeznaczeniu, jakby spada³ z du¿ej wysokoci. 178
Zanim znikn¹³ w czeluci, Han odwróci³ g³owê i zacisn¹³ powieki. Wygl¹da na to, ¿e skrêcilimy w z³¹ stronê krzykn¹³ kilka chwil póniej do by³ego przemytnika. Roa unosi³ siê w powietrzu na lewo od niego, ale poza zasiêgiem wyci¹gniêtej rêki Korelianina. Zaciska³ palce na niewielkiej wypuk³oci w miejscu, gdzie gruba metalowa rura zosta³a sp³aszczona. Roa odwróci³ g³owê w jego stronê. Jaka szkoda, ¿e technicy plastycy zatroszczyli siê tylko o mój wygl¹d, a zapomnieli przywróciæ mi si³ê m³odzieniaszka! Trzymaj siê, Roa! zawo³a³ Han, usi³uj¹c dodaæ mu otuchy. ¯a³ujê, ale nic z tego! odkrzykn¹³ zrezygnowany mê¿czyzna. Mylê, ¿e Lwyll wzywa mnie do siebie. Nie wygaduj g³upstw! Wytrzymaj jeszcze chwilê! Zaraz ci pomogê! Roa stêkn¹³. By³o widaæ, ¿e trzyma siê resztkami si³. Je¿eli zapomnisz domkn¹æ klapê w³azu... zaraz wcinie siê tamtêdy pech powiedzia³. Ze szczêciem ju¿ tak bywa, Hanie... raz na wozie, raz pod wozem. Korelianin zakl¹³ przez zaciniête zêby. Dobrze, gadaj sobie, ile chcesz, je¿eli ci to ma pomóc burkn¹³. Tylko siê nie poddawaj! Nie mogê, Hanie. Bardzo ¿a³ujê. Nie mam ochoty... ani si³y. Na twarzy siwow³osego mê¿czyzny pojawi³ siê grymas bólu. Uwa¿aj na siebie, przyjacielu... I doprowad do koñca sprawê z Reckiem. Roa umiechn¹³ siê z rezygnacj¹. Rozgi¹³ palce i pozwoli³, ¿eby porwa³a go wichura. Roa! Nie! krzykn¹³ zrozpaczony Solo. Wyci¹gn¹³ ku przyjacielowi lew¹ rêkê, ale si³a huraganu omal nie oderwa³a od metalowej porêczy palców prawej. Pochwyci³ obiema d³oñmi zimn¹ rurê, zamkn¹³ oczy i zwiesi³ g³owê. Po chwili nabra³ g³êboko powietrza i krzycza³ tak d³ugo, a¿ poczu³ pieczenie w gardle. Kiedy siê uspokoi³, prze³o¿y³ pas podró¿nej torby przez g³owê na drugie ramiê i zacz¹³ powoli, centymetr po centymetrze, przesuwaæ siê w stronê elementu konstrukcyjnego ciany, ods³oniêtego po odpadniêciu wszystkich p³ytek. Zaledwie jednak zdo³a³ obj¹æ obur¹cz wystaj¹cy koniec wspornika, czyje cia³o przelecia³o o w³os od jego g³owy. W nastêpnym u³amku sekundy Han poczu³, ¿e na jego wyci¹gniêtych poziomo nogach zaciskaj¹ siê czyje palce. 179
Odniós³ wra¿enie, ¿e jego krêgos³up jêkn¹³ na znak protestu i rozci¹gn¹³ siê jak guma. Kiedy Korelianin och³on¹³ z przera¿enia, zerkn¹³ przez ramiê i stwierdzi³, ¿e nieproszonym gociem jest samiec rasy Ryn. Obejmowa³ nogi Hana na wysokoci kolan i rozpaczliwie wymachuj¹c nogami, stara³ siê nie zelizn¹æ ni¿ej... a cilej mówi¹c, dalej. Na g³owie mia³ obcis³y beret czy kapelusz bez ronda, ozdobiony a raczej oszpecony rombami jaskrawoczerwonej i niebieskiej barwy. Nakrycie g³owy by³o przekrzywione pod bardzo zawadiackim k¹tem. Nie masz nic przeciwko temu, ¿e chwilê tu odpocznê? zapyta³ w melodyjnym basicu, kiedy pochwyci³ spojrzenie Hana. Je¿eli uwa¿asz, ¿e jestem zbyt ciê¿ki, mogê zdj¹æ kapelusz. Han spiorunowa³ istotê mierciononym spojrzeniem. Pod warunkiem, ¿e razem z g³ow¹! odkrzykn¹³. Wnioskujê z tego, ¿e wola³by siê mnie pozbyæ rzek³a istota. Tylko nie zapomnij zamkn¹æ drzwi za sob¹, kiedy ju¿ wylecisz burkn¹³ Solo. To nie pró¿nia nas wsysa odezwa³ siê Ryn, kiwniêciem g³owy pokazuj¹c upiorny otwór. Po drugiej stronie tej dziury znajduje siê ogromna gêba. Gêba? Gêba straszliwej broni Yuuzhan Vongów wyjani³a istota. S³u¿y do chwytania jeñców. Han natychmiast zrozumia³, co siê sta³o. Przelatuj¹cych obok niego ludzi, robotów i przedmiotów nie wysysa³a pró¿nia, wypieraj¹ca uciekaj¹c¹ atmosferê. Orbitaln¹ stacjê nadgryz³o gigantyczne stworzenie, które przedtem opró¿ni³o p³uca, a teraz wci¹ga³o w nie wszystko, co znajdowa³o siê w korytarzu. Jak mo¿na zakneblowaæ tego potwora? krzykn¹³, jeszcze raz spogl¹daj¹c na Ryna. Uciekinier pokrêci³ g³ow¹, a¿ zako³ysa³y siê jego d³ugie w¹sy. Nie s¹dzê, ¿ebymy potrafili go zakneblowaæ oznajmi³. Mo¿e jednak zdo³amy pozbawiæ go po¿ywienia. Przekrzywiaj¹c jeszcze bardziej g³owê, Han wlepi³ spojrzenie w miejsce, na które spojrza³a obca istota. Dostrzeg³ w suficie dwie równoleg³e szczeliny, biegn¹ce przez ca³¹ szerokoæ korytarza mniej wiêcej w po³owie odleg³oci, dziel¹cej ich od otworu paszczy. Przegroda odporna na strza³y z blasterów! Ca³y problem w tym, ¿e umo¿liwiaj¹cy opuszczenie przegrody przycisk w kszta³cie grzyba umieszczono na cianie korytarza prawie piêæ metrów bli¿ej czarnej otch³ani. 180
Tu¿ za mn¹, trochê dalej, widzê nastêpny wspornik oznajmi³ Ryn. Je¿eli puszczê twoje nogi, mo¿e uda mi siê go z³apaæ. Z pewnoci¹ jednak nie dosiêgnê guzika. Mów dalej przynagli³ go Solo. Stara³ siê nie zwracaæ uwagi na dziwne ssanie, jakie poczu³ w ¿o³¹dku po tych s³owach. Póniej ty musisz puciæ swój wspornik i przelatuj¹c obok, chwyciæ mnie za nogi. Powiniene wtedy znaleæ siê na tyle blisko guzika, ¿eby przycisn¹æ go czubkiem buta. Zak³adaj¹c, ¿e zdo³am ciê pochwyciæ! Ryn prychn¹³. I zak³adaj¹c, ¿e ja z³apiê za ten wspornik doda³ z kwan¹ min¹. Je¿eli mi siê nie uda... có¿, to tylko kwestia czasu. Nie mam pojêcia, jak d³ugo jeszcze zdo³asz trzymaæ siê swojego wspornika. A kiedy ju¿ ci siê znudzi... Co wtedy? Ryn wyszczerzy³ zêby w przekornym umiechu. A kiedy ci siê znudzi, spotkamy siê w piekle. Han zerkn¹³ na niego z kpi¹c¹ min¹. Potem kiwn¹³ g³ow¹. W porz¹dku, kolego odezwa³ siê w koñcu. Umowa stoi. Powodzenia. Poroniêta jedwabicie miêkk¹ sierci¹ istota zeliznê³a siê po nogach Hana, a jej palce zacisnê³y siê na jego kostkach. Sekundê póniej zniknê³a. Han us³ysza³ g³uchy ³oskot, z jakim zderzy³a siê z wystaj¹cym koñcem wspornika. Jak ci posz³o? zawo³a³. Teraz twoja kolej! us³ysza³ w odpowiedzi. Kilka razy g³êboko odetchn¹³. Ostro¿nie rozluni³ palce... i pofrun¹³. Stwierdzi³, ¿e pr¹d uchodz¹cego powietrza jest silniejszy ni¿ siê spodziewa³. U³amek sekundy póniej przelecia³ obok Ryna. Kiedy jednak wyci¹gn¹³ rozpaczliwym gestem rêkê i rozcapierzy³ palce, by go pochwyciæ, z³apa³ tylko powietrze. Na mgnienie oka wyobrazi³ sobie, jak kozio³kuje w locie i l¹duje gdzie we wnêtrzu straszliwej broni Yuuzhan. Niemal w tej samej chwili poczu³, ¿e co smagnê³o go po plecach, a potem owinê³o siê wokó³ torsu pod wyci¹gniêtymi rêkami. Poczu³ silne szarpniêcie i znieruchomia³. Dopiero po sekundzie czy dwóch zawita³o mu w g³owie, ¿e to Ryn zahaczy³ go ogonem. Kopnij guzik, kopnij guzik! zapiszcza³a z wysi³ku obca istota. W przeciwnym razie kawa³ek mojego cia³a i ty wyl¹dujemy w brzuchu tego potwora! 181
Han zerkn¹³ przez prawe ramiê i zobaczy³ czerwony guzik... niemal w zasiêgu jego prawej stopy. Machnij ogonem, ¿ebym przesun¹³ siê trochê bardziej w prawo! zawo³a³. Giêtki i silny ogon Ryna drgn¹³ i naprê¿y³ siê na tyle, ¿e Han znalaz³ siê bli¿ej ciany korytarza. Wyprostowa³ stopê i z ca³ej si³y kopn¹³ czubkiem buta guzik. W suficie co zazgrzyta³o i odporna na strza³y blasterów p³yta zaczê³a siê wysuwaæ. Po chwili z hukiem opad³a na ¿ebrowan¹ pod³ogê. W nastêpnej sekundzie Han, Ryn i wszyscy, którzy zdo³ali ocaleæ w zniszczonym korytarzu, z jêkiem ulgi opadli na pod³ogê niczym dojrza³e owoce. Han ciê¿ko dysza³, z trudem chwytaj¹c rozrzedzone powietrze. Tymczasem Ryn zerwa³ siê na równe nogi i nasun¹³ na czo³o krzykliwe nakrycie g³owy. Dopiero wtedy Han zwróci³ uwagê na pozosta³e, nie mniej jaskrawe czêci jego ubioru kamizelkê i lune spodnie do kolan. Odnosi³ wra¿enie, ¿e ¿arz¹ siê w³asnym blaskiem, jakby co podwietla³o je od spodu. Ca³oci dope³nia³y skórzane pó³buty. O której godzinie zazwyczaj ciê w³¹czaj¹? zapyta³ w przerwie miêdzy kolejnymi oddechami. Ryn parskn¹³ beztroskim miechem. Mniej wiêcej kiedy ty k³adziesz siê spaæ odpar³ pogodnie. I co teraz? Han wsta³ i otrzepa³ d³onie z kurzu. Wynosimy siê z tej stacji, zanim to stworzenie siê zorientuje, ¿e jeszcze jest g³odne. Do l¹dowiska idzie siê w tamt¹ stronê wyrecytowali chórem, ale chwilê potem Ryn ruszy³ w przeciwn¹ kierunku. Zaufaj mi powiedzia³, zanim Han zdo³a³ wykrztusiæ choæby s³owo. Korelianin skamienia³. Chwilê sta³, wpatruj¹c siê w istotê; wreszcie machn¹³ rêk¹, a kiedy Ryn odwróci³ siê i odszed³, bez s³owa ruszy³ za nim. Potê¿ne wstrz¹sy nie przestawa³y targaæ Ko³em. Od czasu do czasu rzuca³y ich to na jedn¹, to znów na drug¹ cianê. Han powiêci³ trochê czasu, ¿eby zabraæ dwójkê ma³ych, zap³akanych Bimmsów. Okaza³o siê, ¿e malcy od³¹czyli siê od rodziców. Wkrótce potem do Hana i Ryna zaczê³y przy³¹czaæ siê inne obce istoty i ludzie zarówno doros³e osobniki, jak i dzieci. Domylali siê 182
przyczyny: przynajmniej sprawiali wra¿enie, ¿e wiedz¹, dok¹d pod¹¿aj¹. Oby siê nie myli³! ostrzeg³ Han Ryna, nie zwalniaj¹c kroku. Nie martw siê! wykrzykn¹³ Ryn, odwróciwszy g³owê. Jestem jeszcze zbyt m³ody, ¿eby umieraæ! Ta-a mrukn¹³ Korelianin, bardziej do siebie ni¿ towarzysza. A ja jestem zbyt s³awny. Wkrótce korytarz przed nimi zacz¹³ siê rozszerzaæ i nareszcie Han zorientowa³ siê, gdzie s¹. Od hangarów z l¹dowiskami dzieli³a ich ju¿ tylko niewielka odleg³oæ. Potrafisz pilotowaæ gwiezdny statek? zapyta³ Ryn, z trudem chwytaj¹c powietrze. Han popatrzy³ na niego protekcjonalnie. Nie martw siê... zacz¹³. To znaczy, ¿e znasz kilka manewrów przerwa³a mu istota. Oburzony Solo spiorunowa³ go spojrzeniem. Prawdziwy kawalarz z ciebie, kolego stwierdzi³ z przek¹sem. Tak czy owak, postaraj siê nie zasn¹æ za sterami. Ryn stan¹³ przed drzwiami najbli¿szego hangaru i kilka razy przycisn¹³ guzik otwieraj¹cy wrota. Nadaremnie. Dzia³a system bezpieczeñstwa oznajmi³ ponuro, spogl¹daj¹c na Hana. Korelianin odsun¹³ go na bok i pochyli³ siê, ¿eby lepiej widzieæ kontrolny panel z niewielk¹ klawiatur¹. Pospieszcie siê! wykrzykn¹³ kto z grona uchodców za ich plecami. Musimy siê st¹d wynieæ! Zirytowany Han odwróci³ siê jak u¿¹dlony. Otworzy³ usta, ¿eby co powiedzieæ, ale Ryn nie da³ mu dojæ do s³owa. Ju¿ siê tym zajmuje, ju¿ siê tym zajmuje rzuci³ w stronê t³umu. Han wymierzy³ wskazuj¹cy palec w towarzysza i pos³a³ mu ostrzegawcze spojrzenie, ale chwilê potem znów pochyli³ siê nad klawiatur¹. Wystuka³ kombinacjê cyfr, która powinna pokonaæ wszelkie zabezpieczenia. Wrota jednak pozosta³y zamkniête. Han wystuka³ kolejn¹ kombinacjê, a kilka sekund póniej jeszcze jedn¹. Ile¿ bym da³, ¿eby mieæ teraz na³adowany blaster westchn¹³ ponuro. A nie wystarczy³by ci astromechaniczny robot serii R? zapyta³ Ryn. 183
Nie widzê tu ¿adnego. Han obrzuci³ towarzysza sceptycznym spojrzeniem. Domylam siê, ¿e nie ukrywasz pod tym wietlistym ubrankiem urz¹dzenia przywo³uj¹cego roboty, prawda? Odwróci³ siê i ponownie pochyli³ nad klawiatur¹, ¿eby spróbowaæ jeszcze jeden, ostatni raz. Nagle us³ysza³ dobiegaj¹ce zza pleców piski, gwizdy i wiergoty, jakie mog³a wydawaæ tylko jednostka typu R2. Odwróci³ siê zachwycony i zdumiony, stwierdzi³ jednak, ¿e dwiêki wydawa³ Ryn. Wygrywa³ je, zatykaj¹c palcami kolejne dziurki w chitynowym dziobie. Prawdê mówi¹c, gra³ na nim jak na flecie! Os³upia³y Solo otworzy³ usta i wpatrywa³ siê w towarzysza. Wreszcie pokrêci³ g³ow¹. Sprawia³ wra¿enie zak³opotanego. Potrafisz tak¿e piewaæ i tañczyæ? zapyta³. Tylko kiedy mi za to p³ac¹. Zadowolony z siebie Ryn umiechn¹³ siê szeroko. Czasami zaskakujê nawet sam siebie. Han zrobi³ gron¹ minê i zrobi³ krok w stronê Ryna. Pos³uchaj, kolego... zacz¹³. Nie dokoñczy³ zdania, bo us³ysza³ nastêpn¹ kaskadê pisków, gwizdów i wiergotów. Na korytarzu pojawi³a siê jednostka typu R2 i obróci³a czerwon¹ kopu³kê w jego stronê. Chce wiedzieæ, w czym mo¿e nam pomóc przet³umaczy³ Ryn. Zaskoczony Korelianin przeniós³ spojrzenie z obcej istoty na robota i bez s³owa wskaza³ kontrolny panel z klawiatur¹. Astromechaniczny robot podjecha³ do wrót hangaru. Wysun¹³ z górnej czêci cylindrycznego korpusu manipulator, umieci³ koñcówkê w gniedzie nad panelem i b³yskawicznie upora³ siê z zabezpieczaj¹cym kodem. P³yta wrót hangaru unios³a siê i wszyscy wbiegli na p³ytê l¹dowiska przy okazji omal nie tratuj¹c os³upia³ego Hana. Jestem pewien, ¿e póniej ci podziêkuj¹ zauwa¿y³ Ryn, mijaj¹c stoj¹cego Korelianina. Na jednej z p³yt spoczywa³ pasa¿erski wahad³owiec. Jego wyd³u¿ony kad³ub przypomina³ wielki pocisk. Maszyna okaza³a siê na tyle du¿a, by pomieciæ we wnêtrzu wszystkich uciekinierów. Han pospieszy³ do sterowni, a Ryn zatroszczy³ siê o bezpieczeñstwo pasa¿erów. Kiedy przypi¹³ ostatniego, poszed³ za Hanem. Usiad³ na fotelu drugiego pilota i chocia¿ trochê przeszkadza³ mu d³ugi ogon, zapi¹³ wszystkie zatrzaski ochronnej sieci. Póniej pomóg³ Hanowi wykonywaæ procedury przedstartowe. 184
W koñcu Korelianin pstrykn¹³ w³¹cznikiem repulsorów i wahad³owiec uniós³ siê ponad p³ytê l¹dowiska. Han obróci³ go o sto osiemdziesi¹t stopni, a potem powoli przelecia³ przez wrota hangaru i znieruchomia³ w magnetycznej luzie. W przestworzach roi³o siê od myliwców i nitek mierciononych b³yskawic. W pewnej chwili obok magnetycznej kurtyny przelecia³a wataha koralowych skoczków. ciga³a je mniej wiêcej dwukrotnie liczniejsza grupa myliwców przechwytuj¹cych typu TIE i X-skrzyd³owców. Piloci gwiezdnych maszyn Nowej Republiki posy³ali w lad za myliwcami Yuuzhan smugi laserowych strza³ów. Jeszcze nie jestemy bezpieczni mrukn¹³ przez zaciniête zêby Solo. Pchn¹³ dwigniê i wahad³owiec run¹³ w mrok przestworzy.
185
ROZDZIA£
$
Han kierowa³ wahad³owiec to w prawo, to znów w lewo. Lec¹c zygzakowatym kursem, usi³owa³ przelizn¹æ siê miêdzy setkami statków, przycumowanych w cieniu Ko³a Fortuny. Wiêkszoæ barek i frachtowców unosi³a siê nieruchomo, ale piloci wielu innych nie okazywali tyle cierpliwoci. Ogarniêci podobnie jak Han przemo¿n¹ chêci¹ ucieczki, wyciskali z jednostek napêdowych resztki mocy. Ka¿dy lecia³ tam, dok¹d mu siê podoba³o.... byle jak najdalej od stacji. Han skrêci³ na bakburtê i jaki czas lecia³ wzd³u¿ zewnêtrznej krawêdzi Ko³a Fortuny. Czasami kierowa³ wahad³owiec w górê albo w dó³, aby unikn¹æ zderzenia ze szcz¹tkami, wyrwanymi z wnêtrza piercienia przez straszliw¹ broñ Yuuzhan. Zanim jednak zdo³a³ przelecieæ æwieræ drogi, ujrza³ ogromny okrêt wrogów. Wydawa³ siê czarny jak noc i wyci¹ga³ w ich stronê grone ramiona z korala yorik. W rufowej czêci widnia³ mroczny otwór, w którym chowa³ siê gigantyczny cêtkowany w¹¿. Han natychmiast zrozumia³, ¿e to ten potwór wygryz³ trzy wielkie niekszta³tne dziury, czerni¹ce siê niczym rany w zewnêtrznej p³aszczynie stacji. To musi byæ ta rzecz, która po³knê³a Roê i Fasga! zawo³a³, odwróciwszy g³owê w stronê Ryna. Ty i ja równie¿ moglimy byæ teraz w rodku. Pchn¹³ jeszcze dalej dwigniê przepustnicy. Ignoruj¹c widoczne w oczach drugiego pilota przera¿enie, przyspieszy³ i skierowa³ dziób wahad³owca ku potworowi. Co ty wyprawiasz? zaskrzecza³ Ryn. Han kiwn¹³ poroniêt¹ szczeciniastym meszkiem brod¹ w kierunku iluminatora. 186
We wnêtrzu tego stworzenia zostali uwiêzieni moi przyjaciele. Ryn zaniemówi³ ze zdumienia. Kiedy przyszed³ do siebie, wykrzykn¹³: Nie zdo³asz ich stamt¹d uwolniæ! No to uwa¿aj burkn¹³ Solo przez zêby. Jeste szalony! Powiedz mi co, czego jeszcze nie wiem. Dobrze, w takim razie co powiesz na to? Nasz wahad³owiec nie jest uzbrojony! Han nagle uwiadomi³ sobie, ¿e nie pilotuje Soko³a. Zakl¹³ pod nosem. Gdyby lecia³ sam albo tylko w towarzystwie Ryna, mo¿e zdecydowa³by siê i tak zaatakowaæ straszliwego potwora. W przedziale pasa¿erskim wahad³owca siedzia³o jednak kilkudziesiêciu nieszczêników. Niemal wszyscy mieli za sob¹ okropnoci wojny i marzyli tylko, by ocaliæ ¿ycie. Z pewnoci¹ nie zas³ugiwali na udzia³ w jeszcze jednej walce tylko dlatego, ¿e tak siê podoba³o szaleñcowi, pilotuj¹cemu bezbronny i pozbawiony os³on cywilny statek. Do g³owy wpad³a Hanowi jeszcze jedna myl. Oto znalaz³ siê w takiej samej sytuacji, jak Anakin na Sernpidalu. Musia³ dokonaæ wyboru miêdzy ¿yciem kilkudziesiêciu nieznajomych istot a ocaleniem od pewnej mierci jednego dobrego przyjaciela. wiadomoæ tego przeszy³a serce Hana niczym wibroostrze. Korelianin poprzysi¹g³ sobie, ¿e je¿eli wróci do domu ca³y i zdrowy, pojedna siê z odepchniêtym synem. Mimo to nie móg³ siê powstrzymaæ, aby przelatuj¹c w pobli¿u, nie podra¿niæ potwora. Kiedy nos gigantycznego wê¿a znalaz³ siê tak blisko, ¿e niemal móg³by go dotkn¹æ ogarniêty panik¹ Ryn nie zeskoczy³ z fotela drugiego pilota tylko dlatego, ¿e nie pozwoli³y mu pasy ochronnej sieci Han zacz¹³ wykonywaæ zwrot przez bakburtê. Liczy³ na to, ¿e oliz³y wybryk natury ³yknie potê¿n¹ porcjê gazów wylotowych z dysz silników jonowych wahad³owca. Stworzenie uwiadomi³o sobie, na co siê zanosi. Dowodzi³a tego szybkoæ, z jak¹ wystrzeli³o z mrocznego otworu w rufie okrêtu Yuuzhan. Rozwar³o ss¹c¹ paszczê, jakby zamierza³o w ca³oci po³kn¹æ wahad³owiec. wietnie ci idzie! zaskrzecza³ przera¿ony Ryn. Uda³o ci siê zwróciæ jego uwagê! Lekko wystraszony Solo pchn¹³ dwigniê przepustnicy do oporu i dokoñczy³ manewr. W nastêpnej chwili wykona³ seriê karko³omnych zwrotów i uników. Otwieraj¹c i zamykaj¹c przepacist¹ paszczê, stworzenie nie rezygnowa³o jednak z pocigu. 187
Ten piekielny potwór jest dra¿liwy jak kosmiczny limak! wykrzykn¹³ w pewnej chwili Korelianin. Ta-a, a my jestemy mynockami, które go rozz³oci³y dokoñczy³a o wiele ciszej istota na fotelu obok. Han zacisn¹³ palce na rêkojeciach dwigni. Uruchomi³ silniki hamuj¹ce i w tej samej chwili raptownie pchn¹³ wiotki ster w prawo. Wahad³owiec zanurkowa³ i wpad³ w korkoci¹g, a Solo pilnowa³, ¿eby obraca³ siê wokó³ d³ugiego cielska potwora. W ostatniej chwili pilot wyrówna³ lot i przemkn¹³ tu¿ pod ruf¹ yuuzhañskiego okrêtu. Kto posprz¹ta ba³agan w przedziale dla pasa¿erów? zainteresowa³ siê Ryn, kiedy zdo³a³ po³kn¹æ z powrotem czêciowo przetrawione jedzenie. Zajmiemy siê tym trochê póniej stwierdzi³ Solo. Maj¹c na uwadze wygodê uciekinierów, zwiêkszy³ skutecznoæ i zmniejszy³ szybkoæ dzia³ania inercyjnych t³umików. Wahad³owiec w³anie wylatywa³ po drugiej stronie rufy, kiedy siê obudzi³ do ¿ycia panel z kontrolnymi urz¹dzeniami. Rozleg³ siê stamt¹d g³ony sygna³ alarmowy. Han otworzy³ usta. Co siê sta³o? zapyta³ zaniepokojony Ryn. O co chodzi? Popatrzy³ na wskaniki. Dlaczego zmniejszylimy prêdkoæ? Han rozpaczliwie przebiera³ palcami po przyciskach i w³¹cznikach. Pochwyci³ nas dovin basal! krzykn¹³. Ten wielki okrêt przyci¹ga nas do siebie! Ryn rozsiad³ siê wygodniej na fotelu drugiego pilota i zainteresowa³ siê zestawem urz¹dzeñ pomocniczych. Kiedy zobaczy³, ¿e Han zmaga siê z dr¹¿kiem, przes³a³ wiêcej energii do silników. Zako³ysa³ wahad³owcem, a potem podlecia³ bli¿ej kad³uba yuuzhañskiego kolosa. Zadar³ dziób statku i pozwoli³, ¿eby statek przelecia³ nad czarn¹ gór¹ z korala yorik. Potem obróci³ wahad³owiec o sto osiemdziesi¹t stopni wokó³ pod³u¿nej osi. Zanurkowa³, ca³y czas staraj¹c siê trzymaæ jak najbli¿ej burty jednostki wroga. wietny pomys³ przyzna³ Han, kiedy w koñcu wydawa³o siê, ¿e wchodz¹ w wolne przestworza. Cieszê siê, ¿e zostawilimy tê bestiê daleko za ruf¹... Okrzyk Ryna uwiadomi³ mu, ¿e niebezpieczeñstwo jeszcze nie minê³o. Z dolnej czêci nieprzyjacielskiego okrêtu wy³oni³y siê cztery koralowe skoczki. Ich piloci zaatakowali wahad³owiec ognistymi pociskami. 188
Han skrêci³ ostro w prawo. Usi³uj¹c umkn¹æ napastnikom, zadar³ dziób i zacz¹³ wykonywaæ rozpaczliwe uniki. Musia³e tam lecieæ i wystraszyæ ich maleñstwo? wrzasn¹³ Ryn, ujrzawszy za iluminatorami po obu stronach sterowni p³on¹ce bry³y. Kiedy Korelianin wyrówna³ lot, zobaczy³ przed dziobem istn¹ chmurê innych koralowych skoczków. cigani przez dziesi¹tki myliwców Nowej Republiki, ich piloci starali siê wróciæ do okrêtu-bazy. Han cofn¹³ dwigniê przepustnicy i po³o¿y³ wahad³owiec na skrzyd³o. W nastêpnej sekundzie zobaczy³, ¿e zza tarczy bli¿szego ksiê¿yca planety Ord Matell wy³ania siê spiczasty dziób ogromnego gwiezdnego niszczyciela. Z olbrzymich wie¿ dziobowych dzia³ tryska³y raz po raz b³êkitne mylniki skupionego wiat³a. Lecia³y ku uciekaj¹cym myliwcom wroga, ale kilka o ma³o nie przeszy³o na wylot bezbronnego wahad³owca. W odpowiedzi z wnêtrza yuuzhañskiego kolosa trysnê³y strugi roz¿arzonej plazmy. Olepiaj¹co jasne i kipi¹ce niczym gwiezdne protuberancje, przelecia³y w niewielkiej odleg³oci od burty statku. Zapominaj¹c o zachowywaniu choæby pozorów ostro¿noci, Han pchn¹³ do oporu dwigniê przepustnicy i ostro skrêci³, aby oddaliæ siê od pola walki. Jednak piloci czterech koralowych skoczków, którzy zaatakowali go wczeniej, lecieli jak przyklejeni do ogona wahad³owca. Nie ma cienia w¹tpliwoci mrukn¹³ Solo. Moja przesz³oæ zdecydowanie mnie dogania. Ryn rzuci³ mu zaniepokojone spojrzenie. Mo¿e nie lecisz wystarczaj¹co szybko? zasugerowa³ z ponur¹ min¹. Korelianin zacisn¹³ mocno wargi. Jeszcze siê o tym przekonamy. Wytycz kurs na Ko³o poleci³ zwiêle. Wracamy? zdziwi³ siê Ryn. S³ysza³e, co powiedzia³em. Czy co pomo¿e, je¿eli zaprzeczê? Przestañ zrzêdziæ! warkn¹³ Solo. We siê w garæ i wycinij z silników ile siê da. Ryn zaj¹³ siê wykonywaniem polecenia, ale nie przesta³ narzekaæ. Nie rozumiem, dlaczego twoja przesz³oæ musia³a dopaæ tak¿e mnie odezwa³ siê w pewnej chwili. 189
Mylê, ¿e to ma co wspólnego z twoim kapeluszem odrzek³ Han. A poza tym, kto ci kaza³ ³apaæ mnie za nogi? Masz racjê przyzna³ Ryn. Nastêpnym razem rozejrzê siê uwa¿nie i przyczepiê do kogo innego. Han skierowa³ wahad³owiec prosto ku zewnêtrznej krawêdzi Ko³a Fortuny. W ostatniej chwili przelecia³ jednak tu¿ nad konstrukcj¹. Sekundê póniej raptownie zanurkowa³ i przemkn¹³ miêdzy dwiema cylindrycznymi szprychami orbitalnej stacji. Piloci czterech koralowych skoczków starali siê powtórzyæ jego skomplikowany manewr, ale uda³o siê to tylko trzem. Lec¹cy na koñcu szyku czwarty Yuuzhanin nie zd¹¿y³ skrêciæ w prawo we w³aciwej chwili. Jego maszyna roztrzaska³a siê o szprychê i przemieni³a w kulê ognistego py³u. Oddalaj¹c siê od Ko³a, Han lecia³ chwilê prosto i ze sta³¹ prêdkoci¹, ale zaraz przyspieszy³ i skierowa³ siê ku otwartym przestworzom. Od strony rufy nadlatuj¹ pociski! ostrzeg³ go Ryn. Han w³¹czy³ silniki hamuj¹ce i z ca³ej si³y pchn¹³ w bok dr¹¿ek sterowniczy. Potem zanurkowa³ i obróci³ wahad³owiec o sto osiemdziesi¹t stopni w taki sposób, ¿e skierowa³ go znów w stronê Ko³a Fortuny. Tym razem jednak piloci trzech koralowch skoczków nie usi³owali powtórzyæ jego manewru. Zatoczyli szerokie ³uki, ale kiedy zawrócili, cigany wahad³owiec znów zbli¿a³ siê do zewnêtrznej krawêdzi orbitalnej stacji. Han szarpn¹³ dr¹¿ek ku sobie, a potem odepchn¹³ jak najdalej. Wahad³owiec przelecia³ tu¿ nad krawêdzi¹. Zamiast jednak zanurkowaæ w stronê piasty, Korelianin skrêci³ ostro na sterburtê i obni¿y³ pu³ap lotu tylko na tyle, ¿eby przelecieæ w pobli¿u miejsca spojenia szprychy z wewnêtrzn¹ krawêdzi¹ stacji. Zadar³ dziób i ponownie mign¹³ ponad Ko³o, a potem znów zanurkowa³ i przemkn¹³ tu¿ obok nastêpnej szprychy. Yuuzhañscy piloci usi³owali wiernie naladowaæ jego ka¿dy manewr, ale nastêpny nie wykaza³ siê dostatecznym opanowaniem sztuki pilota¿u. Han obróci³ wahad³owiec na grzbiet i znów zanurkowa³, by zmieniwszy kurs o sto osiemdziesi¹t stopni, zatoczyæ ósemkê. Kiedy wy³oni³ siê spod krawêdzi stacji, stwierdzi³, ¿e znalaz³ siê dok³adnie tam, sk¹d wystartowa³. Znów musia³ siê przelizgiwaæ miêdzy gromadami przycumowanych blisko siebie ma³ych i wiêkszych gwiezdnych statków. Co s³ychaæ z tymi skoczkami? zapyta³, kiedy móg³ na krótk¹ chwilê zerkn¹æ na drugiego pilota. Ryn spojrza³ na ekrany monitorów. 190
Zosta³y ju¿ tylko dwa zameldowa³. Ale ich piloci nadal nie daj¹ za wygran¹. Korelianin wprowadzi³ wahad³owiec w ciasny skrêt, a jego towarzysz pilnowa³, ¿eby silniczki manewrowe nadal pracowa³y, wykorzystuj¹c u³amek mocy. Zamierzali skierowaæ statek znów ku piercieniowi, kiedy nagle z otworu którego z hangarów stacji wystrzeli³ fioletowob³êkitny luksusowy jacht firmy TaggeCo. Lecia³ prosto na nich i plu³ nitkami mierciononych strza³ów. Zapewne pilot chcia³ mieæ woln¹ drogê. Han zakl¹³ z pasj¹. Szarpn¹³ dr¹¿ek, zadar³ dziób wahad³owca i ustawi³ statek pionowo wzglêdem dotychczasowego kierunku lotu. Chyba cudem unikn¹³ zderzenia i trafienia przez laserow¹ b³yskawicê. Kiedy jacht przelatywa³ obok niego, Han uniós³ g³owê i spojrza³ na jego sterowniê. Przez u³amek sekundy widzia³ obu pilotów. Rozwcieczony, hukn¹³ piêci¹ w pulpit konsolety. Za³o¿y³bym siê o wszystko, ¿e tym jachtem lecia³ Wielki Bunji! Od czego cz³owiek ma przyjació³ zauwa¿y³ Ryn. W nastêpnej chwili jeden ze cigaj¹cych ich koralowych skoczków eksplodowa³. Widocznie trafi³ go energetyczny pocisk, wystrzelony z pok³adu luksusowego jachtu. A wiêc o to chodzi³o krêc¹c g³ow¹, westchn¹³ zdumiony Solo. ciga nas jeszcze jeden przypomnia³a mu obca istota. Chcesz siê za³o¿yæ? burkn¹³ Korelianin. Zawróci³ w kierunku Ko³a, ale tym razem nie zamierza³ siê bawiæ w ¿adne owijanie wokó³ szprych ani przelatywanie obok krawêdzi. Domyla³ siê, ¿e pozosta³y przy ¿yciu Yuuzhanin jest na tyle wytrawnym pilotem, i¿ nie pozbêdzie siê go w taki sposób. Zamiast tego skrêci³ w stronê nie wykoñczonego odcinka orbitalnej stacji. Stercz¹ce tam we wszystkie strony belki, dwigary, wsporniki, pomosty i wisz¹ce platformy, a tak¿e unosz¹ce siê nieruchomo zdalnie sterowane kapsu³y tworzy³y co w rodzaju toru przeszkód, którego pokonanie wymaga³o nie lada zdolnoci i odwagi. Zacisn¹wszy obie d³onie na rêkojeci dr¹¿ka, Han wszed³ w wiecê, ¿eby omin¹æ jak¹ platformê. Po³o¿y³ wahad³owiec na bakburtê. Zamierza³ przelecieæ pod najd³u¿sz¹ kratowan¹ suwnic¹, pokona³ jednak tylko niespe³na po³owê drogi. Pilot koralowego skoczka da³ ognia i roz¿arzona plazma zamieni³a suwnicê w dymi¹ce szcz¹tki. Han musia³ raptownie zanurkowaæ w stronê piasty. Przy okazji omal nie straci³ skrzyd³a, kiedy otar³ nim o gruby prêt anteny, 191
wystaj¹cy z powierzchni szprychy. Najwiêcej k³opotów przysparza³ mu jednak uparty Yuuzhanin. Wygl¹da³o na to, ¿e jest i celnym strzelcem, i wietnym pilotem. Ignoruj¹c b³yski ostrzegawczych lampek i zawodzenie alarmowych syren, Han zacz¹³ kr¹¿yæ wokó³ piasty. Stara³ siê, ¿eby ka¿dy kolejny kr¹g mia³ coraz mniejsz¹ rednicê. W pewnej chwili znów strzeli³ w górê i skierowa³ siê ku niedokoñczonej sekcji orbitalnej stacji. Zdumiony Ryn wyprostowa³ siê na fotelu i pochyli³ ku iluminatorowi, jakby nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom. Chyba... ¿artujesz wyj¹ka³, nie na ¿arty przera¿ony. Han przyjrza³ siê pozbawionej cian bocznych konstrukcji, pe³nej stercz¹cych ¿eber i mocuj¹cych wsporników. Zamierza³ przelecieæ miêdzy nimi. Boczna ciana po drugiej stronie tak¿e nie ma pancernych p³yt owiadczy³ tak stanowczym tonem, na jaki móg³ siê zdobyæ. Sprawdzi³em to. Sprawdzi³e? W g³osie Ryna brzmia³o bezgraniczne niedowierzanie. Kiedy? Trochê wczeniej odpar³ nonszalancko Han. Zaufaj mi. Po tamtej stronie s¹ tylko wolne przestworza. We siê w garæ. Je¿eli chcesz, mo¿esz zamkn¹æ oczy. Przyrz¹dy na pulpitach zwariowa³y. Alarmowe lampki b³yska³y jak szalone. Syreny i brzêczyki ostrzega³y o nadci¹gaj¹cej katastrofie, Han jednak stara³ siê je ignorowaæ. Odnosi³ wra¿enie, ¿e koralowy skoczek przyklei³ siê do ogona jego wahad³owca. Jeszcze bardziej przyspieszy³. Kiedy za od niewykoñczonego fragmentu Ko³a dzieli³a go ju¿ bardzo ma³a odleg³oæ, zadar³ lekko dziób statku i na sekundê w³¹czy³ silniczki manewrowe. Chcia³ tylko wywrzeæ wra¿enie, ¿e zamierza przelecieæ nad zewnêtrzn¹ krawêdzi¹ orbitalnej stacji. Pilot skoczka po³kn¹³ przynêtê i skierowa³ nos koralowej maszyny w górê. Natychmiast jednak uwiadomi³ sobie, ¿e pope³ni³ b³¹d. Usi³owa³ unieæ nos skoczka jeszcze wy¿ej, by wykonaæ pêtlê przez grzbiet, ale znajdowa³ siê zbyt blisko krawêdzi Ko³a. Zacz¹³ cinaæ kolejne wsporniki. Przy ka¿dym takim zderzeniu traci³ kawa³ki kad³uba. W pewnej chwili ostro skrêci³ i roztrzaska³ siê o wewnêtrzn¹ powierzchniê Ko³a w miejscu, gdzie szprycha ³¹czy³a siê z obwodem. Tymczasem Han skrêci³ o piêæ stopni na bakburtê i realizuj¹c wczeniejszy plan, skierowa³ wahad³owiec w stronê orbitalnej 192
stacji. Przelecia³ slalomem przez g¹szcz wsporników, belek, dwigarów i innych elementów konstrukcji. Jak oczekiwa³, przeciwleg³ej ciany Ko³a tak¿e nie os³oniêto pancernymi p³ytami. Jeszcze jedno czy dwa uderzenia serca i przed dziobem statku ukaza³y siê wolne przestworza. Widzisz, nie by³o tak le... zacz¹³, ale w sterowni rozleg³ siê og³uszaj¹cy huk i co wyl¹dowa³o na transpastalowej szybie iluminatora. Reaguj¹c odruchowo, Han i Ryn zas³onili d³oñmi oczy. Korelianin by³ pewien, ¿e statek zosta³ powa¿nie uszkodzony. Kiedy opuci³ rêce i otworzy³ oczy, przekona³ siê jednak, ¿e na iluminatorze le¿y protokolarny android. Roz³o¿y³ rêce i nogi, trzyma³ siê jak móg³ i stara³ siê nie zsun¹æ. Pasa¿er na gapê stwierdzi³ rzeczowo Ryn. Istnia³o co najmniej kilka sposobów pozbycia siê nieproszonego gocia, ale Han nie skorzysta³ z ¿adnego. Nie robi nam nic z³ego powiedzia³. Utrzymywa³ wahad³owiec na niezmienionym kursie, dopóki nie oddali³ siê na spor¹ odleg³oæ od Ko³a Fortuny. Potem wszed³ w ³agodny obszerny ³uk. W przestworzach nie by³o widaæ ani jednego koralowego skoczka, a unosz¹cy siê w oddali okrêt Yuuzhan chyba odlatywa³. Jego dovin basale poch³ania³y energiê wiêkszoci strza³ów, które kierowali ku niemu piloci gwiezdnych myliwców i artylerzyci niszczyciela. Wytycz kurs na Ord Mantell odezwa³ siê w koñcu Korelianin. K¹tem oka zauwa¿y³, ¿e Ryn aprobuj¹co pokiwa³ g³ow¹. Han wyszczerzy³ zêby w ³obuzerskim umiechu. Chyba... zacz¹³, ale niespodziewanie urwa³. W oczach Ryna wyczyta³ pytanie. ...mam swoje momenty dokoñczy³ cicho, jakby machinalnie. W jego g³osie nie wyczuwa³o siê ¿adnych emocji. Prawdê mówi¹c, nie wszystko by³o jak za dawnych czasów. Roa i Fasgo zostali uwiêzieni albo zabici, a palce, które Han zacisn¹³ na rêkojeci dr¹¿ka sterowniczego, dr¿a³y i za nic w wiecie nie chcia³y przestaæ. Wiceadmira³ Poinard i genera³ Sutel z mostka Erinnica przygl¹dali siê, jak pasa¿erski wahad³owiec w kszta³cie pocisku przemyka miêdzy otaczaj¹cymi Ko³o Fortuny szcz¹tkami i odpadkami, 13 Próba bohatera
193
a potem szybko odlatuje w stronê Ord Mantell. Nieco dalej, poza ksiê¿ycami planety, by³o widaæ niedobitki umykaj¹cej floty Yuuzhan. Panie admirale, panie generale, dowódca techników melduje, ¿e generatory ochronnych pól okrêtu zosta³y powa¿nie uszkodzone odezwa³a siê kobieta, pe³ni¹ca s³u¿bê w sterburtowym zag³êbieniu mostka. Odradza, powtarzam: odradza ciganie nieprzyjació³. Potwierdzam odpar³ Poinard. Niech pani powie dowódcy techników, ¿e pozostajemy w tym samym miejscu. I proszê przekazaæ tê wiadomoæ wszystkim cz³onkom za³ogi. Mo¿e to i lepiej stwierdzi³ Sutel. Je¿eli wojownicy Yuuzhan Vong zobacz¹ kutykaj¹ce do bazy resztki w³asnej floty, w przysz³oci dwa razy siê zastanowi¹... Poinard nie odpowiedzia³. Nie odrywa³ spojrzenia od wycofuj¹cych siê jednostek nieprzyjacielskiej floty. Panie admirale, panie generale odezwa³a siê ta sama pani technik nap³ywaj¹ meldunki z pola bitwy. Oprócz kr¹¿ownika stracilimy tak¿e jedn¹ fregatê eskortow¹ i trzy kanonierki. Przerwa³a na chwilê. Szacujemy, ¿e nieprzyjacielska flota ponios³a o wiele wiêksze straty. Ko³o Fortuny zosta³o powa¿nie uszkodzone, ale siê nie rozpad³o. Z Ord Mantell donosz¹ o powa¿nych zniszczeniach niektórych orodków miejskich, po³o¿onych w g³êbi l¹du. Dodaj¹ jednak, ¿e os³oniête energetycznymi polami miasta na wybrze¿ach prawie nie ucierpia³y, a wzniecone po¿ary zdo³ano opanowaæ. Sutel odwróci³ siê do towarzysza broni. To powinno pana pocieszyæ, admirale powiedzia³. Poinard mrukn¹³ co niezrozumiale, a potem odwróci³ siê plecami do dziobowych iluminatorów. Proszê powiadomiæ dowództwo, ¿e informacje Wywiadu siê potwierdzi³y poleci³ adiutantowi. Nie jestem pewien, jakim cudem, ale przepêdzilimy napastników.
194
ROZDZIA£
%
Demonstracyjnie pewny siebie Reck Desh czarnow³osy, szczup³y i wytatuowany mê¿czyzna mia³o wkroczy³ do Mg³awicowej Orchidei. Rozejrza³ siê wokó³, aby zorientowaæ siê w sytuacji. W g³ównej sali popularnej jad³odajni Kuat City zobaczy³ jednak tylko nie budz¹c¹ podejrzeñ zbieraninê ludzi i obcych istot robotników, techników i in¿ynierów. Zapewne korzystali z urlopów, jakich udzieli³a im dyrekcja s³ynnych na ca³¹ galaktykê orbitalnych gwiezdnych stoczni Kuat. W lokalu przebywa³a tak¿e grupa cywilów. Poród nich Reck dostrzeg³ trzech telbunów m³odych Kuatczyków, szkol¹cych siê kandydatów na towarzyszy ¿ycia rozpieszczonych córek kuatskich mo¿now³adców. Wszyscy trzej byli ubrani w grube, fioletowoczerwone p³aszcze, mieli twarze os³oniête woalami, a na g³owach nosili wysokie, cylindryczne kapelusze. Wokó³ stolików uwijali siê kelnerzy ¿ywe istoty i androidy. Zbierali zamówienia i roznosili tace z artystycznie u³o¿onymi potrawami. To gdzie mia³e siê z nim spotkaæ? zapyta³ wy¿szy z dwóch kompanów Recka. Czarnow³osy najemnik wskaza³ ruchem wystaj¹cej brody jedn¹ z ló¿, urz¹dzonych pod przeciwleg³¹ cian¹ wielkiej sali. W szóstce. Barczysty mê¿czyzna postanowi³ policzyæ lo¿e. Zacz¹³ od lewej i oddalaj¹c siê od wychodz¹cych na ulicê wielkich okien, kiwa³ g³ow¹, ilekroæ wymienia³ pó³g³osem kolejn¹ cyfrê. Szóstka jest pusta stwierdzi³ w koñcu. To dobrze. Jestemy pierwsi oznajmi³ Reck. Ty i Ven usi¹dcie gdzie, sk¹d bêdziecie mogli mieæ oko na wszystko, co siê 195
dzieje. Ale nie ruszajcie siê z miejsc. Nie róbcie absolutnie nic, dopóki nie dam wam znaku. Rozumiemy odpar³ Wotson. Kiwn¹³ g³ow¹ na partnera i obaj usiedli przy wolnym stoliku stoj¹cym mniej wiêcej porodku wielkiej sali. Reck podci¹gn¹³ workowate spodnie i skierowa³ siê do szóstej lo¿y. Pi¹tka by³a tak¿e wolna, ale w siódmej siedzia³ samotny telbun. Barwny woal os³ania³ ca³¹ jego twarz z wyj¹tkiem oczu. Reck usiad³ plecami do niego i rozpar³ siê na miêkkim fotelu. Postanowi³ zaczekaæ, a¿ pojawi siê tajemniczy rozmówca. Zastanawia³ siê, czy nie skin¹æ na kelnera, kiedy nagle us³ysza³ g³os telbuna zajmuj¹cego fotel za jego plecami, w siódmej lo¿y. Nie odwracaj siê, Reck! rozkaza³ Kuatczyk beznamiêtnym tonem; najwyraniej pos³ugiwa³ siê skomplikowanym i kosztownym urz¹dzeniem do zniekszta³cania dwiêków. Zaskoczony Reck drgn¹³, ale si³¹ woli zmusi³ siê do zachowania spokoju. Usi³owa³ przypomnieæ sobie, co zobaczy³, kiedy siadaj¹c, przelotnie rzuci³ okiem na telbuna. Doszed³ do przekonania, ¿e musi zrewidowaæ wnioski, jakie wtedy wyci¹gn¹³. Kosztowne lune ubranie i wysoki kapelusz mog³y kryæ istotê dowolnej rasy, a urz¹dzenie zniekszta³caj¹ce dwiêki nie pozwala³o stwierdziæ nawet, czy jego rozmówca jest samcem, czy samic¹. Zawsze siê tak stroisz, czy mo¿e wybierasz siê dzisiaj na bal przebierañców? zapyta³ po chwili, kiedy trochê och³on¹³. Obca istota zignorowa³a jego uwagê. Daj znak swoim kompanom, Reck, ¿e wszystko w porz¹dku powiedzia³a. Mê¿czyzna odchyli³ g³owê do ty³u, tak ¿e prawie zetknê³a siê z g³ow¹ telbuna. A kto mnie powstrzyma, ¿ebym ich zawo³a³ i kaza³ zedrzeæ ten woal z twojej twarzy? Absolutnie nikt przyzna³ Kuatczyk. Ale jeste g³upcem, je¿eli uwa¿asz, ¿e przyszed³em bez obstawy. Piwne oczy Recka omiot³y wielk¹ salê w poszukiwaniu mo¿liwych kandydatów. Bez wzglêdu na to, czy telbun blefowa³, czy nie, chyba warto by³o wys³uchaæ, co ma do powiedzenia. Najemnik obróci³ siê w stronê Vena i Wotsona i gestem rêki da³ im znak, ¿e mog¹ przestaæ siê niepokoiæ. To mi³o z twojej strony, Reck rzek³ telbun. Kiedy rozmawialimy przez komunikator, wspomnia³em, ¿e mam dla ciebie informacjê. 196
To bardzo dobrze odpar³ mê¿czyzna. Najpierw jednak powiedz mi, sk¹d wiedzia³e, gdzie mnie szukaæ. Udzielê ci najprostszej odpowiedzi zacz¹³ Kuatczyk. O dzia³alnoci i miejscu pobytu Brygady Pokoju wie wiêcej osób ni¿ mo¿esz sobie wyobraziæ. Reck wypuci³ powietrze z p³uc z cichym wistem i z ubolewaniem pokrêci³ g³ow¹. To oznacza, ¿e albo pracujemy dla tych samych mocodawców, albo masz dostêp do naprawdê cile tajnych informacji. A poniewa¿ w¹tpiê, ¿ebymy pracowali dla tych samych goci, musisz mieæ co wspólnego z wojskow¹ s³u¿b¹ bezpieczeñstwa albo Wywiadem Nowej Republiki. W tej chwili nie musisz tego wiedzieæ, Reck odpar³ telbun. Mo¿e tak, a mo¿e nie powiedzia³ najemnik. Nie zapominaj, ¿e przylecia³em na to spotkanie a¿ z ksiê¿yca Nar Shaddaa. Jestem pewien, ¿e ju¿ teraz ogarnia ciê têsknota za Przestworzami Huttów zakpi³a istota. Wiedz jedno odrzek³ Reck. Lepiej dla ciebie, ¿eby to by³o co wa¿nego. Telbun umilk³, jakby zastanawia³ siê, co powiedzieæ. Jeste cz³onkiem Brygady Pokoju zacz¹³ po chwili ale w rzeczywistoci wykonujesz polecenia dowódców wojskowych Yuuzhan Vongów. Reck tak¿e zwleka³ chwilê z odpowiedzi¹. Dobrze siê orientujesz stwierdzi³ w koñcu. Inaczej nie prosi³by, ¿ebym tu przylatywa³. Prawid³owa odpowied. Jestem kim w rodzaju fanatyka uczciwoci. Przejd do rzeczy sykn¹³ zniecierpliwiony Reck. Jak¹ informacjê masz dla mnie? Wiem, jak mo¿esz pozyskaæ przychylnoæ swoich szefów. Ta-a, powiedzia³e to ju¿ podczas tamtej rozmowy przypomnia³ oschle najemnik. Tylko dlaczego uwa¿asz, ¿e nie cieszê siê ich przychylnoci¹? Poniewa¿ tu przylecia³e oznajmi³ Kuatczyk. Nie by³em tego pewien, kiedy z tob¹ rozmawia³em; teraz jednak wiem to na pewno. Zaliczasz siê do ludzi ambitnych, a w tej chwili jeste zaintrygowany. Reck parskn¹³. Powiem ci, co o tym s¹dzê, kiedy us³yszê, co to za informacja odrzek³. 197
Nowa Republika przetrzymuje w wiêzieniu uciekinierkê rasy Yuuzhan Vong zaczê³a istota. Jest wa¿n¹ osobistoci¹... kap³ank¹ czy kim w tym rodzaju. Pragn¹c ocaliæ ¿ycie, wskoczy³a do kapsu³y ratunkowej i uciek³a z pok³adu okrêtu Yuuzhan, zanim ten uleg³ zniszczeniu w sektorze Meridiana. Yuuzhanie ju¿ raz usi³owali j¹ odzyskaæ, ale ich próba zakoñczy³a siê niepowodzeniem. Domylam siê, ¿e po tym, co wydarzy³o siê w przestworzach Ord Mantell, do³o¿¹ wszelkich starañ, ¿eby j¹ uwolniæ. Reck zmarszczy³ brwi. A co wydarzy³o siê w przestworzach Ord Mantell? zapyta³. Opieraj¹c siê na przekazanych przez uciekinierkê informacjach, Nowa Republika urz¹dzi³a zasadzkê i odpar³a atak floty Yuuzhan Vongów. Zdumiony Reck nie móg³ powstrzymaæ siê od gwizdniêcia. A zatem ta kap³anka musi znaczyæ dla nich naprawdê du¿o stwierdzi³. Podró¿uje w towarzystwie maskotki ci¹gn¹³ telbun. Obie maj¹ byæ przetransportowane ze rodkowych Rubie¿y na Coruscant, ¿eby ju¿ nikt nie móg³ nawet marzyæ o ich uwolnieniu. Nie polec¹ tam jednak bezporednio. Znam nazwy planet, na których maj¹ siê zatrzymywaæ po drodze. Reck z trudem wytrzyma³, ¿eby siê nie odwróciæ. Chyba nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi powiedzia³. Pomyl o tym odrzek³ Kuatczyk. Ktokolwiek uwolni te uciekinierki i przeka¿e Yuuzhanom, wywiadczy istotom wielk¹ przys³ugê i zas³u¿y na ich wdziêcznoæ. Teraz wszystko jasne oznajmi³ najemnik. Wszyscy bêd¹ szczêliwi, a ja mo¿e dostanê nagrodê. Martwi mnie tylko jedno. Jaki ty mo¿esz w tym mieæ interes? Spodziewasz siê, ¿e odpalê ci czêæ nagrody? B³¹d poprawi³ go telbun. Chcê tylko, ¿eby informowa³ mnie o przysz³ych umowach, jakie bêdzie zawiera³a Brygada Pokoju z dowódcami Yuuzhan Vongów. A je¿eli nie dotrzymam swojej czêci umowy? Zwalê ci na g³owê wszystko, co mogê: wojsko, bezpiekê i Wywiad Nowej Republiki. Wykrêci³e tyle paskudnych numerów, Reck, ¿e bêdziesz mia³ wielkie szczêcie, je¿eli dostaniesz tylko do¿ywocie na Fodurancie. Wszystkie karty na stó³, hmm? warkn¹³ Reck. W³aciwie dlaczego tak ci zale¿y, ¿eby uciekinierki powróci³y do Yuuzhan? 198
Telbun siê rozemia³. A czy ty, kiedy wi¹za³e siê z nimi, myla³e tylko o kredytach? zapyta³. Kredyty zdobyte w nieuczciwy sposób s¹ dwakroæ s³odsze ni¿ zarobione zakpi³ mê¿czyzna. To urocze stwierdzenie, ale ja siê z nim nie zgadzam odpar³ Kuatczyk. Bez w¹tpienia, podejmuj¹c decyzjê, mia³e nadziejê zdobyæ ich ca³e mnóstwo. Wiesz jednak równie dobrze jak ja, ¿e w grê wchodzi³a wiêksza stawka. Mianowicie jaka? Wszystko przemawia za tym, ¿e Nowa Republika przegra tê wojnê, a ty nic nie zyska³by, gdyby opowiedzia³ siê po stronie zwyciê¿onych oznajmi³a istota. Je¿eli rozegrasz to m¹drze, Reck, mo¿e obaj na tym wygramy. Sk³ama³bym, gdybym nie uzna³ twojej propozycji za kusz¹c¹ odrzek³ najemnik. Poniewa¿ jednak skontaktowa³e siê ze mn¹ podejrzanie ³atwo, wnioskujê, ¿e Wywiad Nowej Republiki musi mieæ w Brygadzie Pokoju swoj¹ wtyczkê. Pozostaw to mnie. Tobie... powtórzy³ zamylony Reck. A kiedy dowiem siê, kim w³aciwie jeste? Kiedy nadejdzie odpowiednia pora odpar³ telbun. Ale to ja o tym zadecydujê. Reck nabra³ i wypuci³ powietrze. Bardzo powoli. Niech bêdzie odezwa³ siê w koñcu. Chyba jestem sk³onny ci zaufaæ. Nie po¿a³ujesz swojej decyzji. Kuatczyk zrobi³ krótk¹ przerwê. Uciekinierka i jej towarzyszka zostan¹ przetransportowane na Bilbringi na pok³adzie starego pasa¿erskiego liniowca Królowa Imperium. Dostarczê ci szczegó³owych informacji o ich planach, kiedy je poznam. Sugerujê jednak, ¿eby spróbowa³ porwaæ obie uciekinierki, jeszcze zanim dotr¹ na Bilbringi. Pozostaw to mnie odrzek³ protekcjonalnym tonem Reck, zadowolony z okazji odwdziêczenia siê istocie piêknym za nadobne. Jeszcze jedno ostrzeg³ go Kuatczyk. Ani s³owa nikomu, od kogo otrzyma³e tê informacjê. Nikomu... nawet twoim yuuzhañskim mocodawcom. Na razie niech to pozostanie miêdzy tob¹, mn¹ i twoimi dwoma kompanami. Mogê ci to obiecaæ powiedzia³ najemnik. Przynajmniej jako co w rodzaju próby. 199
Wiem, ¿e mnie nie zawiedziesz, Reck. Mê¿czyzna poczu³, ¿e jego ramienia dotknê³a czyj¹ rêka. Rozleg³ siê szelest materia³u. Telbun wsta³. Jeszcze siê z tob¹ skontaktujê, Reck powiedzia³. Tylko nie próbuj mnie ledziæ. Najemnik pozosta³ na fotelu, ale strzela³ oczami w prawo i lewo. Usi³owa³ wypatrzyæ kompanów Kuatczyka. Nikt jednak nie wsta³ od ¿adnego stolika, by pod¹¿yæ do tylnego wyjcia w lad za ubran¹ w krzykliwy p³aszcz istot¹. W koñcu Reck odwróci³ siê do Wotsona i Vena. Szybko! rozkaza³. Goniæ go! Zerwa³ siê i pobieg³ do wyjcia. Wotson i Ven pêdzili krok za nim. Kiedy jednak wszyscy trzej stanêli na progu tylnych drzwi, zamarli. Drzwi wychodzi³y na otoczony budynkami dziedziniec, wype³niony od ciany do ciany t³umem identycznie ubranych telbunów. Wycie syren oznajmi³o, ¿e niebezpieczeñstwo minê³o. Uspokojony tym Threepio kiwn¹³ z³ocist¹ g³ow¹. Postanowi³ jak najszybciej przejæ po p³ycie l¹dowiska najwiêkszego kosmoportu planety Ord Mantell ca³¹ odleg³oæ, jaka dzieli³a go od gwiezdnego statku pani Leii Organy Solo. Ca³e szczêcie, ¿e si³owe pole ocali³o miasto przed bombardowaniem z orbity. Na pó³noc od miasta jednak, gdzie znajdowa³y siê s³ynne sk³adnice z³omu, unosi³y siê w zachmurzone niebo grube kolumny gêstego i czarnego jak sadza dymu. Dziêki niech bêd¹ stwórcy mrukn¹³ do siebie z³ocisty android, jeszcze bardziej przyspieszaj¹c. Dziêki niech bêd¹ stwórcy. Pani Leia, która wci¹¿ jeszcze przebywa³a w schronie pod opiek¹ osobistego stra¿nika rasy Noghri, wys³a³a androida z wa¿nym zadaniem. Poleci³a mu, aby upewni³ siê, ¿e podczas nieco wczeniejszego ataku wojowników rasy Yuuzhan Vong nie zosta³ uszkodzony jej gwiezdny statek. Threepio przekona³ siê, ¿e wszystko w porz¹dku. Niestety, wiêksze albo mniejsze uszkodzenia odnios³o wiele innych gwiezdnych jednostek. Na widok ich podziurawionych i sczernia³ych albo wypalonych kad³ubów Threepio poczu³, ¿e jego metalowe cia³o wpada w dziwne dr¿enie. Z³ocisty android wzdrygn¹³ siê na myl o tym, jaki móg³by go spotkaæ los, gdyby grupa szturmowa Nowej Republiki nie odpar³a ataku floty nieprzyjació³. Có¿, móg³by skoñczyæ na wysypisku 200
odpadków albo w sk³adnicy z³omu, a nawet co by³oby chyba najgorsze na dnie jamy wype³nionej spalonymi automatami, podobnej do tej, jak¹ widzia³ na Rhommamoolu po krótkim, ale bardzo nieprzyjemnym spotkaniu z Nomem Anorem. Twoje istnienie jest dla mnie obraz¹! oznajmi³ mu wówczas polityczny awanturnik. Przy okazji rzuci³ mu tak lodowate spojrzenie, ¿e wyry³o siê w pamiêci Threepia chyba na zawsze. Co innego czuæ siê odtr¹canym przez Gotalów, których wra¿liwe organy reagowa³y bólem na moc wyjciow¹ androidów, a co innego byæ skazywanym na wy³¹czanie, kasowanie zawartoci pamiêci albo unicestwianie. Rzecz jasna, zdarza³y siê przypadki, kiedy same automaty by³y winne wzbudzaniu do siebie niechêci, a czasem nawet nienawici istot ¿ywych. Jednym z takich przypadków by³ android nadzorczy firmy MerenData typu EV, który, s³u¿¹c na Bespinie pod rozkazami Landa Calrissiana, zniszczy³ jakie dwadziecia piêæ procent stanu liczebnego automatów Miasta w Chmurach. Na szczêcie, haniebne postêpowanie androida EV-9D9 by³o jaskrawym i odosobnionym wyj¹tkiem od powszechnie znanej regu³y. A wracaj¹c do tematu, co mog³y zrobiæ androidy a mo¿e jeden android komu takiemu jak Nom Anor, ¿e zion¹³ do nich tak wielk¹ nienawici¹? Poszukuj¹c precedensów, Threepio przypomnia³ sobie, ¿e czasami wrogoæ do automatów okazywali ludzie, którzy musieli zastêpowaæ czêci cia³a najró¿niejszymi protezami. Jednak wielu innych nie widzia³o w stosowaniu mechanizmów nic niew³aciwego. Threepio nie pamiêta³, ¿eby pan Luke chocia¿ raz uskar¿a³ siê czy z³orzeczy³ komukolwiek dlatego, ¿e ma sztuczn¹ rêkê. To wszystko by³o takie trudne do zrozumienia! Z³ocisty android ju¿ nieraz bywa³ bliski wy³¹czenia albo unicestwienia. Kiedy jedn¹ rêkê oderwali mu Jedcy Tusken. Kiedy indziej ¿o³nierze Imperium i buntownicy na Bothawui rozebrali go na czêci. Jedno oko wyd³uba³a mu w pa³acu Hutta Jabby kerkowiañska ma³pojaszczurka... Po ka¿dym takim wypadku bywa³ jednak sk³adany, czyszczony i odmagnetyzowany, a potem poddawany k¹pieli w zbiorniku z olejem odpowiednikiem p³ynu bacta dla automatów. Potem za polerowano go tak d³ugo, a¿ zaczyna³ na nowo lniæ z³ocistym blaskiem. Dziêki powtarzaj¹cemu siê co jaki czas odrodzeniu niemal zapomnia³ o tym, ¿e móg³by zostaæ unicestwiony albo wy³¹czony. Threepio nie wiedzia³, czy potrafi³by sobie co takiego wyobraziæ. 201
Przecie¿ unicestwienie by³o czym w rodzaju trwa³ego wy³¹czenia, wiekuistego niebytu. Jakby to by³o mo¿liwe? I jakie musia³by cierpieæ katusze, gdyby wiedzia³, ¿e unicestwi¹ go jego wrogowie! Jestemy wszyscy zgubieni mrukn¹³ do siebie. Widocznie taki ju¿ los ka¿dej istoty, czy to ¿ywej, czy mechanicznej. Musimy cierpieæ. Tylko w³aciwie dlaczego na sam¹ myl o wy³¹czeniu ogarnia³o go takie przera¿enie? Czy tak bardzo pragn¹³ pozostaæ w³¹czony? Czy¿by za wszelk¹ cenê chcia³ siê cieszyæ nieprzerwan¹ wiadomoci¹? A mo¿e zawdziêcza³ stan umys³u nienaturalnemu pragnieniu przed³u¿enia czasu istnienia? Mo¿e gdyby nie pragn¹³ dalej istnieæ, perspektywa wy³¹czenia przesta³aby go tak przera¿aæ? Na myl o tym C-3PO odniós³ wra¿enie, ¿e zaczyna traciæ zmys³y. Przystan¹³ tak raptownie, ¿e jego z³ociste stopy zazgrzyta³y na permabetonowej p³ycie l¹dowiska. Pod¹¿aj¹cy tu¿ za nim prawie identyczny android wpad³ na niego od ty³u. Sam jeste e chu ta! zrewan¿owa³ siê Threepio, obrzucaj¹c intruza takim samym grubiañskim epitetem. Co za bezczelnoæ! pomyla³, gdy odwróci³ siê i ruszy³ dalej. ¯eby okazywaæ tak ma³o szacunku komu, kto tyle prze¿y³ i widzia³, tyle podró¿owa³ i zdoby³ tak¹ wiedzê od czasu pierwszej pracy, kiedy kazano mu programowaæ binarne podnoniki! Ca³kiem niespodziewanie jego fotoreceptory natrafi³y na pana Solo. Korelianin rozmawia³ z... co takiego, z jakim Rynem! Spiesz¹c w ich stronê, Threepio nie móg³ nie zauwa¿yæ, ¿e obaj sprawiaj¹ wra¿enie sfatygowanych i poobijanych podobnie jak wahad³owiec, którym niew¹tpliwie przylecieli. Po rampie gwiezdnego statku schodzi³y zrezygnowane i przygnêbione istoty ró¿nych ras, p³ci i w ró¿nym wieku. Po chwili w lad za nimi wytoczy³ siê astromechaniczny robot typu R2 z czerwon¹ kopu³k¹. Pan Solo za nie tyle rozmawia³ z Rynem, ile siê z nim k³óci³. Ju¿ nied³ugo znów siê spotkamy! powiedzia³ Ryn, kiedy Threepio znalaz³ siê ca³kiem blisko. Mowy nie ma, je¿eli to bêdzie ode mnie zale¿a³o, partnerze burkn¹³ Han tonem, z którego nie przebija³a ani odrobina sympatii. Panie Solo! zawo³a³ Threepio, machaj¹c z³ocist¹ rêk¹ nad g³ow¹. Panie Solo! Korelianin odwróci³ siê, a kiedy go zobaczy³, parskn¹³ miechem. Wcale nie sprawia³ wra¿enia tak zdziwionego, jak android 202
móg³by siê spodziewaæ. Po chwili Threepio przypomnia³ sobie, ¿e przecie¿ pan Solo wiedzia³, i¿ pani Leia i jej protokolarny android wybieraj¹ siê na Ord Mantell. Mo¿e wiêc te¿ tu przylecia³, by siê z nimi zobaczyæ? Panie Solo, jest pan ranny! zawo³a³ C-3PO, ujrzawszy zasch³¹ krew na d³oniach i twarzy mê¿czyzny. Mog³o byæ o wiele gorzej, Threepio odpar³ Han ze zwyk³¹ sk³onnoci¹ do lekcewa¿enia w³asnego zdrowia. Gdzie jest Leia? W tej chwili, proszê pana? zapyta³ android. Zapewne w Hotelu Grand. Przynajmniej tam przebywa³a, kiedy ostatnio j¹ widzia³em. Han umilk³ i zacz¹³ siê nad czym zastanawiaæ. Po jakiej minucie zmru¿y³ oczy i popatrzy³ na androida. Chyba nie ma mowy, ¿eby nie wspomina³ jej, ¿e mnie tu widzia³e? zapyta³. Zak³opotany C-3PO przekrzywi³ z³ocist¹ g³owê. Nie, chyba nie zdecydowa³ Korelianin, odpowiadaj¹c sam sobie. Ciê¿ko westchn¹³. W takim razie najlepiej bêdzie, je¿eli mnie do niej zaprowadzisz.
203
ROZDZIA£
&
Wci¹¿ nie mogê uwierzyæ, ¿e tu przylecia³e odezwa³a siê Leia, przyk³adaj¹c nas¹czony p³ynem bacta opatrunek do paskudnego otarcia naskórka nad praw¹ brwi¹ mê¿a. Han siedzia³ w ³azience eleganckiego apartamentu, który Leia wynajê³a w najlepszym sto³ecznym hotelu. ¯ona pochyla³a siê nad nim, a stoj¹cy na progu Threepio milcza³ jak zaklêty. Dwaj stra¿nicy Leii, Olmahk i Basbakhan, czuwali po obu stronach drzwi wejciowych. A gdzie twój przyjaciel Roa? Han zacisn¹³ zêby, a¿ zazgrzyta³y. To doskona³e pytanie, Leio odpar³ cierpko. Wessa³ go gigantyczny yuuzhañski wê¿ostatek, którego za³oga zaatakowa³a Ko³o Fortuny. Leia opar³a d³onie na jego ramionach. Och, nie, Hanie jêknê³a. To okropne! Mo¿e tylko dosta³ siê do niewoli! wybuchn¹³ Korelianin. Ale to chyba jeszcze gorzej. Zacisn¹³ zêby i zacz¹³ powoli krêciæ g³ow¹, jakby wci¹¿ jeszcze nie móg³ uwierzyæ, co siê sta³o. Czy uda³o siê wam osi¹gn¹æ to, co zamierzalicie? zapyta³a ostro¿nie Leia. Han spojrza³ na odbicie jej twarzy, widoczne w lustrze nad umywalk¹. Przeszkodzili nam w tym Yuuzhanie. Przykro mi to s³yszeæ. Leia spuci³a g³owê i zajê³a siê wyg³adzaniem opatrunku z p³ynem bacta. Co teraz zrobisz? Han raptownie wsta³ i odszed³ od umywalki. Rozcapierzonymi palcami i odgarn¹³ niesforne w³osy na ty³ g³owy. 204
Nie wiem powiedzia³. Chyba muszê go odnaleæ. Leia spojrza³a na niego. W jej oczach malowa³o siê niedowierzanie. Odnaleæ go? powtórzy³a. Jak zamierzasz tego dokonaæ? Han pokrêci³ g³ow¹. Jeszcze nie wiem. Spojrza³ na ¿onê z posêpn¹ min¹. A co chcesz, ¿ebym zrobi³? Mam udawaæ, ¿e nie wydarzy³o siê nic z³ego? Oczywicie, ¿e nie ¿achnê³a siê Leia. Myla³am tylko... Zniecierpliwiony Han uciszy³ j¹ machniêciem rêki. Jak mog³em przypuszczaæ, ¿e mnie zrozumiesz? westchn¹³. Leia splot³a rêce na piersiach i zmru¿y³a oczy. Wyobra¿asz sobie, ¿e nie wiem, jakie to uczucie straciæ kogo bliskiego? zapyta³a. Han uniós³ rêkê. Nie musisz mi jeszcze raz przypominaæ o Alderaanie i Elegosie AKli... W oczach ¿ony pojawi³y siê gniewne b³yski. Czy ty postrada³ zmys³y? wybuchnê³a. Jak miesz wygadywaæ takie g³upstwa! Korelianin wytrzyma³ si³ê jej spojrzenia. Uwa¿aj, Leio ostrzeg³. Nie jestem w najlepszym humorze. Leia objê³a d³oñmi szyjê. Na jej twarzy pojawi³ siê wyraz udawanego przera¿enia. Z pewnoci¹ powinnam uczyniæ wszystko, ¿eby nie znaleæ siê na d³ugiej licie osób, które zirytowa³y nies³awnego Hana Solo zadrwi³a. Han odwróci³ siê powoli, ¿eby rzuciæ z³ocistemu androidowi porozumiewawcze spojrzenie. Taka drobna istota, a walczy zaciekle jak nek powiedzia³. Nie s¹dzisz, Threepio? C-3PO obrzuci³ go zdumionym spojrzeniem. Przepraszam, ¿e pytam, proszê pana, ale czy... Leia ujê³a siê pod boki i spojrza³a na mê¿a. Wracasz z nami na Coruscant? zapyta³a. Han pokrêci³ g³ow¹. Przecie¿ ci mówi³em. Roa i ja mielimy do za³atwienia pewn¹ sprawê, ale nam przeszkodzono. I nie zamierzasz powiedzieæ mi, co to za sprawa? 205
W odpowiedzi Han tylko wzruszy³ ramionami. Gdzie siê podzia³ mê¿czyzna, który zawsze zmierza³ prosto do celu i stawia³ czo³o trudnociom, zamiast bawiæ siê w podchody? Zdumiony Han zmarszczy³ brwi i otworzy³ usta. Niby kto bawi siê w podchody? zapyta³ po chwili. Na twarzy Leii odmalowa³o siê rozczarowanie. Zmieni³e siê, Hanie. O czym ty mówisz? ¿achn¹³ siê Solo. Ani trochê siê nie zmieni³em. Jestem taki jak zawsze: odporny na up³yw czasu, niewra¿liwy na kaprysy pogody, ognioodporny, wodoszczelny, nierdzewny... Tak s¹dzisz? Leia podesz³a do niego i po³o¿y³a d³onie na jego ramionach, a potem delikatnie zmusi³a, ¿eby odwróci³ siê i spojrza³ w lustro. Dobrze siê przyjrzyj. Han umilk³ i jaki czas siê nie odzywa³. To nie lata, Leio powiedzia³ w koñcu. To parseki. Jego ¿ona ciê¿ko westchnê³a. Czasami bywasz taki irytuj¹cy rzek³a. Ta-a, teraz chyba ¿a³ujesz, ¿e polubi³a przemytnika, a nie zawodowego gracza pierwszej ligi, hmm? prychn¹³ Han. Rozgniewana kobieta zacisnê³a wargi. Wcale nie o to chodzi. Pokaza³a rêk¹ okno. Szwendanie siê po przestworzach bywa bardzo niebezpieczne. Mo¿e nie wiesz, ale istoty rasy Yuuzhan Vong zebra³y o tobie mnóstwo informacji. Kto wie, mo¿e nawet wyznaczy³y nagrodê za twoj¹ g³owê? Nie szwendam siê po przestworzach, Leio odpar³ ura¿onym tonem Korelianin. W takim razie powiedz mi, co chcesz zrobiæ. Han zacz¹³ co mówiæ, ale umilk³. Wiedzia³em, ¿e przylatuj¹c tu, pope³niam b³¹d westchn¹³ w koñcu z rezygnacj¹. Leia cofnê³a siê o krok. Sprawia³a wra¿enie zdenerwowanej i rozgniewanej. Kiedy Han chcia³ dodaæ co jeszcze, powstrzyma³a go gestem uniesionej rêki. Chcesz wiedzieæ, co o tym wszystkim mylê? zapyta³a. Uwa¿am, ¿e powiniene obraæ kurs na Coruscant i kilka razy okr¹¿yæ planetê, dopóki siê nad tym nie zastanowisz. Wcale nie ¿artujê. Han kiwn¹³ g³ow¹ i zacisn¹³ mocno wargi. Mo¿e masz racjê, Leio powiedzia³. Mo¿e to mi dobrze zrobi. 206
Podniós³ z pod³ogi podró¿n¹ torbê, przecisn¹³ siê obok Threepia i skierowa³ do wyjcia. Leia nie usi³owa³a go powstrzymaæ. Kiedy jednak drzwi apartamentu zamknê³y siê za jego plecami, przesz³a do sypialni i bezw³adnie osunê³a siê na ³ó¿ko. Có¿, tego z pewnoci¹ nie by³o w planach, Threepio odezwa³a siê beznamiêtnym tonem, spogl¹daj¹c na protokolarnego androida. W jakich planach, proszê pani? Leia spojrza³a na niego z ukosa. To tylko takie powiedzenie, Threepio rzek³a. W rzeczywistoci nie uk³ada³am ¿adnych planów. C-3PO lekko siê zgarbi³. Leia umiechnê³a siê, chocia¿ trochê wbrew sobie. Ludzki sposób mylenia nie zawsze jest godny pozazdroszczenia, Threepio powiedzia³a. Czasami lepiej nie wiedzieæ, co kto myli. Han przykry³ d³oni¹ prostopad³ocienn¹ szklankê, ¿eby czterorêki barman nie nape³ni³ jej na nowo. Alkohol nie jest w³aciw¹ odpowiedzi¹ oznajmi³, jakby mówi³ do siebie. Stoj¹cy za szynkwasem Codru-Ji pos³a³ mu pytaj¹ce spojrzenie. A jak brzmi pytanie? W jaki sposób mo¿na zmieniæ przesz³oæ odpar³ Solo. Bardzo prosto. Zmieniaj¹c sposób, w jaki j¹ pamiêtamy. Ta-a mrukn¹³ Korelianin. Domylam siê, ¿e powinienem kazaæ skasowaæ zawartoæ swojej pamiêci. Barman wspó³czuj¹co pokiwa³ g³ow¹. Jeszcze jedna whisky i znajdziesz siê na dobrej drodze. Han przeci¹gn¹³ d³oni¹ po poroniêtej krótk¹ szczecin¹ brodzie. Pokrêci³ g³ow¹. Wiod¹cej donik¹d. Codru-Ji wzruszy³ ramionami. Rób, jak uwa¿asz, przyjacielu powiedzia³. Bar kasyna Fortuna by³ prawie pusty, ale przy sto³ach z grami hazardowymi t³oczy³y siê grupy obcych istot i ludzi. Zapewne wszyscy siê cieszyli, ¿e mieli szczêcie nie wpaæ w ³apy Yuuzhan i nie skoñczyæ ¿ywota na ofiarnym o³tarzu albo stosie. Mo¿liwe, ¿e uwa¿ali to za wygran¹ w grze, w której prawdopodobieñstwo trafienia 207
by³o znikomo ma³e. Han doszed³ do przekonania, ¿e on tak¿e by³by w radosnym nastroju gdyby nie to, co spotka³o Fasga i Roê. Tylko jaki sens mia³o obwinianie o to Leii? Jego ¿ona nie by³a winna znikniêcia obu mê¿czyzn bardziej ni¿ Anakin mierci Chewiego. Z pewnoci¹ nie zawini³a bardziej ni¿ Reck Desh. Mo¿e wiêc rzeczywicie powinien daæ sobie spokój z poszukiwaniami siwow³osego przyjaciela albo tak zwanej Brygady Pokoju i powróciæ na Coruscant? Mo¿e gdyby tam dotar³, zaj¹³by siê czym po¿ytecznym? Zap³aci³ za trunek i zostawi³ barmanowi suty napiwek, a potem odwróci³ siê i ruszy³ do wyjcia. Zanim pokona³ po³owê odleg³oci, drogê zast¹pi³ mu Aqualishanin Wielkiego Bunjego. Widzê, ¿e uda³o siê wam zwiaæ z Ko³a Fortuny w jednym kawa³ku powiedzia³ Han, staraj¹c siê nadaæ twarzy wyraz rozczarowania. Ja tak¿e siê cieszê, ¿e ciê widzê, Solo odpar³a istota. Szef B domyla³ siê, ¿e mo¿na ciê tu znaleæ. Podziêkuj Bunjemu za to, ¿e nas wtedy zostawi³ burkn¹³ Korelianin. Przysy³a mnie z przeprosinami. Tak bardzo siê spieszy³, ¿e zupe³nie zapomnia³, i¿ ma goci. Górna warga Hana lekko drgnê³a. Z pewnoci¹ przeka¿ê to swoim przyjacio³om odpar³. Zak³adaj¹c, ¿e prze¿yj¹ wszystko, co zgotuj¹ im Yuuzhanie. Aqualishanin kiwn¹³ g³ow¹. Mia³ nieodgadniony wyraz twarzy. Mo¿e to poprawi twój humor, Solo zacz¹³ po chwili. Szef dowiedzia³ siê, ¿e ten cz³owiek, o którego go wypytywa³e, ten Reck Desh, zaplanowa³ kolejn¹ akcjê na planecie Bilbringi. Na chmurnej twarzy Hana pojawi³ siê cieñ zainteresowania. Jak¹ operacjê? Nie wiadomo. Podobno ma w niej wzi¹æ udzia³ ca³a Brygada Pokoju. Kiedy? Wkrótce. Hmm... Wiêc mówisz, ¿e na Bilbringi? Tak nam powiedziano. Han odgarn¹³ z czo³a kosmyk w³osów i powoli wypuci³ z p³uc powietrze. W porz¹dku powiedzia³. Podziêkuj ode mnie Bunjemu. Aqualishanin po¿egna³ go machniêciem rêki i odszed³, a Han wróci³ do baru, ¿eby siê zastanowiæ. Prawdopodobnie Radosny 208
Sztylet spoczywa³ nadal na l¹dowisku Ko³a Fortuny, ale nikt nie móg³ mu powiedzieæ, czy statek nie ucierpia³ podczas ataku Yuuzhan. Lepiej by³oby wiêc rozejrzeæ siê za rodkiem transportu publicznego, którym móg³by siê dostaæ na Bilbringi. W wolnym czasie móg³by spróbowaæ dowiedzieæ siê, o co chodzi Reckowi. Prawdopodobnie Leia mog³aby poci¹gn¹æ za odpowiednie sznurki, ¿eby za³atwiæ mu wejcie na pok³ad w³aciwego statku, ale Han nie móg³ jej prosiæ bez t³umaczenia, po co i dlaczego. Tego za nie chcia³ robiæ. A przynajmniej jeszcze nie w tej chwili. Ale C-3PO... C-3PO móg³by mu za³atwiæ wejcie na pok³ad statku lec¹cego na Bilbringi. Spe³niaj¹c dyskretnie przekazan¹ probê Hana, protokolarny android spotka³ siê z nim przy wejciu do g³ównego kosmoportu planety Ord Mantell. Nie ma to jak szybki android powita³ go Han ciep³ym umiechem. Muszê przyznaæ, panie Solo, ¿e na wspomnienie tego, co zrobi³em, odczuwam co, co uzna³by pan za wyrzuty sumienia odezwa³ siê Threepio. Szczególnie drêczy mnie, ¿e musia³em naladowaæ g³os pani Leii, aby za³atwiæ panu przelot na Bilbringi. Daj spokój, Threepio usi³owa³ go pocieszyæ Korelianin. Ju¿ kiedy to zrobi³e, nie pamiêtasz? Zale¿a³o nam na wprowadzeniu w b³¹d wojsk wielkiego admira³a Thrawna. To by³o co innego, proszê pana odpar³ z³ocisty android. Chodzi³o wtedy o ochronê ksiê¿niczki przed spodziewan¹ napaci¹ skrytobójców. Tym razem jednak chodzi o ochronê pana... w dodatku nie jestem pewien, przed kim albo przed czym, panie Solo. Nie proszê ciê, ¿eby k³ama³, Threepio odrzek³ Han, przeci¹gaj¹c ostatnie s³owo. Chcia³bym tylko, ¿eby przymkn¹³ oko. Je¿eli Leia nie zapyta ciê o mnie, nie musisz mówiæ jej, dok¹d polecia³em. Z pewnoci¹ o to zapyta, proszê pana. W porz¹dku, ale mo¿e nie zapyta tak po prostu, czy nie wiesz, dok¹d siê wybra³em albo gdzie przebywam. Ale, proszê pana... a co, je¿eli jednak zapyta? Han zastanawia³ siê chwilê, zanim odpowiedzia³. Je¿eli zapyta, powiesz jej prawdê. Chwilê przygl¹da³ siê androidowi. Bêdziesz zreszt¹ musia³ powiedzieæ, mam racjê? 14 Próba bohatera
209
C-3PO sprawia³ wra¿enie coraz bardziej zdenerwowanego. To przekracza zdolnoæ pojmowania. Dok³adnie tak zapewni³ go Korelianin. Wiesz, Threepio, czasami ludzie czuj¹ siê lepiej, je¿eli pewnych rzeczy nie wiedz¹. S³ucham pana? Czasami bardziej cierpi¹, gdy poznaj¹ prawdê, ni¿ kiedy ¿yj¹ w niepewnoci. C-3PO zastanawia³ siê chwilê nad tym, co us³ysza³. Jeli spojrzeæ na problem w taki sposób, nie brzmi to le powiedzia³ wreszcie, jakby uspokojony. Ale zaraz zacz¹³ ze wzburzenia wymachiwaæ z³ocistymi rêkami. Ale to naci¹ganie prawdy jest równie k³opotliwe jak mylenie o koñcu istnienia! Han uniós³ brew. Koñcu istnienia? powtórzy³. Dlaczego taki android jak ty mia³by myleæ o mierci? Nie mo¿esz umrzeæ. Mo¿e nie w taki sam sposób, jak ludzie, proszê pana odpar³ Threepio. Mogê jednak zostaæ wy³¹czony. Co stanie siê wtedy z zawartoci¹ mojej pamiêci? Co z wiedz¹ o wszystkim, co osi¹gn¹³em i prze¿y³em? Zdumiony Han wpatrywa³ siê w niego, jakby zapomnia³ jêzyka w gêbie. Czy¿by kto obluzowa³ twój motywator albo co innego? zapyta³, kiedy w koñcu przyszed³ do siebie. Je¿eli tylko tym siê martwisz, mo¿esz przepisaæ zawartoæ swojej pamiêci do jakiegokolwiek stacjonarnego banku danych. Zmru¿y³ oczy, jakby nagle co wpad³o mu do g³owy. Prawdê mówi¹c, je¿eli naprawdê tego chcesz, Threepio, móg³bym ci pomóc. Zw³aszcza jeli przyrzekniesz, ¿e nie powiesz Leii ani s³owa o tym, ¿e polecia³em na Bilbringi. C-3PO przekrzywi³ g³owê i zacz¹³ siê zastanawiaæ. Pomyl, Threepio kusi³ Han. Sta³by siê niemiertelny. Ale... To by³oby tak, jakby mia³ zamro¿onego klona przerwa³ Korelianin. Nawet gdyby twój umys³ trafi³ do innego cia³a, nie wiedzia³by, ¿e ciê wy³¹czono. Och, jestem pewien, ¿e przyzwyczai³bym siê do nowego cia³a, proszê pana odpar³ uspokojony android. Mimo wszystko, jestem bardziej umys³em ni¿ pow³ok¹. To siê nazywa podejcie do ¿ycia, kolego! To siê nazywa podejcie do ¿ycia powtórzy³ podniecony Threepio. Chwilê póniej przyszed³ do siebie. Ale... panie Solo... 210
proszê pana... Mogê powiedzieæ co o tym statku, którym pan poleci. Powinien pan wiedzieæ... Wyl¹duje na Bilbringi? Tak, proszê pana, ale... Nic wiêcej mnie nie obchodzi uci¹³ Solo. Sk¹d startuje? Tendry i promy z pasa¿erami maj¹ odlecieæ z l¹dowiska 4061 dok³adnie o trzynastej zero zero odpar³ Threepio. Gdyby jednak da³ mi pan chocia¿ chwilê, ¿eby powiedzieæ... Nie mam czasu, Threepio przerwa³ Han, spogl¹daj¹c na wywietlacz pobliskiego czasomierza. I dziêkujê ci. Za wszystko. Nie po¿a³ujesz tego, co dla mnie zrobi³e. Podniecony android uniós³ wysoko obie rêce. Zaraz, proszê pana! wykrzykn¹³ w lad za oddalaj¹cym siê Korelianinem. Ten statek to Królowa Imperium! Najbardziej pechowy gwiezdny liniowiec, o jakim kiedykolwiek s³ysza³em!
211
ROZDZIA£
'
Showolter skrzywi³ siê z niesmakiem. Obserwowa³, jak zdobyty na Waylandzie maskuj¹cy ooglith, zag³êbiaj¹c mikroskopijne haczyki i macki w pory, zmarszczki i fa³dy skóry, przykleja siê do cia³a Elan. Rozebrana kap³anka sta³a ty³em do niego, ale je¿eli s¹dziæ po odruchowych skurczach jej prê¿nych miêni nak³adanie takiej ¿ywej opoñczy musia³o sprawiaæ jej niewypowiedziany ból. Przenikaj¹cy na wskro, a zarazem rozkoszny, jak sama owiadczy³a. wiadoma jego ciekawoci, Yuuzhanka pozwoli³a mu siê przygl¹daæ. Zaproponowa³a mu to obojêtnym tonem... mo¿e z odrobin¹ kokieterii. Mimo to Showolter nie móg³ znieæ jej pe³nych udrêki jêków. Odwróci³ g³owê i spojrza³ przez jedyne okno strze¿onego domu na kêpy dziwacznych drzew. Du¿a zawartoæ metalu w ich pniach, liciach i ga³êziach utrudnia³a w tej czêci Myrkra porozumiewanie siê za pomoc¹ komunikatorów i innych rodków ³¹cznoci bezprzewodowej. Nareszcie koniec oznajmi³a ze stoickim spokojem Elan. Showolter odwróci³ siê i zobaczy³, ¿e kap³anka ma na sobie nie tylko drug¹ skórê, ale tak¿e szlafrok, który wrêczy³ jej wczeniej. Wygl¹da³a teraz bardziej ni¿ kiedykolwiek jak ludzka istota. Potar³a kilkakrotnie policzki, brodê i czo³o zupe³nie jak kobieta, która pragnie wyg³adziæ zmarszczki. Widzisz, Showolter? zapyta³a. ¯adnych ladów tatua¿u. ¯adnego dowodu, kim i czym naprawdê jestem. Major Wywiadu Nowej Republiki uwiadomi³ sobie, ¿e a¿ dot¹d wstrzymywa³ oddech. Wypuci³ powietrze z cichym westchnieniem. 212
Jeden rozmiar pasuje dla wszystkich, hmm? zapyta³. Czy¿by chcia³ przymierzyæ? Nie odpar³ szybko. Zastanawia³em siê tylko, czy istniej¹ wersje damskie i mêskie. Dlaczego mia³yby istnieæ? Mê¿czyzna podrapa³ siê po g³owie. No có¿, chyba nie ka¿dy Yuuzhanin ma tak zgrabne cia³o. Elan spojrza³a na Vergere, która przykucnê³a w k¹cie pokoju. Obce istoty wymieni³y zagadkowe umiechy. Przebranie powierniczki Elan sk³ada³o siê z lunego stroju na tyle d³ugiego, ¿e okrywa³ jej upierzony tors i os³ania³ wyginaj¹ce siê w przeciwn¹ stronê nogi. Niestety, nie mo¿na by³o nic zrobiæ dla ukrycia jej egzotycznej twarzy, ale z rejonu Odleg³ych Rubie¿y przylecia³o tyle obcych istot najró¿niejszych ras, ¿e funkcjonariusze s³u¿b imigracyjnych i celnych nie powinni siê zdziwiæ na widok jeszcze jednej, której nie znali. Czy co nie podoba ci siê w budowie mojego cia³a, Showolter? spyta³a w koñcu Yuuzhanka. Wrêcz przeciwnie. Mê¿czyzna parskn¹³ krótkim wymuszonym miechem. Ale nie podobaj¹ ci siê znaki na moim torsie i twarzy. Wygl¹daj¹ jak lukier odpar³ Showolter, staraj¹c siê, by zabrzmia³o to jak ¿art. Kap³anka rasy Yuuzhan Vong przekrzywi³a g³owê i spojrza³a na niego, jakby pragnê³a przejrzeæ na wylot. Mo¿liwe, ¿e masz zadatki na dobrego Yuuzhanina rzek³a chocia¿ nie chcesz przymierzyæ maskuj¹cego ooglitha. W¹tpiê odpar³ oschle mê¿czyzna. Mylê jednak, ¿e móg³bym siê przemóc i pozwoliæ na pokrycie cia³a tatua¿em. Elan spowa¿nia³a. Je¿eli przypuszczasz, ¿e stosowany przez Yuuzhan zabieg jest mniej bolesny ni¿ wasz, jeste w wielkim b³êdzie. Showolter nonszalancko wzruszy³ ramionami. Czasami trzeba siê powiêciæ powiedzia³. Och, tu masz racjê, Showolter zgodzi³a siê istota. Pozwoli³a, ¿eby do jej rozmówcy dotar³o znaczenie tych s³ów, a potem doda³a: Obawiam siê jednak, ¿e mój oddech mo¿e ciê obraziæ. Jest trochê ska¿ony... To z powodu jedzenia wtr¹ci³a siê Vergere. Nie jestemy przyzwyczajone do spo¿ywania tak bardzo przetworzonych potraw. 213
Showolter spojrza³ na ni¹ i pokiwa³ g³ow¹. Przykro mi, ale nie mogê na to nic poradziæ powiedzia³. Jeszcze raz oceni³ jakoæ maskowania za pomoc¹ ooglitha i z niedowierzaniem pokrêci³ g³ow¹. Nerf w przebraniu taopari mrukn¹³. Elan zmarszczy³a brwi i obrzuci³a go pytaj¹cym spojrzeniem. To gra s³ów oznajmi³ mê¿czyzna. Taopari w przebraniu nerfa to udaj¹cy rolino¿ercê drapie¿nik, który usi³uje przekraæ siê do rodka stada. W oczach kap³anki pojawi³y siê b³yski zrozumienia. A wiêc uwa¿asz mnie za rolino¿ercê przebranego za drapie¿nika. Mia³em na myli skrytobójcê, którego wys³ali twoi ziomkowie. Ach, tak. Oczywicie rzek³a Elan. Showolter chrz¹kn¹³ i wrêczy³ jej ubranie: bieliznê, skromn¹ sukniê, ¿akiet i buty. Tak czy owak, powinna to w³o¿yæ powiedzia³. Yuuzhanka uwa¿nie obejrza³a ka¿d¹ sztukê garderoby. Kim w³aciwie mam byæ, Showolter? zapyta³a. Moj¹ ¿on¹ odpar³ mê¿czyzna. Jestemy uciekinierami z planety zwanej Sernpidal. Towarzyszy nam s³u¿¹ca. To bêdê ja odezwa³a siê Vergere. Jak zawsze. Showolter przenios³a spojrzenie z powierniczki na majora Wywiadu. Nie mam pojêcia, jakie s¹ obowi¹zki ¿ony oznajmi³a. Nikt nie oczekuje od ciebie, ¿e bêdziesz je wykonywa³a wyjani³ Showolter. Chodzi tylko, ¿eby gra³a jej rolê. Szczegó³y omówimy, zanim wyruszymy w drogê. Polecimy tylko we troje? zainteresowa³a siê Yuuzhanka. Z pozosta³ymi spotkamy siê na pok³adzie statku. Czy udajemy siê na gêciej zaludnion¹ planetê? Showolter kiwn¹³ g³ow¹. Poka¿esz mi, jak wygl¹da z du¿ej odleg³oci? To mo¿e okazaæ siê trudniejsze, ale postaram siê, je¿eli to bêdzie w mojej mocy. To wspaniale. Mê¿czyzna da³ jej czas, ¿eby siê ubra³a. Przeszed³ do s¹siedniego pokoju. Zamierza³ przekonaæ siê, jak wygl¹daj¹ dwie inne trzyosobowe grupy, wysy³ane w celu wywiedzenia Yuuzhan w pole. Dwie agentki Wywiadu z twarzami pomalowanymi w fantazyjne zawijasy 214
i spirale zd¹¿y³y ju¿ w³o¿yæ ubrania identyczne jak te, które wrêczy³ kap³ance. Obie mia³y twarze podobne do Elan i z daleka wygl¹da³y zupe³nie jak ona. Showolter mia³ natomiast pewne w¹tpliwoci co do funkcjonariuszek rasy Mrlssi i Bimms, maj¹cych udawaæ Vergere. Mo¿e powinienem by³ poprosiæ o to jakie Dralki? zauwa¿y³, przygl¹daj¹c siê ubranym w d³ugie, lune szaty samicom. A jak ja ci siê podobam, Showolter? zapyta³a zalotnie jedna z kobiet. Czy wygl¹dam jak Pani Uciekinierka? Przybra³a przesadnie kusz¹c¹ pozê i zamruga³a, a¿ zatrzepota³y jej d³ugie rzêsy. Poka¿esz mi, jak wygl¹da z du¿ej odleg³oci? zapyta³a, naladuj¹c brzmienie g³osu Yuuzhanki. Wszyscy z wyj¹tkiem Showoltera parsknêli miechem. Mê¿czyzna zaj¹³ siê rozdawaniem blasterów i wrêczaniem ostatnich instrukcji, spisanych na arkusikach samozniszczalnego duraplastu. Nie kryjcie siê, kiedy przylecicie do Hyllyard City powiedzia³ do cz³onków pierwszej grupy. Nie starajcie siê jednak, ¿eby zwracano na was uwagê. Zachowajcie umiar. Nie rzucajcie siê w oczy. Je¿eli w pobli¿u znajd¹ siê szpiedzy Yuuzhan, od razu mog¹ siê zorientowaæ, ¿e co jest nie w porz¹dku. Wrêczy³ im dokumenty i bilety. Lecicie z Myrkra na Gyndinê, a stamt¹d na Thyferrê. Drugi komplet dokumentów poda³ mê¿czynie, pe³ni¹cemu obowi¹zki dowódcy drugiej grupy. Lecicie z Myrkra na Bimmisaari, a potem na Kessel. Wsun¹³ blaster do kabury pod pach¹. Wszyscy maj¹ utrzymywaæ kontakt z dowództwem na umówionych kana³ach. Zostaniecie powiadomieni, kiedy nasze uciekinierki dotr¹ ca³e i zdrowe na Coruscant. Wtedy pozbêdziecie siê przebrañ i wrócicie do bazy. Czego mamy siê spodziewaæ, panie majorze? zapyta³ dowódca pierwszej grupy. Showolter ci¹gn¹³ w dó³ k¹ciki ust i pokrêci³ g³ow¹. Po niedawnej pora¿ce, jak¹ ponios³y w przestworzach Ord Mantell, istoty rasy Yuuzhan Vong mog¹ trzymaæ siê z daleka od tego sektora zacz¹³, zapinaj¹c guziki marynarki, aby ukryæ kaburê z blasterem. A poza tym, dlaczego mia³yby zaczepiaæ uciekinierów, podró¿uj¹cych na pok³adzie wys³u¿onego pasa¿erskiego liniowca?
215
Kiedy wype³niony do ostatniego miejsca prom zbli¿a³ siê do otworu hangaru niegdy luksusowego i okaza³ego liniowca, Han nagle uwiadomi³ sobie, co C-3PO chcia³ mu powiedzieæ, kiedy ¿egna³ go na p³ycie l¹dowiska planety Ord Mantell. Co takiego! pomyla³, spogl¹daj¹c na wyp³owia³e i poznaczone cêtkami blasterowych strza³ów burty statku. Musia³em trafiæ akurat na Królow¹ Imperium! Liniowiec skonstruowa³a kiedy i u¿ytkowa³a firma Haj Shipping Lines. Spó³ka raz opowiada³a siê po stronie Imperium, a kiedy indziej Sojuszu zale¿nie od tego, kto proponowa³ korzystniejsze warunki. Statek by³ ulubionym rodkiem transportu pasa¿erów, podró¿uj¹cych miêdzy Koreli¹ a Syndin¹ z wieloma porednimi przystankami na ¿¹danie a czasami zapuszczaj¹cych siê w rejon Odleg³ych Rubie¿y albo nawet na ksiê¿yc Nar Hekka w Przestworzach Huttów. Nieco wiêkszy ni¿ gwiezdny niszczyciel, liniowiec móg³ zabraæ na pok³ady dziesi¹tki tysiêcy pasa¿erów. Pragn¹c jednak zapewniæ wszystkim niezrównany komfort, wyj¹tkow¹ obs³ugê oraz wiêcej rozrywek ni¿ ktokolwiek móg³by zapragn¹æ, kapitan ograniczy³ liczbê przewo¿onych istot do najwy¿ej piêciu tysiêcy podczas ka¿dego rejsu. Statek mia³ wiele dostosowanych do potrzeb ich cia³ basenów, specjalne ³anie, restauracje, orodki handlowe, klimatyzowane pomieszczenia i sale gimnastyczne, salony fryzjerskie dla istot w³ochatych i salony piêknoci dla g³adkoskórych, sale klubowe i taneczne, parkiety o zerowym ci¹¿eniu, kasyna, b¹ble obserwacyjne i parki rozrywki... na tylu pok³adach, ¿e wszystkich nie da³o siê zwiedziæ w trakcie jednej podró¿y. Najwytworniejszy sporód wielu nocnych klubów nazwano Salonem Gwiezdnego Wiatru. Grali w nim piêtnastorêcy Rughijanie, a gocie mogli tañczyæ w rytm najró¿niejszych rodzajów muzyki zarówno starych przebojów, jak i nowoczesnych modnych utworów praktycznie bez przerwy ca³¹ standardow¹ dobê. W czasach wietnoci Królowa mog³a rywalizowaæ o palmê pierwszeñstwa ze starszym Pos³añcem Quamaru i kalamariañskim liniowcem Ksiê¿niczk¹ Kuari. Wzoruj¹c siê na Królowej, skonstruowano póniej nowoczeniejsze statki, takie jak Paleta Tinty i Klejnot Churby. Okaza³o siê jednak, ¿e Królowa sta³a siê ulubionym obiektem ataków band piratów i przyci¹ga³a meteory, a pewnego razu spêdzi³a piêæ d³ugich dni w nadprzestrzeni, wiêc pasa¿erowie zaczêli jej unikaæ. 216
Han nigdy nie podró¿owa³ na jej pok³adach, ale wiedzia³ wszystko, co trzeba, od Landa Calrissiana. niadolicy mê¿czyzna wielokrotnie lata³ Królow¹ i kiedy nawet w Salonie Gwiezdnego Wiatru spotka³ pierwsz¹ ukochan¹ Hana, Briê Tharen. M³oda kobieta by³a wtedy wysokim oficerem koreliañskiego ruchu oporu, a Lando... jak zwykle nosi³ swoje najbardziej szykowne i najmodniejsze szaty. Pogr¹¿ony w zadumie Han nawet nie zauwa¿y³, kiedy prom z uchodcami przelecia³ przez wrota hangaru i ³agodnie osiad³ na p³ycie l¹dowiska. Dopiero gdy Korelianin zszed³ po rampie, uwiadomi³ sobie, jak bardzo liniowiec odbiega od wizerunku, który pamiêta³ z opowiadañ Landa. Sam, podobnie jak garstka innych pasa¿erów, mia³ bilet, wiêkszoæ jednak stanowili podró¿uj¹cy za darmo awanturnicy, uciekinierzy z planety Ord Mantell i Ko³a Fortuny albo ranni. G³ównie staraniom Leii zawdziêczali, ¿e dysponuj¹ rodkiem transportu, ¿eby osi¹æ na jakiej planecie Kolonii albo J¹dra galaktyki. W powietrzu krzy¿owa³y siê okrzyki i s³owa w najró¿niejszych jêzykach. Unosi³y siê przyprawiaj¹ce o md³oci wonie cia³ setek obcych istot. Niegdy wytworne sale balowe i kluby Królowej przemieniono w tymczasowe obozy, gdzie w naprêdce rozstawionych namiotach t³oczy³y siê tysi¹ce nieszczêników. Wszyscy starali siê pilnowaæ dzieci i ulubionych zwierz¹t, ale szczególn¹ uwagê zwracali na jedzenie i dobytek, jaki uda³o siê im zabraæ w drogê. Pomiêdzy rzêdami namiotów spacerowali ¿o³nierze i stra¿nicy. Rozstrzygali spory dotycz¹ce przydzielonych miejsc albo oskar¿eñ o kradzie¿e. Czasami musieli interweniowaæ, ilekroæ wybucha³y bijatyki zrodzone z niechêci do innych istot albo nienawici. Wokó³ namiotów uwijali siê tak¿e przekupnie, androidy i najzwyklejsi wydrwigrosze. Ci ostatni, nierzadko korzystaj¹c z ochrony osobistych stra¿ników, ¿¹dali niebotycznych sum za naprêdce przygotowane posi³ki, kawa³ki sztucznej skóry, w¹tpliwej jakoci rodki farmakologiczne albo bilety wstêpu do ustawionych wzd³u¿ niektórych szerszych przejæ i alejek przenonych kabin z natryskami. Przeciskaj¹c siê przez t³um obcych istot, Han pod¹¿y³ za strza³kami na w³aciwy pok³ad. Z trudem odnalaz³ ciasn¹ i zatêch³¹ kabinê, do której zajêcia upowa¿nia³ go kupiony bilet. Usiad³ na krawêdzi w¹skiego, zapadniêtego ³ó¿ka i zaj¹³ siê rozwa¿aniem swojej sytuacji. Ciasnota wcale mu nie przeszkadza³a. Od Bilbringi dzieli³a go niewielka odleg³oæ. Królowa, zatrzymuj¹c siê po drodze tylko 217
raz albo dwa, mia³a tam dotrzeæ po up³ywie trzech dni czasu okrêtowego. Han pomyla³, ¿e kiedy tam wyl¹duje, skontaktuje siê ze znajomymi i postara zorientowaæ, gdzie przebywa Reck albo jaki inny cz³onek Brygady Pokoju. Mo¿liwe, ¿e przy okazji siê dowie, co siê sta³o z ofiarami ataku istot rasy Yuuzhan Vong na Ko³o Fortuny. Nawet nie wiedzia³, kiedy siê zdrzemn¹³ i jak d³ugo spa³. Obudzi³ siê i poczu³, ¿e umiera z g³odu. Nic dziwnego nie mia³ w ustach nic od czasu barowych przek¹sek, jakie uda³o mu siê zjeæ w Fortunie. Sk¹din¹d wiedzia³, ¿e pasa¿erowie z biletami i tylko oni mieli prawo do sto³owania siê zarówno w samoobs³ugowym barze na górnym pok³adzie, jak i jedynej restauracji, której nie przemieniono w obóz dla uciekinierów. Liniowiec by³ jednak tak zat³oczony, ¿e s³u¿by porz¹dkowe nie radzi³y sobie ze sprawdzaniem biletów. Na domiar z³ego samoobs³ugowy bar znajdowa³ siê w bezporednim s¹siedztwie obozu z wyg³odzonymi uciekinierami. Kiedy w koñcu Han dotar³ do baru, pozosta³o ju¿ tylko kilka racji ¿ywnociowych i ani jednego sztuæca w zasiêgu wzroku. Istoty musia³y jeæ palcami, szczypcami, szponami, pazurami albo czymkolwiek, w co wyposa¿y³a je natura. Han spojrza³ na swoje d³onie i zastanowi³ siê, czy smar na jego palcach nie ma w³aciwoci toksycznych. Nagle przypomnia³ sobie, ¿e przecie¿ ma sporz¹dzony przez Chewiego zestaw narzêdzi, który na krótko przed odlotem dosta³ od Anakina. To prawdziwy cud, ¿e po wszystkim, co prze¿y³ na pok³adach Ko³a Fortuny, niewielki skórzany futera³ nie odczepi³ siê od pasa. Han siêgn¹³ po zestaw i upewni³ siê, ¿e zawiera tak¿e ma³y widelec. Pos³uguj¹c siê paznokciami, wyci¹gn¹³ trójzêbny przyrz¹d ze sprytnie wykonanego zag³êbienia, uniós³ wysoko nad g³owê i zacz¹³ przepychaæ siê przez t³um w kierunku bufetowej lady. Kiedy rzuci³ okiem na podgrzewane tace, przekona³ siê, ¿e ju¿ tylko na jednej pozosta³ stek z nerfa w dodatku okropnie ¿ylasty i fatalnie spieczony. Mimo to wyci¹gn¹³ rêkê i nadzia³ go na widelec. W tej samej sekundzie tu¿ obok wbi³ siê podobny do szponu paznokieæ, stanowi¹cy zakoñczenie poroniêtej jedwabist¹ sierci¹ piêciopalczastej d³oni. Korelianin odwróci³ siê jak u¿¹dlony... i znalaz³ siê oko w oko z samcem rasy Ryn, w którego towarzystwie ucieka³ z Ko³a Fortuny. Obdarzona chwytnym ogonem obca istota nosi³a te same krzykliwe lune spodnie, kamizelkê i zawadiacko przekrzywiony beret czy kapelusz. 218
Ha! szczekn¹³ zdumiony i rozbawiony Ryn. Mówi³em ci, ¿e ju¿ wkrótce znów siê spotkamy. Han skrzywi³ siê z niesmakiem. Wola³bym, ¿eby up³ynê³o jakie piêæ lat burkn¹³. Ach, ale nie mo¿esz zmieniæ przeznaczenia, drogi przyjacielu. Mogê próbowaæ warkn¹³ Solo. A w³aciwie, co tutaj robisz? Ale¿ to samo, co ty. Lecê dalej. Ryn zwróci³ wielkie oczy na cienki kawa³ek miêsa. Wiêc jak bêdzie? zapyta³. Kto z nas zag³êbi zêby w ten ³up, kolego? Mylê, ¿e siê nim podzielimy odpar³ Korelianin wci¹¿ jeszcze ura¿onym tonem. Zak³adaj¹c, ¿e po³aszczysz siê na po³owê, w któr¹ wbi³e paznokieæ. Ryn wybuchn¹³ beztroskim miechem. A gocie powiadali, ¿e na statku nie pozosta³a ani jedna uczciwa istota. Han przeniós³ stek na niestarannie op³ukany talerz, po czym zajêli miejsca naprzeciwko siebie przy stoliku, przy którym siedzia³o ju¿ kilku Sullustan i Bimmsów. Droma oznajmi³ Ryn. Poprawi³ siê na krzele i wyci¹gn¹³ rêkê w stronê Hana. Roaky Laamu przedstawi³ siê Solo. Z niejakimi oporami ucisn¹³ d³oñ istoty. Muszê przyznaæ, Roaky, ¿e wygl¹dasz o ca³e niebo lepiej ni¿ wtedy, kiedy ostatnio ciê widzia³em. Han potar³ prostok¹t syntetycznej skóry, który Leia przyklei³a nad jego prawym okiem. P³yn bacta potrafi czyniæ cuda zacz¹³. Jaka szkoda, ¿e nie mogê... ...powiedzieæ tego samego o tobie dokoñczy³ szybko Droma. Han z rozmachem klepn¹³ otwart¹ d³oni¹ w blat sto³u. Miotaj¹c z oczu gniewne b³yski, pochyli³ siê ku istocie. Musimy zawrzeæ pewien uk³ad powiedzia³. Nie mam pojêcia, jak to robisz, ale od tej chwili masz zachowywaæ moje myli tylko dla siebie. Zrozumia³e? To bêdzie bardzo trudne odpar³ Droma z udawan¹ powag¹. Nie wiem, czy potrafiê. To ju¿ twój problem. Han spiorunowa³ go gronym spojrzeniem. A w³aciwie... jak to robisz? 219
Czy¿by naprawdê nie s³ysza³, ¿e wszyscy Rynowie umiej¹ czytaæ w mylach i przepowiadaæ przysz³oæ? zapyta³ kpi¹co Droma. Ta-a, a ja jestem rycerz Jedi. Droma siê rozemia³. No, to ju¿ gruba przesada. Han zmarszczy³ brwi i pomagaj¹c sobie ma³ym no¿em z zestawu narzêdzi, przeci¹³ stek na dwie mniej wiêcej równe czêci. Przy okazji zauwa¿y³, ¿e na przypalonym spodzie wci¹¿ jeszcze widnieje stempel dostawcy, firmy Nebula Consumables. Okazuj¹c zrozumia³e wahanie, nadzia³ na widelec kawa³ek miêsa i uniós³ do ust. Droma przygl¹da³ siê, jak próbuje go prze¿uæ. Nie to, czego siê spodziewa³e? zapyta³ wspó³czuj¹co. Spodziewa³em siê czego jadalnego. A¿ takie z³e? Droma po¿yczy³ zestaw narzêdzi Hana, ¿eby odkroiæ kês ze swojej po³owy. Korelianin popchn¹³ w jego stronê pusty spodek. Tu mo¿esz wypluæ zêby powiedzia³. Ryn ¿u³ kilka chwil, wreszcie ukradkiem wyplu³ miêso na podstawion¹ d³oñ i równie dyskretnie opró¿ni³ j¹ pod sto³em. Han ciê¿ko westchn¹³. Pos³uchaj, co by powiedzia³ na to, ¿eby pójæ do restauracji? zapyta³. Ja stawiam. Droma wyszczerzy³ zêby w przekornym umiechu. Myla³em, ¿e ju¿ nigdy tego nie powiesz. Opucili samoobs³ugowy bar i przeszli pok³adem spacerowym niewielk¹ odleg³oæ, dziel¹c¹ ich od restauracji. Jakim cudem sala jadalna zachowa³a dawn¹ wietnoæ, któr¹ straci³y wszystkie inne pomieszczenia Królowej. Kiedy jednak chcieli usi¹æ przy wolnym stoliku, podbieg³ do nich Klaatooinianin, kierownik sali. Bardzo pana przepraszam powiedzia³, spogl¹daj¹c wyniole na Hana ale nie obs³ugujemy tu... Rynów. Korelianin obrzuci³ niedowierzaj¹cym spojrzeniem cz³ekokszta³tn¹ istotê o opadaj¹cych powiekach i poci¹g³ej twarzy. Czy ty zg³upia³? wybuchn¹³. Wyobra¿asz sobie, ¿e to restauracja Têczy Tinty? To statek z uchodcami, cymbale! Kierownik sali prychn¹³ pogardliwie. Mimo to przestrzegamy ustalonych regu³. Han nabra³ powietrza, a¿ rozszerzy³y siê jego nozdrza, i wzi¹³ zamach praw¹ rêk¹. W ostatniej chwili powstrzyma³ go Droma. 220
Walka niczego nie zmieni stwierdzi³, zwisaj¹c z przedramienia Hana. Z wyj¹tkiem mojego samopoczucia burkn¹³ Korelianin. Ale nie naszych apetytów. Solo opuci³ rêkê i wyrwa³ spis potraw z rêki przechodz¹cego kelnera. Chwilê czyta³, po czym dgn¹³ palcem w miejsce, gdzie uwidoczniono specjalnoæ szefa kuchni. Pokaza³ to miejsce kierownikowi sali, z trzaskiem zamkn¹³ spis potraw i wcisn¹³ miêdzy d³ugie palce Klaatooinianina. Dwa razy rozkaza³ w³adczym tonem. Na wynos. Kierownik spiorunowa³ go spojrzeniem, ale odwróci³ siê i pospieszy³ w stronê kuchni. Wkrótce powróci³ z zamówionymi potrawami. Han i Droma zabrali opakowane posi³ki i udali siê na pok³ad widokowy. Usiedli na sfatygowanych fotelach i bez s³owa zajêli siê jedzeniem. Tymczasem Królowa obróci³a siê majestatycznie wokó³ osi i zaczê³a oddalaæ od Ord Mantell. Nabiera³a prêdkoci, koniecznej do dokonania skoku. Kiedy przelatywa³a obok powa¿nie uszkodzonego Ko³a Fortuny, od zewnêtrznej powierzchni poszarpanego piercienia odbi³y siê promienie s³oñca. Han postanowi³ nie myleæ o losie, jaki móg³ spotkaæ Roê i Fasga przynajmniej dopóki nie wyl¹duj¹ na Bilbringi. Kiedy zaspokoi³ g³ód, rozpar³ siê na trzeszcz¹cym fotelu i pod³o¿y³ d³onie pod g³owê. Sk¹d w³aciwie pochodz¹ Rynowie? zapyta³, przygl¹daj¹c siê, jak Droma oblizuje palce. To znaczy, jaka planeta jest waszym ojczystym wiatem? Istota wyg³adzi³a koñce siwych w¹sów. Jaka w J¹drze galaktyki, ale nawet my, Rynowie, ju¿ nie wiemy, która. Zmuszono was, ¿ebycie j¹ opucili? Istniej¹ na ten temat dwie teorie odpar³ Droma. Pierwsza g³osi, ¿e jestemy potomkami szczepu licz¹cego blisko dziesiêæ tysiêcy uzdolnionych kompozytorów i muzyków. Podobno nasi przodkowie osiedlili siê na planecie, na której mieszka³o bardzo niewielu utalentowanych artystów. Zgodnie z drug¹ teori¹, wywodzimy siê z rodu wojowników, wys³anych w celu obrony mieszkañców jakiego wiata przed spodziewanym atakiem istot ze rodkowych Rubie¿y. Nasz rodzinny jêzyk zawiera wiele wojskowych okreleñ i terminów. Jednym z nich jest s³owo oznaczaj¹ce nie-Ryna. Znaczy mniej wiêcej to samo, co cywil. 221
Jak to siê sta³o, ¿e tak wielu Rynów mo¿na spotkaæ na planetach Sektora Wspólnego? Prawdê mówi¹c, zagna³y nas w tamte rejony specjalne okolicznoci odpar³ Droma. Kiedy Rynowie opucili J¹dro galaktyki, nauczyli siê uprawiaæ ziemiê i obrabiaæ metal, a tak¿e wykonywaæ wiele innych po¿ytecznych czynnoci. Niestety, niemal wszêdzie traktowano nas podejrzliwie. Dopiero gdy moi przodkowie sfa³szowali dokumenty zapewniaj¹ce bezpieczny przelot, pozwolono im siê osiedliæ na odleg³ych planetach Sektora Wspólnego. Bardzo pomog³o im to, ¿e znali sposoby uzdrawiania obcych istot i ludzi. Opanowali je, b³¹kaj¹c siê po ca³ej galaktyce. Dziêki tym sposobom zdo³ali ocaliæ ¿ycie wysoko postawionej osobistoci W³adz Sektora. Mimo to nie powodzi³o siê nam najlepiej. Tu³alimy siê, wiod¹c koczowniczy ¿ywot. Maj¹c na uwadze w³asne bezpieczeñstwo, niechêtnie zdradzalimy nasze tajemnice. Wskutek tego uwa¿ano nas za czarnoksiê¿ników albo pospolitych z³odziejaszków. W pewnych sektorach uchwalono ustawy, pozwalaj¹ce polowaæ na nas, piêtnowaæ, a nawet zabijaæ. Zabraniano nam pos³ugiwaæ siê ojczyst¹ mow¹. Wielu sprzedano jako niewolników. Innym kazano siê rozmna¿aæ, ¿eby sprzedaæ w niewolê ma³e dzieci. Wstrz¹niêty Han przypomnia³ sobie Rynów, którzy zagadnêli go na l¹dowisku Ko³a Fortuny, kiedy zszed³ po rampie Radosnego Sztyletu. Przypomnia³ sobie tak¿e dwóch innych, prosz¹cych go w Koñcu Zak³adów o zabranie na jak¹kolwiek planetê w rejonie J¹dra galaktyki. Kiedy Yuuzhanie wtargnêli do systemu Ottegi i zniszczyli Ithor ci¹gn¹³ po chwili Droma podró¿owa³em na pok³adzie jednego ze statków karawany, która opuci³a Sektor Wspólny i lecia³a do gromady Plooriod Mniejszej. Jeste zawodowym pilotem? zainteresowa³ siê Korelianin. I to ca³kiem niez³ym odpar³ Ryn. Jestem tak¿e zwiadowc¹ i gwiezdnym podró¿nikiem. I co sta³o siê z wami po zniszczeniu Ithora? Nasza karawana posz³a w rozsypkê. Rodziny rozproszy³y siê po ca³ej galaktyce. Od tamtej pory poszukujê cz³onków swojego klanu. Bardzo chcia³bym odnaleæ siostrê i kuzynów. Ciê¿ka sprawa westchn¹³ Solo. Czeka ciê trudne zadanie. Droma kiwn¹³ g³ow¹. A co z tob¹, Roaky? zapyta³. Radzisz sobie z gwiezdnym statkiem jak artysta. Zapewne jeste pilotem myliwca albo dowiadczonym przemytnikiem. Co sprowadzi³o ciê w te strony? 222
Han zastanawia³ siê chwilê, zanim odpowiedzia³. Usi³owa³ zebraæ myli. Prawdê mówi¹c, jestem raczej mechanikiem ni¿ pilotem gwiezdnych statków zacz¹³ w koñcu. Wzi¹³em urlop od normalnego ¿ycia, ¿eby rozwi¹zaæ kilka problemów. A zatem ty tak¿e chcia³by powróciæ na ³ono rodziny, prawda? domyli³a siê istota. Han spojrza³ z ukosa na rozmówcê. Mo¿liwe przyzna³ po chwili. Od strony restauracji nap³ynê³y dwiêki Mglistych wspomnieñ piosenki, do której doskonale pasowa³ g³êboki kontralt Brii Tharen. Han pamiêta³, ¿e kobieta czêsto j¹ piewa³a. Ta piosenka co ci przypomina odezwa³ siê Droma, uwa¿nie obserwuj¹c twarz Hana. Korelianin skrzywi³ siê w wymuszonym umiechu. Stare, dobre czasy powiedzia³. Jak stare? zainteresowa³ siê Ryn. Na tyle stare, ¿eby by³y dobre odpar³ Solo.
223
ROZDZIA£
Odwrócony ty³em do sto³u Luke wygl¹da³ przez panoramiczne transpastalowe okno. Do konferencyjnej sali przybywali kolejno Kyp Durron, Wurth Skidder, Cilghal i pozostali rycerze Jedi, których zaprosi³ na Coruscant. Pomieszczenie zajmowa³o najwy¿sze piêtro gmachu Ministerstwa Sprawiedliwoci. Budynek nie móg³ siê poszczyciæ mianem najwy¿szego, ale i tak z górnych piêter roztacza³ siê zapieraj¹cy dech w piersi widok majestatycznych gmachów i wie¿owców. Owietlone promieniami zachodz¹cego s³oñca wielkie tafle okien ciemnia³y; przepuszcza³y jednak doæ wiat³a, aby komnata k¹pa³a siê w takim samym pomarañczowoczerwonym blasku jak wieczorne niebo. Wygl¹da³o na to, ¿e Luke jest bez reszty poch³oniêty obserwowaniem nieprzerwanych strumieni powietrznych pojazdów, statków i taksówek. Odwróci³ siê od okna dopiero, kiedy do sali wszed³ ostatni z dwadzieciorga rycerzy Jedi. Jedni siedzieli przy okr¹g³ym stole, inni za po prostu stali pod cianami. Czekali, a¿ Luke wyjani, dlaczego kaza³ im przylecieæ nierzadko z najdalszych peryferii galaktyki. Nowa Republika pochwyci³a dwie nieprzyjacielskie uciekinierki odezwa³ siê mistrz Jedi bez ¿adnych wstêpów. Jedna jest kap³ank¹, a druga kim w rodzaju jej maskotki albo towarzyszki. Dostarczone przez nie informacje przyczyni³y siê do zwyciêstwa w przestworzach planety Ord Mantell. W wyniku tego obie obce istoty maj¹ zostaæ przetransportowane na Coruscant. Nareszcie jaki sukces ucieszy³ siê Kyp Durron. Jego g³os z trudem przebi³ siê przez gwar radosnych i zdumionych okrzyków. 224
Wiedzia³em, ¿e nawet poród Yuuzhan znajd¹ siê istoty niezadowolone z rozwoju sytuacji. Rozci¹gn¹³ cienkie wargi w szerokim umiechu. Kiedy bêdziemy mogli zacz¹æ je przes³uchiwaæ? To musi byæ jaki podstêp, prawda? zapyta³a Cilghal, zanim Luke mia³ czas odpowiedzieæ. Bez wzglêdu na to, jak¹ korzyæ przynios³y nam zdradzone przez nie tajemnice. Kalamarianka ukry³a p³etwiaste d³onie w rêkawach p³aszcza Jedi i obróci³a wy³upiaste oczy w taki sposób, ¿eby mog³a spogl¹daæ jednoczenie na Kypa i na Skywalkera. Mistrz Jedi kiwn¹³ g³ow¹. Podszed³ do sto³u. Nowa Republika nie zamierza rezygnowaæ z zachowywania niezbêdnych rodków ostro¿noci powiedzia³. Je¿eli uciekinierki bêd¹ nadal przekazywa³y nam wiarygodne informacje, mo¿e obdarzymy je wiêkszym zaufaniem. Zgodzi³y siê powiedzieæ co wiêcej? zapyta³ Wurth Skidder. Jako jedyny sporód wszystkich rycerzy nie nosi³ p³aszcza Jedi, choæ jego rozwichrzone jasne w³osy wygl¹da³y, jakby przez ca³y czas podró¿y z Yavina Cztery ukrywa³ je pod kapturem. Pod pewnym warunkiem. Niektórzy Jedi wymienili spojrzenia, ale nikt siê nie odezwa³. Luke usiad³ na krawêdzi sto³u i zacz¹³ lekko ko³ysaæ nog¹. Poprosi³y o spotkanie z nami. Siwow³osy, brodaty Streen prychn¹³ ironicznym miechem. Czego takiego mog³em siê spodziewaæ. Spojrza³ na Lukea. Czy nie powiedzia³y, dlaczego chc¹ siê z nami zobaczyæ? Skywalker wsta³ i podszed³ do by³ego poszukiwacza cennych gazów z Bespina. Podobno maj¹ dla nas informacje na temat zarazy, któr¹ zaczêli szerzyæ agenci Yuuzhan na d³ugo przedtem, zanim na Helsce Cztery wyl¹dowa³y pierwsze wiatostatki. W przestronnym pomieszczeniu zapad³a pe³na przera¿enia cisza. Nie bêdê nikogo z was oszukiwa³ ci¹gn¹³ po chwili mistrz Jedi. Z ca³ego serca chcia³bym wierzyæ, ¿e to ta sama choroba, na któr¹ zapad³a moja ¿ona. Na razie jednak nie wiemy tego na pewno. Je¿eli to ta sama odezwa³a siê Cilghal, która wci¹¿ jeszcze nie ca³kiem przysz³a do siebie czy powinnimy przypuszczaæ, ¿e istoty rasy Yuuzhan Vong wiedz¹ o chorobie Mary? Luke zacisn¹³ usta i pokrêci³ g³ow¹. 15 Próba bohatera
225
Nie jestem pewien, czy mo¿emy dojæ do takiego wniosku. Oczywicie, ¿e wiedz¹ owiadczy³ stanowczo Wurth. Co wiêcej, powiedzia³bym, ¿e wykorzystuj¹c Marê, usi³uj¹ zaraziæ nas w taki sam sposób, w jaki zatruli jej organizm. Nie mo¿esz byæ tego pewien sprzeciwi³ siê nie mniej stanowczo Anakin. Uciekinierki zosta³y zbadane i przeszukane, aby mieæ pewnoæ, ¿e s¹ zdrowe. Zanim spotkamy siê z nimi, zrobi siê to jeszcze raz. Zak³opotany, ale nie do koñca przekonany Wurth usiad³ na swoim miejscu i spojrza³ na mistrza Jedi. A zatem zdecydowa³e ju¿, ¿e wyrazimy zgodê na to spotkanie? Luke kiwn¹³ g³ow¹. W dowód chêci za³agodzenia sporu z Now¹ Republik¹ i nie tylko oznajmi³. Udowodnimy dziêki temu, ¿e mo¿emy i chcemy wspó³pracowaæ. Zebrani rycerze Jedi wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Wszyscy doceniamy twój gest, mistrzu odezwa³ siê Ganner Rhysode. Jeli jednak zdecydujemy siê na ten krok, zróbmy to dla Mary Jade, a nie Nowej Republiki. Je¿eli chodzi o mnie, nie zale¿y mi na za³agodzeniu sporu ani z wojskiem, ani z senatem, po tym wszystkim, co siê wydarzy³o. W sali obrad rozleg³ siê chór potakuj¹cych pomruków. Luke zaczeka³, a¿ znów zapadnie cisza. Zamierzam zaproponowaæ, ¿eby pozwolono uciekinierkom spotkaæ siê tylko z Mar¹ i ze mn¹ oznajmi³ stanowczo. Jacen zerwa³ siê na równe nogi. Przecie¿ sam powiedzia³e, ¿e to pu³apka! Luke odwróci³ siê w stronê m³odzieñca. Nie wiemy tego na pewno stwierdzi³ cicho. Wiêc niech siê spotkaj¹ ze mn¹ albo Kamem Solusarem odpar³ Jacen. Ka¿dy z nas zaryzykuje ¿ycie, ¿eby pomóc Marze. Cilghal przenios³a spojrzenie na Jacena i Lukea i otworzy³a szerokie usta. Twój siostrzeniec ma racjê, mistrzu rzek³a. Je¿eli istnieje jakie ryzyko, ty i Mara jestecie ostatnimi osobami, które powinny je podejmowaæ. Luke powiód³ spojrzeniem po twarzach rycerzy Jedi. Co proponujecie? zapyta³. ¯ebymy wszyscy siê z nimi spotkali? 226
Mo¿esz na mnie liczyæ odezwa³ siê Kyp. O niczym bardziej nie marzê ni¿ o kilku chwilach sam na sam z jak¹ istot¹ rasy Yuuzhan Vong. Z ust mi to wyj¹³e, mistrzu popar³ go Wurth. Lowbacca g³ono rykn¹³. Miniaturowy android t³umacz¹cy, Em Teedee, unosz¹cy siê nad jego ramieniem dziêki ma³ym silniczkom repulsorowym, natychmiast powiedzia³: Wszyscy stanowimy ca³oæ. Dopóki trzymamy siê razem, jestemy silniejsi ni¿ wskazywa³aby na to suma indywidualnych umiejêtnoci. Em Teedee zosta³ skonstruowany przez Chewbaccê i zaprogramowany przez Threepia. Mia³ g³os protokolarnego androida, ale bez gderliwego zabarwienia. Zgadzam siê z Lowbacc¹ oznajmi³ Streen. Bez wzglêdu na to, czego chc¹ od nas yuuzhañskie uciekinierki, powinnimy spotkaæ siê z nimi wszyscy razem. Ja te¿ tak uwa¿am doda³a Tenel Ka. Luke z³¹czy³ d³onie za plecami i podszed³ do wielkiego okna. £¹cz¹ca rycerzy duchowa wiê wyranie doda³a mu otuchy. Przypomnia³ sobie wczeniejsze lata, kiedy uczniowie jego akademii po³¹czyli si³y, ¿eby przeciwstawiæ siê duchowi Ciemnego Jedi i powstrzymaæ go przed opanowaniem Yavina Cztery. Niektórzy z tamtych bohaterów uczestniczyli w tym spotkaniu Cilghal, Streen, nawet dzieci Solo. Inni jednak, bior¹cy udzia³ w tamtej walce, ju¿ nie ¿yli podobnie jak Cray Mingla, Nichos Marr, Miko Reglia, Daesharacor... Luke wypuci³ powoli powietrze z p³uc, odwróci³ siê do rycerzy Jedi i kiwn¹³ g³ow¹. Powiadomiê Wywiad Nowej Republiki o naszej decyzji powiedzia³. Spotkamy siê z uciekinierkami, gdy tylko przybêd¹ na Coruscant. Jedna dla cz³owieka odezwa³ siê krupier. Przycisn¹³ kartê-p³ytkê i wysun¹³ j¹ z otworu specjalnego podajnika. Rozdaj¹cy karty Ithorianin z d³oni¹ zakoñczon¹ p³ask¹ ³opatk¹ wsun¹³ j¹ pod cienk¹ jak op³atek, ale wyposa¿on¹ w elektroniczny mikroobwód kartê i po³o¿y³ j¹ awersem do góry przed Hanem Solo. Szóstka szabel oznajmi³, zwracaj¹c siê do pozosta³ych graczy. Korelianin doda³ szeæ do sumy punktów dwóch kart, które trzyma³ blisko siebie, a potem ledwo zauwa¿alnym gestem wskazuj¹cego 227
i rodkowego palca prawej d³oni da³ krupierowi znak, ¿e rezygnuje z brania nastêpnej karty. Krupier Bith mia³ tak giêtkie d³onie, ¿e móg³ trzymaæ karty kciukiem i którymkolwiek ma³ym palcem. Popatrzy³ pytaj¹co na Sullustanina, siedz¹cego po lewej stronie Hana. Czeka³ na decyzjê. Istota kiwnê³a g³ow¹, a¿ zako³ysa³y siê obwis³e fa³dy skóry po obu stronach dolnej szczêki. Stuknê³a z³o¿on¹ w piêæ d³oni¹ o blat sto³u, pokryty zielonkaw¹ antypolizgow¹ wyk³adzin¹. Kiedy zauwa¿y³a, ¿e podana przez Ithorianina cienka p³ytka jest jedn¹ z kart obrazowych, Wytrwa³oci¹, nie potrafi³a powstrzymaæ radosnego umiechu. Siedz¹cy na lewo od istoty Bothanin zrezygnowa³ z dalszej gry. Podobnie post¹pi³ filigranowy Chadra-Fan, zajmuj¹cy nastêpne miejsce. Oznacza³o to, ¿e Han musi zmierzyæ siê z Sullustaninem oraz siedz¹cymi po jego prawej stronie Ithorianinem i Rodianinem. Obaj mieli opiniê pozbawionych skrupu³ów handlarzy. Ithorianin trzyma³ przy piersi dwie karty, które dosta³ na pocz¹tku rozgrywki. Na blacie sto³u przed nim nie le¿a³a ani jedna p³ytka. Han odchyli³ siê do ty³u, uniós³ rêce i pokaza³ stoj¹cemu za nim Dromie swoje karty. Mia³ liczonego za piêtnacie punktów asa manierek i jedynkê klepek, która nieco wczeniej, zanim zadzia³a³ generator losowych impulsów, by³a Królow¹ Powietrza i Ciemnoci. Je¿eli uwzglêdniæ le¿¹c¹ przed nim szóstkê szabel, mia³ dwadziecia dwa punkty o jeden mniej ni¿ wymagano do czystego sabaka. Móg³by przysi¹c, ¿e Sullustanin nie ma wiêcej ni¿ dwadziecia chocia¿ na stole przed nim le¿a³a Wytrwa³oæ. Dwie karty przed Ithorianinem dawa³y w sumie dwanacie punktów, ale s¹dz¹c po jego stylu gry, Han w¹tpi³, by tamten mia³ wiêcej ni¿ osiemnacie albo dziewiêtnacie. Je¿eli za chodzi³o o Rodianina, suma punktów jego obu kart z pewnoci¹ przekracza³a dwadziecia, ale prawdopodobnie nie by³a wiêksza ni¿ dwadziecia dwa. Kiedy w poprzednim rozdaniu istota otrzyma³a czystego sabaka, z radoci podskoczy³a tak wysoko, ¿e omal nie spad³a z krzes³a. Teraz jednak, mimo wyranego podniecenia, w wy³upiastych oczach Rodianina nie p³on¹³ ogieñ dowodz¹cy, ¿e jest pewny wygranej. ¯aden gracz nie zdecydowa³ siê zamroziæ waloru swojej karty przez umieszczenie jej w tak zwanym interferencyjnym polu. Znajduj¹cy siê porodku sto³u obszar t³umi³ sygna³y generatora impulsów losowych. Pozostali gracze zrezygnowali z wziêcia nastêpnych kart i zaczê³o siê podnoszenie stawek. Han by³ pewien, ¿e wygra i tym razem je¿eli nie zadzia³a generator impulsów losowych. 228
W koñcu Sullustanin oznajmi³, ¿e sprawdza, i wszyscy pokazali karty. Korelianin przekona³ siê, ¿e instynkt go nie zawiód³. Wygra³ trzeci raz z rzêdu. Grze przygl¹da³ siê cz³owiek, w³aciciel czy zarz¹dca kasyna. Korzystaj¹c z urz¹dzenia wspomagaj¹cego wzrok, stara³ siê wykrywaæ skiftery umo¿liwiaj¹ce oszukiwanie karty-p³ytki, czasami przemycane do gry przez nieuczciwych hazardzistów. Zwraca³ tak¿e uwagê na graczy, usi³uj¹cych rozpoznawaæ walory kart k³adzionych w interferencyjnym polu po intensywnoci i barwie odbijanego blasku. Tymczasem rozdaj¹cy karty Ithorianin zebra³ wszystkie karty-p³ytki, a bankier obliczy³ wysokoæ wygranej Hana. Pchn¹³ ku niemu po blacie sto³u piêæ czy szeæ stosów ¿etonów kredytowych. Gra toczy³a siê w jedynym kasynie Królowej, którego nie zamieniono w obóz uchodców, sto³ówkê czy szpital. Z k¹ta sali dobiega³ ha³as raz po raz puszczanych w ruch kó³ fortuny albo uvide. Po sali przechadza³o siê kilka sk¹po odzianych Twilekianek. Ko³ysz¹c wytatuowanymi g³owoogonami, roznosi³y darmowe trunki, rozdawa³y wcierane w skórê narkotyki i czêstowa³y goci najró¿niejszymi substancjami przeznaczonymi do palenia. Korelianin oznajmi³, ¿e zamierza powiêciæ prawie wszystkie kredyty na op³acenie prawa wstêpu do kasyna i udzia³u w grze w sabaka; zdziwi³ siê bardzo, ¿e Droma go wymia³. Ryn nie zmieni³ zdania nawet wówczas, gdy Solo powiedzia³, ¿e udzia³ w grze uwa¿a za wietny sposób trzymania siê jak najdalej od cuchn¹cej i ciasnej kabiny, gdzie spêdzi³ ca³¹ poprzedni¹ noc i wiêksz¹ czêæ tego przedpo³udnia. Droma nie przesta³ okazywaæ pogardy nawet po kilku kolejnych wygranych cz³owieka. To przedsiêwziêcie jest pozbawione jakiegokolwiek sensu owiadczy³. Obserwowa³, jak zadowolony z siebie Han, arogancko siê umiechaj¹c, wyrównuje stosy ¿etonów kredytowych. Tymczasem ludzie, zawdziêczaj¹c to zapewne wykszta³conemu przez proces ewolucji wielkiemu szczêciu, daj¹ siê na to nabieraæ chêtniej ni¿ jakiekolwiek inne inteligentne istoty. W odpowiedzi Han prychn¹³ pogardliwie, ale od razu przypomnia³ sobie uwagê, jak¹ us³ysza³ przed ponad dwudziestu laty. Ze wszystkich gatunków gotowych na zamianê dobrobytu na przygodê, a nie jest ich wcale tak wiele, ta cecha zaznacza siê najbardziej u ludzi, którzy zaliczaj¹ siê do jednych z najbardziej rozwiniêtych form. 229
S³owa te wypowiedzia³ ruuriañski naukowiec Skynx. To w³anie on towarzyszy³ Hanowi podczas poszukiwañ legendarnego skarbu Xima Despoty. miej siê, ile chcesz odpar³ Han, zerkaj¹c na Ryna ale grywam w sabaka, odk¹d ukoñczy³em czternacie lat. W³anie w sabaka wygra³em gwiezdny statek, nie wspominaj¹c o planecie. A jednak to rozrywka dla g³upców upiera³a siê istota. Han umiechn¹³ siê niefrasobliwie. Codziennie jestem gotów zamieniæ ³adowniê pe³n¹ m¹droci na garæ szczêcia powiedzia³. Krupier Bith umieci³ w podajniku now¹ taliê kart-p³ytek. Poda³ urz¹dzenie Ithorianinowi i pokaza³ graczom wnêtrza d³oni. By³ to rytualny gest, który mia³ upewniæ wszystkich, ¿e nie schowa³ w rêkawie ¿adnej karty, a zarazem stanowi³ sygna³ do rozpoczêcia nastêpnego rozdania. W tradycyjnej grze w sabaka ka¿dy uczestnik gra³ przeciwko wszystkim pozosta³ym. Celem gry by³o uzyskanie sumy punktów wszystkich kart-p³ytek równej plus-minus dwadziecia trzy albo jak najbli¿szej tej liczby. Zdobycie wiêkszej sumy punktów albo uzyskanie zera eliminowa³o z dalszej gry w danym rozdaniu. W kasynie Królowej korzystano ze standardowej talii, maj¹cej cztery kolory i siedemdziesi¹t szeæ kart. Stosowano interferencyjne pole i generator impulsów losowych. Mimo to udzia³ w grze wcale nie by³ darmowy. W³aciciel kasyna ustanowi³ op³atê wstêpn¹ i zabiera³ dwadziecia procent wszystkich wygranych albo sto procent, kiedy z gry odpadali wszyscy gracze. Po³owa zabieranych sum tworzy³a specjaln¹ pulê zwan¹ bankiem. Mo¿na by³o siê o ni¹ ubiegaæ, ilekroæ kto z uczestników zdecydowa³ siê graæ przeciwko bankowi. W kasynie Królowej stosowano równie¿ specjalne regu³y dotycz¹ce tak zwanych czystych sabaków. Je¿eli dwie osoby uzyskiwa³y takie same sumy, wygrywa³a ta, która mia³a punkty dodatnie. Je¿eli za dwaj gracze mieli identyczne sumy, zwyciê¿a³ ten, kto mia³ mniej kart. Na pocz¹tku ka¿dej rozgrywki uczestnicy otrzymywali po dwie karty-p³ytki, ale póniej ¿aden nie móg³ dostaæ wiêcej ni¿ trzy. Okaza³o siê, ¿e w nastêpnej grze Han dosta³ czternacie punktów. Chwilê potem, kiedy nieoczekiwanie w³¹czy³ siê generator impulsów losowych, jego czternastka zmieni³a siê w dwudziestkê. Gdy jednak kilka sekund póniej co zdarza³o siê wyj¹tkowo rzadko generator zadzia³a³ ponownie, dwudziestka stopnia³a do zaledwie trzynastu. Han poprosi³ o kartê i dosta³ pi¹tkê monet. Mimo to, umie230
jêtnie blefuj¹c i podbijaj¹c stawkê, zachêci³ do dalszej gry a¿ trzech przeciwników. W koñcu owiadczy³, ¿e sprawdza, po czym zgarn¹³ nastêpn¹ pulê. Kolejna gra mia³a mniej wiêcej taki sam przebieg. Kiedy Han sprawdzi³, maj¹c tylko piêtnacie punktów, okaza³ siê lepszy od Sullustanina zaledwie o jeden. Je¿eli do sumy, z któr¹ przyst¹pi³ do rozgrywek, dodaæ to, co zdoby³, mia³ przed sob¹ ¿etony wartoci blisko omiu tysiêcy kredytów. Ilekroæ przeciwnicy rezygnuj¹ z dalszej gry, kiedy masz dobre karty, ca³y twój wysi³ek idzie na marne odezwa³ siê do Dromy che³pliwym tonem i na tyle g³ono, ¿eby us³yszeli go pozostali gracze. Odwróci³ siê i w³anie zamierza³ kolejny raz podbiæ stawkê, kiedy Droma zawo³a³: Bank! Zdumiony Solo otworzy³ usta, a kierownik lokalu pospieszy³, by porozmawiaæ z bankierem. Wkrótce potem powróci³ z informacj¹, ¿e je¿eli Han chce zagraæ przeciwko bankowi, musi mieæ co najmniej siedem tysiêcy osiemset kredytów. P³on¹c ¿¹dz¹ mordu, Korelianin odwróci³ siê do Ryna. Czy ty zupe³nie zwariowa³? wybuchn¹³. A mo¿e w³osy wros³y ci w mózg? Je¿eli przegram, bêdê sp³ukany! Droma wzruszy³ ramionami. Jedynym godnym przeciwnikiem w tej grze jest generator impulsów losowych powiedzia³. Je¿eli chcesz wywrzeæ na mnie wra¿enie, zagraj przeciwko niemu. Wywrzeæ na tobie wra¿enie? powtórzy³ jak echo os³upia³y Solo. Na tobie? Co ty sobie... Powiedzia³ pan bank przypomnia³ mu gniewnie kierownik lokalu. By³ mê¿czyzn¹ silnie umiênionym i potê¿nie zbudowanym. Gra pan czy nie? Na Hana zwróci³y siê oczy wszystkich graczy. Wokó³ d³ugiego sto³u zaczêli gromadziæ siê zaciekawieni pasa¿erowie. Korelianin zrozumia³, ¿e odmowa gry by³aby nie tylko dowodem tchórzostwa i g³upoty; stanowi³aby zniewagê dla wszystkich, których niemal doszczêtnie oskuba³. Przemóg³ siê i pchn¹³ stosy ¿etonów kredytowych w kierunku rodka sto³u. Bank wychrypia³. Widz¹c, ¿e Bith wy³uskuje z podajnika pierwsz¹ kartê, pasa¿erowie podeszli jeszcze bli¿ej. Jeli nie liczyæ wielkich turniejów 231
sabakowych, nieczêsto ktokolwiek stawia³ tyle kredytów w pojedynczym rozdaniu. Okazuj¹c wahanie, Korelianin siêgn¹³ po karty-p³ytki. Odwróci³ je i oddzieli³ jedn¹ od drugiej. Mia³ dwadziecia jeden punktów. Chwilê potem zadzia³a³ generator impulsów losowych i jego dwudziestka jedynka stopnia³a do trzynastu punktów. Solo po³o¿y³ liczonego za dwanacie punktów Dowódcê manierek porodku interferencyjnego pola. Uczyni³ to sekundê wczeniej, zanim kolejny impuls generatora przemieni³ jedynkê monet w Idiotê, któremu przypisywano zero punktów. Han poprosi³ o kartê i dosta³ Szatana, liczonego za minus piêtnacie, co dawa³o mu w sumie minus trzy punkty. Poród t³umu kibiców przelecia³ szmer rozczarowania. Napiêcie ros³o. Korelianin w milczeniu przygl¹da³ siê podajnikowi. Na chwilê przeniós³ spojrzenie na generator impulsów losowych, ale póniej znów zacz¹³ wpatrywaæ siê w podajnik. Kiedy w koñcu owiadczy³, ¿e nie wemie nastêpnej karty, obserwatorzy zareagowali zdumionymi okrzykami. Zapewne pomyleli, ¿e maj¹c dwanacie punktów w interferencyjnym polu i minus piêtnacie na stole, Han jest albo natchnionym graczem, albo zwyk³ym szaleñcem. Bith odwróci³ dwie karty, które dosta³ przeciwnik Hana w tej rozgrywce w³aciciel lokalu. Jedynka klepek i Dowódca monet dawa³y w sumie trzynacie punktów. Regulamin wymaga³ jednak, ¿e w przypadku uzyskania dwunastu albo trzynastu punktów w³aciciel lokalu musi otrzymaæ jeszcze jedn¹ kartê. Bith wyci¹gn¹³ rêkê w stronê podajnika i wszyscy widzowie wstrzymali oddechy. Gdyby istota wyci¹gnê³a kartê funkcyjn¹, przeciwnik Hana mia³by wiêcej ni¿ dwadziecia trzy punkty; gdyby za dosta³ któr¹ z kart obrazowych, suma jego punktów mog³aby zmaleæ poni¿ej zera. Wygl¹da³o wiêc, ¿e Han nie straci³ jeszcze szansy wygranej. Po policzku mê¿czyzny sp³ynê³a kropla potu i spad³a na blat sto³u. Kiedy jednak ³opatka rozdaj¹cego karty Ithorianina unios³a w powietrze cienk¹ p³ytkê, Han ujrza³ na u³amek sekundy b³ysk, odbity od powierzchni interferencyjnego obszaru. Dziewi¹tka monet. Oznacza³o to, ¿e w³aciciel lokalu ma w sumie dwadziecia dwa punkty. Han poczu³ siê, jakby kto wymierzy³ mu silny cios w brzuch. 232
W tej samej sekundzie wydarzy³o siê co niezwyk³ego. Generator impulsów losowych zadzia³a³ trzeci raz w czasie jednej rozgrywki! Szatan w d³oni Korelianina przeistoczy³ siê w Pani¹ klepek, co zwiêkszy³o sumê Hana do dwudziestu piêciu punktów. Równoczenie Idiota przemieni³ siê w Królow¹ Powietrza i Ciemnoci. Poniewa¿ przypisywano jej wartoæ minus dwa punkty, Han mia³ w sumie dwadziecia trzy. Czystego sabaka! Prostuj¹c siê jeszcze raz na krzele, wskaza³ gestem rêki swoje karty. Za jego plecami rozleg³ siê chór radosnych okrzyków i wiwatów. Chyba dopiero wtedy Solo uwiadomi³ sobie, ¿e znów wygra³! Bankier pchn¹³ po blacie sto³u jego wygran¹ i oznajmi³, ¿e lokal zostaje zamkniêty. Zawiedzeni gracze wstali i wyszli. Rozpraszaæ siê zacz¹³ tak¿e t³um kibiców z wyj¹tkiem jednej Twilekianki, która rozpaczliwie usi³owa³a zwróciæ na siebie uwagê Korelianina. Han odliczy³ kredyty, z którymi zasiad³ do gry, a pozosta³¹ wcale niema³¹ sumê pchn¹³ po blacie sto³u w kierunku Ryna. To dla ciebie burkn¹³. Kup sobie nowe ubranie. Co, co nie bêdzie tak krzycza³o. Droma wyszczerzy³ zêby w szerokim umiechu i zgarn¹³ ¿etony kredytowe do dwubarwnego beretu. Znam paru goci na dolnych pok³adach, którym to siê bardziej przyda powiedzia³. Han przewidrowa³ go spojrzeniem. Wiedzia³e, ¿e wygram odezwa³ siê oskar¿ycielskim tonem. Mo¿liwe, ¿e mia³em przeczucie przyzna³a istota. A zatem tak¿e jeste graczem stwierdzi³ Solo. Droma pokrêci³ g³ow¹. Tylko znam karty przyzna³. Wymylili je Rynowie. To znaczy, karty funkcyjne i obrazowe. Han skrzywi³ siê z niedowierzaniem. Nigdy o tym nie s³ysza³em. Ka¿da uosabia jak¹ cechê charakteru zacz¹³ Droma. Mo¿na powiedzieæ, ¿e wszystkie razem stanowi¹ doskona³e narzêdzie, umo¿liwiaj¹ce rozwój duchowy. Nikt jednak nie wyobra¿a³ sobie, ¿e bêd¹ wykorzystywane podczas gry hazardowej. Siêgn¹³ po jedn¹ z odrzuconych talii. Trzymaj¹c karty jedn¹ d³oni¹, roz³o¿y³ je w wachlarz, a potem usun¹³ wszystkie karty ponumerowane od jedynki do jedenastki. Pozosta³e u³o¿y³ pó³kolem na blacie sto³u. 233
Popatrz na karty funkcyjne podj¹³ po chwili. Dowódca, Pani, Mistrz i As. Ka¿da reprezentuje istotê o specyficznych predyspozycjach. Klepki oznaczaj¹ duchow¹ inicjatywê, manierki stany ducha, szable d¹¿noæ do osi¹gniêcia celu, a monety materialny dobrobyt. Spójrz jednak na osiem par kart obrazowych i zadaj sobie pytanie, dlaczego w grze u¿ywa siê kart o nazwach takich jak Równowaga, Wytrwa³oæ, Umiar i Dzier¿awa, która czasem bywa nazywana mierci¹. Droma wy³uska³ z pó³kola Mistrza klepek i po³o¿y³ go na stole przed Hanem. To ty oznajmi³. Ciemnow³osy mê¿czyzna, obdarzony niezwyczajn¹ intuicj¹ i si³¹, ale czêsto zuchwa³y i zadufany w sobie. Chocia¿ prze¿y³ wiele lat, nadal odwa¿nie stawia czo³o przeciwnociom losu. Nie zwa¿aj¹c na szanse, czêsto uderza g³ow¹ w co twardego. A mimo to w g³êbi ducha pozostaje poszukiwaczem m¹droci. Religijne hokus-pokus mrukn¹³ Han na tyle g³ono, ¿eby Ryn go us³ysza³. Szczerz¹c zêby w umiechu, Droma siê wyprostowa³ i podkrêci³ koniec lewego w¹sa. Tak uwa¿asz? zapyta³. Zobaczmy w takim razie, co jeszcze siê oka¿e. Pozostawi³ na stole Mistrza klepek i zgarn¹³ wszystkie inne karty funkcyjne i obrazowe. Starannie je przetasowa³, prze³o¿y³ jedn¹ rêk¹ i pozostawi³, le¿¹ce na blacie. Potem siêgn¹³ po pierwsz¹ kartê i odwróci³ awersem do góry poni¿ej Mistrza klepek. Mistrz manierek oznajmi³. To ojciec, obroñca albo bliski przyjaciel. Osoba kochaj¹ca i lojalna a¿ do przesady. Siêgn¹³ po nastêpn¹ kartê i po³o¿y³ na Mistrzu klepek, ale odwrócon¹ o dziewiêædziesi¹t stopni. Przekrelona przez Szatana ci¹gn¹³. Czasami oznacza to chorobliwe uzale¿nienie, ale czêciej potê¿nego przeciwnika. Han prze³kn¹³ linê, ale nie powiedzia³ ani s³owa. Trzecia karta z wierzchu talii Dzier¿awa spoczê³a, odwrócona o taki sam k¹t, na karcie oznaczaj¹cej Hana. Korelianin poczu³ na sobie spojrzenie obcej istoty. To mieræ oznajmi³ Droma. Ostatnio straci³e bliskiego przyjaciela... i obroñcê? Han postara³ siê, ¿eby na jego twarzy nie odmalowa³o siê ¿adne uczucie. 234
Mów dalej powiedzia³. Dokoñcz tê po¿a³owania godn¹ wró¿bê. Nastêpn¹ kartê po³o¿y³ Droma po lewej stronie Mistrza klepek. Idiota oznajmi³. Oznacza pocz¹tek podró¿y albo poszukiwañ, a w ka¿dym razie pod¹¿anie nieznanym szlakiem. Czasami te¿ denerwuj¹ce stawianie czo³a nieznanemu wyzwaniu. Kolejna karta wyl¹dowa³a powy¿ej Mistrza klepek. Umiar, ale odwrócony obwieci³ Ryn. Pragnienie wyrównania rachunków albo zemsty. Han kiwn¹³ g³ow¹ i parskn¹³. Jeste dobry, jeste naprawdê dobry powiedzia³. Obserwujesz i zwracasz baczn¹ uwagê na wszystko, co siê mówi. Dziêki temu orientujesz siê, kim kto jest albo co prze¿ywa³. Póniej tylko przedstawiasz to, co wiesz, w piêknym opakowaniu. Wskaza³ roz³o¿one karty. I na ogó³ siê nie mylisz. W podobny sposób domylasz siê, co kto chcia³ powiedzieæ. Droma spojrza³ z wyrazem udawanego zdziwienia. Ja tylko roz³o¿y³em karty odpar³ z min¹ niewini¹tka. Han machn¹³ niedowierzaj¹co rêk¹. U³o¿y³e je podczas tasowania stwierdzi³. A mo¿e szachrujesz, kiedy bierzesz ze stosu. Droma uniós³ rêce na wysokoæ ramion i wskaza³ le¿¹ca taliê. Wyci¹gnij szybko, jedn¹ po drugiej, cztery karty zaproponowa³ a potem po³ó¿ obok Mistrza klepek. Han zawaha³ siê, ale spe³ni³ jego probê. Zanim jednak Ryn cokolwiek powiedzia³, dgn¹³ czubkiem palca w pierwsz¹ kartê. Nie mów mi, co znaczy za¿¹da³. Chcê tylko wiedzieæ, jaki sens mo¿e mieæ to, ¿e znalaz³a siê w³anie w tym miejscu. Pierwsza oznacza kogo, kogo mog³o poruszyæ albo dotkn¹æ twoje postêpowanie. Kiedy Han odwróci³ kartê, na jego twarzy odmalowa³ siê niepokój. Dowódca szabel stwierdzi³ cicho. Mo¿e m³odsza wersja Mistrza. Uparty, m¹dry... I odwa¿ny doda³ Droma. Dzielny wojownik. Anakin? pomyla³ Solo. Wskaza³ drug¹ kartê. Zajmuje miejsce nieprzewidzianych skutków albo ukrytego niebezpieczeñstwa podsun¹³ Ryn. Królowa Powietrza i Ciemnoci... oznajmi³ Solo, zastanawiaj¹c siê nad mo¿liwym wyjanieniem. Mo¿e oznaczaæ osobê, która ma co do ukrycia. A mo¿e u³udê. 235
Droma kiwn¹³ g³ow¹. Kogo albo co, co siê jeszcze nie objawi³o. Wskaza³ nastêpn¹ kartê. Najlepszy sposób postêpowania. Umiar stwierdzi³ Solo. Pozwala na zachowanie równowagi, kiedy wszystko wokó³ ciebie wali siê w gruzy, a grunt trzêsie siê pod stopami. Uosabia tak¿e przystosowanie do ¿yciowych zmian uzupe³ni³a istota. Nieustêpliwoæ w obliczu przeciwnoci losu. I duchow¹ si³ê. Han wskaza³ palcem ostatni¹ kartê. Przysz³oæ? Droma pokiwa³ g³ow¹. Prawdopodobny rezultat. W tym przypadku to, co mo¿e znaleæ Idiota. Han rzuci³ mu grone spojrzenie i odwróci³ kartê. Gwiazda powiedzia³. Ale do góry nogami. Odwrócona. Popatrzy³ na Ryna. Nie zawsze siê udaje, prawda? zapyta³. Nie mo¿esz siê poszczyciæ pe³nym sukcesem. Droma umiechn¹³ siê beztrosko i kiwn¹³ g³ow¹. Moje gratulacje, Roaky powiedzia³. Fortuna pozwoli³a ci uchyliæ r¹bka jednej z najpilniej strze¿onych tajemnic.
236
ROZDZIA£
Nad czêciowo owietlon¹ tarcz¹ planety Obroa-skai unosi³ siê statek Harrara. Przypomina³ wyszlifowany w fasetki drogocenny klejnot. Wisia³ nieruchomo, prawie niewidoczny w cieniu wielkiego okrêtu floty Yuuzhan. Dowodzona przez komandora Malika Carra jednostka pojawi³a siê zaledwie kilka minut wczeniej. W porównaniu z mi³ym dla oka statkiem kap³ana, wielki okrêt wygl¹da³ jak posêpny kolos, wygarniêty z p³omienistego wnêtrza gigantycznego wulkanu. W orodku dowodzenia mniejszej jednostki zebrali siê Malik Carr, Nom Anor, komandor Tla oraz dowódca jego taktyków. Wszyscy uwa¿nie przygl¹dali siê hologramowi usianych punkcikami gwiazd przestworzy. wietlisty obraz móg³ powstaæ dziêki danym, jakie koordynator wojenny zebra³ z okaleczonej powierzchni Obroa-skai i przes³a³ na pok³ad fasetkowego statku za porednictwem sygnalizacyjnego villipa. W mrocznych wnêkach orodka dowodzenia stali s³udzy i akolici, nieruchomi i niemi niczym pos¹gi. Wró¿by brzmi¹ zachêcaj¹co odezwa³ siê komandor Tla do równego mu stopniem oficera. Nasza kampania przebiega zgodnie z planem. Co wiêcej, z pok³adu kr¹¿¹cej wokó³ Ord Mantell orbitalnej stacji uda³o siê nam pochwyciæ grupê jeñców. Zamierzamy wyznaczyæ im specjalne zadanie, dziêki czemu mo¿e dowiemy siê czego wiêcej na temat istot zamieszkuj¹cych tê galaktykê. Zadowolony komandor Malik Carr z aprobat¹ pokiwa³ g³ow¹. Mistrz wojenny Tsavong Lah ucieszy siê, gdy siê o tym dowie powiedzia³. Poznaczona bliznami twarz i obna¿ony tors tego wysokiego samca dowodzi³y, ¿e mia³ za sob¹ b³yskotliw¹ karierê 237
wojskow¹. Nosi³ ciasno zwiniêty turban, który podkrela³ kszta³t jego wyd³u¿onej g³owy. Szerokie ramiona i biodra wskazywa³y, ¿e uzupe³niono je o dodatkowe koci i chrz¹stki. Z ramion zwiesza³ siê okaza³y, olepiaj¹co b³yszcz¹cy p³aszcz dowódcy. Dok¹d wró¿by kieruj¹ nas tym razem? Do rozmowy przy³¹czy³ siê taktyk Raff. W przestworzach a¿ roi siê od potencjalnych celów, komandorze Carr zameldowa³. Poleci³ sygnalizacyjnemu villipowi powiêkszyæ wybrane sektory przestworzy w rejonie, który Nowa Republika okrela³a mianem Kolonii. Przypuszczaj¹c, ¿e zechcemy zwróciæ siê ku J¹dru galaktyki, nieprzyjaciele zgromadzili w tym rejonie floty swoich okrêtów w okolicach punktów wyjcia z nadprzestrzeni. Wszystkie wiaty usytuowane po naszej stronie granicy: Borleias, Ralltiir, Kuat i Commenor, stanowi¹ doskona³e bazy wypadowe do póniejszego ataku na Coruscant, ich stolicê. Jednak wró¿by zalecaj¹ zachowanie ostro¿noci wtr¹ci³ siê Harrar. Taktyk kiwn¹³ g³ow¹. W tej chwili uniemiertelnienia rzeczywicie musimy zwróciæ uwagê na staranne u³o¿enie planu dalszych dzia³añ powiedzia³. Jeli bêdziemy zbyt wolno zdobywali nastêpne wiaty, damy si³om zbrojnym Nowej Republiki okazjê i czas na zaatakowanie nas z flanki. Je¿eli zbytnio siê pospieszymy, musimy siê liczyæ z prawdopodobieñstwem napotkania silniejszego oporu ni¿ jestemy w stanie pokonaæ. Malik Carr cicho chrz¹kn¹³. Z okolic Sernpidala przyleci wkrótce kilka nastêpnych du¿ych okrêtów oznajmi³ z dum¹. Dysponuj¹c nimi, bêdziemy mogli wi¹zaæ si³y nieprzyjació³ na wielu frontach jednoczenie. Mo¿e w tym czasie odkryjemy jaki subtelniejszy sposób zbli¿enia siê do Coruscant. Przeniós³ spojrzenie na Noma Anora. Jak wygl¹da sytuacja ze stworzeniami zwanymi Huttami, o których tyle mi mówiono, egzekutorze? zapyta³. Czy stanowi¹ dla nas powa¿ne zagro¿enie? Nom Anor zrobi³ krok w jego stronê. Kilka razy spotka³em siê z Huttem Borg¹... rzecz jasna, zawsze w przebraniu porednika zacz¹³ optymistycznym tonem. Z radoci¹ mogê zameldowaæ, ¿e Huttowie s¹ bardziej zainteresowani osi¹gniêciem porozumienia ni¿ udzia³em w tej wojnie, nawet gdyby to mia³o oznaczaæ obronê w³asnych przestworzy. Ich sektor jest 238
bardzo du¿y i zawiera wiele wiatów, które bardzo ³atwo da³oby siê przekszta³ciæ, aby dostarcza³y nam korala yorik i innych wa¿nych bogactw. Prawdê mówi¹c, istoty ju¿ odda³y jeden z nich do naszej dyspozycji. Uwa¿am, ¿e krótki wypad do Przestworzy Huttów by³by ca³kiem uzasadniony. Poleci³em nawet kilku agentom, ¿eby polecieli tam i oczekuj¹c na nasz przylot, rozsiewali nieprawdziwe informacje. Bardzo s³usznie odezwa³ siê dowódca okrêtu. A co z rycerzami Jedi? Harrar rozci¹gn¹³ cienkie wargi w pogardliwym umiechu. Zapewne ich dni s¹ tak¿e policzone oznajmi³ protekcjonalnym tonem. Przedsiêwziêlimy kroki, dziêki którym ju¿ wkrótce bêd¹ mieli pe³ne rêce roboty. Postaralimy siê, ¿eby do ich grona przeniknê³a jedna istoty rasy Yuuzhan Vong, kap³anka Elan. Pragn¹c uwiarygodniæ jej opowieæ i sprawiæ wra¿enie, ¿e jest dla nas kim bardzo wa¿nym doda³ komandor Tla posunêlimy siê nawet do tego, ¿e pozwolilimy Nowej Republice odnieæ kilka ma³o znacz¹cych zwyciêstw w sektorze Meridiana i okolicach planety Ord Mantell. Harrar energicznie pokiwa³ g³ow¹. Przypuszczamy, ¿e w³anie w tej chwili Elan odbywa podró¿, której celem jest spotkanie z rycerzami Jedi... Urwa³, bo na progu orodka dowodzenia pojawi³ siê pos³aniec. M³ody wojownik rasy Yuuzhan Vong trzyma³ w objêciach villipa. Kiedy podszed³ bli¿ej i stan¹³ przed Nomem Anorem, pog³adzi³ stworzenie, ¿eby wywróci³o siê na drug¹ stronê. Egzekutor da³ znak, ¿eby przyniesiono którego z jego powiêconych villipów. Przygl¹da³ siê, jak stworzenie odwzorowuje twarz jednego z yuuzhañskich podw³adnych. Egzekutorze odezwa³a siê podobizna s³ugi. Wygl¹da na to, ¿e grupa twoich agentów z Brygady Pokoju zobowi¹za³a siê zwróciæ nam co, co podobno zgubilimy. Oczy Noma Anora rozszerzy³y siê z przera¿enia. Oby tylko nie Elan powiedzia³, ³udz¹c siê do ostatniej chwili. W³anie j¹, egzekutorze. Co takiego?! wykrzykn¹³ zaniepokojony Harrar. O co chodzi? Jak to mo¿liwe? zdumia³ siê Nom Anor. Brygada Pokoju nic nie wiedzia³a o naszym planie. Nikt nie powiedzia³ im, ¿e Elan nie jest zdrajczyni¹. Co wiêcej, sam mnie poinformowa³e, ¿e Brygada Pokoju jest zajêta jakimi sprawami w Przestworzach Huttów. 239
Do niedawna by³a, egzekutorze przyzna³ pos³aniec. To znaczy, przynajmniej dopóki nie dowiedzia³a siê o ucieczce i pochwyceniu Elan. Twarz Noma Anora wykrzywi³ grymas zak³opotania i wstydu. Od kogo? Nie zdo³a³em tego ustaliæ. To absurdalne! wykrzykn¹³ Harrar. Jak zamierzaj¹ j¹ uwolniæ? Wszystko wskazuje, ¿e kto powiadomi³ ich, w jaki sposób kap³anka zostanie przetransportowana na Coruscant. Na obliczu villipa Noma Anora odmalowa³o siê niedowierzanie. To niemo¿liwe oznajmi³ egzekutor. Nawet ja mia³em trudnoci z rozszyfrowaniem podstêpów i forteli agentów Nowej Republiki. Trasy przelotu nie znaj¹ nawet wysoko postawieni funkcjonariusze w³aciwego wydzia³u ich Wywiadu. Wiem tylko, ¿e Brygada Pokoju zamierza zaatakowaæ pasa¿erski liniowiec lec¹cy na Bilbringi oznajmi³ podw³adny. Namówili do wspó³pracy przynajmniej jednego bezporedniego nadzorcê. Aha, i maj¹ do dyspozycji dovin basala. Nie mo¿emy dopuciæ, ¿eby pokrzy¿owali nasze plany. W g³osie Harrara brzmia³o coraz wiêksze rozdra¿nienie. W ¿adnym razie. Nom Anor zachêci³ swojego villipa, by ponownie zapad³ w stan podobny do snu. Odwróci³ siê i gestem odprawi³ pos³añca. Obaj komandorzy spogl¹dali z niepokojem na niego i na kap³ana. Czy sta³o siê co z³ego, egzekutorze? unosz¹c brew, zapyta³ w koñcu Malik Carr. Nom Anor zerkn¹³ na Harrara. Mo¿liwe jest niepowodzenie planów zwi¹zanych z nasz¹ agentk¹ przyzna³ po chwili. Kiedy odzyska³ panowanie nad sob¹, lekcewa¿¹co machn¹³ rêk¹ i wbi³ spojrzenie w Malika Carra. Nic takiego, z czym nie moglibymy sobie poradziæ. Mo¿e jednak bêdê chcia³ po¿yczyæ pañsk¹ najszybsz¹ korwetê, komandorze. Jestemy ma³¿eñstwem oznajmi³ Showolter askajiañskiemu urzêdnikowi, dy¿uruj¹cemu przy sterburtowym trapie najbli¿ej dziobu Królowej. Liniowiec kr¹¿y³ po stacjonarnej orbicie wokó³ planety Vortex. Niedawno musielimy uciekaæ z Sernpidala. 240
nik.
To tam, gdzie ksiê¿yc spad³ na powierzchniê? zapyta³ urzêd-
Niestety, tak odpar³ Showolter. Jak nazywa³ siê tamten ksiê¿yc? zainteresowa³ siê Askajianin. S³ysza³em w wiadomociach, ale... Tosi-karu. O, w³anie. Podobna do cz³owieka oty³a istota spojrza³a na Vergere. A on... te¿ jest z wami? Ona poprawi³ go oficer Wywiadu. To nasza s³u¿¹ca. Urzêdnik niepewnie kiwn¹³ g³ow¹, a potem zwróci³ mê¿czynie dokumenty i bilety, które wzi¹³ od niego kilka minut wczeniej. Wasza kabina mieci siê na pok³adzie dwudziestym czwartym i ma numer dwanacie oznajmi³ uroczystym tonem. Witamy na pok³adzie i ¿yczymy bezpiecznej podró¿y. Showolter uj¹³ Elan pod rêkê i poprowadzi³ obie obce istoty do najbli¿szej grupy miêdzypok³adowych szybów transferowych przestronnych cylindrów, które pe³ni³y funkcjê turbowind, ale nie mia³y klatek ani kabin. Unoszeni i opuszczani za pomoc¹ repulsorowych pól pasa¿erowie mogli docieraæ nimi na dowolny pok³ad. Dla wszystkich podró¿nych Królowej nastawa³ nowy dzieñ. Pasa¿erowie i uciekinierzy budzili siê po spêdzeniu umownej nocy. Niektórzy ustawiali siê w kolejki do umywalni i ³azienek, dostosowanych do potrzeb poszczególnych istot. Inni wyruszali na poszukiwanie jedzenia. Wokó³ uwija³y siê i krz¹ta³y najró¿niejsze androidy. Wykonywa³y czynnoci powszechnie uznawane za uw³aczaj¹ce godnoci inteligentnych istot ¿ywych. Chocia¿ podró¿ z Myrkra na Vortex i póniejsze wejcie na pok³ad Królowej przebieg³y bez zak³óceñ, Showolter nie przestawa³ zwracaæ na wszystko i wszystkich bacznej uwagi. Nieustannie poszukiwa³ dowodów na to, ¿e s¹ obserwowani lub ledzeni czy to przez podró¿uj¹cych na pok³adzie liniowca agentów WNR, czy te¿ wrogów. Najwiêcej zdziwionych spojrzeñ kierowa³o siê na Vergere. Wiêkszoæ podró¿nych powiêca³a jednak ca³¹ uwagê obronie w³asnego miejsca na tym albo innym pok³adzie i szybko przestawa³a siê ni¹ interesowaæ. Major Wywiadu wiedzia³ jednak, ¿e dopóki nie skontaktuj¹ siê z nim pozostali agenci, nie mo¿e pozwoliæ sobie nawet na chwilê nieuwagi. Z niejakim zdziwieniem stwierdzi³, ¿e przydzielona kabina jest przestronniejsza ni¿ móg³by siê spodziewaæ. W g³ównym pomieszczeniu znajdowa³ siê stó³, krzes³a, tapczan i cztery rozk³adane 16 Próba bohatera
241
³ó¿ka. Showolter przepuci³ przodem obie obce istoty, a potem rozejrza³ siê wokó³, czy nikt ich nie ledzi. Dopiero kiedy siê przekona³, ¿e korytarz jest pusty, wszed³ do kabiny i starannie zamkn¹³ drzwi wejciowe. Wszêdzie dobrze, ale w domu najlepiej westchn¹³. Przynajmniej do jutra. A co czeka nas jutro? zainteresowa³a siê Elan, siadaj¹c na jednym z roz³o¿onych ³ó¿ek. Powiem ci, kiedy nadejdzie odpowiednia pora. Kap³anka spojrza³a na niego i nie ukrywaj¹c rozczarowania, pokrêci³a g³ow¹. Wci¹¿ jeszcze mi nie ufasz, prawda? zapyta³a. To nic osobistego pocieszy³ j¹ mê¿czyzna. Muszê postêpowaæ zgodnie z przepisami. Za³o¿ê siê, ¿e to samo mówisz wszystkim uciekinierom odezwa³a siê Vergere. Przycupnê³a na innym ³ó¿ku. Wygl¹da³a jak ogromny ptak. Showolter ustawi³ baga¿e w k¹cie pomieszczenia i upewni³ siê, ¿e w korytarzu wiod¹cym do s¹siedniej kabiny nie ukry³ siê ¿aden zamachowiec. Zamierza³ usi¹æ na wolnym ³ó¿ku, ¿eby odpocz¹æ, kiedy kto zapuka³ do drzwi wejciowych. Oficer Wywiadu siêgn¹³ pod pachê i wyci¹gn¹³ blaster. Podszed³ do drzwi i stan¹³ obok futryny. Kto tam? Obs³uga odezwa³ siê w basicu mêski g³os z wyranym koreliañskim akcentem. Niczego nie zamawialimy. Kapitan Scaur przesy³a pozdrowienia wyjani³ stoj¹cy za drzwiami mê¿czyzna. Prosi równie¿, ¿eby dzisiaj wieczorem zechcieli pañstwo byæ goæmi przy jego stole. To da siê za³atwiæ odpowiedzia³ Showolter. Przeka¿ê mu pañsk¹ odpowied. Major opuci³ lufê broni i zwolni³ zatrzask drzwi. Do kabiny wszed³ wysoki, ciemnow³osy i gronie wygl¹daj¹cy mê¿czyzna. Towarzyszy³ mu Rodianin. Nazywam siê Darda oznajmi³ nieznajomy. A to jest Capo. Obca istota mia³a pokryt¹ brodawkami zielonkaw¹ skórê i wydziela³a bardzo niemi³y dla ludzkiego nosa zapach. Porusza³a siê jednak zwinnie i z wdziêkiem. Kiedy zauwa¿y³a Elan i Vergere, natychmiast zwróci³a na nie uwagê swojego partnera. 242
Gdzie wsiedlicie? zapyta³ Showolter. Darda oderwa³ spojrzenie od twarzy kap³anki i skierowa³ je na oficera Wywiadu. Tu, na Vortex odpar³ beztrosko. Stalimy w kolejce kilka osób przed wami. Showolter wyszczerzy³ zêby w umiechu. Tak, widzia³em przyzna³. Wywiad przys³a³ tylko was dwóch? Trzech innych ju¿ przebywa na pok³adzie odpar³ Korelianin. Wmieszali siê w t³um uciekinierów i pasa¿erów podró¿uj¹cych trzeci¹ klas¹. Prawdopodobnie spotkamy siê z nimi podczas kolacji. Showolter kiwn¹³ g³ow¹. Któr¹ kabinê zajmujecie? Darda zwróci³ kanciast¹ szczêkê w stronê drzwi wiod¹cych do s¹siedniego pomieszczenia. Tu¿ obok was powiedzia³. Bardzo rozs¹dnie stwierdzi³ oficer Wywiadu. Kto w centrali ma g³owê nie od parady. Spojrza³ na Rodianina. A ty, Capo? zapyta³. Gdzie zazwyczaj rezydujesz? Na Bilbringi odrzek³a istota, ³¹cz¹c czubki palców zakoñczone przylgami. Showolter przeniós³ spojrzenie na Korelianina. A ty? Ostatnio na Gamorrze, ale kiedy ta operacja dobiegnie koñca, mam zostaæ przeniesiony na Coruscant. Showolter sprawia³ wra¿enie zaskoczonego. Naprawdê? zapyta³ niewinnym tonem. Kto ma byæ twoim nowym szefem? Darda otworzy³ usta, ¿eby odpowiedzieæ, kiedy znowu rozleg³o siê pukanie do drzwi wejciowych. Showolter gestem nakaza³ wszystkim milczenie i jeszcze raz uniós³ blaster. Kto tam? Obs³uga odezwa³ siê niew¹tpliwie ludzki g³os. Trzej funkcjonariusze WNR wymienili zdumione spojrzenia. Showolter da³ znak, ¿eby Darda i Capo ukryli siê w s¹siedniej kabinie. Odwróci³ siê do Elan i Vergere i gestem poleci³, by by³y cicho. Kiedy obaj agenci zniknêli w przyleg³ym pomieszczeniu, Showolter podszed³ do drzwi wejciowych i stan¹³ obok futryny. Niczego nie zamawialimy. 243
Kapitan Scaur przesy³a pozdrowienia. Prosi równie¿, ¿eby dzisiaj wieczorem zechcieli pañstwo byæ goæmi przy jego stole. To da siê za³atwiæ. Przeka¿ê mu pañsk¹ odpowied. Poruszaj¹c siê zwinnie i szybko, Showolter wsun¹³ blaster pod le¿¹c¹ na tapczanie poduszkê, a potem ustawi³ dwa krzes³a w taki sposób, aby sta³y zwrócone oparciami w stronê korytarza wiod¹cego do przyleg³ej kabiny. Potem otworzy³ drzwi wejciowe. Do kabiny wszed³ silnie umiêniony mê¿czyzna w towarzystwie urodziwej Bothanki. Oznajmi³, ¿e nazywa siê Jode Tee, a jego partnerka Saiga Brelya. Staraj¹c siê nie wzbudzaæ ich podejrzeñ, Showolter zachêci³ oboje gestem, ¿eby usiedli na ustawionych krzes³ach, a potem zapyta³, gdzie weszli na pok³ad Królowej. Jeszcze na Ord Mantell odpar³a Bothanka, kiedy nasyci³a oczy widokiem Elan i Vergere. Lecicie tylko we dwoje? Dwaj inni funkcjonariusze mieli wejæ na pok³ad na Anobisie, ale jeszcze siê z nami nie skontaktowali. Gdzie znajduje siê wasza kabina? zapyta³ major Wywiadu, zwracaj¹c siê do cz³owieka. Dziesiêæ drzwi dalej, w tym samym korytarzu po stronie sterburty. Bardzo rozs¹dnie. Showolter usiad³ na tapczanie i od niechcenia opar³ d³oñ obok poduszki, pod któr¹ ukry³ blaster. Spojrza³ na oboje agentów. Gdzie rezydujecie? Bilbringi odpar³ Jode Tee. A ty, Saigo? Ord Mantell. Wiod¹ce do s¹siedniego pomieszczenia drzwi zaczê³y siê otwieraæ. Ukaza³ siê w nich Darda. Sta³ w rozkroku i trzymaj¹c obur¹cz odbezpieczony blaster, powoli unosi³ go na wysokoæ twarzy. Showolter zauwa¿y³ Korelianina k¹tem oka i g³ono siê rozemia³. Chcia³ w ten sposób zag³uszyæ odg³os otwieranych drzwi, gdyby przypadkiem zaskrzypia³y. Mówilicie powa¿nie o tym, ¿e kapitan zaprasza nas dzi na kolacjê? zapyta³. Saiga przepraszaj¹co siê umiechnê³a. Niestety, nie powiedzia³a. 244
Showolter wyci¹gn¹³ jednym p³ynnym ruchem blaster i wystrzeli³. Laserowa b³yskawica przelecia³a miêdzy g³owami Jodea Tee i Bothanki i trafi³a Dardê w sam rodek piersi. Odrzucony do ty³u si³¹ strza³u Korelianin przelecia³ nad progiem jak kopniêty przez gundarka. W ostatniej chwili zdo³a³ jednak nacisn¹æ spust i trafiæ Jodea w plecy miêdzy ³opatkami. Agent Wywiadu pofrun¹³ z krzes³a i wyl¹dowa³ na tapczanie. Reaguj¹c niemal odruchowo, Showolter i Saiga upadli na pod³ogê. W tej samej sekundzie Vergere zerwa³a siê ze swojego ³ó¿ka i skoczy³a ku Elan. Pchnê³a j¹ w k¹t kabiny i os³oni³a w³asnym cia³em przed spodziewanymi nastêpnymi strza³ami. Tymczasem przez próg drzwi wiod¹cych do przyleg³ej kabiny przeczo³ga³ siê Capo. Trzyma³ w wyci¹gniêtej rêce blaster i nie przestawa³ strzelaæ. Raz po raz od cian i przegród kabiny odbija³y siê wiszcz¹ce b³yskawice. Showolter przetoczy³ siê po pod³odze, ale zderzy³ siê plecami z jak¹ przegrod¹. Chocia¿ nie mia³ swobody ruchów, zaryzykowa³ i strzeli³. Okaza³o siê jednak, ¿e Capo przeczo³ga³ siê gdzie indziej. Major Wywiadu musia³ przetoczyæ siê z powrotem na poprzednie miejsce. Poderwa³ siê z pod³ogi i uklêkn¹³ na jedno kolano. Stwierdzi³, ¿e Rodianin trzyma³ go na muszce i w³anie wystrzeli³. Laserowa b³yskawica trafi³a go w lewe ramiê tu¿ pod obojczykiem, a si³a strza³u odrzuci³a go do ty³u i obróci³a. W powietrzu rozszed³ siê niemi³y sw¹d tl¹cej siê tkaniny i palonego cia³a. Padaj¹c na pod³ogê, Showolter us³ysza³ odg³osy kolejnych strza³ów. Zrozumia³, ¿e do walki przy³¹czy³a siê Saiga. W nastêpnej sekundzie rozleg³ siê mro¿¹cy krew w ¿y³ach wrzask, a chwilê póniej jêk bólu. Oficer zamruga³ i zmusi³ siê do otwarcia oczu. Zobaczy³ rannego Capa, który czo³ga³ siê ku drzwiom wiod¹cym do przyleg³ego pomieszczenia. Na pod³odze siedzia³a Saiga. Podpieraj¹c siê jedn¹ rêk¹, przyciska³a drug¹ do ogromnej dziury, wypalonej porodku piersi przez laserow¹ b³yskawicê. Showolter z trudem wsta³, potykaj¹c siê przekroczy³ próg i znalaz³ siê w przejciu do s¹siedniej kabiny. Zacisn¹³ dr¿¹ce palce na rêkojeci blastera. Przekona³ siê, ¿e ranny Capo wybieg³ na korytarz i nawet zdo³a³ pokonaæ po³owê odleg³oci dziel¹cej go od zakrêtu. Showolter wymierzy³ i strzeli³, ale tylko zachêci³ istotê do wiêkszego popiechu. Oficer Wywiadu wróci³ do kabiny i zamkn¹³ drzwi na zamek. Potem przeszed³ do swojego pomieszczenia. Kiedy przy³o¿y³ palec do ¿y³y na szyi Jodego Tee, przekona³ siê, ¿e mê¿czyzna nie ¿yje. Rzuci³ okiem na Elan i Vergere, a potem, 245
nie wstaj¹c z kolan, skierowa³ siê do Saigi. Bothanka siedzia³a na pod³odze, oparta plecami o framugê drzwi wejciowych. Trafi³ go pan... majorze? zapyta³a niemal szeptem. Showolter pokrêci³ g³ow¹. Kim byli? Nie mam pojêcia, ale znali umówione has³o. Oczy Bithanki rozszerzy³y siê ze zdumienia. Nasze has³o? To samo, które i mnie podano. A zatem sk¹d pan wiedzia³, ¿e nie s¹ prawdziwymi agentami? Jedno z nich utrzymywa³o, ¿e rezyduje na Gamorrze. Domylam siê, ¿e ten, kto zleci³ im porwanie uciekinierek, nie wiedzia³, i¿ ju¿ dawno zrezygnowalimy z tamtejszej bezpiecznej kryjówki. Z gard³a Bothanki wydar³ siê jêk bólu. Pos³uchaj, Saigo odezwa³ siê z naciskiem Showolter. Powiedzia³a, ¿e na pok³adzie Królowej podró¿uje jeszcze dwóch naszych agentów. Istota znalaz³a w sobie jeszcze doæ si³, ¿eby kiwn¹æ g³ow¹. Kim s¹? nalega³ major Wywiadu. W jaki sposób mielicie siê skontaktowaæ? Saigo... Saigo! Oczy Bothanki skry³y siê pod powiekami. Z p³uc wyrwa³ siê ostatni chrapliwy oddech. Nie ¿y³a. Showolter poczu³, ¿e jego oczy zachodz¹ ³zami. Usiad³ obok agentki, opar³ siê plecami o cianê i wbi³ spojrzenie w pod³ogê. Jeste ranny szepnê³a mu do ucha Elan, która nagle znalaz³a siê u jego boku. W g³osie istoty brzmia³o niek³amane zaniepokojenie. Nagle kad³ub Królowej przeniknê³o nieznaczne dr¿enie. Przekroczylimy... prêdkoæ wiat³a szepn¹³ niewyranie mê¿czyzna, bardziej do siebie ni¿ kogokolwiek innego. Usi³owa³ skupiæ uwagê na twarzy Yuuzhanki. Muszê ciê... st¹d... zabraæ powiedzia³. Wkrótce wróci ten Capo... Sprowadzi posi³ki. Próbowa³ wstaæ, ale próba zakoñczy³a siê niepowodzeniem. Wskaza³ stoj¹ce w k¹cie baga¿e. S¹ w mojej torbie... rodki przeciwbólowe i banda¿e. Nagle obok niego wyros³a jak spod ziemi Vergere. W jej skonych oczach krêci³y siê ³zy. Ja ci pomogê powiedzia³a. 246
Z³¹czy³a d³onie i unios³a je do oczu, póniej roztar³a ³zy palcami, a palce przy³o¿y³a do rany Showoltera. Mê¿czyzna poczu³ silny, ale przelotny ból. Zacisn¹³ zêby. Z trudem zaczerpn¹³ powietrza. Lepiej? zapyta³a Vergere. Tak przyzna³, nie kryj¹c zdumienia. To chwilowa ulga owiadczy³a istota. Twoj¹ ran¹ musi siê zaj¹æ prawdziwy lekarz. Showolter kiwn¹³ g³ow¹. Z trudem wsta³ i do³adowa³ blaster. Ostro¿nie otworzy³ drzwi wejciowe i wyjrza³ na korytarz. Idziemy st¹d powiedzia³. Nasz¹ jedyn¹ szans¹ jest odnalezienie tamtych dwóch agentów. Przecie¿ nie wiesz, kim s¹ przypomnia³a mu Elan. Showolter wzruszy³ ramionami. Mia³ ponur¹ minê. Liczê na to, ¿e oni mnie rozpoznaj¹. Elan pozwoli³a, ¿eby opar³ siê na jej ramieniu. Wszyscy troje skierowali siê ku szybom transferowym. Zamierzali zjechaæ na ni¿szy pok³ad, gdzie mieci³y siê wietlice, sto³ówki, sale gimnastyczne i kabiny pasa¿erów podró¿uj¹cych trzeci¹ i czwart¹ klas¹.
247
ROZDZIA£
Han wyszed³ z przenonej ³azienki udaj¹c, ¿e s³ania siê na nogach. Zatrzasn¹³ drzwi z tak¹ si³¹, jakby nie chcia³, ¿eby z wnêtrza kabiny wydosta³o siê co strasznego. Za³o¿ê siê o wszystko, co mam, ¿e z tej ³azienki korzysta³ jaki Gamorreanin warkn¹³, zwracaj¹c siê do Dromy. Nie wystarczy im, ¿e paskudz¹ we w³asnych ubikacjach. Musz¹ brudziæ tak¿e w naszych. Czy to twój typowy poranny nastrój? zainteresowa³ siê Droma. Han spiorunowa³ go spojrzeniem. Nie, ale zawsze jestem w takim, ilekroæ nie zmru¿ê oka w nocy. Ryn parskn¹³ lekcewa¿¹co. Nie wprasza³em siê do twojej kabiny przypomnia³. Doskonale siê czu³em we wspólnej sypialni dla pasa¿erów podró¿uj¹cych czwart¹ klas¹. Korelianin przystan¹³ porodku korytarza i odwróci³ g³owê. Nie mam ci za z³e, ¿e spa³e ze mn¹ w jednej kabinie odpar³. Mam za z³e twojemu ogonowi, ¿e przez pó³ nocy chlasta³ mnie po twarzy! Droma zmarszczy³ brwi. My, Rynowie, podczas snu musimy czêsto zmieniaæ u³o¿enie cia³a powiedzia³. Nigdy nie pimy dwukrotnie w tym samym miejscu. Nastêpnym razem wynajmê salê balow¹ owiadczy³ sarkastycznie Solo. Czy wtedy bêdziesz mia³ doæ miejsca do spania? 248
Moi ziomkowie s¹ bardzo przes¹dni rzek³a istota, kiedy obaj ruszyli dalej korytarzem. Nigdy nie jadamy trzy razy z tego samego talerza. Mamy równie¿ wiele przes¹dów dotycz¹cych p³ynów ustrojowych... Han uniós³ rêce na wysokoæ g³owy. Nie chcê o tym wiedzieæ! Spojrza³ na Dromê. A w³aciwie dlaczego jeszcze jeste na pok³adzie Królowej? Powiedzia³e mi, ¿e lecisz tylko na Vortex. Droma wzruszy³ ramionami. Doszed³em do wniosku, ¿e bêdê mia³ wiêksz¹ szansê znaleæ statek, który leci z Ralltiira na Bilbringi. Ta-a przyzna³ z namys³em Korelianin. A co z biletem? S¹dzi³em, ¿e zap³aci³e tylko za przelot na Vortex. Droma u³o¿y³ rysy twarzy w wyraz ura¿onej niewinnoci. Prawdê mówi¹c, wykorzysta³em czêæ twojej wygranej w sabaka odpar³ beztrosko. Pozostawi³em sobie sumê wystarczaj¹c¹ na op³acenie kosztów dalszej podró¿y. Co podobnego! parskn¹³ Solo. Na twarz Ryna powróci³ zwyk³y wyraz przekory. Czy¿by nie chcia³ mi siê odwdziêczyæ, skoro nie wzi¹³em od ciebie ani kredyta za wró¿enie z kart? zapyta³. Han znów przystan¹³. Nie wzi¹³e ani kredyta? powtórzy³ zdumiony. Przecie¿ wczeniej sam u³o¿y³e karty. Nie przypominam sobie, ¿eby kaza³ mi przestaæ wró¿yæ. Stara³em siê byæ uprzejmy. Co niesamowitego oznajmi³ Droma. Jeste niemo¿liwy. Hej, ¿eby wiedzia³, w jakim towarzystwie mam zwyczaj siê obracaæ... Droma sprawia³ wra¿enie oszo³omionego. Bogatych i s³awnych klientów, zajmuj¹cych siê naprawianiem gwiezdnych statków? Ja...ach, to beznadziejna sprawa mrukn¹³ z rezygnacj¹ Solo. Zarzuci³ na ramiê pas podró¿nej torby i przyspieszy³. Liczy³ na to, ¿e krótkonogi Ryn nie dotrzyma mu kroku. I rzeczywicie, po dziesiêciu d³ugich susach pozostawi³ Dromê daleko za sob¹. Skrêci³ w jeden boczny korytarz, a potem w drugi. Nagle poczu³, ¿e od ty³u chwytaj¹ go mocarne rêce. Unosz¹ w powietrze, obracaj¹... Hanie! wrzasn¹³ napastnik i przytuli³ siê do niego, jakby od si³y ucisku mia³o zale¿eæ jego ¿ycie. Nawet nie bêdê usi³owa³ 249
zgadn¹æ, do jakich obietnic uciek³ siê Scaur, aby namówiæ ciê na udzia³ w tej wyprawie! Nie masz pojêcia, jak siê cieszê, ¿e ciê widzê. Scaur? powtórzy³ zdezorientowany Solo. Przyjrza³ siê twarzy napastnika i nagle sobie przypomnia³. Showolter? Co, u... Dopadli nas w mojej kabinie, Hanie. Agenci, pozostaj¹cy na us³ugach Yuuzhan Vongów. Zabili dwoje moich funkcjonariuszy. Trafi³em jednego z wrogów, ale drugi zdo³a³ uciec... podstêpny i oliz³y Rodianin, nazywa siê Capo. Prawdopodobnie ma na pok³adzie Królowej wspólników albo pomocników. Przypuszczam, ¿e w tej chwili wszyscy nas szukaj¹. Musisz znaleæ bezpieczne miejsce i je ukryæ. Han powiód³ spojrzeniem za ruchem rêki Showoltera. Popatrzy³ na Elan i Vergere. Dlaczego to takie wa¿ne... zacz¹³. To Yuuzhanki wychrypia³ mê¿czyzna. Uciekinierki. Zdumiony Korelianin otworzy³ usta i jeszcze raz spojrza³ na obie istoty. Przygl¹da³ siê im kilka chwil, po czym przeniós³ spojrzenie na oficera Wywiadu. Jakim cudem... Czy to twój partner? przerwa³ mu Showolter. Han odwróci³ siê jak u¿¹dlony. Spiorunowa³ Dromê gniewnym spojrzeniem. Ryn zmarszczy³ brwi i popatrzy³ pytaj¹co na cz³owieka. On jest... zacz¹³ Solo. Tylko dopóki... nie przylecimy na Bilbringi, Hanie nalega³ Showolter. Jego g³os zaczyna³ siê za³amywaæ. Hanie? powtórzy³ Droma, najwyraniej zdziwiony i zaniepokojony. Major WNR nagle zwiotcza³, osun¹³ siê po cianie korytarza i usiad³ na pod³odze. Nogi nie mog³y d³u¿ej utrzymywaæ ciê¿aru cia³a. Han usi³owa³ go podtrzymaæ, ale nadaremnie. Przykucn¹³ pod cian¹ obok niego. Moi agenci zajm¹ siê nimi, kiedy przylecimy na Bilbringi. Oficer Wywiadu jêkn¹³ z bólu. Han uwiadomi³ sobie, ¿e ma zakrwawione d³onie. Dopiero teraz zwróci³ uwagê na ranê rozmówcy. Jeste ranny... Showolter pokrêci³ g³ow¹. Nie mog³em... traciæ czasu oznajmi³ cicho. Przylij lekarza... to nic powa¿nego. 250
Han wsta³ i z³apa³ za rêkê przechodz¹cego korytarzem stewarda. Ten cz³owiek musi trafiæ do ambulatorium rozkaza³. I to szybko. Rozumiesz? Okr¹g³a g³owa Durosjanina opad³a i podskoczy³a niczym sp³awik na powierzchni wzburzonego morza. Tak jest. Natychmiast. Han przynagli³ go do popiechu silnym pchniêciem w plecy, a potem pochyli³ siê nad Showolterem. Masz jak¹ broñ? zapyta³. Oficer spojrza³ na niego i kiwn¹³ g³ow¹. Mylisz, ¿e bêdziesz potrzebowa³? Han powstrzyma³ d³oñ mê¿czyzny, ¿eby nie powêdrowa³a pod pachê, do ukrytej kabury. Nie, to ty bêdziesz potrzebowa³ odpar³ oschle. Na wypadek, gdyby ciê odnaleli. Showolter skrzywi³ siê i zamkn¹³ oczy. Nie traæ czasu, Hanie powiedzia³. Liczy siê ka¿da chwila. Korelianin odwróci³ siê ku uciekinierkom. Pójdziecie teraz ze mn¹ oznajmi³ w³adczym tonem. A je¿eli sprawicie mi k³opot, zamknê was w schowku na baga¿ na ca³¹ resztê podró¿y. Rozumiecie? Istota wygl¹daj¹ca jak kobieta zmarszczy³a gniewnie brwi i chcia³a zaprotestowaæ, ale ni¿sza i podobna do dziwnego ptaka potulnie kiwnê³a g³ow¹. Nasze ¿ycie jest teraz w twoich rêkach powiedzia³a. Han uniós³ wskazuj¹cy palec. Nie zapominajcie o tym. Odwróci³ siê, przepuci³ przodem obie istoty i pod¹¿y³ za nimi korytarzem. Nie zd¹¿y³ przejæ dziesiêciu metrów, gdy us³ysza³, jak id¹cy za nim Droma pyta: Han? Mój s³u¿bowy pseudonim odpar³ zwiêle Solo, odwróciwszy g³owê. Jeste agentem wywiadu? Korelianin przystan¹³ i obróci³ siê na piêcie. Trzymaj siê od tego jak najdalej, kolego ostrzeg³ powa¿nie. Tym razem to nie gra w karty. Droma przekrzywi³ g³owê. Gdzie zamierzasz je ukryæ? zapyta³. W swojej kabinie? Znam ten statek lepiej ni¿ ty. Jedyne bezpieczne miejsce to 251
który z najni¿szych pok³adów. Tylko tam mo¿ecie zgubiæ siê w t³umie. Han zastanowi³ siê nad jego s³owami i kiwn¹³ g³ow¹. Masz racjê przyzna³. Zje¿d¿amy. Skrêci³ w pierwszy poprzeczny korytarz i skierowa³ siê do najbli¿szego szybu turbowindy. Pozosta³o mu do przejcia zaledwie kilka kroków, kiedy kad³ubem Królowej targn¹³ potê¿ny wstrz¹s tak silny, ¿e Elan runê³a na pod³ogê. Droma pomóg³ jej wstaæ, a Korelianin pospieszy³ do pobliskiego b¹bla obserwacyjnego. Zamiast charakterystycznego dla nadprzestrzeni chaosu fioletowo-bia³ych plam ujrza³ pojawiaj¹ce siê coraz czêciej wietliste linie. Z przera¿eniem obserwowa³, jak smugi wiat³a skracaj¹ siê i przeistaczaj¹ w wiec¹ce punkty, by po chwili znów przemieniæ siê w linie. W koñcu jednak jarz¹ce siê paski zawirowa³y i sta³y siê znów iskierkami gwiazd normalnych przestworzy. W niewielkiej odleg³oci od kad³uba Królowej unosi³a siê du¿a, dziobata planetoida, wyranie widoczna w blasku odleg³ego czerwonopomarañczowego s³oñca. Kto wyrwa³ nas z nadprzestrzeni oznajmi³ Han, zastanawiaj¹c siê, co to mo¿e oznaczaæ. Droma zerkn¹³ na wywietlacz chronometru, zawieszony na cianie korytarza. Jeszcze zbyt wczenie, ¿eby to mia³a byæ Bilbringi... Umilk³, kiedy rozleg³o siê zawodzenie alarmowych syren. G³onik pok³adowego interkomu obudzi³ siê do ¿ycia. Uwaga, wszyscy pasa¿erowie odezwa³ siê jaki mê¿czyzna w standardowym basicu. Mówi kapitan Królowej Imperium. Nieznani korsarze zmusili nasz liniowiec do wyskoczenia z nadprzestrzeni. Podró¿uj¹cy na pok³adzie wspólnicy korsarzy szturmuj¹ w tej chwili mostek statku. Korsarze, akurat parskn¹³ Solo. To nie ¿adni korsarze. To intruzi, którzy dobrze wiedz¹, kogo szukaj¹! Jeste tego pewien? zapyta³ zaniepokojony Droma. Han przypomnia³ sobie dawne czasy, kiedy nie móg³ liczyæ na pomoc Chewiego ani Soko³a. Podró¿uj¹c z urocz¹ Fioll¹, musia³ lecieæ pasa¿erskim liniowcem Pani Mindoru. Nawiasem mówi¹c, podczas tamtej podró¿y towarzystwo m³odej kobiety odpowiada³o mu o wiele bardziej ni¿ teraz towarzystwo Ryna. Wówczas tak¿e s¹dzono, ¿e statek zaatakowa³a banda gwiezdnych piratów. Okaza³o siê jednak, ¿e dowódc¹ napastników by³ zdrajca 252
Mogg osobicie wybrany przez Fiollê asystent, którego darzy³a wielkim zaufaniem. Absolutnie pewien owiadczy³ beznamiêtnym tonem Korelianin. To moi ziomkowie! pisnê³a przera¿ona Elan. Pos³u¿yli siê dovin basalem, ¿eby wyrwaæ ten statek z nadprzestrzeni. Wbi³a paznokcie w ramiê mê¿czyzny. B³agam ciê, nie dopuæ, ¿eby mnie znaleli! Nasze os³ony okaza³y siê bezu¿yteczne odezwa³ siê po chwili kapitan liniowca. Napastnicy przygotowuj¹ siê do wejcia na pok³ad. Wys³alimy wo³anie o ratunek. Jestem pewien, ¿e ju¿ wkrótce kto pospieszy nam z pomoc¹. Proszê, ¿eby do tego czasu wszyscy zachowali spokój. Powtarzam, proszê wszystkich o zachowanie spokoju. Ale¿ ma tupet! wybuchnê³a gniewnie Leia. Przechadza³a siê po wy³o¿onej p³ytkami pod³odze swojego apartamentu, a w pewnej chwili przystanê³a, aby spojrzeæ na Lukea i Marê. Najpierw owiadczy³, ¿e nie jestem w stanie zrozumieæ tego, co czuje, a potem odlecia³, nie wiedzieæ dok¹d. Mo¿esz zabraæ ch³opca z Korelii, ale nie zdo³asz usun¹æ Korelii z jego serca powiedzia³a cicho siedz¹ca na tapczanie Mara. Luke lekko siê umiechn¹³. Pos³uchaj, Leio zacz¹³. To nie pierwszy raz, kiedy Han zachowuje siê w taki sposób. Pamiêtasz, jak polecia³ ze mn¹ na stacjê badawcz¹ Crseih? Wtedy chodzi³o o co innego rzek³a Leia, krêc¹c g³ow¹. No dobrze, mo¿e pragn¹³ powrotu dawnych dobrych czasów, ale najbardziej zale¿a³o mu na rezygnacji ze s³u¿by w si³ach zbrojnych. Usiad³a na krzele naprzeciwko brata i szwagierki. Tymczasem jego obecne zachowanie nie ma nic wspólnego z nostalgi¹ ani z nadmiarem zaszczytów. Teraz nie czuje siê osaczony. Tym razem chodzi mu o Chewiego. Nie widzê w tym nic niezwyk³ego stwierdzi³a Mara. To by³oby zrozumia³e, gdyby w grê wchodzi³y tylko smutek i poczucie zagubienia przyzna³a Leia. Obawiam siê jednak, ¿e on pragnie zemsty. Ciê¿ko westchnê³a. Przylecia³ do niego przyjaciel z dawnych lat... nazywa siê Roa... i obaj wyprawili siê na Ord Mantell. Dlaczego mieliby lecieæ w rejon s¹siaduj¹cy z opanowanymi 253
przez Yuuzhan sektorami przestworzy, gdyby Roa nie dysponowa³ jakimi informacjami? Jakimi? zapyta³ Skywalker. Yuuzhanie, bezporednio odpowiedzialni za to, co wydarzy³o siê na Sernpidalu, ju¿ nie ¿yj¹. Han pomóg³ im przenieæ siê na tamten wiat, kiedy przebywa³ na Helsce Cztery. Gdyby to mu wystarcza³o, nie wyprawia³by siê na Ord Mantell zauwa¿y³a Leia. Mistrz Jedi musia³ przyznaæ jej racjê. Mimo to uwa¿am, ¿e nie zrobi niczego nieprzemylanego odpar³ po chwili. Leia przygryz³a doln¹ wargê. Kiedy pierwszy raz siê spotkalimy ci¹gn¹³ Luke robi³ wszystko, co móg³, bym pomyla³, ¿e naprawdê jest tak lekkomylny, za jakiego chcia³ uchodziæ w moich oczach. Obi-Wan powiedzia³ jednak co, czego nigdy nie zapomnê. Ostrzeg³, ¿eby nie s¹dziæ Hana z pozorów, bo pod mask¹ cynizmu i szorstkoci kryje siê cz³owiek o wra¿liwym sercu. Umiechn¹³ siê na wspomnienie tamtych chwil i spojrza³ na siostrê. Obi-Wan powiedzia³ równie¿, ¿e tylko niezwyk³y cz³owiek mo¿e mieæ Wookiego za przyjaciela... i ¿e nie ka¿dy Wookie zechcia³by przemierzaæ galaktykê wzd³u¿ i wszerz w towarzystwie kogo takiego jak Han Solo. Leia umiechnê³a siê z przymusem i pokrêci³a g³ow¹. Nie musisz mi przypominaæ, ¿e mój m¹¿ jest kim niezwyk³ym. W tym w³anie ca³y problem. Niezwyk³y cz³owiek musi mieæ równie niezwyk³ego przyjaciela. Chewie i Han... no có¿, chyba mieli zbawienny wp³yw jeden na drugiego. Chewie stara³ siê hamowaæ zapêdy Hana. Zmusi³a siê do umiechu. Przepraszam, ¿e wy³adowujê na was z³oæ. Spojrza³a na Marê. Nawet ciê nie zapyta³am, jak siê czujesz. Mam wra¿enie, ¿e jestem o wiele silniejsza odrzek³a kobieta, ale uzna³a za s³uszne nie wdawaæ siê w szczegó³y. Leia pomyla³a, jak bardzo chcia³aby, ¿eby Mara wyzdrowia³a. Zastanawia³a siê, jak mog³a kiedy nie darzyæ jej zaufaniem. S¹dzi³am, ¿e ju¿ dawno wrócilicie na Yavin Cztery odezwa³a siê po chwili. Luke i Mara wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Czy kto poinformowa³ ciê, ¿e z³apalimy yuuzhañsk¹ uciekinierkê? zapyta³ mistrz Jedi. Zdumiona Leia otworzy³a szeroko oczy i spojrza³a na brata. 254
Co takiego? Kiedy? Krótko przed twoim odlotem na Ord Mantell odpar³ Skywalker. Ma zostaæ przetransportowana na Coruscant i poddana dalszemu przes³uchaniu. To fantastyczna wiadomoæ! Leia nie kry³a radoci. Czy fakt schwytania jej ma co wspólnego z tym, ¿e wci¹¿ jeszcze jeste tutaj? Yuuzhanka poprosi³a o spotkanie z niektórymi sporód nas odrzek³ Luke. To znaczy z rycerzami Jedi? Leia wyprostowa³a siê na krzele. Tylko mi nie mów, ¿e zgodzilicie siê spe³niæ jej probê. Twierdzi³a, ¿e ma dla nas informacje na temat zarazy, jak¹ Yuuzhanie zaczêli szerzyæ w naszej galaktyce odezwa³a siê Mara. Leia zakry³a d³oni¹ usta. Ale¿, Maro... Z s¹siedniego pokoju dobieg³ znajomy g³os, a chwilê póniej na progu stan¹³ Threepio. Nerwowe ruchy r¹k dowodzi³y, ¿e z³ocisty android jest niezwykle wzburzony. Tu¿ za nim do apartamentu wtoczy³ siê Artoo. Astromechaniczny robot nie przestawa³ wydawaæ melodyjnych pisków i wiergotów, z których ca³kiem wyranie przebija³a drwina. Och, proszê, nie wy³¹czajcie mnie! jêkn¹³ Threepio. To nie by³a moja wina! Ja tylko stara³em siê pomóc! Artoo-Detoo wyda³ g³os, który zabrzmia³ jak pogardliwe prychniêcie. Och, zamknij siê, ty ma³a... puszko konserw! wybuchn¹³ C-3PO. Threepio, uspokój siê rzek³a Leia. Powiedz lepiej, co siê sta³o. Protokolarny android odwróci³ siê w jej stronê. Niedawno podano to w wiadomociach, pani Leio zacz¹³ nerwowo. Na Królow¹ Imperium napadli korsarze albo bandyci. Kapitan statku wys³a³ wo³anie o ratunek. Liniowiec kierowa³ siê wtedy ku Bilbringi. Mo¿liwe, ¿e w³anie w tej chwili rabusie dokonuj¹ aborda¿u! Luke rzuci³ siostrze zagadkowe spojrzenie, tyle¿ zdziwione, co zaniepokojone. To statek, na którego pok³adach uchodcy z Ord Mantell lec¹ na planety J¹dra galaktyki wyjani³a kobieta. Threepio, po³¹cz 255
siê z sieci¹ i spróbuj dowiedzieæ siê czego wiêcej. Mo¿e chodzi o atak gwiezdnych piratów, a nie Yuuzhan. Ale pan Solo! wykrzykn¹³ zrozpaczony android. Leia spowa¿nia³a. Co on ma z tym wspólnego? zapyta³a. Threepio uniós³ z³ociste rêce wysoko nad g³owê. W tej chwili przebywa na pok³adzie Królowej! Leia pokrêci³a g³ow¹, jakby uzna³a, ¿e siê przes³ysza³a. Threepio, nie rozumiem... Och, nie powinienem by³ go pos³uchaæ przerwa³ jej android. Ale kiedy powtórzy³ dok³adnie te same s³owa, które pani wypowiedzia³a wczeniej, by³em pewien, ¿e moje postêpowanie jest usprawiedliwione. Jakie s³owa? ¯e czasami jest lepiej nie wiedzieæ, co myl¹ inni odpar³ C-3PO. ¯e czasami czuje siê mniejszy ból, je¿eli siê nie zna prawdy. Sama pani tak powiedzia³a. Artoo pozwoli³ sobie na seriê sarkastycznych pisków. B¹d cicho! zgromi³ go bezgranicznie wzburzony android. Tylko co to wszystko ma wspólnego z Hanem na pok³adzie Królowej Imperium? zapyta³a Leia. Pan Solo poprosi³ mnie, ¿ebym za³atwi³ mu bilet, a ja spe³ni³em jego probê, udaj¹c pani¹... to znaczy, naladuj¹c pani g³os odpar³ C-3PO. A je¿eli chodzi o to, ¿e ani razu nie powiedzia³em, dok¹d polecia³ pan Solo... to dlatego, ¿e nigdy nie zapyta³a mnie pani wprost, dok¹d siê wyprawi³. Pan Solo obieca³, ¿e gdyby mnie wy³¹czono, postara siê przechowaæ zawartoæ mojej pamiêci w jakim banku danych. Dziêki temu móg³bym poæwiczyæ od³¹czanie... Threepio! przerwa³a mu w koñcu Leia. Jestem pewna, ¿e nie ponosisz za to ca³ej winy... zw³aszcza gdy w grê wchodzi Han Solo. Proszê ciê jednak, b¹d ze mn¹ teraz szczery. Dlaczego Han wyprawi³ siê na Bilbringi? Nie wiem nic na temat pobudek, jakimi siê kierowa³, pani Leio oznajmi³ android. Artoo obróci³ kopu³kê o pe³ne trzysta szeædziesi¹t stopni. Zaszczebiota³ i zawiergota³, jakby pragn¹³ okazaæ równoczenie niezadowolenie i zaniepokojenie. Leia zmru¿y³a oczy i spojrza³a na brata. Nadal uwa¿asz, ¿e Han nie przedsiêwemie niczego nieprzemylanego? zapyta³a. 256
Threepio odezwa³ siê Luke. Powiedzia³e, ¿e kapitan liniowca wys³a³ wo³anie o ratunek? Tak powiedziano w wiadomociach, panie Lukeu odpar³ android. Mistrz Jedi przeniós³ spojrzenie na Leiê. Prawdopodobnie kto ju¿ leci im na odsiecz powiedzia³. Jego siostra pokrêci³a g³ow¹. Nawet nie usi³owa³a ukryæ gniewu. A kogo obchodzi ¿ycie kilku tysiêcy uchodców? zapyta³a. Zw³aszcza teraz, kiedy najprawdopodobniej wpadli w rêce Yuuzhan. My moglibymy polecieæ zaproponowa³ Skywalker. Mara rzuci³a mu pow¹tpiewaj¹ce spojrzenie. Nawet gdybymy skorzystali z Namadiañskiego Korytarza, nie zd¹¿ylibymy im pomóc oznajmi³a. Nagle Leia zerwa³a siê na równe nogi. Zapomnielicie o jednym rzek³a. Zd¹¿ymy, je¿eli polecimy najszybsz¹ kup¹ z³omu w ca³ej galaktyce!
17
257
ROZDZIA£
!
Nie mo¿esz dopuciæ, ¿eby nas znaleli kwili³a raz po raz Elan prosto do ucha Hana. Wszyscy czworo przedzierali siê przez t³um najró¿niejszych istot blokuj¹cych przejcia i korytarze. W koñcu zirytowany Solo odchyli³ g³owê na tyle, ¿eby pos³aæ Yuuzhance ostrzegawcze spojrzenie. Je¿eli siê nie uspokoisz zagrozi³ sam oddam ciê w ich rêce! Z pó³przymkniêtych oczu Elan strzeli³y gniewne b³yski. Na ten widok Han prychn¹³ pogardliwie. Na nic wiêcej ciê nie staæ? zapyta³. Post¹pi³by s³usznie, gdyby siê mnie ba³ odrzek³a istota. Zachowaj swoje groby dla kogo, na kim sprawi¹ wra¿enie, skarbie odpar³ Solo. Zajmujê siê wami, bo Showolter by³ gotów oddaæ za was ¿ycie. Widocznie uwa¿a³, ¿e jestecie wa¿nymi osobami. Wa¿niejszymi ni¿ mo¿esz sobie wyobraziæ zapewni³a go Yuuzhanka. Jeszcze siê o tym przekonamy burkn¹³ beztrosko Korelianin. Na razie pozostajecie pod moj¹ opiek¹ i zrobicie, co wam ka¿ê. Czy to jasne? Elan przemog³a siê i chocia¿ kipia³a z gniewu, pos³usznie kiwnê³a g³ow¹. Chocia¿ kapitan liniowca apelowa³ o zachowanie spokoju, na pok³adach królowa³ chaos. Rzadko zdarza siê, ¿eby na wieæ o ataku korsarzy pasa¿erowie okazywali entuzjazm, ale to, co dzia³o siê na pok³adach Królowej, graniczy³o z panik¹. Nic dziwnego; wiêkszoæ podró¿nych stanowili uciekinierzy albo uchodcy, którzy na 258
w³asnej skórze dowiadczyli, co to znaczy byæ napadniêtym przez Yuuzhan. Wiele przera¿onych istot usi³owa³o szukaæ schronienia w s³u¿bowych schowkach, przejciach dla obs³ugi, wentylacyjnych szybach albo ma³ych szafkach w kabinach najni¿szych pok³adów. Wskutek tego t³umy pasa¿erów i cz³onków za³ogi roi³y siê na korytarzach i blokowa³y miêdzypok³adowe szyby transferowe. Wielu usi³owa³o siê przedostaæ do hangarów z kapsu³ami ratunkowymi, ale wrota zatrzaniêto. Inni szturmowali wy¿sze pok³ady, do których dostêpu bronili uzbrojeni oficerowie pok³adowi i stra¿nicy. Wszyscy chyba sprzysiêgli siê, aby ignorowaæ uwiêcon¹ wieloletnim dowiadczeniem prawdê, ¿e najwiêcej szans prze¿ycia napaci piratów maj¹ ci, którzy zdadz¹ siê na ich ³askê. Niepomni tego pasa¿erowie Królowej zmienili wnêtrze liniowca w prawdziwe piek³o. Mimo wielu trudnoci Han i pozostali zdo³ali przedrzeæ siê na pok³ad z l¹dowiskami. T³um nie by³ tu tak gêsty jak gdzie indziej i uchodcy okazywali im wiêcej ¿yczliwoci. Han stara³ siê wmawiaæ sobie, ¿e nie mo¿e czekaæ ich nic gorszego ni¿ los, jaki spotka³ Roê i Fasga. Stoj¹c przy bakburtowym b¹blu obserwacyjnym, móg³ siê przygl¹daæ, jak do kad³uba Królowej podp³ywa statek piratów. Zbli¿a³ siê z do³u i od strony rufy. Rozmieszczenie pozycyjnych wiate³ sugerowa³o, ¿e ma kszta³t podobny do cylindra, a s¹dz¹c z rozmiarów, nie by³ wiêkszy od starego £amacza Blokady. Kiedy znalaz³ siê na wysokoci pok³adu widokowego Królowej, Han z niejakim zdziwieniem stwierdzi³, ¿e rzeczywicie ma przed sob¹ wys³u¿on¹ koreliañsk¹ korwetê tyle ¿e bardzo zmodyfikowan¹ i anodyzowan¹ na matowy czarny kolor. Je¿eli nie liczyæ standardowych baterii turbolaserów, rozmieszczonych w wierzchniej i spodniej czêci kad³uba oraz na rufie, po obu stronach podobnego do beczki dziobu zainstalowano takie same dzia³ka typu H9 firmy Taim & Bak. Kopu³ê, na której zazwyczaj umieszczano anteny systemów ³¹cznoci i zestawów sensorów, wyd³u¿ono w taki sposób, aby w rodku znalaz³o siê miejsce dla potê¿nego generatora interdykcyjnego pola... albo yuuzhañskiego dovin basala. Mo¿liwe, ¿e to w³anie on wyrwa³ liniowiec z nadprzestrzeni. Nagle otworzy³y siê wrota dodatkowego hangaru w spodniej czêci kad³uba korwety. Ze rodka wylecia³y trzy dwudziestoletnie wahad³owce typu Martial. Mniejsze jednostki wisia³y kilka chwil nieruchomo, a potem skierowa³y siê ku umieszczonemu na dole kad³uba Królowej hangaru z l¹dowiskami. Han zobaczy³, ¿e do ¿ycia 259
budz¹ siê silniczki manewrowe statku piratów. Zapewne jego kapitan zamierza³ zbli¿yæ swój okrêt do bakburtowej luzy pasa¿erskiego liniowca. Dziêki temu Korelianin móg³ lepiej przyjrzeæ siê sterburcie jednostki napastników. Na rufowej czêci kad³uba, tu¿ za modu³em sterowni, ujrza³ namalowane dwie z³¹czone d³onie symbol Brygady Pokoju. Natychmiast przypomnia³ sobie, co powiedzia³ mu Aqualishanin, porucznik Wielkiego Bunjego: Reck Desh zaplanowa³ kolejn¹ akcjê na planecie Bilbringi. Reck! pomyla³ zdumiony Solo. Brygadzie Pokoju zale¿a³o na uwolnieniu uciekinierek. Mo¿liwe nawet, ¿e Reck Desh podró¿owa³ na pok³adzie Królowej. A mo¿e... mo¿e to on by³ tym napastnikiem, którego podobno zastrzeli³ Showolter? Dlaczego tu stoimy? zapyta³a zaniepokojona Elan. Z pewnoci¹ szuka nas ten agent, który uciek³ naszemu poprzedniemu opiekunowi. To nie jest okrêt istot rasy Yuuzhan Vong odpar³ Korelianin. Ale tamten jest oznajmi³ Droma, pokazuj¹c co w przestworzach. Han pod¹¿y³ spojrzeniem za poroniêtym jedwabist¹ sierci¹ palcem Ryna. Wysoko, w górnej czêci obserwacyjnego b¹bla, widaæ by³o sporz¹dzony niew¹tpliwie z korala yorik, sp³aszczony owal jednostki Yuuzhan. Od krzywizny chropowatej powierzchni odbija³ siê blask gwiazd. Nieprzyjacielski okrêt unosi³ siê nieruchomo nad korwet¹ Brygady Pokoju. Wygl¹da³o to, jakby kapitan yuuzhañskiej jednostki czeka³ na swoj¹ kolej, gotów naprawiæ ewentualny b³¹d sojuszników. Han poczu³, ¿e po plecach przesz³y mu ciarki. Przypomnia³ sobie, ¿e zaledwie kilka miesiêcy wczeniej stoczy³ z podobnym okrêtem istot rasy Yuuzhan Vong zaciêt¹ walkê w okolicach Dubrilliona i Helski. Odwróci³ siê do Elan. Cofam wszystko, co powiedzia³em. Musi im na tobie rzeczywicie zale¿eæ, skoro wys³ali wielki gwiezdny okrêt. Im zale¿y i tobie tak¿e powinno odrzek³a szybko Yuuzhanka. Tym razem w jej g³osie nie zabrzmia³a ani odrobina arogancji. Mam bardzo wa¿ne informacje dla waszych rycerzy Jedi. Han zmarszczy³ brwi. Wygl¹da³ na zaskoczonego. Jakie informacje? Dotycz¹ce choroby, któr¹ rozprzestrzenili agenci moich ziomków. 260
Zanim Han uwiadomi³ sobie, co robi, chwyci³ Elan za ramiona i zacisn¹³ palce. Mówisz powa¿nie? Kap³anka kiwnê³a g³ow¹. Wygl¹da³o na to, ¿e nie zwróci³a uwagi na ucisk palców Hana. Jestem przeciwna u¿ywaniu bakteriologicznych broni rzek³a stanowczo. Uwa¿am, ¿e takie postêpowanie hañbi i poni¿a nas, istoty rasy Yuuzhan Vong. Han zacisn¹³ jeszcze mocniej palce i wbi³ spojrzenie w jej oczy. Nie igraj ze mn¹, siostro ostrzeg³. By³em na Sernpidalu i Dubrillionie. Doskonale pamiêtam, do czego s¹ zdolni twoi ziomkowie. Jestem pewien, ¿e taki drobiazg jak choroba czy zaraza ani na chwilê nie przyprawi³by ich o wyrzuty sumienia. Elan unios³a dumnie g³owê. I dlatego, nie zgadzaj¹c siê z takim postêpowaniem, narazi³am na szwank w³asne ¿ycie owiadczy³a. Ukry³am siê w kapsule ratunkowej i pozwoli³am, ¿eby schwytali mnie twoi ziomkowie. Han spojrza³ na dziwaczn¹ towarzyszkê m³odej kobiety. A ty? zapyta³. Vergere spokojnie wytrzyma³a jego spojrzenie. Ja jestem z ni¹ odrzek³a. Han puci³ Elan i odgiêtym kciukiem pokaza³ stoj¹cego za nim Dromê. Ta-a, no có¿ powiedzia³. On tak¿e jest ze mn¹, ale to jeszcze o niczym nie wiadczy. Nie potrafi³bym uj¹æ tego taktowniej mrukn¹³ Ryn. Vergere popatrzy³a na Dromê, a potem znów na Hana. Jestem powierniczk¹ Elan oznajmi³a. Dok¹d ona pod¹¿a, idê za ni¹. Han przejecha³ d³oni¹ po twarzy. Niespodziewanie, wbrew w³asnej woli, zosta³ zmuszony do dokonania wyboru. Jeli zostanie na pok³adzie Królowej, mo¿e zdo³a doprowadziæ do koñca sprawê z Reckiem, jak to uj¹³ Roa. Je¿eli jednak Elan rzeczywicie by³a kim, za kogo siê podawa³a, jej bezpieczne dotarcie na Coruscant mog³o oznaczaæ wyzdrowienie Mary Jade. Korelianin wypuci³ powietrze z p³uc z cichym wistem. Zdecydowa³, ¿e Reck musi zaczekaæ na inn¹ chwilê. Mo¿e jednak warto siê tob¹ opiekowaæ odezwa³ siê w koñcu. A to oznacza, ¿e powinnimy was przebraæ. Zerkn¹³ na Dromê. S¹dzisz, ¿e móg³by znaleæ dla nich inne ubrania? 261
Ryn pokrêci³ g³ow¹. No, nie wiem odpar³ pow¹tpiewaj¹cym tonem. Mo¿e gdyby nie wybrzydza³y na rozmiar ani fason... Nie mog¹ sobie na to pozwoliæ owiadczy³ Solo. Przerwa³ na chwilê, ¿eby wreszcie dok³adnie przyjrzeæ siê kap³ance. Czy tak wygl¹dasz naprawdê, czy mo¿e nosisz jedn¹ z waszych ¿ywych masek? zapyta³. Jestem ukryta wewn¹trz maskuj¹cego ooglitha. Han kiwn¹³ g³ow¹. No có¿, jeden z wojowników rasy Yuuzhan Vong oszuka³ w taki sposób personel ExGalu na Belkadanie. Przekonajmy siê, czy zdo³asz wywieæ w pole cz³onków Brygady Pokoju. Kiedy korweta zetknê³a siê z burt¹ Królowej, kad³ub liniowca przeniknê³o spazmatyczne dr¿enie. Napastnicy porozumiej¹ siê ze wspólnikami istoty, któr¹ rani³ Showolter i z pewnoci¹ zaczn¹ przeszukiwaæ jeden pok³ad po drugim odezwa³ siê Solo, prawie przyciskaj¹c nos do transpastalowej bañki. Mo¿e pos³u¿¹ siê czujnikami, a mo¿e rozpyl¹ we wszystkich pomieszczeniach obah albo inne obezw³adniaj¹ce wiñstwo. Obróci³ siê na piêcie i spojrza³ na pozosta³ych. Musimy siê pospieszyæ. Dok¹d siê wybierasz? zainteresowa³ siê Droma. Do hangaru z l¹dowiskami odpar³ Korelianin. To nasza jedyna szansa. Musimy porwaæ który z ich statków. Podró¿uj¹cy na pok³adzie Królowej agent Recka Desha o twarzy jak topór przygl¹da³ siê, jak jego szef i cz³onkowie uzbrojonej po zêby eskorty schodz¹ po rampie wahad³owca. Przywódca Brygady Pokoju by³ uzbrojony tylko w lekki blaster, ale towarzysz¹cy mu ¿o³nierze mieli na g³owach bojowe he³my, a w rêkach og³uszaj¹ce pa³ki i sieci, miotacze strza³ek i inne rodzaje broni rêcznej. U boku Desha kroczy³ yuuzhañski nadzorca, który nalega³ na wziêcie udzia³u w akcji. By³ ubrany w d³ugi p³aszcz z kapturem, ¿eby nie by³o widaæ jego wytatuowanej twarzy. Mostek opanowany? zapyta³ Desh, staj¹c przed podw³adnym. Funkcjonariusz Brygady Pokoju kiwn¹³ g³ow¹. Mam jednak kilka niepomylnych informacji powiedzia³. Któr¹ chce pan us³yszeæ najpierw? 262
Reck spojrza³ w prawo i lewo. Gdzie jest Darda? zapyta³. Nie uwolni³ uciekinierek? Darda nie ¿yje odpar³ spokojnie agent. Rodianin Capo odniós³ ranê, ale prze¿y³. Tylko on widzia³ uciekinierki i wie, jak wygl¹daj¹. Zabralimy go do ambulatorium. Czeka tam na pana. Na twarzy dowódcy Brygady Pokoju ukaza³y siê szkar³atne plamy. Próbowali we dwóch stawiæ czo³o wszystkim agentom Wywiadu Nowej Republiki? Agentów by³o tylko troje odpar³ cz³owiek z twarz¹ jak topór. Capo przysiêga, ¿e dwoje nie ¿yje, a trzeci zosta³ bardzo ciê¿ko ranny. A poza tym, to Darda nalega³ na przeprowadzenie akcji. A Capo go us³ucha³ burkn¹³ Reck. Porachujê siê z nim w odpowiedniej chwili. To mia³a byæ b³yskawiczna akcja przypomnia³ têgawy mê¿czyzna stoj¹cy po lewej stronie Recka. Nie mamy czasu na przeszukiwanie ca³ego statku. Uwa¿am, ¿e powinnimy siê wycofaæ. Dwaj inni poparli go aprobuj¹cymi pomrukami. Doæ tych bzdur! uci¹³ Reck. Co jeszcze? zwróci³ siê do zwiastuna niepomylnych wieci. W przestworzach pojawi³ siê okrêt Yuuzhan Vongów. Co takiego? Reck pos³a³ mê¿czynie niedowierzaj¹ce spojrzenie i odwróci³ siê do zakapturzonego nadzorcy. Yuuzhanin kiwn¹³ g³ow¹. Otrzyma³em rozkaz wyjawienia istoty tej operacji swoim prze³o¿onym owiadczy³. Bardzo mo¿liwe, ¿e moi ziomkowie wys³ali ten okrêt w charakterze wsparcia. Wzburzony Reck zacz¹³ wymachiwaæ rêkami. Tego tylko nam brakowa³o! krzykn¹³. Yuuzhañski okrêt ci¹gnie nam na kark ca³¹ flotê Nowej Republiki! Nie przylecieliby, gdyby s¹dzili, ¿e to tylko napaæ piratów. Maj¹ zbyt wiele w³asnych problemów. Teraz jednak, gdy dowiedz¹ siê, ¿e maczaj¹ w tym palce Yuuzhan Vongi... Mo¿e dziêki temu okrêtowi bêdziemy mogli powiêciæ wiêcej czasu na poszukiwania podsun¹³ funkcjonariusz Brygady Pokoju o twarzy jak topór. Nawet gdyby pojawi³y siê okrêty Nowej Republiki. Najwa¿niejsze, ¿ebymy uwolnili te uciekinierki, prawda? Chyba na tym zale¿y nam najbardziej. Reck przygryz³ ozdobion¹ drogocennymi klejnotami doln¹ wargê, zastanowi³ siê i w koñcu kiwn¹³ g³ow¹. 263
Najwy¿szy czas, ¿eby pasa¿erowie dowiedzieli siê, o co chodzi powiedzia³. Pos³aniec wskaza³ zawieszony na cianie pobliskiej grodzi modu³ komunikatora. Mo¿emy sprz¹c go z interkomem zaproponowa³. Reck siêgn¹³ po mikrotelefon i zaczeka³, a¿ jeden z jego ludzi wybierze odpowiedni kana³. Kiedy podw³adny siê z tym upora³, kiwn¹³ g³ow¹. Reck pstrykn¹³ prze³¹cznikiem nadajnika i zbli¿y³ usta do mikrofonu. Uwaga, wszyscy pasa¿erowie zacz¹³. Aby was uspokoiæ, owiadczam, ¿e nie zamierzamy was porwaæ ani nawet obrabowaæ. Ani mylimy oddawaæ was w rêce istot rasy Yuuzhan Vong. Zale¿y nam tylko na znalezieniu dwóch pasa¿erek: m³odej kobiety i obcej istoty p³ci ¿eñskiej. Bardzo mo¿liwe, ¿e towarzyszy im ranny mê¿czyzna. Je¿eli poszukiwane istoty zg³osz¹ siê same na mostek, oszczêdz¹ wszystkim innym pasa¿erom cierpieñ i straty czasu. Je¿eli ktokolwiek wie, gdzie siê znajduj¹, a przy tym jest zainteresowany odebraniem wysokiej nagrody, powinien równie¿ zg³osiæ siê na mostek. Gdyby nikt siê nie zjawi³, zaczniemy przeszukiwaæ statek pok³ad po pok³adzie. Wówczas bêdziemy niemili dla pasa¿erów i mo¿liwe, ¿e mimo wszystko przeka¿emy ich w rêce nieprzyjació³. Reck zrobi³ krótk¹ przerwê. Aha, jeszcze uwaga adresowana do tych, których szukamy. Znamy sposób, aby was zidentyfikowaæ. Je¿eli uwa¿acie, ¿e ukryjecie siê przed nami albo wmieszacie w t³um, jestecie w b³êdzie. Nie macie ¿adnej szansy. Pozb¹dcie siê wszelkiej nadziei. Osobisty okrêt komandora Malika Carra by³ najszybsz¹ jednostk¹ w jego flocie. Wygl¹da³ jak sporz¹dzone z korala yorik sp³aszczone jajo ze sto¿kowatymi wyrzutniami, a by³ napêdzany przez dwa dovin basale najwiêkszego kalibru. Stoj¹cy na mostku Nom Anor spojrza³ przez kryszta³owo przejrzysty iluminator. Widzia³ przed sob¹ niemal w linii prostej nie tylko kanonierkê Brygady Pokoju i Królow¹, ale tak¿e kilka upstrzonych kraterami planetoid i wiec¹ce za nimi odleg³e s³oñce. Egzekutor odwróci³ siê do villipów, po³¹czonych za pomoc¹ wiadomoci z villipami komandora i kap³ana Harrara. Kontrolujê poczynania swoich agentów poinformowa³ obu Yuuzhan. Kaza³em zneutralizowaæ mo¿liwoci dovin basala na pok³adzie ich kanonierki i poleci³em naszemu dovin basalowi, ¿eby uniemo¿liwi³ kanonierce od³¹czenie siê od burty gwiezdnego liniowca. 264
Nawet gdyby agenci Brygady Pokoju odnaleli i uwolnili Elan, nie zdo³aj¹ powróciæ z ni¹ do nas. W hangarach korwety Brygady Pokoju mog¹ znajdowaæ siê myliwce zauwa¿y³ villip Harrara, krzywi¹c siê z niesmakiem. Trzeba siê upewniæ, ¿e i one nie bêd¹ mog³y wystartowaæ. Trzy ma³e statki ju¿ wystartowa³y i zniknê³y w hangarze liniowca zameldowa³ Nom Anor. Porozumiem siê z naszym dovin basalem i dopilnujê, ¿eby nie powróci³y do kanonierki. Najlepiej umieæ dovin basale na pok³adzie zdalnie sterowanej kapsu³y i poleæ im, ¿eby wykona³y oba zadania odezwa³ siê villip komandora Malika Carra. Sam za przygotuj siê do odlotu. Jest mo¿liwe, ¿e zanim twoi agenci zauwa¿¹, co siê sta³o, na odsiecz pasa¿erom liniowca przylec¹ jednostki floty Nowej Republiki. Niew¹tpliwie twoi lekkomylni podw³adni dobrze wiedz¹ o naszej obecnoci przemówi³ villip Harrara. Kiedy uwiadomi¹ sobie, ¿e nie mog¹ odlecieæ, zaczn¹ siê zastanawiaæ, dlaczego nie spieszysz im na ratunek. Mo¿e zechc¹ siê z tob¹ skontaktowaæ. A niech siê zastanawiaj¹ burkn¹³ Nom Anor. Zale¿y mi na osi¹gniêciu tylko jednego celu. Wojskowi Nowej Republiki powinni dojæ do przekonania, ¿e akcja Brygady Pokoju to jeszcze jedna nasza próba uwolnienia Elan. Zapewne chcia³ powiedzieæ co wiêcej, ale na mostku zjawi³ siê asystent. Przepraszaj¹c, ¿e przeszkadza, m³ody wojownik rasy Yuuzhan Vong z³o¿y³ d³onie w piêci i hukn¹³ nimi w przeciwleg³e barki. Z nadprzestrzeni w³anie wyskakuje jaki statek, egzekutorze. Podw³adny wyci¹gn¹³ rêkê w stronê iluminatora i widocznego za nim pobliskiego s³oñca. Nasz sygnalizacyjny villip go zidentyfikowa³. To kr¹¿ownik-lotniskowiec Nowej Republiki. Pojawienie siê tego okrêtu powinno u³atwiæ moje zadanie oznajmi³ Nom Anor. Zgodnie z zaproponowanym rozwi¹zaniem, umieszczê dovin basala w zdalnie sterowanej kapsule. Brygada Pokoju zechce uciec, ale oka¿e siê to niemo¿liwe, Elan za pozostanie w rêkach agentów Wywiadu Nowej Republiki. Odwróci³ siê do dy¿urnego oficera. Przygotuj siê tak¿e do walki z pilotami nieprzyjacielskich myliwców. Mo¿e ci siê to nie podobaæ, ale musisz siê postaraæ, ¿eby wygl¹da³o, jakbymy przed nimi uciekali. Masz moje s³owo, ¿e nikt nie bêdzie ciê obwinia³, nawet je¿eli poniesiemy jakie straty.
265
ROZDZIA£
"
Chocia¿ ekipy mechaników nie zd¹¿y³y usun¹æ i naprawiæ wszystkich uszkodzeñ, jakie Thurse odniós³ podczas bitwy w okolicach Ord Mantell, kr¹¿ownik-lotniskowiec Nowej Republiki wyskoczy³ z nadprzestrzeni na s¹siaduj¹cym z Rubie¿ami skraju systemu Bilbringi. Zaledwie znalaz³ siê w normalnych przestworzach, z hangarów niczym rozjuszone owady zaczê³y wylatywaæ X-skrzyd³owce. Pomiêdzy kr¹¿ownikiem a mrugaj¹cym na ekranach monitorów wiate³kiem, które zidentyfikowano jako okrêt Yuuzhan, unosi³a siê Królowa Imperium. U jej burty, w pobli¿u luzy, wisia³ ma³y okrêt podobny do wys³u¿onej korwety. Piloci myliwców typu X utworzyli szyk w kszta³cie klina, na którego czele lecia³ dowódca dywizjonu komandor Kol Eyttyn. W pewnej chwili mê¿czyzna przycisn¹³ brod¹ umieszczony w he³mie guzik i w³¹czy³ komunikator. Thurse, mamy wzrokowy kontakt z okrêtem Yuuzhan zameldowa³. Wygl¹da niepozornie, jak sp³aszczone jajo. Wielkoci fregaty albo okrêtu podobnej klasy. Przypomina jeden z kamieni, jakimi w czasach beztroskiej m³odoci puszcza³em bardzo czêsto kaczki po powierzchni stawu. Upewnijcie siê, ¿e nie odbije siê i nie poleci w nasz¹ stronê, komandorze us³ysza³ w lewym uchu odpowied kapitana kr¹¿ownika-lotniskowca. Potwierdzam. Z g³onika interkomu wydosta³a siê seria pisków i wiergotów. To umieszczona z ty³u, za owiewk¹ kabiny, jednostka typu R2 meldowa³a, ¿e krótkodystansowe skanery wykry³y obecnoæ stada 266
yuuzhañskich myliwców koralowych skoczków. Eyttyn jeszcze raz przycisn¹³ brod¹ w³¹cznik komunikatora. Punkciki na ekranach to nieprzyjacielskie maszyny, najprawdopodobniej koralowe skoczki ostrzeg³ pilotów wszystkich eskadr. Uzbroiæ systemy broni i w³¹czyæ generatory pól si³owych. Inercyjne kompensatory na maksimum. Nie zapominajcie, ¿e rezygnujemy z si³y ra¿enia na korzyæ zwiêkszonej czêstotliwoci strza³ów. To za oznacza, ¿e bêdzie trzeba raziæ wrogów z ma³ej odleg³oci, a zatem s³uchajcie rozkazów dowódców i nie oddalajcie siê od skrzyd³owych. Eyttyn siêgn¹³ do panelu systemów podtrzymywania ¿ycia i ustawi³ natê¿enie pola inercyjnego kompensatora na maksimum. Zaobserwowano, ¿e zwiêkszenie natê¿enia pola wystarcza, aby kompensator traktowa³ wytwarzane przez Yuuzhan grawitacyjne anomalie jak wszystkie inne; Eyttyn wiedzia³ jednak, ¿e pole mog³o zostaæ obezw³adnione przez du¿e dovin basale. Mog³o tak¿e zanikn¹æ w wyniku sumarycznego oddzia³ywania kilku mniejszych czarnych dziur, jakie mogli bez trudu wytworzyæ piloci trzech albo czterech koralowych skoczków. To samo dotyczy³o funkcjonowania sensorów i wynika³o z dowiadczenia, jakie zdobyto podczas walk w Odleg³ych Rubie¿ach. I chocia¿ zainstalowane póniej urz¹dzenia ledz¹ce pomaga³y pilotom X-skrzyd³owców namierzaæ nieprzyjacielskie maszyny, du¿e ró¿nice rozmiarów i kszta³tów koralowych skoczków ogranicza³y wszechstronnoæ oprogramowania. A zatem, jak zawsze, skutecznoæ X-skrzyd³owców zale¿a³a od umiejêtnoci pilota i jego astromechanicznego robota. Eyttyn zwiêkszy³ czu³oæ sensorów i pstrykn¹³ prze³¹cznikiem laserów. Sprz¹g³ wszystkie ze sob¹, tak by do uruchomienia ca³ej czwórki wystarczy³o przyciniêcie tylko jednego guzika spustowego. Eskadry Czerwonych i Zielonych pozostaj¹ w odwodzie rozkaza³. Wasze zadanie to odpieranie ataków bandytów, którzy mog¹ przypuciæ szturm na Thurse. Niebiescy ustawi¹ siê w szyku za mn¹, aby zaatakowaæ okrêt dowodzenia. Wszystkie inne eskadry na mój rozkaz pójd¹ w rozsypkê. Eyttyn zacisn¹³ mocniej pasy ochronnej sieci i zaczeka³, a¿ robot potwierdzi, ¿e rój koralowych skoczków znalaz³ siê w zasiêgu strza³ów. Dopiero wtedy przycisn¹³ odpowiedni guzik i zablokowa³ p³aty X-skrzyd³owca w po³o¿eniu bojowym. Wyda³ rozkaz rozpoczêcia walki. 267
Niemal w tej samej chwili piloci koralowych skoczków otworzyli ogieñ. Z wylotów dzia³ przypominaj¹cych wulkany strzeli³y ogniste pociski. Piloci myliwców typu X z³amali szyk i wdali siê w osza³amiaj¹c¹ kombinacjê uników, pêtli i beczek. W przestworzach zaroi³o siê od laserowych b³yskawic i mierciononej plazmy. System ³¹cznoci rozbrzmia³ kakofoni¹ ostrze¿eñ, meldunków, radosnych okrzyków i wezwañ o ratunek. Niebieska Czwórko, jaki skoczek dobiera siê do twojej Szóstki! Dziêki za ostrze¿enie, Trzeci. Chyba siê go pozbêdê. Czwarty, jestem teraz na twoim skrzydle. Niebieski Osiem, mo¿esz mi daæ namiar na Niebiesk¹ Dziesi¹tkê? Zaprzeczam, Dziesi¹ty. Sytuacja zmienia siê zbyt szybko i z trudem dajê sobie radê. Pi¹ty, uwa¿aj na sterburtê! Masz ich na karku! Nie mogê siê ich pozbyæ! Os³ony siad³y na trzydzieci procent! Trzymaj siê, Pi¹tko! Ju¿ tam lecê! Chocia¿ wszystkie g³osy krzycza³y mu do prawego ucha, Eyttyn stara³ siê nie zwracaæ na nie uwagi. Zadanie pilotów Eskadry Niebieskiej sprowadza³o siê do unikania trafieñ i oszczêdzania energii tak d³ugo, jak to mo¿liwe. Chocia¿ za sterami ka¿dego koralowego skoczka siedzia³ yuuzhañski pilot, chodzi³y s³uchy, ¿e przynajmniej do pewnego stopnia wszystkie nieprzyjacielskie myliwce s¹ zale¿ne od organicznych elementów, umieszczonych na pok³adzie okrêtu dowodzenia wojennych koordynatorów, nazywanych przez nieprzyjació³ yammoskami. Dziêki temu koralowe skoczki czasami reagowa³y jak stare, bezza³ogowe i zrobotyzowane gwiezdne statki. Eyttyn by³ jednak zbyt dowiadczonym pilotem, by spodziewaæ siê, ¿e Eskadra Niebieskich bez problemu upora siê z okrêtem wrogów. Jego pilotom mog³y nie pomóc nawet torpedy protonowe. Komandor wiedzia³, ¿e czêsto szale bitwy przechyla³o najzwyklejsze odwrócenie uwagi nieprzyjació³. Jak wielokrotnie udowodnili piloci myliwców Nowej Republiki, mog³o to wprowadziæ zamêt w poczynania pilotów koralowych skoczków i spowolniæ ich reakcje na rozkazy wydawane z pok³adu macierzystego okrêtu. Tak czy owak, yuuzhañscy piloci polegali najczêciej na swoich dovin basalach i ich umiejêtnociach wygaszania ochronnego pola. Nie przywi¹zywali zbyt du¿ej wagi do wymylnych manewrów 268
ani opanowania sztuki pilota¿u. Wykonuj¹c uniki w pobli¿u nieprzyjacielskich maszyn, Eyttyn czêsto odczuwa³ wp³yw tych przedziwnych tworów in¿ynierii genetycznej. Raz po raz ochronne pola jego X-skrzyd³owca, szarpane przez niewidzialne palce, s³ab³y albo zmienia³y kszta³ty. Jednostka typu R2 tak¿e odczuwa³a ich oddzia³ywanie. Jakby przera¿ona, wydawa³a serie alarmuj¹cych pisków, które po przet³umaczeniu na zrozumia³y dla cz³owieka kod przesuwa³y siê z do³u do góry po ekranie monitora. Jeszcze jeden nieistotny drobiazg, jaki powinienem zignorowaæ, pomyla³ Eyttyn. Ujrzawszy lec¹ce ku niemu dwa skoczki, obróci³ maszynê wokó³ osi i ostro skrêci³ na sterburtê. W tym samym u³amku sekundy jego skrzyd³owy, wykonuj¹c unik, zboczy³ z kursu w przeciwn¹ stronê i wystrzeli³ w górê. Szybko jednak zanurkowa³, aby zaj¹æ poprzednie miejsce obok X-skrzyd³owca dowódcy. Pod nimi przelecia³a dwójka innych koralowych skoczków, ale pilot tylko jednego puci³ siê za nimi w pocig. Zgubili go bez trudu. Eyttyn zerkn¹³ na pok³adowy dalmierz. I bez tego widzia³, ¿e sylwetka nieprzyjacielskiej fregaty ronie w iluminatorze kabiny; chcia³ jednak wiedzieæ, kiedy znajdzie siê w zasiêgu strza³u. Artylerzyci okrêtu wroga tak¿e jeszcze nie otwierali ognia. Prawdopodobnie zamierzali zaczekaæ, a¿ piloci Eskadry Niebieskich przyst¹pi¹ do ataku. Lec¹cy na lewo od myliwca Eyttyna X-skrzyd³owiec Niebieskiej Czwórki raz po raz zbacza³ z kursu. cigany przez dwa ostrzeliwuj¹ce go koralowe skoczki pilot zwija³ siê jak w ukropie. Skrzyd³owy Eyttyna zosta³ z ty³u i strzelaj¹c, usi³owa³ zachêciæ przynajmniej jednego do pocigu. ¯aden jednak z dwójki nieprzyjació³ nie chcia³ podj¹æ wyzwania. Eyttyn tak¿e zwolni³. Liczy³ na to, ¿e mo¿e pierwszy cigaj¹cy B³êkitn¹ Czwórkê yuuzhañski pilot przeleci przed dziobem jego X-skrzyd³owca. Napastnik jednak przejrza³ jego plan i nie pozwoli³ siê namierzyæ. Wykonuj¹c ca³¹ seriê osza³amiaj¹cych, niemal akrobatycznych ewolucji, Niebieski Trzy uwolni³ siê od atakuj¹cych go Yuuzhan i pospieszy³ skrzyd³owemu na ratunek. Zaledwie jednak przelecia³ po³owê dziel¹cej ich odleg³oci, gdy miercionony pocisk wroga znalaz³ lukê w ochronnym polu jego maszyny. Myliwiec Niebieskiej Trójki rozpad³ siê na kawa³ki. Tymczasem dwaj poluj¹cy na Niebiesk¹ Czwórkê piloci koralowych skoczków jeszcze bardziej przyspieszyli i zajêli pozycje do 269
zadania ostatecznego ciosu. Otoczony chmur¹ ognistych pocisków X-skrzyd³owiec przeistoczy³ siê w olepiaj¹c¹ szkar³atno-bia³¹ chmurê szcz¹tków i gazów. Eyttyn wezwa³ pozosta³ych pilotów do utworzenia ochronnego krêgu. Wystrzelone z dzia³ek B³êkitnej Ósemki i Dziewi¹tki laserowe b³yskawice od³upa³y bry³y korala yorik z kad³uba nadlatuj¹cego skoczka. Nieprzyjacielska maszyna, zapewne powa¿nie uszkodzona, skrêci³a ostro na bakburtê, a potem wpad³a w korkoci¹g i eksplodowa³a. W tej samej sekundzie pilot Niebieskiej Szóstki zniszczy³ innego skoczka, ale wkrótce potem wpad³ w sam rodek chmury ognistych pocisków. Ochronne pola jego myliwca odmówi³y pos³uszeñstwa i na kad³ubie X-skrzyd³owca zaczê³y rozkwitaæ p³omieniste b³yski kolejnych trafieñ. Wkrótce potem myliwiec rozpad³ siê na cztery czêci i znikn¹³. Eyttyn spojrza³ na ekran g³ównego monitora. A¿ roi³o siê na nim od jaskrawoczerwonych symboli oznaczaj¹cych najrozmaitsze uszkodzenia. Nie oddalajcie siê od skrzyd³owych ostrzeg³ przez komunikator. Nie strzelajcie, je¿eli nie musicie. Oszczêdzajcie energiê, dopóki nie znajdziecie siê w b¹blu. Niespodziewanie zmieni³ kurs, aby wzi¹æ na cel myliwiec przelatuj¹cego w pobli¿u yuuzhañskiego pilota. Obróci³ swój X-skrzyd³owiec wokó³ osi i skrêci³ na sterburtê. Odczeka³ chwilê, a¿ system celowniczy namierzy koralowego skoczka, i przycisn¹³ rodkowym palcem prawej d³oni dodatkowy guzik spustowy. Umieszczone na czubkach skrzyde³ lasery zaczê³y pluæ krótkimi seriami o wiele czêciej i szybciej ni¿ gdyby zdecydowa³ siê na oddawanie pojedynczych strza³ów. Ka¿da laserowa b³yskawica p³onê³a szkar³atnym blaskiem, bo nios³a zaledwie u³amek normalnej energii strza³u. Chodzi³o o to, ¿eby wywieæ w pole nieprzyjacielskiego dovin basala, tak aby nie móg³ poradziæ sobie z odró¿nianiem nios¹cych niewielk¹ energiê nieszkodliwych strza³ów od silniejszych, które mog³y unicestwiæ jego maszynê. I rzeczywicie, wkrótce potem dovin basal koralowego skoczka straci³ orientacjê. Seria wystrzelonych przez Eyttyna laserowych b³yskawic dotar³a do celu. Koralowa bry³a rozpad³a siê niczym pumeks i zniknê³a. Zadowolony, ¿e pomci³ mieræ Niebieskiej Szóstki, dowódca przelecia³ przez chmurê szcz¹tków i wiec¹cych okruchów zapewne pozosta³oci po innych myliwcach Yuuzhan i obra³ za cel innego 270
koralowego skoczka. Zaskoczony tym nieprzyjacielski pilot nie zdo³a³ poradziæ sobie z szybkimi jak myl seriami laserowych b³yskawic, jakie pomknê³y ku niemu z p³atów X-skrzyd³owca. Wkrótce potem yuuzhañska maszyna rozpad³a siê na atomy. Poniewa¿ eskadra Niebieskich stopnia³a do dziewiêciu maszyn, Eyttyn rozkaza³ pilotom myliwców utworzyæ za jego X-skrzyd³owcem szyk w kszta³cie klina. Zaledwie jednak wszyscy zd¹¿yli namierzyæ nieprzyjacielsk¹ fregatê, gdy sami stali siê celami podobnych do kraterów wyrzutni wroga. Jeden z trafionych myliwców przemieni³ siê w ognist¹ kulê; chwilê potem drugi rozpad³ siê na kawa³ki. Eyttyn znalaz³ siê jednak na tyle blisko, ¿e móg³ rozpocz¹æ ostrzeliwanie okrêtu. Skrêci³ na bakburtê i wypuci³ dwie torpedy protonowe. Z os³upieniem patrzy³, jak dwie roziskrzone kule kieruj¹ siê ku... miejscu, w którym nic nie by³o! Przyzwyczai³ siê do widoku laserowych b³yskawic i torped, poch³anianych przez grawitacyjne anomalie, ale teraz mia³ do czynienia z czym innym. Wygl¹da³o to, jakby znikn¹³ sam nieprzyjacielski okrêt! Czuj¹c dziwny niepokój, wpatrzy³ siê w przestworza za owiewk¹ kabiny. Z pocz¹tku pomyla³, ¿e straci³ orientacjê i w rzeczywistoci nieprzyjacielska fregata znajduje siê nad jego g³ow¹. Wszêdzie jednak widzia³ tylko usiane iskierkami gwiazd przestworza. Z przekazywanych przez jednostkê typu R2 informacji wynika³o, ¿e okrêt istot rasy Yuuzhan Vong odp³yn¹³. Astromechaniczny robot musia³ siê jednak pomyliæ. ¯adna jednostka nie mog³a poruszaæ siê tak szybko nawet gdyby dokonywa³a mikroskoku. Gdzie siê ta pokraka podzia³a? zapyta³, w³¹czywszy komunikator. Nie mam pojêcia, dowódco odpar³ Niebieski Dwa. Zanim zniknê³a, lecia³em tu¿ za Szóstk¹. Nie zd¹¿y³em nawet mrugn¹æ. Pole maskuj¹ce? zasugerowa³ Niebieski Jedenacie. No có¿, zniknê³a, jakby rzeczywicie je w³¹czono przyzna³ Eyttyn. Mylê jednak, ¿e taki du¿y okrêt powinien choæ w niewielkim stopniu zak³ócaæ grawitacyjne pole. Tymczasem moje skanery nic nie wykrywaj¹. Dokona³ skoku do nadprzestrzeni? wtr¹ci³ siê Niebieski Dziesiêæ. Nie móg³ beze mnie odpar³ Eyttyn. Znajdowa³em siê zbyt blisko... 271
Panie komandorze przerwa³ mu Niebieski Dwa. Znalaz³em go. Dowódca skierowa³ skanery X-skrzyd³owca ku punktowi przestworzy, którego wspó³rzêdne otrzyma³ od Niebieskiej Dwójki. Rzeczywicie, odnalaz³ tam nieprzyjacielsk¹ fregatê... tyle ¿e oddalon¹ o dwa tysi¹ce kilometrów! Zdumiony Niebieski Jedenacie nie móg³ powstrzymaæ siê od gwizdniêcia. Ten okrêt przeskoczy³ dwa tysi¹ce kilometrów w ci¹gu u³amka sekundy! wykrzykn¹³. Eyttyn zmusi³ siê do wypuszczenia powietrza i jeszcze mocniej zacisn¹³ palce na rêkojeci dr¹¿ka sterowniczego. Je¿eli chc¹ siê bawiæ w berka powiedzia³ przy³¹czamy siê do zabawy. Sokó³ Millenium wyskoczy³ z nadprzestrzeni w okolicy planety Bilbringi, z daleka od roju orbitalnych sztucznych planetoid i niemal ca³kowicie wyeksploatowanych asteroid. Na fotelach pilotów siedzieli Leia i Luke. Mara zajmowa³a miejsce za plecami mê¿a, które normalnie nale¿a³o do oficera ³¹cznociowego. Threepio siedzia³ nieruchomo w fotelu nawigatora. R2-D2 znalaz³ sobie k¹cik w tylnej czêci sterowni. Wyci¹gn¹³ zakoñczony chwytakiem manipulator i zacisn¹³ koñcówkê na jakiej cienkiej rurze. Za sterburtow¹ czêci¹ segmentowanego iluminatora unosi³a siê Królowa Imperium. W dziel¹cych j¹ od Rubie¿y przestworzach trwa³a zaciêta walka. Raz po raz czerñ wiekuistej nocy rozjania³y smugi laserowych b³yskawic, p³omieniste pociski, ogieñ z dysz silników i rozb³yski eksplozji. Uwaga, niezidentyfikowany koreliañski frachtowiec! warkn¹³ nagle oburzony mêski bas w g³oniku komunikatora. Mówi kapitan Jorlen z pok³adu kr¹¿ownika-lotniskowca Nowej Republiki Thurse. Wskoczylicie do rejonu walk. Proponujê, ¿ebycie przygotowali siê na najgorsze albo powrócili tam, sk¹d przylecielicie. Kapitanie Jorlen odezwa³a siê Leia. Mówi ambasador Organa Solo, a ten frachtowiec to Sokó³ Millenium. Pani ambasador! A có¿, na wszystkie wybuchy supernowych, pani tu robi? Dowódca Thurse sprawia³ wra¿enie zdumionego, ale wcale nie ucieszonego. I kiedy pani m¹¿ wreszcie wemie siê w garæ i zainstaluje na pok³adzie autoryzowany transponder? 272
Zapytam go, kiedy siê z nim zobaczê, kapitanie obieca³a Leia. W tej chwili przebywa na pok³adzie Królowej Imperium. Przylecielimy, ¿eby wam pomóc, jeli na co siê przydamy. Zaprzeczam, pani ambasador burkn¹³ Jorlen. Najlepiej bêdzie, je¿eli zostaniecie, gdzie jestecie. Mamy tu fregatê istot rasy Yuuzhan Vong, która skacze po ca³ym rejonie bitwy. Kto wie, mo¿e nastêpny skok ci¹gnie j¹ wam na karki. Zgadzam siê, kapitanie. Nie ruszymy siê z miejsca oznajmi³a Leia. Na razie doda³a o wiele ciszej. Czy korsarze przedstawili jakie ¿¹dania? Nie mamy z nimi ³¹cznoci odpar³ wyranie zniecierpliwiony kapitan. Domylamy siê, ¿e przylecieli po pasa¿erów Królowej Imperium, aby Yuuzhanie mieli kogo sk³adaæ w ofierze. A zatem co tu robi yuuzhañski okrêt, kapitanie? zapyta³a Leia. W³anie, co mrukn¹³ Jorlen. To bardzo dobre pytanie. Co tam jest odezwa³ siê nagle Skywalker. Wyci¹gn¹³ rêkê w stronê punktu przestworzy usytuowanego miêdzy gwiezdnym liniowcem a rejonem bitwy. Z pocz¹tku Leia nie by³a pewna, czy wyczu³a jakie zak³ócenie Mocy, czy co zobaczy³a. Kiedy jednak pod¹¿y³a spojrzeniem za wyci¹gniêtym palcem brata, dostrzeg³a, co pokazywa³. Natychmiast za¿¹da³a, ¿eby na ekranie monitora konsolety ukaza³o siê powiêkszenie tamtego fragmentu przestworzy. Zobaczy³a têpo zakoñczony obiekt podobny do nieprzyjacielskiego myliwca z korala yorik, ale chroniony przez segmentowany, lni¹cy czarny pancerz. Unieruchomiony okrêt? zasugerowa³a. To mo¿liwe odpar³ Luke, który nawet nie spojrza³ na ekran monitora. Skupia³ spojrzenie na tym punkcie przestworzy. Wyczuwam jednak co wiêcej... odezwa³ siê po chwili. Kosmiczn¹ minê? Absolutn¹ pustkê. Pos³uguj¹c siê Moc¹, Leia i Mara uwolni³y myli i wys³a³y je w przestworza. Stara³y siê odnaleæ nicoæ, która zwróci³a uwagê mistrza Jedi. Skywalker chcia³ co powiedzieæ, ale do ¿ycia obudzi³ siê znów g³onik komunikatora. Pani ambasador Solo odezwa³ siê Jorlen. W³anie otrzymalimy wiadomoæ z pok³adu Królowej Imperium. Korsarze przedstawili ultimatum. Owiadczyli, ¿e je¿eli okrêty Nowej Republiki natychmiast nie odlec¹, zaczn¹ wyrzucaæ pasa¿erów przez luzê. 18 Próba bohatera
273
O rety! pisn¹³ przera¿ony Threepio. Artoo-Detoo zaæwierka³, a potem przeci¹gle jêkn¹³. Na twarzy Leii odmalowa³o siê zaniepokojenie. I co pan na to, kapitanie? Jorlen zwleka³ chwilê z odpowiedzi¹. Wdawanie siê w pertraktacje z piratami jest sprzeczne z polityk¹ Nowej Republiki, pani ambasador odrzek³ w koñcu. Przykro mi, ¿e pani m¹¿ przebywa na pok³adzie liniowca, ale w przestworzach trwa zaciêta walka. A wracaj¹c do tematu... je¿eli korsarze naprawdê przylecieli z zamiarem porwania jeñców dla Yuuzhan, ich groba nie wnosi niczego nowego. Tak czy owak, pasa¿erowie s¹ skazani na mieræ. Nie pocieszy³ mnie pan, kapitanie. Bardzo mi przykro, pani ambasador. Dopóki jednak nie zrobimy czego z tym okrêtem Yuuzhan, nie zamierzam wdawaæ siê z nimi w ¿adne pertraktacje. A zatem to my musimy zrobiæ co w tej sprawie stwierdzi³a Leia. Zaledwie kapitan Thurse zd¹¿y³ przerwaæ po³¹czenie, Luke oznajmi³: Bez wzglêdu na to, czym jest ten obiekt, w jaki sposób kieruje ruchami koralowych skoczków. Koordynator wojenny? domyli³a siê Leia. W koñcu mistrz Jedi oderwa³ spojrzenie od iluminatora i popatrzy³ na siostrê. To dovin basal. Leia zacisnê³a wargi, jakby co postanowi³a. Skupi³a uwagê na urz¹dzeniach kontrolnych i sterowniczych. ¯ywy mruknê³a. Ale ju¿ nied³ugo... Czuj¹c, ¿e kad³ubem Królowej wstrz¹saj¹ eksplozje pocisków udarowych, Han zerkn¹³ za róg korytarza. Szczególnie interesowa³ go zamkniêty w³az, wiod¹cy na najbli¿sze l¹dowisko. Zatrzaniêtych wrót pilnowa³o dwóch stra¿ników Brygady Pokoju. Obaj byli uzbrojeni w blastery i og³uszaj¹ce sieci. Han zastanawia³ siê, czy nie wyj¹æ z podró¿nej torby blastera, ale w porê przypomnia³ sobie, ¿e nie na³adowa³ zasobnika energii. To na nic oznajmi³ Dromie i przebranej za kobietê Yuuzhance. Pozostawili stra¿ników przy wszystkich wejciach. Cofn¹³ 274
siê, opar³ plecami o gród i rozejrza³ siê wokó³. Musimy ukryæ siê w jakiej dziurze zdecydowa³. Zwa¿ywszy na to, co dzieje siê w przestworzach, zbiry z Brygady Pokoju albo poddadz¹ siê nied³ugo, albo podejm¹ próbê ucieczki. Skierowa³ siê do najbli¿szej grupy szybów transferowych i ostro¿nie wychyli³ siê poza krawêd pierwszego. G³êboko, g³êboko w dole ujrza³ p³yty pok³adu towarowej ³adowni. Na wypadek, gdyby nie zauwa¿y³ przypomnia³ Droma szyby transferowe nie funkcjonuj¹. Pola zosta³y wy³¹czone. A wiêc powinnimy poszukaæ kawa³ka wytrzyma³ej liny odpar³ Solo. Do dna szybu jest najwy¿ej... jakie piêtnacie metrów, prawda? Droma obrzuci³ go sceptycznym spojrzeniem. Równie dobrze mo¿e byæ jak st¹d do Coruscant oznajmi³ ponuro. Niespodziewanie ich sprzeczkê zakoñczy³ odg³os zbli¿aj¹cych siê kroków. Wszyscy czworo pospiesznie oddalili siê od szybów i ukryli w najbli¿szym bocznym korytarzu. Tam jednak te¿ us³yszeli odg³os czyich kroków, któremu towarzyszy³ chór rozgoryczonych okrzyków. Pospiesznie skrêcili w nastêpn¹ odnogê korytarza. Ca³y czas wypatrywali, czy nie zdo³aj¹ siê ukryæ gdzie pod p³ytami pok³adu lub w suficie. Nap³ywaj¹cy z lewej odnogi korytarza chór gniewnych g³osów stawa³ siê coraz g³oniejszy. Chwilê potem na skrzy¿owaniu pojawi³o siê kilku gwa³townie gestykuluj¹cych mê¿czyzn. Han postanowi³ zaryzykowaæ i wychyli³ g³owê. Ujrza³ k³óc¹cych siê zbirów z Brygady Pokoju. Chocia¿ od ostatniego spotkania z Reckie Deshem up³ynê³o sporo lat, rozpozna³ go bez trudu. Jak zwykle, najemnik zachowywa³ siê arogancko i buñczucznie i mia³ obna¿one wytatuowane przedramiona. Towarzyszy³o mu piêciu uzbrojonych po zêby ludzi i chuda jak tyczka, wysoka istota, która mog³aby doskonale udawaæ Yuuzhanina... bardzo mo¿liwe, ¿e nawet nim by³a. Han nie mia³ pewnoci, poniewa¿ nosi³a luny p³aszcz z wielkim kapturem. Reck pozostawi³ na skrzy¿owaniu jednego ¿o³nierza, a sam z pozosta³ymi ruszy³ dalej. Korelianin poczu³, ¿e krew nap³ywa mu do g³owy. S³ysza³ przyspieszone uderzenia w³asnego serca. Pomyla³ o Chewiem i o Lwyll. Przypomnia³ sobie, jaki los spotka³ Roê i Fasga. Zsun¹³ z ramienia pas podró¿nej torby i jak najciszej postawi³ baga¿ na pod³odze. Przykucn¹³, otworzy³ torbê i wyj¹³ blaster. 275
Droma przygl¹da³ mu siê z narastaj¹cym niepokojem. Myla³em, ¿e chcia³e tylko porwaæ ich wahad³owiec i odlecieæ odezwa³ siê w pewnej chwili. Tamto musi zaczekaæ burkn¹³ Korelianin. Zamierzam najpierw za³atwiæ osobist¹ sprawê. Osobist¹? wychrypia³ szeptem Droma. Czujê siê w obowi¹zku przypomnieæ, ¿e twoja broñ... Powiedz to komu, kto siê tym przejmie uci¹³ Solo. Spojrza³ na blaster i nie kryj¹c irytacji, zacisn¹³ wargi. Zmusi³ siê do wypuszczenia powietrza z p³uc, a potem jak najciszej wsta³. Co on chce zrobiæ? zapyta³a Elan, kieruj¹c na Dromê pe³ne niepokoju spojrzenie. Zrezygnowany Ryn bezradnie wzruszy³ ramionami. Co go zmusza do szukania zaczepki, nawet je¿eli to nie jest absolutnie konieczne. Nagle Han odwróci³ siê w ich stronê. Poszukajcie jakiej kryjówki rozkaza³. Za chwilê do was wrócê. Uniós³ bezu¿yteczny blaster i najciszej, jak umia³ pod¹¿y³ do skrzy¿owania, które min¹³ Reck i grupa jego zbirów. Pozostawiony na stra¿y cz³onek Brygady Pokoju nie podejrzewa³ nic, dopóki w jego obna¿ony kark nie wbi³ siê wylot lufy broni Hana. Ani s³owa! z³owieszczym szeptem ostrzeg³ stra¿nika Solo. Mê¿czyzna napi¹³ miênie, ale zrezygnowa³ z oporu i g³ono prze³kn¹³ linê. Han zacisn¹³ palce prawej d³oni na rêkojeci blastera najemnika. Rozstajesz siê ze swoj¹ ukochan¹, ¿o³nierzu rozkaza³. Podw³adny Recka kiwn¹³ g³ow¹. To twoja zabawa, kolego odpowiedzia³. Han wyszczerzy³ zêby w bezg³onym umiechu. Szybko siê orientujesz zauwa¿y³. Co chcesz zrobiæ? Korelianin przy³o¿y³ wylot lufy zdobycznego blastera do karku mê¿czyzny, a swoj¹ broñ uj¹³ za lufê drug¹ d³oni¹. Uniós³ rêkê wysoko nad g³owê. To mo¿e trochê boleæ uprzedzi³. Mê¿czyzna zrobi³ ruch, jakby chcia³ siê odwróciæ. Co mo¿e... zacz¹³. 276
Han zamachn¹³ siê i z ca³ej si³y spuci³ rêkojeæ blastera na czubek g³owy najemnika. Ten zwiotcza³ i osun¹³ siê na pod³ogê. Nie ogl¹daj¹c siê, Han ruszy³ korytarzem, w którym zniknêli Reck i jego ludzie. Kiedy zbli¿a³ siê do nastêpnego skrzy¿owania, us³ysza³ g³osy. Zgarbi³ siê i przyklei³ do ciany, a potem ostro¿nie wychyli³ g³owê. Od Recka i obcej istoty prawdopodobnie Yuuzhanina dzieli³o go zaledwie dziesiêæ metrów. Myl¹c tylko o tym, ¿eby jak najszybciej doprowadziæ do koñca sprawê z Reckiem, Han zrobi³ ju¿ krok, ¿eby wyjæ zza zakrêtu korytarza. W tej samej sekundzie us³ysza³ jednak dobiegaj¹cy zza pleców dziwny odg³os. Zamar³ bez ruchu i zaraz obróci³ siê na piêcie. Ujrza³ têgiego i krzepkiego mê¿czyznê w podniszczonym kombinezonie gwiezdnego podró¿nika. Zbir Recka mierzy³ do niego z Tenlossa wyj¹tkowo paskudnego karabinu rozrywaj¹cego. Han skoczy³ w prawo i strzeli³ w locie. Zaskoczony grubas tak¿e strzeli³, lecz chybi³. K¹tem oka Han zauwa¿y³, ¿e Reck odwraca siê w jego stronê. Korelianin usi³owa³ przeskoczyæ do s¹siedniej odnogi korytarza, ale na cel wziêli go dwaj inni agenci Brygady Pokoju. Uskoczy³ w lewo, a potem da³ potê¿nego susa i rzuci³ siê stopami naprzód, ¿eby podci¹æ wy¿szego i ciê¿szego mê¿czyznê. Korsarz stêkn¹³, zachwia³ siê i run¹³ plecami na pod³ogê. Wypuci³ broñ z rozlunionych palców. Han jednak zderzy³ siê plecami z tward¹ posadzk¹ z wiêkszym impetem ni¿ móg³by siê spodziewaæ i si³a uderzenia wypar³a z jego p³uc resztkê powietrza. Zanim oprzytomnia³ i uklêkn¹³, skoczy³ na niego ni¿szy mê¿czyzna. W nastêpnej sekundzie to samo zrobi³ grubas z Tenlossem w miêsistych d³oniach. Han usi³owa³ obróciæ siê i wywin¹æ. Mimo i¿ bardzo siê stara³, dwaj mê¿czyni szybko go obezw³adnili. Wiêkszy i silniejszy postawi³ ciê¿ki but na jego karku i przycisn¹³ twarz Hana do pod³ogi. Odwracaj¹c g³owê, Korelianin zobaczy³ k¹tem oka, ¿e biegn¹ ku niemu Reck i jego karykaturalnie chudy kompan. No dobrze, bohaterze us³ysza³ s³owa ros³ego najemnika. Wstawaj! Czuj¹c, ¿e obuta stopa uwalnia jego kark, Han odetchn¹³. Dopiero teraz zorientowa³ siê, ¿e ma w ustach pe³no krwi. Poczu³ te¿ silny ból w prawej d³oni. Kiedy usi³owa³ wstaæ, pojawi³ siê jeszcze jeden korsarz. Trzymaj¹c odbezpieczony blaster, eskortowa³ Dromê, Elan i Vergere. Znalaz³em tych troje, jak uciekali w pop³ochu zameldowa³, zwracaj¹c siê do Recka. 277
Szukalimy tylko przenonej ³azienki odezwa³ siê dobrodusznie Droma. Nigdy ¿adnej nie ma w pobli¿u, kiedy siê potrzebuje. Reck podszed³ bli¿ej i zacz¹³ siê uwa¿nie przygl¹daæ twarzom wszystkich jeñców. Solo przekona³ siê ze zdumieniem, ¿e najemnik go nie rozpozna³. Mo¿liwe, ¿e by³ zbytnio zajêty przygl¹daniem siê Dromie. Jeste... Rynem? zapyta³ takim tonem, jakby nie by³ tego pewien. Droma zgi¹³ siê w lekkim uk³onie. Niemo¿liwym do znalezienia k¹skiem na licie ka¿dego mieciarza odpar³ beztrosko. Reck zignorowa³ jego uwagê i mru¿¹c oczy, spojrza³ na Vergere. Pokrêci³ g³ow¹. Nie mam najmniejszego pojêcia, kim jeste przyzna³ szczerze. Foshanka postanowi³a pos³aæ mu trwo¿liwe, zawstydzone spojrzenie. Mog³am siê by³a tego domyliæ rzek³a cicho. Reck przeszed³ dalej i z zainteresowaniem zacz¹³ przygl¹daæ siê Elan. Chwilê póniej jego oczy rozszerzy³y siê ze zdumienia i zrozumienia. Umiechn¹³ siê, odwróci³ i skin¹³ na chudego jak szczapa wspólnika. Zakapturzony korsarz podszed³ do niego i postawi³ na pod³odze spory, solidnie wygl¹daj¹cy podró¿ny neseser. Otworzy³ zatrzaski i wyci¹gn¹³ za zje¿ony kark paskudnie wygl¹daj¹ce i jeszcze paskudniej szczerz¹ce ostre k³y stworzenie. Wygl¹da³o jak co poredniego miêdzy ngokiem a quillaratem. Han us³ysza³, jak Elan ze wistem wci¹ga powietrze. Jej oczy rozszerzy³y siê z przera¿enia. Tymczasem chudzielec wyci¹gn¹³ zwierzê, uniós³ na wysokoæ twarzy Elan i pozwoli³, ¿eby j¹ pow¹cha³o. Natychmiast na twarzy kap³anki czole, policzkach, nosie i brodzie zaczê³a siê ³uszczyæ skóra. Odkleja³a siê ca³ymi p³atami od szyi i znika³a w wyciêciu bluzki, któr¹ znalaz³ dla niej Droma. Wreszcie spe³z³a z ca³ego cia³a. Sp³ynê³a po nogach, ukazuj¹c Elan w ca³ej krasie pokrytego tatua¿ami cia³a. Galaretowata masa na pod³odze pop³ynê³a w przeciwleg³y kraniec korytarza. Han ujrza³ k¹tem oka, ¿e zaskoczony Droma otworzy³ i zapomnia³ zamkn¹æ usta. Na twarzy Ryna malowa³o siê bezbrze¿ne zdumienie. Mamy ciê! wykrzykn¹³ rozpromieniony Reck. 278
Skin¹³ na dwóch ludzi, którzy podeszli i chwycili kap³ankê pod rêce. Tymczasem przera¿aj¹ce stworzenie widocznie zorientowa³o siê, ¿e ooglith umyka, bo g³ono parsknê³o i wyrwa³o siê z r¹k poskramiacza. Z wyj¹tkow¹ zaciek³oci¹ puci³o siê w pocig za ¿yj¹c¹ mask¹. Pochwyci³o j¹ d³ugimi i ostrymi jak ig³y zêbami i zaczê³o szarpaæ niczym kawa³ miêsa. Chudy jak tyczka Yuuzhanin pospieszy³ za uciekinierem i znowu chwyci³ go za szczecinê na karku. Nie zwa¿aj¹c na to, ¿e stworzenie dalej trzyma w zêbach rozszarpane kawa³ki ¿ywego ubrania, wepchn¹³ je z powrotem do nesesera i zatrzasn¹³ zamki. Reck nie móg³ chyba byæ bardziej zadowolony. Tak to ju¿ jest z maskuj¹cymi ooglithami powiedzia³, zwracaj¹c siê do zdemaskowanej, obna¿onej Elan. S¹ równie strachliwe jak... Urwa³, a jego spojrzenie zatrzyma³o siê na twarzy Hana. Otworzy³ szerzej oczy. Na jego twarzy odmalowa³a siê mieszanina radosnego zdumienia ze szczypt¹ niepokoju. Han? zapyta³, jakby wci¹¿ jeszcze nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom. Hanie, to ty, prawda? Posiwia³e trochê i przyty³e, ale wszêdzie rozpozna³bym ten ³obuzerski umiech i spojrzenie, którym ³amiesz serca kobiet. Czeæ, Reck odpar³ Solo. Przywódca Brygady Pokoju umiechn¹³ siê szeroko i gestem wskaza³ policzek Hana. Nie przypominam sobie tej blizny powiedzia³. Mog³em kazaæ j¹ usun¹æ, Reck oznajmi³ Korelianin. Chcia³em jednak, by przypomina³a mi, kim naprawdê by³em. Reck chwilê milcza³, jakby nie wiedzia³, o co chodzi. Potem widocznie doszed³ do wniosku, ¿e zrozumia³, bo wybuchn¹³ beztroskim, g³onym miechem. Han Solo... Z niedowierzaniem pokrêci³ g³ow¹ i odwróci³ siê do swoich ludzi. Dacie wiarê? To Han Solo. Zaraz jednak umiech na jego twarzy zmieni³ siê w gniewn¹ minê. Wygl¹da na to, ¿e tobie powierzono opiekê nad tymi dwiema. To niezupe³nie tak by³o, Reck odpar³ Solo. Da³bym g³owê. Najemnik wskaza³ gestem neseser, który trzyma³ teraz chudy Yuuzhanin. Co s¹dzisz o naszym wykrywaczu ooglithów? Powiem ci tylko odpar³ Han ¿e pope³niasz niewiele b³êdów. 279
Reck parskn¹³. Hej, nie pozwalaj¹ mi na to powiedzia³. Czy wiesz, co w tej chwili dzieje siê w przestworzach? zapyta³ Korelianin. Jak mylisz, czy daleko st¹d uciekniesz? Wystarczy, ¿e na pok³ad najbli¿szego okrêtu Yuuzhan odpar³ najemnik. Gdybym by³ na twoim miejscu, zacz¹³bym zastanawiaæ siê, czy nie zacz¹æ okazywaæ lojalnoci komu innemu. Lojalnoci? powtórzy³ Reck, demonstracyjnie okazuj¹c pogardê. A có¿ ona jest warta na wolnym rynku? Rozemia³ siê ponownie, tym razem z wyran¹ drwin¹. Tacy gocie jak ty, Hanie, ³ami¹ mi serce. Najemnicy i szubrawcy, którzy nie maj¹ doæ odwagi, ¿eby przejæ na stronê nieprzyjació³, nagle zaczynaj¹ nazywaæ siebie patriotami. Dobrze wiem, co dzieje siê w przestworzach. Dobrze wiem, kto wygra tê bitwê. Zrobiê wszystko, co w mojej mocy, ¿eby spêdziæ resztê ¿ycia w zdrowiu, szczêciu i pomylnoci. Mówisz jak zdrajca, Reck. I nawet siê nie j¹kam. Han zwalczy³ ochotê rzucenia siê na ³ajdaka i wbicia zdrêtwia³ych palców w jego gard³o. Pamiêtasz Chewbaccê? zapyta³ po chwili, kiedy odzyska³ panowanie nad sob¹. Wookiego? Jasne odrzek³ najemnik. By³ najlepszy z najlepszych. Han prze³kn¹³ linê. Zabili go twoi nowi mocodawcy oznajmi³ z gorycz¹. ci¹gnêli ksiê¿yc na jego g³owê. Reck uniós³ brwi. Wookie przebywa³ wtedy na Sernpidalu? zapyta³. Z cichym wistem wypuci³ powietrze z p³uc i z niedowierzaniem pokrêci³ g³ow¹. Przykro mi z tego powodu, Hanie powiedzia³. Naprawdê. O niczym nie wiedzia³em. Nie mia³em z tamt¹ akcj¹ nic wspólnego. A co z akcj¹ na Atzerri? zapyta³ jadowitym tonem Korelianin. To w³anie tam Roa straci³ ¿onê. Nazywa³a siê Lwyll, mo¿e jeszcze pamiêtasz? Zginê³a w wyniku akcji przeprowadzonej przez twoj¹ Brygadê Pokoju. Roa straci³ tam ¿onê? powtórzy³ Reck, mrugaj¹c powiekami. Energicznie pokrêci³ g³ow¹. Tamta akcja nie mia³a zakoñczyæ siê w taki sposób. 280
Han przewidrowa³ najemnika spojrzeniem, w którym kry³a siê ¿¹dza mordu. Takim stwierdzeniem chcesz zag³uszyæ wyrzuty sumienia? Reck zmarszczy³ brwi. Cz³owiek musi co robiæ, ¿eby zarobiæ. Tym razem Han nie wytrzyma³. Skoczy³ na Recka i zdo³a³ zacisn¹æ d³onie na jego szyi, ale w nastêpnej sekundzie jednak kto obali³ go na pod³ogê. Nie mam nic przeciwko sprzedawczykom, Reck parskn¹³ Solo, wstaj¹c i piorunuj¹c mê¿czyznê spojrzeniem. Gardzê jednak drugorzêdnymi sprzedawczykami. Tacy jak ty hañbi¹ dobre imiê najemnika. Przywódca Brygady Pokoju wyszczerzy³ zêby w pogardliwym umiechu. Wyci¹gn¹³ osobisty komunikator i kciukiem w³¹czy³ urz¹dzenie. Mamy je rzuci³ do mikrofonu. Za chwilê l¹dujemy na pok³adzie statku. Nic ci to nie da us³ysza³ w odpowiedzi cierpk¹ uwagê. Nie mo¿emy od³¹czyæ siê od luzy liniowca. ¯aden system nie dzia³a, nawet silniki napêdu podwietlnego i repulsory. Absolutnie ¿adnej reakcji ze strony dovin basala. Wygl¹da, jakby to drañstwo zapad³o w pi¹czkê. Reck odwróci³ siê jak u¿¹dlony do poskramiacza wykrywacza ooglithów, ale ten tylko wzruszy³ ramionami. Próbowalicie nawi¹zaæ ³¹cznoæ z okrêtem Yuuzhan Vongów? zapyta³ Reck, ponownie zbli¿aj¹c usta do mikrofonu. ¯adnej odpowiedzi. Najemnik zakl¹³ z pasj¹. No, dobrze odezwa³ siê po chwili. Wobec tego zabieram je na pok³ad swojego wahad³owca. Jego rozmówca parskn¹³ ironicznym miechem. Nie masz pojêcia, co siê tu dzieje, Reck powiedzia³. Prawdziwe piek³o. Bêdziesz mia³ wielkie szczêcie, je¿eli w ogóle wylecisz ca³o z hangaru tego liniowca. Czy systemy uzbrojenia s¹ sprawne? Potwierdzam. A zatem oczycisz dla mnie korytarz. Nowa Republika nie odwa¿y mi siê przeszkodziæ, kiedy bêdê mia³ kilka tysiêcy zak³adników na pok³adzie. A gdy dotrê na pok³ad okrêtu Yuuzhan, dopilnujê, ¿ebycie wszyscy do³¹czyli do mnie, cali i zdrowi. 281
Przerwa³ po³¹czenie i otworzy³ usta, ¿eby co dodaæ, ale w bocznej odnodze korytarza pojawi³a siê inna grupa agentów Brygady Pokoju. Wygl¹da³o na to, ¿e wszyscy spiesz¹ ku l¹dowiskom. Dwaj podtrzymywali, a raczej wlekli rannego Rodianina, którym musia³ byæ Capo. Ch³opaki, powinnicie w tej chwili byæ na mostku! rykn¹³ najemnik. To twoja wyprawa, Reck odpar³ najwy¿szy i najsilniejszy. Je¿eli naprawdê chcesz tu zostaæ i wyrzucaæ uchodców w pró¿niê, proszê bardzo. My nie chcemy mieæ z tym nic wspólnego. Wynosimy siê st¹d. Ten, który pierwszy zauwa¿y³ Hana, zacz¹³ unosiæ lufê karabinu rozrywaj¹cego, ale przywódca Brygady Pokoju powstrzyma³ go wyci¹gniêt¹ rêk¹. Odpuæ sobie rozkaza³. Nic nam to nie da, je¿eli bêdziemy walczyli jedni z drugimi. Wracamy do wahad³owców i lecimy do okrêtu Yuuzhan. Han umiechn¹³ siê z przewrotn¹ satysfakcj¹. Przys³owiowy droch w balsamie, hmm, Reck? zakpi³. Najemnik nakaza³ gestem dwóm ludziom, ¿eby zajêli siê Vergere, a sam odwróci³ siê do Korelianina. Wiesz, jako mniej siê przejmujê zagro¿eniem ze strony pilotów myliwców ni¿ tym, czego mogê siê spodziewaæ po tobie. Wyci¹gn¹³ blaster i wymownym ruchem lufy rozkaza³, ¿eby Han skierowa³ siê do otworu pobliskiego szybu transferowego. Droma bez s³owa pod¹¿y³ za nim. Pchniêty w pier luf¹ broni, Han cofa³ siê dopóty, dopóki nie stan¹³ na skraju szybu. Odwróci³ g³owê i wyci¹gn¹³ praw¹ rêkê tak, ¿e znalaz³a siê nad otworem. Nie czujê najl¿ejszego podmuchu oznajmi³ takim tonem, jakby siê skar¿y³. Reck wyszczerzy³ zêby w umiechu. Zawsze by³ z ciebie zabawny goæ, Hanie powiedzia³. Korelianin wzruszy³ ramionami. Wiesz, co siê czasem mówi na temat zemsty zauwa¿y³ tonem swobodnej konwersacji. Podobno najlepsz¹ jest dobry dowcip. Reck zacz¹³ siê zastanawiaæ. Gdybymy siê spotkali w innych okolicznociach odezwa³ siê w koñcu mo¿e popijalibymy razem lodowato zimny gizer. Nie mogê jednak dopuciæ, ¿eby nas ciga³ albo porozumia³ siê ze swoimi 282
kumplami z Nowej Republiki. I tak masz zbyt wiele szczêcia. Zawsze mia³e. Mam niejasne przeczucie, ¿e tym razem mnie opuci³o powiedzieli równoczenie Han i Droma. Reck przeniós³ spojrzenie z twarzy jednego na twarz drugiego, a potem parskn¹³ miechem. Dobrana z was para. Jaka szkoda, ¿e muszê was rozdzieliæ. Uniós³ lufê blastera. Skacz do szybu, Hanie rozkaza³. Nastêpny przystanek: ³adownia. Han g³ono prze³kn¹³ linê. Daj spokój, Reck powiedzia³. Nie musisz tego robiæ. Przypomnij sobie dawne, dobre czasy... Ale¿ wcale ich nie zapomnia³em, drogi przyjacielu. Uniós³ jeszcze wy¿ej lufê broni. Nie daj siê prosiæ, kolego. Nie zmuszaj mnie, ¿ebym ciê zastrzeli³. Han przesun¹³ pas podró¿nej torby. Mia³ nadziejê, ¿e jego baga¿ chocia¿ trochê zamortyzuje impet upadku. Skuli³ siê i wypuci³ z p³uc resztkê powietrza. Zmru¿y³ oczy i spojrza³ na Recka, a potem cofn¹³ siê o krok i run¹³ w przepaæ. Droma przeraliwie jêkn¹³ i zdrêtwia³ z przera¿enia.
283
ROZDZIA£
#
Chocia¿ komandorowie Malik Carr i Tla, taktyk Raff i Harrar przebywali w s¹siedztwie planety Obroa-skai na pok³adzie fasetkowego okrêtu kap³ana, doskonale wiedzieli, co dzieje siê w przestworzach miêdzy Bilbringi a Rubie¿ami. Obraz tocz¹cych siê tam zaciêtych walk przekazywa³ na bie¿¹co sygnalizacyjny villip. Oficer ³¹cznociowiec, pe³ni¹cy s³u¿bê na pok³adzie kanonierki Brygady Pokoju, usi³owa³ kilkakrotnie porozumieæ siê z nami zameldowa³ villip Noma Anora. Nie odpowiedzielimy na wezwania i nie pospieszylimy im z pomoc¹. Za twarz¹ egzekutora, w polu widzenia villipa, widnia³ wycinek obserwacyjnego iluminatora fregaty. W ciemnoci przestworzy za nim rozb³yskiwa³y raz po raz ogniste smugi laserowych strza³ów albo p³omieniste kwiaty pobliskich eksplozji. Coraz czêciej i coraz bli¿ej przelatywa³y têponose nieprzyjacielskie myliwce. Czasami ich piloci wypuszczali olepiaj¹co jasno iskrz¹ce siê kule skupionej energii. Wiêkszoæ pocisków szybko znika³a, poch³aniana przez mikroskopijne czarne dziury; niektóre jednak trafia³y w kad³ub okrêtu. Drgania i wstrz¹sy doprowadza³y do sza³u villipa, wskutek czego przekazywany obraz zanika³ albo przecina³y go faliste linie zak³óceñ. Z ca³ym szacunkiem, komandorze Carr odezwa³ siê Tla. Irytuje mnie, ¿e musimy opuszczaæ sprzymierzeñców w potrzebie. Przyznajê, ¿e podejmuj¹c siê uwolnienia agentek egzekutora Noma Anora, post¹pili lekkomylnie, a nawet bezmylnie. To jednak nie usprawiedliwia naszej bezczynnoci. Co wiêcej, nie podoba mi siê, ¿e nasze okrêty musz¹ skakaæ z miejsca na miejsce, zamiast stawiæ wrogom zdecydowany opór. 284
Harrar stan¹³ dok³adnie naprzeciwko sygnalizacyjnego villipa. Egzekutorze powiedzia³. Czy chodzi o to, ¿e kto móg³by zarzuciæ ci tchórzostwo? Nie w tym rzecz odpar³ Nom Anor. Dobrze wiem, ¿e moje postêpowanie s³u¿y s³usznej sprawie i przyczyni siê do ostatecznego zwyciêstwa. Tla spiorunowa³ go spojrzeniem. Twoje opinie siê nie licz¹, egzekutorze owiadczy³ arogancko. Komandor Malik Carr popatrzy³ na Tlê, a potem odwróci³ siê znów do sygnalizacyjnego villipa. Egzekutorze, czy zrezygnowa³by z dowodzenia, gdyby to mia³o umierzyæ niepokój komandora Tli? zapyta³. Nom Anor uzna³ pomys³ za absurdalny. Nawet ja mam doæ rozumu i wiem, ¿e nie powinienem zamieniaæ mniejszej zniewagi na wiêksz¹ powiedzia³. Do rozmowy przy³¹czy³ siê podw³adny, pe³ni¹cy s³u¿bê na mostku fregaty. Sta³ poza polem widzenia villipa, tote¿ nikt na pok³adzie okrêtu Harrara go nie widzia³. Egzekutorze, jaki nieprzyjacielski statek namierzy³ dovin basala, którego umiecilimy w zdalnie sterowanej kapsule. Na razie dovin basal nie radzi sobie z odpieraniem ataku. Zachowuje siê jak olepiony. Poka¿ mi ten statek za¿¹da³ Nom Anor. Zainstalowany na pok³adzie okrêtu yuuzhañskiego kap³ana odbiorczy villip przekaza³ obraz jasnoszarej jednostki w kszta³cie spodka, która mia³a w przedniej czêci urz¹dzenie wygl¹daj¹ce jak dwie wystaj¹ce ¿uchwy. Odznacza³a siê te¿ wytrzyma³ym pancerzem i uzbrojeniem o niezwyk³ej sile ognia. Villip Noma Anora spojrza³ na taktyka. Bada³ pan przesy³ane przez villipy obrazy z wczeniejszych walk z jednostkami Nowej Republiki powiedzia³. Czy rozpoznaje pan tê jednostkê? Udoskonalony mózg Raffa zabra³ siê do analizowania zapamiêtanych obrazów. Trwa³o to jaki czas; w koñcu taktyk kiwn¹³ g³ow¹. Ten statek bra³ udzia³ w bitwie o Helskê oznajmi³ wszystkim zgromadzonym w orodku dowodzenia i na mostku fregaty. Zosta³ zapamiêtany przez namierzaj¹ce villipy, które pozostawi³ w tamtym miejscu prefekt Dagara. 285
O Helskê? powtórzy³ zdumiony komandor Malik Carr. Rycerze Jedi? zapyta³, zwracaj¹c siê do villipa Noma Anora. Czy mo¿liwe, ¿eby przejrzeli twoje plany? Egzekutor stanowczo pokrêci³ g³ow¹. To ma³o prawdopodobne odrzek³. A je¿eli ten statek naprawdê pilotuj¹ Jedi, s¹ tak poch³oniêci pokonywaniem dovin basala i d¹¿eniem do zwyciêstwa w tej nieistotnej bitwie, ¿e nie uwiadamiaj¹ sobie, o co w niej chodzi. Podporuczniku ci¹gn¹³, zwracaj¹c siê do podw³adnego proszê nie robiæ nic, co mog³oby uratowaæ zdalnie sterowanego dovin basala. Je¿eli za³oga tego statku go zniszczy, proszê poinformowaæ pilotów wszystkich koralowych skoczków, ¿e maj¹ siê zachowywaæ, jakby nagle stracili orientacjê. Do rozmowy wtr¹ci³ siê taktyk Raff. Pragnê przypomnieæ, ¿e unicestwienie dovin basala umo¿liwi za³ogom trzech wahad³owców, które wyl¹dowa³y w hangarze gwiezdnego liniowca, odlot w przestworza... Dovin basal zosta³ zniszczony zameldowa³ podporucznik. Przekazywany przez odbiorczego villipa obraz ukaza³ wszystkim zgromadzonym na pok³adzie okrêtu Harrara nieprzyjacielski statek. Ogl¹dany z boku, bardzo szybko oddala³ siê od unicestwionej kapsu³y. Z hangaru gwiezdnego liniowca wylecia³y trzy wahad³owce oznajmi³ m³odszy oficer, zwracaj¹c siê do Noma Anora. Dwa skry³y siê za kad³ubem pasa¿erskiego statku i skierowa³y ku powierzchni planety. Trzeci obra³ kurs na nasz okrêt. W orodku dowodzenia zapad³a g³ucha cisza. Pierwszy przerwa³ j¹ komandor Malik Carr. Wygl¹da na to, ¿e Brygadzie Pokoju uda³o siê uwolniæ Elan odezwa³ siê beznamiêtnym tonem. Podejrzewam, ¿e chc¹ przekazaæ j¹ w nasze rêce. Ich kanonierka nadal pozostaje z³¹czona z burt¹ liniowca sprzeciwi³ siê Nom Anor. Uwa¿am, ¿e chodzi im tylko o znalezienie bezpiecznego miejsca. O nic wiêcej. Komandor Tla nie potrafi³ ukryæ satysfakcji. Postarajcie siê zrobiæ to dyskretnie odezwa³ siê w koñcu Harrar ale nie dopuæcie, ¿eby wyl¹dowali na pok³adzie waszego okrêtu. A je¿eli rzeczywicie maj¹ kap³ankê Elan na pok³adzie? zaniepokoi³ siê Malik Carr. 286
Harrar przeniós³ spojrzenie na villipa Noma Anora, który udzieli³ mu odpowiedzi. Elan bêdzie wiedzia³a, co robiæ. Droma nie przesta³ jêczeæ, nawet kiedy Han skoñczy³ wspinaæ siê po jego ogonie jak po linie, prze³o¿y³ nogê przez krawêd otworu unieruchomionego szybu transferowego i z wysi³kiem chwytaj¹c powietrze, odczo³ga³ siê na bezpieczn¹ odleg³oæ. Dopiero wtedy Ryn pad³ na kolana i podpieraj¹c siê d³oñmi, zacz¹³ okr¹¿aæ na czworakach zdyszanego Korelianina. Ca³y czas jêcza³ z bólu. Han zaczeka³, a¿ z³apie oddech, a potem podszed³ do niego. Czy mogê ci jako pomóc? zapyta³ wspó³czuj¹co. Tak przyzna³ Ryn, patrz¹c na niego spode ³ba i nie przestaj¹c chlipaæ. Naucz siê spadaæ z wiêkszym wdziêkiem. Naucz siê spadaæ doskonale. Opieraj¹c ciê¿ar cia³a na jednej d³oni, Han usiad³ obok niego na pod³odze i obj¹³ rêkami kolana. £atwo ci mówiæ, skoro masz taki d³ugi ogon. Dla ciebie to drobnostka. Umilk³ na chwilê, ale kiedy nie doczeka³ siê odpowiedzi, wyszczerzy³ zêby w przekornym umiechu. Ocali³e mi ¿ycie, kolego. Nigdy ci tego nie zapomnê. Ryn parskn¹³. Nie mog³em dopuciæ, ¿eby zgin¹³ odpar³ cicho. Jak sam powiedzia³e, jeste zbyt s³awny, ¿eby umieraæ. Lepiej w to uwierz. Korelianin klepn¹³ Dromê po plecach, a potem wsta³ i pomóg³ mu siê podnieæ. Chodmy! Mo¿e ich jeszcze dogonimy. Doprowadzony do rozpaczy Ryn ciê¿ko westchn¹³. Nigdy nie rezygnujesz, prawda? zapyta³. Ogl¹daj¹c siê przez ramiê, Han pos³a³ mu jeden ze swych najbardziej czaruj¹cych umiechów. Dziêki tobie z³apa³em drugi oddech. Nastêpnym razem bêdê o tym pamiêta³ mrukn¹³ Droma. S³ysz¹c, ¿e Ryn kutyka za nim, Korelianin pobieg³ korytarzem do najbli¿szego w³azu, którym mo¿na by³o przedostaæ siê na p³ytê l¹dowiska. Nie musia³ pokonywaæ ca³ej odleg³oci, ¿eby poznaæ smutn¹ prawdê. Ju¿ z daleka zobaczy³, ¿e mechanizm zwalniaj¹cy blokadê zamka zosta³ zniszczony celnym strza³em z blastera. 287
Podbieg³ jednak do wrót luzy i trzasn¹³ d³oni¹ w guzik zwalniaj¹cy blokadê. Jak przypuszcza³, drzwi ani drgnê³y. Zmarszczy³ brwi i odwróci³ siê do zdyszanego Dromy. Reck naprawdê nie pope³nia b³êdów powiedzia³ z odczuciem podziwu. Obaj jak na rozkaz odwrócili siê i ruszyli z powrotem tym samym korytarzem, którym przybiegli. Kilkakrotnie skrêcali w boczne korytarze za ka¿dym razem w prawo a¿ w koñcu znaleli siê przed wrotami innej luzy. Jej mechanizm zosta³ tak¿e stopiony blasterowym strza³em. Wkrótce przekonali siê, ¿e taki sam los spotka³ wszystkie inne blokady zamków drzwi, przez które mo¿na by³o dostaæ siê na l¹dowisko z tej czêci Królowej. W koñcu zatoczyli pe³ny kr¹g i stanêli przed pierwszymi wrotami. Stwierdzili, ¿e w korytarzu unosz¹ siê k³êby dymu, a powietrze jest przesycone przyprawiaj¹cym o md³oci sw¹dem topionej plastali. W grubej p³ycie wrót zarysowa³ siê roz¿arzony pó³okr¹g. Palnik domyli³ siê podniecony Solo. Z³apa³ Dromê za rêkê i wycofali siê na bezpieczn¹ odleg³oæ. Zaczekali, a¿ technik skoñczy pracê. Po kilku minutach ciê¿ki kr¹g z g³onym brzêkiem run¹³ na pod³ogê. Ko³ysz¹c siê z boku na bok, przetoczy³ siê kilka metrów jak gigantyczna moneta, póniej zacz¹³ obracaæ siê w jednym miejscu i w koñcu znieruchomia³. Wskutek ró¿nicy cinieñ z wypalonego otworu wylecia³y na korytarz pasemka siwego dymu. Po kilku nastêpnych minutach przez otwór zaczêli przeskakiwaæ, jeden po drugim, komandosi z doborowego oddzia³u wojsk Nowej Republiki. Wszyscy mieli czarne he³my oraz bojowe kombinezony A/KT i byli uzbrojeni w karabiny typu BlasTech E-15A i rêczne granatniki. Han i Droma wycofali siê do najbli¿szej niszy i zaczekali, a¿ biegn¹cy ¿o³nierze znikn¹ za zakrêtem korytarza. Solo doszed³ do wniosku, ¿e komandosi nie wiedz¹, i¿ wiêkszoæ agentów Brygady Pokoju zdo³a³a odlecieæ z hangaru Królowej. W koñcu Han da³ znak Dromie, ¿eby przeszed³ przez otwór wypalony we wrotach luzy. Chwilê póniej uczyni³ to samo. W przestronnym, podobnym do gigantycznej groty pomieszczeniu sta³ zgrabny szturmowy wahad³owiec, którym przylecieli ¿o³nierze. Obok niego spoczywa³y dwa X-skrzyd³owce eskorty. Pilot jednego z nich w³anie wyskakiwa³ z kabiny. Korelianin podbieg³ do niego i zapyta³, czy przypadkiem nie widzia³, jak z hangaru odlatuj¹ jakie statki. 288
M³ody mê¿czyzna zdj¹³ he³m i potrz¹sn¹³ g³ow¹, aby odgarn¹æ z twarzy d³ugie w³osy. Podobno odlecia³y st¹d trzy wahad³owce, ale ja nie widzia³em ani jednego. Obrzuci³ Hana i Dromê podejrzliwym spojrzeniem. A wy kim jestecie? Han zastanawia³ siê ju¿, jakie nazwisko podaæ, ¿eby pozwolono mu odlecieæ którym myliwcem, kiedy przez magnetyczne pole, dziel¹ce hangar od mroków przestworzy, zacz¹³ wlatywaæ jeszcze jeden statek. Przezroczysta kurtyna roziskrzy³a siê i ust¹pi³a, ¿eby pochwyciæ nowo przyby³y statek w objêcia sztucznego ci¹¿enia. Han przyjrza³ siê dok³adniej i zamar³. Nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom. Dopiero po d³u¿szej chwili uwiadomi³ sobie, ¿e to naprawdê Sokó³. Zniesmaczony Droma parskn¹³ pogardliwym miechem. Popatrz tylko, jakie mieci wpadaj¹ do hangaru Królowej zadrwi³. Han odwróci³ siê, jakby co go u¿¹dli³o. Zmarszczy³ brwi i otworzy³ usta. Hej, tak siê wyra¿asz o moim statku? zapyta³. Droma przeniós³ spojrzenie z twarzy Hana na Soko³a i z powrotem. To twój statek? Nie zadaj¹c sobie trudu udzielania odpowiedzi, Han pospieszy³ na p³ytê l¹dowiska. Sokó³ w³anie osiada³ na wielkich, p³askich talerzach ³ap l¹downiczych. Korelianin czeka³ u stóp sterburtowej rampy, a¿ opadnie do koñca i w otworze w³azu pojawi¹ siê pasa¿erowie. Przygl¹da³ siê, jak po pochylni schodz¹ Luke, Mara i Leia. Tu¿ za nimi toczy³ siê Artoo-Detoo i drepta³ Threepio. Ten ostatni na widok Hana uniós³ z³ociste rêce wysoko nad g³owê. Chcia³ jak najszybciej stan¹æ przed Hanem, ale omal nie potkn¹³ siê i nie stoczy³ po rampie. Dziêki niech bêd¹ stwórcy za to, ¿e pan ¿yje! wykrzykn¹³. Nie wiem, co bym zrobi³, gdyby moje postêpowanie przyczyni³o siê do pañskiej mierci! Odwróci³ siê do partnera. Widzisz, Artoo? zapyta³. Bez wzglêdu na to, jak niewielkie jest prawdopodobieñstwo, zawsze istnieje szansa pokonania przeciwnoci losu! Rozpromieniona Leia podbieg³a, ¿eby porwaæ mê¿a w ramiona, ale Han siê wywin¹³. Czy widzia³a, ¿eby odlatywa³y st¹d jakie wahad³owce, kiedy Sokó³ lecia³ w stronê Królowej? 19 Próba bohatera
289
Leia pokrêci³a g³ow¹. My... Leio, poznaj Dromê przerwa³ jej zniecierpliwiony Han. Poci¹gn¹³ Ryna za rêkê i wepchn¹³ miêdzy siebie a Leiê. Dromo, to moja ¿ona, Leia. Kobieta zamruga³a. Droma? powtórzy³a. Kim jest... Korweta! Han odwróci³ siê do Lukea. Czy odlecia³a? Nie, Hanie odpar³ Skywalker. Ale... Reck leci teraz w kierunku okrêtu istot rasy Yuuzhan Vong przerwa³ mu Solo, spogl¹daj¹c znacz¹co na Dromê. Reck? zapyta³a zupe³nie zdezorientowana Leia. Z Brygady Pokoju odpar³ Han tak szybko, ¿e zabrzmia³o to jak jedno s³owo. Uwolnili uciekinierki. Luke spojrza³ na niego z wyranym zdumieniem. Uciekinierki? Han odwróci³ siê do niego i spojrza³ na stoj¹c¹ nieco z ty³u Marê. By³a blada i sprawia³a wra¿enie bardzo chorej. Korelianin zacisn¹³ d³onie w piêci. Przypomnia³ sobie, co Elan powiedzia³a na temat zarazy, jak¹ zaczêli szerzyæ jej ziomkowie. Nie mam czasu, ¿eby wam to wyjaniaæ. Min¹³ wszystkich i pobieg³ w górê rampy. Droma uniós³ g³owê i spojrza³ na Leiê. Mi³o mi by³o pani¹ poznaæ powiedzia³. W nastêpnej sekundzie puci³ siê ladami Hana. D³ugi, sztywny ogon ko³ysa³ siê z boku na bok za jego plecami. Luke spojrza³ na siostrê. By³o oczywiste, ¿e niczego nie pojmowa³. Hanie, zaczekaj... zacz¹³, ale Leia po³o¿y³a d³oñ na jego ramieniu. Luke, daj spokój rzek³a. Pozwól mu odlecieæ. Spojrza³a w górê rampy. Han i jego wspólnik w³anie znikali w otworze w³azu. Mam przeczucie, ¿e tego potrzebuje. Han przebieg³ ca³¹ drogê do sterowni i z rozpêdu opad³ na fotel pilota. Kiedy w drzwiach stan¹³ Droma, Korelianin gor¹czkowo pstryka³ prze³¹cznikami i przyciska³ guziki. Znasz siê trochê na modelach typu YT-1300? zapyta³, odwracaj¹c g³owê, ale nie odrywaj¹c d³oni od pulpitu kontrolnej konsolety. 290
Kiedy odlatywalimy z Sektora Wspólnego, w naszej karawanie by³o kilka jednostek typu YT-1300 przyzna³ Ryn. Staralimy siê jednak nimi nie che³piæ. Han spiorunowa³ Dromê spojrzeniem i niecierpliwym gestem zachêci³, ¿eby usiad³ w fotelu drugiego pilota. Tym egzemplarzem bêdziesz siê móg³ che³piæ, kolego. Droma niepewnie przeszed³ miêdzy fotelami w drugim rzêdzie i z wahaniem zaj¹³ miejsce w ogromnym fotelu po prawej rêce Hana. Musia³ kiedy siedzieæ na nim prawdziwy wielkolud oznajmi³ z podziwem. Han przerwa³ na chwilê wykonywanie procedur przedstartowych i uniós³ g³owê, ¿eby spojrzeæ na Dromê. Przez chwilê mia³ wra¿enie, ¿e widzi Chewbaccê. Ros³y Wookie siedzia³ wyprostowany jak struna, z³¹czy³ ogromne d³onie pod kosmat¹ g³ow¹ i wyszczerzy³ zêby w szerokim umiechu. Jego ¿ó³tobr¹zowa sieræ z czarnymi koñcami po³yskiwa³a, jakby umyta najlepszym szamponem, a bia³e zêby lni³y jak wypolerowane. W pewnej chwili Chewie odwróci³ g³owê w stronê Hana i zarycza³ tak g³ono i radonie, ze omal nie popêka³y bêbenki w uszach Hana. Potem wybuchn¹³ beztroskim miechem, którego echo rozbrzmia³o chyba po wszystkich zakamarkach frachtowca. Han poczu³, ¿e co ciska go za gard³o; w sercu pojawi³o siê przyjemne ciep³o, a oczy wezbra³y ³zami. Musia³ prze³kn¹æ linê i odchrz¹kn¹æ, zanim zdo³a³ co powiedzieæ. A ¿eby wiedzia³... mrukn¹³, odwracaj¹c siê w stronê iluminatora. Kiedy repulsory unios³y Soko³a nad p³ytê l¹dowiska, a silniki manewrowe odwróci³y i skierowa³y frachtowiec ku przezroczystej zas³onie magnetycznego pola, Droma rozejrza³ siê po sterowni. Jeli dobrze pamiêtam, powiedzia³e, ¿e obracasz siê w gronie bogatych i s³awnych zauwa¿y³. Han parskn¹³ miechem i odchyli³ kciuk, jakby chcia³ pokazaæ co za plecami. Widzia³e tego gocia w p³aszczu, który zosta³ na l¹dowisku? zacz¹³, z trudem powstrzymuj¹c miech. To by³ Luke Skywalker. W oczach Ryna odmalowa³o siê zdumienie. Ten mistrz Jedi? Ten sam przyzna³ Han. A moja ¿ona to Leia Organa. Droma podrapa³ siê po g³owie. 291
Wiêc naprawdê nazywasz siê Han Organa? Solo burkn¹³ zirytowany Korelianin. Han Solo. Widz¹c, ¿e Droma patrzy na niego, doda³: Chcesz powiedzieæ, ¿e nigdy o mnie nie s³ysza³e? Mo¿e i s³ysza³em przyzna³a istota. My, Rynowie, znamy wielu ludzi. Han odetchn¹³ g³êboko i skupi³ ca³¹ uwagê na przelatywaniu przez wrota hangaru Królowej. W przestworzach nadal trwa³a za¿arta bitwa. W ciemnociach krzy¿owa³y siê b³yskawice laserowych strza³ów i rozb³yskiwa³y ogniste kule odleg³ych eksplozji. Najzaciêtsze walki toczy³y siê jednak teraz w wiêkszej odleg³oci od pasa¿erskiego liniowca ni¿ poprzednio. To w³anie tam za³oga jajowatego okrêtu istot rasy Yuuzhan Vong broni³a siê przed zajad³ymi atakami pilotów myliwców Nowej Republiki. W ci¹gu kilku minut kiedy Leia kierowa³a Soko³a ku wrotom hangaru Królowej i l¹dowa³a na permabetonowej p³ycie, korweta Brygady Pokoju zdo³a³a od³¹czyæ siê od burty liniowca. Jej za³oga, usi³uj¹c ukryæ swój okrêt za najwiêksz¹ sporód pobliskich planetoid, wda³a siê w wymianê strza³ów z pilotami czterech X-skrzyd³owców. Miêdzy okrêtem korsarzy a planetoid¹, nad któr¹ unosi³ siê podobny do wietlnego miecza kr¹¿ownik-lotniskowiec Nowej Republiki, piloci gwiezdnych myliwców i koralowych skoczków toczyli zaciête pojedynki. Ustaw identyfikator na poszukiwania wahad³owca klasy Martial firmy Sienar Fleet Systems poleci³ Han, nie przestaj¹c zwiêkszaæ dop³ywu energii do jednostki napêdowej. Droma odnalaz³ identyfikator na pulpicie konsolety i rozpocz¹³ skanowanie. Znalaz³em zameldowa³ niemal natychmiast. Kieruje siê ku okrêtowi Yuuzhan. Solo zacisn¹³ wargi. Dowódcy okrêtu Nowej Republiki byli tak poch³oniêci obserwowaniem losów tocz¹cej siê w przestworzach bitwy, ¿e nie uznali wahad³owca Brygady Pokoju za jednostkê nieprzyjació³. To z pewnoci¹ Reck stwierdzi³. Nigdy go nie dogonimy zauwa¿y³ Droma. Han spojrza³ na niego k¹tem oka. Tak mylisz? zapyta³. Nie s¹d go po wieku, partnerze. Chocia¿ inercyjne t³umiki zosta³y nastawione prawie na maksimum, nag³e przyspieszenie Soko³a prawie przyszpili³o Dromê do oparcia 292
fotela. Zawadiacko przekrzywiony beret spad³ z jego g³owy. Zaskoczony i zdumiony Ryn otworzy³ szeroko oczy i wyda³ chrapliwy okrzyk. Hej... ja! Co to za statek! Co to za licznotka! Han umiechn¹³ siê przekornie. Kiedy z³apiesz oddech, powiedz mi, co dzieje siê z tym wahad³owcem. Nie przestaje zbli¿aæ siê do nieprzyjacielskiego okrêtu odpar³ wci¹¿ jeszcze podniecony Droma. Nagle rozleg³ siê cichy trzask i do ¿ycia obudzi³ siê g³onik komunikatora. Sokole Millenium, tu Thurse. Pani ambasador, o ile pamiêtam, prosi³em, ¿eby trzyma³a siê pani od tego jak najdalej. Ambasador Organa Solo przebywa w tej chwili na pok³adzie Królowej odpar³ Han, zbli¿ywszy usta do mikrofonu urz¹dzenia. To ty, Hanie? Tu Mak Jorlen. Mak! Co ty wyprawiasz, Hanie? cigam nieprzyjacielski wahad³owiec i kogo, kogo Nowa Republika bardzo chcia³aby mieæ znów u siebie odpar³ Korelianin. Kiedy go dopadnê i bêdê wraca³, mo¿e przyda mi siê twoje wsparcie, Mak. Potwierdzam, Sokole Millenium. I cieszê siê, Hanie, ¿e znów jeste z nami. Dopiero teraz czujê, ¿e mamy szansê zwyciê¿yæ. Han poczu³ na sobie spojrzenie Dromy. To staje siê coraz bardziej niezwyk³e mruknê³a istota chyba bardziej do siebie ni¿ Korelianina. Han w³¹czy³ system automatycznego namierzania i uzbroi³ dziobowe czterolufowe dzia³ko Soko³a, które niczym nie ustêpowa³o podobnym systemom uzbrojenia, instalowanym na pok³adach nowoczesnych okrêtów. Spogl¹daj¹c na ekran celowniczego monitora, pochwyci³ uciekaj¹cy wahad³owiec w nitki sieci i zbli¿y³ d³oñ do rêkojeci mechanizmu spustowego. Zamierza³ wystrzeliæ, ale Sokó³ niespodziewanie run¹³ naprzód jak wci¹gniêty przez czarn¹ mikrodziurê. W ostatniej chwili Han trzasn¹³ otwart¹ d³oni¹ w przycisk i w³¹czy³ wsteczny ci¹g silników manewrowych. Nie dopuci, ¿eby frachtowiec roztrzaska³ siê o rufê ciganego statku. Dopiero po sekundzie czy dwóch zorientowa³ siê, ¿e wahad³owiec drastycznie zwolni³ i w³aciwie zacz¹³ dryfowaæ w przestworzach. 293
Wygl¹da to, jakby zderzy³ siê z barier¹ repulsorowego obszaru zauwa¿y³ Solo, gor¹czkowo wprowadzaj¹c poprawki parametrów lotu. Droma kiwn¹³ g³ow¹. Chyba straci³ napêd. Kiedy odleg³oæ miêdzy Soko³em a wahad³owcem zmala³a do kilku kilometrów, Han odpi¹³ zatrzaski ochronnej sieci i wsta³ z fotela. Przejmij stery poleci³ Dromie. Ustaw frachtowiec tak, ¿eby znalaz³ siê blisko jego burty. Pos³u¿ siê promieniem ci¹gaj¹cym, jeli musisz. Ja przygotujê bakburtowy chwytak i rêkaw cumowniczy. Chcesz... wejæ na pok³ad?! wykrzykn¹³ Droma, gapi¹c siê na niego z otwartymi ustami. Yuuzhanie musz¹ wiedzieæ, kto tam jest. Co zamierzasz zrobiæ, je¿eli artylerzyci tamtego okrêtu zaczn¹ nas ostrzeliwaæ? Han spojrza³ przez iluminator. Od nieprzyjacielskiej fregaty dzieli³a ich wci¹¿ jeszcze spora odleg³oæ. Co wiêcej, wszystko wskazywa³o na to, ¿e Yuuzhanie maj¹ sporo k³opotów. W przestworzach wokó³ ich jednostki toczy³a siê najzaciêtsza bitwa. Wygl¹da na to, ¿e muszê siê pospieszyæ mrukn¹³ Solo. Obróci³ siê na piêcie i wybieg³ ze sterowni. Na mostku fregaty Yuuzhan dy¿urowa³ Nom Anor. Przygl¹da³ siê przekazywanemu przez villipa powiêkszonemu obrazowi wahad³owca o obwis³ych skrzyd³ach. Dziêki szybkiej reakcji dovin basala statek zosta³ w porê odepchniêty i obezw³adniony. Do burty unieruchomionej jednostki Brygady Pokoju przybi³ spodek z wystaj¹cymi ¿uchwami ten sam statek, którego za³oga unicestwi³a zdalnie sterowanego dovin basala. Cz³onkowie za³ogi Nom Anor nadal nie wiedzia³, czy byli poród nich jacy Jedi, czy nie zajmowali siê w³anie uwalnianiem kap³anki, porwanej trochê wczeniej przez agentów Brygady Pokoju z pok³adu Królowej. Tymczasem w przestworzach trwa³o dziesi¹tkowanie koralowych skoczków. Osobisty statek komandora Malika Carra by³ tak¿e bezlitonie ostrzeliwany. Dzia³o siê tyle rzeczy równoczenie, ¿e Nom Anor z najwy¿szym trudem móg³ skupiæ uwagê tylko na jednym aspekcie bitwy. Harrar owiadczy³ jednak bardzo dobitnie, ¿e nic nie jest tak wa¿ne jak uniemo¿liwienie przekazania kap³anki z powrotem w rêce Yuuzhan. 294
W pewnej chwili Nom Anor zwróci³ siê do podw³adnego i powiedzia³: Podporuczniku, proszê pozwoliæ, ¿eby za³oga statku Nowej Republiki spêdzi³a jeszcze jaki czas u burty wahad³owca. Nasi wojownicy zaczn¹ cigaæ ich trochê póniej. Musimy ich przekonaæ, ¿e to nie ¿arty, ale nie mo¿emy ich przechwyciæ. Wkrótce ponios¹ mieræ prawie wszyscy pozostali piloci koralowych skoczków, a wówczas nasza ucieczka z pola tej parodii bitwy bêdzie wygl¹da³a bardziej wiarygodnie. Spojrza³ przez iluminator na tocz¹ce siê w przestworzach walki. Chwa³a wam, wojownicy powiedzia³ cicho. Niew¹tpliwie zwraca³ siê do pilotów koralowych skoczków. Ubrany w pró¿niowy kombinezon i uzbrojony w karabin blasterowy, Han przep³yn¹³ przez szerok¹, giêtk¹ rurê, która dziêki energii magnetycznego pola ³¹czy³a bakburtow¹ luzê cumownicz¹ Soko³a ze sterburtowym w³azem wahad³owca. Chwytaj¹c siê umieszczonych wewn¹trz rêkawa metalowych piercieni, Korelianin bardzo szybko pokona³ odleg³oæ dziel¹c¹ obie jednostki. Znieruchomia³ przy w³azie wahad³owca, aby jeszcze raz porozumieæ siê z Drom¹ przez umieszczony w he³mie komunikator. Odpowiedzieli na twoje wezwanie? Nadal cisza powtórzy³ kolejny raz Ryn. Wahad³owiec musia³ zostaæ trafiony, a my tego nie zauwa¿ylimy. Dopilnuj, ¿eby twój skafander pozosta³ szczelny. I powodzenia. Ta-a, dziêki odpar³ Solo. Odbezpieczy³ karabin i wyci¹gn¹³ d³oñ w rêkawicy do zewnêtrznej blokady klapy luzy. Kiedy zamek puci³ i klapa siê odchyli³a, uniós³ karabin na wysokoæ pasa, wszed³ do luzy i uderzy³ w umieszczony wewn¹trz przycisk zamykania klapy. Przekona³ siê jednak, ¿e nikt nie wyszed³ na jego powitanie. Zaczeka³, a¿ komora wype³ni siê powietrzem, a potem w³¹czy³ komunikator i nawi¹za³ ³¹cznoæ z Drom¹. Jestem w rodku zameldowa³. Cinienie, ci¹¿enie i atmosfera w porz¹dku. Wchodzê najpierw do przedzia³u dla pasa¿erów. Z wewnêtrzn¹ klap¹ luzy upora³ siê w podobny sposób jak z zewnêtrzn¹. Wszed³ do rodka. Na p³ytach pok³adu i prawie ka¿dej 295
poziomej powierzchni zauwa¿y³ ziarnist¹ substancjê, która zachrzêci³a pod jego butami. Pochyli³ siê, chwyci³ dwoma palcami szczyptê smolistego osadu i uniós³ do przezroczystej szyby he³mu, by siê lepiej przyjrzeæ. Wszystkie przedmioty pokrywa dziwny czarny nalot oznajmi³ do mikrofonu komunikatora. Wygl¹da jak kruche ³upiny niewielkich orzechów czy co w tym rodzaju. Widzisz gdzie Recka? Han ruszy³ rodkiem pasa¿erskiego przedzia³u w stronê sterowni. Kiedy jednak znalaz³ siê na wysokoci pierwszego rzêdu foteli, wyda³ okrzyk zaskoczenia. W fotelach siedzieli w dziwacznych pozach trzej agenci Brygady Pokoju. Wszyscy mieli potwornie zniekszta³cone twarze, a na piersiach lady krwi, która strumieniami sp³ynê³a z oczu, ust i nosów. Co siê sta³o? zaniepokoi³ siê Droma. Musia³ us³yszeæ krótki okrzyk Hana. Trzej jego kompani nie ¿yj¹ odezwa³ siê Solo. Pojêcia nie mam, co ich zabi³o. Wygl¹da na to, ¿e co rozsadzi³o ich krwionone naczynia. Jeste pewien, ¿e z wahad³owca nie uciek³a atmosfera? zapyta³ coraz bardziej zaniepokojony Droma. Nawet je¿eli uciek³a, jeszcze nigdy czego takiego nie widzia³em. Wstrz¹niêty Han spojrza³ na otwarty w³az dziobowy. Idê teraz do sterowni. Ten sam czarny nalot pokrywa³ nie tylko p³yty pok³adu, ale tak¿e nieruchome cia³a Recka, Capa i chudzielca, w którym Han rozpozna³ Yuuzhanina. Wszyscy mieli koszule i bluzy przesi¹kniête krwi¹. Obok jednego z foteli le¿a³ przewrócony i otwarty neseser zapewne w³asnoæ yuuzhañskiego poskramiacza. Przy neseserze spoczywa³y zw³oki drapie¿nego stworzenia, którego widok tak przerazi³ maskuj¹cego ooglita Elan. Reck równie¿ nie ¿yje oznajmi³ Korelianin. Wszyscy zginêli tak¹ sam¹ mierci¹. Uciekinierki tak¿e? Na razie ich nie widzia³em odpar³ Han. Mo¿e s¹ w ³adowni. Spojrza³ ostatni raz na Recka. No, to koniec z tob¹ mrukn¹³ do siebie. Odwróci³ siê, przeszed³ przez przedzia³ dla pasa¿erów i uderzy³ otwart¹ d³oni¹ w guzik mechanizmu otwieraj¹cego wrota ³adowni. 296
Znalaz³em je poinformowa³ Dromê, jeszcze zanim ciê¿ka p³yta schowa³a siê w cianie. Na kratowanych p³ytach pok³adu du¿ego i pustego pomieszczenia le¿a³y Elan i Vergere. Sprawia³y wra¿enie nieprzytomnych, ale oddycha³y, a na ich ubraniach nie by³o widaæ ladów krwi. Rozgl¹daj¹c siê po ³adowni, Han nie dostrzeg³ ani jednej czarnej ³upiny. Pochyli³ siê nad kap³ank¹, ostro¿nie wsun¹³ rêkê pod jej plecy i najdelikatniej jak umia³ uniós³ Yuuzhankê w powietrze. W pewnej chwili Elan zamruga³a i otworzy³a b³êkitne oczy. Na widok Hana odmalowa³o siê w nich przera¿enie. Cicho krzyknê³a i zaczê³a wymachiwaæ rêkami. Jej okrzyk musia³ obudziæ Vergere, która tak¿e zaczê³a dawaæ oznaki ¿ycia. Korelianin w³¹czy³ g³onik he³mu pró¿niowego kombinezonu. To ja, Han! powiedzia³ ³agodnym tonem. Elan zaczê³a siê odprê¿aæ. Wygl¹da³a jednak, jakby niezupe³nie oprzytomnia³a. Naszpikowali nas narkotykami oznajmi³a niepewnie. Potem, jakby sobie co przypomnia³a, niespokojnie rozejrza³a siê po ³adowni. Gdzie oni s¹? zapyta³a. Co siê sta³o? Dlaczego jeste ubrany w pró¿niowy kombinezon? Han postawi³ j¹ ostro¿nie na kwadratowych p³ytach pok³adu i podtrzymuj¹c, poprowadzi³ do przedzia³u dla pasa¿erów. Zaledwie jednak kap³anka wesz³a na chrzêszcz¹ce czarne ³upiny, wyda³a okrzyk przera¿enia i stanê³a jak skamienia³a. Botousy! wykrzyknê³a. Han uzna³, ¿e to s³owo yuuzhañskie. Biologiczna broñ! rodek zatruwaj¹cy powietrze! To czarne na p³ytach pok³adu to bo... jak mówi³a? zdziwi³ siê Solo. Elan pokrêci³a g³ow¹. To pozosta³oæ po botousach wyjani³a. Nieszkodliwe szcz¹tki. Wskaza³a pierwszy rz¹d foteli. Zabi³o ich zatrute powietrze, którym oddychali. Z rufowej ³adowni wysz³a Vergere. Ona tak¿e nie potrafi³a powstrzymaæ okrzyku przera¿enia. Zginêli wszyscy oprócz was wyjani³ Korelianin. Kap³anka skierowa³a na niego szeroko otwarte oczy. Ale kto to zrobi³? zapyta³a. Sam chcia³bym to wiedzieæ odpar³ Solo. Czy mo¿liwe, ¿eby agenci Brygady Pokoju ca³y czas mieli to... wiñstwo na pok³adzie? 297
Tak, to niewykluczone przyzna³a Yuuzhanka. Mieli dovin basala i wykrywacza ooglithów. Prawdopodobnie mieli tak¿e botousy. Spojrza³a na Hana. Zapewne zamierzali u¿yæ ich przeciwko pasa¿erom liniowca. Dlaczego wam nie sta³o siê nic z³ego? zainteresowa³ siê Korelianin. Zanim wystartowali z hangaru Królowej, zamknêli nas w pomieszczeniu, gdzie nas znalelicie rzek³a Elan. Wytrzyma³a si³ê jego spojrzenia. A zreszt¹, tak czy owak doda³a my, Yuuzhanie, uodpornilimy siê na oddzia³ywanie botousów. Han pokiwa³ nieobowi¹zuj¹co g³ow¹ i wcisn¹³ brod¹ guzik komunikatora. Dromo, zaczekaj na mnie pod drzwiami luzy poleci³. Zabieram je na pok³ad Soko³a. Lepiej siê pospiesz ostrzeg³ go Ryn. Tamten okrêt leci prosto na nas!
298
ROZDZIA£
$
Wystrzeliwane z wyrzutni yuuzhañskiej fregaty pociski rozbija³y siê o ochronne pola i eksplodowa³y ze wszystkich stron blisko kad³uba, ale Sokó³ Millenium lecia³ szybko ku wci¹¿ jeszcze unieruchomionemu liniowcowi. Kapitan kr¹¿ownika-lotniskowca Thurse Nowej Republiki dotrzyma³ obietnicy. Z luf g³ównych baterii jego okrêtu lecia³y raz po raz ku nieprzyjacielskiej fregacie olepiaj¹ce b³yskawice turbolaserowych strza³ów. Wygl¹da³o jednak na to, ¿e nie wyrz¹dzaj¹ jej ¿adnej szkody. Chcesz powiedzieæ, ¿e przeskoczyli tak¹ odleg³oæ w ci¹gu sekundy? wrzasn¹³ Han, odwróciwszy g³owê w stronê Dromy. Zwija³ siê jak w ukropie, ¿eby nie daæ siê trafiæ i utrzymaæ frachtowiec choæby w przybli¿eniu na dotychczasowym kursie. W³anie to usi³ujê ci powiedzieæ! odkrzykn¹³ nie mniej przera¿ony Ryn. W jednej sekundzie byli bardzo daleko, a w nastêpnej praktycznie spadli nam na karki! Han nie przestawa³ przebieraæ palcami obu r¹k po pulpicie kontrolnej konsolety. Zmieñ konfiguracjê rufowego deflektora! poleci³ w pewnej chwili. Je¿eli nie mo¿emy im uciec, przynajmniej postarajmy siê nie daæ trafiæ! Odwróci³ g³owê i spojrza³ ponad ramieniem na Elan i Vergere. Idcie do dziobowej wietlicy i usi¹dcie na amortyzuj¹cym przeci¹¿enia tapczanie. Droma zaczeka³, a¿ obie wyjd¹, a potem odwróci³ siê do Hana: Vergere nie jest istot¹ spoza naszej galaktyki oznajmi³ cicho. Nie wiem, do jakiej nale¿y rasy, ale z pewnoci¹ widzia³em kiedy jej pobratymców. 299
Han rzuci³ mu zdumione spojrzenie. Co chcesz przez to powiedzieæ? spyta³. Mylisz, ¿e to oszustka? Droma wzruszy³ ramionami. Nie jestem tego pewien odrzek³. Uwa¿am jednak, ¿e te dwie do siebie nie pasuj¹. Nie ufasz im? A ty? Han zastanawia³ siê chwilê nad odpowiedzi¹, ale w koñcu pokrêci³ g³ow¹. Co mi nie daje spokoju powiedzia³. Dlaczego Yuuzhanie mieliby wysy³aæ okrêt z zadaniem wspierania poczynañ agentów Brygady Pokoju? Je¿eli wiedzieli, ¿e Elan podró¿uje na pok³adzie Królowej, powinni byli sami przeprowadziæ ca³¹ akcjê. Nawet gdyby naprawdê na pok³adzie wahad³owca mia³a miejsce nieprzewidziana eksplozja biologicznej broni istot rasy Yuuzhan Vong, to jeszcze nie t³umaczy, dlaczego statek Brygady Pokoju zwolni³ tak nagle, jakby odepchnê³o go repulsorowe pole. Mo¿e Yuuzhanie celowo go unieruchomili zasugerowa³ Droma. Han zacisn¹³ wargi w w¹sk¹ liniê. Myla³em dok³adnie o tym samym przyzna³. Pamiêtasz, jak jeden z ludzi Recka zameldowa³, ¿e korweta jest niesprawna? ¯e nie mog¹ od³¹czyæ siê od luzy Królowej? Droma kiwn¹³ g³ow¹. Korweta wyszarpnê³a liniowiec z nadprzestrzeni, ale gdy przysz³o co do czego, nie mog³a oderwaæ siê od jego burty podsumowa³. To rzeczywicie bardzo dziwne. Mo¿na wyjaniæ to tylko w jeden sposób oznajmi³ Korelianin. Yuuzhanie umiecili na pok³adzie korwety dovin basala, ale potem rozkazali mu, ¿eby uniemo¿liwi³ odlot statku w przestworza. Kad³ub Soko³a nagle zadr¿a³. Widocznie w ochronne pole trafi³ jeszcze jeden pocisk. Han i Droma skulili siê na fotelach i zmru¿yli oczy. Stwierdzili jednak, ¿e dziesi¹tki innych pocisków przelatuj¹ za iluminatorami po stronie sterburty i bakburty, nie wyrz¹dzaj¹c frachtowcowi ¿adnej szkody. Kusi mnie, ¿eby sprawdziæ, co siê stanie, je¿eli przestaniemy wykonywaæ uniki odezwa³ siê Solo. Mam nadziejê, ¿e potrafisz zwalczyæ tê pokusê odpar³ nie na ¿arty zaniepokojony Droma. 300
Walczy³em ju¿ przedtem z istotami rasy Yuuzhan Vong mrukn¹³ ponuro Han. Stoczy³em z nimi kilka pojedynków. Z dowiadczenia wiem, ¿e umiej¹ wietnie mierzyæ. Bardzo rzadko zdarza siê im nie trafiaæ do celu. Tymczasem nasi przeladowcy zachowuj¹ siê, jakby za wszelk¹ cenê tylko bardzo starali siê nas przekonaæ, ¿e zale¿y im na odzyskaniu zguby... Podczas gdy w rzeczywistoci chc¹, ¿eby Elan i Vergere pozosta³y tam, gdzie s¹ dokoñczy³ Droma. Han umiechn¹³ siê do siebie i potar³ zaroniêty policzek. Tylko dlaczego mia³oby im na tym zale¿eæ? zapyta³ po chwili. To co, co siê jeszcze nie objawi³o zasugerowa³ Droma. Pamiêtasz tamt¹ Królow¹ Powietrza i Ciemnoci? Han spojrza³ na niego spode ³ba. Nie pok³adam zaufania w kartach i nie wierzê w karciane wró¿by. Droma wzruszy³ ramionami. Czy¿by? zapyta³. Przygl¹da³em siê, jak gra³e w sabaka, i móg³bym przysi¹c, ¿e to nieprawda. Han umilk³ na kilka chwil. Póniej, jakby nagle co postanowi³, siêgn¹³ do podró¿nej torby i wyj¹³ kaburê z blasterem. Wsta³ i zapi¹³ sprz¹czkê pasa, a potem pochyli³ siê i owi¹za³ rzemienie wokó³ uda. Przejmij stery poleci³ Dromie. Przeszed³ do dziobowej wietlicy, dok¹d wys³a³ Elan i Vergere. Obie istoty siedzia³y obok siebie na amortyzuj¹cym przeci¹¿enia tapczanie. Nie mo¿emy umkn¹æ temu okrêtowi? zapyta³a niewinnym tonem Elan. Zapewne pragnê³a wywrzeæ wra¿enie, ¿e tego nie wie. Wygl¹da na to, ¿e nie odpar³ Solo. Przypuszczam jednak, ¿e twoim ziomkom bardzo zale¿y na tym, abymy myleli, ¿e jednak im ucieklimy. M³oda Yuuzhanka otworzy³a szerzej oczy i rzuci³a mu pytaj¹ce spojrzenie. Chcê powiedzieæ, ¿e chyba zaczynam dochodziæ do ciekawego wniosku ci¹gn¹³ Korelianin. Wygl¹da na to, ¿e nie zale¿y im na twoim powrocie. To wszystko zreszt¹... twoja ucieczka, a mo¿e nawet i ta bitwa... jest czêci¹ skomplikowanego planu, który zrodzi³ siê w mózgach twoich prze³o¿onych. Nie obchodzi ciê, ¿e mam wa¿ne informacje dla rycerzy Jedi? odpar³a Elan takim tonem, jakby chcia³a przyprawiæ rozmówcê 301
o wyrzuty sumienia. Okazywa³a zaniepokojenie, mimo i¿ bardzo stara³a siê panowaæ nad nerwami. Drêczony niepewnoci¹ Han zacz¹³ przechadzaæ siê przed tapczanem. Sam nie wiem, co o tym myleæ wyzna³ w pewnej chwili. Przystan¹³ przed tapczanem i spojrza³ na obie obce istoty. Mylê, ¿e powinienem was zabraæ na pok³ad Królowej i pozwoliæ, ¿eby o waszym losie zdecydowa³ mistrz Jedi, Luke Skywalker. O tak odpar³a z przekonaniem Elan. To bardzo dobre rozwi¹zanie. Kiedy do Hana dotar³y jej s³owa, uderzy³ go wyraz nag³ego olnienia, jaki na chwilê pojawi³ siê na egzotycznej twarzy Vergere. Masz racjê odezwa³ siê w koñcu. Chyba jestem przesadnie podejrzliwy. Odwróci³ siê udaj¹c, ¿e zamierza udaæ siê z powrotem do sterowni. Potem, jakby nagle o czym sobie przypomnia³, przystan¹³ w drzwiach wietlicy i zapyta³: Pamiêtasz stworzenie, które rozszarpa³o twojego ooglitha, kiedy jeszcze przebywa³a na pok³adzie Królowej? Czy jego poskramiaczem musi byæ istota rasy Yuuzhan Vong? Zwierzê nie bêdzie s³ucha³o rozkazów nikogo innego? Tylko istota rasy Yuuzhan Vong potwierdzi³a kap³anka. Korelianin zauwa¿y³, ¿e napiê³a miênie, ale trwa³o to tylko chwilê. Powiedzia³a, ¿e Yuuzhanie uodpornili siê na dzia³anie biologicznej broni, która wymknê³a siê spod kontroli na pok³adzie tamtego wahad³owca. Zabrzmia³o to jak oskar¿enie. Na twarzy Elan odmalowa³a siê nienawiæ, ale kap³anka kiwnê³a g³ow¹. Han wyszczerzy³ zêby w umiechu pe³nym satysfakcji. Przypomnia³a sobie, ¿e kiedy wszed³em do tamtej sterowni, znalaz³em martwego pogromcê, prawda? zapyta³. Pogromca by³ Yuuzhanem. A zatem to ty musia³a pos³u¿yæ siê t¹ broni¹. Przedtem jednak zamknê³ycie siê w ³adowni. Upewni³a siê, ¿e bêdziecie tam bezpieczne. A kiedy trucizna rozproszy³a siê po ca³ym pok³adzie i mog³a to zrobiæ bez obawy o w³asne ¿ycie, wysz³a i przewróci³a neseser poskramiacza. Chcia³a, ¿eby wszystko wygl¹da³o jak najbardziej naturalnie. Wiedzia³a, ¿e zwrócê na to uwagê. Nikt nie naszpikowa³ ciê narkotykami, siostro. Bardzo przekonuj¹co odegra³a swoj¹ rolê. 302
Spowa¿nia³ i zacisn¹³ usta w cienk¹ liniê, a potem zwróci³ g³owê w stronê drzwi wychodz¹cych na sterburtow¹ czêæ biegn¹cego ³ukiem korytarza. Dromo, s³yszysz mnie? zawo³a³. Zawróæ statek! Obierz kurs na cigaj¹cy nas okrêt Yuuzhan! Chocia¿ mia³o do pokonania spor¹ odleg³oæ, pe³ne niedowierzania pytanie Ryna: Co takiego?! rozleg³o siê ca³kiem wyranie. S³ysza³e, co powiedzia³em! odkrzykn¹³ Solo. Jeli siê nie mylê, nie trafi nas ani jeden pocisk. Wyci¹gn¹³ blaster i wymownym ruchem lufy rozkaza³ Elan i Vergere wstaæ z tapczana. Nie zamierzam siê z wami cackaæ oznajmi³ lodowatym tonem. Pope³niasz wielki b³¹d ostrzeg³a go kap³anka. Nie pierwszy i nie ostatni raz w ¿yciu, siostro burkn¹³ Korelianin. Wstawajcie i w drogê! Ruchem lufy poleci³, ¿eby wysz³y na bakburtow¹ czêæ biegn¹cego po obwodzie Soko³a korytarza, a potem eskortowa³ obie istoty do ha³aliwego przedzia³u rufowego. Kaza³ im stan¹æ obok szybu, w którym kiedy mieci³ siê towarowy dwig. Po obu jego stronach wciniête miêdzy pok³ady a rury z ch³odziwem pomrukuj¹cego reaktora mieci³y siê kapsu³y ratunkowe. Przestronne, supernowoczesne sp³aszczone kule mia³y podkrelaæ status Soko³a jako statku rodzinnego. Wystrzeliwa³o siê je przez umieszczone w spodniej czêci kad³uba luzy, dokonuj¹c eksplozji specjalnych ³adunków wybuchowych. Wewn¹trz ka¿dej znajdowa³y siê rozmaite udogodnienia: wycie³ane i amortyzuj¹ce przeci¹¿enia tapczany, zestawy skomplikowanych sensorów i pró¿niowe kombinezony. By³ tak¿e automatycznie w³¹czaj¹cy siê nadajnik sygna³u namiarowego, mechanizmy kontrolne i steruj¹ce silniczków manewrowych oraz umo¿liwiaj¹cych miêkkie l¹dowanie repulsorów. Rzecz jasna, nie zapomniano o racjach ¿ywnociowych, które mog³y zapewniæ przetrwanie na jaki czas dwóm albo nawet trzem osobom. Han zastanawia³ siê, czy nie zamkn¹æ oszustek w takiej kapsule i tam przetrzymaæ, ale szybko zmieni³ zdanie. W porê sobie przypomnia³, ¿e mog³yby zatruæ pomieszczenia Soko³a w taki sam sposób, jak zatru³y atmosferê wahad³owca Recka. Podszed³ do jednej z bakburtowych kapsu³ i uderzy³ piêci¹ w guzik umo¿liwiaj¹cy otwarcie klapy w³azu. Kiedy rozchyli³y siê du¿e p³atki przes³ony têczówkowej, gestem da³ znak, ¿eby obce istoty wesz³y do rodka. 303
Wracacie tam, sk¹d przylecia³ycie, moje damy oznajmi³ stanowczo. Odsy³am was z etykiet¹ Zwrot do nadawcy. Popar³ polecenie wymownym ruchem lufy blastera. Elan zgrabnie przeskoczy³a przez próg otwartego w³azu. Zanim jednak w jej lady posz³a Vergere, kap³anka niespodziewanie odwróci³a siê i chwyci³a Hana za obie rêce jednoczenie. Szarpnê³a ku sobie tak silnie, ¿e Korelianin wpad³ g³ow¹ naprzód do kapsu³y. Mimo to Elan nie puci³a go, a¿ uderzy³ czo³em w wycie³an¹ zaokr¹glon¹ cianê. Dopiero wtedy odwróci³a siê i id¹c ty³em, wycofa³a siê w stronê okr¹g³ego otworu. Han potrz¹sn¹³ g³ow¹. Usi³owa³ odzyskaæ ostroæ spojrzenia. Uniós³ blaster i przycisn¹³ guzik spustowy, ale uwiadomi³ sobie, ¿e nie na³adowa³ zasobnika. Wpatruj¹c siê w os³upieniu w bezu¿yteczn¹ broñ, otworzy³ usta i zapomnia³ je zamkn¹æ. Co za brak rozwagi zadrwi³a Elan. Nie przestawa³a wycofywaæ siê w stronê otworu. Nie martw siê jednak. Z przyjemnoci¹ wybawiê ciê z tej opresji. Hmm? wymamrota³ oszo³omiony Solo. Na twarzy kap³anki pojawi³ siê z³oliwy umiech. Jeden wydech dla ciebie i pozostanie jeszcze jeden dla Jedi rzek³a. G³êboko oddychaj... Hanie. Ostatnie s³owo wypowiedzia³a z nieskrywan¹ nienawici¹. Przykucnê³a, gotowa przeskoczyæ przez próg w³azu. Nabra³a powietrza i gwa³townie wyrzuci³a z p³uc prawie wszystko, co w nich mia³a. Potem odwróci³a siê i chcia³a wyskoczyæ z kapsu³y. U³amek sekundy wczeniej jednak ostrzeliwany Sokó³ skrêci³ ostro na sterburtê i p³atki têczówkowej przys³ony zaczê³y siê zamykaæ. Han run¹³ na plecy z takim impetem, ¿e si³a uderzenia wypar³a z jego p³uc resztkê powietrza. Na kilka sekund chyba straci³ zdolnoæ oddychania. Widzia³ jednak, jak Elan zderza siê z klap¹ w³azu i niczym odbita pi³ka pada na pod³ogê kapsu³y. Natychmiast zerwa³a siê na równe nogi i rozpaczliwie próbowa³a zmusiæ w³az do otwarcia. Potem zacisnê³a d³onie w piêci i z ca³ej si³y zaczê³a waliæ w iluminator. Cofnê³a siê i jak prawdziwa mistrzyni wymierzy³a mu silny cios stop¹. Kiedy to nie pomog³o, napar³a ca³ym cia³em. Kilka razy zaatakowa³a barkiem przezroczyst¹ p³ytê, ale wszystko na pró¿no. Oszo³omiony i obola³y Han wci¹¿ nie móg³ znaleæ w sobie doæ si³y, aby zaczerpn¹æ tchu. Nagle us³ysza³, jak czyj g³os mówi: Zatrute powietrze. Pokrêci³ g³ow¹. Nie by³ pewien, kto siê odezwa³ ani czy rzeczywicie us³ysza³ jakie s³owa. Mo¿e tylko pomyla³ 304
o nich albo przypomnia³ sobie co, co mia³o jaki zwi¹zek z tym, co zaobserwowa³ na pok³adzie wahad³owca Brygady Pokoju? Dzia³aj¹c podwiadomie, wyci¹gn¹³ rêkê do pasa i pochwyci³ uczepiony tam futera³ z zestawem narzêdzi. Przebieraj¹c drêtwiej¹cymi palcami, wyci¹gn¹³ aparat umo¿liwiaj¹cy oddychanie. Spojrza³ na dwie ma³e butle ze sprê¿onym powietrzem, odgryz³ p³aski koniec ustnika i zacisn¹³ wargi wokó³ otworu. Poczu³, jak o¿ywczy gaz zaczyna wype³niaæ jego p³uca. Spogl¹daj¹c przez iluminator, zauwa¿y³ Vergere. Widzia³ j¹ jednak tak krótko, ¿e nie móg³by powiedzieæ, czy podobna do ptaka istota stara siê otworzyæ w³az, czy mo¿e nie dopuciæ do otwarcia. Tymczasem Elan odskoczy³a od klapy w³azu. Mia³a mocno zaciniête wargi, a na jej przera¿onej twarzy pojawi³y siê czerwone plamy. Spojrza³a na Hana i rzuci³a siê na niego, jakby chcia³a go z³apaæ. Korelianin jednak uskoczy³ w bok i jeszcze podstawi³ jej nogê. Yuuzhanka potknê³a siê i runê³a na pod³ogê. Podpar³a siê na d³oniach i kolanach i rzuci³a mu mciwe spojrzenie. Zdawaæ by siê mog³o, ¿e przeklina go ka¿d¹ komórk¹ cia³a. W koñcu otworzy³a usta i nabra³a powietrza. Cia³o Elen zesztywnia³o. Kap³anka zakrztusi³a siê i rozkaszla³a. Z ust pop³ynê³a krew; chwilê póniej strumyczki krwi zaczê³y s¹czyæ siê z oczu, uszu i nosa. Istota unios³a g³owê, a z jej gard³a wydar³ siê chrapliwy jêk bólu. Han zacisn¹³ jeszcze mocniej wargi wokó³ ustnika i wycofa³ siê w przeciwleg³y k¹t kapsu³y. Przycisn¹³ plecy do zaokr¹glonej ciany i spojrza³ w inn¹ stronê. Uwiadomi³ sobie, ¿e widzi przed oczami ciemne plamy. Pomyla³, ¿e za chwilê zemdleje. Zauwa¿y³ jednak, ¿e plamy skupiaj¹ siê i rosn¹... a potem rozbiegaj¹ po ca³ej kapsule. Spojrza³ w dó³ i zauwa¿y³, ¿e zrodzone z truj¹cego oddechu Elan stworzenia pe³zaj¹ po jego ubraniu. Nie móg³ powstrzymaæ okrzyku obrzydzenia. Odklei³ plecy od ciany i potykaj¹c siê co krok, pokutyka³ do otworu w³azu. Stan¹³ tam, opar³ siê lew¹ d³oni¹ o cianê, a nasad¹ prawej uderzy³ w guzik zwalniaj¹cy blokadê klapy. Ogarniêty panik¹, rzuci³ siê do komunikatora kapsu³y, ale przekona³ siê, ¿e urz¹dzenie nie dzia³a. Zapewne uleg³o uszkodzeniu, kiedy jaki wystrzelony z pok³adu okrêtu Yuuzhan pocisk przedar³ siê przez os³abione pola ochronne i eksplodowa³ w pobli¿u rufowej sekcji kad³uba. Han gor¹czkowo zacz¹³ zgarniaæ z ubrania roj¹ce siê stworzenia. Ilekroæ stawia³ stopê, mia¿d¿y³ z chrzêstem dziesi¹tki, a mo¿e nawet setki robali. 20 Próba bohatera
305
Nagle rozleg³ siê ostrzegawczy pisk z aparatu umo¿liwiaj¹cego oddychanie. Han zrozumia³, ¿e w zbiornikach koñczy siê powietrze. Czuj¹c, ¿e jego oczy wychodz¹ z orbit, zacz¹³ waliæ piêciami to w przycisk blokady, to w szybê iluminatora. Chwyta³ w³anie resztkê powietrza, kiedy p³atki têczówkowej przys³ony zaczê³y siê rozchylaæ. Nie zamierza³ traciæ ani u³amka sekundy. Skoczy³ i niczym wystrzelony pocisk przelecia³ g³ow¹ naprzód ponad progiem w³azu. W porê wyci¹gn¹³ rêce, ¿eby nie rozbiæ g³owy o ¿ebrowane p³yty pok³adu rufowego przedzia³u Soko³a. £apczywie chwytaj¹c powietrze, uniós³ g³owê i zobaczy³... Dromê. Ryn sta³ nad nim z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Dlaczego tu przyszed³e? zapyta³ Han w przerwie miêdzy jednym a drugim spazmatycznym oddechem. Mia³em przeczucie odpar³ powa¿nie Droma. Han wskaza³ otwart¹ kapsu³ê. Z trudem móg³ unieæ rêkê. Robale... Droma pod¹¿y³ spojrzeniem za jego gestem. Zobaczy³ zakrwawione zw³oki Elan i zdrêtwia³. Skoczy³ i zamkn¹³ w³az, a potem wszystkimi koñczynami zacz¹³ mia¿d¿yæ stworzenia, którym uda³o siê wydostaæ z kapsu³y. Zdumiony Han zauwa¿y³, ¿e po chwili robaki, które zosta³y na jego ubraniu, skurczy³y siê i zmieni³y w czarne p³atki czy ³upiny, a potem lekko niczym piórka spoczê³y na p³ytach pok³adu. Podczo³ga³ siê do grodzi i usiad³, opieraj¹c plecami o metalow¹ p³ytê. Grzbietem d³oni otar³ spocone czo³o. Ju¿ drugi raz ratujesz mi ¿ycie powiedzia³, patrz¹c na Ryna. Dopiszê to do twojego rachunku obieca³ zdyszany Droma. Nagle statkiem zatrzês³a si³a kolejnej eksplozji. Na korytarzu co zagrzechota³o. Han natychmiast oprzytomnia³. Gdzie Vergere? zapyta³, rozgl¹daj¹c siê po ca³ym pomieszczeniu. Ryn wyjrza³ na korytarz, ale pokrêci³ g³ow¹. Wracaj do sterowni poleci³ Solo. Sam spróbujê j¹ odnaleæ. Kolejny silny wstrz¹s sprawi³, ¿e frachtowiec prawie stan¹³ dêba. Ze sterburtowej czêci ³ukowato zakrêcaj¹cego korytarza wypad³a powierniczka Elan. Zderzy³a siê z Hanem, który w³anie zrywa³ siê na równe nogi. Si³a uderzenia przetoczy³a Korelianina po zamkniêtych p³atkach klapy w³azu i rzuci³a na przycisk zwalniaj¹cy blokadê. Przes³ona têczówkowa zaczê³a siê otwieraæ i z kapsu³y 306
wydosta³o siê jeszcze kilka czarnych robali. Kilka nawet uczepi³o siê koszuli Hana. Solo odskoczy³ i wyda³ zduszony okrzyk, a potem, pokonuj¹c obrzydzenie, zacz¹³ odrywaæ je i rzucaæ na p³yty pok³adu. Kiedy przypomnia³ sobie o Vergere, istota sta³a porodku przedzia³u rufowego. Roz³o¿y³a rêce na boki i rozstawi³a zginaj¹ce siê w odwrotna stronê chude nogi. Wygl¹da³a, jakby przygotowywa³a siê do walki. Chyba nie jeste samobójczyni¹? ostrzeg³ j¹ Korelianin. Kolejny pocisk przedar³ siê przez s³abn¹ce os³ony frachtowca. Tym razem kad³ub statku przeniknê³o spazmatyczne dr¿enie. Z g³onika umieszczonego na cianie interkomu dolecia³ p³aczliwy g³os Dromy. Hanie, jeste pewien, ¿e Yuuzhanie naprawdê nie chc¹ ich odzyskaæ? Bardzo przekonuj¹co staraj¹ siê nas przekonaæ, ¿e jest inaczej! Han nie spuszcza³ spojrzenia z Vergere. Przyj¹³ tak¹ pozycjê, jakby tak¿e szykowa³ siê do walki. Bêd¹ musieli zadowoliæ siê po³ow¹ zguby mrukn¹³ do siebie. Vergere wyci¹gnê³a ku niemu praw¹ rêkê i pokaza³a plastikowy pojemnik do picia w kszta³cie gruszki. Musia³a go zabraæ, kiedy przebiega³a obok kuchni. cisnê³a go i nagle przy³o¿y³a wylot do prawego oka. Wygl¹da³o to, jakby chcia³a wci¹gn¹æ do rodka ³zy, które zaczyna³y siê tam gromadziæ. Han rzuci³ siê ku niej, ale Vergere odskoczy³a tak daleko, ¿e jej nie zdo³a³ z³apaæ! Istota podskoczy³a i obróci³a siê w locie, tak ¿e wpad³a do kapsu³y. Solo chcia³ wskoczyæ za ni¹, ale po kolejnym uniku Dromy frachtowiec zanurkowa³. Han przelecia³ obok w³azu, wpad³ do sterburtowej czêci korytarza i pokona³ æwieræ odleg³oci do sterowni, zanim ostatecznie znieruchomia³. Kiedy odzyska³ równowagê i wróci³ do przedzia³u rufowego, Vergere uzbraja³a w³anie wyrzucaj¹ce kapsu³ê w przestworza ³adunki wybuchowe. Han zapuci³ rêkê w g³¹b kulistej bañki, ale co wypchnê³o j¹ na zewn¹trz. Dziêkujê ci, Hanie Solo, ¿e stworzy³e mi okazjê powrotu do istot mojej rasy odezwa³a siê Vergere. Bez uprzedzenia rzuci³a mu wype³nion¹ ³zami bañkê. Dopilnuj, ¿eby to trafi³o do r¹k rycerzy Jedi. Korelianin odruchowo z³apa³ pojemnik, ale w nastêpnej sekundzie odrzuci³ go na bok. Skoczy³ w stronê zamykaj¹cego siê w³azu, lecz by³o za póno. Do ¿ycia obudzi³ siê system ostrzegawczy 307
kapsu³y. Rozb³ys³y alarmowe wiat³a i rozleg³o siê przerywane monotonne buczenie. Han szybko wycofa³ siê w przeciwleg³y k¹t rufowej ³adowni. Rozp³aszczy³ siê na ¿ebrowanych p³ytach pok³adu. Us³ysza³ og³uszaj¹cy huk, który omal nie rozsadzi³ jego uszu. Kad³ub Soko³a zadr¿a³ i kapsu³a poszybowa³a w przestworza. Niech to zaraza! zakl¹³ Solo, zrywaj¹c siê na nogi. Odwróci³ siê i pobieg³ do sterowni. Lec¹c slalomem, Droma nie przestawa³ kierowaæ frachtowca ku fregacie Yuuzhan. Zmieñ kurs! Zawróæ! rykn¹³ Korelianin, opadaj¹c z rozpêdu na fotel pierwszego pilota. Mo¿e by siê tak zdecydowa³?! odkrzykn¹³ w odpowiedzi Droma. Han przej¹³ stery i wystrzeli³ wiec¹ w przestworza. Obróci³ statek o sto osiemdziesi¹t stopni i wykona³ pêtlê. Mia³ nadziejê, ¿e kiedy bêdzie opada³, zobaczy wystrzelon¹ kapsu³ê. I rzeczywicie, krótk¹ chwilê widzia³ j¹ w siatce systemu namierzania. Wkrótce potem tu¿ przed dziobem Soko³a przelecia³ jeszcze jeden wystrzelony przez Yuuzhan ognisty pocisk i Korelianin równie szybko straci³ j¹ z oczu. Wygl¹da³o na to, ¿e p³on¹ca kula puci³a siê w pocig za kapsu³¹ niczym drapie¿nik ladem krwawi¹cej ofiary. W pewnej chwili w przestworzach rozkwit³ b³ysk olepiaj¹cej eksplozji i Han musia³ zamkn¹æ oczy. Kiedy je otworzy³, nie zobaczy³ ju¿ kapsu³y. Kilka sekund póniej wyda³o mu siê, ¿e widzi j¹, jak kieruje siê ku ciemnej stronie upstrzonej g³êbokimi kraterami planetoidy. Istnia³o jednak prawdopodobieñstwo, ¿e uleg³ optycznemu z³udzeniu. Mo¿liwe, ¿e zainstalowany na pok³adzie yuuzhañskiej fregaty dovin basal przechwyci³ kapsu³ê i wci¹gn¹³ na pok³ad. W sterowni Soko³a rozleg³ siê trzask i obudzi³ siê g³onik komunikatora. Hanie, na wszystkie p³omieniste b³yskawice, co wy tam wyprawiacie? Myla³em, ¿e chcielicie, abym was os³ania³! Chcielimy, chcielimy, Mak! odpar³ pospiesznie Solo. Trzymaj siê, Dromo! Sokó³ skrêci³ ostro w bok i wykona³ beczkê, aby wymin¹æ rój nadlatuj¹cych pocisków, a potem przyspieszy³ i skierowa³ siê w stronê kr¹¿ownika-lotniskowca Nowej Republiki. Kiedy artylerzyci okrêtu stwierdzili, ¿e maj¹ wolne pole ostrza³u, dali ognia z luf wszystkich dzia³ równoczenie. Dos³ownie olepili fregatê Yuuzhan Vong 308
nawa³nic¹ turbolaserowych b³yskawic i jonowych strza³ów. Kilku pilotów ostatnich zdolnych do walki koralowych skoczków przyst¹pi³o do samobójczego szturmu na okrêt Nowej Republiki, ale chwilê póniej ich maszyny przemieni³y siê w chmury ognistych szcz¹tków. Za³oga pozbawionej os³ony myliwców fregaty zrezygnowa³a ze cigania Soko³a. Nieprzyjacielski okrêt zmieni³ kurs, przyspieszy³ i wkrótce potem znikn¹³ w nadprzestrzeni. Han wyrówna³ lot frachtowca i poleci³ Dromie zmniejszyæ prêdkoæ. Obaj odprê¿yli siê i rozsiedli wygodnie na fotelach. Wygl¹dali, jakby kto wypuci³ z nich powietrze. Czy to ju¿ koniec? zapyta³ w pewnej chwili Droma. Han kiwn¹³ g³ow¹. Na razie. Ryn spojrza³ z ukosa na partnera i parskn¹³ nerwowym miechem. Wiesz, niemal móg³bym uwierzyæ, ¿e robisz takie rzeczy ca³e ¿ycie powiedzia³. Korelianin wyprostowa³ siê na fotelu i zaszczyci³ Dromê ³obuzerskim, ale zarazem przekornym umiechem. Dlaczego uwa¿asz, ¿e nie robiê? zapyta³, nie przestaj¹c siê umiechaæ.
309
ROZDZIA£
%
G³êboko w podziemiach Coruscant, odizolowana od gwaru i zgie³ku miasta-wiata, mieci³a siê supertajna sala obrad Wywiadu Nowej Republiki. Znajdowa³a siê na samym dnie pionowego szybu zwanego potocznie Czeluci¹. W pozbawionym okien bezpiecznym pomieszczeniu sta³ d³ugi stó³ i kilkadziesi¹t foteli. Siedzia³o na nich dwanacie istot ró¿nych ras i p³ci. Pomieszczenie znajdowa³o siê dok³adnie pod podziemn¹ siedzib¹ agencji Wywiadu, a o jego istnieniu wiedzieli tylko najwy¿si stopniem oficerowie. W sterylnie czystym k¹cie komnaty sta³a doniczka z kwitn¹c¹ wielkolistn¹ rolin¹. Owietlona przez zimny blask jarzeniowych paneli i przesy³ane przez skomplikowany system luster promienie s³oñca, wygl¹da³a jak zjawisko nie z tego wiata. Wszyscy nazywali j¹ Mira¿em. Kiedy od drzwi wejciowych dolecia³ melodyjny kurant, natychmiast umilk³ szmer rozmów, a oczy uczestników zebrania zwróci³y siê w k¹t sali. Do komnaty wkroczy³ dyrektor Dif Scaur. Przyciska³ ³okciem do boku gruby plik duraplastowych dokumentów i optycznych wydruków. Tu¿ za nim wszed³ stalowoszary protokolarny android. Zanim obaj stanêli u szczytu sto³u, wszyscy wstali. Mê¿czyzna jednak nie zwróci³ uwagi na oznaki szacunku. Nachmurzy³ siê jeszcze bardziej i niecierpliwym gestem wolnej rêki da³ wszystkim znak, ¿eby usiedli. Najwyraniej przywyk³ do rozkazywania. S³u¿y³ kiedy w Czwartej Flocie Nowej Republiki w stopniu admira³a. By³ wysoki i chudy jak szczapa i mia³ wodniste b³êkitne oczy. Jego w³osy nad czo³em tworzy³y szpic, co jak twierdzili niektórzy dowodzi³o, ¿e albo jest, albo zostanie wdowcem. Ca³y ranek uczestniczy³em w spotkaniu z pracownikami dowództwa Wojsk Obrony oznajmi³ ponuro bez jakiegokolwiek wstêpu. 310
Doradcy chc¹ mieæ wyczerpuj¹cy raport jeszcze tego popo³udnia. A zatem im szybciej zabierzemy siê do pracy, tym lepiej. Powiód³ spojrzeniem po zebranych i nie ukrywaj¹c gniewu, zatrzyma³ je na twarzy swojej zastêpczyni. Pani pu³kownik Kalenda zacz¹³. Od samego pocz¹tku bra³a pani udzia³ w tej ¿a³osnej operacji. Prosi³bym zatem o wyjanienie kilku w¹tpliwoci. Mo¿e pani zacz¹æ od stwierdzenia, które fragmenty raportu Hana Solo mo¿na uznaæ za fakty, a które trzeba z³o¿yæ na karb jego lekkomylnoci i bujnej wyobrani. Prawdê mówi¹c, nie jestem nawet pewien, jakim cudem uciekinierki dosta³y siê w jego rêce. Belindi Kalenda poruszy³a siê niespokojnie na fotelu. Panie dyrektorze zaczê³a to sta³o siê wtedy, jak major Showolter i uciekinierki zostali zaatakowani przez agentów Brygady Pokoju. Nasi ludzie odparli atak, ale zorientowali siê, ¿e nie s¹ bezpieczni. Wyruszyli wiêc na poszukiwanie innych funkcjonariuszy, którzy tak¿e mieli podró¿owaæ na pok³adzie Królowej Imperium. Kiedy major Showolter spotka³ Solo, doszed³ do wniosku, ¿e i on bierze udzia³ w tej operacji... Czy Han Solo kiedykolwiek pracowa³ dla naszej agencji? przerwa³ Scaur. Kalenda chrz¹knê³a. Có¿, panie dyrektorze, korzysta³am z jego pomocy podczas kryzysu ze Stacj¹ Centerpoint. Nozdrza Scaura gniewnie drgnê³y. To by³o siedem lat wczeniej, pani pu³kownik. Kalenda wytrzyma³a jego spojrzenie. Kiedy major Showolter rozmawia³ z Hanem Solo, by³ bardzo ciê¿ko ranny, panie dyrektorze. Wyraz twarzy Scaura z³agodnia³. Jak siê czuje w tej chwili? Zosta³ paskudnie postrzelony w górn¹ czêæ piersi, ale wiele wskazuje na to, ¿e powraca do zdrowia. Scaur kiwn¹³ g³ow¹ i jeszcze raz powiód³ spojrzeniem po twarzach uczestników zebrania. Sk³adam kondolencje wszystkim wspó³pracownikom Jodea Tee, Saigi Brelya i doktora Yintala z Wywiadu Floty. Zginêli jak bohaterowie, podobnie jak dwaj nasi agenci, którzy mieli siê spotkaæ z Showolterem na pok³adzie Królowej. Zanim zginêli, zostali poddani straszliwym torturom i zapewne dlatego wyjawili agentom 311
Brygady Pokoju nasze has³o. To prawdziwa tragedia. Przeniós³ spojrzenie na Kalendê. A zatem uciekinierki dosta³y siê pod opiekê Hana Solo, a on bez walki przekaza³ je w rêce agentów wroga. Napastnicy dysponowali sposobem zidentyfikowania jednej z nich, zwanej Elan ci¹gnê³a Kalenda. Zabrali j¹ i jej towarzyszkê Vergere na pok³ad swojego wahad³owca. Zamierzali przekazaæ obie Yuuzhanom, ale co im w tym przeszkodzi³o. Wygl¹da na to, ¿e wszystkich otru³a Elan. Za pomoc¹ czego, co wydosta³o siê wraz z jej oddechem, jak s³ysza³em wtr¹ci³ siê Scaur. Tak jest, panie dyrektorze. Solo uwolni³ Elan i Vergere, ale doszed³ do przekonania, ¿e obie odgrywaj¹ kluczow¹ rolê w planie, którego celem by³o wymordowanie jak najwiêkszej liczby Jedi. Jak pan wie, uciekinierki domaga³y siê spotkania z rycerzami. Twierdzi³y, ¿e chc¹ im przekazaæ wa¿ne informacje na temat zarazy, jak¹ jeszcze przed inwazj¹ zaczêli szerzyæ agenci Yuuzhan. Przypuszczamy, ¿e mog³o chodziæ o molekularn¹ chorobê, na któr¹ tylko w ci¹gu ostatniego roku zmar³o blisko sto osób. Nie wiemy jednak, jaki zwi¹zek z t¹ chorob¹ mog¹ mieæ rycerze Jedi. Tak czy owak, Solo zorientowa³ siê, ¿e przechwa³ki Elan o rzekomo wa¿nych informacjach stanowi¹ czêæ podstêpnego planu. Wszcz¹³ wiêc kroki, by wystrzeliæ uciekinierki w przestworza. Niestety, omal sam nie pad³ ofiar¹ Elan... to znaczy jej truj¹cego oddechu, panie dyrektorze. Scaur spogl¹da³ d³u¿szy czas na zastêpczyniê. Nic nie mówi³, jakby siê nad czym zastanawia³. Na jakiej podstawie Solo doszed³ do przekonania, ¿e uciekinierki to skrytobójczynie, a nie polityczni uchodcy? zapyta³ w koñcu. Jak wspomina³am, Solo zorientowa³ siê, ¿e Elan zabi³a agentów Brygady Pokoju, ¿eby uniemo¿liwiæ im przekazanie jej w rêce Yuuzhan. Zebrany z pomieszczeñ wahad³owca osad jest taki sam jak ten zalegaj¹cy na pok³adzie Soko³a Millenium. Dokonalimy autopsji zw³ok znalezionych wewn¹trz wahad³owca Brygady Pokoju, zarówno ludzi, jak i yuuzhañskiego poskramiacza. Wszyscy zmarli w wyniku gwa³townego up³ywu krwi. Razem z powietrzem do ich p³uc dosta³a siê substancja, która rozsadzi³a ich ¿y³y jaka trucizna albo biologiczna broñ nieznanego rodzaju. Scaur zacz¹³ szperaæ w przyniesionych dokumentach. Odszuka³ raport Hana Solo, chwilê go czyta³, a potem rzuci³ na blat sto³u i zacz¹³ bêbniæ po nim palcami. 312
Solo twierdzi, ¿e pozostawione szcz¹tki to pozosta³oci ¿ywych stworzeñ. Utrzymuje, ¿e te stworzenia przypomina³y paj¹ki albo kleszcze, ale pojawi³y siê dos³ownie znik¹d. Kalenda zacisnê³a wargi. Panie dyrektorze, nie bêdê udawa³a, ¿e rozumiem zasadê dzia³ania tej trucizny albo sposób jej szerzenia. Wiem tylko, ¿e Solo mia³ zgin¹æ. A zamiast niego zginê³a Elan stwierdzi³ ch³odno Scaur. Od w³asnej trucizny. Wszystko na to wskazuje rzek³a Kalenda. Sta³o siê to we wnêtrzu ratunkowej kapsu³y, któr¹ póniej pos³u¿y³a siê jej towarzyszka. Czy wiadomo, co sta³o siê z t¹ kapsu³¹? zainteresowa³ siê mê¿czyzna. Jeszcze nie odpar³a Kalenda. Przeszukalimy powierzchniê planetoidy, ale nic nie zalelimy. Istnieje jednak prawdopodobieñstwo, ¿e kapsu³a gdzie tkwi... w jakiej szczelinie, jaskini albo rozpadlinie. Mog³a te¿ zostaæ przechwycona przez za³ogê yuuzhañskiej fregaty albo zniszczona w trakcie walk, jakie toczyli wrogowie z za³og¹ kr¹¿ownika-lotniskowca Thurse. Nadal nie rozumiem, dlaczego Solo, nie porozumiewaj¹c siê z nikim, zdecydowa³, ¿e powinien przekazaæ uciekinierki w rêce wrogów mrukn¹³ Scaur. Nie, cofam to doda³ szybko. Znam dobrze Solo i wiem, ¿e takie postêpowanie doskonale zgadza siê z cechami jego charakteru. Je¿eli mogê co powiedzieæ na jego obronê, panie dyrektorze wtr¹ci³a Kalenda Solo by³ wówczas cigany przez nieprzyjació³. To prawda, ale nieprzyjaciele nie zamierzali odbieraæ mu uciekinierek stwierdzi³ Scaur. Solo by³ przekonany, ¿e Elan zamordowa³a agentów Brygady Pokoju przypomnia³a zastêpczyni. Spodziewa³ siê, ¿e zechce jeszcze raz pos³u¿yæ siê t¹ sam¹ broni¹. By³ pewien, ¿e spróbuje go zamordowaæ, ¿eby nikt nie dowiedzia³ siê o jej tajemnicy. Jak wiadomo, Elan rzeczywicie podjê³a tak¹ próbê. Gdyby Solo zgin¹³, a Elan ponownie wpad³a w nasze rêce, kto wie, jakie szkody mog³aby wyrz¹dziæ. Co wiêcej, panie dyrektorze, od samego pocz¹tku podejrzewalimy, ¿e za jej ucieczk¹ kryje siê zdradziecki plan. Zawiadczyæ mo¿e o tym choæby dowódca kr¹¿ownika Prawdomówny. Scaur odwróci³ siê do niej i pokiwa³ g³ow¹. To prawda, pani pu³kownik przyzna³, chocia¿ niechêtnie. Za³ó¿my na chwilê, ¿e mo¿emy usprawiedliwiæ postêpowanie Solo. 313
Wynikaj¹ st¹d jednak bardzo niepokoj¹ce wnioski. Musimy zupe³nie inaczej spojrzeæ na zwyciêstwa, jakie Nowa Republika odnios³a w sektorze Meridiana i w przestworzach planety Ord Mantell. Z ubolewaniem pokrêci³ g³ow¹. Powinnimy byli pozwoliæ, ¿eby ca³¹ spraw¹ zaj¹³ siê wywiad wojskowy. Czy wiecie, jak teraz wygl¹damy? S³ucham pana? zapyta³a zdezorientowana Kalenda. Ci ze sztabu uwa¿aj¹, ¿e pokpilimy sprawê ci¹gn¹³ Scaur. Chocia¿ Elan stanowi³a dla nas powa¿ne zagro¿enie, moglibymy z niej wiele wyci¹gn¹æ, gdyby przebywa³a w naszym wiêzieniu. Co wiêcej, wszystko wskazuje na to, ¿e kto z dostêpem do najtajniejszych informacji powiadomi³ Brygadê Pokoju o naszych planach przetransportowania Elan na Coruscant. Scaur wyci¹gn¹³ z pliku duraplastowych kart jeden z dokumentów i szybko zapozna³ siê z jego treci¹. Szeciu funkcjonariuszy wywiadu wojskowego, czternastu oficerów sztabowych i kilkoro senatorów, tworz¹cych Radê Bezpieczenstwa i Wywiadu odezwa³ siê po chwili. Kto sporód nich wyjawi³ tajemnicê albo samej Brygadzie Pokoju, albo komu trzeciemu, kto utrzymywa³ z ni¹ bezporedni kontakt. Powiód³ spojrzeniem po twarzach uczestników zebrania. Jak uwa¿acie, kto z grona tych osób móg³ przekazaæ wiadomoæ tak ogromnej wagi? Wszyscy mieli dostêp do tych samych informacji owiadczy³a Kalenda. Ktokolwiek jednak j¹ przekaza³, nie tylko skontaktowa³ siê z agentami Brygady Pokoju, ale tak¿e w³ama³ siê do naszej sieci i wyda³ polecenie zaprzestania nadzoru ca³ej grupy. Wci¹¿ jeszcze badamy lady tego w³amania, panie dyrektorze. To wszystko piêknie brzmi przyzna³ Scaur. Ale nie dostarcza odpowiedzi na bardzo wa¿ne pytanie. Mo¿emy za³o¿yæ, ¿e jedna osoba z tamtego grona jest zdrajc¹. Nie wiemy jednak, czy to oportunista, czy agent nieprzyjació³. S¹dzi pan, ¿e ten kto ukrywa siê pod maskuj¹cym ooglithem? odezwa³ siê kalamariañski oficer, siedz¹cy w przeciwleg³ym krañcu sto³u. Niekoniecznie odpar³ Scaur. Prawdopodobnie istoty rasy Yuuzhan Vong p³aci³y agentom Brygady Pokoju za wiadczone us³ugi. Mog³y tak¿e zap³aciæ temu, kto przekaza³ im tak cenn¹ informacjê. Niewykluczone, ¿e pewni cz³onkowie w³adz Nowej Republiki pozostaj¹ w zmowie z nieprzyjació³mi. 314
I dlatego przekazanie Elan z powrotem w rêce Yuuzhan mog³o pokrzy¿owaæ ich plany uzna³ za s³uszne przypomnieæ bothañski zastêpca dyrektora komórki Wywiadu. Scaur zacz¹³ skubaæ doln¹ wargê. Mo¿liwe, ¿e zdrajca nie zna³ planów Yuuzhan odezwa³ siê w koñcu. Wiedzia³ tylko o ucieczce Elan i Vergere. Nasze rzekome zwyciêstwo w przestworzach planety Ord Mantell przekona³o go, ¿e musi przekazaæ Elan w rêce Yuuzhan, zanim kap³anka wyrz¹dzi jeszcze wiêcej szkód. Czy mo¿liwe, ¿e komu mog³o chodziæ tylko o przetarcie szlaku? zapyta³a Kalenda takim tonem, jakby myla³a na g³os. O nawi¹zanie kontaktów z Brygad¹ Pokoju, ale bez wdawania siê w konszachty z nieprzyjació³mi? Mo¿e Brygada Pokoju szanta¿owa³a przysz³ego zdrajcê? domyli³ siê jeden z mê¿czyzn. Sprawca móg³ mieæ jaki d³ug do sp³acenia. Scaur opar³ ³okcie na stole. Czy jakiekolwiek informacje na ten temat przekazali nam z³apani agenci Brygady Pokoju? zapyta³. Dwóch sporód trzynastu uwiêzionych twierdzi, ¿e ze zdrajc¹ kontaktowa³ siê tylko Reck Desh, ich przywódca rzek³a Kalenda. Desh poniós³ jednak mieræ na pok³adzie wahad³owca. Tych dwóch utrzymuje, ¿e pierwszy kontakt zosta³ nawi¹zany przez komunikator, a jedyne spotkanie w cztery oczy mia³o miejsce na planecie Kuat. Rozmówca Desha by³ telbunem. Scaur skrzywi³ siê, jakby po³kn¹³ co kwanego. Telbunem? Ten telbun móg³ byæ tylko porednikiem miêdzy agentem Brygady Pokoju a zdrajc¹, którego szukamy podsunê³a Kalenda. Dyrektor parskn¹³. Chce mi pani powiedzieæ, ¿e w³aciwie nie wiemy, od kogo zacz¹æ poszukiwania oznajmi³ ponuro. Kalenda kiwnê³a g³ow¹. Ona tak¿e mia³a nieweso³¹ minê. Zawdziêczamy to Elan powiedzia³a. To dziêki niej Reck Desh zabra³ do grobu swoj¹ tajemnicê. Tymczasem w jednym z laboratoriów gwarnego i rojnego Coruscant aczkolwiek na tyle nisko, ¿e strzeliste iglice, gmachy wysokociowców i wie¿e przes³ania³y horyzont i nie pozwala³y 315
mylom ulatywaæ w sin¹ dal zgromadzili siê Kalamarianka Jedi Cilghal, ithoriañski uzdrowiciel Tomla El i lekarz rasy HoDin, Ism Oolos. Wszyscy czekali, a¿ laboratoryjny android medyczny typu MD-1 zakoñczy analizê ³ez, które Vergere zebra³a do plastikowego pojemnika w kszta³cie gruszki, zanim porwa³a kapsu³ê ratunkow¹ Soko³a Millenium i mignê³a w przestworza. Oczekiwanie nie trwa³o zbyt d³ugo. Kilka chwil póniej cz³ekokszta³tny automat dysponowa³ gotowymi wynikami. Mia³y postaæ animowanego hologramu i pokazywa³y nie tylko chemiczny sk³ad, ale tak¿e sposób reagowania z komórkami, pobranymi z wewnêtrznej cianki policzka Mary Jade Skywalker. Chemiczna struktura nie odbiega od tej, jakiej mo¿na by³o siê spodziewaæ odezwa³ siê Tomla El, pochylaj¹c siê w stronê hologramu. Nie mo¿emy jednak ustaliæ, czy rzeczywicie s¹ to ³zy charakterystyczne dla rasy istot, któr¹ reprezentowa³a Vergere. Tak, ale proszê spojrzeæ tutaj wtr¹ci³ siê podniecony Oolos, gestem pokazuj¹c interakcyjny fragment hologramu. Komórki organizmu Mary poch³aniaj¹ p³yn niczym spragnione g¹bki! I popatrzcie, jak reaguj¹! Jakby dostawa³y porcjê rodka od¿ywczego! Chocia¿ wy¿szy ni¿ niejeden Wookie, doktor Oolos by³ chudy jak szczapa. Mia³ szerokie i pozbawione warg usta, a na g³owie koronê z krótkich i grubych warkoczy, które ozdobi³ jaskrawoczerwonymi i fioletowymi cekinami. Podobnie jak Tomla El, by³ ubrany w d³ugi bia³y kitel. Ich laboratoryjne okrycia wyranie kontrastowa³y z ubraniem Cilghal. Kalamarianka mia³a na sobie tunikê i spodnie z jasno¿ó³tego samodzia³u. Wygl¹da zachêcaj¹co przyzna³ Oolos, patrz¹c na pacjentów, którzy odwiedzili laboratorium. Podejdcie, sami siê przekonacie. Trzymaj¹c siê za rêce, Luke i Mara podeszli bli¿ej hologramu. Udawali, ¿e przygl¹daj¹ mu siê z takim samym zawodowym zachwytem, jaki okazywali HoDin i Ithorianin. Mistrz Jedi nie móg³ jednak nie zauwa¿yæ, ¿e Kalamarianka Cilghal skierowa³a jedno wy³upiaste oko na jego ¿onê, a nie na hologram. Tomla El odwróci³ g³owê w stronê Lukea i u¿ywaj¹c obu par ust, oznajmi³: Jestem zaniepokojony. Wszyscy czekali, a¿ powie co wiêcej. Kap³anka Elan dysponowa³a straszliw¹ broni¹ i zosta³a wys³ana przez istoty rasy Yuuzhan Vong z zamiarem wymordowania rycerzy Jedi ci¹gn¹³ Ithorianin. Dlaczego mielibymy przypuszczaæ, 316
¿e Vergere nie by³a jej wspólniczk¹ i nie pomaga³a w wykonaniu zadania? Han Solo uwa¿a³, ¿e by³a. W przeciwnym razie nie odda³by jej w rêce naszych wrogów. Han nie by³ tego pewien odezwa³a siê Cilghal, jakby chcia³a wyrêczyæ Lukea. Nie wiedzia³, co o niej s¹dziæ. Dlaczego mielibymy uwa¿aæ, ¿e Elan by³a nosicielk¹ mierciononej trucizny zapyta³ Tomla El a Vergere nosicielk¹ lekarstwa na chorobê Mary? Mo¿e Vergere nie by³a tym, za kogo siê podawa³a zasugerowa³ Luke. Albo za kogo wszyscy, nie wy³¹czaj¹c Elan, j¹ uwa¿ali. Urwa³ na chwilê, po czym ci¹gn¹³: Han przyznaje, ¿e z pocz¹tku zamierza³ zniszczyæ pojemnik z jej ³zami. Potem jednak przypomnia³ sobie, co Vergere powiedzia³a, zanim porwa³a kapsu³ê. Podziêkowa³a mu za stworzenie okazji powrotu do istot jej rasy. Oczywicie wtr¹ci³ siê obiema parami ust Tomla El. Jego g³os przypomina³ stereofoniczn¹ muzykê. Do Yuuzhan. Han zauwa¿y³ jednak, jak Vergere zareagowa³a, kiedy wypowiedzia³ moje imiê ci¹gn¹³ mistrz Jedi. Droma za stwierdzi³, ¿e kiedy przebywa³ w Sektorze Wspólnym, widywa³ istoty jej rasy. To jeszcze o niczym nie wiadczy odrzek³ Tomla El. Agenci Yuuzhan zaczêli przenikaæ do naszej galaktyki jakie piêædziesi¹t lat temu, a mo¿e nawet wczeniej. Istoty tej samej rasy co Vergere mog³y byæ poddanymi Yuuzhan i przylecieæ z ich galaktyki. Tomla El ma racjê przynajmniej w jednej sprawie oznajmi³ Oolos, odwracaj¹c siê plecami do hologramów. Nie mo¿emy byæ pewni, czy ten rzekomy dar nie stanowi czêci podstêpnego planu. Mo¿e ma wzbudziæ w nas nieuzasadnione zaufanie, a w konsekwencji jeszcze bardziej wyniszczy organizm Mary. Oczy wszystkich skierowa³y siê na kobietê. Chocia¿ w ci¹gu zaledwie kilku tygodni zmieni³a siê w cieñ samej siebie, nadal okazywa³a niezwyk³y hart ducha i odwagê. Jako nie bardzo chce mi siê wierzyæ, ¿e Yuuzhanie zadali sobie tyle trudu, by zabiæ jednego rycerza Jedi, to znaczy mnie powiedzia³a. Zw³aszcza ¿e Elan zamierza³a wymordowaæ wszystkich Jedi. Oolos poleci³ androidowi typu MD, ¿eby wy³¹czy³ hologramy, a potem spêdzi³ minutê czy dwie, pogr¹¿ony w g³êbokiej zadumie. Powinnimy zachowaæ jak najdalej posuniêt¹ ostro¿noæ odezwa³ siê w koñcu. Przeniós³ spojrzenie na plastikow¹ gruszkê. Nie wiemy nawet, czy ten p³yn ma byæ wstrzykniêty, po³kniêty czy rozsmarowany po powierzchni skóry. 317
Dysponujemy pewn¹ wskazówk¹ przypomnia³ Luke. Vergere wykorzysta³a ³zy do zaleczenia rany po strzale z blastera, który trafi³ podró¿uj¹cego na pok³adzie Królowej Imperium oficera Wywiadu Nowej Republiki. Rozsmarowa³a ³zy palcami. Dzia³anie miejscowe wyjani³ Oolos. Cilghal skierowa³a na niego jedno wy³upiaste oko. Ale dolegliwoæ Mary nie ma charakteru miejscowego przypomnia³a. Obejmuje ca³y organizm. Luke pos³u¿y³ siê Moc¹ i przywo³a³ pojemnik do siebie, a potem pochwyci³ go praw¹ d³oni¹. Uniós³ nad g³owê, odwróci³ i przy³o¿y³ do ust. Usi³owa³ wycisn¹æ na jêzyk choæ jedn¹ kroplê, ale w tej samej chwili Mara wyszarpnê³a gruszkê z jego palców. Zanim Luke zd¹¿y³ j¹ powstrzymaæ, wycisnê³a do ust i po³knê³a piêæ czy szeæ kropli. Maro! jêknêli równoczenie Tomla El i Oolos. Kobieta jednak nie sprawia³a wra¿enia nieszczêliwej. Zaczerpnê³a powietrza i szeroko otworzy³a oczy. Och, Lukeu... szepnê³a oszo³omiona i zachwycona. Nie potrafiê dok³adnie okreliæ, co siê ze mn¹ dzieje, ale czujê siê, jakbym napi³a siê wody po wielu dniach obywania siê bez p³ynów. Spojrza³a na d³onie, najpierw na wewnêtrzn¹, a potem zewnêtrzn¹ powierzchniê, i dotknê³a twarzy samymi opuszkami. Czujê w palcach i na policzkach dziwne mrowienie. Luke wyci¹gn¹³ rêkê i delikatnie wyj¹³ pojemnik z d³oni ¿ony. Wycisn¹³ kroplê na jêzyk. Nie czujê nic szczególnego odezwa³ siê po chwili. Mara odebra³a mu plastikow¹ gruszkê i unios³a na wysokoæ serca. Nie ma ¿adnego powodu, ¿eby cokolwiek poczu³ rzek³a cicho. Luke spojrza³ w jej oczy. Maro, muszê ci powiedzieæ jeszcze jedno zacz¹³ powa¿nym tonem. Showolter owiadczy³, ¿e ³zy dzia³aj¹ tylko pewien czas. Przynosz¹ ulgê na krótko. Powiedzia³a mu to Vergere, gdy pospieszy³a mu na ratunek. Kiedy krótko potem spotka³ Hana, zaczyna³ odczuwaæ pierwsze skutki wstrz¹su. To jeszcze nie oznacza, ¿e mój organizm zareaguje w taki sam sposób oznajmi³a stanowczo kobieta. A poza tym, w mojej sytuacji zadowolê siê tymczasow¹ ulg¹. Jeszcze raz g³êboko odetchnê³a i chwyci³a d³oñ mê¿a. Musisz mi na to pozwoliæ, Lukeu. Wiem, ¿e ty i Cilghal robilicie wszystko, by uleczyæ mnie za porednictwem Mocy. Wiem równie¿, ¿e zamykaj¹c siê w sobie, nie 318
u³atwia³am wam zadania. Ta choroba wyniszcza mój organizm od ponad roku. Stanowi powa¿ne zagro¿enie dla mojego ¿ycia. Walczy³am z ni¹ na wszystkie znane sposoby. Za ka¿dym razem wszak¿e przegrywa³am, Lukeu. Przegrywa³am. Unios³a pojemnik na wysokoæ oczu. Je¿eli ten lek wp³ynie niekorzystnie na stan mojego zdrowia, bêdê musia³a walczyæ jeszcze usilniej ci¹gnê³a po chwili. Co mówi mi jednak, ¿e do tego nie dojdzie. Czy ty to rozumiesz? Pozwól przynajmniej, ¿ebymy ledzili stan twojego organizmu zaproponowa³ Tomla El. Je¿eli zacznie siê dziaæ co z³ego, mo¿e zdo³amy przedsiêwzi¹æ odpowiednie kroki. Nie sprzeciwi³ siê Luke, nie odrywaj¹c spojrzenia od twarzy ¿ony. Zrobimy to, jak chce Mara. Kobieta ucisnê³a jego d³oñ, a potem podesz³a do laboratoryjnego sto³u i ostro¿nie wycisnê³a kilkanacie kropli p³ynu na wnêtrze podstawionej d³oni. Zanim jednak zdo³a³a unieæ rêkê do ust albo twarzy, ³zy Vergere zniknê³y. Wsi¹k³y w moj¹ rêkê oznajmi³a zdumiona Mara. Pokaza³a wszystkim wnêtrze d³oni. Oolos podszed³ bli¿ej i spojrza³ w jej oczy. Maro, przynajmniej powiedz nam, co czujesz. Zmagaj¹c siê z dr¿eniem, jakie nagle przeniknê³o jej cia³o, kobieta nabra³a g³êboki haust powietrza. Nie jestem pewna... zaczê³a. Czujê siê... beztroska, odprê¿ona. Wszystko wydaje siê takie wyrane... Zach³ysnê³a siê powietrzem. W rodku, we mnie zaczyna dziaæ siê co dziwnego! Mogê... Nagle jej nogi i rêce zaczê³y dygotaæ. Mara odchyli³a do ty³u g³owê, jakby nie mog³a zaczerpn¹æ powietrza. Prawdopodobnie upad³aby, gdyby Luke nie podbieg³ i nie stan¹³ u jej boku. Szybko, Lukeu, po³ó¿my j¹ na stole poleci³ Oolos. Mistrz Jedi wzi¹³ ¿onê na rêce i delikatnie po³o¿y³ na blacie diagnostycznego sto³u. Mara mia³a zamkniête oczy. W pewnej chwili jêknê³a i objê³a rêkami dr¿¹ce cia³o. Jeszcze kilka sekund i bêdziemy mieli wyniki oznajmi³ Tomla El, nie odrywaj¹c spojrzenia od wywietlaczy kontrolnej konsolety. Luke pochyli³ siê nad ¿on¹. Nie przestawa³ wpatrywaæ siê w jej zamkniête oczy. Maro... szepn¹³ jej prosto do ucha. Maro... Kobieta jeszcze raz jêknê³a, po czym drgnê³a jak obudzona ze snu i otworzy³a oczy. Spojrza³a na mê¿a. 319
Nie wiem... wychrypia³a. Nie potrafiê wyjaniæ, co czujê. Czy naprawdê dokona³am niew³aciwego wyboru, Lukeu? W jej spojrzeniu odmalowa³o siê b³aganie. Przyjrzyj mi siê, Lukeu... Popatrz na mnie... Urwa³a, zamknê³a oczy i zapad³a w sen granicz¹cy ze pi¹czk¹. Luke oderwa³ spojrzenie od jej twarzy i powiód³ nim po kolei po twarzach Cilghal, Tomli Ela i Oolosa, jakby szuka³ w ich oczach pocieszenia. Nadaremnie. Zobaczy³ tylko narastaj¹cy niepokój. Chwilê póniej znów spojrza³ na ¿onê i uwolni³ myli, aby porozumieæ siê z ni¹ za porednictwem Mocy. W tej samej sekundzie spazmatyczne drgawki, jakie dot¹d wstrz¹sa³y jej cia³em, zaczê³y s³abn¹æ i zanikaæ. Miênie siê odprê¿y³y, a na twarzy pojawi³ siê niemia³y umiech. Z zewnêtrznych k¹cików oczu sp³ynê³y ³zy. Luke poczu³ dziwne ciep³o, a pod powiekami wilgoæ zrodzon¹ z ulgi i radoci. W pewnej chwili Mara zamruga³a i otworzy³a oczy. Umiechnê³a siê. Mylê, ¿e to dzia³a rzek³a cicho i zwil¿y³a wargi czubkiem jêzyka. Po chwili znów zamknê³a oczy, jakby chcia³a napawaæ siê tym, czego dowiadcza³a. Czujê, jak co kr¹¿y w moich ¿y³ach... przenika ca³e cia³o. Odnoszê wra¿enie, jakby nagle ka¿da komórka mojego organizmu k¹pa³a siê w jaskrawym blasku s³oñca. Nie otwieraj¹c oczu, namaca³a i chwyci³a d³oñ mê¿a. Przycisnê³a j¹ do piersi. Mylê, ¿e zaczynam nabieraæ si³, Lukeu oznajmi³a. Chyba powracam do zdrowia. Och, Maro odezwa³a siê Cilghal. W jej oczach tak¿e zakrêci³y siê ³zy radoci. Kalamarianka podesz³a do diagnostycznego sto³u i po³o¿y³a p³etwiast¹ d³oñ na ramieniu kobiety. Luke pochwyci³ k¹tem oka sceptyczne spojrzenia, jakie wymienili Tomla El i Oolos. Nie powiedzia³ jednak ani s³owa. Zamiast tego jeszcze raz pos³u¿y³ siê Moc¹, ¿eby dotrzeæ do myli ¿ony. Przekona³ siê, ¿e Mara promienieje. Na jej twarzy pojawi³ siê wyraz niewypowiedzianej rozkoszy. Mistrz Jedi delikatnie pod³o¿y³ d³oñ pod plecy Mary i ostro¿nie wzi¹³ j¹ w objêcia. ¯ona zarzuci³a mu rêce na szyjê i przytuli³a siê do niego z ca³ej si³y. Rozp³aka³a siê ze szczêcia. Nareszcie doczekalimy siê w³asnego zwyciêstwa szepn¹³ Skywalker.
320
ROZDZIA£
&
Leia niemal przebieg³a przez g³ówne drzwi apartamentu i natychmiast skierowa³a siê ku balkonowi. Spieszy³a siê, ¿eby przekazaæ Hanowi i Anakinowi radosn¹ nowinê o poprawie stanu zdrowia Mary. W ostatniej chwili stanê³a obok krêconych schodów, ¿eby nie przeszkadzaæ w rozmowie. Wci¹¿ nie mogê zrozumieæ jednego mówi³ Han. Co w³aciwie podsunê³o mi myl, ¿e trucizna mo¿e kryæ siê w oddechu Elan. Poczu³em siê, jakby ostrzeg³ mnie jaki g³os, który nagle odezwa³ siê w mojej g³owie. To w³anie wtedy przypomnia³em sobie o zestawie narzêdzi. Han siedzia³ na balkonie i wpatrywa³ siê w przeciwleg³¹ cianê pozornie bezdennego permabetonowego w¹wozu. Opar³ jedn¹ stopê o fragment fantazyjnie wykutej barierki. W prawej d³oni trzyma³ zestaw narzêdzi, a u stóp z³o¿y³ podró¿n¹ torbê. Kiedy minê³o sporo czasu i nie doczeka³ siê odpowiedzi Anakina, odwróci³ siê do niego i parskn¹³ krótkim miechem. Dziêkujê. W zamylonym spojrzeniu syna pojawi³o siê zdziwienie. Za co, tato? Za to, ¿e nie powiedzia³e, i¿ s³ysza³em Chewiego... za porednictwem Mocy. Na twarzy ch³opca pojawi³ siê lekki umiech. Nawet mi to nie wpad³o do g³owy. Han uniós³ wskazuj¹cy palec. I nawet nie myl o tym, ¿eby mówiæ o tym wujowi ostrzeg³ z gron¹ min¹. Tylko tego mi brakowa³o, aby Luke dowiedzia³ siê, ¿e s³yszê w g³owie jakie g³osy. Niech to pozostanie tylko miêdzy 21 Próba bohatera
321
tob¹, mn¹ a t¹ podpor¹ schodów, rozumiesz? Odwróci³ siê w stronê Leii. Nie chcia³em ciê uraziæ, kochanie. Leia obdarzy³a go bezczelnie udawanym umiechem. Lepsza podpora schodów ni¿ kula u nogi rzek³a cierpko. Prawda... kochanie? Zadowolony z siebie Han kiwn¹³ g³ow¹, a potem wsta³ i podszed³ do Anakina. Tak czy owak, chcia³em ci podziêkowaæ, ¿e tamtego dnia, kiedy ja i Roa odlatywalimy jego gwiezdnym statkiem, przyszed³e siê ze mn¹ po¿egnaæ. Wyci¹gn¹³ rêkê z zestawem narzêdzi. Gdyby nie to... no có¿, chyba nie muszê koñczyæ. Podziêkuj Chewiemu odrzek³ Anakin. To dzie³o jego r¹k. Han pokrêci³ g³ow¹. Ju¿ podziêkowa³em Chewiemu powiedzia³. To dotyczy tylko ciebie i mnie. Podszed³ jeszcze bli¿ej, chwyci³ syna w ramiona, przyci¹gn¹³ do siebie i serdecznie uciska³. Leia myla³a, ¿e pêknie jej serce. Przy³o¿y³a d³oñ do ust. Zmaga³a siê ze sob¹, by siê nie rozp³akaæ. Han odsun¹³ syna na odleg³oæ wyci¹gniêtych ramion. Przepraszam ciê za wszystko, co powiedzia³em i jak zachowywa³em siê po mierci Chewiego, synu odezwa³ siê cicho. Na Sernpidalu zrobilimy wszystko, co mo¿liwe, i Chewie sobie to uwiadamia³. Obaj doskonale wiemy, kto jest winien jego mierci. Nie chcê jednak, ¿eby chêæ wywarcia zemsty popchnê³a ciê do czego nieprzemylanego. Rozumiesz? Ty, Jacen i Jaina znaczycie dla mnie wiêcej ni¿ mo¿ecie sobie wyobraziæ. Anakin kiwn¹³ g³ow¹ i wyszczerzy³ zêby w umiechu. Jeszcze raz siê uciskali. Muszê lecieæ oznajmi³ Anakin po chwili. Wujek Luke czeka na mnie na Yavinie Cztery. Leia podesz³a do nich i stanê³a obok syna. Jest jeszcze co powiedzia³a. Wygl¹da na to, ¿e ³zy Vergere odnosz¹ po¿¹dany skutek. Przenios³a spojrzenie na twarz Hana. W³anie dowiedzia³am siê od Lukea, ¿e od kilku miesiêcy Mara nie czu³a siê tak dobrze jak w tej chwili. Nikt nie ma pojêcia, co zawieraj¹ te ³zy, ale poprawiaj¹ stan jej zdrowia. Oolos i Tomla El maj¹ nadziejê, ¿e za kilka tygodni Mara zupe³nie wyzdrowieje. Wszyscy troje objêli siê i uciskali, a potem wykonali co w rodzaju radosnego tañca. Pierwszy przerwa³ go Anakin. 322
Najpierw Yuuzhanie zatruli organizm Mary, a potem wys³ali przeciwko nam skrytobójczyniê oznajmi³ z gorycz¹. Pamiêtam, tato, co mówi³e o wywieraniu zemsty, ale to przez nich ta wojna ma dla mnie aspekt osobisty. Mimo i¿ Leia nie wyzby³a siê obaw ani w¹tpliwoci, objê³a syna jeszcze raz i wycisnê³a mocny poca³unek na jego policzku. Uwa¿aj na siebie powiedzia³a. Hej, ch³opcze! krzykn¹³ w lad za nim Han, kiedy Anakin kierowa³ siê w stronê platformy l¹dowiska. Zapewne Lowbacca powiêca ca³y czas na doskonalenie umiejêtnoci Jedi i podobne g³upstwa. Czy istnieje szansa, ¿e on i Waroo zapomn¹ o tym d³ugu ¿ycia? Kiedy ostatnio z nim rozmawia³em, nie mówi³ o niczym innym! odkrzykn¹³ m³ody Jedi. Niech to zaraza mrukn¹³ Solo. Chyba wczeniej czy póniej muszê sam siê tym zaj¹æ. Spojrza³ na ¿onê i lekko siê umiechn¹³. A zatem mimo wszystko, Vergere nie by³a zdrajczyni¹. Pokrêci³ g³ow¹, jakby wci¹¿ jeszcze nie móg³ w to uwierzyæ. Czasami dziwne rzeczy dziej¹ siê na tym wiecie. Cz³owiek wyrusza w podró¿, szukaj¹c jednego, a znajduje co zupe³nie innego. Gdybym nie wiedzia³, ¿e to bzdura, pomyla³bym, ¿e to sprawka Mocy. Leia nie powiedzia³a ani s³owa. Han zmru¿y³ oczy i pokiwa³ g³ow¹. Jaki czas zmaga³ siê z mylami. Wookie maj¹ jedno takie powiedzenie zacz¹³ w koñcu. Twierdz¹, ¿e prawdziw¹ zdobycz¹ ka¿dego polowania jest co, czego nikt siê nie spodziewa³. Czasami zapomina siê o tym, je¿eli d³u¿szy czas nie wyrusza siê na polowanie. Leia us³ysza³a w jego g³osie co, co j¹ zaniepokoi³o. Wskaza³a na podró¿n¹ torbê. Nie rozstajesz siê z tym, odk¹d wróci³e do domu oznajmi³a tak beztroskim tonem, na jaki mog³a siê zdobyæ. Zamierzasz j¹ rozpakowaæ czy mo¿e ka¿esz wypchaæ i powiesisz na cianie? Han siêgn¹³ po torbê. Na razie nie zamierzam jej rozpakowywaæ odpar³ ponuro. Leia zaplot³a rêce na piersi. Chyba powinnam by³a siê tego domyliæ rzek³a. A zatem jeszcze nie wróci³e na dobre do domu? Wróci³em, ale spêdzi³em w nim ju¿ zbyt du¿o czasu. Han obdarzy³ ¿onê szelmowskim umiechem. Domylam siê, ¿e masz doæ mojego dreptania z k¹ta w k¹t po ca³ym apartamencie. 323
Leia nawet nie mrugnê³a. Nie przeinaczaj sensu moich s³ów, Hanie odrzek³a. Mê¿czyzna dgn¹³ siê palcem w pier. Kto, ja? zapyta³ z udawanym zdziwieniem. Chcia³em tylko powiedzieæ, ¿e mam jeszcze kilka spraw do za³atwienia. Na przyk³ad? Na przyk³ad uwolniæ Roê. To na pocz¹tek odpar³ Solo. Po drugie, pomóc Dromie odnaleæ cz³onków klanu. Zapewne wiesz, ¿e ocali³ moje ¿ycie... i to nie raz, ale dwa razy. Leia unios³a g³owê i rozemia³a siê sardonicznie. Chyba nie chcesz powiedzieæ, ¿e masz wobec niego d³ug ¿ycia? zakpi³a. To by³oby zbyt wiele, Hanie, nawet dla ciebie. Solo zmarszczy³ brwi. Nie spodziewasz siê chyba, ¿e zostawiê Roê i Dromê w potrzebie, prawda? zapyta³ z lekk¹ uraz¹. Leia podesz³a bli¿ej. Czy Wookie nie maj¹ jakiego powiedzenia na temat podejmowania bezsensownego ryzyka? zapyta³a. Przed chwil¹ przys³uchiwa³am siê, jak przestrzega³e Anakina przed zrobieniem czego nieprzemylanego, a teraz mówisz, ¿e chcia³by uwolniæ Roê i odnaleæ zaginionych ziomków Dromy. Zdecyduj siê, Hanie, na czym naprawdê ci zale¿y. Widzisz co z³ego w tym, ¿e zale¿y mi na jednym i na drugim? zapyta³ Solo. Leia parsknê³a. Co niesamowitego rzek³a. Zupe³na odmiana. Po¿egnaj siê z dawn¹ osobowoci¹, Hanie. Guzik prawda odpar³ zirytowany mê¿czyzna. To wci¹¿ jestem ja, ten sam, którego polubi³a, kochanie. A poza tym... i kto to mówi? Gdy chodzi³em z k¹ta w k¹t i niepokoi³em siê na Coruscant, ty polecia³a na Dantooine i do przestworzy Szcz¹tków Imperium. Lata³a po ca³ej galaktyce i nara¿a³a siê na takie same niebezpieczeñstwa. Chcesz powiedzieæ, ¿e je¿eli przestanê pomagaæ uchodcom, ty zrezygnujesz z nieodpowiedzialnego postêpowania? Ja postêpujê nieodpowiedzialnie? ¿achn¹³ siê Solo. W takim razie jak nazwiesz to, co ty robisz? Leia zamierza³a co odpowiedzieæ, ale zmieni³a zdanie. Po chwili zaczê³a na nowo. Nowa Republika prze¿ywa teraz trudny okres, Hanie powiedzia³a. Przyda³aby mi siê twoja pomoc. 324
Solo uniós³ rêce na wysokoæ g³owy. Ju¿ kiedy to s³ysza³em. I zazwyczaj bra³e sobie do serca. Han podszed³ do metalowej barierki i zawróci³, ale nie spojrza³ ¿onie w oczy. W pewnym sensie ju¿ pomagam rozwi¹zywaæ twoje problemy powiedzia³. Chodzi mi o to, ¿e Droma i jego ziomkowie tak¿e s¹ uchodcami. Leia umilk³a. Z jednej strony, cieszy³a siê, ¿e jej m¹¿ pogodzi³ siê ze mierci¹ najlepszego przyjaciela i zacz¹³ otrz¹saæ siê z przygnêbienia. Z drugiej jednak, wyczuwa³a, ¿e zamierza u³o¿yæ swoje ¿ycie na nowo... Postêpowa³ tak zawsze, odk¹d go zna³a, a nawet jeszcze d³u¿ej. Osierocone dziecko sta³o siê oficerem imperialnej floty; przemytnik przemieni³ siê w przywódcê Rebeliantów. Han zawsze stara³ siê odrodziæ, ale w coraz to innej postaci. Leia widzia³a Dromê tylko kilka razy i nie mia³a okazji dobrze poznaæ jego charakteru, ale wszystko wskazywa³o, ¿e Ryn jest ulepiony z takiej samej gliny. Pozornie bardzo przejmowa³ siê losem zaginionych cz³onków klanu, ale w g³êbi serca pozosta³ samotnikiem... ¿¹dnym przygód zawadiak¹. Leia przygl¹da³a siê, jak Han podchodzi znów do barierki balkonu. Nie mam pojêcia, jakim cudem tak d³ugo to wytrzymywa³e odezwa³a siê w koñcu. Han odwróci³ siê jak u¿¹dlony i obrzuci³ j¹ zdumionym spojrzeniem. Co wytrzymywa³em? zapyta³. Rodzinne ¿ycie. Wychowywanie dzieci odrzek³a Leia. Co, co nie le¿a³o w twojej naturze. Próbowa³em siê ustatkowaæ burkn¹³ Solo. Usi³owa³ umiechn¹æ siê przekornie, ale nie bardzo mu wysz³o. Pos³uchaj, po prostu muszê lecieæ powiedzia³. Wzywaj¹ mnie obowi¹zki. A co z obowi¹zkami wzglêdem nas? zapyta³a Leia. To nie ma z wami nic wspólnego. Doprawdy? Leia podesz³a do mê¿a. Ju¿ dawno nauczy³am siê, ¿e cz³owieka nie mo¿e krêpowaæ to, co chcia³yby w nim widzieæ inne osoby. I przyznajê, ¿e to mi siê w tobie podoba. Zapamiêtaj jednak jedno, Hanie. Nie jestem Mall¹. Nie zgodzê siê, ¿eby wpada³ do mnie raz czy dwa razy w roku i traktowa³ dom jak bazê swoich eskapad. 325
Han wyd¹³ wargi. Bardzo siê mylisz co do mnie, Leio odpar³. Niesprawiedliwie mnie oceniasz. Na twarzy ¿ony pojawi³ siê nik³y umiech. No có¿, ju¿ wkrótce siê o tym przekonamy, prawda? Han zmarszczy³ brwi i jeszcze chwilê udawa³ nad¹sanego, ale w koñcu pochwyci³ Leiê w ramiona. Zaufaj mi powiedzia³. Leia unios³a i odchyli³a g³owê, ¿eby pos³aæ mu sceptyczne spojrzenie. Ju¿ kiedy to s³ysza³am rzek³a z udawan¹ powag¹. Han uniós³ jej rêkê do ust i z³o¿y³ poca³unek na d³oni. Schowaj do kieszeni na póniej powiedzia³. Schyli³ siê i podniós³ podró¿n¹ torbê. Przewiesi³ pas przez ramiê i nie ogl¹daj¹c siê, skierowa³ na platformê l¹downicz¹. W innym miejscu apartamentu pañstwa Solo przebywali Threepio i Artoo-Detoo. Zobowi¹zani do zapoznawania siê z najwie¿szymi informacjami, w³anie koñczyli ogl¹daæ najnowsze hologramy lokalnych dzienników i HoloNetu. Mimo i¿ trójwymiarowe wietliste wizerunki wci¹¿ jeszcze by³y wywietlane przez rzutniki hologramów, oba automaty zwraca³y wiêksz¹ uwagê na w³asne obwody ni¿ na obrazy. Zapewne nic nie mog³o zakoñczyæ siê pomylniej odezwa³ siê z³ocisty android do bary³kowatego partnera. Pani Mara jest bliska wyzdrowienia, pan Han wróci³ do domu, a Yuuzhanie ponieli kilka dotkliwych pora¿ek. Nie cieszy³bym siê bardziej, nawet gdybym wynurzy³ siê z orzewiaj¹cej k¹pieli olejowej w luksusowym kurorcie dla automatów. Artoo obróci³ pó³kulist¹ kopu³kê i odpowiedzia³ seri¹ fa³szywie brzmi¹cych pisków i nieudolnie modulowanych gwizdów. C-3PO spojrza³ na niego podejrzliwie. Co chcia³e przez to powiedzieæ? zapyta³ w koñcu. Dlaczego uwa¿asz, ¿e kto musi sprawdziæ dzia³anie mojego neuronowego procesora? Wiesz co o wydarzeniach, o jakich ja nie s³ysza³em? R2-D2 wyda³ kilka krótkich wistów. Pan Han nie wróci³ do domu? zdziwi³ siê android. Artoo-Detoo zakwili³, ¿eby zwróciæ uwagê protokolarnego partnera na ekran monitora. Widnia³ na nim obraz przekazywany przez 326
kamerê z platformy l¹downiczej. Na ekranie mo¿na by³o zobaczyæ, jak pan Solo zmierza na l¹dowisko rodków transportu publicznego. Pani Leia, przyciskaj¹c palec do warg, odprowadza³a go zaniepokojonym spojrzeniem. O rety, masz racjê przyzna³ C-3PO. A mo¿e chodzi o jak¹ drobnostkê? R2-D2 wojowniczo zawiergota³. Sk¹d mogê wiedzieæ, dlaczego zabra³ podró¿n¹ torbê i z jakiego powodu pani Leia sprawia wra¿enie tak zdenerwowanej? zapyta³ Threepio. Jestem pewien, ¿e istnieje jakie rozs¹dne wyjanienie. Astromechaniczny robot pozwoli³ sobie na przeci¹g³y i pogardliwy pisk. Co masz na myli? ¿achn¹³ siê android. Dlaczego mia³oby chodziæ wy³¹cznie o to, aby Nowa Republika uwierzy³a, ¿e odnios³a zwyciêstwo w bitwie o Ord Mantell? C-3PO wzi¹³ siê pod boki. Nie mam pojêcia, sk¹d ty masz takie informacje. Sugerujê, ¿eby zwraca³ wiêksz¹ uwagê na wszystko, co dzieje siê wokó³ ciebie, zamiast pod³¹czaæ siê na tak d³ugo do HoloNetu. Artoo-Detoo obróci³ kopu³kê i skierowa³ fotoreceptor na najnowszy hologram. Przekazywany na ¿ywo ze rodkowych Rubie¿y obraz ukazywa³ setki najró¿niejszych automatów. Ucieka³y w panice przed t³umem rozjuszonych ¿ywych istot, które najwyraniej chcia³y je zniszczyæ. O rety! wykrzykn¹³ zaniepokojony Threepio. Chwilê potem ponownie przemówi³ gderliwym tonem. Widzê, Artoo, ¿e nadal bardzo starasz siê widzieæ wszystko w czarnych barwach. Powiem ci co, co mo¿e w koñcu wyrwie ciê z ponurego nastroju. Bez wzglêdu na to, co zaprezentujesz moim fotoreceptorom, ju¿ nigdy nie us³yszysz, ¿e niepokojê siê z powodu wy³¹czenia albo skasowania zawartoci pamiêci. Seria gniewnych pisków, jakimi odpowiedzia³ Artoo, bardzo przypomina³a ironiczne parskniêcie. No có¿, z pewnoci¹ nie zrozumiesz, o co mi chodzi, poniewa¿ nigdy siê nad tym nie zastanawia³e ci¹gn¹³ niezra¿ony android. Nie mo¿esz wiedzieæ, ¿e obawa przed wy³¹czeniem wynika z niezdrowej chêci przed³u¿enia okresu nieprzerwanego funkcjonowania. Je¿eli jednak spojrzysz na problem z odpowiedniego dystansu, nawet ty dojdziesz do wniosku, ¿e nie ma siê czego obawiaæ. Tym razem z serii pisków Artoo przebija³a nieskrywana pogarda. 327
Uwa¿aj, co mówisz, ty bary³ko na odpadki ofukn¹³ go C-3PO. I co z tego, ¿e zaczynam myleæ jak istota ludzka? Powiedzia³e to tak, jakby widzia³ w tym co z³ego. Artoo-Detoo odpowiedzia³ d³ug¹ seri¹ pisków i gwizdów. Ach, a wiêc zamierzasz o wszystkim mi przypomnieæ, kiedy zostaniemy przetopieni na czêci zapasowe, prawda? obruszy³ siê Threepio. Dlaczego uwa¿asz, ¿e bêdziesz wówczas w stanie cokolwiek mi przypominaæ? Musisz wiedzieæ, ¿e pan Solo co mi obieca³. Powiedzia³, ¿e przechowa ca³¹ zawartoæ mojej pamiêci w jakim banku danych. Gdyby nagle moje metalowe cia³o uleg³o zniszczeniu, przeka¿e myli i wspomnienia do innego cia³a. Kto wie, mo¿e to bêdzie nowy model protokolarnego androida, wyposa¿ony w werbomózg typu AAA-2 firmy SyntheTech? R2-D2 odpowiedzia³ tak pogardliwym prychniêciem, ¿e wszelka dyskusja z nim sta³a siê pozbawiona sensu. Zreszt¹ astromechaniczny robot i tak odwróci³ siê i potoczy³ do wyjcia. Gdzie powinienem umieciæ sworzeñ ogranicznika? zapyta³ wstrz¹niêty Threepio. Muszê zapamiêtaæ, aby uprzedziæ pana Lukea, ¿e twoje obwody uleg³y nieodwracalnemu uszkodzeniu. No, dalej, jed sobie! ponagli³ znikaj¹cego w drzwiach partnera. Wkrótce przekonasz siê, dok¹d ciê to zaprowadzi. A kiedy wrócisz, bêdziesz mnie prosi³, abym powiedzia³ ci wszystko, co wiem, jak staæ siê prawdziw¹ osob¹... Jego monolog przerwa³o nagle dziwne dr¿enie. Zdezorientowany android urwa³ w pó³ zdania i przekrzywi³ g³owê. Ró¿ne inteligentne istoty czêsto uwa¿a³y go za gadatliwego, wcibskiego, gderliwego i zarozumia³ego. Chyba jednak by³o w tym sporo prawdy. Tak czy owak, wszystko przemawia³o za tym, ¿e uzyskanie lepszego wgl¹du w istotê egzystencji uwypukli³o i te cechy jego charakteru. Protokolarny android zaczyna³ dochodziæ do przekonania, ¿e jeli cen¹ za uzyskanie wiêkszej wiadomoci mia³a byæ choæby czêciowa utrata obiektywizmu i logicznego mylenia, mo¿e nie warto by³o o to zabiegaæ. No có¿, nic dziwnego, ¿e inteligentne ¿ywe istoty rozwi¹zuj¹ konflikty, tocz¹c wojny powiedzia³ do siebie. Opuci³ rêce i wyprostowa³ g³owê, a potem pospieszy³ w lad za astromechanicznym partnerem.
328
ROZDZIA£
'
Harrar przeklina³ dzieñ, w którym dosta³ polecenie pozostania jeszcze jaki czas w przestworzach planety Obroa-skai. Jej powierzchniê wci¹¿ szpeci³y liczne kratery i blizny po ciosach, jakie zadali artylerzyci yuuzhañskich okrêtów. Kap³an widzia³ j¹ doskonale przez kryszta³owo przejrzysty iluminator orodka dowodzenia swojego przypominaj¹cego czarny klejnot statku. Otoczona ca³unem szarych chmur planeta wygl¹da³a na zbyt zmêczon¹, ¿eby chocia¿ obracaæ siê wokó³ osi. Harrar patrz¹c na ni¹ cierpia³ katusze; nie czeka³o go ³atwe zadanie. Musia³ wyjaniæ, dlaczego u³o¿ony przez niego i Noma Anora plan najprawdopodobniej spali³ na panewce. W tej chwili, ekscelencjo, nie jestemy absolutnie pewni, czy Elan i Vergere przebywaj¹ w wiêzieniu wrogów, czy tylko zaginê³y powiedzia³. Albo zginê³y doda³ ze z³oliwym umieszkiem stoj¹cy za nim komandor Tla. Harrar zastanawia³ siê, jak dok³adnie powiêcony villip przekaza³ wizerunek jego skrzywionej twarzy wszystkim, którzy widzieli go i s³uchali. wiadkami rozmowy by³y trzy osoby: arcykap³an Jakan ojciec Elan, przywódca domeny i doradca najwy¿szego lorda Shimrry, Nas Choka najwy¿szy stopniem dowódca okrêtu flagowego yuuzhañskiej floty oraz prefekt Drathul administrator wiatostatku Harla. Po³¹czone za pomoc¹ wiadomoci villipy wszystkich trzech spoczywa³y w pojemnikach, przypominaj¹cych ogromne kieliszki do jajek. Umieszczono je miêdzy Harrarem a widokiem planety, który napawa³ go takim obrzydzeniem. Na uwagê komandora Tli zdecydowa³ siê odpowiedzieæ Jakan. 329
Dlaczego uwa¿a pan, komandorze, ¿e do mo¿liwych rezultatów misji Elan nale¿y zaliczyæ tak¿e mieræ? zapyta³. Villip arcykap³ana wygl¹da³ bardzo okazale, ale nie w pe³ni oddawa³ wszystkie szczegó³y jego zdeformowanej twarzy. Zniekszta³ca³ zw³aszcza pêkaty nos i g³êboko osadzone oczy. Tla odwróci³ siê do jednego z nadawczych villipów. Chocia¿ ostrzeliwalimy statek Nowej Republiki, na którego pok³adzie przebywa³y Elan i Vergere, jego pilot nie przestawa³ lecieæ w kierunku naszego okrêtu. To oczywiste, ¿e usi³owa³ przekazaæ kap³ankê w nasze rêce. Barbarzyñski dowódca musia³ siê domyliæ, ¿e unieruchomilimy wahad³owiec i ¿e Elan zamordowa³a wszystkich cz³onków jego za³ogi. W ostatniej chwili, zanim statek Nowej Republiki zmieni³ kurs i zawróci³, z jego pok³adu wystrzeli³a w przestworza ratunkowa kapsu³a. Nom Anor nie zdo³a³ jednak jej przechwyciæ. Egzekutor poruszy³ szczêk¹, ale nie usi³owa³ nikogo przepraszaæ. A zatem by³y czynione jakie starania w tym kierunku? zapyta³ Jakan. Ja siê o to stara³em przyzna³ Nom Anor. Wiedzia³ pan, ¿e ewentualny sukces tej akcji ska¿e plan Harrara na niepowodzenie? Egzekutor spogl¹da³ chwilê na kap³ana. Potem tylko kiwn¹³ g³ow¹. Nagle o¿ywi³ siê villip Choki. Najwy¿szy dowódca chcia³ rozmawiaæ z komandorem Tl¹ i jego kocistym taktykiem. Fantazyjny tatua¿ na twarzy dostojnego Yuuzhanina wiadczy³ o pe³nionej funkcji, a ledwo zauwa¿alny meszek na brodzie i krótkie w¹sy nadawa³y jego twarzy szlachetny wygl¹d. Jak s³ysza³em, komandorze, pañski udzia³ w tym planie polega³ na upewnieniu siê, ¿e Nowa Republika odniesie zwyciêstwo, dziêki czemu uwierzy w opowiedzian¹ przez Elan historiê. Osadzone skonie w dó³ oczy Choki nad du¿ymi, obwis³ymi niebieskawymi workami skierowa³y siê na twarz taktyka. Ile nas to kosztowa³o? Przedsiêwziêcie okaza³o siê bardzo kosztowne, najwy¿szy dowódco zacz¹³ Raff. Powiêcilimy wiele koralowych skoczków. Pozwolilimy na zniszczenie kilku ma³ych okrêtów. Straty nie by³yby tak dotkliwe, gdybymy mogli je szybko powetowaæ. Tymczasem mo¿liwoci Belkadana i Sernpidala s¹ ograniczone i tempo dostaw nowego sprzêtu uleg³o wyranemu os³abieniu. Je¿eli 330
pragniemy nadal równie skutecznie broniæ jednostek naszej floty, powinnimy powiêciæ kilka du¿ych okrêtów, ¿eby zwiêkszyæ liczbê koralowych skoczków. Mo¿emy tak¿e na pewien czas zrezygnowaæ z pod¹¿ania inwazyjnym korytarzem i uzupe³niæ stan liczebny naszej floty, przygotowuj¹c do hodowli korala yorik nowe wiaty. Raff odwróci³ siê i wskaza³ Noma Anora. Egzekutor Nom Anor zapewni³ nas, ¿e ciep³ego przyjêcia mo¿emy spodziewaæ siê w pobliskim sektorze zwanym Przestworzami Huttów. Twierdz¹c, ¿e rz¹dz¹ce nimi istoty, Huttowie, nie chcia³yby toczyæ z nami wojny. Nom Anor zapewni³... odezwa³ siê pogardliwym tonem Choka. Proszê mówiæ dalej, taktyku. Raff lekko kiwn¹³ g³ow¹. Wojskowi Nowej Republiki zgromadzili swoje okrêty w takich miejscach, ¿eby mogli broniæ J¹dra galaktyki. Mo¿liwe, ¿e myl¹ o zorganizowaniu kontrataku. Jestem przekonany, ¿e zdo³amy go odeprzeæ, ale chcia³bym zwróciæ uwagê na pewien fakt. Wrogowie powoli zaczynaj¹ siê uczyæ, jak wywodziæ w pole dovin basale i ograniczaæ skutecznoæ dzia³ania naszego uzbrojenia. Nie zgadzam siê na powiêcanie ¿adnych okrêtów oznajmi³ gderliwym tonem Choka. Wkrótce opuszczê nasze stocznie w okolicy Sernpidala i przylecê do was z m³odym yammoskiem. tym czasie flota ma skierowaæ siê do Przestworzy Huttów. Jej dowódc¹ zostanie komandor Malik Carr. Wojskowy wyst¹pi³ o krok i zasalutowa³. W zwi¹zku z tym komandor Tla i kap³an Harrar wycofaj¹ siê do Odleg³ych Rubie¿y. Obaj Yuuzhanie przyjêli rozkaz do wiadomoci, nie mówi¹c ani s³owa. Chwilê potem oczy wszystkich zwróci³y siê na trzeciego villipa, po³¹czonego wiadomoci¹ z prefektem Drathulem. Pragn¹³bym porozmawiaæ tylko z egzekutorem Nomem Anorem odezwa³ siê Yuuzhanin. Kiedy wszyscy pozostali opucili orodek dowodzenia, krzaczaste brwi prefekta zmarszczy³y siê, a na szerokiej twarzy pojawi³y siê z³owieszcze zmarszczki. Co w³aciwie siê tam sta³o, egzekutorze? zapyta³ Drathul. Nom Anor lekcewa¿¹co machn¹³ rêk¹. Ca³¹ winê ponosz¹ Harrar i Elan powiedzia³. Nie potrafili improwizowaæ. 331
Czy w pokrzy¿owaniu naszych planów mieli udzia³ rycerze Jedi? Mo¿liwe, ¿e maczali w tym palce przyzna³ niechêtnie egzekutor. Drathul kiwn¹³ g³ow¹. Dotar³o do moich uszu, ¿e czêæ winy ponosz¹ tak¿e niektórzy twoi agenci. Starali siê tylko ochraniaæ nasze interesy, nic wiêcej. Prefekt zastanawia³ siê kilka chwil nad tym, co us³ysza³. Dla twojego dobra, egzekutorze odezwa³ siê w koñcu lepiej, ¿eby to by³a prawda. Po pora¿ce, jak¹ ponieli Praetorite w systemie Helski, mistrz wojenny Tsavong Lah nie bêdzie tolerowa³ kolejnego niepowodzenia, którego by³by sprawc¹. Nom Anor kiwn¹³ g³ow¹. Rozumiem, prefekcie odpar³ pokornym tonem. Opracowujê nowy plan i zamierzam wprowadziæ go w ¿ycie, kiedy nasza flota znajdzie siê w Przestworzach Huttów. Nie spraw mi zawodu. Ma pan moje s³owo. Co wiêcej, mo¿e siê okazaæ, ¿e mamy sprzymierzeñca na samej Coruscant. Na razie nie wiemy, kim jest, ale przypuszczamy, ¿e to wysoki stopniem dowódca si³ zbrojnych albo szef komórki Wywiadu Nowej Republiki. Próbowa³ porozumieæ siê ze mn¹ za porednictwem moich agentów. To ciekawe oznajmi³ wyranie o¿ywiony Drathul. Dowiedz siê, kto to. Oczywicie. Jeszcze ostatnie pytanie, egzekutorze. Czy uwa¿asz, ¿e nie docenilimy tych niewiernych? Nom Anor parskn¹³ pogardliwie. Ich, prefekcie? zapyta³. Je¿eli czego nie docenilimy, to tylko ich wielkiego szczêcia. Mielimy wielkie szczêcie! zawo³a³ Droma z grzbietu Soko³a. Kilka niewielkich ladów trafieñ w okolicach rufowych dysz wylotowych. Trochê plastali i lakieru i wszystko powinno wygl¹daæ jak nowe. Nie mamy na to czasu odpar³ Han, stoj¹cy na poplamionej p³ycie l¹dowiska 3733. A poza tym, nie mam nic przeciwko temu, ¿eby kad³ub by³ podrapany i powgniatany. 332
Sokó³ tkwi³ nadal na podporach, po³¹czony przypominaj¹cymi pêpowiny pêkami kabli i giêtkimi rurami z diagnostycznymi monitorami, cinieniowymi pompami oraz zbiornikami z ciek³ymi metalami i ch³odziwem. Solo i Droma spêdzili ostatnie dwa dni, sprawdzaj¹c stan pok³adowych urz¹dzeñ i podzespo³ów, a tak¿e umieszczonych na zewn¹trz elementów systemu sterowania. Niektóre modu³y musieli wymieniæ albo naprawiæ, ale wiêkszoæ czasu zajê³o im porz¹dkowanie. Droma udowodni³, ¿e jest zrêcznym mechanikiem; radzi³ sobie jednak lepiej z intuicyjnym odgadywaniem przyczyn niesprawnoci ni¿ usuwaniem ich za pomoc¹ makrospawarek albo hydrokluczy. Je¿eli siê nad tym d³u¿ej zastanowiæ, polakierowanie kad³uba nie by³oby wcale takim g³upim rozwi¹zaniem odezwa³ siê Han chwilê póniej. Po tym, co siê sta³o w systemie Bilbringi, chyba wszyscy piloci yuuzhañskich okrêtów i koralowych skoczków maj¹ kabiny wytapetowane wizerunkami Soko³a. Pod warunkiem, ¿e nowa pow³oka lakieru bêdzie wygl¹da³a lepiej ni¿ zarost na twojej brodzie zauwa¿y³ Droma. Han zmarszczy³ brwi i przeci¹gn¹³ d³oni¹ po policzku. I kto tu mówi o zarocie rzek³ po chwili. Twoje w¹sy s¹ tak d³ugie, ¿e jeszcze trochê i bêdziesz potyka³ siê o ich koñce. Ryn zsun¹³ siê po burcie i zrêcznie zeskoczy³ na p³ytê l¹dowiska. Han rzuci³ mu czyst¹ cierkê i przygl¹da³ siê, jak istota wyciera d³onie, a potem czyci jedwabist¹ sieræ. W pewnej chwili Droma musia³ zorientowaæ siê, ¿e Han go obserwuje, gdy¿ uniós³ g³owê i zapyta³: O co chodzi? Korelianin zmusi³ siê, by nie wyszczerzyæ zêbów. O nic odpar³ obojêtnym tonem. Nie zechcia³by od³¹czyæ kabli zasilaj¹cych? zapyta³. Ja zaj¹³bym siê pompami i wê¿ami. Droma wzruszy³ ramionami. Proszê bardzo. A zatem w³aciwie jestemy gotowi do odlotu. Droma przygl¹da³ mu siê kilka chwil w milczeniu. Leia nie przyjdzie ciê po¿egnaæ? zapyta³ w koñcu. Chyba nie odrzek³ Solo. Wielka szkoda. Chcia³em powiedzieæ jej do zobaczenia. Nastêpnym razem oznajmi³ machinalnie Han. Chwilê póniej zreflektowa³ siê i szybko doda³: Tylko ¿e najprawdopodobniej nie bêdzie ¿adnego nastêpnego razu. 333
No có¿, w takim razie po¿egnaj j¹ w moim imieniu westchn¹³ Ryn. Nastêpnym razem, kiedy j¹ zobaczysz. Han spiorunowa³ go spojrzeniem. Chyba mnie nie zrozumia³e burkn¹³. Nie chcia³bym, ¿eby za bardzo polubi³ przesiadywanie w fotelu drugiego pilota. Jestem na to zbyt m¹dry odpar³ Droma. Chcê ci powiedzieæ, ¿e nie uwa¿am tego uk³adu za co trwa³ego ciagn¹³ Solo. Chodzi mi o mnie i o ciebie. Latamy razem, dopóki nie odnajdziemy cz³onków twojej rodziny. Na twarzy istoty pojawi³ siê nik³y umiech. A co z rachunkiem, jaki móg³bym ci wystawiæ? Pos³uchaj, kolego odpar³ cierpko Korelianin. Istoty ludzkie nie wierz¹ w co takiego jak d³ug ¿ycia. Ilekroæ kto wywiadcza nam przys³ugê, odwdziêczamy siê tym samym, ale na tym koniec. Uwa¿amy, ¿e sprawa za³atwiona. Pomogê ci znaleæ ziomków, ale potem ka¿dy pójdzie w swoj¹ stronê. Rozumiesz? Chodzi ci o to, abym przypadkiem nie pomyla³, ¿e móg³bym lataæ z tob¹ tym zabytkiem po ca³ej galaktyce? domyli³ siê Droma. Han parskn¹³. Mia³e o nim lepsze mniemanie, kiedy cigalimy Recka Desha przypomnia³ z kwan¹ min¹. Stara³em siê byæ uprzejmy odpar³ Ryn. Doszed³em do przekonania, ¿e jeste bardzo wra¿liwy na punkcie swojego statku. Jasne mrukn¹³ Solo. Móg³bym siê za³o¿yæ. Na kilka chwil zapad³a niezrêczna cisza. Pierwszy przerwa³ j¹ Droma. Zajmê siê tymi kablami oznajmi³ cicho. Ruszy³ w kierunku rufy, ale Han zawo³a³ w lad za nim: Hej, Dromo! Nie przejmuj siê, znajdziemy twoj¹ siostrê! Wyszczerzy³ zêby w przekornym umiechu. Nawet gdybymy musieli przeszukaæ po³owê galaktyki!
334
PODZIÊKOWANIA
Pragnê serdecznie podziêkowaæ ni¿ej wymienionym osobom za to, ¿e podtrzymywa³y mnie na duchu i pomaga³y w pracy: Danowi Wallaceowi, najlepszemu znawcy wszechwiata Gwiezdnych Wojen, Robowi Brownowi za sugestie, które pomog³y nadaæ ostateczny kszta³t rozdzia³owi siódmemu, i Aleksowi Newbornowi za to, ¿e podsun¹³ mi pomys³ wprowadzenia nowego bohatera w rozdziale czternastym. Na podziêkowania zas³uguj¹ równie¿: Mike Kogge, Matt Olsen, Eelia Goldsmith Henderscheid, Enrique Guerrero i Kris Boldis za celne uwagi i uszczypliwe komentarze; inni autorzy: Robert Salvatore, Mike Stackpole i Kathy Tyers za pomoc w dopracowaniu szczegó³ów, a tak¿e Shelly Shapiro, Sue Rostoni i Lucy Autrey Wilson, bez których nie mog³aby powstaæ Nowa era Jedi. Sk³adam równie¿ wyrazy ogromnej wdziêcznoci swojemu zmar³emu przyjacielowi i wspó³pracownikowi, Brianowi Daleyowi.
335